wtorek, 30 lipca 2019

"Mój Torin" K. Webster

"Mój Torin" K. Webster, Tyt. oryg. My Torin, Wyd. Niezwykłe, Str. 270

"Jesteśmy dwiema duszami, które w pewien sposób potrzebują siebie nawzajem."

Czasami nie wystarczy patrzyć, by widzieć. Czasami nie wystarczy słuchać, by słyszeć. Czasami potrzeba zrozumienia dla drugiego człowieka bez oceniania i założeń.

Znana z ekscytującej serii Laleczki K. Webster zaskoczyła mnie swoją najnowszą propozycją. Wcześniej otrzymałam bardzo mroczną, klimatyczną opowieść z niebezpieczeństwem w tle. Obecnie "Mój Torin" to całkowite przeciwieństwo tego jak postrzegałam twórczość autorki. Na podstawie baśniowej historii Webster opisała historię bardziej realną niż można by przypuszczać, opartą na życiowych doświadczeniach i pełną mądrości. Jedynym jej minusem wydaje się być zdecydowanie zbyt krótka ilość stron.

Mnóstwo emocji pojawiło się w tej powieści, wzruszeń, oczekiwań, chwil z przyspieszonym biciem serca. Wszystko przez realność zarówno bohaterów jak i samej akcji, która - takie odniosłam wrażenie - żyła na moich oczach, nabierała pełnowymiarowych kształtów i śmiało mogłaby odnaleźć swoje miejsce gdzieś w prawdziwym świecie. Zasługą zalet tej książki jest podjęty temat - ludzka choroba, wciąż pozostawiająca poczucie niezrozumienia. Autyzm, ADHD, zamykanie się we własnym świecie w tej książce otrzymało rolę jednego z głównych bohaterów i pozwoliły inaczej spojrzeć nie tylko na bohaterów zmagających się z takimi problemami, ale i ludzi którzy nas otaczają w prawdziwym życiu.

Nie dziwi mnie fakt, że za granicą ta powieść podbija serca. To silna, niezależna lektura, która mimo swojej niewielkiej liczby stron potrafi wejść w głąb czytelnika i na jedna znaczącą chwilę odwrócić jego uwagę od codzienności. Opowiada o losach trójki bohaterów, Casey, Tylera i Torina, którzy bardzo szybko łapią emocjonalny kontakt z czytelnikiem i zapraszają go w głąb swojej przejmującej historii. Dziewczyna porzucona w dzieciństwie przez matkę narkomankę nie potrafiła znaleźć miejsca w żadnym z zastępczych domów. Nikt nie rozumiał jej nadpobudliwości, nikt nawet nie próbował wyjaśnić problemu. Terapia nie przynosiła skutków a Casey marzyła wyłącznie o tym, by po osiągnięciu pełnoletności żyć na własną rękę. Jednak wtedy spotkała na swojej drodze Tylera, który zaproponował jej wszystko co tylko zapragnie. Pod warunkiem, że nigdy nie opuści jego rodziny.

Zagadkowa akcja nabiera tempa, strony praktycznie przerzucają się same a emocje raz za razem zmieniają swoje barwy, by zaskakiwać, bawić, rozśmieszać i - oczywiście - wzruszać. Nie miłość króluje na pierwszym palnie a przynajmniej nie ta romantyczna. Webster postawiła na zrozumienie dla drugiego człowieka, wplotła w poznanie Casey i Torina wiele bezsilności, początkowego braku rozumienia, niemalże frustracji prowadzącej w końcu do odnalezienia spokoju i poczucia, że każdy zasługuje na chwilę uwagi i ludzkiego ciepła.

Mogłabym zachwycać się nad "Mój Torin" naprawdę długo, ale prościej będzie od razu zagonić Was do lektury. Nie zwlekajcie, nie myślcie za długo - ta książka zasługuje na każdą uwagę. To nie jest kolejny banalny romans, który ma zamydlić nam oczy i pozostać w pamięci jedynie przez krótki czas. To książka, która za każdym razem nauczy nas czegoś nowego i nigdy się nie znudzi. Jestem zachwycona historią i kreacją bohaterów, którzy stali mi się bliżsi niż mogłam przypuszczać.

"Ciasteczko z wróżbą" Iwona Anna Dylewicz

"Ciasteczko z wróżbą" Iwona Anna Dylewicz, książka aktualnie poszukuje swojego wydawcy

"Może w końcu znajdę odpowiedź na pytanie, które wciąż mnie dręczy. Kim jestem?" 

Jakiś czas temu pisałam Wam, że debiutancka powieść Iwony Anny Dylewicz pozytywnie mnie zaskoczyła i jej "Teatr snów" zabrał mnie w baśniową podróż. Lubię odkrywać nowe talenty, poszukiwać autorów, którzy mają coś do powiedzenia i tworzą gatunki. A bez wątpienia ta autorka lubi eksperymentować balansując na granicy fantastyki, mistycyzmu, jawy i snu. Trochę erotyku, trochę baśniowych tematów i wielka, wielka przygoda głównej bohaterki przemawiają na korzyść niewydanej jeszcze kontynuacji "Teatru snów".

Ruda, główna bohaterka książki, to dziewczyna która sama już nie wie co jest dobre a co złe. Zagubiła się gdzieś po drodze, szukała nieuchwytnego. Chociaż jest silna i niezależna, to uosabia nas samych: chociaż boi się wyzwań to ryzykuje, chociaż chce zmian - obawia się tego co ją czeka. A stoi w obliczu nie łatwego wyzwania, ponieważ magia towarzyszy jej cały czas. Sny, czy może lepiej nazwać je koszmarami, zagłębiają się w rzeczywistość ze zdwojoną siłą i trudno już oddzielić jej prawdę od kłamstwa. To sympatyczna bohaterka, którą bardzo polubiłam i nie pozostawiałam obojętna na jej kolejne przygody.

Drugi tom serii to przede wszystkim podwójna porcja zaskakujących zwrotów akcji. Autorka widocznie poprawiła się ze stylem, zmienił się też sposób prowadzenia fabuły: więcej przemyślanych działań, mniej chaosu. Za to Ruda wciąż pozostaje tą samą intrygującą główną bohaterką, która prowadzi czytelnika przez swoje niebezpieczne sny. Mogę śmiało zatem napisać, że to historia podnosząca poziom swojej poprzedniczki, która wciąga i ciekawi nie tylko fanów fantastyki. Odnalazłam w tej powieści wystarczająco dużo motywów (magia, miłość, przyjaźń, prawdziwe życie), by wiedzieć, że każdy znajdzie coś dla siebie.

W mrocznym klimacie przypominającymi niemal historię z thrillera, z niebezpieczeństwami na karku Ruda dowiaduje się kolejnych faktów związanych ze swoim pochodzeniem. Nie jest już zagubioną kobietą rozkochującą w sobie kolejnych mężczyzn a świadomą uwodzicielką, która zaczyna stawiać własne warunki. Narracja ze strony głównej bohaterki oraz trzecioosobowego obserwatora ładnie łączy się z rozgrywanymi wydarzeniami i dopełnia dzieła, by wyjaśniać wszystko co trzeba.

Warto czasami dać szansę debiutantom, nieodkrytym jeszcze autorom i tym, którzy dopiero kiełkują ze swoją twórczością. Tak odkryłam Iwonę Annę Dylewicz i jej sympatyczną serię o magicznym wydźwięku. Autorzy rozwijają się poprzez pisanie, jak każdy - poprzez ćwiczenia. A w rękach czytelnika - naszych - leży ocena, by mogli wiedzieć w którym kierunku podążać i co zmieniać. Dlatego dajmy im szansę, pozwólmy działać, oceniajmy. Osobiście chwalę sobie twórczość Iwony Anny Dylewicz i odsyłam Was do "Teatru snów" a zaraz po nim mam nadzieję, że najdzie Was ochota na "Ciasteczko z wróżbą".

poniedziałek, 29 lipca 2019

"First Last Kiss" Bianca Iosivoni

"First Last Kiss" Bianca Iosivoni, Tyt. oryg. First Last Kiss, Wyd. Jaguar, Str. 400

 "Miłość, jak zbrodnia, zdradza sama siebie."

Wielka przyjaźń, jeszcze większe postanowienia. Mieli być przyjaciółmi do końca życia i nikim więcej. Bo miłość zawsze wszystko komplikuje, prawda?

Bianca Iosivoni to autorka, którą śmiało możemy zaliczyć do grona tych dobrze odnajdujących się w nurcie New Adult. Seria First opowiada w każdym tomie o losach innej pary bohaterów, jednak łączy ich pewna zależność, grupa przyjaciół, która swoją historię zapoczątkowała w pierwszym tomie, więc ze swojej strony polecam zachowanie chronologii. W dodatku są ta historie na tyle lekkie i przyjemne a mimo wszystko mocno wciągające, więc podobnie jak ja na pewno pojawi się w Was ochota by poznać wszystkie części w serii.

W drugim tomie na pierwszym planie pojawia się historia Ellen i Luke'a. Obydwoje założyli, że są dla siebie najlepszymi, bliskimi przyjaciółmi ale nic więcej. Tylko, że w miłości jak na wojnie - wszystkie chwyty są dozwolone. Wiedzą o tym ich przyjaciele, którzy nawzajem przekrzykują się w teoriach gdzie i jak dojdzie do pierwszego pocałunku. Lub czegoś znacznie odważniejszego. Wydaje się więc, że najlepszym pretekstem do tego, by ta dwójka w końcu się do siebie zbliżyła będzie ślub siostry Ellen. Luke odegra tam rolę chłopaka dziewczyny i w końcu zrozumie, że czasami warto przekroczyć wyznaczone granice.

Miłość, wyzwanie, spora porcja dobrego poczucia humoru i kontynuacja, która trzyma poziom swojej poprzedniczki. Uwielbiam styl Bianki Iosivoni za jej lekkość i podejście do tematu, za przeanalizowanie każdego za i przeciw w racjonalnie poprowadzonej fabule. Chociaż motyw jest banalny, bo wątki miłosne obecne są zawsze i wszędzie, ale wykonanie odbiega już od banalności i przekonuje, że czasami warto poświęć uwagę powieściom młodzieżowym. Losy głównych bohaterów nie należą do najłatwiejszych, mnóstwo w tym wszystkim skrajnych emocji i strachu przed zaangażowaniem się w coś głębokiego, co być może zaprzepaści szansę na wybudowany komfort psychiczny i poczucie bezpieczeństwa zamknięte w silnych ramionach przyjaźni.

Ogromnie polubiłam głównych bohaterów i z przyjemnością śledziłam wątki w których brali udział. Ellen ciepła i serdeczna była idealną kandydatką dla pewnego siebie Luke'a. Widzieli to wszyscy dookoła nich, być może oni sami zdawali sobie z tego sprawę, ale strach przed utratą siebie nawzajem nie pozwalał im zaryzykować. A w tym wszystkim trudna przeszłość, demony błędnych decyzji oraz aktualne wydarzenia, które nie ułatwiają bohaterów wyborów.

Ależ to była przyjemna przygoda! Zabawne dialogi, ciekawe opisy i bohaterowie, których nie sposób nie polubić to jedne z wiele atutów zamkniętych w serii Bianki Iosivoni. "First Last Kiss" ma w sobie potencjał powieści New Adult i smak dobrych historii romantycznych. W sam raz na lato, ale i na pochmurne jesienne dni - niezależnie kiedy sięgniecie po serie autorki, zawsze sprawi, że uśmiechniecie się i zaczniecie trzymać kciuki za szczęście głównych bohaterów.

niedziela, 28 lipca 2019

"Bad Boy's Girl 5" Blair Holden

"Bad Boy's Girl 5" Blair Holden, Tyt. oryg. Bad Boy's Girl 5, Wyd. Jaguar, Str. 228

"Ale gdy kochasz kogoś całą duszą i sercem, a ten ktoś tak samo kocha ciebie... Choćbyś miał pogrążyć się w najgłębszym lęku – dla takiej miłości warto."

Komplikacje życiowe, dramaty i wielkie nadzieje na szczęśliwą przyszłość. Czym tym razem zaskoczy nas Blair Holden?

Nie jestem wielką fanką serii, które ciągną się w nieskończoność. Najbardziej lubię powieści zamknięte w jednym tomie, ewentualnie dam się namówić na trylogię. Jednak jeśli chodzi o dalsze pisanie przez autorów wymyślnych fabuł, które już dawno powinny doczekać się zakończenia - nie jestem przychylnie nastawiona. Przyznaję jednak, ze chociaż książki Blair Holden nie należą do odkrywczych i zamknięte są w ramach zwykłej powieści dla młodzieży wciąż sięgam po nową część. Dlaczego? Nie mam pojęcia, ale czuję że odpowiedzialne jest za to uczucie między głównymi bohaterami.

Tessa i Cole'a poznałam, gdy ich rozterki były banalne, młodzieńcze, właściwie niewiele znaczące z perspektywy czasu. Przez wszystkie tomy obserwowałam jak dorastają, dojrzewają oraz zmieniają się zewnętrznie. Obydwoje zaczęło racjonalnie analizować swoje życie i chociaż związek zawsze był dla nich najważniejszy - podejmowali życiowe decyzje w oparciu  swoje plany i marzenia. Szkoła zatem odeszła w niepamięć, nadszedł czas na prawdziwe życie. Jednak i w nim znalazło się wiele przeciwności, które na ostatniej prostej będą musieli pokonać bohaterowie.

Miło było obserwować dynamikę w kreacji głównych postaci. Tessa w końcu przestała być denerwująca i drażniąca, chociaż Cole pozostał uroczy tak jak na początku. Jednak to co zasługuje na największą uwagę to podjęte wątki - nie tylko miłość pojawiła się na pierwszym planie, ale i wybory które nas kształtują, mroki przeszłości które jeszcze nie ucichły czy po prostu rozczarowania związane z tym, że nie osiągnęli wszystkiego do czego dążyli. Ale czy nie tak wygląda realny świat? Autorka przejrzała na oczy, przestała zasypywać nas słodką historią bez znaczenia a postawiła w finale na realność, która uratowała jej serię. 

Nie ma szans, by rozpocząć swoją przygodę z serią Holden bez zachowania chronologii. Jeśli nie mieliście okazji poznania losów bohaterów - od razu odsyłam do pierwszego tomu. Fabuła każdego części łączy ze sobą wszystkie wątki w konkretny sposób i inaczej pogubicie się w opowieści. To jednak książki lekkie, proste z przyjemnymi dialogami, które czyta się bardzo szybko i które są naprawdę fajnymi umilaczami czasu.

"Bad Boy's Girl 5" to finał, czyli żegnamy się już ostatecznie z Tessą i Cole'em. Wciąż obstawiam, że lepsza byłaby w tym przypadku trylogia, jednak nie żałuję swojego wyboru. Miło było śledzić losy bohaterów oraz spędzić czas w ich towarzystwie akurat teraz, wakacyjną porą. Nie szukajcie więc daleko, gdy pod nosem jest propozycja warta uwagi, sympatyczna i zupełnie niezobowiązująca.

sobota, 27 lipca 2019

"Dziewczyna taka jak ja" Ginger Scott

"Dziewczyna taka jak ja" Ginger Scott, Tyt. oryg. A Girl Like Me, Wyd. Kobiece, Str. 336

"Nie dzieje się to w jednej chwili, ale jak brokat wypuszczony na wiatr, chłopak, którego znałam, zaczyna do mnie wracać, fragment po fragmencie. Aż w końcu będę go miała całego."

Miłość nigdy nie jest oczywista. Wydaje się, że rządzi się własnymi prawami. Czasami upomina się o uwagę w momencie, gdy nie zawsze możemy ją odwzajemnić.

Pamiętacie wyjątkową historię od Ginger Scott, czyli jej "Chłopak taki jak ty"? Dziś powraca z kontynuacją swojej wyśmienitej powieści i w "Dziewczyna taka jak ja" kontynuuje losy Joss i Wessa. W poprzedniej części jednak wydarzyło się wystarczająco dużo, by móc przypuszczać, że tym razem nie będzie jednak tak kolorowo. A może jednak? Czy autorka da nam cień nadziei na to, że być może w końcu wszystko dobrze się ułoży?

Joss nie boi się już spoglądać śmierci prosto w oczy. W końcu uniknęła jej już wystarczająco dużo razy. Tylko, że zawsze ratował ją jeden chłopak, który ponownie zniknął z jej życia. Kiedyś był jej przyjacielem, jedyną bratnią duszą z którą mogła dzielić tajemnice. Wówczas, jak dziecko, uratował ją pierwszy raz. A później przepadł, by po latach pojawić się pod innym imieniem jednak z takim samym przekonaniem, że zrobi dla Joss wszystko. Teraz Wess zaginął i nikt nie daje nadziei na to, by go odnaleźć. Czy tym razem nadszedł czas, by to ona ocaliła jego?

Kolejna porcja wspaniałej historii, kolejna porcja niezapomnianych emocji. Autorka po raz drugi zaserwowała mi niezwykłą czytelniczą ucztę zamkniętą w pięknej historii romantycznej, która została wystawiona na próbę. Nie po raz pierwszy. Myślę, że to właśnie ta nuta tragedii czy dramatyzmu ślepo podążająca za bohaterami dodawała pazura opowieści i sprawiała, że trudno było oderwać się od lektury choćby na moment. W końcu chodziło o życie bohaterów, najpierw Joss później Wessa, których tak bardzo polubiłam. Scott nadała im wszystkie cechy idealne dla pełnowymiarowej postaci - popełniali błędy, wyciągali wnioski, byli dla siebie podporą od samego początku. Ich wyjątkowa relacja to przede wszystkim wielkie oddanie, niepodważalna miłość, poczucie przynależności. A kto z nas nie marzy o takiej szczerej, naturalnej relacji?

Wess zostawił wskazówki a mimo to nikt nie wierzył, że można go uratować. Wszyscy odwrócili się plecami, zapominając o chłopaku który skradł serce Joss. Jednak ona nie chciała się poddać. Postanowiła, że odnajdzie go za wszelką cenę i wyruszyła tropem poszlak, łącząc fakty, odnajdując kolejne sygnały, że być może, gdzieś tam w świecie jest chłopak, który czeka, by go uratować. Przyznaję, że z zapartym tchem śledziłam całą tą dramatyczną akcję i miałam nadzieję, że skończy są ona jak najszybciej. Autorka porządnie nadszarpnęła moje nerwy grają na emocjach z podziwu godną odwagą, ale właśnie za to jestem jej wdzięczna - że zaangażowała mnie na całego w tak wyjątkową, piękną opowieść.

"Dziewczyna taka jak ja" to powieść, która porusza. Jest w niej coś takiego co wyróżnia ją na tle innych, podobnych powieści. W końcu to wciąż historia ludzi z bagażem doświadczeń, których trudna przeszłość ściga na każdym kroku. A jednak o pozostałych książkach śmiało można zapomnieć w towarzystwie bohaterów, który uczą jak kochać, rozumieć, marzyć i dążyć do celu. Uwielbiam Ginger Scott i mam nadzieję, że to dopiero początek jej literackiej kariery. Tymczasem wciąż pozostaję pod urokiem jej romansu oraz tragedii, która zapoczątkowała wyjątkowe uczucie. Wyjątkowa historia z którą nie mogą konkurować inne bestsellery.

piątek, 26 lipca 2019

"Nasz dom płonie" Bonnie Kistler

"Nasz dom płonie" Bonnie Kistler, Tyt. oryg. House on Fire, Wyd. Czwarta Strona, Str. 480

"Kłamca woła, że jego dom płonie. Nikt mu nie wierzy."

Jedna rodzina, jedna tragedia, wiele prawd i niedomówień. Czy w obliczu śmierci rodzina odnajdzie w sobie zrozumienie i odwagę, by przyznać się do winy?

Każdy misz-masz gatunkowy jest dla mnie przyjemnym czytelniczym wyzwaniem. Lubię, gdy książki mnie zaskakują i nie mam tutaj na myśli wyłącznie thrillerów czy kryminałów. Przy dobrym pomyśle i jeszcze lepszym wykonaniu każda fabułą potrafi skupić na sobie uwagę czytelnika i bez wątpienia Bonnie Kistler zrobiła wszystko, by udowodnić że i ona potrafi dobrze pisać. Jej powieść okazała się ciekawym połączeniem wielu gatunków oraz przede wszystkim emocjonalnym przedstawieniem portretu zwykłej rodziny.

Wszystko zapoczątkował wypadek, który miał być nic nie znaczącym epizodem w życiu Kipa. Jak to nastolatek wypił za dużo i wsiadł do samochodu, chociaż nie powinien. Ale nie przewidział konsekwencji, wtedy nawet o nich nie myślał. Jednak gdy umiera jego przyrodnia siostra Chrissy sprawa się komplikuje. Policja robi wszystko, by udowodnić że to chłopak odpowiedzialny jest za śmierć dziewczyny jednak Kip zapewnia, że nie tak wyglądał przebieg tamtej nocy. Kto zatem mówi prawdę a kto kłamie? Czy faktycznie wydarzyło się coś więcej niż dostrzega policja?

Pierwsze co od razu wpada w oko czytelnika to fascynujący portret psychologiczny każdego członka rodziny z osobna. Autorka wiele uwagi poświęciła kreacji bohaterów, żonglowała nie tylko faktami na temat rodziny, która wiele przeszła ale i emocjami, poglądami, przypuszczeniami. Czasami widoczna byłą reakcja wybranej postaci, kiedy indziej należało czytać między wierszami by obejść pozory, którymi starali się otoczyć. Ale niezależnie od tego jakie kroki musiałam podjąć, by poznać prawdę na temat ich życia - zawsze podobała mi się ta wędrówka. Leigh i Pete chcieli stworzyć nową, szczęśliwą rodzinę. Obydwoje posiadali dzieci z pierwszego związku, więc gdy doszło do wypadku pojawiła się pierwsza rysa. On stanął po stronie córki, ona po stronie syna i chociaż wspierali się wzajemnie widać było, jak ciężko znoszą całą tą sytuację.

Dużo emocji pojawiło się przede wszystkim przez fakt związany z tragicznymi wydarzeniami. Ginie młoda dziewczyna, która dopiero miała rozpocząć swoje życie, nastolatek trafia pod skrzydła policji która raz za razem próbuje udowodnić, że winny jest przestępstwa a rodzice sami nie wiedzą jak odnaleźć się w całej tej sytuacji. Na jaw wychodzą ich drobne sekrety oraz uczucia skrywane do tej pory. Pojawiają się ciężkie słowa, których nie da się już cofnąć, sądowa batalia, żal oraz rozgoryczenie. A w tym wszystkim byłam ja: czułam się jak niemy uczestnik wszystkich tych wydarzeń i będąc cały czas krok za bohaterami obserwowałam wszystko z wielkim przejęciem.

"Nasz dom płonie" to mocna historia. Nie zawsze łatwa, jednak zawsze pełna emocji. W połączeniu z wątkiem rodzinnym, pościg za prawdą okazał się drugim aspektem wartym uwagi. Dzięki Bonnie Kistler otrzymałam inteligentną, przejmującą powieść przy której spędziłam kilka dobrych chwil i cieszę się, że nie przeszłam obok niej obojętnie.

czwartek, 25 lipca 2019

"Dziewczyna od trawnika" Dorota Pasek

"Dziewczyna od trawnika" Dorota Pasek, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 350

"Pomyślała, że to dobra chwila, by się z nim trochę podrażnić, oddać z nawiązką za jego dawne podpuszczanie."

Kiedy życie zaczyna nam zbyt szybko przemijać przed oczami to sygnał, że czas już zwolnić. Tylko jak go rozpoznać? Kiedy będziemy wiedzieli, że zatraciliśmy się w tym pędzie?

Dorota Pasek, autorka powieści obyczajowych, przekonała mnie do swojej nowej książki - uwaga! - tytułem. Nie żartuję. Nie wiem dlaczego, ale okazał się dla mnie tak chwytliwy, że nie mogłam przejść obok niego obojętnie. Przeczytałam zatem zapowiedź, zastanowiłam się dobrze i pomyślałam: dlaczego nie? Warto spróbować. I nie żałuję tej decyzji, ponieważ "Dziewczyna od trawnika" to przesympatyczna historia o urokach życia.

Adam jako biznesmen wie jak to jest nieustannie żyć w pędzie. Wszystko zależy od terminów, działania, pracy. Nie ma czasu na życie prywatne. Dlatego pewnego dnia mężczyzna zaskakuje wszystkich i zaskakuje wszystkich. Kupuje malowniczy dom nad jeziorem a wraz z nim ogród o który ktoś powinien się zatroszczyć. Maria wydaje się idealną kandydatką, uwielbia ciszę i spokój, w dodatku mieszka niedaleko. Ich pierwsze spotkanie nie będzie należało do udanych, ale okaże się początkiem wyjątkowej relacji.

W stylu powieści obyczajowej, ze sporą domieszką motywu romantycznego oraz nutą zabawnych scen i dialogów autorka stworzyła opowieść przy której nie liczy się codzienność. Zatrzymałam się na moment w pędzie, tym samym który przestraszył głównych bohaterów i przyjrzałam się im z każdej strony co umożliwiły mi ładnie nakreślone przez autorkę profile psychologiczne. Adam początkowo wydawał się wycofany, trochę mrukliwy, bardziej nieprzystępny, ale z czasem zaczął się otwierać i wyjawiać swoje troski. Był ciekawy i sympatyczny, ale to Maria najbardziej mnie zaciekawiła: jej przeszłość, ucieczka od miasta, zapuszczenie korzeni na wsi. Byli do siebie tak podobni, więc nic dziwnego że nawiązała się pomiędzy nimi tak silna nić porozumienia.

To historia o tym, że życie ma się jedno. O pięknych miejscach, naturze oraz ogrodniczce, która skradła serce zadziornego biznesmena. Dorota Pasek przypomina nam, że czasami warto się zatrzymać, spojrzeć przed siebie i pomyśleć czy to co do tej pory zbudowaliśmy naprawdę się nam podoba. Czasami zmiany są potrzebne do tego, by odetchnąć pełną piersią co udowodnili nam bohaterowie. Nie jest to jednak motyw nachalny, autorka nie zmusza nas do intensywnego myślenia - przede wszystkim ta historia ma dawać radość, cieszyć i zaskakiwać losami Adama oraz Marii.

Cieszę się, że zdecydowałam się na lekturę tej powieści. Była tak lekka, subtelna i delikatna, że idealnie wpasowała się w leniwe, letnie popołudnie. "Dziewczyna od trawnika" to urok, wdzięk i samo życie zamknięte w uroczej powieści romantycznej. Czy dziewczyna od trawnika odnajdzie to czego szuka? I jaki skrywa sekret? Przekonajcie się sami! Jestem pewna, że nie będziecie żałować.

środa, 24 lipca 2019

Przedpremierowo: "Gdzie jesteś, Berandette?" Maria Semple

"Gdzie jesteś, Berandette?" Maria Semple, Tyt. oryg. Where'd You Go, Bernadette, Wyd. W.A.B., Str. 368
PREMIERA: 31 lipca 2019r.

"Wypadki mają to do siebie, że nikt ich nie planuje."

Nigdy nie możemy być do końca pewni czy nasza rodzina nie skrywa przed nami wielkiej tajemnicy. Wszyscy jesteśmy przecież tylko ludźmi.

Maria Semple zabrała mnie w podróż ku rodzinnym dylematom, prywatnym tragediom oraz odkrywaniu prawdy. Pozwoliła, by powieść obyczajowa nabrała nowego znaczenia i zaprezentowała obraz wydarzeń, które mogłyby zaistnieć w każdej rodzinie. Lekkim stylem, choć z morałem ukrytym między wierszami, opowiedziała o losach bohaterów dość niekonwencjonalny oraz zaskakujący sposób.

Wszystko zaczęło się od tytułowej Bernadette Fox i jej niecodziennego stylu. A może od jej piętnastoletniej córki Bee, która jedynie upomniała się o obiecaną podróż? Właściwie trudno jednoznacznie twierdzić co było punktem przełomowym. Jednak coś musiało się wydarzyć, ponieważ Bernadette mając już dość swojego życia postanowiła zniknąć, pozostawiając swoją rodzinę w kompletnej niewiedzy. A przecież Bee prosiła jedynie o rodzinny wyjazd na Antarktydę co obiecano jej za dobre oceny na świadectwie. Córka zatem postanawia poruszyć niebo i zimie, by odnaleźć matkę oraz zrozumieć dlaczego postąpiła tak a nie inaczej.

Na pierwszym planie stają dwie bohaterki. Dwa pokolenia. Dwa różne światopoglądy. Bernadette to oryginał, kobieta której sposób bycia jednych zainteresuje, drugich natomiast rozczaruje. Pełna fobii społecznych, zmęczona życiem w mieście, nie przekonująca w roli matki ani żony bohaterka, która sama nie wie czego oczekuje od życia. Bee natomiast to dziewczynka z hartem ducha, wielka bohaterka która dąży do celu, szuka w mailach, listach oraz rzeczach matki wszelkich poszlak, które naprowadzą ją na jakiś trop. Zdecydowanie bardziej młoda bohaterka przypadła mi do gustu, chociaż nie ukrywam, że i w Bernadette było coś takiego co nie pozwoliło mi do końca jej skreślić.

To nietypowa lektura w której narracja dorównuje wszystkiemu co inne i pomysłowe. Ten kto lubi jedynie ściśle określony bieg fabularny może poczuć się zaskoczony dokumentami oraz wiadomościami mailowymi będącymi jedynym przekładem na treść oraz losy bohaterów. To zabieg niecodzienny, mający za zadanie pobudzić szare komórki, ale nie zawsze ciekawy. Czasami pojawiały się momenty nudy, przestój w fabule jeśli można ją tak nazwać, niedosyt akcji która wskazywała na pościg za nieuchwytną rodzicielką a okazała się jedynie prostą drogą do odkrywania rodzinnych tajemnic. Wystarczyło jednak przeczekać ciężkie chwile i dotrwać do drugiej połowy książki by pojawił się iście smakowity kąsek - wszelakie fakty na temat życia Bernadette, które postawiły kobietę w zupełnie nowym świetle.

"Gdzie jesteś, Berandette?" ma swoje plusy i minusy jak każda książka. Nie jest idealna, ale na wakacje jak znalazł. Szczególnie dla fanów poszukiwaczy rodzinnych sekretów. Co wydarzyło się z żoną i matką? Dlaczego Berandette nie wytrzymała presji? Jestem pewna, że zaskoczy Was odkryta prawda! Innymi słowy - bez oczekiwań, ale z nastawieniem na nietypową lekturę otrzymacie kilka godzin przyjemnej historii.

wtorek, 23 lipca 2019

"Labirynt fauna" Cornelia Funke, Guillermo del Toro

"Labirynt fauna" Cornelia Funke, Guillermo del Toro, Tyt. oryg. The Labyrinth of the Faun, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 280

Mroczna i nastrojowa, bogato ilustrowana baśń oparta na nagrodzonym trzema Oscarami filmie Guillermo del Toro.

Mrok, tajemnica oraz niebezpieczeństwo kryją się pod fasadą baśni. Jesteś gotowy wkroczyć do tego niezwykłego świata?

Powieść Cornelii Funke została oparta na filmie Guillermo del Toro pod tym samym tytułem. Ekranizacja "Labiryntu fauna" skradła moje serce, stała się jedną z czołowych baśni na szklanym ekranie do których wielokrotnie powracałam. Dlatego obawiałam się przenoszenia jej na karty powieści. Według starej dobrej zasady: najpierw książka, później film nigdy nie byłam przekonana do odwrotnej roli, tym bardziej pisania książek na podstawie filmów. Ale tym razem nie zawiodłam się, gdy przerzucałam kolejne strony lektury magicznej i zaskakującej.

Wojna nigdy nie była łatwym tematem. Dlatego stanęła naprzeciw magicznym, nadnaturalnym istotom, które również kryły w sobie pewien mrok. Tak właśnie radzili sobie młodzi bohaterowie z trudną rzeczywistością, w której przyszło im żyć. Realia zimna, niebezpieczeństwa oraz wszechobecnych żołnierzy zastąpił faun oraz potwór zjadający dzieci. Strach przestał kojarzyć się ze śmiercią a konkurował z mrocznym miejscem, w którym narodziła się prawdziwa baśń.

Jest w tej książce klimat, którego nie sposób jej odebrać. Film był przejmujący, jego atmosfera gęsta a wiszące w powietrzu tajemnice nie miały końca. W przypadku książki jest podobnie. Wszystko rozpoczyna baśń, ale ta bardziej ponura, nieprzystępna, w której więcej jest zagrożeń niż możliwości szczęśliwego zakończenia. Jest księżniczka, która marzy by powrócić do domu oraz potwory, której jej to uniemożliwiają a wszystko napisane pięknym, niemal poetyckim językiem, który idealnie dopełnia poczucie magii.

Książkę wypełniają także piękne ilustracje. Malownicze, czasami złowieszcze, kiedy indziej bardzo poetyckie, ładnie komponują się z fabułą historii. Nie mogłam oderwać wzroku od wydarzeń, strony przerzucały się same a gęsta atmosfera prowadziła mnie zdecydowanie zbyt szybko w stronę zaskakującego finału. Tak otrzymałam powieść niepozorną, krótką choć treściwą, która dorównała filmowej adaptacji.

"Labirynt fauna" to odważna historia dla tych, którzy nie boją się bać. Piękna, mroczna baśń podejmująca trudne, rzeczywiste tematy. Ukrywa pod fasadą historii o księżniczce ciężkie realia wojny oraz zatraconego poczucia bezpieczeństwa. To niesamowita książka o dzielnej dziewczynce, która nie bała się stawić czoła największym demonom. Polecam wszystkim, bez wyjątku - zarówno książkę jak i film.

poniedziałek, 22 lipca 2019

"Raw" Belle Aurora

"Raw" Belle Aurora, Tyt. oryg. Raw, Wyd. Niezwykłe, Str. 320

"Co byście zrobili, gdyby cel, który pchał was do przodu przez całe życie, nagle rozwiał się jak mgła?"

Niesprawiedliwe życie w końcu pozwoliło na chwilę oddechu. Tylko czy to nie jest pozorny spokój? Wydaje się, że już za rogiem czai się kolejna tragedia.

Najpierw słodko i uroczo w serii Friend-Zoned, następnie zaskakująco i niebezpiecznie w pierwszym tomie cyklu Raw Family. Oto Belle Aurora, autorka która żongluje emocjami czytelnika i doskonale się przy tym bawi! Uwielbiam jej książki i styl, pełen zakrętów życiowych, dojrzałych bohaterów, ponadczasowych wartości. Zawsze gdy odkrywam autora, którego książki mogę czytać w ciemno a każda kolejna wydaje się jeszcze lepsza od poprzedniczki czuję pewną satysfakcję. Belle Aurora bez wątpienia jest moim ostatnim, wyjątkowym odkryciem.

Alexa Ballentine uciekła z rodzinnego domu, gdy tylko skończyła szesnaście lat. Nie chciała tam mieszkać, nie chciała brać udziału w tym przedstawieniu. Dlatego zbudowała sobie nowe życie, krok po kroku próbując odnaleźć się w nietypowej sytuacji. I chociaż nie było łatwo, w końcu się udało. Dziś, po dziesięciu latach, jest pewna swego, ma stabilną pracę i poczucie, że pomaga innym. Tylko jest też on, tajemniczy nieznajomy, który czai się na każdym kroku. Czy obserwuje dziewczynę z jakiegoś powodu? Dlaczego stał się jej prywatnym stalkerem? Chociaż Alexa nie czuje się zagrożona to już niedługo nieznajomy wyjawi swoje oczekiwania i zaskoczy dziewczynę bardziej niż ktokolwiek przypuszczał.

Historia głównej bohaterki nie jest obca. To właściwie los wielu młodych dziewczyn, które musiały dźwigać na swoich barkach błędne wybory swoich rodziców. Rodzina Alexy - zimna i obojętna na losy swojej córki, wydawała się złem wcielonym budzącym jedynie negatywne emocje. Nic więc dziwnego, że bohaterka łaknęła poczucie akceptacji, bezpieczeństwa i stabilizacji, nawet od obcego mężczyzny. Wkroczył do jej życia nagle i stał się częścią jej życia, może w sposób zaskakujący i nieoczywisty, ale na pewno fascynujący. On jest dziki, niebezpieczny i mroczny, ale przyznaję, że i ja uległam urokowi Twitcha który miał w sobie nutę dominacji. Obie kreacje głównych bohaterów okazały się strzałem w dziesiątkę idealnie wpasowując się w temat fabuły.

"Raw" bez wątpienia buduje klimat. Ciężki, mroczny, niepewny. Jest dziewczyna taka jak my, z trudną przyszłością, z ciężarem próby normalnego życia. I jest i on, ten który wprowadza zamęt, przypomina o demonach przeszłości i wydaje się być bezwzględny w swoich żądaniach. Belle Aurora wykonała solidną pracę budując fabułę nieoczywistą i pełną napięcia, w której niemożliwym jest przewidzenie kolejnego kroku bohaterów. Wszystko to zatopione w całej masie przeróżnych emocji oraz - jakżeby inaczej - miłości, która rodzi się powoli choć niespodziewanie. Kto bowiem nie kocha mrocznych bohaterów kryjących się w cieniu? Ja nie potrafię się im oprzeć i cieszę się, że kreacja Twitcha okazała się tak mocną stroną opowieści w której przecież liczy się wszystko:wartości rodzinne, przyjaźń, akceptacja, poczucie bezpieczeństwa aż w końcu dążenie do szczęścia i równowagi.

"Raw" to książka, która w pełni mnie do siebie przekonała. Idealne rozpoczęcie silnej i niezależnej serii, która na pewno przebije się w tłumie. Dopracowana w każdym detalu wciąga do historii jak najlepszy narkotyk i pozostawia po sobie to przyjemne poczucie niedosytu, kiedy już teraz zaraz natychmiast chciałoby się trzymać w rękach kontynuację. Mnóstwo emocji i wspaniała kreacja bohaterów to tylko wstęp do zalet, które sami powinniście poznać. 

niedziela, 21 lipca 2019

"Szakal" L.J. Shen

 "Szakal" L.J. Shen, Tyt. oryg. Bane, Wyd. Edipresse, Str. 360

Nagi surfer. Naciągacz, kłamca, złodziej i oszust. Z tego co słyszałam, szantażuje bogaczy i podrywa ich żony dla kasy.

Była kwestią do rozpatrzenia interesem który mógł okazać się niezwykle zyskowny. Tylko czy faktycznie warto było ryzykować swoją godność dla pieniędzy? 

Lubię serię Święci grzesznicy od L.J. Shen chociaż nie są to książki szczególnie wybitne. Nie zrozumcie mnie źle, naprawdę dobrze się je czyta, ale to jedne z tych historii pisanych dla przyjemności, bez morału czy zbędnego moralizatorstwa. Tutaj królują mężczyźni, silni i niezależni - w każdym tomie inni. I chociaż to już czwarta część serii wciąż nie mam ich dosyć. Lekki styl autorki i talent do przyjemnych dialogów sprawiają, że nim się obejrzę już jestem przy ostatniej stronie.

Tym razem fabuła nabiera tempa. Chodzi bowiem o to, by przekonać do siebie niepokorną, niezależną dziewczynę, która już dawno zrezygnowała ze związków. Nie ma ochoty na bycie z kimś, kto nie potrafi jej docenić. Tak jak surfer, który wciąż pokazuje się z inną, podrywa córki bogaczy i nie liczy się z niczym, ani z nikim. Jednak ma w sobie coś takiego co sprawia, że nie jest już chłopakiem w oczach Jesse a dorosłym mężczyzną. Ci z kolei wydają się jej niezwykle atrakcyjni. Czy zatem przemówi to na korzyść podstępnego podrywacza?

Oni są jak woda i ogień, zapatrzeni we własne racje zapominają o tym by pomyśleć co czuje ta druga strona. On wydaje się pozbawiony uczyć, nastawiony jedynie na zysk. Ona chce czegoś wartościowego, na pewno nie złodzieja i oszusta. Dlatego rozpoczyna się pomiędzy nimi rozgrywka, pomiar sił - kto jest lepszy i bardziej wytrzymały. On nie chce odpuścić, bo przecież zawarł z ojcem Jesse bardzo korzystną umowę. Ona nie chce ugiąć się pod jego urokiem, bo przeczuwa że może być kolejną ofiarą Szakala. Ale gdy w grę wchodzą emocje nic nie jest takie pewne. Zatem na naszych oczach rodzi się typowa relacja zaczynająca się od nienawiści, ale rozwijająca się już zupełnie nietypowo.

W morzu słownych przepychanek, niezależności i skrajnych emocji pojawia się tragedia. Jesse przeszła wiele, doświadczyła złych rzeczy i dziś nie jest już taka otwarta na świat. Dlatego mimo lekkości i sporej dawki poczucia humoru Shen nie zapomniała o prawdziwym życiu, nawiązała do wartościowych tematów i sprawiła, że jej romans nie jest kolejną historyjką ginącą w tłumie. Wręcz przeciwnie! Bardzo dobrze przyjrzeć się z bliska tym silnym postaciom, które także mierzą się z prywatnymi demonami.

Myślę, że "Szakal" śmiało może otrzymać tytuł najlepszej części w serii. Śmiech, wzruszenia oraz miłosne uniesienia wzajemnie przeplatają się ze sobą tworząc silną sieć wspólnych przeżyć bohaterów. Doskonale bawiłam się podczas lektury i cieszę się z finału jaki zaserwowała mi L.J. Shen. To było dobre! Dlatego szczerze polecam, jako relaks po ciężkim dniu i jako książkę, po którą warto sięgnąć dla czystej przyjemności.

sobota, 20 lipca 2019

"Teraz zaśniesz" C.L. Taylor

"Teraz zaśniesz" C.L. Taylor, Tyt. oryg. The Sleep, Wyd. Albatros, Str. 400

"Ten hotel to pieprzona śmiertelna pułapka."

Nigdy nie możesz być pewny zła czającego się w ciemności. Czy zaatakuje teraz? A może za chwile? Jedno jest pewne - zaatakuje na pewno.

C.L. Taylor poznałam przy jej dwóch wcześniejszych książkach i przypadł mi do gustu jej styl. Autorka pisze lekko i niezobowiązująco by w kolejnej chwili wyciągnąć na jaw jakieś zaskakujące smaczki związane z bohaterami. Dlatego chętnie zdecydowałam się na jej kolejną powieść, ponieważ w thrillerze Taylor odnajduje się fantastycznie i muszę przyznać, że podwyższyła swoją poprzeczkę o kilka wyraźnych szczebli. "Teraz zaśniesz" trzyma w napięciu i miejscami wciska w fotel.

Wszystko jest wynikiem tragedii i myśli, które nie powalają Annie normalnie funkcjonować. Za dnia męczą ją wizje przeszłości, w nocy koszmary nie pozwalają zmrużyć oka. Dlatego postanawia oderwać się od swojego życia, wyjechać na wyspę Rum i tam podjąć pracę w niewielkim hotelu. Nie spodziewa się, że to dopiero początek jej problemów. Gdy dołącza do niej siedmioro gości a sztorm  dogradza ich od świata w hotelu Bay View wychodzą na jaw najmroczniejsze sekrety każdego z nich. Dlaczego nikt nie mów prawdy? I w kim drzemie przyczajony morderca?

Autorka stworzyła klimat, który stopniuje ze strony na stronę. Rosnące w powietrzu napięcie wydaje się nie mieć końca a w połączeniu z wielką zagadką czytelnik nie może przestać zastanawiać się jaki kolejny demon wyskoczy z szafy. Taylor sięgnęła po klasyczną wersję thrillera psychologicznego i dołożyła wszelkich starań, by jej powieść szokowała w każdym aspekcie. Kameralny klimat, masa bohaterów skrywających się za maską przeróżnych kłamstw oraz niebezpieczeństwo czające się na każdym kroku wprowadzają nie tylko nerwową atmosferę, ale i mnóstwo emocji. 

Nie tylko zbrodnia pojawia się na pierwszym planie, ale i prywatne demony z którymi muszą mierzyć się bohaterowie. Anna po traumie, którą przeżyła musi stawić czoła wciąż powracającym wspomnieniom co wyniszcza ją od środka. Widać jak na dłoni, jak ciężko radzi sobie psychicznie i chociaż stara się jak może, nie zawsze potrafi obronić się przed własnym umysłem. Nie jest jednak przy tym męcząca - jest realna, ludzka i w pełni zaakceptowałam jej postać. Podobnie jak innych bohaterów, ponieważ każdy gość hotelu był wyjątkowy na swój sposób i wymagał skupienia na nim uwagi. Autorka pozwoliła mi lepiej ich poznać wprowadzając perspektywę spojrzenia na fabułę kilku bohaterów, chociaż nie ułatwiło to znalezienia odpowiedzi na pytanie kto i dlaczego jest mordercą kryjącym się w tym towarzystwie.

Błędne tropy, masa różnych wątków, hotel na uboczu i odcięci od świata goście. Oto przepis na thriller od którego nie można się oderwać. "Teraz zaśniesz" ma w sobie coś z klasycznego thrillera i chociaż łączy kilka schematów nie działa to na niekorzyść tej książki. Wręcz przeciwnie, C.L. Taylor wyciągnęła wszystko co najlepsze w tym gatunku budując ogromne napięcie oraz prowadząc nas do spektakularnego finału. Fanom i nie fanom gatunku, czyli każdemu kto lubi sięgać po dobrą literaturę - bardzo polecam.

piątek, 19 lipca 2019

"Może tym razem" Kasie West

"Może tym razem" Kasie West, Tyt. oryg. Maybe This Time, Wyd. Feeria, Str. 400

"Róża. To bez dwóch zdań najbardziej rozpoznawalny i najpopularniejszy z kwiatów. Swoją upojną wonią i aksamitną fakturą płatków może i skłania setki poetów, by kojarzyli ją z miłością i pięknem, ale co by nie mówić, jest przereklamowana, podobnie jak te skojarzenia. Ludzie chyba często zapominają o kolcach."

Miłość potrafi pokrzyżować wszystkie plany. Czy można zatem odgrodzić się od uczuć, zapomnieć o sercu i kierować się wyłącznie rozumem?

Nie w przypadku powieści Kasie West, kiedy serce wystukuje charakterystyczny rytm podczas czytania jej kolejnej powieści. Oto powrót autorki, która umiejętnie pisze słodkie, urocze opowieści o pierwszych silnych uczuciach oraz prawdziwym życiu, które bardzo szybko wprowadza korektę do wielkich planów i założeń. Czy i tym razem zatem możemy liczyć na wyjątkową komedię romantyczną w której wszystko może się wydarzyć? Zdecydowanie! W najnowszej książce autorki pojawiło się dużo perypetii młodych bohaterów, gaf oraz słownych przepychanek, które jedynie dodały całości uroku. Nie sposób było się zatem nudzić w tak intrygującym towarzystwie.

Sophie Evans jest wszędzie. Śluby, pogrzeby, imprezy - zawsze na czas. Pracuje w kwiaciarni a rodzinne miasto w którym mieszka jest wystarczająco małe, by zmusić ją do pojawienia się na każdej okoliczności. Andrew Hart natomiast jest synem szefa kuchni, który dopiero wprowadził się do miasta, więc wysyła wszędzie tam, gdzie Sophie. Pech chce, że on wydaje się jej całkowitym przeciwieństwem. I ciągle przeszkadza jej w pracy. Dlaczego musi być zawsze tam gdzie ona? I być tak uroczo arogancki?

To co uwielbiam w książkach tej autorki to dystans do wątków romantycznych. Niby są one głównym motywem do działania, niby najwięcej wnoszą do historii a jednak zawsze są gdzieś na drugim planie ustępując miejsca życiowym wydarzeniom. W ten sposób West nienachalnie próbuje nam udowodnić, że każdy znajdzie miłość w najmniej spodziewanym momencie i daje kuksańca wszystkim tym powieściom, w których bohaterowie zaślepieni wielkim uczuciem nie widzą nic poza miłością. A przecież jest jeszcze przyszłość, która w przypadku tych młodych bohaterów dopiero się kształtuje i której należy poświęcić najwięcej uwagi.

Wielkim plusem okazała się także kreacja bohaterów. Zwykli, niewymuszeni, młodzi dorośli, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki w świecie poważnych decyzji. Zarówno Sophie jaki i Andrew okazali się tacy jak my - popełniający błędy, marzący o wielkiej przyszłości, realizujący swoje cele. Ale jednocześnie szukający szczęścia, bez którego ani rusz. I chociaż wydawało się na początku, że są niczym woda i ogień - pasowali do siebie jak ulał wzajemnie się uzupełniając. Ona była słodka i urocza, on arogancki i zdecydowanie zbyt pewny siebie. Połączyło ich zatem pierwsze, niekonieczne dobre wrażenie oraz miejsca, do których ciągle zaglądali 

"Może tym razem" to kolejna udana propozycja od Kasie West. Nie mam pojęcia jakich sztuczek używa autorka, by przekonać do swoich książek niemal każdego, ale niech robi to dalej. Mnie już od dawna trzyma w swojej literackiej garści. Tym razem  zauroczyła mnie słodycz pierwszego zakochania, która stanowiła idealny kontrast dla prawdziwego życia a zaskakujące losy bohaterów wciągnęły mnie na całego. Oby więcej takich radujących serce książek!

czwartek, 18 lipca 2019

"Walcząc z cieniami" Aly Martinez

"Walcząc z cieniami" Aly Martinez, Tyt. oryg. Fighting Shadows, Wyd. Niezwykłe, Str. 306

"Problemy nie potrzebują mapy. Podążą za tobą wszędzie."

Silni, niezależni, pewni siebie. Czym tym razem zaskoczą nas bohaterowie? Jakie ukryte talenty wyjdą na jaw w kolejnym z braci Page?

Każdy miłośnik powieści romantycznej, która ma w sobie coś więcej niż trywialną opowieść o cukierkowej miłości, powinien sięgnąć po serię Aly Martinez. Autorka postawiła na głębię oraz przekaz jednocześnie przekonując mnie, że można napisać książkę mającą znacznie w sposób bardzo lekki, chociaż nie pozbawiony jednocześnie mnóstwa emocji. Pierwsza część cyklu ("Walcząc z ciszą") ogromnie przypadła mi do gustu a kontynuacja dotrzymała jej kroku.

Polecam rozpocząć przygodę z serią od zachowania chronologii. Chociaż każdy tom dotyczy innego bohatera, ma ona ze sobą stosunkowo mocne połączenie i warto wiedzieć wszystko. Naładowana po brzegi emocjami historia każdego z braci ładnie przeplata się z kontynuacją i bazuje na ciągu przyczynowo-skutkowym - każdy motyw ma w tych książkach znaczenie, każdy krok będzie miał swoje odzwierciedlenie w przyszłości. To co działo się wcześniej odnalazło zatem swoje miejsce teraz i gdy na pierwszym planie pojawiła się postać Flinta, młodszego brata Tilla, mniej więcej wiedziałam czego mogę się spodziewać. A przynajmniej tak myślałam do czasu, gdy autorka wprowadziła całą masę licznych manewrów chwytających za serce.

Wydarzyło się coś, co przekreśliło karierę Flinta na zawsze. Uratował życie dziewczyny, którą kochał sam przekreślając swoje. Teraz mierzy się ze skutkami swojego czynu. Nie chce słyszeć o rehabilitacji, o mozolnej próbie stawania na nogi czy dążenia do odzyskania choćby częściowej sprawności. Stracił nadzieję, nie miał chęci. Do czasu, gdy poznał Ash Mabie, dziewczynę która pokazała mu jak może wyglądać prawdziwe życie. Ona przed nim uciekała, on chciał ją gonić. I tak zrozumiał, że świat leży w jego rękach.

Pierwsze co przyciąga uwagę to kreacja bohaterów. Szczera, wiarygodna oraz pełnowymiarowa. W każdej postaci tkwi cząstka prawdziwego człowieka, kogoś kto być może żyje tuż obok nas. Łącząc ich z emocjami na własnej skórze odczuwałam wszelkie dramaty oraz niepowodzenia, jednocześnie trzymając kciuki by wszystko dobrze się potoczyło. Nie obeszło się też bez łez wzruszenia, gdy Ash Mabie, dziewczyna której historia chwyta za serce, pokazywała Flintowi jak piękny potrafi być świat, gdy tylko odpowiednio się na niego patrzy. Była wspaniała w swojej roli, wyjątkowa w gronie podobnych jej postaci i miejscami przyćmiewała nawet braci Page, których przecież nie da się nie kochać.

Trudne tematy, ważne wybory, walka z demonami przeszłości. Dużo dzieje się w "Walcząc z cieniami" i tym sposobem nie mogłam oderwać się od lektury. To piękna, wzruszająca, bogata w skrajne emocje powieść o ludziach takich jak my. Problemy posiada każdy z nas i to nie jest nic nadzwyczajnego, siła bowiem tkwi w tym jak sobie z nimi radzić. Aly Martinez po raz drugi zabrała mnie w sam środek pięknej powieści o miłości wystawionej na próbę oraz o bohaterach, którym kibicuje się do utraty tchu. Uwielbiam ją!

środa, 17 lipca 2019

"Słowo do ciebie" Kandi Steiner

"Słowo do ciebie" Kandi Steiner, Tyt. oryg. Revelry, Wyd. Kobiece, Str. 360

"Czasami bardzo długo podążamy jakąś ścieżką, bo niczego nie chcemy bardziej, niż żeby się okazała tą właściwą, ale prawda jest taka, że nie możemy jej do tego zmusić."

Nadszedł czas zmian. Chwila by pomyśleć tylko o sobie. By zapomnieć, wybaczyć, zrozumieć. By - być może - odnaleźć prawdziwą miłość.

Kandi Steiner to autorka do tej pory mi nie znana, a przynajmniej jej książki jeszcze nie wpadły w moje ręce. "Słowo do ciebie" to pierwsza przygoda jaką z nią rozpoczynam, ale na pewno nie ostatnia. Autorka ma talent do kreowania wiarygodnych wydarzeń popartych całą masą przeróżnych emocji, dzięki czemu w jej lekturze nie zabrakło ani wzruszeń, ani tym bardziej śmiechu przez łzy. Steiner stworzyła piękną powieść romantyczną, w której nie miłość odgrywa pierwsze skrzypce a samo życie.

Wren Ballard potrzebuje czasu, by poukładać swoje życie na nowo. Do niedawna sądziła, że wszystko w jej życiu ma sens. Aż zakończyła małżeństwo i wyjechała do małej górskiej miejscowości, by tam spróbować odnaleźć siebie. Zagubiona, zraniona, niepewna swego nie wie, że los przygotował dla niej coś znacznie lepszego od trosk i rozpamiętywania przeszłości. Tylko czy Wren zdecyduje się pójść za głosem serca i powierzyć zaufanie tajemniczemu Andersonowi? Ich sąsiedzka znajomość rozpoczęła się od spięcia. Ale czy nie od nienawiści jest tylko jeden krok ku miłości?

Problematyczna przeszłość, trudna teraźniejszość. Tak w skrócie wygląda życie tych dwojga. Nie tylko Wren nosi w sobie blizny, które nie chcą się zaleczyć. Anderson również kryje w sobie tajemnice, która nie pozwoli mu stawi czoła możliwemu uczuciu. Obydwoje się boją, nie chcą podjąć ryzyka, trzymają w sercu żal nie chcąc wybaczyć samemu sobie. Emocje, które im towarzyszą widoczne są jak na dłoni, jednak ani przez moment nie czułam by były nachalne. Autorka w idealny sposób zrównoważyła życie bohaterów z ich rozterkami, stopniowo dawkując czytelnikowi niezbędne informacje, pozwalając mu jedynie zatopić się w całym morzu uczuć. Ich problemy są ludzkie, życiowe, w pełni zrozumiałe, dzięki czemu na naszych oczach z całej tej plątaniny przeżyć, doświadczeń oraz emocji tworzy się wielowymiarowa opowieść o ludziach, której właściwie nic nie można zarzucić. 

To nie jest kolejna przerysowania historyjka w której wszystkie wydarzenia torują sobie drogę do szczęśliwego zakończenia. Tutaj do samego końca nie byłam pewna jaki los będzie pisany tej dwójce, chociaż kibicowałam im ile sił. Poprzez ból i cierpienie przebijało się powoli poczucie, że być może, gdzieś na horyzoncie czeka ktoś kto zdejmie ciężar z naszych ramion. Steiner w piękny sposób pokazała jak wielka siła drzemie w zrozumieniu - nie tylko drugiej osoby, ale przede wszystkim siebie samego - jak ważna jest akceptacja oraz życzliwość drugiej osoby.

"Słowo do ciebie" to lektura do której na pewno jeszcze kiedyś wrócę. W chwili zwątpienia, gdy będę potrzebowała pocieszenia odnajdę historię Wren i Andersona, przypominają sobie jak silni i odważni byli. Chętnie będę czerpać inspirację z ich doświadczeń a jeszcze chętniej polecę Wam powieść, w której wszystko ma swoje konkretne przeznaczenie. Piękna, ponadczasowa, ludzka opowieść o tym, że każdy zasługuje na drugą szansę. Książki dla kobiet mają wielką siłę przebicia jeśli chodzi o nagromadzone w fabule emocje.

wtorek, 16 lipca 2019

"Diabelska działka" J.R. Ward

"Diabelska działka" J.R. Ward, Tyt. oryg. Devil's Cut, Wyd. Marginesy, Str. 432

"- Któregoś dnia zapłacisz za swoje grzechy.
- Zrobiłaś się religijna? Myślę, że twoje nawrócenie byłoby problematyczne nawet dla kogoś pokroju Chrystusa."

Twarda rzeczywistość dosięga ród Bradfordów. Nadszedł czas na ostatnią prostą finału, który zaskoczy nie tylko członków dynastii.

Długo czekałam na zamknięcie trylogii Królowie bourbona. Ogromnie polubiłam się z tą serią, chociaż miała swoje dobre i słabsze momenty. Uwielbiam sagi rodzinne, czytanie o problemach poszczególnych bohaterów sprawia mi przyjemność a J.R. Ward ma naprawdę dobre pióro, więc przez dwie wcześniejsze części przeszłam szybciej niżbym tego chciała. Dlatego wielkie oczekiwania kierowałam w stronę finałowego tomu i nie zawiodłam się.

Wszystko potoczyło się w złym kierunku dla Williama Baldwine’a. Jego śmierć zapoczątkowała szereg wypadków, które samoistnie się napędzały. Początkowe pogłoski o samobójstwie szybko rozwiało odkrycie sprawcy i mordercy, który okazał się również członkiem rodziny. Teraz Edward musi stawić czoła swoim prywatnym demonom przeszłości. W areszcie analizuje swoje życie pod kątem utraconej rodziny oraz miłości swojego życia. Sutton Smythe jest teraz prezeską konkurencyjnej firmy, więc ich związek już nie ma racji bytu. Czy zatem można w tym wszystkim jeszcze cokolwiek naprawić?

To jedna z tych powieści, które czytałam z dużą przyjemnością. Niczym telenowela opowiadała o burzliwych losach rodziny, która sama zagubiła się we własnym bogactwie. Blichtr zgubił rodzinę Bradfordów, zatracił ich wartości moralne oraz uczuciowe co widziałam na własnych oczach śledząc ich historię od samego początku. Autorka w umiejętny sposób uchwyciła rozpad rodziny, wyciągnęła na światło dnia wszelkie demony kryjące się w mrokach rezydencji i zadbała o portrety psychologiczne wszystkich bohaterów, aby czytelnik mógł wejść w głąb umysłu każdego z nich. Tak powstała cała paleta przeróżnych osobowości a każdy z nich miał coś na sumieniu i nikt nie był idealny.

Sekrety rodzinne wychodzą na jaw, gdy młodszy brat Edwarda postanawia odkryć jego niewinność. Akcja wówczas nabiera tempa, wszystkie rozpoczęte motywy nagle otrzymują swoje rozwiązanie a czytelnik nie może się nadziwić jak różnorodnie i zupełnie inaczej niż podejrzewał potoczyły się losy wybranych członków rodziny. Autorka zabawiła się w otwarte karty, wyjawiła wszystko co tylko mogła i dostarczyła mi ogromnej zabawy w śledzeniu ostatnich rozgrywek tej dynastii. Ward sięgnęła po intrygę, demony przeszłości, całą masę zaskoczeń oraz oczywiście wątki romantyczne budując finał pełen emocji i na długo zapadający w pamięć.

"Diabelska działka" to finał, który w pełni mnie usatysfakcjonował. A nawet otrzymałam więcej niż oczekiwałam! Dużo emocji i jeszcze więcej tragedii rozgrywa się na czach czytelnika, jednak to miłość wciąż domyka podjęte wątki pokazując, że potrafi stawić czoła każdym przeciwnością. J.R. Ward ma pewną rękę, nie boi sięgać się po trudne tematy a co najważniejsze pisze historie pisane samym życiem co fanom powieści obyczajowych czy sag rodzinnych na pewno przypadnie do gust. Osobiście jestem zachwycona całą serię i sądzę, że jesienią jeszcze raz do niej powrócę.

poniedziałek, 15 lipca 2019

"Muszę wiedzieć" Kasia Bulicz-Kasprzak

"Muszę wiedzieć" Kasia Bulicz-Kasprzak, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 352

"Rodzisz dziecko, patrzysz na nie każdego dnia, masz więcej wspomnień z nim związanych niż ono. Widziałaś jego pierwszy krok, słyszałaś pierwsze słowo, wydaje ci się, że wiesz wszystko. I nagle odkrywasz, że nie wiedziałaś nic."

Siła kobiet nie ma sobie równych, gdy ich opowieść zostanie dopuszczona do głosu. Nadszedł czas wielopokoleniowej historii, która zmieni postrzeganie bohaterów. 

Kasia Bulicz-Kasprzak to autorka, która zdobyła moje serce swoją pierwszą powieścią, czyli "Nalewka zapomnienia", radosna i optymistyczna historia pozytywnie nastraja mnie w ponurych chwilach i jest wspaniałym lekiem na wszelkie troski. Dlatego z przyjemnością zdecydowałam się kontynuować swoją przygodę z książkami tej autorki a jest ich co nie miara - jedne romantyczne, drugie życiowe. Za każdym razem jednak w pełni wiarygodne, dojrzałe i bardzo szczere. Taka jest również najnowsza powieść tej autorki - "Muszę wiedzieć", opowieść o sile kobiet oraz o dojrzewaniu w cieniu trudniej przeszłości.

Jak to jest, gdy dorasta się nie znając swoich najbliższych? Czy taka nieoczywista strata wpływa na człowieka zmieniając całe jego postrzeganie rodziny? W historii Haliny, Dominiki i Patrycji pojawiła się pewna luka, deficyt w poczuciu posiadania bliskiej osoby, brak emocji, brak prawdziwej historii. Żyły obok siebie, matka, córka oraz wnuczka jednak nie dostrzegały swojej obecności. Halina niepewna swojego miejsca w świecie uważa, że urodziła się tylko dlatego, że po śmierci Stalina została ogłoszona amnestia. Patrycja nie rozpamiętuje swojego życia, natomiast czuje wewnętrznie, że czegoś jej brakuje. Czy na obie kobiety wpłynęła nieobecność Dominiki, zagadki dla swojej matki i córki?

Autorka pięknie pisze o życiu, ludzkich pragnieniach oraz oczekiwaniach. W stylu powieści obyczajowej, z lekkością i swobodą snuje opowieść ponadczasową, o kobietach których kreacja sięga najwyższego poziomu. Nie da się nie polubić Patrycji, młodej bohaterki robiącej dopiero pierwsze kroki w dorosłym życiu czy czerpać inspiracji z Haliny, która między narzekaniami mówi samą prawdę. To one stworzyły historię o miłości, rodzinnych relacjach oraz o przyjaźni na tle życiowych doświadczeń oraz przeszłości, która wpłynęła na każdą z nich. Wspaniale czytało się o ich losach, poznawało kolejne zawiłe perypetie bohaterek, które musiały zmierzyć się z wieloma problemami.

Dużo życiowych prawd płynie z tej pozornie prostej powieści. Chwyta za serce, zaskakuje i drąży temat angażując się na całego w profile psychologiczne bohaterów. Nie jest to jednak historia nachalna, wręcz przeciwnie! Delikatna i pełna emocji opowiada o samym życiu dotykając ponadczasowych wartości rodzinnych. Co wiemy o ludziach którzy nas otaczają? Dlaczego nie dostrzegamy tego co najważniejsze? Sięgając po powieść Kasi Bulicz- Kasprzak spojrzycie nie tylko inaczej na losy trzech bohaterek, ale także własne, prywatne relacje.

"Muszę wiedzieć" to poszukiwania prawdy na temat najbliższych. To opowieść o dojrzewaniu, starości oraz byciu tu i teraz. Strony przerzucają się same, opowieść płynnie przeskakuje od wątku do wątku a czytelnik nie może przestać zachwycać się jak dobra jest to książka. Jestem zaskoczona tak głęboką, poruszającą historią, która miała być przecież tylko lekką lekturą na lato. A jednak okazała się historią, której szybko nie zapomnę i do której jeszcze wiele razy powrócę.

niedziela, 14 lipca 2019

"Zakochani rozbitkowie" Julie Johnson

"Zakochani rozbitkowie" Julie Johnson, Tyt. oryg. Uncharted, Wyd. Kobiece, Str. 264

"Nazywa mnie dzieckiem, ale ja nie jestem naiwna. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że bardzo często ludzie, których lubimy, nie darzą nas takim samym uczuciem."

Nigdy nie wiadomo kiedy wydarzy się tragedia. To miał być zwykły lot, nic szczególnego. A jednak nieodwracalnie zmienił losy pasażerów.

Julie Johnson snuje delikatną, przyjemną dla oka oraz wyobraźni historię, w której przede wszystkim widoczny jest urok. To opowieść prosta, zupełnie niezobowiązująca, w sam raz na leniwe popołudnie a jednak tak ciekawa i wprowadzająca do fabuły sympatycznych bohaterów, że z przyjemnością poświęciłam jej cały mój wolny czas.

Violet Anderson, główna bohaterka powieści, nie spodziewała się, że wszystko potoczy się w tak niemożliwym kierunku. W końcu wszystko zawsze się jej udawało. Piękna, mądra, w chłodząca w dojrzałe życie dziewczyna zawsze wychodziła cało z opresji mając u swojego boku rodzinę oraz przyjaciół. Teraz jednak została sama, skazana na dwójkę pozostałych pasażerów, którzy jako jedyni wraz z nią przeżyli tragiczny lot. Rozbili się na bezludnej wyspie, czekali na pomoc zdani jedynie na samych siebie. A nie było to łatwe, biorąc pod uwagę denerwujący charakter Becka. On i Violet od początku zapałali do siebie niechęcią, ale czy można obrażać się w tak tragicznych warunkach?

Ciekawi bohaterowie i ich relacja od nienawiści do... Nawet nie jestem pewna czy miłości. To lekki wątek romantyczny, prowadzony gdzieś na drugim planie miał bardziej osłodzić trudy życia, która na bezludnej wyspie były wielkim wyzwaniem. Autorka intrygująco uchwyciła wszelkie emocje targające Violet czy Beckiem, ich siłę by trzymać się na powierzchni, gdy czuli że życie nieustannie ich podtapia. W końcu nikt z nich nie był przygotowany na to, by natura i trudne warunki dyktowała im jak żyć. Tych dwoje mimo początkowych słownych przepychanek jednak z czasem odnajduje wspólny rytm i miło obserwuje się ich zacieśniające się zaufanie.

Wbrew pozorom to historia przy której warto się zatrzymać. Mimo lekkości i swobody z jaką autorka podeszła do tematu, profil psychologiczny bohaterów oraz wewnętrzne emocje które nimi targają znajdują zrozumienie u czytelnika. Śmiała się wraz z nimi i nawet rwz porządnie się wzruszyłam! Dlatego uważam, że jest w tej lekturze urok, który należy docenić. Połączenie romansu, przygody oraz kontaktu z nieznaną naturą może nie jest czymś nowym, ale w rękach Julie Johnson na pewno otrzymało nowe oblicze. 

"Zakochani rozbitkowie" to historia z potencjałem, urocza, zaskakująca, warta przeczytania. To wstęp do serii, którą z przyjemnością będę kontynuować jeśli kolejne książki będą utrzymane w podobnym klimacie. Autorka przyłożyła się do kreacji bohaterów, nie zapomniała o całej masie emocji i postawiła na fabułę, która idealnie pasuje na letnie dni.

sobota, 13 lipca 2019

"Zbyt blisko" Natalie Daniels

"Zbyt blisko" Natalie Daniels, Tyt. oryg. Too Close, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 352

"Sądzę, że wszyscy stosujemy taktykę uników."

Czasami przyjaźń nie jest tym, czym wydaje się na początku. Bliskie nam osoby zawodzą, by uzyskać konkretne korzyści. Czy powinniśmy być stale czujni dobierając sobie przyjaciół?

Nie zliczę ile było powieści i filmów z szalonymi przyjaciółkami, które w zazdrości, zawiści czy pod wpływem innych emocji życzyły swoim rywalką wszystkiego co najgorsze. Niemal wszystkie uwielbiam. Doceniam pomysł, motyw oraz wykonanie, ponieważ przekonuje mnie podejście do ludzkiej psychiki, która jest tak zakręcona, że nigdy nie jesteśmy w stanie zrozumieć co dzieje się w głowie drugiej osoby. Dlatego z wielką przyjemnością zdecydowałam się na lekturę "Zbyt blisko" od Natalie Daniels mając nadzieję, że i tym razem otrzymam wielki rollercoaster emocji.

Poznały się w parku, ponieważ nieświadomie dzieliły wspólny czas, gdy bawiły się ich dzieci. Connie i Ness szybko zrozumiały, że łączy ich wiele i jako bliskie sąsiadki nawiązały silną więź porozumienia. Dlatego Ness była pewna, że może liczyć na bliskość Connie, gdy rozpadło się jej małżeństwo. W końcu rola przyjaciela polega na tym, by wspierał nas w ciężkich chwilach. Prawda? Jednak jej oczekiwania były zbyt wysokie. Przywiązała się do Connie odciągając ją od rodziny i wypełniając każdą jej wolną chwilę. Popadła w obsesję i doprowadziła do wielkiej tragedii.

Thriller psychologiczny z elementami akcji wprawił mnie w osłupienie, gdy z zaangażowaniem przerzucałam każdą kolejną stronę. Doskonale bawiłam się podczas lektury, w której odkryłam pełno zaskoczeń i wielokrotnie myślałam: "To niemożliwe!". A jednak - autorka w fantastyczny sposób zakręciła fabułą swojej powieści tak, że nim się obejrzałam bieg wydarzeń kompletnie się zmienił. Nagle niespodziewanie znalazłam się wraz z Connie w szpitalu psychiatrycznym, gdzie kobieta oskarżona o straszną zbrodnię, z amnezją u boku mozolnie próbuje zrozumieć co tak naprawdę się wydarzyło. 

Doskonała kreacja bohaterów, wykorzystany pomysł i jeszcze lepsze wykonanie. Dawno żadna powieść z tego gatunku aż tak mocno mną nie wstrząsnęła! Z przyjemnością przyglądałam się bogatym profilom psychologicznym obu kobiet i na własną rękę próbowałam odkryć prawdę, chociaż to wcale nie było takie łatwe. Mnożą się pytania, dziwne wydarzenia i ani jednej odpowiedzi na to co być może mogło się wydarzyć. Czytelnik jest w szoku, łącznie z główną bohaterką, ale nikt się nie poddaje - każdy walczy do końca, bo najlepsze w tym wszystkim jest zrozumienie sensu wydarzeń.

Nie mogłam oderwać się od lektury do ostatniej strony, a nawet gdy odłożyłam powieść na półkę wciąż rozmyślałam o historii głównej bohaterki. To niesłychanie dobrze napisana powieść, wciągająca, intrygująca, wielokrotnie zaskakująca. "Zbyt blisko" to połączenie wszystkiego co najlepsze w literaturze: idealnej kreacji głównych bohaterów, nieoczekiwanych zwrotów w fabule oraz finału, którego nikt się nie spodziewał.

piątek, 12 lipca 2019

"Dzień Matki" Nele Neuhaus

"Dzień Matki" Nele Neuhaus, Tyt. oryg. Muttertag, Wyd. Media Rodzina, Str. 712

"Zło nie jest malownicze, ale bardzo ludzkie. Dzieli z nami łoże, je z nami przy stole."

Z rodziną dobrze wychodzi się na fotografii. Jednak wspólne życie potrafi dopiec. Nie od dziś wiadomo, że głęboko skrywane rodzinne sekrety potrafią zniszczyć wszystko co było budowane przez lata.

Myślę, że wśród fanów dobrego, mocnego kryminału, który wciąga na całego nazwisko Nele Neuhaus nie pozostaje obojętne. Nic dziwnego, ponieważ to jedna z tych autorek, które doskonale wiedzą jak skupić na swoich powieściach całą uwagę czytelnika oraz porządnie nim zakręcić, abyśmy do samego finału nie potrafili przewidzieć przebiegu fabuły. Głosy zachwytu zatem nie cichną nad powieściami Neuhaus a ja sama popełniam gafę rozpoczynając przygodę z autorką od samego końca. Muszę jednak przyznać, że nie czułam się zagubiona, mimo że "Dzień matki" jest dziewiątym tomem a jeśli wszystkie wcześniejsze są równie wyśmienite - z chęcią cofnę się do wcześniejszych tomów.

Rodzinne sekrety nigdy nie są bezpieczne. Szczególnie w powieściach dla których stają się motywem przewodnim. Neuhaus wykorzystała ten zabieg, by stworzyć opowieść z demonami przeszłości, zaskakującą, pomysłową i szokującą niemal na każdym kroku. Początkowo odkrywamy fakty związane z bohaterami, dowiadujemy się jak wszystko się rozpoczęło i liczymy ofiary a następnie wędrujemy do śledztwa, które prowadzi dwójka śledczych - Pia Sander i Oliver von Bodenstein - ścigających się z czasem. Tu zatem pojawia się nie tylko dynamika akcji, która nie zwalnia ani przez moment, ale i labirynt sekretów, tajemnic, zaskoczeń, zwrotów w fabule, które łączą się w jedną kompletną całość podsycaną klimatem oraz napięciem.

Minęło czternaście dni zanim ktokolwiek odkrył zwłoki osiemdziesięcioczteroletniego Theodora Reifenratha. A gdy ciało zostało już zidentyfikowane - pojawiły się kolejne ofiary. Dlaczego w ogrodzie staruszka znaleziono szczątki kilku kobiet? Theodor i Rita w oczach wszystkich sąsiadów uchodzili za przykładne małżeństwo, których związek mógł byś godny pozazdroszczenia. Razem prowadzili dom opieki dla dzieci, ofiarowywali najmłodszym miłość nie żądając nic w zamian. Teraz, już po śmierci zostaje rzucone na nich nowe światło. Czy starszy pan był seryjnym mordercą? I dlaczego jego żona popełniła samobójstwo w tajemniczych okolicznościach?

Mnożą się pytania chociaż początkowo niewiele jest odpowiedzi. Autorka zarzuca nas całą masą faktów, detali i szczegółów chociaż nie spieszy się, by wszystko łączyć. Pozwala czytelnikowi pobudzić do działania szare komórki a i tak na niewiele to się zdaje, gdy wysuwa kolejne wnioski. Doskonale bawiłam się śledząc poczynania śledczych łączących wszystkie tomy serii (którą śmiało można czytać bez zachowania chronologii) oraz odkrywając kolejne nowe tajemnice rodziny Reifenrath. Zaczęło się od historii ich rodzonej córki, która zmarła z przedawkowania narkotyków a później już falą poszły zdarzenia związane z nowymi ofiarami. W morzu tych wszelakich tajemnic czułam się jak ryba, gdy jako fanka kryminałów otrzymałam iście niebezpieczną przygodę.

Od dziś Nele Neuhaus ląduje na liście moich ulubionych autorów. Pomysłowość idzie tutaj w parze z dobrze wykorzystanym potencjałem. Akcja goni akcję a bohaterowie prowadzący sprawę są tak intrygujący, że z przyjemnością poznawałam fakty na temat ich prywatnego życia. "Dzień matki" to prawdziwa uczta dla każdego fana gatunku. Jestem zachwycona lekturą i już planuję swoją przygodę z innymi książkami autorki.

czwartek, 11 lipca 2019

Przedpremierowo: "Adwokat diabła" Andrew Neiderman

"Adwokat diabła" Andrew Neiderman, Tyt. oryg. The Devil's Advocate, Wyd. Vesper, Str. 336
PREMIERA: 17 lipca 2019r.

"Nasze uczucia, moralność i opinie musimy odłożyć na bok, żeby móc skutecznie bronic klientów, Kevin."

Dążenie do szczęścia i dostatku potrafi być zgubne. Czasami zatracamy się we własnych osiągnięciach nie zwracając uwagi na towarzyszy, którzy podszeptują nam jaki kolejny krok wykonać.

Historia Andrew Neidermana znana do tej pory była mi bardziej z ekranizacji niż książkowej wersji. Jednak jak wiadomo: książka zawsze jest lepsza od filmu, dlatego z dniem wznowienia wydania zdecydowałam się poznać od kuchni jak wygląda cała historia o pakcie między człowiekiem a szatanem. Nie jest to jednak w moim odczuciu horror jak się powszechnie uważa a thriller z krwi i kości w którym zagęszczająca się atmosfera robi swoje.

Fabuła opowiada o losach Kevina Taylora, zwykłego człowieka, który wkroczył na drogę niezwykłych wydarzeń. Nie spodziewał się, że awans zawodowy w w firmie prawniczej na Manhattanie przysporzy mu więcej szkody niż pożytku. Okazało się bowiem, że jego szef John Milton przydzielajac mu jedno z ważniejszych zadań doskonale wiedział co robi. Protokół sprawy opisywał zbrodnię, która jeszcze się nie wydarzyła a kolejne szczegóły związane z firmą wydają się więcej niż niepokojące. Jak to możliwe, że kancelaria wygrywa każdą sprawę? Dlaczego ich klienci są oczyszczani z zarzutów?

Ciekawie było śledzić losy głównego bohatera, szczególnie że od samego początku rozumiała jego aspiracje. Kevin dążył do doskonałości, mało było mu pieniędzy i sławy, chciał więcej i więcej a propozycja pracy w firmie prawniczej o tak dobrej renomie była spełnieniem marzeń. Kto nie marzy o takim rozwiązaniu wszystkich jego problemów? To bohater wykreowany w bardzo rozsądny sposób, wiarygodny, pełnowymiarowy, który potrafi przekazać czytelnikowi wszystkie swoje emocje. Nie stał mi się szczególnie bliski, bo jak można polubić kogoś kto sam zapędza się w machinę zła, ale w pełni doceniam pracę jaką autor włożył w jego budowę.

Jak już wcześniej wspomniałam dużą część zasług zbiera klimat. Nuta elementów horroru i bardzo dużo z thrillera stopniowały napięcie niemal od samego początku. Gdy na scenę wkroczył demoniczny szef głównego bohatera akcja się zagęściła i nie pozostało mi nic innego jak wraz z Kevinem odkrywać kolejne fakty o dziwne zjawiska. Ciekawa była to przygoda i bardzo oryginalna, dlatego nie miałam ochoty rozstawać się z lekturą do samego końca. 

"Adwokat diabła" to jedna z tych powieści, które moim zdaniem należy przeczytać, by poznać tajniki klasyki literatury. Silna i niezależna powieść nie ginie w tłumie zaskakując więzią pomiędzy diabłem a człowiekiem. Siły zła kumulują się w tej historii przyspieszając bicie serca zmierzając nieuchronnie do nieznanego finału. Cieszę się, że poznałam powieść Andrew Neidermana i żałuję, że najpierw zetknęłam się z filmową wersją jego powieści. Potwierdził się stary fakt, że książka jest zdecydowanie lepsza od filmu.