piątek, 30 czerwca 2017

"Przyjaciółki" Agata Przybyłek, Natalia Sońska

"Przyjaciółki" Agata Przybyłek, Natalia Sońska, Wyd. Czwarta Strona, Str. 332

"Przestań prawić jej morały [...]. Nie wiem czy zauważyłeś, ale twoja córka już od kilku lat jest dorosła."

Lubicie duety autorskie, kiedy ulubieni autorzy łączą swoje siły i piszą wspólną książkę? Sama dopiero po raz drugi zmierzyłam się z podobnym projektem i jeszcze nie wyrobiłam sobie konkretnego zdania na ten temat, ale jeśli byłyby to książki tak dopracowane jak "Przyjaciółki" to chętnie przeczytam inne.

Znam twórczość obu pań i jeśli się nie mylę czytałam wszystkie ich książki. Dlatego zdecydowałam się właśnie na tą lekturę, bo wiedziałam na co stać autorki i byłam bardzo ciekawa jak wypadną w duecie. Czy podołały wyzwaniu? Myślę, że tak, bo napisały historię opartą na pięknej przyjaźni, której wielu czytelników może pozazdrościć głównym bohaterkom.

Każdy rozdział przybliża czytelnikowi danego bohatera, bo nie jest łatwo prowadzić fabułę opartą na bliskiej relacji czwórki bohaterów - Anny, Ludmiły, Piotra i Kamila. Dwa związki zamknięte na stronach tej książki stoją na granicy rozpadu jednak różnią się od siebie problemami. W momencie gdy jedna z par zmaga się z próbą utrzymania i poskładania tego co wydaje się z góry stracone, druga na własne życzenie prosi się o rozstanie. Ktoś ucierpi na tym wszystkim, ale nie wydaje się by bohaterowie myśleli o sobie nawzajem, bo wewnętrznie przeżywają swoje własne dramaty i zamykają się w ścianach swojego umysłu na cierpienie drugiej osoby.

Anna i Ludmiła to bohaterki, które stanowią centralny punkt powieści. Poznały się na studiach a dziś są przyjaciółkami na śmierć i życie. Wzajemnie ratują się z opresji i wypłakują się do telefonu gdy wymaga tego okazja. Nić przyjaźni łącząca dwie kobiety jest w tej powieści doskonale pokazana, bo przedstawia zależność między bohaterkami - jeśli jedna cierpi, druga również nie czuje się z tym dobrze. Dlatego gdy ich życie zaczyna walić się z kretesem obie dostrzegają w sobie pocieszenie i razem próbują się wspierać. Nie jest to jednak łatwe, bo czasami na własne życzenie proszą się o kłopoty. Miłka na służbowym wyjeździe poznaje mężczyznę, który miesza jej w głowie. Przez niego zaczyna wątpić w swój szczęśliwy związek. Z kolei u Ani też nie dzieje się najlepiej. Jej małżeństwo wydaje się już stracone, ale mimo wszystko kobieta nie potrafi żyć bez ukochanego. Czy jest z tej sytuacji idealne rozwiązanie?

Obie autorki mają doświadczenie w pisaniu historii lekkich i przepełnionych mnóstwem romantycznych emocji. Jednak ich wszystkie książki były bardziej pozytywne niż ta, którą obecnie czytałam. A jednak "Przyjaciółki" w pewien sposób przekazują czytelnikowi pozytywne emocje wiążące się z rozwiązaniem pewnych spraw. Jakich? Nie zdradzę Wam nic więcej, bo nie będziecie mieli satysfakcji z lektury. Mogę jednak śmiało napisać: to słodko-gorzka opowieść o życiu, napisane ze szczerością i rozwagą. To ciekawa powieść obyczajowa utrzymana w tonacji dramatów rodzinnych a jednak z promykiem nadziei. Warto podarować tą powieść swojej przyjaciółce by bez słów pokazać jej jak duże znaczenie ma przyjaźń.

"Matka i córka" Jenn Díaz

"Matka i córka" Jenn Díaz, Tyt. oryg. Madre e Hija, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 216

"Wszystko byłoby o wiele prostsze, gdyby mama nie była mamą."

Do tej pory myślałam, że dobra saga rodzinna to taka, która liczy sobie mnóstwo stron. Opasłe tomisko, trudne do utrzymania w jednej dłoni, które zapewnia doskonałą historie czytaną przez kilka dni. Jenn Diaz udowodniła, że to tylko złudzenie, bo dobrą historię można zamknąć w niewiele ponad dwustu stronach.

"Matka i córka" to książka, która ma w sobie urok kobiecości. Jej bohaterki to cztery kobiety, które utraciły oparcie w mężczyznach i musiały same zmierzyć się z trudami życia. Gloria, Dolores, Natalia i Ángela uczą się żyć bez mężczyzny. Muszą, bo nie mają innego wyjścia. Opuszczone przez tych, którzy do tej pory dawali im poczucie bezpieczeństwa stawiają pierwsze kroki w świecie do tej pory widzianym z perspektywy męskiej siły i odwagi. Czy krucha kobiecość poradzi sobie z takim wyzwaniem?

Autorka w piękny i niezwykle obrazowy sposób przedstawiła historię tych czterech bohaterek. Z jednej strony pokazała ich kobiecość w największej krasie, nawet trochę przerysowując ich kobiece wdzięki i lekkość w podejściu do życia. Ale to jedynie urok tej książki - pokazanie jak szybko może zmienić się nasz świat, gdy stracimy grunt pod nogami. Gdy odchodzi jeden człowiek, załamują się cztery światy - córek, żony i męża. To te kobiety, bazujące do tej pory na potędze Angela, zaczynają dostrzegać życie, które do tej pory było im zupełne nieznane.

Książka mimo swojej niewielkiej liczby stron pokazuje cały urok kobiecego życia. Jest to po części saga rodzinna opisana z perspektywy jednej z córek, a po części powieść obyczajowa prezentująca uroki i zakręty życia. Przyznaję, że biorąc do ręki lekturę liczyłam na historię bardziej życiową a mniej urokliwą, ale w rezultacie dostałam coś zupełnie innego - obrazową i dogłębną analizę postaci, sylwetkę czterech różnych bohaterek, gdzie w każdej z nich znalazłam cząstkę siebie.

Książka Diaz trafiła do mnie mocniej niż podejrzewałam. Malownicze życie kobiet zmieniło się w perypetie pełne przygód. Trochę smutku i nieszczęść wymieszało się z urokami życia i przez to cała opowieść nabrała na znaczeniu. Według mnie to jedna z bardziej przyjemnych kobiecych lektur, która zaprasza do świata czterech bohaterek o indywidualnym zbiorze cech charakteru. Życiowa, ponadczasowa lektura o mądrym przesłaniu - gdy zabraknie mężczyzny nie ma co płakać, tylko trzeba działać.

czwartek, 29 czerwca 2017

"Wszystko, co w Tobie kocham" Samantha Young

"Wszystko, co w Tobie kocham" Samantha Young, Tyt. oryg. Every Little Thing, Wyd. Burda Książki, Str. 388

"Piękne oczy. A ten uśmiech... Olśniewający! Trafia człowieka prosto w serce."

Po zaskakująco dobrej pierwszej części serii Hart's Boardwalk z przyjemnością sięgnęłam po kolejny tom. Byłam ciekawa co słychać u bohaterów, szczególnie że to jedna z tych serii, gdzie każdy tom opowiada bliżej o losach innej pary.

Pamiętajcie, że są to książki typowo kobiece, opowiadające o trudach miłości, która nie zawsze może pozwolić sobie na szczęście. Ale jednocześnie są to powieści bardzo ciepłe, ujmujące, które można śmiało wybrać jako lekturę na późne popołudnie, bo jeśli nie oczekujecie od nich zbyt wiele - dostaniecie naprawdę sporo. Właśnie z takim przekonaniem podeszłam do pierwszego tomu serii, który pozytywnie mnie zaskoczył i dlatego zdecydowałam się na kontynuację, czego nie żałuję, bo uważam, że trzyma ona poziom swojej poprzedniczki.

Tym razem rolę głównej bohaterki otrzymała Bailey. Lubię kiedy bez zobowiązań mogę sięgać po książki z danej serii i każda pojedyncza książka opowiada historię innych bohaterów. W międzyczasie doczytuję sobie gdzieś w tle co dzieje się z postaciami poznanymi już wcześniej, ale jednocześnie mam możliwość poznania zupełnie nowych historii. Tak jak w tym przypadku, gdzie uważam, że historia Jessiki i Coopera wystarczyła na jeden tom i cieszę się, że w drugim poznałam już bliżej Bailey, bo po cichu liczyłam na to, że autorka właśnie ją wytypuje jako kolejną. To kobieta z klasą, mająca na karku trzydzieści lat (w końcu książka o kobiecie, nie nastolatce), która w życiu nie osiągnęła tego co zamierzała. Marzy o rodzinie, ale jej związek przeżywa stagnację. Więc by to zmienić Bailey postanawia poruszyć swojego mężczyznę w najbardziej seksowny sposób jaki przychodzi jej do głowy. Pech jednak chce, że zamiast tego zastaje go w jednoznacznej sytuacji ze znacznie młodszą partnerką...

Fabuła właściwie nie odkryła niczego nowego. Podobne problemy przeżyło już wiele bohaterek, ale Bailey jest silna i właściwie nie przejmuje się szczególnie całą sytuacją. Myślę, że nawet jej ulżyło, że może pozwolić sobie na opuszczenie Toma, bo mężczyzna nie okazał się szczególnie dobrym kandydatem na męża. Pech chciał, że to jednak nie skończyło jej problemów, bo zaraz po tym wpada wprost na Stu Devlina, damskiego boksera. I gdyby nie Vaughn całe to spotkanie mogłoby się skończyć naprawdę źle. Więc jak sami widzicie, przygód Bailey nie ma końca, tylko wiążą się z tym same negatywne emocje, bo także jej wybawiciel nie cieszy się jej przychylną opinią. Vaughn ma w sobie coś tajemniczego, zadziornego, co wywołuje u kobiety więcej złości niż mogłaby przypuszczać. 

Jednak Young nie byłaby sobą, gdyby nie popchnęła ku sobie najmniej pasujących do siebie bohaterów. Kobieta powoli zaczyna dostrzegać u Vaughna pozytywne cechy a ich relacja z negatywnej zmienia się w bardziej zmysłową. Tutaj również rozpoczyna się romantyczny motyw powieści z której w końcu słynie autorka - powoli rodzi się uczucie, które nadszarpnięte cierpieniem z przeszłości prowadzi bohaterów ku szczęśliwiej przyszłości. 

Z nową powieścią Young wiążą się same pozytywne emocje. Jestem zadowolona z kontynuacji, która dostarczyła mi sporej dawki dobrej zabawy. Na nowo polubiłam głównych bohaterów i świetnie się bawiłam śledząc ich słowne potyczki. Dzięki temu nie zabrakło w książce subtelnego poczucia humoru, który rozładował atmosferę smutku i zdrady. "Wszystko, co w tobie kocham" mimo wszystkich cech prostego kobiecego czytadła jest książką od której nie chce się odchodzić aż do przeczytania ostatniej strony. Dobrze napisana, lekka i przyjemna historia o trudnych początkach, które prowadzą do pozytywnego zakończenia. Jeśli lubicie dobrze wykreowanych bohaterów, zmysłowe historie miłosne i niezobowiązujące powieści, które jednak bardzo szybko wciągają do swojego świata: oto lektura dla Was.

"Światło nie może zgasnąć" Diane Chamberlain

"Światło nie może zgasnąć" Diane Chamberlain, Tyt. oryg. Keeper of the Light, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 584

"Opuściła głowę i przyjrzała się spoczywającej na kolanach dłoni. Kiedy obróciła ją wnętrzem do góry, wydało jej się, że wciąż jeszcze to czuje – życie, ciepło serca tamtej kobiety."

"Światło nie może zgasnąć" to pierwszy tom nowej serii Diane Chamberlain, autorki cenionej za wybitne powieści obyczajowe. Jeszcze przed lekturą zastanawiałam się, czy po tylu różnych emocjach i przemyślanych, życiowych historiach autorka będzie mogła nas czymś zaskoczyć. Teraz, świeżo po lekturze wciąż nie jestem pewna czy to seria, która przebije się na pierwszą pozycję pośród lektur autorki.

Na wstępie przestraszyłam się wprowadzeniem do akcji, który niestety nie wydał mi się szczególnie intrygujący. Gdybym nie znała żadnej książki Chamberlain przemyślałabym sprawę kontynuowania lektury. Ale mając w pamięci wszystkie te dobre chwile spędzone przy powieściach autorki postanowiłam kontynuować lekturę, która na całe szczęście, ze strony na stronę zaczęła się rozkręcać.

Pisząc o życiu Diane Chamberlain sięgnęła po wiele tematów - zdrada, porzucenie, zagubienie. W jej książkach cierpienie zawsze miesza się ze szczęściem, choć wielokrotnie przekonałam się, że trzeba poczekać na te dobre chwile. Dlatego wiedząc już na co trzeba się przygotować zaczęłam czytać o historii dwóch małżeństw, których drogi przecięły się ze sobą w nieoczekiwanych okolicznościach. Jednak nie to okazało się zaskakujące, a ciąg dalszy znajomości. W dniu Bożego Narodzenia doktor Olivia kończy dyżur i myślami jest już przy mężu, który przygotowuje w domu świąteczną kolację. Ich wspólne święta stoją pod znakiem zapytania, bo od dłuższego czasu w ich małżeństwie nie dzieje się dobrze. Jednak gdy do szpitala trafia Annie O’Neill - postrzelona kobieta, do której od dawna wzdycha mąż lekarki, kobieta postanawia podjąć się akcji ratującej życie Annie. Ta jednak umiera, a Paul zamiast wspierać żonę w trudnej sytuacji zadaje jedno, oczywiste pytanie: czy Olivia zrobiła wszystko by uratować Annie?

To kolejny trudny temat, po który sięgnęła autorka. Nie tylko trudy ludzkiego życia we dwoje weszły tutaj na pierwszy plan, ale i etyka lekarska. Czy zdradzana kobieta w pracy jest lekarką czy cierpiącą kobietą? Co bierze górę w kryzysowej sytuacji - uczucia czy profesjonalizm? Autorka postawiła mnóstwo podobnych pytań przed czytelnikiem, jednak nie wysnuła żadnej przypuszczalnej podpowiedzi: pozwoliła, by do samego końca lektury czytelnik zmagał się z pytaniami w jego głowie i sam próbował zrozumieć rozgrywane wydarzenia. 

Nowa książka Diane Chamberlain otwiera trylogię, która została kontynuowana na prośbę czytelników. Jeśli mam być z Wami szczera - dla mnie nie jest to najlepsza książka autorki. Owszem, jest dobra i naprawdę wciągająca, ale wiem też, że autorkę zdecydowanie stać na więcej. Nie przekonała mnie prawdziwość emocji kryjąca się na łamach tej historii, zdecydowanie lepszym motywem okazała się sama podróż Olivii w celu odnalezienia prawdy o artystce, która zmarła na jej stole. To dla tego wątku kontynuowałam przygodę i przyznaję, że okazał się on naprawdę udany. Lekarka próbując zrozumieć fascynację swojego męża oraz przekonanie o perfekcyjności Annie jej męża Aleca podąża drogę wyznaczoną przez tajemniczą postać kobiety. Jednak to co spotyka na swojej drodze - szokuje. Więc jak sami widzicie: są sekrety i mroki przeszłości, które pokazane w świetny sposób trzymają przy lekturze do samego końca. Pośród plusów i minusów dostrzegam zatem światełko w tunelu dla tej serii i na pewno zdecyduję się na kolejny tom.

środa, 28 czerwca 2017

"To, co najważniejsze" Samantha Young

"To, co najważniejsze" Samantha Young, Tyt. oryg. The One Real Thing, Wyd. Burda Książki, Str. 300

"Kiedy kobieta, którą kochasz, wpuszcza cię do swojego łóżka, nie pozwalasz jej odejść, chyba że ona sama tego chce."

Jessica zaangażowała się na całego w sprawy związane ze swoimi podopiecznymi. Pracując w więzieniu dla kobiet stara się z otwartym umysłem i sercem słuchać wyznań kobiet. A jednak, ilekroć udziela im rad, sama nie potrafi wcielić ich w życie. Bolesne, życiowe doświadczenia nie pozwalają jej zaangażować się w żaden związek, jednak gdy pewnego dnia, w więziennej bibliotece odkrywa plik starych miłosnych listów decyduje się zwrócić je adresatowi. Tam, w malowniczym Hartwell poznaje Coopera, który jak się okazuje potrafi potrafi skruszyć lód w sercu kobiety. Tylko czy jej uprzedzenia silnie zakorzenione w sercu mogą w końcu odpuścić?

Przyznaję, że nie wiązałam z tą lekturą żadnych ambitnych planów. Miałam ochotę na przyjemną, lekką lekturę dla kobiet i dlatego zdecydowałam się na powieść Young. Na szczęście już po raz kolejny przekonałam się, że gdy nie nastawiam się na nic specjalnego lektura mnie zaskakuje - dokładnie tak jak w tym przypadku, gdzie może pomijając trochę nudnawy wstęp otrzymałam całkiem dobrą historię.

To nie jest tak, że w tej lekturze kryją się wartości, które zmieniły mój światopogląd. Nie, to nie jest tego typu książka. Jej zadaniem jest zatrzymać mnie przy lekturze lekkością i swobodą a z tym poradziła sobie doskonale. Myślę, że to przede wszystkim za sprawą głównych bohaterów, bo Jessica okazała się przełomową postacią, gdzie z cichej myszki zmieniła się w twardą, silnie walczącą o swoje racje kobietę. Polubiłam ją i akceptowałam jej lęk przed niepewną miłością, ale jednocześnie czułam do niej trochę żalu, że tak silnie odrzuca Coopera. Bo chociaż otrzymał on łatkę przystojniaka i łamacza kobiecych serc to też swoje przeżył i widziałam po nim jak stara się pokazać od najlepszej strony przed Jessicą. Więc jak sami widzicie chcąc nie chcąc nawet nie wiem kiedy zaangażowałam się w historię tych dwojga i trzymałam za nich kciuki, bo kto jak kto, ale oni przeszli w życiu tyle, że należała się im chwila szczęścia.

Samantha Young pisze swoje książki w sposób lekki i przyjemny. Nie mam właściwie nic do zarzucenie tej historii, bo jak na powieść romantyczną wypadła w moich oczach całkiem pozytywnie. Dobrze wykreowani bohaterowie, lekkie tło codzienności i trudy przeszłości złożyły się na obraz miłosnych rozterek, które nie dopuszczały bohaterów do szczęśliwego zakończenia. Jednak czy nie jest tak, że dobro zawsze zwalczy zło? O tym musicie przekonać się sami, bo to chyba największy urok tej historii - przekonanie się na własnej skórze jaką ostateczną drogę obiorą Jessica i Cooper.

"To, co najważniejsze" to urokliwa, dobrze napisana powieść o miłości, która zajmuje uwagę czytelnika przez kilka dobrych godzin. To książka z tych, które nie powinny kończy się zbyt szybko, bo są przyjemnym umilaczem czasu. Odkryłam podczas lektury kilka zabawnych scen, momentów wzruszeń i problemów dnia codziennego, a to w książkach bardzo cenię. Bez wątpienia to pozytywne otwarcie cyklu, który - mam nadzieję - z tomu na tom okaże się jeszcze lepszy.

"Życie na wynos" Olga Rudnicka

"Życie na wynos" Olga Rudnicka, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 368

"– Niech mnie ktoś zabije – żałośnie poprosiła Emilia w nadziei, że Bóg w końcu ukarze ją za ateizm i razi piorunem, przebijając się przez dach i kilka pięter, które miała nad głową. Chyba że już mnie pokarał, stwierdziła w nagłym olśnieniu, spoglądając na matkę i teściową"

Pamiętacie "Granat poproszę" tej samej autorki? Błyskotliwą, pomysłową komedię pomyłek przemieszaną z kryminałem i sensacją? Doskonale się składa, ponieważ "Życie na wynos" to kontynuacja perypetii Emilii Przecinek.

Emilia to spoiwo łączące tomy w serii. To bohaterka przewrotna, trudna do rozgryzienia, która walczy z losem jak może a on i tak rzuca jej kłody pod nogi. A wydawałoby się, że powinna mieć doświadczenie w organizowaniu życia, bo doskonale sobie radzi jako autorka poczytnych książek dla kobiet. Niestety, w wieku czterdziestu lat ma na karku rozwód, dwójkę dzieci, kredyt, matkę i teściową. I nie potrafi określić kto jest najgorszy. Kto by pomyślał, że jedna kobieta może przyciągać do siebie pecha na każdym kroku swojego życia? Na pewno nie Emilia, która sama nie wie skąd te wszystkie problemy się pojawiają, ale mimo tego wszelkiego niefartu czytelnik szybko zrozumie, że tej bohaterki nie da się nie lubić.

Aby urozmaicić życie ukochanej matki, dzieci Emilii wpadają na chytry plan - namawiają kobietę na randki, by ta mogła odetchnąć od trudów życia i zacząć na nowo czerpać z niego radość. I choć pomysł na początku wydaje się dla głównej bohaterki niepoważny, to matka i teściowa szybko dają się jej we znaki i by uciec przed nimi jak najdalej Emilia decyduje się na spróbowanie szczęścia w miłości. Tylko, że już raz się nie udało. Czy to czasem nie jest zły omen? Jak się okazuje, to dopiero początek, bo nowi kandydaci do miłosnych perypetii nie wydają się wcale tacy urokliwi i romantyczni jak w powieściach kobiety. 

Olga Rudnicka to bardzo pomysłowa autorka. Cenię jej twórczość przede wszystkim za dobrą sensację, następnie za kryminał i na końcu - za nutę poczucia humoru. Z tym ostatnim różnie bywa, w jednej powieści śmieję się do łez, w drugiej subtelnie się uśmiecham, ale przyznaję, że tego humoru (mniejszego czy większego) nigdy nie brakuje. To doskonale rozładowuje napięcie, bo w końcu najważniejszym elementem fabuły jest sensacja i - bądź co bądź - kryjący się gdzieś w szafie trup. Tym razem jednak ten znajduje się w piwnicy, a dokładniej, znajduje go sama Emilia i właśnie w tym momencie zaczyna się próba rozwikłania zagadki.

"Życie na wynosi" ma w sobie tą lekkość i swobodę, co wszystkie książki autorki. Doskonale bawiłam się podczas lektury i cieszę się, że mogłam poznać kolejne perypetie losów nieporadnej życiowo Emilii. Gdy na głowie ma się dwie zrzędliwe starsze panie to nic - bo w porównaniu z jedną teściową o zagipsowanej nodze i tendencjach do podglądania (i podsłuchiwania!) sąsiadów, może wyniknąć niezła afera. A kto na tym ucierpi najbardziej? Pomysłowa, zaskakująca, dobrze napisana powieść, która wciąga już od pierwszej strony. Polecam!

wtorek, 27 czerwca 2017

"Pieśni o wojnie i miłości" Santa Montefiore

"Pieśni o wojnie i miłości" Santa Montefiore, Tyt. oryg. Songs of love and war, Wyd. Świat Książki, Str. 576

"[...] poczucie winy sprawiło, że jego czarne serce jeszcze bardziej stwardniało."

Bardzo sobie cenię książki z motywem wojny w tle. A gdy do tego wszystkiego dochodzi jeszcze wątek miłosny - wiem, że to powieść dla mnie. Dlatego po prostu nie mogłam się oprzeć lekturze powieści Santa Montefiore, która nie tylko mnie oczarowała, ale również trochę zaskoczyła.

Byłam przekonana, że historia zostanie oparta na utartym już schemacie miłosnych perypetii podczas jednego z najtrudniejszych okresów w życiu. Oparłam się na tytule powieści i nie zagłębiając się szczególnie w tekst na okładce zaczęłam czytać. Możecie sobie wyobrazić jak bardzo byłam zaskoczona, gdy okazało się, że to wyjątkowa historia o życiu niezwykle intrygujących kobiet, trzech przyjaciółek, połączonych przez jeden wspólny los.

Wszystkie trzy różniły się od siebie tak bardzo jak tylko można - każda z nich reprezentowała zupełnie inne podejście do życia i wyznawanych zasad. Poznałam Kitty Deverill, córkę zamożnych państwa, którzy odziedziczyli wyjątkowo malowniczy zamek, Bridie Doyle dziewczynę mniej rozpieszczaną przez życie, córkę prostej kucharki i Celię Deverill kuzynkę Kitty i najmniej przewidywalną dziewczynę z całej trójki. To one połączone ze sobą w 1900 roku, kiedy to nastąpił przełom nie tylko psychiczny, ale i początek nowego stulecia poznały prawdziwy smak życia w Irlandii jakiej do tej pory nie znałam.

Gdybym miała wytypować jedną spośród trójki dziewcząt, która najbardziej oczarowała mnie charakterem, nie dałabym rady. Wszystkie trzy w pewien sposób wkradły się do mojego umysłu i choć ich życiowe drogi połączyły się ze sobą, to tak naprawdę każda reprezentowała sobą inną historię. Może jedynie Celia dała mi do myślenia, gdy nie zawsze zgadzałam się z jej poglądami, ale to tylko świadczy o rewelacyjnej kreacji bohaterek - każda z nich pozwalała mi wejść na moment do swojego świata i poznać panujące w nim zasady, ale nie miałam prawda głosu, by móc cokolwiek zmienić w ich życiu. A wierzcie mi na słowo - w przypadku Celii chciałam wielokrotnie interweniować. Bez dwóch zdań zaangażowałam się na całego w powieść Montefiore całą sobą i trudno było mi choćby na chwilę oderwać się od rozgrywanych wydarzeń.

Bohaterki wychowały się wspólnie w pięknej posiadłości Castle Deverill i dzięki temu ich dzieciństwo zostało naznaczone chwilami beztroskiego szczęścia. Jednak dziś, gdy poza granice Irlandii przedziera się wojna zmuszająca do walki o niepodległość dziewczyny zaczynają dostrzegać w sobie cechy, które wcześniej nie były im znane. Ich drogi się rozdzielają, by każda z nich mogła podążyć wybraną ścieżką. Jednak czy to naprawdę takie łatwe, gdy los uparcie przypomina o wspólnej przeszłości? Autorka w fenomenalny sposób zaznaczyła siłę kobiecej solidarności nadszarpniętej przez trudne czasy, które wymusiły na bohaterkach odkrycie w sobie innego człowieka - mniej lub bardziej zdolnego do poświęceń czy zdrady. Tym samym książka nabrała na znaczeniu, bo nie tylko przedstawiła wyjątkową historię kobiet, ale i reali życia w czystej formie - naznaczonej czasami, które wymusiły na człowieku pokazanie swojej prawdziwej natury.

"Pieśni o wojnie i miłości" to doskonale napisana, przemyślana powieść odkrywająca przed czytelnikiem ludzkie charaktery. Ten kto lubi zagłębiać się w psychologiczne analizy głównych postaci dostrzeże urok tej historii - autorka jak na dłoni pokazała szarpiące kobietami emocje, tragedie i niezwykle trudne wybory. Nie mam pojęcia jak zachowałabym się na ich miejscu, ale starałam się z otwartym umysłem podchodzić do decyzji każdej z nich, z osobna i wiem jedno - choć przyjaźń wydawała się przekreślona i zapomniana, czasami nie warto spisywać czegoś ostateczne na straty. To doskonale napisana powieść w wyjątkowo dobrym stylu.

"Na Wodach Północy" Ian McGuire

"Na Wodach Północy" Ian McGuire, Tyt. oryg. The North Water, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 336

"To, czym był mały czarnuch, już nie istnieje, przepadło z kretesem, a powstałą pustkę zapełniło coś zupełnie innego, całkowicie odmiennego. Podwórzec stał się ołtarzem nikczemnej magii, przesiąkniętych krwią transmutacji, a oto Henry Drax: ich nieokiełznany, bezbożny animator"

Czasami trafiam na książki o których kompletnie nie wiem co myśleć. "Na wodach Północy" należy właśnie do takiej kategorii. Z jednej strony miałam nieodparte wrażenie, że muszę przeczytać ją jak najszybciej by w końcu dowiedzieć się o co chodzi. Z drugiej dostrzegałam całą tą nietypowość formy do której nie byłam, do końca przekonana.

Ian McGuire napisał ni to kryminał, ni sensację, a już na pewno nie rasowy thriller. Choć w książce przejawiają się wszelkie elementy tych gatunków. Na pewno nie jest to też powieść obyczajowa, bo spokoju u niej za grosz. Ciągle coś się dzieje, wciąż wisi w powietrzu jakieś poczucie nieuchronnej klęski, ale co ma się wydarzyć chyba nie wie nikt: ani bohaterowie, ani tym bardziej sam czytelnik.

Fabuła rozgrywa się w roku 1859, więc niezbędne było wprowadzenie klimatów tamtych czasów. Widać to przede wszystkim w prowadzonej narracji, która przypomina bardziej narrację dziennikarską niż opis fabularnych wydarzeń. Trzecioosobowy narrator relacjonuje wydarzenia w czasie teraźniejszym, więc całe ukryte napięcie trafia w czytelnika ze zdwojoną siłą, bo ma się poczucie uczestniczenia w wydarzeniach obecnie, razem z postaciami. A to nie byle jaka przygoda, bo oznacza jedno - wyruszenie na otwarte wody, w rejs, z mordercą na pokładzie.

To ciekawy zabieg literacki - zamknięcie akcji w jednym miejscu i oddzielenie jej od pozostałych bezkresną taflą wody. Na własnej skórze poczułam to klaustrofobiczne uczucie, które trochę przytłacza, a trochę nadaje poczucia pewności, że skoro tutaj wszystko się zaczęło, to także tutaj wszystko się zakończy. Główny bohater, Patrick Sumner dołącza do załogi statku wielorybniczego, który wyrusza na Morze Arktyczne. Obecnie obejmuje stanowisko lekarza okrętowego i nie chce wspominać o niedawnych wydarzeniach za czasów jego służby w armii, bo nie działo się tam najlepiej. I na tym można byłoby zakończyć fabułę - wyprawa w morze człowieka, który chce uwolnić się od demonów przeszłości. Tylko, że w tym momencie ujawnia się motyw powieści kryminalnej - zostają znalezione zwłoki chłopca. 

Przyznaję, że to punkt przełomowy w fabule, bo na samym początku pojawiła się nuda. Nie zaciekawiła mnie ani wstępna historia Sumnera, ani tym bardziej same przygotowania do przygody. Natomiast czułam się zaintrygowana losem poznanego chłopca, bardzo nietypowego, który niestety niefortunnie skończył. Śledztwo w sprawie jego morderstwa spada na barki nowego członka załogi, który odkrywa demoniczną stronę ludzkiej natury.

Ian McGuire zaprezentował przed nami obraz niebanalnej historii. Nie mam pojęcia co myśleć o tej powieści. Z jednej strony czuję się bardzo zaintrygowana i doceniam z perspektywy czasu całą lekturę. A jednak przy poznawaniu kolejnych stron czułam trochę niesmak, gdy bohaterowie przerzucali się mocnymi słowami. Tylko centralny punkt powieści był dla mnie pewny - odkrycie, że to harpunnik stroi za morderstwem. Zdradzenie jego sekretu wcale nie jest niczym szczególnym, bo to nie o tajemnicę jego osoby chodzi a o samą jego naturę. Mroczną, demoniczną, potworną. To książka dla odważnych i gotowych na to by zmierzyć się z naturą człowieka.

poniedziałek, 26 czerwca 2017

"Czerwień rubinu" Kerstin Gier

"Czerwień rubinu" Kerstin Gier, Tyt. oryg. Rubinrot, Wyd. Media Rodzina, Str. 341

"- Jest w nim zakochana.
- Nie, nie jest.
- Ależ tak, jest. Tylko jeszcze o tym nie wie."

O sławie Trylogii czasu słyszałam już dawno. Jednak dopiero dziś, po wznowieniu wydania miałam możliwość zapoznania się z niecichnącym zachwytem nad cyklem Kerstin Gier. Sama autorka nie jest mi obca, bo wcześniej przeczytałam całą trylogię Silver - księgi snów, ale wiem, że to właśnie powyższy cykl stał się przełomem w jej pisarskiej karierze. Czy faktycznie zasłużenie?

Pierwsze co skusiło mnie do lektury był motyw podróży w czasie. Czytałam już kilka dobrych powieści opartych na tym wątku ("Obca", "Podróże w czasie") by móc śmiało napisać, że jest on jednym z moich ulubionych. I faktycznie książka opiera się niemal w całości właśnie na skokach w czasoprzestrzeni, kiedy to główna bohaterka - Gwen - odkrywa w sobie gen, który umożliwia jej przenoszenie się do różnych epok. Tylko dlaczego właśnie ona zyskuje tą możliwość, skoro wszyscy wiedzieli, że to jej przemądrzała kuzynka Charlotta odziedziczy ten dar? Odpowiedzi na to pytanie wciąż poszukuję, bo chociaż jestem w pełni usatysfakcjonowana finałem tego tomu, czuję że to jeszcze nie koniec zaskoczeń ze strony autorki i dopiero kolejne tomy pozwolą mi w pełni zrozumieć dziedzictwo Gwen.

Kerstin Gier napisała powieść kierowaną do młodzieży, ale wydaje mi się, że jest ona bardziej dojrzała niż trylogia Silver. Jako starszy czytelnik bardziej odnalazłam się w Trylogii czasu i dostrzegłam więcej pozytywów. Znacznie bardziej polubiłam też główną bohaterkę, bo Gwen z miejsca zdobyła moją sympatię, chociaż powinno mi być trudno utożsamić się z szesnastoletnią bohaterką. A jednak Gwen ma w sobie tyle wewnętrznego uroku i jest na tyle błyskotliwe, że potrafi przekonać do siebie każdego. Nic więc dziwnego, że zauroczyła w sobie chłopca, również podróżnika w czasie, który okazał się nie tylko przystojny ale i całkiem urodziwy. Tylko czy w ich przypadku miłość jest możliwa, skoro gen przenoszenia w czasie nie pozwala im na spokojne nawiązanie znajomości? Autorka uraczyła mnie zaskakującym i pomysłowym motywem miłosnym, gdzie perypetie głównych bohaterów zostały wystawione na próbę. W mojej głowie wciąż na nowo pojawiało się pytanie kiedy tych dwoje odnajdzie wspólną drogę, bo jak na mój gust - nie ma lepszej pary.

Styl autorki ma w sobie dystans i spore poczucie humoru. Dzięki temu książka nabiera barw, bo przedstawiona w pozytywnym świetle dostarcza czytelnikowi czystej, pozytywnej zabawy. Gwen dostarcza atrakcji w postaci humorystycznych dialogów czy kąśliwych uwag, nie szczędząc opisów na temat intelektu swojej idealnej kuzynki o egoistycznych zapędach. Jak to często w literaturze niemieckiej bywa - całość zapięta jest na ostatni guzik, bohaterowie znają swoje miejsca, akcja logicznie (mimo fantastycznego wątku) porusza się do przodu a tajemnic i zaskoczeń nie brakuje.

Dzięki tej powieści odkryłam Londyn jakiego jeszcze nie znałam. Ale nie tylko to miejsce pojawiło się w historii. Razem z główną bohaterką przenosiłam się do malowniczych miejsc i odbyłam podróż, która okazała się być wielką przygodą. "Czerwień rubinu" to książka kryjąca w sobie same atuty - miłość mimo przeciwności, podróże bez ograniczeń i nieoczekiwane zwroty akcji. Czy można chcieć czegoś więcej? Może jedynie drugiego tomu pod ręką, bo jak na mój gust, pierwsza część skończyła się zdecydowanie za szybko.

niedziela, 25 czerwca 2017

"Biały Szanghaj" Elvira Baryakina

"Biały Szanghaj" Elvira Baryakina, Tyt. oryg. Белый Шанхай, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 512

"Rosjanie przypłynęli do Szanghaju w najgorszym możliwym momencie, kiedy płace uległy obniżeniu, a stosunki z obcokrajowcami zaostrzyły się niesłychanie. Jedynym, co powstrzymywało miejscowych od powstania, to wiara, że „białych diabłów” nie da się pokonać siłą, bo nie znają nawet pojęcia klęski."

"Miłość w czasach rewolucji", burzliwa historia pióra rosyjskiej pisarki wzbudziła we mnie wiele emocji. Przede wszystkim dlatego, że cenię sobie literaturę tego kraju. W dodatku bogata, wielowątkowa fabuła wciągnęła mnie do świata wojny i walki o własne szczęście. Z przyjemnością sięgnęłam po kontynuację, mając nadzieję, że dorówna swojej poprzedniczce.

Tym razem fabuła przeniosła mnie do Szanghaju, bardzo malowniczego miejsca. To zaleta twórczości autorki - tworzy ona piękne tło dla wydarzeń, gdzie opisywane miejsca są jak żywe. A przecież Szanghaj słynie ze swojego piękna, co widać jak na dłoni, chociaż żałuję, że autorka nie skupiła się bardziej na opisach. Tym razem nie miałabym nic przeciwko długim przedstawieniom miejsc akcji. Ale to jednak dodaje książce uroku - ten subtelnie dawkowany klimat, który wkrada się na strony książki jako coś oczywistego, o czym nie trzeba zbyt wiele pisać, by oddać cały jego urok.

Dużym kontrastem do tego miejsca jest społeczność. Bohaterowie, czyli Klim i Nina trafiają do metropolii, w której władze twardą ręką sprawują najzagorzalsi przedstawiciele. W tym miejscu zwykłą ludność nie ma prawa głosu. Tam, gdzie ludzie na to zasługują, gdzie uważane jest to za coś na wskroś oczywistego widać wielki przepych i bogactwo, gdzie przedstawiciele białej rasy nie kryją się ze swoim majątkiem. W oczy jednak razi skrajna bieda chińskich slumsów, o których nikt nie myśli. Przebija się w fabule niemal parodyjny egoizm, mocno ukazujący zatrważającą głupotę i samolubność na szczeblach władzy. Tylko czy bohaterowie mają prawo osądzać miejsce, które zgodziło się przyjąć pod swój dach rosyjskich uchodźców? Widząc skrajne podziały społeczne, ściśle wytyczające trasy całej chińskiej populacji muszą dostosować się do panujących zasad. Inaczej pożałują.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nowe miejsce nie akceptuje uchodźców. Co prawda zgodzili się ich przyjąć, ale z niechęcią i łaską widoczną jak na dłoni. W całej tej sytuacji muszą się odnaleźć Klim i Nina, którzy w poprzednim tomie przeszli przez prawdziwe piekło. A jednak teraz również nie mają łatwo. To bohaterowie dobrze wykreowani, mocno zarysowani na tle różnic rasowych, których sylwetki kontrastują z całą sytuacją. Trudno zdecydować na czym koncentrować wzrok - potędze chińskiej populacji czy kolejnych problemach bohaterów. Nina już podjęła decyzję, że rozstaje się z mężem. Z pokładu statku schodzi w towarzystwie innego mężczyzny a Klima skupia całą swoją uwagę na nastolatce, którą się zaopiekował. Wydarzenia z Sowdepii miały ich połączyć, a jednak rozdzieliło ich zupełnie inne piekło.

Bez wątpienia można poczuć konsternację czytając o losach bohaterów. Tak dobrze wykreowani zdobyli moją sympatię w pierwszej części historii a dziś malują się jako dwie zupełnie obce sobie postacie? Przecież mieli być razem, to miała być ich wspólna przyszłość... A jednak los ma inne plany, zarówno dla głównych bohaterów jak i dla samego czytelnika. Jedno jest pewne, od "Białego Szanghaju" nie można się oderwać - w grę wchodzi łut szczęścia i dawne znajomość. Kto wygra? A może już nie ma miejsca dla wygranych?

"Alight. Rozpaleni" Scott Sigler

"Alight. Rozpaleni" Scott Sigler, Tyt. oryg. Alight, Wyd. Feeria, Str. 488

"Decyzja została podjęta i jest ostateczna."

Ile książek, ile autorów - tyle różnych pomysłów na fabułę. Pojawiają się nowego gatunki wynikające z połączenia z tych starych i już dawno nieciekawych - gdzie nowe schematy rosną w siłę i choć brzmi to przerażająco: wcale tak nie jest. Czasami coś nowego oznacza również coś dobrego. Szczególnie, gdy tak jak w tym przypadku powieści Scotta Siglera historia jest na tyle ciekawa, że przekonuje mnie do motywu, który tak naprawdę nigdy nie był dla mnie interesujący.

A jednak okazało się, że dobrze napisana historia jest w stanie zaciekawić najbardziej opornego czytelnika. Mam tutaj na myśli swój własny przykład, bo książki sci-fi nigdy nie były moim ulubionym gatunkiem. Właściwie to chyba najrzadziej sięgałam po podobne historie, bo kompletnie nie mogłam się w nich odnaleźć. Jednak po lekturze pierwszego tomu serii Alight zmieniłam zdanie, bo zaskakująca fabuła udowodniła mi, że nie ocenia się danej historii z góry. Oczywiście wmieszał się tutaj ponadczasowy już motyw historii młodzieżowej i w tym chyba tkwi największy urok - to połączenie zaowocowało pomysłem i bardzo wciągającą fabułą.

Zaczęło się od tego, że nikt nie wiedział co się dzieje. Element niepewności i zaskoczenia pojawił się na pierwszych stronach startowego tomu, kiedy to czytelnikowi trudno było wyjaśnić całą sytuacją, a także bohaterowie nie do końca wiedzieli co się wydarzyło. Dziś już wszyscy wiemy, że to dwunastoletnia młodzież zamknięta w ciałach dwudziestolatków została postawiona w roli głównych bohaterów. Em - narratorka powieści w bardzo obrazowy i dojrzały sposób relacjonuje cały stres wynikający z zaistniałej sytuacji i robi to tak dobitnie, że kilkukrotnie balansowałam na granicy zaskoczenia i strachu, gdzie nieświadomie stawiałam się na miejscu głównych bohaterów starając się zrozumieć przepływające przez nich emocje. Em przejęła władzę nad grupą, gdzie okrzyknięto ją przywódczynią. Tylko czy w świecie bez zasad można poprowadzić swoją grupę do złudnego zwycięstwa? Walka i nieustanne zagrożenie rzucają jarzmo strachu i zmęczenia na wszystkich bohaterów, a sam czytelnik odczuwa niewypowiedziane poczucie braku bezpieczeństwa, kiedy Omeyocan okazuje się miastem potworów i niekończących się zagrożeń.

To dobra powieść. Błyskotliwa, pomysłowa z dopracowanymi szczegółami. Bohaterowie znaleźli się nie tylko w dziwnej sytuacji, ale i miejscu, które nie jest im przychylne. Na tej podstawie autor ukazał prawdziwą ludzką naturę, która ujawnia się w kryzysowych sytuacjach i z precyzją dokonał analizy psychologicznej każdego z uczestników tej chorej akcji - zobaczyłam w świetle dnia jak nastolatek dorasta w mgnieniu oka, jak dojrzewa jego umysł i również - niestety - jak zbaczają jego myśli w stronę, którą absolutnie nie powinny. Pod wpływem napięcia i nieoczywistej sytuacji na pierwszym planie ukazują się najbardziej skomplikowane ludzkie postępki, których rozdzielenie na dobre i złe jest niemal niemożliwe.

Akcja gna na złamanie karku. Nie ma chwili monotonni, nie ma czasu na nudę - w tej fabule dzieje się tak dużo, że odwrócenie wzroku choćby na moment zaowocuje utraceniem wątku. Trzeba śledzić wydarzenia przez cały czas, bo kuszą one swoimi nieoczekiwanymi zwrotami akcji i wciągają do historii na całego - po prostu nie sposób się od niej oderwać. Jest jednak coś co wyróżnia tą książkę na tle innych. "Alight" ma w sobie potencjał, z tomu na tom powieść nabiera na znaczeniu a ukryte na każdej stronie emocje wkradają się do umysłu czytelnika. Nie sugerujcie się wiekiem bohaterów - nie ma to zupełnie znaczenia, bo dojrzałość postaci przebija z każdej strony. I gdyby to Was nie przekonało jest jeden podstawowy element, najważniejszy w każdej lekturze - zakończenie, które po prostu oszałamia. Uwielbiam takie momenty, gdy moje przekonania legną w gruzach, bo okazuje się, że to co nigdy nie było moją mocną stroną zmienia się w mgnieniu oka i lektura z miejsca trafia na półkę moich ulubionych powieści.

sobota, 24 czerwca 2017

"Siostra burzy" Lucinda Riley

"Siostra burzy" Lucinda Riley, Tyt. oryg. The storm sister, Wyd. Albatros, Str. 576

"W chwilach słabości znajdziesz swoją największą siłę."

Lucinda Riley powróciła z drugim tomem cyklu o siedmiu siostrach, w którym tym razem skupiła się na innej siostrze - Ally D'Aplièse. Co przyniesie nieoczekiwany los? Jakiej prawdy o sobie dowie się Ally? Autorka stworzyła wyjątkowo klimatyczną historię, podczas czytania której nie zabraknie emocji.

Cykl przeznaczony jest siedmiu siostrom adoptowanym przez tajemniczego Pa Salta, głowę rodziny, który stworzył dziewczynką wyjątkowy dom. Stworzył im obraz nietypowej, ale i pełnej ciepła rodziny, dzięki czemu każda z dziewczynek, która przybyła do jego posiadłości mogła znaleźć swoje miejsce. Jednak jest też pewien posmak tajemnicy, niepewności związanej z przeszłością każdej z nich. I tutaj właśnie pojawia się kluczowy motyw przewodni serii - każdy tom poświęcony został innej siostrze, dzięki czemu książki można wedle uznania dzielić na pojedyncze tomy lub - co zapewne dzięki klimatowi serii bardziej przypadnie Wam do gustu - jako kompletną całość, w której każdy kolejny tom stanowi niezbędny element układanki do rozwiązania tajemnicy.

Ally o śmierci ojca dowiedziała się tuż przed startem w zawodach wyścigu jachtów. Rezygnując ze startu wraca do posiadłości przybranego ojca i tam, tak jak pozostałe jej siostry odkrywa tajemnicze wskazówki o swojej przeszłości. A jest co odkrywać, bo Pa Salt jeździł po całym świecie i z każdego jego zakątka przywiózł do swojego zamku inną dziewczynkę. Korzenie Ally sięgają Norwegii, gdzie dziewczyna postanawia się udać. W tym tkwi największy urok - nie jestem w stanie przewidzieć gdzie odbędę kolejną podróż, gdy myślę o kolejnych tomach. Wiem jednak na pewno, że każda kolejna powieść będzie niosła ze sobą jeszcze większą przygodę, bo w autorce drzemią nieskończone pokłady pomysłowości i wielkiej wyobraźni.

Dopracowani bohaterowie, wciągająca akcja i nieoczekiwane zwroty akcji to tylko podstawa, na której autorka zbudowała malowniczy obraz poszukiwania samego siebie w mrokach i sekretach przeszłości. Riley zgrabnie balansuje na granicy dawnych wydarzeń i ukazuje powiązanie między współczesnymi bohaterami - gdzieś w dawnym życiu istniały osoby, których czyny w łatwy sposób możemy przełożyć na nasze własne. Dostrzegłam to w historii Mai i także w podróży Ally, gdzie przeszłość dała o sobie znać odgrywając niemal pierwszoplanową rolę. Mając świadomość, że autora tworzy fikcję literacką nie mogłam się powstrzymać od przełożenia rozgrywanych wydarzeń na rzeczywistość i z zaskoczeniem odkryłam, że przychodzi mi to bardzo łatwo - podróż Ally w poszukiwaniu własnych korzeni niosła ze sobą mnóstwo ponadczasowych wartości. 

Magiczna, orientalna powieść o poszukiwaniu prawdy to nie tylko przygoda i powrót do przeszłości, ale bajkowy klimat, od którego nie sposób się oderwać. Historia ze strony na stronę zmienia się w baśniową opowieść o - bez wątpienia - rzeczywistych kształtach, gdzie barwny język prowadzi czytelnika przez historię dziewczyny, która otrzymała od życia drugą szansę. Nie można oderwać się od toczonej fabuły, której smaku dodają ukryte pomiędzy wierszami wciąż nieodkryte tajemnice Pa Salta - człowieka o nieodkrytej naturze. Kochał swoje córki, ale nigdy nie ukazał przed nimi swojego prawdziwego wnętrza. A teraz, po swojej śmierci znowu daje swoim córką lekcję życia. "Siostra burzy" to hipnotyzująca, magiczna powieść o trudach przeszłości i otwartej przyszłości. Lucinda Riley ze szczerością ukazuje przed czytelnikiem otwartą drogę ku temu co może się wydarzyć. Jednocześnie zaznacza, że przeszłość naszych przodków może odgrywać w naszym życiu ważną rolę. W niezwykle klimatyczny, niemal orientalny sposób autorka maluje przed czytelnikiem wyjątkowo emocjonalny obraz poszukiwania samego siebie. Uwielbiam ten cykl i już nie mogę się doczekać kolejnych tomów - przez wzgląd na skrywaną między wierszami tajemnicę i dla samej swobodnie prowadzonej akcji: wiem, że nie rozczaruję się na przygodach kolejnych sióstr, bo mam zaufanie do Riley.

"Kiedy byłyśmy siostrami" Marie Jansen

"Kiedy byłyśmy siostrami" Marie Jansen, Tyt. oryg. Als wir Schwestern waren, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 424

"Kochana siostro, bez Ciebie dom jest dziwnie pusty. Vivi, zapomniałaś, co sobie kiedyś przyrzekłyśmy? Na dobre i na złe – ponieważ jesteśmy siostrami!"

Wielokrotnie przekonałam się, że literatura niemiecka ma mocną pozycję wśród innych powieści. Pośród grona moich ulubionych lektur znaczna część to ta, która przyszła do nas z niedalekiej granicy. Mam wrażenie, że wyróżnia się przede wszystkim jednym - głębią rozgrywanych wydarzeń.

"Kiedy byłyśmy siostrami" to spełnienie marzeń niemieckiej autorki o tym, by napisać własną sagę rodzinną. Cieszę się, że autorka zdecydowała się na przelanie na papier tego co działo się w jej głowie, bo powieść nabrała przez to większego znaczenia. Widać niemal na każdej stronie zaangażowanie, dopracowanie i realność rozgrywanych scen. Oczywiście nie mam tutaj na myśli, że wydarzenia mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości - nie, autorka jasno zaznaczyła, że to fikcja literacka od początku do końca, ale to nie zmienia faktu, że wypłynęła prosto z jej serca. Jestem pewna, że myślała o tej fabule od dawna, bo widać to po przelanej treści - jest głęboka i przemyślana w każdym detalu.

Fabuła oparta jest na silnej więzi rodzinnej, która skupia wokół siebie całą fabułę. Dwie siostry - Viviane i Elisabeth urodziły się w czasach, gdy życie nie było łatwe. Ich więź zostaje rozerwana wraz z wojną, ponieważ wydarzenia mają miejsce w Hamburgu, w roku 1916. Obie dziewczynki mieszkają w mieszczańskiej rodzinie i tam dorastają pod czujnym okiem opiekunów, ale nikt nie mógł przypuszczać, że wraz z dorosłością zmienią się ich poglądy. Choć obie dziewczyny są sobie bardzo bliskie, kierują się w życiu innymi priorytetami. To prowadzi do rozłamu i katastrofalnej w skutkach przyszłości. Choć jednocześnie nie mogę nie zauważyć, że przez wybory tych dam fabuła nabrała mocnego znaczenia - choć rzecz dzieje się w przeszłości, to łatwo można przełożyć nietrafne wybory na współczesność i utożsamić z wybraną bohaterką. Obie te kreacje są jasne w odbiorze i wiarygodnie przedstawione, więc to żadna trudność stanąć oko w oko z jedną z nich lub nawet z obiema, bo chociaż różnią się jak woda i ogień, to wciąż łączy je silna siostrzana więź - a tego nikt nie może im odebrać.

Powieść Jansen jest bardzo emocjonalna. Sama świadomość wojny i wydarzeń z tamtego czasu wzbudza wiele emocji, ale najwięcej uczuć kierowałam w stronę Viviane i Elisabeth. Pierwsza z nich: żywiołowa i rządna przygód podjęła decyzję o ucieczce z Phillipe’em, francuskim członkiem grupy cyrkowej. Trudno mi jednoznacznie stwierdzić czy podjęła złą decyzję, bo chociaż dalsze wydarzenia zmieniły moje postrzeganie tego mężczyzny: wciąż miałam przed oczami płomienne uczucie dziewczyny, która znalazła swoją upragnioną miłość. Nie można jej za to winić, bo w końcu szczęście należy się każdemu. To z kolei prowadzi do drugiej z sióstr - Elisabeth, która niestety nie doznała tyle dobra co Viviane. Bardziej zgorzkniała, osamotniona choć zamężna nie doznała szczęścia macierzyństwa. Jej marzenia po części spełniły się w momencie, gdy znalazła przed swoimi drzwiami malutką dziewczynkę. Pojęła decyzję, że nikomu jej nie odda, ale czy mała nie ma rodziców?

Historia niemieckiej autorki to życiowa przeprawa, w której wszyscy muszą pokonać mnóstwo niepowodzeń. Zwodnicze szczęście prowadzi do katastrofalnych w skutkach konsekwencji, a odwrócone wybory mogą okazać się niewystarczająca. "Kiedy byłyśmy siostrami" to historia miłości w każdej formie, przejmująca saga rodzinna, która wciąga do swojego świata na kilka cudownych godzin. Jestem pod wielkim wrażeniem i mam nadzieję, że na tym nie koniec i Mari Jansen zaproponuje nam jeszcze nie jedną równe dobrą lekturę.

piątek, 23 czerwca 2017

PRZEDPREMIEROWO: "Replika" Lauren Oliver

"Replika" Lauren Oliver, Tyt. oryg. Replica, Wyd. Otwarte, Str. 390
PREMIERA: 05 lipca 2017r.

"Popełnia błędy jak każdy. Ale jest dobrym człowiekiem. W głębi serca jest naprawdę dobry."

Tajemnice, sekrety, nietypowe zachowania - to znak rozpoznawczy twórczości Lauren Oliver, która już kilkukrotnie udowodniła, że potrafi tworzyć doskonałe, niebanalne fabuły.

Tym razem autorka postanowiła napisać nie tylko nową powieść, ale oprzeć ją na nietypowym projekcie - historie są dwie, dokładnie jak bohaterki, które witają czytelnika, ale w zupełnie nowy sposób. Wystarczy, że odwrócicie książkę, by przenieść się do drugiej historii. Niemożliwe? A jednak - dzięki pomysłowości autorki otrzymałam możliwość spojrzenia na rozgrywane wydarzenia z dwóch różnych perspektyw, oczami Gemmy i Liry, ale nie w sposób znany mi do tej pory, gdzie dwie perspektywy dzielone były na rozdziały. "Replika" to nic innego jak dwie powieści w jednej książce, którą mogę obracać zależnie od chęci poznana przygód danej bohaterki.

Młoda dziewczyna dorastając zamarzyła by być taka jak jej rówieśnicy. Nie mogła jednak, bo nagromadzone kompleksy i blizna nad sercem skutecznie dawały o sobie znać. Gemma czuła się wykluczona i niechciana, bo nikt w szkole nie jest zainteresowany przyjaźnią z dziewczyną przebywającą co rusz w szpitalach. Nic dziwnego, że trudno jej jest się odnaleźć wśród rówieśników w szkole - znając tylko poczęci zasady rządzące na szkolnych korytarzach nie potrafi się dostosować i pada łatwą ofiarą naiwności i łatwowierności. A jednak nie mogę napisać by postać Gemmy była nijaka - wręcz przeciwnie, bardzo polubiłam ją za charakter i determinację. Śledząc jej próby odnalezienia się w normalnym świecie widziałam jak walczy o to by móc żyć jak inni. Dlatego gdy pojawia się możliwość wyjazdu na Florydę - widzi w tym szansę dla siebie. Jednak rodzice nie zamierzają jej pozwolić na podróż. Tu także rozpoczyna się zupełnie inna historia: naznaczona sekretem rodziców dziewczyny, którzy wiedzą znacznie więcej niż zdradzają. 

Lauren Oliver już wiele razy udowodniła mi, że swoje książki pisze nie tylko z pomysłem, ale przede wszystkim z dojrzałością i wyobraźnią. Chociaż jej historie osadzone są w ramach powieści młodzieżowych z naznaczeniem gatunku dystopijnego to jest w nich także głębia sięgająca do wartości ukrytych w rzeczywistym świecie - walki o samego siebie, indywidualności, charyzmy co w końcu wyróżnia jej bohaterów. Nie spotkałam się również z ckliwymi historiami, które wyszłyby spod jej pióra. Ona tworzy powieści wartościowe, często naznaczone pewnym piętnem. "Replika" jest tego świetnym przykładem, bo na podstawie tajemnicy autorka ukazała Gemmę w zupełnie nowym świetle. Najpierw dostrzegłam wycofaną i odrzuconą przez rówieśników dziewczynę, a następnie silną kobietę walczącą o odkrycie prawdy. Ale to jednak nie wszystko, bo choć Gemma skupia na sobie sporą uwagę czytelnika, nie możemy zapomnieć, że po odwróceniu książki otrzymujemy również historię Liry - dziewczyny równie ważnej co Gemma, której historia również zasługuje na uznanie za dojrzałość i aktualność rozgrywanych wydarzeń. Bo choć wydaje się, że są to dwa oddzielne charaktery to ich historie w pewien sposób się ze sobą łączą i nie mam tutaj na myśli wyłącznie jednej książki. O tym jednak musicie przekonać się sami, bo to najlepszy element tej lektury.

Oliver mnie nie zawiodła. Wręcz przeciwnie, jestem pod wielkim wrażeniem jej precyzji w kreowaniu bohaterów od podstaw, po brzegi wypełnionych charyzmą i wiarygodnymi postawami możliwymi do odszukania w realnym świecie. Podobnie jest z tematem - konkretnym, kluczowym i jak się okazuje: bardzo aktualnym. Dwie historie splotły się ze sobą w jedną wyjątkową całość, przepełnioną tajemnicami do odkrycia i sporą dawką niezapomnianych emocji. "Replika" to prawda i świeżość obok których nie powinno się przechodzić obojętnie. Dojrzałość, klasa i wielki talent - to wyróżnia Lauren Oliver na tle wszystkich współczesnych pisarzy. Trafiła do mojego serca serią Delirium, rozkochała w sobie 7 razy dziś, zaskoczyła Paniką i sprawiła, że nie wiedziałam co powiedzieć po lekturze Repliki.

"Na krawędzi" Meredith Wild

"Na krawędzi" Meredith Wild, Tyt. oryg. Over the Edge, Wyd. Burda Książki, Str. 288

"Olivio... Dostaniesz za to wszystko, co najlepsze, Jeszcze z tobą nie skończyłem."

Była historia Camerona, następnie Darrena, nadszedł więc najwyższy czas na Olivię. Trylogia Meredith Wild opowiada o losach trójki rodzeństwa mieszkającego w Nowym Jorku. Wielki świat, więc i wielkie namiętności. Jesteście gotowi na kolejny płomienny romans?

Każdy tom to historia jednej osoby, można je zatem śmiało czytać bez uwzględniania kolejności wydawania. Przyznaję, że chociaż podobały mi się wcześniejsze tomy to właśnie na opowieść o Olivii czekałam najbardziej, bo chyba najbardziej przypadła mi do gustu z całego rodzeństwa. Jej losy zaciekawiły mnie już przy pierwszej części, gdzie wyłącznie przewinęła się jako postać poboczna.

Największym problemem rodzeństwa Bridge są ich bogaci rodzice. Zapomnieli o rodzicielskiej miłości i próbowali przyćmić swoje dzieci własnymi ambicjami. To był moment przełomowy dla rodzeństwa, które postanowiło wyrwać się spod jarzma rodzicielskich problemów i żyć na własną rękę. Olivia zawsze była spokojna i posłuszna, próbowała żyć tak, by nikt nie czuł się przez nią pokrzywdzony, więc odejście od rodziców było dla niej naprawdę trudną decyzją. By zapomnieć o problemach poświęciła się pomocy swoim braciom, którzy otworzyli sieć fitness klubów w samym centrum Nowego Jorku. Miasto przez cały czas tętni życiem, więc nie brakuje pracy. Ale są też problemy, bo o serce Olivii walczą dwaj mężczyźni o - niestety - zachwianej reputacji.

Ku uciesze czytelników na finał serii autorka wybrała najbardziej spektakularną falę emocji. Olivia jest dziewczyną spokojną i zdystansowaną, bardziej tą z gatunku grzecznych dziewczynek. Więc gdy zaczyna angażować się w miłosne perypetie jej świat wywraca się do góry nogami. Mimo, że może wybrać pomiędzy dwójką kandydatów, to tak naprawdę nie dostrzega tego co najważniejsze - serca w jednym z nich. Bo ja jednego z kandydatów skreśliłam już na początku a co do drugiego wahałam się do ostatniej chwili. Przyznaję, zwątpiłam w Olivię a nie potrzebnie, bo jak się okazało dziewczyna doskonale wiedziała jak mądrze zająć się własnym życiem.

Jeśli chodzi o męskich bohaterów, z jednej strony był Will Donovan. Arogancki nudziarz, który myślał, że swoimi pieniędzmi zyska wszystko. Dziewczyna dostrzega jego atuty w postaci funduszy - mógłby w końcu spełnić marzenie jej braci. Nie widzi jednak, że Will marzy tylko o tym by ją złamać i pochwalić się zdobyciem jednej z najinteligentniejszych dziewczyn jakie zna. Po drugiej stronie barykady stanął z kolei Ian Sav, który nie ma żadnych zasad. Jak trzeba prześpi się z każdą dziewczyną, nawet tą najlepszego przyjaciela. Więc gdy Will przedstawia mu Olivię ten wie, że przyszła kolej na następna zdobycz. Tylko, że przewrotny los zaczyna mieszać pomiędzy tą trójką i bawić się uczuciami każdego z osobna, tak że zarówno bohaterowie jak i czytelnik nie mają już pojęcia co wyniknie z tego wszystkiego.

Autorka pisze lekko i przyjemnie. Jeśli ktoś lubi pokręcone historie miłosne oparte tylko i wyłącznie na tym wątku - nie pożałuje wyboru. Tak właśnie pisze Meredith Wild: angażuje wszelkie swoje siły tylko w kierunku perypetii miłosnych swoich bohaterów a wszystko pozostałe przerzuca na drugi plan. Z jednej strony to dobrze, bo chociaż nie otrzymałam szczególnie angażującej lektury mogłam przeczytać historię niezobowiązującą i umilającą mi czas, a takie książki też sobie cenię. "Na krawędzi" dobrze kończy serię i cieszę się, że mogłam poznać historię Olivii.

czwartek, 22 czerwca 2017

"MMA Fighter. Szansa" Vi Keeland

"MMA Fighter. Szansa" Vi Keeland, Tyt. oryg. Worth the Chance, Wyd. Kobiece, Str. 367

"Na szczęście nie nawiedzają mnie już wizje historii, którą muszę opisać."

Vi Keeland powróciła z drugą częścią serii o zawodnikach MMA - śmiało można czytać ją bez znajomości poprzedniego tomu, bo to jedna z tych historii która z tomu na tom opowiada o przygodach innych bohaterów.

Tym razem na pierwszoplanowe role autorka wytypowała Olivię i Vince'a, którzy chyba nie mogliby być bardziej od siebie odlegli. Ona - dziennikarka z krwi i kości , która realizuje się zawodowo i nie ma ochoty na związki z nieodpowiedzialnymi mężczyznami. On - rasowy sportowiec, dla którego najbardziej liczy się adrenalina. W żyłach buzuje mu krew przed każdym wejściem na ring. A jednak przekorny los pcha ich w swojej objęcia w najmniej oczekiwanym momencie. W dodatku poznali się już siedem lat wcześniej, a żadne z nich nie wspomina tego spotkania dobrze. Czy upływ czasu może zmienić niechęć pomiędzy nimi w płomienne uczucie?

Autorka zasmakowała w gatunku powieści erotycznych i na jej motywach przewodnich oparła swoją serię. Przyznaję, że jest ona w pewien sposób schematyczna, bo wciąż uparcie bazuje na utartych już schematach: nikt nie chce miłości, która i tak bardzo szybko odnajduje drogę do ich lodowych serc burząc mury i rzucając bohaterów w ramiona płomiennej miłości. Tylko czy właśnie nie za te schematy lubimy tą serię? Myślę, że trudno jest wymyślić coś świeżego w momencie, gdy wszystkie pomysły zostały już wykorzystane. Keeland podążyła śladami sportu porzucając wizerunek bogatego milionera na rzecz oddanego pasji mężczyzny naznaczonego problemami z przeszłości. Tu też robi się ciekawie, bo Vince nie jest tylko typowym macho szukającym poklasku, ale i człowiekiem naznaczonym piętnem problemów z którymi przyjdzie się zmierzyć Olivii. 

Mieszanie erotyki z motywem new adult to pomysł, który od jakiegoś czasu króluje wśród podobnych powieści. Czy się sprawdza? Wszystko zależy od tego kto zabiera się do pisania, ale to chyba problem wszystkich gatunków - dobry pisarz jest w stanie wymyślić coś z niczego, a zły... No właśnie, zły niewiele potrafi. Vi Keeland na całe szczęście odnalazła się gdzieś pośrodku, bo choć nie uważam, ją za wybitną pisarkę to lubię jej książki i dostrzegam w nich pewien potencjał. Tym bardziej, że jej seria zyskała trochę w moich oczach, bo drugi tom okazał się znacznie lepszy od pierwszego. Perypetie miłosne Olivii i Vince'a okazały się nie tylko ciekawsze, ale i bardziej dopracowane, warte uwagi, gdzie nie tylko płomienny romans królował w fabule, ale i inne, pomniejsze wątki na których warto było zwrócić uwagę.

"Szansa" to warta uwagi kontynuacja, choć obawiam się, że zginie w tłumie jej podobnych. Nie wyróżnia się niczym szczególnym co jest niestety jej kluczowym minusem, ale są też atuty o których warto pamiętać. Historia jest ciekawa i dopracowana, bohaterów można łatwo polubić a fabuła została wzbogacona o trudne wydarzenia z przeszłości. Delikatnie nakreślony sekret dodał historii uroku i dzięki temu pojawiło się też sporo emocji. A jeśli łączy się je z płomienną miłością - cóż - wówczas dzieją się rzeczy warte uwagi. Lektura idealna na lato, której śmiało można poświęcić całą uwagę w upalne popołudnie. Skusicie się zatem?


środa, 21 czerwca 2017

"Dziewczyna z nagietkowym szalem" Susan Meissner

"Dziewczyna z nagietkowym szalem" Susan Meissner, Tyt. oryg.A Fall od Marigolds, Wyd. Kobiece, Str. 368

"Wszystko co piękne, ma do opowiedzenia swoją historię."

Kiedyś trzymałam się z daleka od typowo kobiecych książek. Byłam przekonana, że to nijakie czytadła, które nie dostarczą mi żadnej przyjemności z lektury. Dzisiaj mam nauczkę, bo wiem, że przez swoje uprzedzenia na pewno straciłam kilka dobrych powieści. Dlatego dziś nie oceniam, tylko wybieram wszystkie potencjalnie ciekawe lektury i dopiero po przeczytaniu decyduję czy były złe, czy też nie. Tak trafiłam na piękną historię "Cytrynowy sad" czy też obecną "Dziewczynę z nagietkowym szalem".

Powieść rozpoczyna przygodę dwóch kobiet, która okazała się dla mnie wyjątkową i pouczającą historią. Jestem pewna, że długo o niej nie zapomnę, bo choćbym nawet chciała doszukać się minusów tej lektury - nie znalazłam ich. Dopracowani bohaterowie, przygoda na przestrzeni stu lat i ponadczasowe prawdy to motywy przewodnie tej wyjątkowej lektury od której po prostu nie sposób się oderwać.

Fabuła rozpoczyna się w roku 1911, kiedy to Clara, młodziutka pielęgniarka traci w wyniku pożaru swojego ukochanego Edwarda. By zapomnieć o tragedii oddaje się pracy i nowo poznanym osobom - pracuje przy pomocy imigrantom i tam też poznaje tajemniczego mężczyznę cierpiącego z powodu straty żony. Łączy ich ból, ale i pewna tajemnica mocno namąci w ich życiu, kiedy uwagę Clary przykuje nagietkowy szal, a tuż po tym - pewne dokumenty, które okażą się przełomem w ich życiu. Tuż po tych wydarzeniach przechodzimy do roku 2011 i poznajemy Taryn, kobietę tęskniącą za mężem, który zginął już 10 lat temu. Pech chciał, że padł ofiarą ataku na World Trace Center, a strata dla kobiety była tak szybka i drastyczna, że do dziś nie potrafi się z nią pogodzić. Jednak jest też tajemniczy mężczyzna, który uratował jej wtedy życie. Dziś na nowo przypomina sobie jego osobę, bo niedługo odegra on w jej życiu ponownie kluczowe znaczenie.

Jak widzicie powieść mocno osadzona w realiach tragedii i utraconej miłości na pierwszy rzut oka powinna być smutną historią przepełnioną bólem i stratą. W rzeczywistości wcale się tego nie odczuwa, bo jest w tym też dużo nadziei pozwalającej wierzyć, że po burzy zawsze wychodzi słońce. Autorka doskonale radzi sobie w żonglowaniu emocjami i plastycznie przedstawić czytelnikowi wszelkie prawdy na temat życia - poczucie winy, tęsknotę czy samą niespełnioną miłość, która zdecydowanie zbyt szybko została przerwana. Jak odnaleźć się w życiu, kiedy został nam brutalnie odebrany jego sens? Czy można iść samemu przez życie, skoro zawsze robiło się to w duecie? Czy miłość warunkuje dalsze szczęście? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie podczas lektury i dostrzeżecie poprzez losy głównych bohaterek jak wielka jest potęga kobiet i jak wiele dają one od siebie.

Nagietkowy szal odegrał w tej powieści kluczową rolę, ale nie zdradzę Wam jego znaczenia. Musicie poznać je samemu i wówczas - możecie mi wierzyć - zrozumiecie całą magię tej historii. Susan Meissner napisała piękną historię o sile kobiet i o niespełnionych uczuciach, które kiedyś mogą odrodzić się na nowo, jeśli tylko odpowiednio o nie zadbamy. Pełna tajemnic, ciekawych zwrotów akcji i wyrzeczeń powieść wzruszająca i intrygująca. Zdecydowanie nie zasługuje na miano zwykłego kobiecego czytadła - jest w niej głębia i mądrość, obok których nie można przejść obojętnie. Polecam!

wtorek, 20 czerwca 2017

"Płomienna miłość" Meredith Wild

"Płomienna miłość" Meredith Wild, Tyt. oryg. Into the Fire, Wyd. Burda Książki, Str. 300

"- Chyba nie chcesz...? [...]
- Chcę wszystkiego."

"Płomienna miłość" to kontynuacja serii, która pozwala czytać poszczególne tomy bez znajomości poprzednich części. Choć w pewien sposób połączona - opowiada odrębne historie.

Wcześniejsza część opowiadała historię Camerona i Mai. Teraz poznałam opowieść Darrena, brata Cama i Vanessy, przyjaciółki Mai. I choć chciałabym napisać, że autorka widocznie ewoluowała w swojej twórczości nie będę Was oszukiwać. Kontynuacja trzyma dokładnie ten sam poziom co pierwsza część, czyli dobra historia ale bez fajerwerków.

Zmieniła się tylko zasada charakterów. Tym razem to męska postać, czyli Darren okazał się czołowym bohaterem - męski łamacz kobiecych serc, który nie cofnie się przed żadnym wybrykiem który umożliwi mu zdobycie serca kolejnej wybranki. Bez oceniania i gdybania nad jego charakterem napiszę tylko jedno - ciekawy charakter i dobra kreacja, ale dopiero w drugiej połowie książki zobaczyłam w nim coś więcej pod fasadą sporej dawki egoizmu. Z kolei Vanessa to bohaterka trochę stłamszona przez Darrena. Zapatrzona w swoją pracę nie widzi nic poza nią, a kiedy trzeba odpocząć - ona po prostu nie potrafi. Można to zrozumieć, ale czy chcemy czytać o takich bohaterkach w powieściach o miłości? Według mnie jej postać jest zbyt nijaka w porównaniu z przebojową osobowością głównego bohatera i przez to na początku nie do końca widziałam ich w duecie.

Prawda jest jednak taka, że Meredith Wild nie jest wybitną autorką. Pisze ciekawie i nawet wciąga w swoje fabuły, ma lekki styl i swobodnie tworzy nowych bohaterów, ale na tym jej atuty się kończą. Nie zaskoczyła mnie w kontynuacji niczym nowym. Jednak poza burzliwym wątkiem romantycznym pojawiło się coś nowego - sceny erotyczne, które we wcześniejszym tomie nie rzucały się tak w oczy. Teraz nie byłam do końca pewna czy czytam powieść dla dorosłych czy może jednak obyczajówkę z dużą dawką miłosnych emocji. Nie chodzi jednak o to, że książka sama w sobie była zła - właściwie przeczytałam ją jednego dnia, nie żałuję też poświęconego jej czasu. Po prostu liczyłam na coś więcej, jakiś wybuch emocji, który skutecznie zapadłby mi w pamięć.

Nie mogę zapomnieć, że autorka prowadzi akcję swoich powieści ciekawie i tworzy przyjaznych bohaterów. Jej książki to typowe historie miłosne, mniej lub bardziej nacechowane dawką uniesień. Według mnie można czytać je w przerwach między bardziej wartościowymi lekturami, ale nie chcę odbierać też autorce talentu czy umniejszać jej zaangażowania - wiem, że dużo od siebie dała dla swojej serii i to widać. Tylko gdyby wrzucić do fabuły jeden poważniejszy czy bardziej wartościowy wątek myślę, że całość prezentowałaby się ładniej. Teraz otrzymałam książkę o miłości dwóch pokręconych światów - a co będzie w trzecim tomie? Na pewno zaryzykuję i sprawdzę.

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Konkurs: "Powiem Ci, kim jesteś" - pod patronatem Thievingbooks

Moi Mili,
mam dla Was konkurs w którym do wygrania powieść Danuty Pytlak "Powiem Ci, kim jesteś". Autorka - przesympatyczna - napisała bardzo intrygującą powieść z tematem na czasie.
Nie zwlekajcie, jest o co walczyć! :)


ZADANIE KONKURSOWE:
Napisz w komentarzu pod postem odpowiedź na pytanie: W pracy zawodowej kierujesz się sercem czy rozumem?



POWIEM CI, KIM JESTEŚ 
Danuta Pytlak

Podczas wyjazdu integracyjnego Adam, nowy pracownik stołecznego banku, wchodzi w ostry konflikt z jednym z kolegów, Hubertem. Nie przeczuwa nawet, jakie będą tego konsekwencje, jak głęboko to wydarzenie wpłynie na jego życie prywatne i uczuciowe. W pracy poznaje Asię i po kilku tygodniach luźnej znajomości zostają parą. Wydaje się, że są dla siebie stworzeni. Tymczasem narasta spór z Hubertem, który rozpoczyna perfidną nagonkę na dziewczynę Adama.

Pojawienie się w zespole nowego pracownika od początku budzi wiele emocji. Układy i układziki, kolesiostwo i molestowanie – to rzeczywistość, z którą muszą się zmierzyć bohaterowie powieści. Czy tym, którym zależy na uczciwości i wzajemnej współpracy, uda się zmienić dotychczasowe zasady gry? Czy w takim środowisku prawdziwe uczucie ma szansę przetrwać?

Uwaga! W konkursie mogą brać również udział osoby anonimowe, nie posiadające bloga. Zwiększając szansę na wygraną możecie wejść na fan page ThievingBooks - tam również trwa konkurs.

REGULAMIN:
1. Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga: THIEVING BOOKS
2. Sponsorem nagrody jest Wydawnictwo Zysk i S-ka.
3. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest posiadanie adresu zamieszkania na terenie Polski.
4. Konkurs trwa od 19 czerwca 2017 roku do 30 czerwca 2017 roku.
5. Ogłoszenie wyników nastąpi w przeciągu 5 dni.
6. Zwycięzca o wygranej zostanie poinformowany w TYM POŚCIE! Proszę o obserwację bloga i sprawdzanie posta po zakończeniu konkursu - zwycięzca będzie miał 5 dni na wysłanie adresu wysyłki drogą mailową.
8. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

Do dzieła! :)

KONKURS ROZSTRZYGNIĘTY!
Wygrywa tekst:

Zdecydowanie sercem. Jest to punkt zwrotny do tego, by móc rozróżnić granice dobra i złe. Dopiero później można zaangażować rozum by ten pokierował nas w dalszej pracy ;)

Gratuluję i czekam na adres do wysyłki :)

niedziela, 18 czerwca 2017

"Dzielnym będzie przebaczone" Chris Cleave

"Dzielnym będzie przebaczone" Chris Cleave, Tyt. oryg. Everyone brave is forgiven, Wyd, Świat Książki, Str. 460

"Błogosław te grube mury, chroniące przed chciwością i złem."

Nierzadko zdarza się, że przedsmak pierwszych emocji związanych z lekturą niesie ze sobą okładka. "Dzielnym będzie przebaczone" to doskonały przykład takiej książki, bo minimalistyczna szata graficzna wydana w jednak malowniczej formie idealnie oddaje wnętrze powieści.

Mary North, przekonana o swojej przebiegłości i pewności siebie postanawia porzucić swoją edukację na rzecz wstąpienia do wojska. Wybucha II wojna światowa, więc nic dziwnego, że wszyscy zaczynają szukać miejsca dla siebie. Mary widzi oczami przyszłości siebie w roli idealnego szpiega. Niestety los ma dla niej inne plany - w wyniku niefortunnych zdarzeń zostaje nauczycielką, a rola ta okaże się przełomowa w jej życiu i znacznie ważniejsza niż działalność szpiega.

Chris Cleave postanowił napisać książkę opartą na motywach wojny. Wątek znany i ceniony przez wielu czytelników, w tym także przeze mnie. Jednak byłabym niesprawiedliwa pisząc, że na tym koniec. Autor bowiem wyszedł o krok dalej i napisał nie tylko dobrą powieść na fasadach mocnego tematu, ale wplątał do swojej historii również błyskotliwość, urok i - nie inaczej! - subtelne poczucie humoru. Dzięki temu fabuła otrzymała tyle wartości ile tylko mogła otrzymać: w rewelacyjny sposób, na przykładzie kontrastu pokazywała jak trudne były realia życia w świecie naznaczonym wojną. Niezwykle cenne momenty śmiechu stawały się dla bohaterów elementem zaczepienia, gdy w międzyczasie przychodziło im walczyć o własne przetrwanie.

Chociaż polubiłam Mary z całego serca i kibicowałam jej do samego końca, nie mogę zapominać o Tomie i Alistairze. To dwójka męskich bohaterów historii, którzy idealnie odnaleźli się w fabule. Tom na początku nie miał zamiaru uczestniczyć w wojnie, jednak decyzja jego współlokatora wpłynęła także na niego. Nie wiem czy słusznie postąpili angażując się w konflikt zbrojny, bo może faktycznie lepszym rozwiązaniem byłoby zaszyć się gdzieś w pozornie spokojnym miejscu, ale jestem zdania, że bierna postawa jest postawą żadną. Także gdyby nie ich decyzja, nigdy nie poznaliby Mary - silnej, zdeterminowanej bohaterki, która mogłaby stanowić wzór dla wielu współczesnych kobiet. Jej odwaga, pewność siebie oraz wyznawane zasady zaskoczyły wszystkich - mnie jako czytelnika oraz Toma czy Alistaira, mężczyzn, który nie spotkali się z tak bojowym charakterem. To właśnie bohaterowie stanowili najjaśniejszy punkt tej historii, bo na własnym przykładzie pokazali potęgę miłości i przyjaźni.

Nie zabrakło w książce wątku romantycznego. Mary poznając Alistaira zaczęła dostrzegać coś więcej poza wojną i pozwoliła sobie na chwilę słabości w świecie naznaczonym okrucieństwem. Autor pokazał na przykładzie zwykłych ludzi wojenny tragizm - za sprawą niewielkich radości zbudował w sercach swoich bohaterów wielkie szczęście, ale i za sprawą tragedii pokazał jak silnie przeżywają ból. To fantastyczna paleta emocji towarzysząca trójce nowo poznanych postaci i temu, kto zdecydował się na lekturę - wartościową, wyjątkową, mocną w swoim przesłaniu a jednak lekką i subtelną przez opowieść o ludziach i dla ludzi. Uważam, że przykład "Dzielnym będzie przebaczone"  jest jednym z lepszych pośród książek o tematyce wojennej - wystarczy bowiem wziąć pod lupę życie zwykłych ludzi, by ukazać ogrom sprawy. Wielka miłość i wielkie dramaty rozegrały się na kartach tej książki a mimo wszystko nie straciła ona uroku i swobody. Jestem pod wrażeniem jak sprawnie autor połączył ze sobą szczęście i wszelkie smutki w prosty, zwyczajny sposób.

sobota, 17 czerwca 2017

"Grimm City. Bestie" Jakub Ćwiek

"Grimm City. Bestie" Jakub Ćwiek, Wyd. SQN, Str. 368

"- To znaczy żebyśmy się dobrze zrozumieli: tak, uważam, że jest bestią – doprecyzował. - Przemawia za tym szereg argumentów [...]. Tyle, że coś w świetle moich badań się w nim nie zgadza. Coś jest niespójne. Jakby... on sam, sztucznie, prowokował swoją dziką naturę.
- Co to znaczy?
- Och, szukam odpowiedniego sformułowania. - Profesor podrapał się wskaźnikiem po uchu. - On jest, jest...
- Niekonsekwentny jak religia? - odpowiedział Evans, prostując się w fotelu."

Czytałam kilka książek autora i zawsze sądzę o nich jedno - mocne. Chyba pod każdym możliwym względem. Autor nie bawi się w ogładę, wymyślne słownictwo czy jakieś kwieciste style. Ona po prostu pisze co myśli a przez to z jego książek bije czysta szczerość. Nawet jeśli jego książki mocno bazują na schematach powieści fantastycznych.

Grimm City. Wilk! zaskoczyło mnie pomysłem. To była książka nietypowa, zaskakująca, właściwie mogę nawet napisać - niebanalna. Dobrze napisany, inny niż wszystkie kryminał doczekał się swojej kontynuacji w postaci Grimm City. Bestie. Czy dobrej? Myślę, że trzymającej poziom swojej poprzedniczki, która może nie była wybitna, ale na pewno ciekawa i wciągająca, podobnie jak drugi tom, który przeczytałam w jeden wieczór.

Fabuła ponownie przeniosła mnie do Grimm City, gdzie dokonano morderstwa. Ginie członek wysoko postawionej mafijnej rodziny. Podejrzany bardzo szybko trafia przed sąd. Miasto zafascynowane procesem zapomina o wszystkich pozostałych tragediach - wciąż nie wiadomo gdzie jest Drwal, seryjny morderca kobiet. Ktoś jednak odkrył, że jego kryjówka może być ściśle związana z miejscem zamieszkania "Bestii" - emerytowanego boksera. O co w tym wszystkim chodzi? Czy prawda faktycznie jest na wyciągniecie ręki?

Jakub Ćwiek napisał niebanalny kryminał pełen nieoczywistych zwrotów akcji. Trzeba naprawdę mocno zaangażować się w fabułę, by móc bez problemów śledzić rozgrywane wydarzenia. Nagromadzenie dużej ilości wątków prowadzi do jednego prostego wniosku - przy tej książce na pewno nie można się nudzić. Samo Grimm City jest odbiciem naszego świata, ale mocniej osadzonym w konwenansach baśni - Bóg jest bajarzem, święta księga - baśniami, a miasto leży na zwłokach olbrzyma. Brzmi mrocznie? Tak jest w rezultacie, bo to podstawowy atut tej serii: pokręcone podejście do rzeczywistości a jednak kuszące i warte poznania. To trochę tak jakbym śledziła mroczną wersję naszego świata. Być może właśnie to było zamysłem autora, ale nie na tym skupiała się moja uwaga. Przede wszystkim starałam się odnaleźć w całej masie wątków, przeróżnych historii naprzemiennie wymieszanych ze sobą, gdzie odnaleźć sens naprawdę nie jest łatwo.

Oparta na schematach baśniowych stworzeń powieść noir kryje w sobie coś co nie jest moją mocną stroną. Nie odnalazłam się w tym gatunku, ale to nie oznacza, że go nie doceniam. Dostrzegam wszystko co ważne - dopracowanie, świetny styl, dojrzałość w kreacji. Od książki nie da się oderwać, bo nie dość że przyciąga do siebie tajemniczością, to jeszcze prowadzona jest w sposób który przy najmniejszej dekoncentracji burzy nasze postrzeganie fabuły. Dostrzegłam również metamorfozę bohaterów z pierwszego tomu, gdzie właściwie zmienili się nie do poznania. Dlatego uważam, że książka utrzymana jest na poziomie swojej poprzedniczki a fani serii na pewno nie poczują się rozczarowani.

"Kłamca i szpieg" Rebecca Stead

"Kłamca i szpieg" Rebecca Stead, Tyt. oryg. Liar and Spy, Wyd. Iuvi, Str. 208

"Safer przewiduje wszystko. Przez to trudno mu się odmawia."

Rebecca Stead stawia swoje pierwsze kroki w literaturze młodzieżowej. Jak udało mi się zauważyć, swoje książki kieruje raczej do młodszego grona czytelników, ale nie jest też tak, że starszy nie ma czego szukać przy jej książkach. Przekonała mnie do siebie lekturą "Całkiem obcy człowiek", lekką i niezobowiązującą a jednak dającą trochę do myślenia. Dlatego z czystą ciekawością sięgnęłam po "Kłamcę i szpiega", a co dostałam w zamian?

Na pewno nietypową fabułę. Myślę, że jeszcze nie jeden raz autorka zaskoczy nas akcjami swoich powieści, bo jak na drugą książkę którą czytam, śmiało mogę napisać, że fabuła mimo swojej niewielkiej objętości, podobnie jak wcześniejsza książka Stead intryguje od samego początku. W dodatku tym razem dostałam subtelną obietnicę nieprzewidzianego zakończenia, jak głosił opis z tyłu książki. Bardzo lubię nieoczekiwane zwroty akcji i rozwiązywanie przygód bohaterów w zaskakujący sposób, więc dałam się namówić i nie żałuję.

Wszystko zaczyna się gdy Georges wprowdza się do bloku na Brooklynie. Myślał, że nie spotka go tu nic dobrego, a jednak trafia na Safera, chłopaka totalnie pokręconego. To odludek i szpieg w jednym, który kreuje wizję świata według własnego uznania. Także jego rodzina do normalnych nie należy. Dlatego Georges tak dobrze czuje się w ich towarzystwie - może uciec od rodzinnych problemów i na moment zapomnieć o całym złu czającym się dookoła. Daje się przez to wciągnąć w grę Safera, którego najważniejszą rzeczą jest śledztwo. Tylko czy cała ta misja szpiegowska ma sens? I czy jest prawdziwa?

Polubiłam dwójkę głównych bohaterów, choć właściwie uważam, że historia była zdecydowanie za krótka. Autorka całkiem dobrze poradziła sobie z kreacją Georgsa czy Safera, o rodzinie tego drugiego nie wspominając, bo stanowiła ona najjaśniejszy punkt fabuł. A była przecież tylko wątkiem pobocznym. Ale nie o to tutaj chodzi - chcę Wam pokazać, jak dobrze Stead radzi sobie z literaturą młodzieżową, bo działa na kontrastach: dwie zupełnie różne rodziny zestawiono ze sobą w jednym rankingu i trudno powiedzieć, która jest lepsza, skoro każda z nich ma inne problemy. Całości dopełnia pierwszoplanowy motyw tej lektury, czyli śledztwo tajemniczego Iksa, o którym niewiele wiemy, a który wydaje się być największym wrogiem Safera.

Mogłabym napisać, że jest to dobra powieść detektywistyczna dla młodszych czytelników, ale nie jest to takie proste. "Kłamca i szpieg" to przede wszystkim powieść new adult, z prostym a jednocześnie wartym przemyślenia przesłaniem. Jakim? Tego Wam nie zdradzę, bo popsuję zabawę, ale wracając do jednej z kwestii, które poruszyłam na początku - ma to związek właśnie z tym obiecanym, nieprzewidywalnym zakończeniem. Przyznaję, że i ja poczułam się nim trochę zaskoczona, więc myślę, że to mówi samo za siebie. Dla dobrej zabawy i chwili relaksu - polecam!