Autor: John Verdon
Tytuł: Wyliczanka
Tytuł oryginału: Think of a Number
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 500
Dave Gurney jest zaskoczony, kiedy po wielu latach milczenia odzywa się do niego jego dawny przyjaciel ze studenckich czasów Mark Mellery. Okazuje się, że Mark ma niecodzienny problem i potrzebuje szybkiej interwencji. Mężczyzna otrzymał dwa tajemnicze listy: w pierwszym nadawca prosi go o pomyślenie jakiejś przypadkowej liczby, w drugim jest tylko liczba - ta sama o której pomyślał Mark. To przelewa czarę goryczy i wzbudza nieopisany strach. Czy Mellery padł ofiarą okrutnego żartu? Niestety tropem mężczyzny podąża nieznajomy i przysyła mu jeszcze więcej listów pisanych wierszem. Kiedy dochodzi do ostatecznego i Mark pada ofiarą morderstwa Dave decyduje się całkowicie zaangażować w sprawę. Czy uda mu się odnaleźć tajemniczego mordercę i rozwiązać zagadkę liczb?
"Nasze wybory mają czasami konsekwencje, które trudno przewidzieć."
Jak dużo jest wyliczanki w "Wyliczance"? Prawidłowa odpowiedź brzmi: wcale. Przeczytałam całą książkę wyłącznie dlatego, że naiwnie czekałam na rozwinięcie gry psychopatycznego mordercy. Owszem, zapowiadało się naprawdę dobrze - pojawiła się zapowiedziana gra, ale kogo zadowoli jedno odwołanie w kryminale, który powinien opierać się na całej masie podobnych wyliczanek? Zaczęło się ciekawie - od podrzucenia wiadomości mrożącej krew w żyłach - morderca poprosił o pomyślenie numeru, następnie polecił spojrzeć na kartkę, tą samą na której był identyczny numer. Jak to możliwe? Przerażona ofiara jest przekonana, że nieznajomy czyta jej w myślach. W dodatku tajemnicze wiersze w niezrozumiały sposób dotykają prywatnego życia Marka Melleryego, pechowej ofiary. Tutaj do akcji wkracza niezrównany detektyw Dave Gurney wraz ze swoim niezłomnym umysłem. Przecież w kryminale nie może zabraknąć wszystkowiedzącego detektywa, prawda?
Zdecydowaną siłą napędową popychającą mnie do czytania książki byłam ja sama. Cały czas liczyłam, że w końcu przyjdzie zaskoczenie, że już na kolejnej stronie nastąpi przełom. Tak dotarłam do strony ostatniej, gdzie przełom faktycznie nastąpił - męczarnia się zakończyła, a książka dobiegła końca. Fabuła zapowiadała się niezwykle interesująco - igrający nie tylko z ofiarami i policją, ale i czytelnikiem morderca. Faktycznie to było punktem centralnym, ale pozostała akcja uczepiła się tego niemal nie odbiegając od tematu. Autor wykazał duże predyspozycje do tworzenia pustych słów - wiele powtórzeń, liczne powroty do wydarzeń - w pewnym momencie skapitulowałam i przestałam czytać powtarzającą się sumę czeku wysłanego przypadkowemu adresatowi opiewającemu na sumę dwustu osiemdziesięciu dziewięciu dolarów i osiemdziesięciu siedmiu centów. W książce ta liczba powtarza się tak wiele razy, że wyrwana ze snu jestem w stanie wyrecytować ja bez zająknięcia. Podobnie jest z centralnym punktem fabuły, czyli zagadkowym mordercą czytającym w myślach. Chociaż Dave Gurney jest sprytnym detektywem i podąża wieloma tropami nieustannie wracałam wraz z nim do punktu wyjścia.
"Ból pozostaje właśnie dlatego, że odmawiamy
szukania jego źródła. Nie potrafimy go zidentyfikować, bo odmawiamy
poszukania jego korzeni."
Moje wielkie pokłady nadziei zaliczyły jeszcze większy upadek, ale co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Dostałam kolejną nauczkę, że okładkowy opis nie idzie na równi z fabułą. Wyliczanek zabrakło, otrzymałam za to pusty tekst, z przewidywalnymi bohaterami i jeszcze bardziej przewidywalną akcją, z absurdalnym zakończeniem. Wzbraniałam się jak mogłam od główkowania nad tym kto jest mordercą, ale długo nie wytrzymałam i zagadkę rozgryzłam jeszcze przed przeczytaniem połowy książki. Rozczarowałam się i to bardzo, bo stawiałam na wielki, manipulacyjny kryminał psychologiczny. Z kolei nie czytając zawsze żałowałabym, że być może ominęło mnie coś naprawdę dobrego. Dlatego nie będę ani polecać, ani namawiać na porzucenie lektury. Jeśli macie ochotę - sięgnijcie, ale jeśli nie, nie żałujcie.
Ocena: 2/6
Sama bym skusiła się na książkę po przeczytaniu tytułu i opisu. Szkoda, że nie ma w niej "tego" czegoś.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko mam ochotę na tą książkę :)
OdpowiedzUsuńOj, takie historie są najgorsze :/ Zawsze mam problem z doczytaniem do końca takich ehm... gniotów? ^^
OdpowiedzUsuńZ opisu książka prezentuje się rewelacyjnie, ale jak widzę, jednak zawartość nie jest tak dobra :(
OdpowiedzUsuńSzkoda, że się zawiodłaś, ale mam nadzieję, że szybko zapomnisz o tym rozczarowaniu sięgając po inną, znacznie lepszą powieść.
OdpowiedzUsuńNiedawno stałam się posiadaczką tej powieści i straciłam do niej zapał, bo też liczyłam na wyrafinowaną grę pomiędzy bohaterem a mordercą. A tu się okazuje, że powieść jest raczej rozczarowująca, no trudno, skoro już ją mam to przeczytam, ale nie nastawiam się na wiele.
OdpowiedzUsuńTo nie przeczytam... :/
OdpowiedzUsuńChyba pierwszy raz słyszę o tej książce i jak widać dużo nie straciłam.
OdpowiedzUsuńnamalowac-swiat-slowami.blogspot.com
Widziałam ta książek w Biedronce i już miałam ją sobie kupic. Dobrze, że się powstrzymałam.
OdpowiedzUsuńBędę unikać jak ognia, choć muszę przyznać, że okładka mnie oczarowała.
OdpowiedzUsuńWspółczuję, że tak się rozczarowałaś... Będę unikać tej książki jak ognia.
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam na swojej półce od prawie 2 lat, ale może kiedyś dam jej szansę...
OdpowiedzUsuńA szkoda bo jak przeczytałam początek wydawało mi się, że świetna książka... No nic może następna;)
OdpowiedzUsuńPoczątkowo historia mnie zaciekawiła, ale potem spojrzałam na twoją ocenę... i mój entuzjazm zmalał. A szkoda, zapowiadało się ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie doczekałaś się tego, co chciałaś. Ja chyba też bym się zawiodła na takiej lekturze.
OdpowiedzUsuńKurcze, ja również miałam wielkie oczekiwania dotyczące tej ksiązki. Ale nie będę w tej sytuacji marnować na nią czasu.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że uczyniłabym to samo co Ty po przeczytaniu opisu na okładce - kupiłabym ją. Jakiś byłby mój zawód, gdyby się okazało, że to całkiem marna książka niegodna mojego cennego czasu... Zdecydowanie sobie odpuszczę: puste historie pozostawiam dla czytelników mających małe wymagania.
OdpowiedzUsuń