poniedziałek, 30 września 2019

"Księżniczka i fangirl" Ashley Poston

"Księżniczka i fangirl" Ashley Poston, Tyt. oryg. The Princess and the Fangirl, Wyd. We need YA, Str. 400

"Spójrz w gwiazdy. Obierz kurs. Leć."

Walczyła o swoje marzenia, udowodniła że każdy jest istotny. Chciała, by jej ukochana historia miała szczęśliwe zakończenie.

Ponownie wkraczamy do świata baśni zinterpretowanej na nowo, by bliższa była współczesnym czasom. Ashley Poston już przy lekturze "Geekerelli" pokazała nam swoją umiejętność przekładania tego co znane w zupełnie nowej odsłonie i dziś tylko podnosi sobie poprzeczkę. Wcześniej świat Kopciuszka, teraz opowieść o Księżniczce i Żebraku w fanowskiej odsłonie jakiej jeszcze nie było. Innymi słowy: oto lektura w sam raz na leniwe popołudnie.

Zapomnijcie na moment o prostych powieściach młodzieżowych, porzućcie ponadczasowe wartości, moralne kwestie oraz wielkie oczekiwania. Podejdzie do tej książki z potrzebą poprawy humoru, z poszukiwaniem radości z przyjemniej historii, która ma coś do powiedzenia. Otwiera się bowiem przed nami świat filmów i seriali, świat pasjonatów ukochanych historii oraz postaci w zakręconej interpretacji baśni znanej od lat a dziś przełożonej na nasze czasy. Jestem po raz kolejny pozytywnie zaskoczona talentem oraz wyobraźnią Poston!

Z lekkością i swobodą idealnej dla takiej zakręconej historii autorka zabiera nas do świata Imogen Lovelace. To bohaterka taka jak my - ma swoje marzenia, swoje ulubione książki i seriale o które walczy z podziwu godnym zapałem. Dlatego podejmuje się wielkiej wizji i nie spocznie dopóki nie uratuje księżniczki Amary, jej ukochanej postaci z aktualne kręconej filmowej serii. Tylko jak radzić sobie w świecie, który wydaje się nie rozumieć dziewczyny? Jak ominąć wrogów oraz wytypować sprzymierzeńców? I - oczywiście - jak nie ulec nadchodzącej miłości?

Uwielbiam Imogen i właściwie utożsamiłam się z jej postacią prawie natychmiast. To prosta dziewczyna przepełniona wiarą i nadzieją, która często jest najlepszym wyznacznikiem do pisania wspaniałych opowieści. Dziewczyna jest zabawna, przesympatyczna i piekielnie odważna za co ogromnie dziękuję autorce, ponieważ rozświetliła całą historię swoim niepowtarzalnym urokiem. Charakter Imogen ma swoje odbicie w całej powieści - jest to lektura lekka, swobodna, zabawna i radosna, przy której spędzony czas na pewno nie będzie zmarnowany. Odsyłam Was jednak na początek do "Geekerelli", ponieważ mimo że nie jest to ściśle połączona kontynuacja, wielu bohaterów ma swoje miejsce w obu książkach.

"Księżniczka i fangirl" to pomimo kilku nierealnych scen zawartych w tej historii jest książką wiarygodną i aktualną jeśli chodzi o nasze współczesne czasy. Opowiada o statusie celebryty, o porzuceniu własnych wartości, o próbach zmierzenia się z internetowym światem, który wydaje się znacznie groźniejszy od realnego. Ta słodka i idealna na poprawę humoru lektura zaskoczy wielu z Was, więc zdecydowanie polecam i zachęcam!

"Najlepsze chęci" Susan Anne Mason

"Najlepsze chęci" Susan Anne Mason, Tyt. oryg. The Best of Intentions, Wyd. Dreams, Str. 400

Grace chce odebrać siostrzeńca rodzinie szwagra, która ją odtrąciła z powodu dzielącej ich różnicy klas. 

Walczyła o dobro dziecka, jednak nie dostrzegała prawdy, która ją otaczała. Czy możliwe, że życie napisało dla niej inny scenariusz niż ten, który do tej pory odgrywała?

Susan Anne Mason to autorka, która bardzo dobrze radzi sobie w pisaniu rodzinnych dramatów podszytych nutą romantyzmu. Miałam przyjemność czytać wiele książek jakie wyszły spod jej pióra i zawsze czuję się miel zaskoczona kolejnymi opowieściami. Jej styl jest prosty i lekki, chociaż lubi sięgać po wiele skrajnych emocji co idealnie łączy się z podejmowanymi tematami i zawsze wypada bardzo wiarygodnie. Nie inaczej było w przypadku "Najlepszych chęci", książki która jest pierwszym tomem serii Kanadyjskie wyprawy.

Pierwsze co rzuca się w oczy już po kilku stronach to dojrzała kreacja bohaterów. Nie tylko ci pierwszoplanowi zasługują na pochwałę, ponieważ postacie przewijające się w tle także odgrywają znaczącą rolę dla całej fabuły. Autorka każdemu poświęciła swoją uwagę, wszyscy otrzymali bagaż indywidualnych cech i chociaż polubiłam każdego z osobna, nie ukrywam że niemal cała moja uwaga skupiła się na losach Grace. Ta silna i waleczna dziewczyna śmiało może uchodzić za wzór do naśladowania, ponieważ zawsze w pierwszej kolejności myślała o dobru siostrzeńca a dopiero o własnych potrzebach. Podczas całej lektury ani razu mnie nie zawiodła swoimi wyborami, nawet gdy z czasem uległa zwykłym ludzkim słabostkom - potrafiła się wytłumaczyć, udowodnić że jej decyzje nie są podszyte emocjami a świadomymi wyborami.

Grace bowiem walczyła o odebranie swojego siostrzeńca rodzinie szwagra będąc przekonana, że dzieje mu się krzywda. Odtrącona przez nich z powodu dzielących ich różnic klasowych postanowiła wcielić się w rolę jego niani, nie ujawniając swojej tożsamości. Tak wkroczyła do blichtru i bogactwa wielkiego domu w którym wychowywał się chłopiec i zaczęła dostrzegać, że to co zakładała na początku wcale nie jest takie oczywiste. Pod naporem nowych doświadczeń oraz w towarzystwie prawnego opiekuna chłopca zaczęła na nowo interpretować swoje przekonania i zmieniając nastawienie płynnie pozwalając by jej postać zmieniała się wraz z rozwojem fabuły.

To historia, w której podjęto wiele ponadczasowych wartości. Pojawia się walka o dobro dziecka, miłość niekoniecznie ta rodzicielska, ale zbliżona do niej, błędne wybory, zbyt szybkie osądy a przede wszystkim podziały na klasy krzywdzące dla wielu ludzi. Autorka poruszająco wprowadza nas do tematu trzymając przy swojej niezwykle emocjonalnej historii nawet na moment nie pozwalając oderwać się od lektury. Bardzo łatwo przychodzi zrozumienie emocji kłębiących się w głowie Grace oraz współczucie jakim szybko ją obdarzamy, ale to w dużej mierze dramat rozgrywany na naszych oczach absorbuje całą uwagę.

"Najlepsze chęci" to miłe zaskoczenie. Lektura dojrzała i ponadczasowa, w której opowieść rozgrywaną w przeszłych czasach śmiało możemy przełożyć na prawdziwe życie. Wciąż pozostaję pod urokiem twórczości Susan Anne Mason i cieszę się, że zdecydowała się na nowy - tak dobrze rokujący - cykl. Mnóstwo wartych poznania bohaterów, sporo dramatów i jedna konkretna historia to gwarancja udanej lektury na kilka wartościowych godzin.

niedziela, 29 września 2019

"Tak smakuje miłość" Agata Przybyłek

"Tak smakuje miłość" Agata Przybyłek, Wyd. Czwarta Strona, Str. 352

Podobno ludzie mogą popełnić dwa błędy po rozstaniu. Albo uciekają od świata i ludzi, albo zbyt szybko wchodzą w kolejne związki. Ola zamierza popełnić je oba.

Miłość rządzi się swoimi prawami. Bywa tak, że przychodzi niespodziewanie. Bywa również, że równie szybko przemija. Jak wówczas odnaleźć się w świecie samemu?

Agata Przybyłek powraca z pierwszym tomem nowej serii i już zachwyca! Jeśli śledzicie jej karierę pisarską od początku wiecie, że idzie zazwyczaj jednym z dwóch obranych wcześniej torów: albo jej serie są zabawne i trochę ironicznie patrzą na prawdziwe życie, albo są szczere i otwarte na problemy, które nas otaczają. Tym razem autorka zdecydowała się połączyć oba tematy i trochę ironicznie, trochę poważnie o miłości i samotności prowadzi nas przez opowieść od której znowu ciężko się oderwać.

Poznajemy Olę, dziewczynę która myślała, że jej życie jest już poukładane. Ładna, mądra, młoda miała poczucie, że odnalazła się w świecie. Jednak nie spodziewała się, że jej teściowa znajdzie sobie na stare lata nowe hobby i niczym zawodowa wróżka wywróży swojemu ukochanemu synkowi rychłe zmiany. Przyszłość naznaczona samymi złymi sytuacjami sprawia, że mąż Oli odchodzi szybciej niż można było przypuszczać a ona pozostaje sama, ponownie wystawiona na samotność w wielkim świecie. Jak zatem odnaleźć się w tym wszystkim? I jak zaufać mężczyznom, którzy sami nie wiedzą czego chcą?

Polubiłam główną bohaterkę, ale nigdy nie miałam problemu, by utożsamiać się z postaciami wykreowanymi przez autorkę. To silna dziewczyna, chociaż dostała trochę w kość przez ostatnie wydarzenia. Nie załamuje jednak rąk, podwija rękawy i działa. Jako znana kulinarna blogerka przecież potrafi ugotować wszystko! Wraca więc w rodzinne strony i próbuje znaleźć przepis na miłość. Oznajmia, że pierwszy mężczyzna, który zdecyduje się z nią zamieszkać w starym domu pośrodku lasu, który Ola obecnie remontuje - będzie tym jedynym. Niby żart, niby śmiech przez łzy, ale pewnego dnia zjawia się potencjalny kandydat.

Miłość, która nie zawsze jest tak kolorowa jak nam się wydaje. Życiowe doświadczenia, które zmieniają nasze postrzeganie świata. Potrzeba akceptacji, zrozumienia, poczucia bezpieczeństwa. Poszukiwanie własnego miejsca. Oto kluczowe motywy, którymi kieruje się autorka w swojej najnowszej serii i po raz kolejny robi to wzorowo. Trudno nie zaangażować się w fabułę, trudno nie trzymać kciuków za powodzenie głównej bohaterki, ale to wiele kolorów (i smaków) miłości absorbuje niemal całą uwagę. 

Słodko-gorzka seria o urokach prawdziwego życia to obowiązkowa lektura dla wszystkich miłośników romansów oraz powieści obyczajowych. "Tak smakuje miłość" to historia na czasie, sięgająca po aktualne wydarzenia i przywołująca tematy doskonale nam znane. Miło spędza się czas w towarzystwie głównych bohaterów a fabuła przepełniona jest masą pozytywnych emocji! Dużo radości, dużo śmiechu mimo początkowo gorzkich łez nastawia pozytywnie na przyszłość i zachęca, by wypatrywać kolejnych tomów.

"Noc, kiedy umarła" Jenny Blackhurst

"Noc, kiedy umarła" Jenny Blackhurst, Tyt. oryg. The Night She Died, Wyd. Albatros, Str. 416

"Kochamy ludzi niezależnie od tego, do jakiej należą warstwy społecznej, niezależnie od ich statusu, wyznania i koloru skóry. I kochamy ich bez lęku. Bo gdyby odrzeć ich z tego wszystkiego, okaże się, że serce osoby, która trzyma tacę jest takie samo jak serce osoby, która z niej je."

Jedna decyzja, jedna noc, jedna tragedia. Dlaczego zdecydowała się postawić krok ku przepaści, która zrujnowała nie tylko jej życie?

Fani mocnych i zaskakujących thrillerów psychologicznych na pewno znają nazwisko Jenny Blackhurst. Odznaczyła się w gatunku jako autorka wartościowa, po której książki zdecydowanie warto sięgać. Osobiście miałam przyjemność czytać wszystko co wyszło spod jej pióra a jednak ciągle mi mało - po jej lekturach zdecydowanie pozostaje książkowy niedosyt, gdy chcielibyśmy więcej i więcej. Zatem proszę: oto kolejna historia, mocna, mroczna i pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, czyli "Noc, kiedy umarłam".

Poznałam już styl Jenny Blackhurst, wiem jak pisze, jak kreuje swoich bohaterów oraz kiedy najlepiej wychodzą jej twisty fabularne. A jednak zawsze potrafi mnie zaskoczyć i wciągnąć do swojej historii tak, że czuję się niemal jak niemy obserwator obecny na każdym kroku bohaterów. Może to za sprawą wiarygodności postaci oraz wydarzeń, może dzięki obrazowo przedstawionej historii, ale niezależnie od czynnika zawsze doskonale bawię się podczas lektury. Tym razem jednak przyznaję, że autorka przeszła samą siebie a powyższa książka jest chyba najlepszą w jej dorobku. Ta opowieść dała mi nieźle do myślenia i przypomniała za co tak bardzo uwielbiam ten gatunek.

Evie Bradley zaskoczyła wszystkich, gdy w dniu swojego ślubu, ubrana w piękną suknię i z welonem na głowie w końcu zrobiła kolejny krok. Wielokrotnie stała nad tym klifem, zawsze jednak wycofywała się przed ostatecznym. Teraz skoczyła, nie zostawiając żadnych wyjaśnień. Jednak czy na pewno to była jej decyzja? Zwłok kobiety nie odnaleziono, ale świadków wydarzenia nie brakowało, by wszyscy byli przekonani o jej pewnej śmierci. Jednak po miesiącu od tragedii przyjaciółka Evie, Rebecca dostaje wiadomość: mogłaś mnie uratować. I tak rozpoczyna się wyścig z czasem.

Kto jest winny w całej tej sytuacji? Dlaczego oskarżenia zza groby padają na Rebeccę oraz męża Evie? Dlaczego to oni stają w obliczu aktualnego wyzwania? I kto odpowiada za te wiadomości, bo przecież nie martwa osoba, prawda? Pytań podczas lektury jest cała masa, mnożą się na potęgę nie pozwalając czytelnikowi na wytchnienie a autorka zgrabnie lawiruje między faktami, by prawda zbyt szybko nie wyszła na jaw. Dzieje się zatem wiele, akcja świadomie porusza się do przodu, kreacja bohaterów przybliża nas do postaci a dwutorowa narracja szybko ujawnia, że każdy z bohaterów ma na swoim koncie liczne sekrety.

Jest moc! Jenny Blackhurst po raz kolejny zaskakuje i cieszę się, że robi to z takim przytupem. "Noc, kiedy umarłam" to przede wszystkim klimat tajemnicy: mroczny, niemal duszący, prowadzący do szokującego rozwiązania. To także bohaterowie zagubieni w aktualnych wydarzeniach i nieświadomi gry w którą zostali wplątani. Ale przede wszystkim to całość, warta poznania historia, która wyjawia tajniki ludzkich zachowań oraz osobowości.

sobota, 28 września 2019

"Too Late" Colleen Hoover

"Too Late" Colleen Hoover, Tyt. oryg. Too Late, Wyd. Otwarte, Str. 408

"Jeśli coś nie przynosi ci żadnych korzyści, nie powinieneś się tym, kurwa, przejmować."

Tkwiła po uszy w niebezpieczeństwie dla wyższych celów. Nie dbała o siebie licząc, że w ten sposób zapewni spokój swoim najbliższym. Wiedziała, że życie w toksynie zmieni ją nieodwracalnie.

Każdy z nas ma takich autorów, po których sięga jako pewnik. Osobiście mam kilku sprawdzonych pisarzy, którzy nigdy mnie nie zawiodą. Do tego grona bez wątpienia należy Colleen Hoover, ale w jej twórczości jest jeszcze coś - każda jej nowa książka potrafi mnie zaskoczyć, pokazać że drzemie w niej wielki talent a każda kolejna opowieść to porcja świeżych emocji i bohaterów przy których mam ochotę trwać do samego końca.

"Too late" nie odbiega więc od pozostałych książek autorki. To silna historia, wstrząsająca, zmuszająca do myślenia, pozwalająca na moment zatrzymać się w miejscu. Inna niż wszystkie wydane przez Hoover do tej pory, ponieważ kierowana przede wszystkim do starszego czytelnika. Sądzę, że to najsilniejsza książka w jej dorobku, najlepsza z najlepszych - the best of - historia, która tak mocno angażuje czytelnika, że podczas czytania w dużej mierze miałam poczucie jakbym sama znalazła się na miejscu głównej bohaterki. W tym brudnym, mrocznym świecie mnóstwo jest realnych odbić współczesnych problemów, prywatnych tragedii, które nas otaczają a których staramy się nie dostrzegać. W tym chaosie rodzi się miłość, czyli wątek w którym autorka najlepiej się odnajduje i chwyta za serce swoją szczerą opowieścią.

Sloan prowadzi nas przez swoją opowieść z podziwu godną wprawą. Nie waha się, nie boi, otwarcie mówi o tym co ją boli czy przeraża. A jest tego sporo, biorąc pod uwagę fakt, że tkwi w związku z Asą. On jest w niej obsesyjnie zakochany i nie cofnie się przed niczym jeśli poczuje, że coś im zagraża. Ona ma dość jego uzależnień, nie może znieść imprez i narkotyków, które ich otaczają. Nie ma jednak wyboru, ponieważ pragnie zapewnić opiekę swojemu niepełnosprawnemu bratu. Dlatego tkwi w tym piekle na ziemi, które już niebawem stanie się dla niej wielkim zagrożeniem, gdy los ześle na jej drogę Cartera. Wówczas obydwoje poczują na własnej skórze smak prawdziwego niebezpieczeństwa.

Trójka skrajnych charakterów, trójka osobowości których profil psychologiczny widoczny jest jak na dłoni. Asa przeraża, Sloan motywuje a Carter - on po prostu jest, niczym ostoje, niczym poczucie bezgranicznego bezpieczeństwa. Każdy z nich zasłużył sobie na uwagę jaką poświęciła im autorka oraz przedstawienie ich historii właśnie w taki sposób: dosadny, silny, miejscami niemal przytłaczający, ale także piękny mimo wszechobecnego mroku. To ciężka książka, napełniona po brzegi skrajnymi emocjami, miejscami także brutalna. Dzięki temu jednak porusza ważne tematy, pozwala zagłębić się w świat bohaterów i przenieść go na naszą rzeczywistość, co - niestety - przychodzi bardzo łatwo.

Jestem pod wrażeniem "Too late" i tematów, które porusza ta książka. Uzależnienie nie tylko od świata używek, ale i od drugiej osoby to otchłań bez dna, która w tej historii została idealnie przedstawiona. W gronie pełnowymiarowych bohaterów oraz silnie uzależniającej treści spędziłam kilka wyjątkowych godzin, które na nic bym nie zamieniła. Cieszę się, że Hoover nie osiada na laurach i wciąż sięga po nowe - jak widać, z doskonałym skutkiem. To fantastyczna propozycja książki dla kobiet, ale i nie tylko!

piątek, 27 września 2019

"Dwoje dochowa tajemnicy" Karen M. McManus

"Dwoje dochowa tajemnicy" Karen M. McManus, Tyt. oryg. Two Can Keep A Secret, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 360

Niektórych tajemnic lepiej jest nie zdradzać.

Małe amerykańskie miasteczko skrywa swoją tajemnicę. Co wydarzyło się przed laty? I czy dziś powróci, by ponownie zagrażać mieszkańcom?

Uwielbiam kiedy w kryminałach do roli głównego bohatera zaaranżowane zostaje małe miasteczko. To potęguje klimat, który zawsze zwiastuje coś złowrogiego. Karen M. McManus w ten sam sposób zbudowała kameralne przedstawienie w którym wiele osób doskonale wiedziało co się święci, ale nikt nie chciał mówić. Morderstwo, tajemnicze zaginięcie, skandale i plotki - przypadek? Nie możliwe, by w tym miejscu skumulowało się całe zło. Ktoś odpowiada za wszechobecną tragedię w Echo Ridge, która latami wisi nad mieszkańcami. Czas zatem odnaleźć odpowiedzi na pytania a tym samym zmierzyć się z rzeczywistością w kryminalne od którego trudno się oderwać.

Chociaż Ellery nigdy nie mieszkała Echo Ridge, miała wątpliwą przyjemność słyszeć wiele na temat tego miejsca. To tam zaginęła jej ciotka, gdy miała zaledwie siedemnaście lat. W dodatku pięć lat temu ktoś brutalnie zamordował królową balu. I jak na złość los chciał, by Ellery w końcu osobiście poznała zakamarki miasteczka przeprowadzając się do babci, której praktycznie nie zna. Wszystko wskazuje na to, że dziewczyna trafiła w sam środek wydarzeń od których wolałaby trzymać się z daleka.

Kryminał młodzieżowy zawsze budzi pewne obawy. Czy dorówna tym kierowanym do starszego czytelnika? Czy okaże się lekturą dla każdego? Miałam przyjemność czytać już "Jedno z nas kłamie", czyli pierwszą książkę Karen M. McManus w tym samym stylu i doskonale bawiłam się podczas lektury. Widziałam zatem mniej więcej co czeka mnie i tym razem - kryminał z nastoletnią główną bohaterką, ale utrzymany w stylu mocnego dreszczowca, który zaciekawi każdego bez względu na wiek. I tak było faktycznie, bo chociaż Ellery rozpoczyna naukę w liceum i ktoś decyduje się na pogróżki kierowane w stronę nowej królowej balu to ogrom tragedii wiszący nad miasteczkiem jest niezaprzeczalnie przerażający. Znika kolejna dziewczyna, nikt nie wie gdzie można ją szukać i czy w ogóle jeszcze żyje a czytelnik sam zastanawia się jak rozwikłać tą tajemniczą sieć kłamstw oraz intryg.

Ellery to idealna bohaterka. Doskonale poradziła sobie w głównej roli, ponieważ świadoma sekretów otaczających ją rodzinę wiedziała jak poszukiwać prawdy. Chociaż obawiała się stawić czoła zagrożeniu, wydawało się, że tylko ona rozumie narastający ogrom tragedii i podążając po nitce do kłębka zaczęła ujawniać wszechobecne tajemnice miasteczka kryjące się w każdym ciemnym zakamarku. Nie spodziewałam się, że jedna niepozorna książka potrafi pomieścić w sobie aż tyle zaskoczeń, ale autorce udało spisać się na medal w tej kategorii.

"Dwoje dochowa tajemnicy" to idealna lektura dla każdego. Młodzież utożsami się z główną bohaterką, starszy czytelnik pochyli się nad zagadką. Wciągająca lektura, która ma wiele do ukrycia powoli odkrywa wszystkie karty prowadząc nas do zaskakującego finału. To moje drugie spotkanie z twórczością Karen M. McManus, które zaliczam do bardzo udanych i liczę, że autorka nie spocznie na laurach częstując nas kolejnym wartym uwagi kryminałem.

czwartek, 26 września 2019

"Lanny" Max Porter

"Lanny" Max Porter, Tyt. oryg. Lanny, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 220

Mroczna i urzekająca powieść nominowana do Bookera 2019. 

Czasami zamknięci na własne potrzeby nie dostrzegamy tego co nas otacza. Czasami zwykła rzeczywistość przemienia się w magiczne wydarzenia.

Zazwyczaj lubię, gdy książki liczą sobie dużo stron. Lubię, gdy mogę zagłębić się w fabułę i nie ukrywa się ona nim na dobre się nie rozpocznie. Chętnie spędzam wiele godzin przy ulubionych bohaterach i właśnie po grube tomy sięgam najczęściej. Jednak "Lanny" to książka, która skusiła mnie już od pierwszej zapowiedzi. Wiedziałam, że to będzie dobra historia i muszę nawet przyznać, ze niewielka liczba stron idealnie wystarczyła, by oddać wszystkie zamierzenia tej fabuły.

To klimatyczna choć kameralna opowieść o miasteczku, jego mieszkańcach oraz o chłopcu, którego nikt nie dostrzegał. Tutaj ludzie żyją obok siebie, widzą się choć nie patrzą zbyt odważnie, plotkują, wymieniają uwagi i skupiają się tylko na trywialności. Ich miejscem jest mała prowincja a ona natomiast stanowi ich dziedzictwo. Łącznie z Praszczurem Łuskiewnikiem, mityczną postacią przypominającą potwora obrośniętego liśćmi. Dziś Praszczur budzi się ze snu, by wsłuchać się w dźwięki wioski skupiając swoją uwagę przede wszystkim na rodzinie tytułowego Lanny'ego.

Historia początkowo wydaje się absurdalna,przypominająca bardziej bajkę dla dzieci niż propozycję lektury dla dojrzałego czytelnika. Ale to tylko przykład jak łatwo można dać zwieść się pozorom. Postać Praszczura przywodzi na myśl potwora z dziecięcych wyobraźni i właściwie możemy go tak postrzegać, chociaż jego wrażliwość na głosy każdej osoby z miasteczka nie pozwala zapomnieć jak ważną jest tutaj postacią. To on bowiem słucha i dostrzega małego Lanny'ego, widzi jak rodzina niekoniecznie poświęca mu tyle uwagi ile potrzeba i dostrzega jako pierwszy zaginięcie chłopca. 

Max Porter próbuje przekazać nam jak banalne są nasze problemy. Jak pracoholizm i własne potrzeby zacierają drogę do szczęścia i zrozumienia. Rodzice tytułowego bohatera nie sięgają wyobraźnią daleko, mimo że jego matka jest pisarką a ojciec karierowiczem, który niekoniecznie skupia się na rodzinie. Widzimy więc jak zagubiony i samotny czuje się chłopiec w potrzebach i oczekiwaniach dorosłych. To ponadczasowych temat istotny dla aktualnego świata bardzo mądrze ujęty w tej powieści i głoszący prawdę o której boimy się głośno powiedzieć.

"Lanny" to lektura obowiązkowa przede wszystkim dla rodziców. Króciutka, więc czyta się ją w oka mgnieniu a jakże mądra i świadoma. Opowiada o rodzinie, która zagubiła się po drodze, o chłopcu który walczył o własne marzenia ponad wszystko. Jednak najważniejsze w tym wszystkim jest to, że każdy odbierze historię małego chłopca i jego rodziny na swój własny sposób.

wtorek, 24 września 2019

"Świetnie się bawię w twoich snach" Izabela Skrzypiec-Dagnan

"Świetnie się bawię w twoich snach" Izabela Skrzypiec-Dagnan, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 256

"Tu i teraz jesteś moja. MOJA - cholera, jak ciężkie jest to słowo. Jaką odpowiedzialność niesie ze sobą: twoje słabości, twoje przeżycia, problemy, twój charakter, historię, którą ciągniesz za sobą, i cały ten wewnętrzny chaos."

Zakochani w sobie po uszy nie rozumieją świata, który ich otacza. Czy to możliwe, by miłość całkowicie pomieszała im w głowach?

Na początku pomyślałam sobie, że to prawdopodobnie nie jest historia dla mnie. Zbyt lakoniczny opis podszeptywał, że niewiele będzie działo się w historii a niewielka ilość stron tylko potwierdzała moje założenia. Jednak po raz kolejny moje przeczucia okazały się złudne, ponieważ już pierwsze strony powieści Izabeli Skrzypiec-Dagan przekonały mnie, że to będzie szczera, poruszająca i prawdziwa opowieść o życiu, które staje się przeciwnikiem każdego z nas.

Oto romantyczna historia dwójki zagubionych bohaterów, których losy bez zbędnych problemów możemy przełożyć na prawdziwe życie. Ich historia jest szczera i otwarta, nic nie ukrywa przez co czasami łamie serce, ale przede wszystkim stawia na prostotę słów oraz czynów, pokazując że to my sami często uciekamy od miłości. A zaskakujące w tym wszystkim jest to, że książka tej autorki nie jest kolejnym banalnym romansem do przeczytania i zapomnienia a lekturą wartą poznania, która otwiera oczy i zachęca do przerzucania kolejnych stron poprzez masę emocjonalnych uniesień.

Julię i Krystiana poznajemy, kiedy ich związek już nie istnieje. Przynajmniej nie w fizycznej relacji. On znalazł sobie dziewczynę, która wydaje się inna od Julii i próbuje zbudować z nią wspólne życie. Ona znalazła dojrzałego, starszego Rafała, który miał być nie tylko zapomnieniem, ale i wstępem do nowej przyszłości. Jednak mimo prób i starań nie potrafili porzucić myśli o sobie, o miłości, o tym co kiedyś wspólnie zbudowali. Jak zatem odnaleźć się w rzeczywistości, w której ta pisana nam przez los osoba nie trwa u naszego boku?

Zaskoczył mnie fakt posiadania przez głównych bohaterów tak wiele negatywnych cech. Autorka nie oszczędziła ani Julii, Ani Krystiana. Na ich przykładzie pokazała jak lekkomyślnie popełniamy błędy, zapominamy że rozum idzie w parze z sercem i czasami dbamy jedynie o własne potrzeby. A jednak mimo tych cech nie są to bohaterowie negatywni. Wręcz przeciwnie! Reprezentują sobą wszystko co ludzkie, zbliżają nas do siebie ujawniając swoje wady i pokazują, że nie są jedynie płaskimi postaciami wykreowanymi na potrzeby historii a wyciągniętymi przykładami prosto z samego życia. 

To realistyczne spojrzenie na związki i nasze wybory "Świetnie się bawię w twoich snach" nie jest zwykłym romansem a historię o ludziach, o życiu a także o podejmowanych decyzjach. Nie tylko Julia i Krystian otrzymują tutaj prawo wypowiedzi, ponieważ mnogość bohaterów oraz ich różne doświadczenia pokazują jak wiele nowych spojrzeń na związki i relacje jest wokół nas. Z zaskoczeniem stwierdzam, że to jedna z ciekawszych książek jakie miałam okazję przeczytać w tym roku i daję jej wielkiego plusa za szczerość oraz zrozumiały przekaz.

"Instytut" Stephen King

"Instytut" Stephen King, Tyt. oryg. The Institute, Wyd. Albatros, Str. 672

"Wiesz, Jamieson, wydaje nam się, że żyjemy, ale to nasze życie wcale nie jest prawdziwe. To tylko gra cieni i bardzo się ucieszę, jak wreszcie zgaśnie światło. W ciemności wszystkie cienie znikają."

Tajemnicze miejsce, zaginione dzieci i jeden policjant, który nie spodziewa się co go czeka. Oto przepis na wielki, wielki sukces.

Stephen King okrzyknięty mistrzem grozy w pełni zasługuje na swój tytuł. Chociaż moim zdaniem niewiele jego książek straszy tak jak porządny horror to nie mogę odebrać mu wielkiej wyobraźni i jeszcze większego talentu. Fantastyka połączona z siłami nadprzyrodzonymi w jego wykonaniu ma wielką moc i nie zaprzeczam, że wszystkie jego książki są potwornie wciągające. Jestem jednak największą fanką jego wcześniejszych książek, tych pisanych na początku kariery. Dlatego podeszłam do "Instytutu" sceptycznie a okazało się, że to stary, dobry King w swoim najlepszym wydaniu.

Głęboko w lasach stanu Maine swoją lokalizację znalazł państwowy obiekt. To tam trafiają wszystkie uprowadzone i porwane dzieci. Ich zniknięcia zarejestrowanie na terenie całych Stanów Zjednoczonych, ale nikt nie potrafił odnaleźć zaginionych. Tutaj natomiast trafiły pod opiekę naukowców badających ich nadprzyrodzone zdolności szczególnie skupiając się na telepatii i telekinezie. Nie bez powodu bowiem Instytut ma plan jak wykorzystać dzieci. Nie podejrzewa jednak, że super mądry rekrut, 12-letni Luke Ellis już niedługo postanowi przełamać granice i wraz z nowymi przyjaciółmi uwolnić się spod jarzma padań oraz kłamstw.

Fantastyczna historia. Zaskakująca, pomysłowa, niesamowicie dobrze napisana. King po wielu latach praktyki powraca z siłą przebicia i trafi do każdego - niezależnie od upodobań gatunkowych. To dojrzała, intrygująco oraz niebanalnie poprowadzona historia w której wszystko jest możliwe. Nie ma znaczenia, że jednym z głównych bohaterów jest nastolatek, ponieważ i tak czujemy się przy nim mali i niewiele znaczący (a przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie). Nie ma znaczenia, że historia skupia się na nadnaturalnych mocach, bo stąpa mocno po ziemi i sięga po wszystkie istotne wartości od zachwianego poczucia bezpieczeństwa przez samotność aż do potrzeby wolności.

Kilka wątków, początkowo niewiele zależnych od siebie prowadzi nas przez fabułę, by z czasem połączyć się w kompletną całość. Z jednej strony mamy życie w Instytucie, przekłamane hasłami i sloganami, które niewiele wspólnego mają z rzeczywistością. Mają przekonać dzieci o słuszności idei, ale one i tak marzą jedynie o ucieczce. Natomiast poza murami obiektu w małym miasteczku, w Południowej Karolinie były policjant podejmuje się pracy u lokalnego szeryfa. Nie spodziewa się, że to on zostanie zaangażowany w całą sprawę związaną z Instytutem a jego życie nieodwracalnie się zmieni. King fantastycznie przeplata wątki, buduje atmosferę niepewności i zbliża nas ku finałowi, który zaskoczy wszystkich.

Powtórzę po raz kolejny, bo warto nieść tą informację w świat - stary dobry King powrócił! "Instytut" przypomina za co tak uwielbiam prozę tego autora i przyznaję, że nagromadzone emocje nie opuściły mnie nawet po skończonej lekturze. Doskonale bawiłam się w wykreowanym przez niego świecie oraz z zapartym tchem śledziłam kolejne wydarzenia, bo wręcz nie mogłam się doczekać przerzucania kolejnych stron.Mnogość sylwetek różnych bohaterów oraz historia, która w pełni wykorzystała swój potencjał to zdecydowanie przepis na wielki sukces.

niedziela, 22 września 2019

"Aleja Magnolii" Denise Hunter

"Aleja Magnolii" Denise Hunter, Tyt. oryg. On Magnolia Lane, Wyd. Dreams, Str. 344

"Nic, cokolwiek by zrobiła lub powiedziała, nie zmieniłoby tego co do niej czuł." 

Nigdy nie wiadomo z której strony przyjdzie do nas miłość. Tylko czy jesteśmy gotowi na to, by otworzyć jej drzwi?

Denise Hunter to autorka powieści romantycznych, w której wiara odgrywa kluczowe znaczenie. Miałam przyjemność czytać wiele książek spod jej pióra i nigdy nie czułam się rozczarowana historiami, które tworzy. To prawdziwe życie pisze o losach jej bohaterów a ona tylko nadaje kształt fabule, więc dużo w tym wszystkim wiarygodności i przyziemności. "Aleja Magnolii" to trzeci tom z serii Copper Creek opowiadającej o różnych bohaterach, której zdecydowanie warto dać szansę.

Jack zakochał się w Daisy, chociaż do tej pory łączyła ich silna przyjaźń. Może właśnie dlatego? Znał jej myśli, obawy i oczekiwania a to zbliżyło go do dziewczyny. Bał się jednak wyznać jej prawdę przez wzgląd na relację, jaka ich łączyła. Ona nieświadoma uczucia przyjaciela pracowała w kwiaciarni i cieszyła się urokami wsi na której mieszkała. Brakowało jej jednak kogoś u boku, miłości z którą mogła dzielić by życie. Wtedy przez internet poznała TJ'a. W tym samym czasie, gdy Noah, przyjaciel Jack'a założył mu konto na portalu randkowym z trochę przekłamanymi informacjami. To miał być tylko początek, jednak mężczyzna z zaskoczeniem zauważył, że może poznać ukochaną z nowej strony.

Akcja dotyka ponadczasowego tematu we współczesnej formie. Poszukiwanie miłości, droga do odnalezienia serca drugiej połówki zawsze była i będzie wyznacznikiem każdej historii. Jednak zależnie od czasów różne będą motywy działania. Dziś Hunter pokazuje, że miłość nawet ta na wyciągnięcie ręki, wymaga sporego zaangażowania i pozwala, by czasy Internetu i portali randkowych pokazały swoje prawdziwe oblicze. Kiedyś był to temat wstydliwy, aktualnie nikt nie krępuje się przed szukaniem swojego partnera w sieci i dobrze - nigdy nie wiadomo z której strony przyjdzie do nas miłość. Może nie jest to kluczowy wątek w tej powieści, ale bardzo rzucił mi się w oczy i cieszę się, że autorka podeszła do tego w taki lekki, przyjemny sposób.

Miłość to oczywiste motywy w powieści Denise Hunter. Od przyjaźni do wielkiego uczucia jest jeden krok, tylko że strach przed straceniem tego co od lat się kształtowało wydaje się większy niż możliwość zdobycia upragnionego szczęścia. Bardzo łatwo jest zatem zrozumieć postępowanie Jack'a i znaleźć dla niego usprawiedliwienie. Z drugiej strony Daisy czasami wydawała mi się zbyt krótkowzroczna co niekonieczne przemawiało na jej korzyść, chociaż i ją polubiłam jako dziewczynę, która faktycznie pasowała do pastora.

Przyjaźń, miłość, zrozumienie. Dobra zabawa i sporo emocji. To wszystko odnalazłam w "Alei Magnolii", czyli powieści mocno opierającej się na prawdziwym życiu. Nie od dziś wiem, że Denise Hunter tworzy warte poznanie powieści, ale za każdym razem czuję się miło zaskoczona, gdy kolejne jej książki mnie oczarowują. Lekka, słodka i urocza idealnie sprawdzi się jako lektura po ciężkim dniu, szczególnie dla romantyczek do których i ja się zaliczam.

"River" Samantha Towle

"River" Samantha Towle, Tyt. oryg. River Wild, Wyd. Niezwykłe, Str. 318

"Potwory wcale nie chowają się w ciemnościach. Mogą być bardzo blisko, na widoku."

Szukała pocieszenia, spokoju i bezpieczeństwa a znalazła ulotną chwilę szczęścia. Czy była wart tragedii, która później się rozegrała? 

Samantha Towle już na wstępie daje jasno do zrozumienia swoim czytelnikom, że to nie będzie słodka powieść dla romantyczek. Przestrzega nas przed emocjami, lawiną niepowodzeń oraz dramatów, które rozegrają się na naszych oczach. I właśnie to ostatecznie przekonało mnie do tej historii, bo chociaż lubię czasami sięgać po słodkie i naiwne historyjki to zdecydowanie bardziej cenię sobie brutalną prawdę o prawdziwym życiu, która w przypadku tej powieści staje się niemal głównym bohaterem.

To historia dwójki zranionych ludzi, która właściwie zaczyna się banalnie. Ona nie potrzebuje teraz towarzystwa, on skutecznie odgradza się od ludzi. Typowa relacja od nienawiści (subtelnej) do miłości staje się tutaj wyznacznikiem dalszej fabuły, jednak daleko jej od schematów. Carrie Ford marzy tylko o tym, by zacząć wszystko od nowa. Jej życie bardzo się skomplikowało i potoczyło torem, którego zdecydowanie nie chciała. W dodatku poznała Rivera Wild'a, nowego sąsiada i piekielnie denerwującego człowieka. Myślała, że gorzej być nie może. A jednak pewnego dnia wspólnie uratowali porzuconego psa i od tej pory zrozumieli, że wspólnie dzielą ból oraz smutek. Zawiązali więc wstępny sojusz, który zaczął nabierać konkretnych kształtów.

Nie jest to typowo powieść romantyczna, chociaż dużo w niej miłości i zrozumienia. Przypomina bardziej samo życie, które kieruje nas w stronę zupełnie inną od tej, którą mieliśmy ochotę obrać. Carrie dużo przeszła, jej ból jest niemal namacalny a świadomość, że to jeszcze nie koniec tragedii jaka ją czeka wydaje się całkowitą klęską. Trzymałam mocno kciuki za to, by udało jej się zacząć od nowa, ale nie od dziś wiadomo, ze przeszłość uwielbia wracać. W dodatku ze zdwojoną siłą. Miała u swojego boku Rivera, człowieka o zmiennych humorach i wywołującego równie często uśmiech na twarzy co irytację, ale tylko ona sama musiała się zmierzyć z tym co ją czeka.

Autorka fantastycznie i realnie oddała kreację bohaterów oraz wszystkie emocje z jakimi przyszło im walczyć. Nie mam potrzeby kwestionować nic co byłoby mniej lub bardziej niewiarygodne, bo wszystko miało swoje podparcie w prawdziwym życiu. Lekki styl i prostota wypowiedzi w połączeniu z droczeniem się głównych bohaterów zbliżyło mnie do historii bardziej niż przypuszczałam i z przyjemnością oraz - pod koniec - z rozdartym sercem śledziłam przebieg ostatecznych wydarzeń. 

Dwa skrajne charaktery stają naprzeciw siebie w powieści "River". Przepełniona po brzegi różnymi emocjami równie często wywołuje śmiech co łzy wzruszenia. Jestem pod sporym wrażeniem twórczości Samanthy Towle i liczę, że w niedalekiej przyszłości będę miała okazję poznać jej inne dzieła. Tymczasem pozostaję pod urokiem relacji głównych bohaterów i z niecichnącymi jeszcze wrażeniami po lekturze zachęcam Was do wkroczenia wprost w objęcia szczerej miłości zamkniętej w tej powieści.

sobota, 21 września 2019

"Dziewięcioro nieznajomych" Liane Moriarty

"Dziewięcioro nieznajomych" Liane Moriarty, Tyt. oryg. Nine Perfect Strangers, Wyd. Znak, Str. 528

"Każda wspinaczka na szczyt wymaga podjęcia ryzyka."

Przyjechali, by poznać siebie na nowo. Wyjechali jako inni ludzie. Czy skrywane sekrety sprawiają, że jesteśmy kimś innym niż postrzegają nas ludzie?

Liane Moriarty i jej "Wielkie kłamstewka" to duet, którego szybko nie zapomnę. Zarówno książka jak i serial powstały na jej podstawie to mile spędzony czas oraz mnóstwo zaskoczeń na które zawsze czekam w podobnych historiach. Po tym spotkaniu zdecydowałam się poznać inne książki autorki i zawsze dobrze się bawiłam, jednak "Wielkim kłamstewkom" nic już nie dorównywało. Dlatego byłam więcej niż ciekawa "Dziewięciorga nieznajomych", książki która okazała się wielkim zaskoczeniem i jeszcze lepszym wykonaniem.

Tytułowe dziewięcioro nieznajomych przyjeżdża do ośrodka rehabilitacyjnego Tranquillum House. Frances pisząca romanse, młode małżeństwo - Jessica i Ben, Lars zajmujący się prawnym aspektem rozwodów, Tony odnoszący dawniej wielkie sukcesy w futbolu, rodzina Marconich - Napoleona, Heather i ich córka Zoe a także Carmel rozwódka i matka czterech córek. Przyjeżdżają, by odpocząć i uwolnić umysł od pędzących myśli. Przemycają swoje przyjemności mimo wyraźnego zakazu. Skrywają wielkie tajemnice, które już niedługo wyjdą na światło dnia za sprawą tajemniczej terapeutki.

Ależ to była smaczna przygoda! Autorka postawiła na thriller psychologiczny, który więcej miał w sobie psychologii i powieści obyczajowej, ale nie zmieniło to faktu, że lekturę przeczytałam jednym tchem. Jedynie na początku pojawiły się pewne wątpliwości, gdy więcej było opisów niż akcji, ale w dalszej części zrozumiałam, ze niezbędne było wprowadzenie do dalszych wydarzeń. Gdyby nie to, zapewne nie pojawiłoby się w mojej głowie tyle pytań bez odpowiedzi i szoku, gdy raz za razem na jaw wychodziły kolejne sekrety. To kompletna, przemyślana całość, która pod władzą Liane Moriarty nabrała rozpędu i otwiera przed czytelnikiem turnus wypoczynkowy pełen zaskoczeń.

Każdy z bohaterów ma swoje miejsce w fabule a także konkretny udział. Autorka wszystkim poświęciła odpowiednią ilość czasu, nawet gdy na wstępie wydaje się, że kilku zostało pominiętych. To specjalne podejście do tego, by początkowo ukryć prawdziwe oblicze każdego z nich. Jednak wchodząc głębiej w profile psychologiczne jakie udostępniła mi Liane Moriarty z zaskoczeniem zauważyłam, że chociaż dzieli ich wiek, oczekiwania oraz doświadczenia to łączy jedno - chęć zmian podparta problemami i tajemnicami nad którymi stracili kontrolę. Kłamstwa zatem rosną w siłę a czytelnik śmiało może przebierać między różnymi sylwetkami bohaterów utożsamiając się z każdym z nich.

"Dziewięcioro nieznajomych" to analiza zawiłej psychiki człowieka oraz historia, która ma wiele do powiedzenia. Tajemnicza Masza wyciągnie sekrety z każdego, nawet z nas samych, dlatego bądźcie czujni podczas czytania! Osobiście bawiłam się wybornie i czuję się bogatsza o nowe doświadczenia. Oto książka dla każdego - niezależnie od tego jaki gatunek lubicie. Tutaj znajdziecie dla siebie o wiele więcej niż przypuszczacie dzięki prawdziwe o prawdziwym życiu kryjącej się na każdym kroku.

piątek, 20 września 2019

"Rodzina" Louise Jensen

"Rodzina" Louise Jensen, Tyt. oryg. The Family, Wyd. Burda Książki, Str. 368

"Wszyscy popełniamy błędy, prawda? Dryfujemy między światłem a cieniem, błądzimy w odcieniach szarości."

Potrzeba wsparcia i akceptacji wyparła instynkt zachowawczy. Na moment stracono poczucie bezpieczeństwa, by stanąć w obliczu prawdziwego niebezpieczeństwa.

Książki Louise Jensen miałam przyjemność poznać już jakiś czas temu a każda kolejna lektura okazywała się intrygująca i niebanalna. To autorka thrillerów psychologicznych przy których warto się zatrzymać, pomyśleć i zastanowić nad losem bohaterów. Ani razu mnie nie zawiodła pod względem fabuły czy dopracowania dlatego moje oczekiwania były ogromne, gdy sięgałam po "Rodzinę". Na szczęście i tym razem Jensen stawiając sobie wysoko poprzeczkę dała niezwykły pokaz swoich umiejętności.

Zamknięte społeczeństwo, małe miasteczko, przekonanie e każdy zna każdego i nikt nie ma prawa mieć swoich sekretów. One jednak wiszą w powietrzu i nadają rytm temu miastu. Tak prezentuje się klimat tej powieści, który jest ciężki i zaskakujący, jednocześnie stanowiąc moc napędową dla całej fabuły. Przyjemnie było wkroczyć do tego miejsca, przyglądać się licznym bohaterom i obserwować zmiany jakie w nich zachodzą pod wpływem aktualnych wydarzeń. Autorka zaangażowała się przede wszystkim w emocje związane z tragedią, która spada na rodzinę głównej bohaterki i na tej podstawie kreowała każdą dalszą postać - by każdy wydawał się w jakiś sposób w to zaangażowany, chociaż tak naprawdę nie powinien przez wzgląd na godność drugiego człowieka.

Mąż Laury zginął w tragicznych okolicznościach. Pozostawił ją z córką Tilly oraz masą długów, które z dnia na dzień rosły w siłę. Świat kobiety okazał się wielką ruiną, która nie uszła uwadze rodziny i znajomych. Rodzina Gavana nie chce znać Laury, odszkodowanie będące na wyciągnięcie ręki wydaje się zamrożone w czasie a w dodatku Tilly zaczyna mieć kłopoty, których jej matka zawsze chciała uniknąć. Niegdyś lubiana i akceptowana teraz jej córka wydaje się wyrzutkiem, którego nie akceptuje nikt w szkole. Na szczęście w życiu ich obu już niedługo pojawi się ktoś, kto być może pozwoli im inaczej spojrzeć na przyszłość.

Czy tragedia nie powinna zbliżać do siebie ludzi? Zawsze słyszymy, że w trudnych sytuacjach pokazuje się twarz prawdziwego przyjaciela. Nic więc dziwnego, że Laura pozwoliła zauroczyć się postawą Alexa - właściciela biofarmy, który wyciągnął do niej rękę. Był uroczy, życzliwy i wyrozumiały, dokładnie taki jak powinna zachowywać się jej rodzina. Zabrał ją i córkę do siebie tworząc poczucie bezpieczeństwa. Jednak i ono okazało się ulotne, gdy wyszło na jaw, że w tym miejscu każdy skrywa mroczne tajemnice i nikt nie mówi prawdy Od tego momentu akcja nabiera szalonego tempa, czytelnik wraz z główną bohaterką próbuje zrozumieć sytuację w której się znalazła i wstrzymuje oddech, gdy na jaw wychodzą nowe rewelacje. 

Louise Jensen  pisze niesamowite thrillery psychologiczne czego dowodem jest "Rodzina". W tej książce zaskoczeń nie ma końca, podobnie jak pytań bez odpowiedzi, które ujawniają się dopiero w zaskakującym finale. Manipulacja, świat matki i córki, przekłamane poczucie wartości oraz  aktualne problemy podjęte w tej powieści sprawiają, że trudno oderwać się od lektury. To kolejna udana pozycja w dorobku autorki, która przypadnie do gustu nie tylko fanom gatunku. Moje uznanie ma za całokształt.

czwartek, 19 września 2019

"Oddać serce" Lindsay Harrel

"Oddać serce" Lindsay Harrel, Tyt. oryg. The Heart Between Us: Two Sisters, One Heart Transplant, and a Bucket List, Wyd. Dreams, Str. 368

Megan Jacobs od zawsze marzyła o zdrowym sercu. 

Chciała żyć jak jej rówieśnicy, ale choroba odebrała jej możliwości. Chciała być blisko siostry, ale tamta wydała się zbyt odległa. Czy czas zmieni jej życie i pozwoli odnaleźć swoje miejsce?

Od pierwszej zapowiedzi wiedziałam, że "Oddać serce" będzie powieścią, którą koniecznie muszę przeczytać. Konkretny opis fabuły wskazywał na historię pełną emocji, wiec gdy zasiadłam do lektury pełna byłam oczekiwań a autorka... spełniła je wszystkie. Lindsay Harrel zabrała mnie dosłownie w pełną emocji i uroków podróż po życiu, doświadczeniach i kryjących się głęboko w każdym człowieku uczuciach, która stała się dla mnie pewnego rodzaju inspiracją.

To opowieść o Megan Jacobs, zwykłej nastolatce. Chociaż jest coś, co odróżnia ją od reszty rówieśników. Jej serce nie funkcjonuje tak jak powinno, przez co dzieciństwo Megan oparte było przede wszystkim na licznych wizytach w szpitalach. W tym samym czasie jej siostra bliźniaczka Crystal żyła tak jak powinna: z pasją i zaangażowaniem poznając tajniki młodości. Wszystko zmienia się za sprawą pamiętnika darczyńcy serca dla dziewczyny. Zawarte zostały tam punktowe wytyczne co zrobić przed śmiercią. Megan postanawia więc skorzystać z okazji i wyrusza w świat mając u swojego boku Cystal. Tylko czy ta przygoda okaże się taka jak wstępnie miała wyglądać?

Autorka stworzyła inspirujący, podwójny motyw drogi. Z jednej strony mamy faktyczne wyjazdy, zwiedzanie świata, poznawanie nowych miejsc, ludzi oraz doświadczeń co stanowi inspirację do tego, by nie siedzieć w miejscu a zawsze korzystać z życia. Z drugiej strony pojawia się wewnętrzna zmiana oby sióstr, które podjęły się wyzwania z różnych powodów. Wydawać by się mogło, że bliźniaków na całe życie łączy nierozerwalna więź, ale w tym przypadku obie dziewczyny żyły tylko obok siebie. Dziś próbują odbudować to o utracone, ale niewiele o sobie wiedzą, w dodatku wyznają inne wartości, które zmieniają swój punkt widzenia na podstawie kolejno realizowanych punktów na liście.

Nowa szansa, nowy początek, nowa miłość. Tak w skrócie mogłabym opisać fabułę tej fascynującej powieści, szczerej i otwartej na czytelnika. Z zaskoczeniem stwierdzam, że to chyba najlepsza książka młodzieżowa jaką przeczytałam w tym roku, pięknie i szczerze napisana, chwytająca za serce oraz z masą przeróżnych emocji wyciągniętych na dłoni w stronę czytelnika. Towarzyszyłam Megan w jej podróży i jedyne o czym myślałam to fakt, by nie skończyła się zbyt szybko. A w tym wszystkim odrobina wiary, która nigdy nikomu nie zaszkodzi i słodka opowieść o odnajdywaniu siebie.

"Oddać serce" to humor, lekkość i swoboda mimo początkowo trudnego tematu choroby. Wszystko w tej historii ma swoje miejsce a bohaterowie idealnie oddają problemy i wybory nas samych. Lindsay Harrel napisała głęboką i poruszającą opowieść o drugich szansach w stylu bardzo lekkim i wiarygodnym, przez co utożsamienie się z bohaterkami jest banalnie proste. Dlatego mam nadzieję, że zdecydujecie się na lekturę i nie przejdziecie obok niej obojętnie. Warta jest poświęconego jej czasu.

środa, 18 września 2019

"Zimowe nawiedzenie" Dan Simmons

"Zimowe nawiedzenie" Dan Simmons, Tyt. oryg. A Winter Haunting, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 352

"Wszystko, czego nie straciłem, spieprzyłem. A wszystko, co utraciłem, straciłem dlatego, że to spieprzyłem."

Niebezpieczeństwo czai się w mroku i wydaje się nie mieć namacalnej postaci. Czy uda ci się uciec przed złem, które zastawiło na ciebie pułapkę?

"Zimowe nawiedzenie" to powieść spod pióra Dana Simmonsa, która chociaż jest niezależną książką ma swoje odbicie w "Letniej nocy", czyli wcześniejszej historii autora. Osobiście to moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora, ale po lekturze wiem, że chętnie wrócę do innych jego dzieł a na pewno do historii poprzedzającej akcję w powyższej lekturze. To połączenie grozy i lęku w odczuciu nieuchronnej tragedii, które bardzo przypadło mi do gustu i okazało się przyjemną opowieścią od której nie miałam ochoty odchodzić.

Miasteczko Elm Haven wydaje się przyciągać strach i przerażenie. To tutaj ponownie rozgrywają się wszystkie wydarzenia. Dale Stewart stając w obliczu roli głównego bohatera musi zmierzyć się z tragedią, jaką sam na siebie ściągnął. Niegdyś ceniony wykładowca i uznany pisarz dziś wydaje się być ruiną człowieka. Powrócił do Elm Haven by znaleźć tutaj spokój, zamieszkał na obrzeżach w domu swojego przyjaciela, by wrócić do równowagi. Nie spodziewał się, że to dopiero początek jego przygody i wstęp do koszmaru na jawie.

Chociaż Simmons stawia na horror nie jestem pewna czy to odpowiedni gatunek dla tej historii. Może bardziej dreszczowiec, ponieważ klimat jest faktycznie zabójczy, może trochę thriller bo zło czai się w powietrzu. Ale nie ukrywam, że i elementy lekkiego horroru odnalazły w tej powieści swoje miejsce i całość wypadła wzorowo jako lektura do poczytania przed snem, która ma zadziałać na naszą wyobraźnię, trochę postraszyć, ale na pewno wciągnąć na całego. Autor bowiem napisał historię przy której spędziłam kilka wspaniałych chwil i z przyjemnością zagłębiłam się w atmosferę niepewności, którą stworzył.

Cieszę się, że to właśnie Dale został wyznaczony do roli głównego bohatera, ponieważ odnalazł się na tym miejscu idealnie. Nieudacznik, który niekoniecznie wie jak zaangażować się w życie raz po raz trafia na dziwne sygnały, których początkowo nie dostrzega. Widzi tylko swoją prywatną tragedię, ale nie dostrzega faktu, że dom w którym zamieszkał był kiedyś w posiadaniu jego przyjaciela o zachwianej reputacji. W dodatku coś czai się w mroku i przybiera zaskakujące, czasami przerażające formy. Wydaje się, że posiadłość odradza się na naszych oczach i rośnie w siłę zwiastując prawdziwą tragedię.

Atmosfera lęku, pierwszy śnieg powoli okraszający lekturę i historia poprowadzona z rozwagą to połączenie, które bardzo przypadło mi do gustu. "Zimowe nawiedzenie" to historia zaskakująca i bardzo wciągająca, którą dobrze czytać przy zgaszonym świetle dla podsycenia klimatu. Nie ma w niej zbyt wielu elementów grozy, nie sądzę, by miała Was wystraszyć, ale jednak ciekawi od pierwszej do ostatniej strony i zabiera do posiadłości, w której wszystko jest możliwe. A to zawsze jest atrakcją dla czytelników poszukujących poczucia strachu.

"Szczęście dla zuchwałych" Petra Hulsmann

"Szczęście dla zuchwałych" Petra Hulsmann, Tyt. oryg.  Das Leben fällt, wohin es will, Wyd. Initium, Str. 512

Szczęście nie rośnie na drzewach – czasem trzeba o nie zawalczyć. Zabawna i wzruszająca opowieść o kobiecie, która odważyła się być szczęśliwa.

Szczęście było na wyciągnięcie ręki. Dlatego bohaterka powieści Petry Hulsmann korzystała z niego ile mogła. A później wydarzyła się tragedia i wszystko się zmieniło...

Petra Hulsmann to autorka do której ogromnie mnie ciągnęło. Niemiecki Internet pęka w szwach od pozytywnych opinii na temat jej twórczości a i ja jestem wielką fanką niemieckiej literatury. Zatem, gdy pojawiły się wieści o pierwszej przetłumaczonej książce tej autorki - nie mogłam doczekać się lektury. "Szczęście dla zuchwałych" przeczytałam w jeden wieczór co tylko potwierdziło wszystko co do tej pory czytałam - że autorka ma ogromny talent, doskonale wie jak zaciekawić czytelnika a jej powieści są niezwykle realistyczne.

To opowieść o Marie, dziewczynie która wie jak korzystać z życia i na początku uczy nas czerpania radości z drobnych rzeczy. Jest zabawna, rezolutna i urocza w swoim przekonaniu, że życie nie może jej pokrzyżować planów. Szybko jednak okazuje się, że to wcale nie jest takie oczywiste a gdy jej siostra Christine zapada na ciężką chorobę Marie musi przygarnąć do siebie jej dzieci. I tak rozpoczyna się jej nowa przygoda, już nie tak beztroska jak wcześniej, ale kto wie? Może również czegoś ją to nauczy? Przyjdzie jej zmierzyć się z posadę w rodzinnej stoczni jachtowej i sztywnym Danielem, szefem którego wolałaby omijać z daleka. Czy uda jej się odnaleźć w nowej sytuacji?

Marie uczy nas jak żyć i to dosłownie. Jej historia jest wielką lekcją życia, czasami zabawną, kiedy indziej sentymentalną, zawsze bardzo wciągającą, ale miejscami również wzruszającą. Najpierw poznajemy ją w chwili rozchwiania, kiedy niekoniecznie jej życie jest świadome i poukładane, ale jednocześnie inspiruje do tego, by bawić się i cieszyć, kiedy nadarzy się okazja. Jest szalona, odważna, dlatego gdy przychodzi do stawienia czoła tym trudniejszym wyzwaniom: nie waha się tylko wkracza do akcji. A czytelnik od samego początku towarzyszy jej w tej podróży analizując jej zachowania oraz podejmowane decyzje.

Petra Hulsmann pisze zachwycająco. Jej język jest prosty, bohaterowie bardzo ludzcy a miejsca idealnie oddane. Powieść spod jej pióra bliższa jest filmowi aniżeli książce, ponieważ posługuje się trafnymi obrazami, które od razu mają odbicie w wyobraźni czytelnika. Jest w tym wszystkim sporo uroku, zabawy i humoru, chociaż głębia niepodważalnie widoczna jest od pierwszej do ostatniej strony. W tematyce choroby, zagubienia czy nawet niespodziewanej miłości rozgrywa się przepiękna powieść o bohaterce podobnej do nas a emocje wydają się nie mieć końca. Jestem zachwycona każdym przeczytanym słowem i jestem pewna, że i Wam ta nieodkryta jeszcze przez nas autora da sporo do myślenia.

"Szczęście dla zuchwałych" to jedna z tych obowiązkowych lektur dla każdego. Przepiękna! Uwielbiam jej bohaterów oraz całą historię a od dziś Petra Hulsmann dołącza do grona najlepszych dla mnie pisarzy. Mam nadzieję, że to nie pierwsza i ostatnia książka, którą poznam spod jej pióra a jedynie wstęp do kolejnych wielkich przygód. Bez wątpienia jednak teraz należy skupić się na przygodach Marie i poświęcić tej kobiecie każdą wolą chwilę - zapewniam Was, nie będziecie żałować.

wtorek, 17 września 2019

Przedpremierowo: "Gałęziste" Artur Urbanowicz

"Gałęziste" Artur Urbanowicz, Wyd. Vesper, Str.
PREMIERA: 23 listopada 2019r.

Nie wierz w nic, co widzisz, słyszysz… i w co do tej pory wierzyłeś.

Tajemnica, mrok, strach - tak zostałam przywitana przez powieść "Gałęziste", która z przytupem zabrała mnie w sam środek niesamowitej przygody. Fantastyczny prolog zmroził mi krew w żyłach i przekonał, że im dalej w lekturę tym mroczniejsza historia będzie na mnie czekać.

To powieść wyrazista, mocna w swoim odbiorze, która już od pierwszych słów gwarantuje dreszcz emocji. Osadzona w ramach horroru, thrillera oraz sensacji wprowadza paranormalne motywy, czyli coś co ucieszy każdego miłośnika mocnych wrażeń - niebanalny klimat, który z miejsca uderza do głowy i trzyma w przyjemnej atmosferze grozy. To świetna sprawa, bo powieść idealnie nadaje się do czytania po zmroku, zapewnia tak mocne wrażenia, tak intensywny odbiór tego co czytamy, że aż niemożliwe jest by była to debiutancka lektura autora. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie straszą nas zdziwaczałe strachy (jak to lubi robić Koontz w swoich powieściach), a typowe poczucie strachu w naszej głowie - my sami jesteśmy machiną napędzającą dreszcz przerażenia poprzez domysły, tajemnice i mroczną atmosferę.

Historia jak przystało na naszą rodzimą książkę nie ucieka gdzieś w zagraniczne miejsca, tylko swoją akcję rozgrywa w rejonach Suwalszczyzny. Liczne opisy tamtejszych miejsc dodają powieści uroku i wiarygodności, szczególnie gdy podążamy drogą głównych bohaterów (trochę tak jak filmie Blair Witch Project), gdzie trafiamy w sam środek mrocznego lasu. Tu też pośród tych opisów włącza się nasza wyobraźnia i podsuwa wszelkie możliwe rozwiązania - co czai się za następnym drzewem, co kryje się w mroku? Czyta się to wszystko z dużym zaangażowanie a stopniowane napięcie staje się niemal nie do zniesienia. To nowa wersja książki wydanej już wcześniej, którą miałam także możliwość przeczytać, więc mam porównanie i wiem, że lepsza redakcja zdecydowanie wpłynęła na korzyść całej historii. Skrócono opisy, dopracowano wydarzenia i dodano obłędne ilustracje.

Fabuła oparta jest na pogańskich wierzeniach, w których demony odgrywają główną rolę. Sprawa naprawdę fajna, bo przypomina powieści z dawnych czasów, najmroczniejsze horrory, które bazują na wewnętrznym lęku i w licznych dialogach czułam tą czystą, ludzką lękliwość i pewność co do swoich racji. Karolina i Tomek - główni bohaterowie, wpadają w sam środek tego jakby zaściankowego świata, próbując się odnaleźć w całej sytuacji. Ich postacie są szczegółowo opisane w historii, ale to chyba znak rozpoznawczy autora - lubi przekazywać czytelnikowi jak najwięcej stawiając przede wszystkim na wiarygodność.

"Gałęziste" to mocna powieść z dreszczykiem, którą koniecznie należy czytać po zmroku. Wówczas klimat będzie gwarantowany! Jestem pod sporym wrażeniem całokształtu i dopracowania, ale to klimat zdobył moje największe uznanie. Pozostaję pod urokiem twórczości autora i wróżę mu wielką przyszłość. Jego książki są niesamowite, więc odsyłam Was także do mojego ukochanego "Inkuba", ale "Gałęziste" to poziom tak wysoki, że niewielu znajdzie się takich, którzy spróbują mu dorównać.

Prapremiera książki będzie miała miejsce podczas Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie. 

"Cień i kość" Leigh Bardugo

"Cień i kość" Leigh Bardugo, Tyt. oryg. Shadow and Bone, Wyd. Mag, Str. 288

"Problem z pragnieniem polega na tym, że przez nie jesteśmy słabi."

Wybrana, by walczyć nie znała swojego przeznaczenia. Wybrana, by wyzwolić zdecydowała się walczyć. Czy wypełni przeznaczenie?

Uwielbiam Leigh Bardugo za jej nie oczywistość. Jej książki są świeże, odkrywcze, zrywające ze schematami. Nawet jeśli pojawia się wątek romantyczny to niczego nie można być ostatecznie pewnym - ani w jaką stronę się rozwinie, ani czy na pewno jest szczery, ani tym bardziej czy przetrwa kolejne wydarzenia. Takie podejście do tematu dotyczy każdego wątku: autorka kluczy między faktami, zaskakuje, zmienia zdanie, ale zawsze trzyma się wiarygodności, nigdy nie przekłamuje wydarzeń nawet jeśli zrani przy tym czytelnika. To ładnie wygląda na podstawie całej trylogii Griszy, ale możecie być pewni, że już pierwszy tom kryje w sobie mnóstwo dobrego.

Dwójka przyjaciół - Alina i Mal. Osieroceni, porzuceni, zdani na samych siebie. Poznali się w sierocińcu i nie spodziewali się, że ta znajomość przerodzi się w wielką przyjaźń dojrzewającą przez lata. Ich los splatał się ze sobą w sposób zaskakujący i chwytający za serce: gdy dążyli do szczęścia nie dostrzegając siebie nawzajem oraz gdy walczyli ze wszystkich sił zapominając o własnym poczuciu bezpieczeństwa. Tak rozpoczęła się ich historia, która w tomie "Cień i kość" jest dopiero wstępem do dalszych wydarzeń, ale nie mogę zdradzić zbyt wiele, by nie popsuć nikomu radości z czytania.

Można zachwycać się nad tą serią, szczególnie jeśli lubicie coś innego, oryginalnego. Widać to w kreacji bohaterów, którzy są silni i niezależni a którym autorka poświęciła wiele, wiele uwagi. Alina bierze na siebie niemal całą waleczność, chociaż Mal nie odbiega od niej temperamentem. Nie ma tutaj jednak mowy o smutnej, nieśmiałej dziewczynce, która tylko irytuje. Nie, kiedy każdy bohater odgrywa tutaj jakąś konkretną rolę. Jednak nie tylko bohaterowie zasługują na brawa, ponieważ świat przedstawiony, wydarzenia czy nawet potencjalna przyszłość - wszystko to jest czymś nowym w literaturze, czymś odkrywczym, czego jeszcze nie było a co intryguje niesamowicie i wciąga w sam środek niebezpiecznych rozgrywek.

Powyższe wydanie jest wznowieniem - nowa okładka, nowe tłumaczenie, dodatek w postaci listu Mala. Przyznaję, że całość prezentuje się przepięknie i nawet jeśli ktoś nie miałby większej ochoty sięgać po książkę (błąd) sama wizualna oprawa bardzo kusi. To fantastyka w nietypowej formie, oprawiona w niezbędną mapkę miejsc, która wciąga od pierwszej strony i zachęca do kontynuowania przygody chociaż styl pisania wymaga chwili, by się w nim odnaleźć.

"Cień i kość" to doskonałe wprowadzenie do serii. Imponująca rozmachem historia, w której każdy ruch bohaterów ma znaczenie. Zakochałam się w miejscach, które kreuje Bardugo i niezwykle polubiłam bohaterów, także tych stających po ciemnej stronie. Mimo fikcji wymyślonego przez autorkę świata w tle przejawia się kultura Rosji ze swoją monumentalnością, która staje się wspaniałym tłem dla wydarzeń. Znałam historię bohaterów z pierwszego wydania a drugie tylko utwierdziło mnie w wydaniu jak wyjątkowa jest ta trylogia ponownie dostępna w kategorii nowości.

poniedziałek, 16 września 2019

"Wszystko za życie. Niewiarygodna historia polskiej Żydówki, która przeżyła Zagładę" Gerda Weissmann-Klein

"Wszystko za życie. Niewiarygodna historia polskiej Żydówki, która przeżyła Zagładę" Gerda Weissmann-Klein, Tyt. oryg. All But My Life: A Memoir, Wyd. Bez fikcji, Str.

"Spisałam swoje wspomnienia żebyśmy mogli docenić cudowną zwyczajność nudnego popołudnia w domu."

Przeżyła piekło, poznała na własnej skórze smak okrucieństwa a jednak nigdy się nie poddała dziś stanowiąc wzór do podziwu i naśladowania.

Literatura obozowa nigdy nie będzie prosta. Zawsze odnajdziemy w niej przede wszystkim mnóstwo negatywnych emocji związanych z okrucieństwem tamtych czasów. Jednak uważam, że warto po nią sięgać w każdym wieku, chociaż z doświadczenia wiem, że należy do niej dorosnąć. Długo omijałam książki z tej tematyki aż niedawno zdecydowałam się przeczytać wiele trudnych historii i bardzo się z tego cieszę - znalazłam źródło inspiracji i zbliżyłam się do ludzi, którzy musieli przejść przez piekło.

Idąc tym tropem zdecydowałam się na "Wszystko za życie". To historia autorki, Gerdy Weissmann-Klein, która z oddaniem i pasją pisze o czasach, które przeżyła. Jej podróż jest emocjonująca i nie łatwa, ale niesie ze sobą także wielkie pokłady nadziei. Nie spodziewałam się, że w momencie gdy człowiek człowieka pozbawia godności ten poniżany potrafi wciąż trzymać głowę wysoko i walczyć do utraty tchu o namiastkę dumy oraz nadziei. Gerda w swojej historii przekazała mi wszystko co istotne, nie bawiła się w dramaty, które przecież i tak były obecne w jej życiu a snuła prostą opowieść, która chwyciła mnie za serce i wiem, że pozostanie w mojej pamięci już na zawsze.

Autorka wiodła zwykłe, proste życie u boku rodziny z którą czuła się bardzo związana. Gdy do Polski wkroczyli naziści i pozwolili im mieszkać w piwnicy poczuła pewnego rodzaju ulgę, ponieważ nie musiała opuszczać najbliższych ani Bielska w którym żyli. Jednak to nie trwało krótko, ponieważ brutalnie rozdzielono ją z rodziną i każdego z nich wysłano do innego obozu pracy. Gerda więc straciła to co najcenniejsze a jednak nie poddała się pracując w pocie czoła za marne racje żywnościowe oraz walcząc za inne więźniarki, by pokazać im, że nie są same.

Opisy losów autorki/głównej bohaterki wydają się początkowo niemożliwe. W dzisiejszych czasach, kiedy marnujemy jedzenie i nie dbamy o innych w stopniu jaki powinien być to co działo się wtedy wydaje się w jakiś sposób trudne do zrozumienia. Walka o niewidzialną porcję jedzenia, przyjaźń która trwa mimo wszechobecnej tragedii, człowieczeństwo o które walczyło się wszelkimi silami by zachować jedyną ludzką cechę. Gerda swoją opowieścią zaskakuje, często wzrusza do łez, ale zawsze prawdziwie i wiarygodnie oddaje to przez co przeszła, tym samym jej historia pozostaje żywa we wspomnieniach każdego czytelnika.

"Wszystko za życie" to głęboka powieść, która powinna trafić w ręce każdego z nas. To część naszej historii czy tego chcemy czy nie, oddana w sposób tak ujmujący i prawdziwy, że niemal bolesny. Gerda walczyła, chociaż miała świadomość, że nigdy nie zobaczy już swojej rodziny. Walczyła o siebie i o swoje nowe przyjaciółki, by pokazać im że można żyć. Ogromnie się cieszę, że mogłam poznać jej opowieść i mam nadzieję, że i Wy zdecydujecie się na tą przygodę.

niedziela, 15 września 2019

"Amityville Horror" Jay Anson

"Amityville Horror" Jay Anson, Tyt. oryg. The Amityville Horror, Str. 268

"Wpatrywałam się w lustro z niedowierzaniem. To nie ja! To nie mogę być ja."

Zło czai się w ciemności i tylko czeka na odpowiednią okazję, by zaatakować. Czy znajdziemy w sobie siłę, by obronić siebie i rodzinę? 

Horror to gatunek, który najczęściej wybieram w filmowej odsłonie. Lubię próbować swoich sił sięgając po straszne lektury, ale rzadko kiedy zdarzy się, że poczuję dreszcz strachu podczas czytania. Sądzę, że to gatunek, który wymaga od autorów ogromnego pokładu wrodzonego talentu i do tej pory pomogę chylić czoła jedynie przed Stephenem Kingiem oraz Arturem Urbanowiczem. Po "Amityville Horror" sięgnęłam więc z czystej ciekawości, znając i bardzo lubiąc filmowe wersje (których jest całe mnóstwo).

Cóż, wiele mogę napisać o tej powieści, ale nie to, że dałam się wystraszyć. To ciekawy obraz rodziny nawiedzonej przez demona, całkiem dobrze przedstawiona historia, która jednak nie ma w sobie odpowiedniej energii grozy w opisach i wydarzeniach, by móc porządnie wystraszyć. Forma książki bliższa była relacji ze zdarzeń, przez co próbowała przekonać czytelnika o swojej autentyczności a mniej skupiała się na emocjach, by budować odpowiednie napięcie. Z relacji rodziny, księdza czy nawet policji wywnioskować można było, że dom opętały złe moce, ale osobiście nie poczułam lęku związanego z nadnaturalnymi zjawiskami.

Książka jest krótka i czyta się ją w oka mgnieniu. Tekst jest prosty, opowieść bardzo przystępna a wydarzenia nie gnają na złamanie karku stawiając raczej na stonowane tempo. Całość pod względem opisowym wypada ciekawie - chętnie poznałam losy rodziny, skupiłam się na zagrożeniach związanych z przebywaniem w potencjalnie nawiedzonym domu i przyglądałam się zmianom zachodzącym w każdym bohaterze. W poczuciu, że być może to wszystko faktycznie miało miejsce w prawdziwym życiu otrzymałam historię, która balansowała na granicy zjawisk, które trudno racjonalnie wytłumaczyć.

Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ponieważ rozwój fabuły jest kluczowy dla oceny książki. Jednym przypadnie ona do gustu, inni będą kwestionować jej prostolinijność. Osobiście cieszę się, że sięgnęłam po "Amityville Horror" i w atmosferze przygaszonych świateł poznałam mroczną historię tajemniczej posiadłości. Nie rozpatruję kwestii tego w co wierzę a w co nie, porzucam na moment pogłoski, że to książka oparta na faktach - zatrzymuję się przy samej książce i jej fabule, która ma w sobie to coś i tak właśnie ją Wam polecam: jako lekturę do poduszki, która być może trochę Was postraszy albo chociaż zaciekawi.

"Wszystkie nasze tajemnice" Jess Ryder

"Wszystkie nasze tajemnice" Jess Ryder, Tyt. oryg. Ex-Wife, Wyd. Burda Książki, Str. 368

Jeśli podobała ci się "Dziewczyna z pociągu", to na pewno zakochasz się w tej książce.

Jak dobrze znasz swoją rodzinę? Czy jesteś pewny swoich najbliższych? A może nigdy nie będziesz wiedzieć jakie sekrety skrywają?

Od dnia pierwszej zagranicznej zapowiedzi powieści Jess Ryder nie mogłam doczekać się lektury. "Wszystkie nasze tajemnice" skusiły mnie ciekawym opisem i przeczuciem, że będzie to lektura warta uwagi. Nie pomyliłam się. To mocny dreszczowiec z dużą dozą thrillera w którym gęsta atmosfera przewiduje liczne zaskoczenia oraz nieoczekiwane zwroty w fabule. Napisany z pomysłem, odwagą i przypominający wydarzenia, które być może miały miejsce gdzieś w prawdziwym świecie co udowadnia, że autorka stawia przede wszystkim na wiarygodność.

Wszystko rozgrywa się na podstawie życiowych perypetii jednej rodziny. Pozorne szczęście jest tylko chwilowe. Natasha niedawno poślubiła wspaniałego mężczyznę i w dodatku ma u swojego boku ukochaną córeczkę Emily. Jej życie wydaje się kompletne i spokojne do czasu, gdy Jen, była żona Nicka przypomina o swoim istnieniu. Kobieta nie chce zostawić w spokoju dawnego ukochanego burząc to co zbudowali do tej pory. Jednak pewnego dnia Natasha staje w obliczu kolejnego wyzwania - jej mąż i córeczka zginęli bez śladu. Zrozpaczona i niepewna kieruje się po pomoc do Jen, ale czy można ufać byłej żonie męża?

To kompletny thriller w którym wszystko jest możliwe. Autorka wprowadziła kilku kluczowych bohaterów, którzy mają swoje tajemnice skrywane głęboko w mrokach przeszłości a które powoli wychodzą na światło dnia. Dużo zatem jest zaskoczeń oraz analizowania poszczególnych faktów co ułatwia nam narracja podzielona na każdego z nich. Mogłam zatem wejść do głowy wybranych postaci, spróbować zrozumieć emocje z którymi się mierzyli oraz podejmowane decyzje a profile psychologiczne jakie udostępniła mi autorka były zachwycające. Natasha, Jen czy Nick byli niczym różne światy - każdy oszukiwał na swój własny sposób, ale do samego końca nie byłam pewna kto kłamie na potrzebę chwili a kto zataja prawdę, by finał okazał się inny niż każdy przypuszczał.

Lekki styl, gęsta atmosfera, ogromna dawka wiarygodności i sporo emocji kryjących się na każdej stronie to w tym przypadku przepis na sukces. Nie mogłam oderwać się od lektury, śledziłam każdy ruch bohaterów i wyobrażałam sobie wszystko co możliwe by i tak w finale poczuć wielkie zaskoczenie. Ślepe zaułki, odkrywanie sekretów rodzinnych to wyznaczniki naprawdę dobrej zabawy nie tylko dla fana gatunku, ale przede wszystkim dla czytelnika, który oczekuje od książki czegoś więcej. 

To opowieść o tragedii, miłości nadszarpniętej przez trudne decyzje oraz o błędach z przeszłości. Zawiązują się sojusze, których nikt się nie spodziewał a ryzyko wisi w powietrzu. "Wszystkie nasze tajemnice" to porządnie napisany, w pełni przemyślany thriller przy którym można spędzić kilka dobrych godzin czytania. Ktoś kłamie, ktoś próbuje manipulacji a ktoś jest zupełnie nieświadomą ofiarą. Pytanie tylko do kogo dopasować te role? Odpowiedzi znajdziecie w książce, którą bardzo polecam.