wtorek, 31 marca 2020

"Czyjaś córka" David Bell

"Czyjaś córka" David Bell, Tyt. oryg. Somebody's Daughter, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 456

12 godzin śledztwa, 100 procent adrenaliny! 

Więzy krwi, do tej pory nieznane, nagle upomną się o uwagę. Czy dziecko o którym nigdy nie wiedzieliśmy może okazać się nam najbliższe?

Lubię thrillery psychologiczne i to żadne odkrycie. Kiedy mogę trochę pogłówkować nad fabułą lepiej jest mi wejść w skórę bohaterów a i sama akcja mocniej do mnie przemawia, gdy angażuję się emocjonalnie. Powieść Davida Bell'i była taką obietnicą - intensywnego myślenia, zaskoczeń i łączenia faktów. Czy spełniła się w rzeczywistości? Owszem! "Czyjaś córka" to bardzo wciągająca lektura.

Zacznę od tego, że autor wie jak pisać. Jego styl jest prosty, opisów nie ma za wiele, więcej skupiamy się na tym co przeżywają aktualnie bohaterowie i śledzimy szczegóły, które początkowo wydają się niczym ze sobą nie powiązane. W dodatku niemal wszystkie rozdziały kończą się tak, że koniecznie musimy zacząć czytać następny, by dowiedzieć się co dalej a taki zabieg w tym gatunku to najlepsze co może być. Można zatem wciągnąć się w całą akcję, ponieważ zaskoczeń jest sporo a i bohaterowie wydają się mieć sporo do ukrycia.

Fabuła opiera się na dziewięcioletniej Felicity, rzekomej córce Michaela Fraziera. On ma wszystko, kochającą żonę, piękny dom, ale nie ma pociechy, która upiększałaby ich życie. Dlatego czuje się zaskoczony wieścią Eriki, jego byłej żony, która w dodatku oznajmia, że ich córeczkę uprowadzono. Erica zawsze była dziwna i kojarzyła się z kłopotami, ale Michael nie może pozostać obojętny na wszystkie te rewelacje. Postanawia więc zrobić wszystko, by odnaleźć zaginioną dziewczynkę, nie zdając sobie sprawy, że prawdziwe niebezpieczeństwo dopiero nadciąga.

Akcja opiera się na 12 godzinach śledztwa a czas ten w pełni został wykorzystany na potężną dawkę adrenaliny, niebezpieczeństwa i tajemnic. Szybko okazuje się, że Erica nie byłą jedyną bohaterką skrywającą tajemnice a to co wychodzi na jaw podczas czytania może porządnie zaskoczyć. Zatem wszystko oceniam na plus: tempo akcji, zwroty w fabule, kreacje bohaterów. Nie ma do czego się przyczepić jeśli sięgacie po tą powieść w nadziei, że zapewni Wam chwile dobrej zabawy. Wbrew pozorom nie ma tutaj zbyt wielu komplikacji i może to jest pewne niedociągnięcie, bo każdego łatwo się śledzi: od rodziców dziewczynki, przez prowadzących śledztwo policjantów po potencjalnych podejrzanych. 

Dramat rodzinny, który rozgrywa się na naszych oczach, pędząca na złamanie karku akcja oraz bohaterowie, którzy nie chcą ujawnić wszystkich kart. Czy można chcieć czegoś więcej? Świetnie bawiłam się podczas lektury "Czyjejś córki" i uważam ją za bardzo dobry thriller psychologiczny. Czas poświęcony powieści Davida Belli na pewno nie należał do straconych i mam nadzieję, że Wy również dacie się namówić.

KONKURS PATRONACKI "Miasteczko Rotherweird"

W dniu premiery jednej z najbardziej oryginalnych powieści jakie ostatnio czytałam mam dla Was konkurs :) Książkę serdecznie polecam każdemu to otwarty jest na historie pełne zaskoczeń i nieoczekiwanych zwrotów akcji!

1x Miasteczko Rotherweird .

MOŻLIWOŚCI:
1. Będzie mi miło, jeśli polubicie i udostępnicie post konkursowy.
2. Będzie mi miło, jeśli polubicie Thieving Books oraz Wydawnictwo Zysk i Ska






O KSIĄŻCE: Recenzja przedpremierowa

REGULAMIN:
1. Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga: THIEVING BOOKS.
2. Sponsorem nagrody jest Wydawnictwo Zysk i S-ka.
3. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest posiadanie adresu zamieszkania na terenie Polski.
4. Konkurs trwa: 31.03 - 14.04.2020r.
5. Ogłoszenie wyników nastąpi w przeciągu 5 dni.
6. Zwycięzca o wygranej zostanie poinformowany w TYM POŚCIE! Zwycięzca będzie miał 5 dni na wysłanie adresu wysyłki drogą mailową.
7. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.). Facebook nie jest związany z żadnym konkursem organizowanym na moim fanpage.

*Udział w konkursie mogą brać także osoby anonimowe.

poniedziałek, 30 marca 2020

"Córka gliniarza" Kristen Ashley

"Córka gliniarza" Kristen Ashley, Tyt. oryg. Rock Chick, Wyd. Akurat, Str. 512

Indy Savage, właścicielka niewielkiej księgarni, ma wszystko, o czym mogłaby zamarzyć. No… prawie. 

Życiowe potyczki, wielka choć niespełniona miłość oraz wydarzenia, których nikt się nie spodziewał.

Kristen Ashley powraca z kolejną serią, której pierwszy tom już zapowiada bardzo intrygującą historię. Pewnie będzie to seria podzielona na różnych głównych bohaterów jeśli spojrzymy na wcześniejsze historie tej autorki, ale mi to bardzo odpowiada: cieszę się, że Ashley po raz kolejny sięga po romantyczne historie połączone z sensacją i pozwala nam bliżej przyjrzeć się przeróżnym osobowościom.

Jeśli do tej pory nie mieliście okazji poznać żadnej książki tej autorki musicie wiedzieć jedno: Kristen Ashley przesadza i to bardzo. Jej fabuły są przerysowane a bohaterowie niewiele mają z wiarygodnymi postaciami, ale ja w pełni to kupuję. Chociaż autorka lubi ponaginać rzeczywistość to robi to w zabawny i pomysłowy sposób, jej historie są urocze, często wywołują u mnie uśmiech a zadziornych bohaterów po prostu nie można nie polubić. Nie inaczej było też z jej najnowszą książką otwierającą nową serię, gdzie "Córka gliniarza" szybko wskakuje na listę moich ulubionych lektur.

Indy Savage jest właścicielką małej księgarni i lubi swoje życia. Chociaż wciąż wzdycha za mężczyzną, który wydaje się być dla niej nieuchwytny. Do Lee Nightingale'a wzdycha od lat, ale ten najprzystojniejszy na świecie mężczyzna wydaje się wcale nie zwracać na nią uwagi. Dlatego Indy postanawia przestać wzdychać do mężczyzny, który nic sobie z tego nie robi, ale gdy pracownik kobiety gubi worek diamentów i ściąga na siebie poważne niebezpieczeństwo - dziewczyna wkracza do akcji. Nie spodziewa się, że jedyną osobą która przyjdzie jej z pomocą będzie właśnie wspaniały Lee.

Fabuła brzmi jak zakręcona sensacja, prawda? W rzeczywistości właśnie na tym akcja się opiera: na pościgach, przygodzie oraz mocnym wątku romantycznym. Jest tutaj zatem wszystko czego oczekujemy po dobrej, wciągającej lekturze w sam raz na leniwe popołudnie a w połączeniu z sarkazmem i silnymi sylwetkami głównych bohaterów otrzymujemy mieszankę wybuchową. Zarówno Indy jak i Lee nie pozawalają sobie mówić co mają robić, mają swoje zdanie a przy tym również silne charaktery, więc nie ma znaczenia czy akcja akurat wkracza w niebezpieczne rejony. Liczy się tu i teraz a przy tym jest sporo śmiechu i dobrej zabawy.

"Córka gliniarza" przypomina, że nie potrzeba ambitnej literatury, by dobrze się bawić. Wystarczą ciekawie nakreśleni bohaterowie, mnóstwo emocji, trochę pościgów oraz niebezpieczeństwa i mamy historię, której nie ma się ochoty odkładać. Lubię książki Kristen Ashley i już teraz wypatruję kolejnego tomu w serii! Jest zabawa, dynamiczna akcja i możliwość oderwania się od rzeczywistości a czasami właśnie tego potrzebujemy.

niedziela, 29 marca 2020

"Dymy nad Birkenau" Seweryna Szmaglewska

"Dymy nad Birkenau" Seweryna Szmaglewska, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 464

"Na ściany, podłogi, cegły padła tu krew i opowiada o ludziach, którzy tu ginęli. Zostali tam, gdzie polała się ich krew. To nic, że ściany później zabielono wapnem. Te ściany są nadal czerwone."

Przeżyła piekło, stanęła twarzą w twarz z diabłem i ocalała, by opowiedzieć nam swoją historię.

Do literatury obozowej każdy z nas musi dorosnąć. Wiem to z własnego doświadczenia. To temat poważny, wymagający skupienia i dużej dawki odwagi, pokory oraz zrozumienia. Długo przechodziłam obojętnie obok tej tematyki, uważałam, że nie jest ona dla mnie do czas, aż sięgnęłam po pierwszy reportaż i później zrozumiałam, że to część mojej historii, którą po prostu muszę poznać. Najbardziej interesują mnie pamiętniki, indywidualne opisy przeżyć tego co się działo i tak trafiłam na autobiografię Seweryny Szmaglewskiej, która w bardzo otwarty i jednocześnie dobitny sposób pokazała mi swoimi oczami jak żyło się w obozie.

Autorka spędziła w obozie dwa i pół roku, przez ten czas przeszła przez niewyobrażalne dla współczesnego człowieka piekło i kiedy opuściła to miejsce powracając do domu od razu zdecydowała się opisać swoje doświadczenia. Podziwiam ją za to, za odwagę z jaką powracała wspomnieniami do tego co przeszła oraz chęć podzielenia się tym z innymi. Nie wiem jak ja zachowałabym się na jej miejscu, mogę tylko gdybać, że pewnie chciałabym o wszystkim zapomnieć. Seweryna jednak nie pozwoliła, by te wydarzenia przeszły w niepamięć i pisząc swoją autobiografię wciąż dociera do nowych odbiorców.

Pierwsze wydanie pojawiło się już pod koniec 1945 roku, więc dziś trzymamy w rękach piękne wznowienie pełne prywatnych listów i obrazków. Seweryna opisuje dzień więźnia, wciąż od nowa ten sam, przerażający i monotonny jednocześnie, ukazuje jak radzono sobie z trudną sytuacją gdy w człowieku tliła się iskierka ludzkiej dobroci, jak wyglądały ówczesne realia pełne brudu i insektów oraz walka z chorobą, która często była przegraną. 

Przyznam, że wyznania autorki poruszyły mnie najmocniej ze wszystkich przeczytanych do tej pory historii z obozów zagłady. trudno było mi otrząsnąć się po lekturze czy przejść do porządku dziennego mając w głowie, że ludzie wtedy tak i my teraz - zupełnie nie zdawali sobie sprawy, że któregoś dnia trafią w sam środek piekła. Autorka pisze poetycko i po ludzku jednocześnie, prosto, z serca, nie rzadko widać że z bólem. Ten styl chwyta za serce i pokazuje jak trudno było przeżyć każdy dzień.

"Dymy nad Birkenau" nie bez powodu nazwane zostało najważniejszym dziełem z literatury obozowej. To mocna, szczera i pełna bólu książka, ale jakże ważna dla nas. Powinna trafić do każdego kto jest na nią gotowy i nieść prawdę o tym jak trudno było odnaleźć człowieka w samym sobie, gdy głód, brud i strach upominały się o uwagę. Przypominam jednak, że to bardzo drastyczna książka, więc przygotujcie się na potężną dawkę emocji.

"Na ostrzu noża" Patrick Ness

"Na ostrzu noża" Patrick Ness, Tyt. oryg. The Knife of Never Letting Go, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 488

Niezwykła podróż do świata, w którym nie ma kobiet, a wszystkie żywe stworzenia słyszą swoje myśli w niemilknącym strumieniu dźwięków, słów i obrazów zwanym Szumem.

Dziwny świat i nietypowe zasady to propozycja historii, która może zaskoczyć wielu czytelników. Co w niej takiego odkrywczego? Przekonajcie się sami!

Sięgając po powieść Patricka Nessa byłam przekonana, że już wcześniej słyszałam gdzieś o tym tytule, ale założyłam, że po prostu czytałam kiedyś o nim na zagranicznych forach. Dopiero siadając do lektury i konkretnie orientując się w temacie zrozumiałam, że to nowa wersja, nowe wydanie, ale historia znana nam już wcześniej. Nawet dobrze się stało, bo pierwsze wydanie przeszło bez echa a dziś możemy sięgnąć po pierwszy tom tej intrygującej lektury nie tylko z nadzieją, że zostaną wydane kolejne tomy, ale i poczuciem, że pojawiła się na rynku naprawdę warta uwagi lektura. 

Dawno nie czytałam już dobrej powieści dystopijnej a kiedyś tylko w takich historiach mogłam zaczytywać się godzinami. Z wielką nadzieją zabrałam się zatem za lekturę Nessa i poczułam się miło zaskoczona, kiedy odkryłam, że to kawał porządnej literatury fantasy, w pełni przemyślanej, odpowiednio poprowadzonej, z bohaterami których nie da się nie polubić. Autor miał pomysł a jego historia wykazała się wielkim potencjałem co w połączeniu z dobrym stylem, brakiem przekombinowanych opisów czy konkretnymi dialogami zmieniło się w opowieść pełną emocji.

Tood Hewitt, główny bohater i narrator powieści, wprowadza nas do swojego nietypowego świata. Jako jedyny chłopiec w osadzie pełnej mężczyzn czuje się wyobcowany i niepewny swojej przyszłości. Już niedługo ma stać się mężczyzną, ale głosy innych osadników, które słyszy, sugerują że wszyscy skrywają przed nim pewną tajemnicę. To sprawiaj, że chłopak decyduje się opuścić miejsce w którym mieszkał do tej pory i wraz ze swoim lojalnym psem, którego głos także słyszy, ucieka przed wrogo nastawionymi osadnikami. Nie spodziewa się, że po drodze znajdzie dziewczynę, która zmieni postrzeganie jego świata i przewartościuje wszystko co znał do tej pory.

Nowy Świat to miejsce w którym rozgrywa się akcja. To tutaj tajemnicza choroba podobno spustoszyła świat i sprawiła, że wszystkie kobiety umarły. To tutaj każdy słyszy myśli pozostałych w niecichnącym strumieniu dźwięków zwanych Szumem. I choć już na wstępie otrzymujemy porządnie dopracowany obraz świata przedstawionego to w czasie czytania odkrywamy powoli wszystkie jego tajemnice i nowe fakty. Tood, jak na wyjątkowo wiarygodnego bohatera przystało, uczy się na nowo postrzegać rzeczywistość i próbuje zrozumieć swoją nową towarzyszkę. Ta przygoda trwa, żyje od pierwszej do ostatniej strony, przepełniona jest emocjami i bardzo nietypowym stylem, przez co przebija się jej oryginalność oraz rewelacyjne wykonanie.

"Na ostrzu noża" może na pierwszy rzut oka wydawać się powieścią niepozorną, ale wystarczy przeczytać kilka pierwszych stron, by zrozumieć jej fenomen. Jest inna niż wszystkie, oryginalna, ponieważ napisana stylem wskazującym na mocno emocjonujące podejście do sprawy głównego bohatera. Musicie przeżyć to sami, by zrozumieć dlaczego każdy rozdział kończy się takim napięciem, co sprawia że nie można oderwać się od lektury oraz skąd tyle emocji. Mam nadzieję, że niedługo przyjdzie mi czekać na ciąg dalszy, ponieważ chcę już teraz poznać do wydarzyło się dalej.

"Satyricon" Gertrud Hellbrand

"Satyricon" Gertrud Hellbrand, Tyt. oryg. Satyricon, Wyd. Marginesy, Str. 304

 U Hellbrand Tajemna historia spotyka się ze Szkołą uwodzenia. To mroczna powieść o przyjaźni, zazdrości i obsesji, a także o najgłębiej skrywanych popędach, odwiecznym pragnieniu miłości, wrażliwości i akceptacji.

Mroczna atmosfera, gęsta od emocji i oczekiwania. Co spotka nas w powieści? Czy okaże się ona inna niż wszystkie?

Muszę przyznać, że po powieść Gertrud Hellbrand sięgnęłam z czystej ciekawości. Jeszcze nie miałam okazji czytać typowego thrillera połączonego z erotykiem i nie mam tu wcale na myśli dark romance. Moim zdaniem to powieść utrzymana w bardzo eksperymentalnym stylu, intrygująca choć jednocześnie nie łatwa w odbiorze. Potrzebowałam czasu, aby odnaleźć się w fabule oraz zrozumieć o co w niej tak naprawdę chodzi.

Trudno jednoznacznie ocenić mi tą powieść, ponieważ wiem, ze autorka sięgnęła po coś nowego, oryginalnego i zerwała ze schematami co zawsze sobie chwalę. Z drugiej strony niekoniecznie czuję, by fabuła tej książki do mnie przemówiła a wręcz przez niemal połowę czułam się znudzona i nie potrafiłam odnaleźć kluczowych momentów dla których warto byłoby kontynuować lekturę. To na pewno jedna z tych historii, które mają ukryte dno, gdzie należy czytać między wierszami, być może wtrącać nawet myśli filozoficzne na temat życia i wyborów a w dodatku analizować wszystkie ruchy bohaterów, które mają swoje konkretne wpływy na przyszłość wybranych postaci.

Akcja rozgrywa się w dwóch strefach czasowych. Mamy zatem współczesne wydarzenia oraz to co działo się w przeszłości. Lubię taki podział, ale tutaj nie miał on zachowanej drogi logicznej, czasami gubiłam się gdzie jestem, czy czytam o tym co dzieje się aktualne czy o tym co miało miejsce kiedyś. Mój umysł musiał działać podczas lektury na wysokich obrotach, łączyć fakty, próbować odnaleźć sens, który wciąż mi się wymykał i chociaż kusiło mnie odkrycie zagadki znajdującej się gdzieś na drugim planie to czasami czułam się po prostu przytłoczona natłokiem skrajnych emocji i gęstej atmosfery tej powieści.

Historia opowiada o losach bohaterów, którzy potrzebowali wielu bodźców by poznać świat. Główna bohaterka, Olivia, została zaproszona przez rodzeństwo Bodinów do zajęcia miejsca w dekadenckim kręgu - Satyricon. Spotkania odbywają się w starym mieszkaniu, gdzie tematy miłości i literatury czy sztuki przeplatają się z erotycznymi eksperymentami. I gdy gdzieś w tym wszystkim między Olivią a Rufusem zawiązuje się nić romantyczna dochodzi do rozerwania kręgu. Po latach nieszczęśliwego życia bohaterka ponownie zderza się z grupą dawnych przyjaciół i próbuje wyjawić nam dlaczego doszło do zamknięcia spotkań, ale gdy oczekiwałam na huczny finał i wielkie zaskoczenie w rezultacie nawet nie jestem pewna jak to wszystko się skończyło.

"Satyricon" to bardzo specyficzna lektura, która na pewno będzie miała tyle samo zwolenników co przeciwników. Niestety mnie do siebie nie przekonała, być może dlatego, że nie odnalazłam się w stylu autorki oraz jej fantazjach. Polecam jednak samemu zdecydować się na lekturę, bo jest ona na tyle oryginalna i indywidualna, że na każdego czytelnika podziała zupełnie inaczej.

sobota, 28 marca 2020

Przedpremierowo: "Ciche dni" Abbie Greaves

"Ciche dni" Abbie Greaves, Tyt. oryg. The Silent Treatment, Wyd. Muza, Str. 320
PREMIERA: 15 kwietnia 2020r.

 Intymny portret pewnego małżeństwa.

Życie potrafi pisać zaskakujące scenariusze jednak to my podejmujemy decyzje na których to wszystko się opiera. Błędy wychodzą na jaw a historia opiera się na intrygującym scenariuszu.

Sięgając po debiut Abbie Greaves z jakiegoś powodu byłam przekonana, że to thriller. Może dlatego, że ostatnio często sięgam właśnie po ten gatunek, może podświadomość mi się na moment zacięła. Fakt faktem w rezultacie okazało się, że to historia obyczajowa, ale na pewnie nie romantyczna: opowiadająca o dziwnych losach zwykłego małżeństwa i przez to bardzo intrygująca.

Na początku nie mogłam odnaleźć się w historii przez to, że zupełnie nie wiedziałam czego się po niej spodziewać. Jednak powoli, krok po kroku zagłębiałam się w losy głównych bohaterów, które na wstępie wydają się bardzo proste i z kolejno przerzuconą stroną czułam się zafascynowana ich opowieścią. Wydawało się bowiem, że tylko się pokłócili, że przeżywają tytułowe ciche dni co rozumie każdy kto był w związku. Kto nie przechodził przez to samo? Można zatem postawić się na ich miejscu, uśmiechnąć ze zrozumieniem i czytać dalej. Jednak później robi się co raz dziwnej, fakty przeczą zwykłej kłótni i to co wzięłam za typową sprzeczkę małżeństwa zmienia się w historię z konkretnym przesłaniem.

Maggie i Frank przypominają typową parę. Wiodą dostatnie życie w pozornie szczęśliwym małżeństwie. Jednak ten kto odważy się wejść do środka i po kryjomu spojrzeć na ich losy zauważy, że nie odzywają się do siebie ani słowem. A to wszystko trwa już od pół roku. Spędzają ze sobą wspólne chwile, śpią w jednym łóżku a jednak wcale się nie komunikują. Dlatego Maggie postanawia popełnić samobójstwo pod naporem presji, jednak próba okazuje się niepowodzeniem a kobieta zostaje wprowadzona w śpiączkę farmakologiczną. Czy to skłoni Franka, by w końcu wyjawił powód swojego milczenia?

Myślę, że ta książka jest wciągająca przede wszystkim za sprawą realnych bohaterów. Bez najmniejszego problemu potrafię wyobrazić siebie w podobnej sytuacji, chociaż za pewnie nie tak zaangażowanej. Patrząc na bohaterów widzę przede wszystkim zwykłych ludzi więc chcę poznawać ich losy, co raz więcej faktów związanych z tym dziwnym zjawiskiem tak długo prowadzonych cichych dni. Widzę jaką presję wywiera to na Maggie, jak psychicznie trudno jej się z tym uporać oraz obserwuję Franka, który ewidentnie coś skrywa. A przy tym doskonale się bawię dzięki lekturze, która wydaje się pełna emocji i z inteligentnym motywem przewodnim.

"Ciche dni" to debiut a jednak przyćmiewa nie jedną powieść znanych autorów. Historia wciąga na całego, zmusza do myślenia i pokazuje siłę małych czynów pomiędzy partnerami. Kto by pomyślał, że brak komunikacji wpłynie tak mocno na psychikę bohaterów? Przyznaję, że jestem ogromnie zaskoczona powieścią od Abbie Greaves, która okazała się nie tylko wzruszająca, ale i dojrzała oraz inteligentna.

piątek, 27 marca 2020

Przedpremierowo: "Miasteczko Rotherweird" Andrew Caldecott

"Miasteczko Rotherweird" Andrew Caldecott, Tyt. oryg. Rotherweird, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 628
PREMIERA: 31 marca 2020r.


KSIĄŻKA POD PATRONATEM THIEVINGBOOKS.

Dziwne zjawiska, przeszłość do której nie wolno wracać i wciąż podtrzymywane zakazy. Co wydarzyło się dawniej i rzutuje na teraźniejszość?

Nie miałam zupełnie pojęcia na co się piszę sięgając po powieść Caldecott'a. Czy to miała być zapowiedź thrillera? Fantasy? Powieści historycznej? Z opisu można było wywnioskować, że to mieszanka wielu gatunków a mimo wszystko zarys fabuły wciąż nie był mi znany. Postanowił zaryzykować, w końcu do odważnych świat należy i przyznaję, że poczułam miłe zaskoczenie podczas lektury.

Żeby móc zrozumieć aktualne wydarzenia, musimy dowiedzieć się co wydarzyło się w przeszłości. Dlatego autor przenosi na do roku 1558 i opowiada o dziwnych dzieciach przejawiających tajemnicze moce, wygnanych przez angielską królową do miasta Rotherweird. Jednak dziesiątka utalentowanych dzieci spotyka na swojej drodze kogoś, kto nie pozwoli im umrzeć i tym sposobem trafiają pod opiekę kogoś, kto uczy ich jak wykorzystywać swoje talenty. Po tych rewelacjach przenosimy się do roku 2008, w którym miasteczko dalej cieszy się miejscem na świecie jednak rządzi historycznymi prawami: nie wolno badać jego przeszłości, absolutnie nikomu. Tylko czy taki zakaz nie wydaje się aż nazbyt kuszący?

Muszę przyznać, że to bardzo niecodzienna książka. Mocno fantastyczna a jednak bardzo przyziemna. Ma w sobie klimat thrillera, owiana jest mrokiem, tajemnicą i niepewnością przez to kompletnie nie wiemy czego można spodziewać się na kolejnych stronach. Ale to bardzo przyjemna niewiedza, ponieważ autor snuje opowieść ze wspaniale nakreślonym wątkiem historycznym, tłem dla wydarzeń oraz światem przedstawionym zbudowanym od początku do końca. Sądzę, że to dopiero wstęp do tego co może się wydarzyć w kolejnych tomach serii, ale zapewniam fanów niebanalnej fantastyki, że pierwszy tom jest interesującą przygodą, przy której czas na moment traci swoją wartość.

Tytułowe miasteczko Rotherweird to tajemnica poganiająca tajemnicą. Każdy skrzętnie ukrywa to co wie na temat jego przeszłości, chociaż faktów na samym początku jest bardzo niewiele. Pojawiają się zatem bohaterowie: Jonah Oblong, który ma uczyć historii współczesnej w miejscowej szkole oraz tajemniczy miliarder sir Veronal Slickstone. To oni, kierowani różnymi motywami zaczną łączyć przeszłość z teraźniejszością odpowiadając na niewypowiedziane pytania i przyciągając w swoim kierunku prawdziwe niebezpieczeństwo. 

"Miasteczko Rotherweird" to jedna z tych powieści przy których absolutnie nie można się nudzić. Niepokojąca, zaskakująca, trzymająca w napięciu do ostatniej strony! Na początku wydaje się dziwna i nietypowa, ale im dalej w fabułę tym lepiej się we wszystkim odnajdywałam i czerpałam przyjemność z przygody do jakiej zaprosił mnie Andrew Caldecott. Autor wykonał kawał dobrej roboty i mam nadzieję, że nie przyjdzie mi długo czekać na drugą część.

"Niewidzialny człowiek" Herbert George Wells

"Niewidzialny człowiek" Herbert George Wells, Tyt. oryg. The Invisible Man, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 198

Jedna z najsłynniejszych powieści science fiction o zgubnych skutkach niebezpiecznych naukowych eksperymentów.

Klasyka fantastyki, połączenie grozy, sci-fi oraz thrillera, która kiedyś wiodła prym wśród powieści a dziś zachwyca oryginalnością gatunku pisanego ponad sto lat temu. Przyznam, że bałam się sięgać po powyższą książkę, nie wiedząc czy to na pewno dobry wybór, a jednak krótka forma i dość przystępny język sprawiły, że nawet nie wiem kiedy zaczęłam rozkładać na czynniki pierwszego losy bohatera i angażować się w jego historię.

Książka jest krótka, więc niewiele można o niej napisać, by nie zdradzić za wiele. Opisuje losy tajemniczego mężczyzny, który pewnego dnia zjawia się w gospodzie, prosi o pokój i chwilę spokoju. Jednak, jak to bywa, wścibska gospodyni nie daje za wygraną i zaintrygowana dziwnymi dźwiękami wydobywającymi się zza drzwi robi wszystko, by dowiedzieć się prawdy o swoim gościu.A ta szybko wychodzi na jaw, gdyż bohater okazuje się naukowcem, w dodatku dość nieudolnym, który sam siebie zmienia w niewidzialnego mężczyznę. Nie byłoby w tym właściwie nic nadzwyczajnego, gdyny nie kierowała nim żądza pieniądza prowadząca go do zaskakujących czynów. Czy zatem by wzbogacić się i otrzymać to na czym nam zależy jesteśmy zrobić wszystko? Czy właśnie na tym powinna opierać się nauka?

Autor w odważny sposób jak na czasy kiedy pisał pokazuje zachłanność człowieka, jego prostotę oraz ułomność. Buduje klimat grozy oraz niepewności, który idealnie łączy się z rozgrywanymi wydarzeniami i właśnie to sprawia, że jego mini powieść jest tak intrygująca - krótka, zwięzła a jakże treściwa zabiera nas do świata, gdzie ludzkie potrzeby wydają się największym horrorem.

"Niewidzialny człowiek" doczekał się ekranizacji i to nie bez powodu. Warto dać jednak najpierw szansę książce, która jest króciutka i wciągająca a przy tym bardzo intrygująca. Cieszę się, że dałam jej szansę, że sięgnęłam po coś co dało pomysł wielu późniejszym historiom a co do dziś dla wielu jest lekturą obowiązkową. Dla mnie może niekoniecznie jest to arcydzieło gatunku, ale na pewno dobra lektura na deszczowy dzień, jak to często z klasyką bywa, nawet gdy głównym wątkiem jest historia sci-fi.

czwartek, 26 marca 2020

"Ocalało tylko serce" Klaudia Bianek

"Ocalało tylko serce" Klaudia Bianek, Wyd. We need YA, Str. 384

Autorka „Jedynego takiego miejsca”, uwielbiana przez czytelników, Klaudia Bianek, powraca z historią, która rozgrzeje Twoje serce!

Miłość, życiowe problemy i wewnętrzne rozterki to nowa historia od autorki, która w szybkim tempie podbiła serca wielu czytelników!

Klaudia Bianek swoją lekkością pisania, mądrym podejściem do kreacji bohaterów oraz życiowymi wątkami szybko zdobyła uznanie wśród fanów powieści młodzieżowych oraz tych, którym obyczajówki nie są obce. Przyznaję, że osobiście przegapiłam jej start w świecie pisarzy i pierwsza powieść dalej jest mi nieznana, ale z kolejnymi jej propozycjami jestem już na bieżąco i chociaż najbardziej cenię sobie "Życie po tobie" to przyznaję, że każda zasługuje na uwagę.

Autorka odnalazła się w historiach New Adult a to już prosta droga ku historiom romantycznym, przepełnionymi życiowymi perypetiami. Taka jest też jej najnowsza książka, czyli "Ocalało tylko serce" opowiadająca o młodej bohaterce stojącej na rozdrożu swojego życia, niepewnej swoich wyborów, która spotyka tajemniczego chłopaka odmieniającego jej życia. Brzmi schematycznie? Nic z tych rzeczy! Chociaż wydaje się, że to opowieść jaką znamy już z innych powieści autorka w prosty sposób zmieniła wszystko tak, by przygoda dwójki bohaterów przypominała samo życie - bez problemu można w wyobraźni przełożyć ich doświadczenia na prawdziwą rzeczywistość i porozmyślać czy gdzieś tam, w świecie, nie wydarzyło się nic podobnego.

Lubę, gdy z historii tego typu płynie głównie prawda, więc cieszę się, ze autorka postawiła na tak silną wiarygodność jeśli chodzi o wydarzenia. Na szczęście bohaterowie nie odbiegają od tego ani na moment, dzięki czemu otrzymałam dwa silne charaktery, które mają swoje z uszami i których historia przez całą fabułę przeplata się ze sobą by w finale zbudować konkretną całość. Klara jest silna i niezależna, prezentuje sobą postawę dziewczyny, która wie czego chce, ale jednocześnie popełnia błędy i waha się jak każdy z nas. Czasami, gdy w najtrudniejszych momentach przychodzi jej podjąć decyzję, po prostu nie wie w którą stronę podążyć. Aleksander natomiast od początku buduje wokół siebie aurę tajemniczości, nie chce zbyt wiele zdradzać na swój temat, ale gdy już poznajemy jego historię, nie można przestać myśleć o nim inaczej niż jak o bohaterze.

To nie jest jakaś wielka powieść, nie zmienia świata, nie zwala z nóg. Jest nawet bardziej słodka niż wskazują na to problemy głównych bohaterów, ale jednocześnie nie ma w niej zakłamania ani czegokolwiek co mogłoby mówić, że nie warto jej czytać. Wręcz przeciwnie. Warto, nawet bardzo, ponieważ osobiście właśnie takich książek szukam: szczerych, wciągających, życiowych. Z bohaterami do których sympatia pojawia się już na pierwszej stronie. 

Kim jest Aleksander i jaki sekret skrywa? Czy Klara odkryje jego tajemnicę? Dowiecie się tego sięgając po "Ocalało tylko serce", uroczą i sympatyczną powieść która czasami wzrusza a kiedy indziej przywołuje na twarz szczery uśmiech. Cieszę się, że autorka nie zwalnia tempa i serwuje nam kolejne powieści, ponieważ czas spędzony przy jej książkach to czas dobrze zainwestowany.

"Kobieta w masce" Dorian Zawadzki

"Kobieta w masce" Dorian Zawadzki, Wyd. Replika, Str. 512

Nieodległa przyszłość. Świat zmaga się ze skutkami globalnego ocieplenia.

Sięgając po najnowszą powieść Doriana Zawadzkiego zastanawiałam się czym teraz zaskoczy mnie autor. Jego pierwsza książka była ciekawa, ale "Selekcjoner" miał wystarczająco dużo niedociągnięć, żebym zawahała się przed kolejnym wyborem. W tyle głowy miałam jednak przekonanie, że autor dopiero stawia swoje pierwsze kroki w literackim świecie a przecież już wcześniej przekonał mnie oryginalnym pomysłem. Sięgnęłam zatem po "Kobietę w masce" i mogę powiedzieć jedno: na pewno przebija poprzedniczkę.

To nie jest lektura dla każdego. Wystarczająco dużo w niej nietypowych wydarzeń, dziwnych scen i drastycznych opisów, by wyselekcjonować konkretną grupę odbiorców. Fani mocnych thrillerów mogą bliżej przyjrzeć się tytułowi, ale ten kto sięga tylko po romanse niech raczej pozostanie przy swoich wyborach. Ja osobiście lubię to wszystko co pokrętne i próbujące przechytrzyć schematy, więc lekturę pochłonęłam w jeden wieczór a choć sama fabuła miała kilka widocznych niedociągnięć to trzymała napięcie do finalnych stron.

Akcja rozgrywa się gdzieś w przyszłości, ale nie jest ona odległa. Przywołuje wizję tego co bardzo prawdopodobne, ponieważ bohaterowie zmagają się ze skutkami globalnego ocieplenia. To w takiej ponurej atmosferze odkrywamy zwęglone zwłoki młodej snajperki przydzielonej do Bazy Korpusu Sił Powietrznych. Dlaczego doszło do tej tragedii i kto za nią odpowiada? Leah Marsh przydzielona do sprawy próbuje odkryć tajemnicę, jednak nie jest łatwo, gdy wszyscy dookoła postanowili jednogłośnie milczeć.

Sama fabuła ma dobre i słabe strony, czasami dynamicznie porusza się do przodu, by zaraz po tym przejść do fragmentu, który niekoniecznie mnie wciągnął i wręcz wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Jeśli założymy, że powieść utrzymana jest w klimacie thrillera i kryminału to trochę za słabo wypadają też zwroty akcji jak na mój gust. Jednak to o czym śmiało mogę napisać, że stanowi kluczowy punkt to kreacja bohaterek. Autor stworzył świat w którym dominującą rolę odgrywają silne kobiety a jak wiadomo to płeć, która potrafi być niezależna i zawzięta. Tworzą się więc konflikty i liczne przeciwności za sprawą intryg, których się podejmują co dodaje kolory wydarzeniom i wprowadza emocje.

"Kobieta w masce" sprawdzi się dobrze jako lektura na jedne wieczór. Liczy sobie co prawda sporo stron, ale całość czyta się naprawdę szybko. Autor widocznie poprawił swój warsztat, zmniejszył liczbę błędów, więc dobrze wróżę jego karierze a tymczasem ten oryginalny i nietuzinkowy thriller polecam odważnym czytelnikom gotowym na nowe wrażenia.

środa, 25 marca 2020

"Była sobie rzeka" Diane Setterfield

"Była sobie rzeka" Diane Setterfield, Tyt. oryg. Once Upon a River, Wyd. Albatros, Str. 480

To była najdłuższa noc w roku, kiedy wszystko może się zdarzyć. Trzy dziewczynki zaginęły. Jedna wróciła. Opowieść się rozpoczyna…

Przeczytałam w swoim życiu niemało książek i wiem, że nie powinnam oceniać ich po okładce. A jednak wciąż czuję się jak książkowa sroka i czasami po prostu nie mogę się oprzeć. "Była sobie rzeka" prezentuje sobą piękną szatę graficzną i gdy stoi na półce w księgarni od razu rzuca się w oczy, ale prawda jest taka, że wnętrze ma równie imponujące.

Lubicie powieści na wzór starych baśni? Podoba Wam się, gdy narrator przypomina starego, wszechwiedzącego bajarza? Mnie podobne lektury zawsze fascynują i czuję do nich wewnętrzne przyciąganie. Gdy zatem otworzyłam powieść Diane Setterfield i przeczytałam pierwsze zdanie - wiedziałam, że dobrze trafiłam. Od razu poczułam klimat mrocznej baśni, tajemnicy która stoi w centralnym punkcie tej lektury oraz obietnicę autorki, że trzymam w swoich rękach coś świeżego i nietypowego.

Akcja powieści rozgrywa się w starej Anglii, gdzieś nad Tamizą, w gospodzie do której mężczyzna przenosi martwe dziecko. Nie byłoby w tym nic niezwykłego w ówczesnych czasach, gdyby nie to, że dziewczynka już po godzinie swobodnie oddycha. Czy bohaterowie doświadczyli właśnie cudu? Dziewczynka nie potrafi wydobyć z siebie żadnego słowa, więc nie opowie swojej historii co zmusza miejscowych do poszukiwania odpowiedzi na niezadane pytania. W międzyczasie trzy rodziny zdecydują się opowiedzieć swoją historię, przekonane że dziecko należy do nich. Czy to prawda? Czy dziewczynka odnajdzie swoje szczęśliwe zakończenie?

Muszę przyznać, że powieść zaskoczyła mnie mocnym wydźwiękiem filozoficznym. Byłam nastawiona na mroczną baśń a jednak musiałam się napracować, wysilić szare komórki i przedrzeć przez potężną mgłę tajemnicy, którą Diane Setterfield dawkuje nam w dużych ilościach. Fabuła jest bardzo nieoczywista, zaskakująca, zmieniająca bieg i potrafi mocno namieszać w głowie, ponieważ nie stawia przed czytelnikiem łatwych rozwiązań. Podoba mi się takie podejście, ponieważ dzięki temu każdy po swojemu zinterpretuje losy bohaterów i przełoży na współczesność ich opowieści. 

Na zmianę obserwowałam codzienne życie i troski bohaterów a później wraz z nimi wędrowałam do gospody, by z niecierpliwością wysłuchiwać kolejnych opowieści z przeszłości. To było wspaniałe i takie bajkowe! "Była sobie rzeka" stanowi wzór niebanalnej literatury, powiewu świeżości, historii skłaniającej do myślenia. Jestem pewna, że nie każdego do siebie przekona, rozumiem to, bo widzę jej nietypową formę, ale jednocześnie mam nadzieję, że dacie porwać się tej rzece pełnej emocji, ludzkich losów oraz wydarzeń, które dają do myślenia.

wtorek, 24 marca 2020

Przedpremierowo: "Test na miłość" Helen Hoang

"Test na miłość" Helen Hoang, Tyt. oryg. The Bride Test, Wyd. Muza, Str. 448
PREMIERA: 25 marca 2020r. 

Czy małżeństwo aranżowane okaże się receptą na szczęście? Jak zachowa się Khai, gdy pozna sekret, którego strzeże dziewczyna?

Miłość to temat wielu powieści, wierszy oraz piosenek. To niełatwy motyw, który niesie ze sobą tyle samo szczęścia co łez i braku zrozumienia. Paleta kolorów, emocji oraz relacji nie ma końca, gdy ktokolwiek decyduje się mówić o miłości. Jak zatem udało się autorce osiągnąć taki sukces pisząc o uczuciu, które dotyka kogoś kto niezdolny jest do odczuwania emocji? Czy to nie przeczy sobie 
samemu?

Uwielbiam Helen Hoang za jej pierwszą powieść, czyli "Więcej niż pocałunek". To jedna z moich ukochanych lektur do której zdążyłam już wrócić dwukrotnie a przecież mam świadomość lawiny zalewających mnie nowości. Nie wahałam się więc ani chwili, gdy pojawiła się kolejna książka w serii i chociaż miałam cichą nadzieję, że otrzymam kontynuację losów wcześniejszych bohaterów to cieszę się, że na pierwszym planie pojawiła się nowa para. W końcu nowi bohaterowie to także nowa, świeża i nieznana jeszcze historia.

Motyw pozostaje ten sam - autystyczny główny bohater, który nie może pojąć fenomenu tej całej miłości. Na początku nie czułam się przez to przekonana, wręcz miałam wrażenie, że autorka odgrzewa to co już było i zmienia jedynie płeć głównej postaci. A jednak im dalej w fabułę tym mocniej przekonywałam się, że na podstawie konkretnego motywu buduje nową, podobną choć zarazem inną historię, którą mam ochotę poznawać z rosnącą ciekawością a początkowa niechęć do głównego bohatera zmienia się w prawdziwą sympatię. Być może to za sprawą kreacji Kaia z czym autorka radzi sobie perfekcyjnie - potrafi jak mało kto wyciągnąć człowieczeństwo na pierwszy plan wraz z masą przeróżnych emocji ani przez moment nie naciągając czy przekłamując rzeczywistość.

Dwudziestosześcioletni Khai cierpi na autyzm i przez to jego życie musi być prowadzone według ściśle ustalonych reguł. Kiedy realizuje swoje plany krok po kroku czuje się pewnie i nie boi się, że coś go zaskoczy. Unika przy tym tłumów, relacji z innymi ludźmi czy dotyku, który wydaje się być dla niego najmniej rozsądną międzyludzką relacją. Nic więc dziwnego, że sprzeciwia się relacji z dziewczyną, która została wynajęta przez matkę chłopaka, by ta pokazała mu jak wygląda miłość. I choć ich relacja jest trudna to z czasem rodzi się wspaniała nic porozumienia, przyjaźń i zrozumienie, które szybko chwytają czytelnika za serce.

Pokochałam tą dwójkę tak jak pokochałam bohaterów wcześniejszej części. Autorka przez lekki styl, dużo emocji i bardzo prostą, choć uczuciową historię pokazuje drugie dno - złe traktowanie kobiet w Wietnamie, możliwość drugiej szansy oraz postrzeganie emocji przez danego człowieka. Zaskakuje, często śmieszy, kiedy indziej subtelnie wzrusza: jej książki są wspaniałe, dojrzałe i pięknie napiane. To zwykłe romanse, nic odkrywczego a jednak napisane tak, że nie sposób oderwać się od lektury.

"Test na miłość" to jedna z tych książek, którą musi przeczytać każda romantyczka. Moje serce Helen Hoang zdobyła po raz drugi i mam wrażenie, że nikt długo po niej nie napisze równie dobrej historii miłosnej. Esme i Khai uczą nas jak poznać miłość, jak rozpoznać emocje i jak je nazywać. Prostota jeszcze nigdy nie była tak głęboka i wartościowa. Nie mogę przestać się zachwycać! Mam nadzieję, że i Wy dacie szansę tej historii i spróbujecie spojrzeć na świat oczami głównego bohatera.

"Gdy zapadnie noc" Sarah Bailey

"Gdy zapadnie noc" Sarah Bailey, Tyt. oryg. Into the Night, Wyd. Editio, Str. 456

 Wciągająca i imponująca kontynuacja Mrocznego jeziora.

Wydawało się, że to ostatnio był trudny czas dla głównej bohaterki. Jednak życie jej nie oszczędza i ponownie rzuca w wir niebezpiecznej przygody.

Sarah Bailey serwuje nam cykl kryminalny przy którym można spędzić kilka dobrych godzin. Niby niepozorny, niby taki jak wszystkie a jednak napisany z pomysłem i przede wszystkim dobrym stylem przez co strony przerzucają się same a sama fabuła wciąga jak nie jeden rasowy thriller. Nie sądzę też, żeby zachowanie chronologii było konieczne, ale na pewno przyda się jeśli zainteresuje Was prywatne życie głównej bohaterki.

Pierwszy tom ("Mroczne jezioro") miło mnie zaskoczył, gdy odkryłam, że autorka dobrze radzi sobie z podjętym tematem. Sięgnęłam więc po drugi w nadziei, że mnie nie rozczaruje a wszystko to potwierdziło się już po zaledwie kilku stronach. Wolę, gdy kryminały opierają się na losach cywilów a nie mundurowych, ale robię wyjątki i nie mam nic przeciwko Gemmie Woodstock w roli detektywa. Jej historia prywatna okazała się na tyle emocjonalna, smutna i przejmująca, że chciałam śledzić detale z życia tej kobiety dla samej przyjemności łączenia faktów. Ciężko było mi patrzeć jak tragedia z jaką się mierzyła została przyćmiona przez dramatyczne wydarzenia, ale to tylko wzmocniło je postać, dodało rys i konkretnych kształtów.

Dziś akcja rozgrywa się w nowym mieście do którego przeprowadziła się Gemma. Jej nowe śledztwo nie będzie łatwe, ponieważ partner którego jej przydzielono wydaje się z góry być negatywnie nastawiony. Pracować jednak trzeba, więc Gemma nie ogląda się na nikogo i przy kolejnym morderstwie na nowo angażuje się emocjonalnie. Jak mogłaby nie czuć więzi z bezdomnym, który swoją samotnością w wielkim mieście przypomina jej życie? Ale to nie jest główny cel jej przygody. Ginie bowiem znany aktor a zbyt wiele wskazówek przemawia na jego niekorzyść. Czyżby wszyscy mieli motyw, by go zamordować?

Fabuła opiera się na bardzo prostej konstrukcji typowego kryminału. Mamy zagadkę, sporo faktów i niedomówień plus tajemnicę sprzed lat. To wszystko łączy się w stosunkowo dynamiczną akcję, która powoli zmierza ku finałowi. Nie ma zbyt wielu zwrotów akcji, nie ma fajerwerków podczas czytania, ale całość wypada dobrze i chętnie śledziłam kolejne przygody kobiety narażonej na różne rodzaje emocji. To taki typowy kryminał, który łączy zagadkę morderstwa z prywatnym życiem głównej bohaterki.

"Gdy zapada noc" to książka, która by dobrze się ją czytało wymaga towarzystwa wielkiego kubka gorącej herbaty. I może jeszcze leniwego popołudnia, żeby nigdzie się nam nie spieszyło. Nie jest to lektura, która Was zaskoczy, ale na pewno fanom kryminałów umili kilka luźnych godzin. Ja swojego wyboru nie żałuję i chętnie sięgnę po kolejne przygody głównej bohaterki.

poniedziałek, 23 marca 2020

"Dylemat" B.A. Paris

"Dylemat" B.A. Paris, Tyt. oryg. The Dilemma, Wyd. Albatros, Str. 352

 Jak daleko się posuniesz, by zapewnić osobie, którą kochasz, kilka dodatkowych godzin szczęścia?

Intrygująca, nastrojowa, niebanalna powieść z dramatem rodzinnym w tle od której ciężko się oderwać.

Jeśli znacie wcześniejsze książki B.A. Paris wiecie, ze ta autorka wymyka się ramom gatunku w którym tworzy i jej historie nie są typowymi thrillerami. Owszem, tworzy niesłychanie dobre napięcie, stopniuje akcje i sprawia, że nie możemy odłożyć książki przerzucając strony z zawrotną prędkością, ale nie tylko przez tempo prowadzonej fabuły, ale przede wszystkim przez podjęte tematy - życiowe a jednak tak niesłychanie intrygujące, że dają do myślenia.

Nie inaczej jest z "Dylematem", czyli najnowszą książką autorki. Do tej pory sądziłam, że to jej pierwsza powieść "Na skraju załamania" jest najlepsza, ale dziś zmieniam zdanie i głośno informuję: aktualna historia jest tak pomysłowa, świetnie poprowadzona i ma w sobie silnie zakorzenioną intrygę, że według mnie stanowi przełom w twórczości autorki. Zawsze pisała dobrze, ale dziś przeszła samą siebie serwując nam dramat rodzinny z mocnym odniesieniem do thrillera, w którym rodzinne tragedie i wielkie sekrety wydają się odgrywać rolę głównego bohatera.

Początkowo nic nie wskazywało, że fabuła będzie tak skomplikowana i pomysłowa. Gdzieś na początku pojawiły się niewielkie aluzje do tego, że jedna z bohaterek skrywa potężną tajemnicę, która jest w stanie zmienić wszystko, gdy wyjdzie na jaw, ale to były tylko domysły. Dopiero z biegiem fabuły, śledząc losy bohaterów dowiadujemy się o życiu czterdziestoletniej Livii, która w dniu swoich urodzin cieszy się, że jej córka Marnie przebywa za granicą. Co prawda kocha ją tak jak matka powinna kochać swoje dziecko, ale wie, że po urodzinowym przyjęciu przyjdzie jej wyjawić sekret Marnie swojemu mężowi i to zniszczy ich rodzinę. Co skrywa? Nie wiadomo, bo chociaż Livia rozdrapuje rany to nie chce przyznać się do istoty problemu a gwarantuję, że gdy ją ją poznamy - trudno będzie się otrząsnąć.

Podoba mi się styl autorki oraz to, że zagłębia się w temat szybko i konkretnie. Nie zarzuca nas niepotrzebnymi opisami choć lubi się zagłębiać w wewnętrzne rozterki bohaterów. Nie jest to jednak minus, ponieważ jej postacie są wiarygodne i w pełni przypominają nas samych, możemy zatem zrozumieć co przeżywają, utożsamić się z nimi i lepiej zagłębić się w temat. B.A. Paris ma rękę do sylwetek swoich bohaterów, to muszę jej przyznać, ponieważ niezależnie od tego na którym planie występują zawsze mają ważną i konkretną rolę do odegrania a jednocześnie nie są przy tym ani płytcy ani sztuczni. Całość owiewa oczywiście klimat wielkiej tajemnicy, zagadka i dziwne powiązanie na linii matki z córką intrygując czytelnika tą nietypową rodzinną relacją, nawiązując do odrzuconych marzeń, straty i poświęceń.

"Dylemat" to kawał dobrej historii w której każdy szczegół ma znaczenie. Jeśli szukacie powieści, która trzyma w napięciu do ostatniej strony oraz którą trudno odłożyć przed poznaniem finału - trafiliście doskonale. Wiem, że w twórczości B.A. Paris pojawiały się dobre i złe momenty, jedne książki były lepsze, drugie gorsze, ale znając je wszystkie śmiało mogę napisać - powyższa historia jest dla mnie najlepsza.

"Odnalezione piękno" Tillie Cole

"Odnalezione piękno" Tillie Cole, Tyt. oryg. Beauty Found, Wyd. Editio, Str. 112

Opowieść o życiu przed Katami.
Opowieść o życiu przed poznaniem bratniej duszy.
Opowieść o życiu, kiedy traci się wszelką nadzieję.

Miłość w tym miejscu naznaczona jest prawdziwym niebezpieczeństwem. Jednak nie tak łatwo oszukać uczucie i wybić je sobie z głowy o czym otwarcie informuje nas Tillie Cole na przykładzie swoich bohaterów.

"Odnalezione piękno" to króciutki dodatek do serii Kaci Hades, lekka nowelka uzupełniająca serię. Na pewno to miły ukłon w stronę fanów, którzy chętnie sięgają po wszystko co związane z tym cyklem. Być może ta krótka forma przekona również nowych czytelników, by sięgnęli po całość i poznali losy wszystkich członków klanu od początku. Ja należę do te grupy, która śledzi wydarzenia zgodnie z biegiem wydawania kolejnych książek, więc jestem na bieżąco i cieszę się, że powyższa nowelka dołączyła do cyklu.

Tak jak na styl Tillie Cole przystało historia jest pełna zwrotów akcji, zaskoczeń i porywów serca. Opowiada o losach Tanka oraz Susan-Lee Stewart. On wyrwał się z toksycznego środowiska i był zdany na siebie. Ona żyła w rodzinie, która nie szczędziła jej przykrości i bólu. Obydwoje trafiając na siebie odnaleźli ukojenie i spokój pokazując treściwy obraz miłości, która przezwycięża każde problemy. W prostych słowach, krótkiej formie a jednak z wieloma ważnymi motywami autorka po raz kolejny zaskakuje i intryguje.

Chociaż nie jestem fanką tak rozległych serii to nie mam nic przeciwko pojawiającym się kolejnym tomom czy dodatkom. Wręcz cieszę się, że nie muszę jeszcze opuszczać tego świata. Jest mrocznie, ciężko, nie rzadko brutalnie a jednak emocje nie mają końca i to przyciąga mnie do tych wszystkich bohaterów.

niedziela, 22 marca 2020

"Wielkie nadzieje" Susan Anne Mason

"Wielkie nadzieje" Susan Anne Mason, Tyt. oryg. The Highest of Hopes, Wyd. Dreams, Str. 400

Konfrontacja ich dążeń może minąć się z oczekiwaniami. Jednak nauka, co w życiu jest najważniejsze, ma swoją cenę.

W poszukiwaniu korzeni wyruszyła w świat. Porzuciła wszystko co kochała, by odnaleźć tego kto ją odrzucił. Czy podjęła słuszną decyzję?

Warte poznania są te powieści, które potrafią trafić do serca i rozumu czytelnika. Bez wątpienia Susan Anne Mason potrafi właśnie tak pisać. Już jakiś czas temu odkryłam jej talent przy książce "Spadkobierca" a następnie przy lekturze pierwszego tomu powyższej serii Kanadyjskie wyprawy ("Najlepsze chęci"). Wspaniale bawiłam się podczas czytania, śledząc losy wiarygodnych bohaterów i postanowiłam, że nadrobię zaległości w książkach tej autorki.

Nie musicie zachowywać chronologii czytania, ponieważ każda część jest historią innej bohaterki. Właściwie powiązań pomiędzy poszczególnymi tomami jest jak na lekarstwo, więc równie dobrze mogłyby to być niezależne powieści. Jest jednak klimat w tych podróżach, w tym wyrwaniu się ze świata który znamy i ucieczce do nowej rzeczywistości co stanowi spoiwo łączące i jednocześnie naprawdę dobry motyw drogi. Właśnie te zachodzące zmiany w losach bohaterów oraz ich samej psychice przekonały mnie do lektury i sprawiły, że nie mogłam się od niej oderwać.

W tej fabule skupiamy się na losach młodej dziewczyny Emmaline. Przez całe życie była pewna, że straciła ojca jeszcze będąc małym dzieckiem, jednak po śmierci dziadka, swojego ostatniego krewnego odkryła, że od lat ją okłamywano. Jej ojciec żył i miał się dobrze, próbując zdobywać kolejne polityczne stanowiska. Dlaczego więc nie chciał mieć kontaktu ze swoim dzieckiem?

Emmaline nie mając wiele do stracenia wyrusza w podróż, by poznać swoją historię od nowa. To odważny krok za co bardzo ją podziwiam i przyznaję, że zaimponowała mi nie tylko odwagą ale również determinacją. Była na początku niepewna, może trochę wystraszona, ale powoli, pod wpływem doświadczeń i przygody zmieniała swoje nastawienie a ja z zadowoleniem obserwowałam jej zmianę. Uwielbiam, gdy postacie ewoluują na moich oczach, nie są stałe a pod naporem doświadczeń i zmian wyciągają wnioski. Tak samo stało się z ojcem głównej bohaterki, Randallem Moorem, który na początku był negatywną postacią, która jedynie mnie denerwowała a jednak przy finałowych stronach zrozumiałam jego postępowanie.

"Wielkie nadzieje" to przede wszystkim wielka przygoda. Uwielbiam książki tej autorki za mądrość jaka z nich płynie, za prawdę oraz motywację do działania. W połączeniu z cudownym klimatem do którego kreowania autorka ma spory talent po raz kolejny otrzymałam historię której nie miałam ochoty odkładać.

"Poranki na Miodowej 1" Joanna Szarańska

"Poranki na Miodowej 1" Joanna Szarańska, Wyd. Czwarta Strona, Str. 376

"To właśnie robimy, kiedy czujemy się niepewnie, gdy nie wiemy, co dalej: wstawiamy wodę na herbatę, kawę albo aromatyczne ziółka. Tak jakby w filiżance gorącego napoju kryło się rozwiązanie wszystkich problemów i bolączek."

Jeśli wpadła Wam w oko ta cudowna okładka i myślicie sobie: muszę przeczytać tą książkę! nie zapominajcie także o treści. A jest ona dwa razy lepsza od szaty graficznej co może świadczyć wyłącznie o tym, że znana i ceniona przeze mnie polska autorka powieści obyczajowych Joanna Szarańska powraca z nową serią. I robi to w wielkim stylu!

Lekkie pióro, dobry styl, umiejętność analizy ludzkich charakterów i empatia to znak rozpoznawczy autorki. Każda jej książka wydaje się lepsza od poprzedniczki, ponieważ dotyczy prawdziwego życia, sięga po problemy z którymi zmagamy się na co dzień, widzimy je u siebie czy swoich sąsiadów i wcale nie musimy wędrować myślami hen daleko, by móc odegrać czytane sceny w swojej głowie i przekładać je na prawdziwe życie. Nie inaczej jest z pierwszym tomem serii Na Miodowej, obyczajowej serii o urokach powrotów w rodzinne strony oraz wspominania przeszłości.

Historia prowadzona jest dwutorowo, na dwóch płaszczyznach czasowych co bardzo lubię. Na początku wydaje się, że obie te historie nie są ze sobą mocno powiązane a jednak z czasem luźne nawiązania zaczynają przypominać konkretne detale, które łączą się i wzajemnie dopełniają a czytelnik może pozachwycać się na dobrze poprowadzoną konstrukcją. Jednak to tylko podstawa (ważna, oczywiście) dla przejmującej, pełnej emocji opowieści silnej bohaterki.

Małgorzatę poznajemy jako dorosłą kobietę, tą która już ułożyła sobie życie i nie doszukuje się zmian. A jednak pewnego dnia otrzymuje tajemniczy list przez który wraca w rodzinne strony i do dawno porzuconych przyjaciół. Nie wie jak zostanie tam odebrana, ale czuje że to właściwa decyzja, którą podpiera wspomnieniami z dzieciństwa, pokazując jak jej dawne losy wpływają na aktualne wybory. Nie da się nie polubić tej bohaterki ani porzucić jej opowieść choćby na chwilę: przypomina bowiem nas samych a kto nie chciałby się dowiedzieć jak potoczy się jego opowieść?

Oto powieść melancholijna, nostalgiczna, inna niż te znane nam do tej pory spod pióra Joanny Szarańskiej a jednocześnie bardzo w jej stylu. "Poranki na Miodowej" to lektura w sam raz na jeden wieczór, relaksująca i przenosząca na chwilę w inny świat. Bardzo przypadła mi do gustu i już wypatruję części drugiej, która mam nadzieję, że pojawi się niebawem.

sobota, 21 marca 2020

"Dziewczyna, którą znałaś" Nicola Rayner

"Dziewczyna, którą znałaś" Nicola Rayner, Tyt. oryg. The Girl Before You, Wyd. W.A.B., Str. 368

Należała do niego. Była idealna. Aż nagle zniknęła.

Prawda o najbliższych nam osobach może być czasami bolesna i nieprzewidywalna. Czy zatem lepiej nie wiedzieć co wydarzyło się w przeszłości?

Uwielbiam thrillery psychologiczne, które swoje źródło mają w przeszłości bohaterów, więc za lekturę "Dziewczyna, którą znałaś" zabrałam się z przyjemnością. Nicola Rayner skusiła mnie obietnicą licznych zagadek, tajemnic oraz odgrzebywania sekretów sprzed lat. Ciekawość nie pozwoliła mi więc przejść obojętnie obok intrygujących losów bohaterów i jednego, deszczowego popołudnia odkryłam całą prawdę związaną z wydarzeniami, które miały miejsce w studenckich czasach Alice oraz George.

Ta dwójka wiodła dostatnie życie. Wydawało się, że otrzymali od losu wszystko o czym zamarzyli. On, dawniej członek parlamentu, dziś ceniony prezenter telewizyjny. Ona wzięta prawniczka z wciąż rozwijającą się karierą. Razem tworzą zgodne i szczęśliwe małżeństwo. Jednak czy ta nie są wyłącznie pozory? Alice męczy fakt, że jej mąż zawsze był kobieciarzem i jako żona nie za bardzo chce wiedzieć co robił w przeszłości. Tylko, że już niebawem za sprawą Ruth, dawnej dziewczyny Georga, Alice zostanie zmuszona by przeprowadzić prywatne śledztwo i dowiedzieć się dlaczego jej mąż uparcie milczy w temacie byłej dziewczyny.

Fabuła pokazana jest oczami trzech kobiet, Alice, Naomi i Kat, co na pewno jest plusem dla spojrzenia z różnych perspektyw na rozgrywaną akcje. Bohaterki nie szczędzą nam szczegółów, powoli wyjawiają to co wiedzą, przez co śmiało możemy łączyć fakty i jednocześnie wejść do ich przeszłości, która - jak się okazało - w studenckich latach była dla nich bogata w imprezy i nowe doświadczenia. Tam też doszło do przykrego incydentu, autorka wykorzystała motyw napaści seksualnej i pogroziła palcem w ramach przestrogi. Otrzymaliśmy, więc relacje z którą można się zgodzić, utożsamić czy zrozumieć, przez co losy bohaterów nie były obce.

Niestety o ile wątek obyczajowy był w miarę ciekawy, o tyle sama zagadka czy klimat thrillera mnie nie przekonał. Akcja monotonnie poruszała się na przód, nie odczułam większego napięcia czy potrzeby rozwikłania zagadki. Nie odnalazłam się w historii emocjonalnie, czytałam tylko dlatego, by dowiedzieć się jaki ostatecznie autorka zaserwuje mi finał, choć i ten nie okazał się szczególnie wybuchowy. Całość więc wypadła przeciętnie, nad czym ubolewam, ponieważ książka Rayner miała w sobie spory potencjał.

"Dziewczyna, którą znałaś" to dobra propozycja na leniwe popołudnie. Jednak jeśli szukacie polecenia książki wciskającej w fotel to tym razem u mnie go nie znajdziecie. Nie żałuję, że zdecydowałam się na lekturę, ale jednocześnie wiem, że szybko zapomnę o losach Alice i George'a. Plusem na pewno jest podążanie tropem zaginionej Ruth i kilka subtelnych zaskoczeń w fabule, więc nie jest tak, że ta powieść nie daje do myślenia - po prostu jako fanka tego gatunku szukam czegoś mocnego, dosadnego a otrzymałam historie podobną do tych co już znam.

Przedpremierowo: "Podstęp" Maria Adolfsson

"Podstęp" Maria Adolfsson, Tyt. oryg. Felsteg, Wyd. W.A.B., Str. 480
PREMIERA: 31 marca 2020r.

Czy klucz do rozwiązania zagadki może tkwić w przeszłości i losach niewielkiej hipisowskiej komuny?

Jeden popełniony błąd naprowadził ją na śledztwo z którym nie chciała mieć wiele wspólnego. Czy źle spędzona noc może okazać się dla niej tragiczna w skutkach?

Maria Adolfsson proponuje kryminał z mocnym klimatem mrocznego thrillera, którego pierwszy tom jeśli mam być szczera, na początku mnie nie przekonał. Nie sama treść a zapowiedź, lakoniczny opis, który sugerował, że to lektura jedna z wielu, podobna do wszystkich. Skusiła mnie jednak zagraniczna opinia, postanowiłam więc zaryzykować i nie żałuję! To kawał niepozornej historii, która bardzo zyskuje przy bliższym spotkaniu.

Na początku poznajemy komisarz Karen Eiken Hornby, która przyjmuje na siebie rolę głównej bohaterki. Pierwsze spotkanie nie jest korzystne, ponieważ zatracona w ludzkich słabostkach, pod wpływem alkoholu decyduje się na noc spędzoną z szefem i - jak wiadomo - żałuje swojej decyzji na drugi dzień. Nie może jednak za bardzo roztrząsać swoich błędów, ponieważ zostaje rzucona w wir śledztwa i pościgu za tajemniczym mordercą. I nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu to jej praca, gdyby nie fakt, że ofiarą jest Susanne Smeed, była żona szefa Karen.

Wszystko wydaje się bardzo banalne. Typowa bohaterka, która mimo pełnienia ważnej służb, mierzy się w własnymi problemami i słabostkami. Morderstwo, które od początku nikogo nie szokuje. Odwlekanie rozwiązania sprawy, która ginie w tle innych. A jednak Maria Adolfsson zaskakuje i powoli przebija się przez mgłę schematów aż do momentu, gdy z powolnej fabuły i początkowo nużących momentów (jedyny minus dla tej historii) wyławia zaskakujące fakty. Nagle Karen nie wydaje się już taka nijaka, tylko zyskuje w oczach jej charyzma i cięty język a poczucie humoru rozładowuje napięte sytuacje. Wszystko zatem idealnie się równoważy i nie można przez to oderwać się od lektury, która miała być niby typową historią a nic w niej nie jest oczywiste.

Autorka ma dobry styl, snuje swoją opowieść w bardzo malowniczy sposób i wszystko wydaje się niezwykłe realne, choć wyspy na których rozgrywa się akcja są fikcyjnym miejscem na Morzu Północnym między Wielką Brytanią a Skandynawią. Nie czuć tego w powieści a już na pewno nie, gdy na pierwszym planie pojawia się bardzo przemyślana zagadka. Są zwroty, ślepe zaułki, zaskoczenia i jest też taki finał, który wciska w fotel, więc tak naprawdę małe niedociągnięcia pojawiające się gdzieś na początku szybko przechodzą w niepamięć. 

Zaglądamy do przeszłości, skupiamy się na prywatnych sprawach Karen oraz jej szefa i bawimy się w łączenie faktów co wymaga sporego skupienia i zaangażowania. Śmiało mogę więc napisać, że "Podstęp" to kawał udanego kryminału w którym co prawda więcej jest thrillera, ale zbrodnia jest tutaj tak nieoczywista i zaskakująca, że mimo wszystko wciąż pojawia się w tle. Kto zatem zabił Susanne i dlaczego okazało się, że kobieta mogła zasłużyć na swój los? O tym przekonajcie się sami sięgając po powieść, którą osobiście polecam. 

piątek, 20 marca 2020

"Niegodziwi święci" Emily A. Duncan

"Niegodziwi święci" Emily A. Duncan, Tyt. oryg. Wicked Saints, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 443

Niektóre opowieści są tak piękne i tak brutalne, że chwytają za serce i nie chcą puścić. 

Świat przepełniony grzesznikami i świętymi jeszcze nigdy nie był tak niebezpieczny. Trwająca wojna zbiera swoje krwawe żniwo.

Oto pierwszy tom trylogii, która prezentuje się zaskakująco dobrze. Fantastyka w wydaniu Emily A. Duncan to przede wszystkim oryginalny pomysł a tuż po nim bardzo dobre wykonanie. Część startowa to na razie wprowadzenie do tego co potencjalnie może wydarzyć się w kolejnych tomach, ale zaostrza apetyt na więcej, ponieważ trudno oderwać się od fabuły i pozostać obojętnym na losy bohaterów.

Nadia, Serefin oraz Malachiasz. Oto trójka postaci, których historia splecie się w jedną całość. To oni zapraszają nas do swojego niebanalnego świata od stuleci toczonego wojną, zamieszkiwanego przez świętych oraz grzeszników. Nie chcę zdradzać za dużo, ponieważ to jedna z tych książek przy czytaniu której niewiedza jest najlepszym rozwiązaniem, ale możecie być pewni, że w powieści nie zabraknie dramatów, zaskakujących zwrotów akcji, magii oraz - nie inaczej! - miłości. W nieco disneyowskiej koncepcji stajemy do rozgrywki między dobrem i złem, jednak inaczej niż w bajkach, tutaj ciężko określić kto powinien stanąć po danej stronie.

Autorka z miejsca wrzuca nas w wir wydarzeń i właściwie niczego nie wyjaśnia. Lubię takie zabiegi, ponieważ nużą mnie pierwsze opisowe strony związane z akcją, którą przecież i tak zrozumiem śledząc losy bohaterów. Tak więc poznajemy wykreowany świat oczami dwójki głównych bohaterów, Nadii i Serefina, którzy bardzo dobrze spełniają się w swojej roli i nie szczędząc nam konkretnych opisów powoli odkrywają zasady świata, który ich otacza. Są przy tym dobrze wykreowanymi postaciami, z krwi i kości, którzy mają coś do powiedzenia i których - co bardzo sobie cenię - ma się ochotę słuchać.

Potyczki, starcia, walki, podróż w nieznane - tak mniej więcej wygląda akcja, która trzyma miarowe, dość szybkie tempo. Można więc przeczytać całą powieść w szybkim tempie, ale ja dla przyjemności nie spieszyłam się z przerzucaniem kolejnych stron. Wydarzenia przeplatają również rozterki jednego z narratorów, więc można wejść w głąb psychiki wybranych postaci i zrozumieć co nimi kierowało. A jest ich sporo, ponieważ każdy z nich odkrywa tutaj kluczową rolę, Nadia rozmawia z bogami i przez to wyrusza w drogę, by uwolnić kraj z rąk najeźdźców, Serefin próbuje obejść zamach na swoje życie a poboczni bohaterowie dopełniają ich kreacje swoimi małymi dylematami. 

"Niegodziwi święci" to zatem lektura przy której spędziłam miło czas. Zaskakuje bogato wykreowanym światem przedstawionym i podejściem do bogów oraz religii. Czuć jednak, że to dopiero wstęp do dalszych wydarzeń, które - na co liczę - mogą okazać się jeszcze ciekawsze. Tymczasem polecam Wam zaprzyjaźnić się z serią od Emily A. Duncan, która wciąga na kilka interesujących godzin.

"Zrobię dla ciebie wszystko" Agata Przybyłek

"Zrobię dla ciebie wszystko" Agata Przybyłek, Wyd. Czwarta Strona, Str. 400

Chwytająca za serce opowieść o tym, jak los potrafi pokrzyżować ludzkie ścieżki. I o trudnych decyzjach, z których czasem żadna nie jest właściwa.

W życiu zawsze pojawiają się problemy i przeciwności. Tylko od nas samych zależy czy zdecydujemy się stawić im czoła.

Agata Przybyłek to jedna z moich ulubionych polskich autorek. Mam przyjemność śledzić rozwój jej literackiej kariery od samego początku i z dumą obserwuję jak każda jej kolejna książka jest co raz lepsza, dojrzalsza i przepełniona masą emocji. Po którą z nich nie sięgniecie - zapewniam Was, że odnajdziecie w nich życiowe mądrości, ludzkie problemy i bohaterów, których uwielbia się już na starcie. Powyższa lektura należy do serii, którą możecie czytać bez zachowania chronologii a które nawiązuje do trudów życia i za każdym razem chwyta mnie za serce.

Znakiem rozpoznawczym autorki jest jej empatia wobec świata i ludzi. To widać w stylu pisania, we swobodzie z jaką manewruje pomiędzy perypetiami swoich bohaterów a także w kreacji postaci, których losy ani na moment nie są nam obojętne, z którymi się utożsamiamy i za których trzymamy kciuki. Nie inaczej było w przypadku "Zrobię dla ciebie wszytko", czyli bardzo aktualnej i współczesnej lektury w której główna bohaterka przeżywała wewnętrzny dramat a ja wraz z nią odczuwałam wszystkie te skrajne emocje.

Wszystkie problemy spadają na Ewę nieoczekiwanie. Ma szczęśliwą rodzinę, kochającego męża i piękną córeczkę, prowadzi pensjonat i czuje, że tu jest jej miejsce. Jednak pewnego dnia dochodzi do wypadku i jej zaledwie kilkuletnia córeczka trafia do szpitala. Wówczas w Ewie budzi się żal oraz ogromne poczucie winy, bo przecież mogła temu wszystkiemu zapobiec. Wychodzi na jaw prawda, którą ukrywała przed wszystkimi i teraz już wiadomo, że nadszedł czas wielkich zmian.

Nie chcę zdradzać Wam zbyt wiele jeśli chodzi o fabułę, ponieważ cała przyjemność tkwi w odkrywaniu losów Ewy, ale zaznaczę, że jest to historia o bardzo trudnych decyzjach, które czasami nie prowadzą w dobrym kierunku. O silnych emocjach z którymi trudno sobie poradzić, o własnych słabostkach i rozterkach. Całość trafia do serca czytelnika, ponieważ losy głównej bohaterki mogłyby równie dobrze dotyczyć nas samych a cofnięcie się do przeszłości dodaje lekturze smaczku i udowadnia, że wszystko ma swoje miejsce w dawnych wyborach.

"Zrobię dla ciebie wszystko" to kolejna niesłychanie udana lektura Agaty Przybyłek. Mogłabym czytać jej książki bez końca, ale serię z domkami na okładce lubię najbardziej. Tutaj rozgrywa się prawdziwe życie, ludzkie dramaty, wzruszające sceny, ostateczne wybory. Pięknie napisana historia, którą bardzo Wam polecam i mam nadzieję, że jeśli jeszcze nie poznaliście wcześniejszych tomów w serii, po tej lekturze nadrobicie zaległości. 

czwartek, 19 marca 2020

"Kobieta mojego męża" Gill Paul

"Kobieta mojego męża" Gill Paul, Tyt. oryg. Another Woman's Husband, Wyd. Mando, Str. 448

Miłość czy brytyjska korona? Skandal, który wstrząsnął światem.

Historia przepleciona z mnóstwem emocji, doświadczenia które wpłynęły na życie bohaterów oraz trudności z jakimi przyszło im się zmierzyć.

Gill Paul to jedna z tych autorek, po której powieści sięgam już w ciemno. Zaczęło się od wspaniałej historii "Sekret Tatiany" i mam nadzieję, że ta przygoda będzie trwać jeszcze długo. Ta autorka doskonale wie jak zaintrygować czytelnika, jak wzbudzić jego zaangażowanie i sprawić, by wszedł w buty bohaterów na własnej skórze przeżywając ich losy.

Lubię fabularne powieści historyczne, ale tylko te naprawdę dobrze napisane. Nie będę ukrywać, że historia zazwyczaj mnie nudzi, więc potrzebuję jakiegoś bodźca, by pobudzić moje szare komórki do myślenia. Gill Paul potrafi to zrobić idealnie - snuje swoją opowieść bazując na wydarzeniach, które miały miejsce w rzeczywistości, na głośnych odniesieniach do przeszłości ("Sekret Tatiany" - losy rodziny Romanowów) i robi to tak dobitnie, że zanim się obejrzę już szukam faktów w internecie, już łączę fabułę autorki z faktami historycznymi i przeżywam wszystko głęboko emocjonalnie. "Kobieta mojego męża" inspirowana jest prawdziwym życiem Wallis Simpson, czyli moim zdaniem, ciekawiej już być nie mogło.

Miłość, skandal, nienawiść. Oto wyznaczniki najnowszej powieści Gill Paul. Nawiązując do losów najbardziej znienawidzonej kobiety w rodzinie królewskiej snuje opowieść, która dzieli się na rok 1911 oraz 1997. Najpierw więc poznajemy historię Mary i Wallis, które zaprzyjaźniają się jako dziewczynki na letnim obozie a następnie Alexa i Rachel, którzy w drodze na romantyczną kolację trafiają w centrum trudnych wydarzeń, czyli wypadku księżnej Diany. Jak powiązane są ze sobą te dwie przestrzenie czasowe i dlaczego właśnie tych bohaterów wybrała autorka? O tym musicie przekonać się sami.

W fabule jest mnóstwo emocji. Jeśli zna się mniej więcej prawdę na temat bohaterów, czyli to jaką rolę odegrali w realnym życiu, a następnie przełoży to na fabułę autorki, która trochę naciąga akcję na potrzeby swojej książki to można naprawdę zaangażować się w to na całego. Pamiętajcie, że historia tylko nawiązuje do prawdziwych wydarzeń, jest luźno powiązana z tym co się wydarzyło, więc bądźcie przygotowani na nieoczekiwane rozwiązania jeśli chodzi o poprowadzenie losów bohaterów. Ja to akceptuję, ponieważ podoba mi się pomysł autorki i jestem zachwycona wykonaniem.

Bohaterowie prezentują sobą wiarygodność i pełnokrwistość, ich losy nawet na moment nie są nam obojętne a trudne wydarzenia z jakimi muszą się mierzyć przyprawiają o smutek i przerażenie. Autorka łączy przeszłość z teraźniejszością, ukazuje jaki wpływ działania wybranych bohaterów w roku 1911 mają na tych z 1997 i jak historia potrafi się zapętlić. Akcja jest przy tym powolna, chociaż nie nuży a jak wspomniałam wcześniej wciąga na całego, można więc podelektować się szczegółami, pozachwycać emocjami i ogólnie powzdychać nad świetnym całokształtem. 

Trochę historii, trochę wydarzeń jakie znamy, trochę wspaniałej opowieści od której ciężko się oderwać. "Kobieta mojego męża" to przejmująca, pełna emocji historia, która wzrusza i zaskakuje trzymając w swoich objęciach do ostatniej strony. Po raz kolejny Gill Paul zaprezentowała swój talent w najlepszych wydaniu.