niedziela, 28 lutego 2021

"Blackout" Marc Elsberg

 
 "Blackout" Marc Elsberg, Tyt. oryg. Blackout, Wyd. W.A.B., Str. 784
 

Najlepiej byłoby zasnąć, może sny będą lepsze niż rzeczywistość. 

Wspominałam Wam już wiele razy, że uwielbiam wznowienia powieści. To daje mi możliwość powrotu do książki, która została wydana już jakiś czas temu a jednak przeszła mi koło nosa i całkiem o niej zapomniałam. Dobrym przykładem może być właśnie "Blackout", która powróciła na listy księgarń i tym samym w końcu trafiła na moją półkę.

To thriller i sensacja połączona w jedną, konkretną, wciągającą całość. Mam słabość do wielkich, potężnych tomów, które trudno utrzymać w dłoniach a które niosą ze sobą dodatkowy klimat. Mogę zaszyć się w fotelu, z takim wielkim tomiszczem w dłoni i oddać się lekturze, która czasami, jak w tym przypadku, przyprawia o dreszcz przerażenia, daje do myślenia i nieustannie pobudza szare komórki.

Powieść Marca Elsberga to bardzo mroczna wizja, która niebezpiecznie zbliża się do potencjalnego zagrożenia występującego w rzeczywistym świecie. Być może dlatego tak mocno działa na psychikę czytelnika, który bez problemu potrafi wyobrazić sobie świat w podobnej sytuacji, ponieważ mamy tutaj do czynienia z przerwą w dostawie prądu, na ogromną skalę. Cała Europa pogrąża się w ciemności a włoski informatyk i były haker Piero Manzano próbuje przekonać władze, że doszło do wielkiego terrorystycznego ataku. Niestety nikt mu nie wierzy i to na niego spadają wszystkie podejrzenia. Czy słusznie? Prawdę mówiąc w tej książce niczego nie możemy być pewni do ostatniej strony.

Autor snuje ponurą wizję w której społeczeństwu odebrano podstawowe wygody. Wystarczyło zaledwie kilka dni bez prądu, wody i ogrzewania a już zapanował chaos. Bardzo podobało mi się uchwycenie zmiany zachodzącej w ludziach, którzy pod wpływem tego doświadczenia na oczach czytelnika z cywilizowanej osoby zmieniali się w zwierzęta. Na tym właśnie się skupiamy w powieści, mniej jest bowiem pościgu za sprawcą a więcej analizy zachowań, działań i decyzji w obliczu realnego zagrożenia. To przerażająca wizja, przedstawiająca niemal nas samych uzależnionych od współczesnych wygód i wszechobecnej elektroniki, więc tym bardziej nie mogłam przegonić dreszczu przerażenia, który powracał z każdą kolejno przerzucaną stroną. Dodałabym jednak do tego wszystkiego trochę więcej dynamiki, ponieważ historia sama w sobie wolno się rozkręca a później skupia się na detalach zamiast podrasować pościg i samą sensację. Sądzę, że większe tempo przysłużyłoby się tej powieści na korzyść.

"Blackout" pozostaje jednak bardzo realną powieścią i tego nikt jej nie odbierze. Cieszę się, że ponownie trafiła do księgarń, bo pewnie gdyby nie to, nigdy bym po nią nie sięgnęła. A takie książki warto czytać, szczególnie w towarzyszącym nam okresie, kiedy jesteśmy już nauczeni, że niczego do końca nie możemy być pewni. A już na pewno nie otaczającego nas świata.

"Jednym gestem" Robert Kornacki, Lidia Liszewska

 "Jednym gestem" Robert Kornacki, Lidia Liszewska, Wyd. Czwarta Strona, Str. 336
 

 Czasem jednym gestem można wyrazić więcej niż za pomocą wielu słów.

 

Jest tylko jeden taki polski duet, który pięknie pisze o ludzkich emocjach i umiejętnie zamyka w słowach trudy życia. Lidia Liszewska oraz Robert Kornacki nie pierwszy raz pokazali nam, że ich proza warta jest każdego przeczytanego słowa a talent pisarski wznosi ich na wyżyny.

"Jednym gestem" to kontynuacja losów Edyty i Jacka, których poznaliśmy w powieści "Tylko szeptem". Zachowanie chronologii jest więc tutaj obowiązkowe, ponieważ część druga zaczyna się w punkcie, kiedy wszystko co wybudowali dla siebie bohaterowie, runęło niczym domek z kart. Kibicowałam im do ostatniej strony, ale wiedziałam, że nie tędy droga, ponieważ ta dwójka autorów podąża tylko sobie znanymi ścieżkami i zazwyczaj to czego oczekuję od fabuły ich powieści, różni się od toku fabuły. Ja oczekuję szczęśliwych zakończeń. Oni piszą prozę dyktowaną prawdziwym życiem.

Edyta i Jacek przeszli długą drogę a mimo wszystko ich historia zatoczyła koło. Ona wróciła do życia w Warszawie, on pozostał w rodzinnym miasteczku. Obydwoje dotarli do punktu, w którym byli gotowi na nowe uczucie. Tylko, że wciąż towarzyszyły im wspomnienia wspólnie spędzonych, szczęśliwych chwil. I to mnie dręczyło, to ich poczucie, że są sobie pisani. Uciekali od siebie, bo tak zadecydowało życie, ale ich serce, nawet ich rozum nieustannie stawały w konfrontację z codziennością, by przypominać im o tym pięknym, wyjątkowym uczuciu jakie ich połączyło. Czytając dalsze losy bohaterów miałam ochotę krzyczeć, żeby w końcu przejrzeli na oczy a mogłam jedynie bezradnie załamywać ręce i czekać na to, co autorzy przygotowali dla nas na kolejnych stronach.

Powieści obyczajowe zawsze były mi bliskie. Lubię czytać o codzienności, poznawać ludzkie słabostki oraz marzenia. Zawsze pojawia się przy tym miłość, ponieważ to nieodzowny element naszego życia. I właśnie dlatego tak bardzo polubiłam twórczość tego duetu, ponieważ oni zawsze wiedzą jak przedstawić wydarzenia, by te były w pełni realne i możliwe do przełożenia na codzienność. Ich najnowsza powieść dorównuje poziomowi poprzedniczkom, jednocześnie tworząc coś nowego, obraz życia, które nieustannie podąża do przodu, nie patrząc wstecz.

"Jednym gestem" na pewno podbije serca romantyczek. Nie jest to powieść dla młodzieży a dla czytelniczek, które znają już trudy życia i wiedzą, że same marzenia nie wystarczą, by być szczęśliwym. Niestety codzienność jest tutaj jednym z głównych bohaterów, ale na szczęście równoważy je podążanie za głosem serca. W zgodzie z wiarygodnymi bohaterami, przy lekturze pisanej niemal samymi emocjami, spędziłam kilka wspaniałych godzin i liczę, że to nie jest ostatnie słowo tego duetu.

sobota, 27 lutego 2021

"Gorąca oferta" Charlotte Mils

 "Gorąca oferta" Charlotte Mils, Wyd. Akurat, Str. 320

 

Tylko czy pieniądze są lekiem na całe zło w jej życiu? 

Kiedy trafiłam na pierwszą zapowiedź "Gorącej oferty" od razu czułam się zaintrygowana. Lubię powieści romantyczne, więc okładka wpadła mi w oko a sam opis książki również wydawał się ciekawy. Zdecydowałam się więc na lekturę, w nadziei na przeżycie niezapomnianej przygody i chociaż książka sama w sobie mi się podobała to czuję, że czegoś w niej zabrakło.

Zacznijmy od pozytywnych stron tej lektury. Czyta się ją lekko, ponieważ autorka posługuje się dobrym stylem. Nie zanudza nas, nie męczy, nie wprowadza niepotrzebnych detali, sama fabuła nie jest przegadana. Dzięki temu historia na pewno nadaje się jako lektura na leniwe popołudnie, ponieważ z jednej strony jest niezobowiązująca, z drugiej natomiast wpływa na czytelnika w sposób, który pozwala zaangażować się w losy bohaterów.

Same postacie również wypadają ciekawie. Emily to młoda dziewczyna, która dopiero uczy się dorosłego życia i czasami popełnia błędy. Doceniam jej kreację jako człowieka z krwi i kości, który może się mylić, może wyciągać wnioski. Nie polubiłam jej charakteru, bo wydała mi się dość płytką bohaterką, ale doceniam jej zaangażowanie w fabułę, pomoc bratu, jej determinację w dążeniu do celu, nawet jeśli cel okazał się sprzeczny z moimi oczekiwaniami. Z drugiej strony otrzymujemy Marcusa, bogatego, przystojnego i zadziornego bohatera, który powinien łamać kobiece serce. Mojego co prawda nie złamał, ale uważam, że jest znacznie ciekawszym bohaterem niż Emily i ma w zanadrzu pewien sekret, który dodaje całości uroku.

Ogólnie więc podsumować mogę lekturę jako udaną i ciekawą, choć wspomniana na początku rozbieżność historii z moimi oczekiwaniami zamyka się w dość absurdalnej, trochę przekombinowanej fabule oraz schematycznej treści. Nie otrzymałam nic co przyspieszyłoby bicie mojego serca, żadnego romansu, który narażony byłby na niebezpieczeństwo - przez to ciężko było mi głębiej wczuć się w książkę, czytałam dla samej przyjemności czytania a nie przeżywania wszystkiego na własnej skórze, choć właśnie tego po tej lekturze oczekiwałam.

"Gorąca oferta" to książka z potencjałem, który zatracił się gdzieś podczas tworzenia. Dobra, lekka, fajna jako przerywnik przy innych lekturach, ale nie tak idealna jakbym po niej tego oczekiwała. Liczyłam na przejmujący romans z zagadką w tle a otrzymałam prostą historię znaną z innych książek, w dodatku z dość męczącą główną bohaterką. Nie mówię tej książce stanowczego nie, ale trochę żałuję, że nie wypadła ona w moich oczach lepiej. Jak zawsze polecam Wam jednak osobiście przekonać się czy dana lektura wpłynie na Was tak jak na mnie, bo pamiętajcie, że o gustach się nie dyskutuje.

"Zodiaki. Genokracja" Magdalena Kucenty

 "Zodiaki. Genokracja" Magdalena Kucenty, Wyd. Uroboros, Str. 400
 

Ich człowieczeństwa nie da się zredukować do metryki. 

Bardzo obawiałam się tej lektury, ponieważ podjęty temat czy nawet sam gatunek to nie jest kompletnie moja bajka, ale liczne pozytywne komentarze oraz chęć odkrywania nowości czy poszerzania własnych granic sprawiły, że sięgnęłam po "Zodiaki". I nie żałuję tej decyzji, chociaż przyznaję, że początkowe strony były dla mnie wyzwaniem.

Bez wątpienia to najbardziej oryginalna powieść jaką miałam okazję czytać. I w tym szaleństwie jest metoda, ponieważ ten powiew świeżości wciągnął mnie na całego, pozwalając odkrywać całkowicie mi obcy, nowy świat. W dodatku świat, który autorka wykreowała z wprawą i umiejętnością, pozwalając niemalże dotknąć wszystkich detali, zrozumieć panujące tam zasady oraz poczuć się niemal jak członek tej szalonej rozgrywki i wyścigu o względną normalność.

W fabule mamy możliwość poznania świata po globalnej zagładzie. Biopunkowa wizja wydaje się nie tylko zatrważająca, ale i potencjalnie prawdziwa. Społeczeństwo zostaje wystawione na próbę, rozwarstwione oraz posegregowane według konkretnych kategorii. W tytułowych zakładach inżynierii genetycznej "Zodiaki" tworzeni są postludzie o zaskakujących umiejętnościach. Dla nich jednak nie ma w społeczeństwie miejsca. Tylko nikt nie pomyślał, że Zodiaki otrzymały zestaw cech pozwalający im samemu decydować o swojej przyszłości. 

Wiem, że może brzmi to wszystko kosmicznie i pomyślicie sobie, że fabuła jest zbyt zakręcona, ale zapewniam Was, że autorka miała plan na swoją powieść i poprowadziła ją w bardzo zrozumiały sposób. Gdyby nie to, sama na pewno nie odnalazłabym się w fabule, bo to kompletnie nie moje klimaty a jednak czuję się bardzo pozytywnie zaskoczona. Przede wszystkim przekonuje mnie oryginalność tej powieści, na drugim miejscu jest wykonanie, później bohaterowie a następnie świat przedstawiony. Wszystko tutaj zasługuje na pochwałę od wykonania po sam pomysł, który początkowo wydaje się trudny do przejścia i męczący, ale z czasem przemienia się w porywającą powieść pełną ukrytych znaczeń.

"Zodiaki. Genokracja" to powieść, którą już dziś mogę nazwać moim odkryciem roku. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że warto wypływać na nieznane wody, sięgać po nowych autorów i odkrywać gatunki, które do tej pory wydawały się być pisane nie dla mnie. A jednak, zachwycona Zodiakami przyznaję, że zakochałam się w nietuzinkowej kreacji bohaterów i z przyjemnością poznałabym ciąg dalszy ich przygód.

piątek, 26 lutego 2021

"Dlaczego właśnie ja" E.G. Scott

 "Dlaczego właśnie ja" E.G. Scott, Tyt. oryg. In Case of Emergency, Wyd. Muza, Str. 480
 

Elektryzująca opowieść o Charlotte, która po zniknięciu jej chłopaka zostaje uwikłana w zagadkę śmierci obcej kobiety.

 

Po lekturze "Nic o mnie nie wiesz" od E.G. Scott wiedziałam, że kolejna książka tego duetu na pewno mnie nie zawiedzie. Pod pseudonimem E.G. Scott kryje się bowiem dwóch autorów, którzy doskonale wiedzą jak zaskoczyć czytelnika i jak zmusić go do intensywnego myślenia serwując fabułę od której bardzo trudno się oderwać.

Pierwsza lektura była intrygująca i wciągająca, ale "Dlaczego właśnie ja" to już prawdziwa petarda. Liczyłam na napięcie, intrygujących bohaterów i historię pozwalającą oderwać się od rzeczywistości na kilka porządnych godzin, ale nie spodziewałam się, że tym razem przeżyję prawdziwy rollercoaster emocji z postaciami, które będą miały sporo dopowiedzenia a ich głęboko skrywane sekrety mocno namieszają w fabule. 

Miło jest spędzić czas w towarzystwie głównej bohaterki, która jest nie tylko błyskotliwa i inteligentna, ale i świadoma podejmowanych decyzji. Charlotte mimo własnego bagażu doświadczeń na koncie nie marudzi, nie męczy a staje się postacią o której losach chciałoby się czytać i czytać, by dowiedzieć się jak najwięcej. A jest co poznawać, ponieważ dziewczyna ma bogate życie oraz chłopaka, który za wszelką cenę próbuje utrzymać ich związek w tajemnicy. Jednak pewnego dnia Peter znika bez śladu i to będzie punktem zwrotnym w życiu bohaterki. Pojawią się niezidentyfikowane zwłoki oraz cała masa tajemnic do odkrycia, która dla mnie, jako ciekawskiego czytelnika, okazała się wyborną ucztą.

Imponuje także świat przedstawiony czy sama intryga. Tutaj nic nie dzieje się przypadkiem, od razu widać, że autorzy mieli plan na swoją powieść i skrupulatnie wypełnili go punkt po punkcie. W tekście pojawiły się liczne atrakcje, zaskoczenia, zwroty fabularne, sekrety związane z bohaterami - wszystko to stworzyło zaskakujący, potężny obraz thrillera z pazurem, przy którym spędziłam niezapomnianą przygodę.

"Dlaczego właśnie ja" to powieść z ogromnym potencjałem i do tego w pełni wykorzystanym. Kiedy odkładałam lekturę na moment, by zająć się codziennymi obowiązkami - myślałam o tym co wydarzy się dalej. Kiedy czytałam, nie mogłam przestać analizować zachowań głównej bohaterki. Innymi słowy jestem zachwycona tym co otrzymałam i potwierdzam, że to thriller nie tylko inteligentny czy dynamiczny, ale przede wszystkim niesłychanie dobrze napisany.

"Wymruczane szczęście" Joanna Szarańska

"Wymruczane szczęście" Joanna Szarańska , Wyd. Czwarta Strona, Str. 384
 

Zabawna opowieść o tym, że w miłości wszystkie chwyty są dozwolone. Nawet w miłości… do kota!

Uwielbiam powieści o zwierzętach. Choćby byli tylko drugoplanowymi bohaterami wiem, że nieźle namieszają w fabule i to oni zawsze będą prowokować zmiany życiowe pozostałych postaci. Szczególnie w serii Joanny Szarańskiej, która doskonale wie jak wprowadzić do swojej lektury czworonożnych przyjaciół i odpowiednio ich w niej umiejscowić. 

Uwielbiam książki tej autorki, zarówno komedie romantyczne jak i powieści obyczajowe. Mając w pamięci także jej wcześniejszą powieść opierającą się na motywie zwierzęcym ("Wyszczekana miłość") byłam pewna, że i tym razem lektura mnie nie zawiedzie. W końcu jeśli na pierwszym planie pojawia się kot - wiadomo, że będzie zabawnie, słodko i rozbrajająco i choć ja z natury typową kociarą nie jestem, to tym zwierzętom zdecydowanie nie mogę odmówić ogromnej charyzmy.

Tym razem autorka sięgnęła po historię komediową, więc podczas czytania było dużo dobrej zabawy i szczerego śmiechu. O ile przy zwierzęcych powieściach zawsze płaczę jak bóbr, tutaj akurat pojawiły się łzy śmiechu, gdy kolejne perypetie bohaterów szczerze mnie bawiły. Muszę przyznać, że autorce kolejne motywy w fabule przychodziły z lekkością i tym samym cała historia okazałą się nie tylko wciągająca, ale i na tyle prawdziwa, że bez problemu mogłam sobie wszystko wyobrazić w przełożeniu na prawdziwe życie.

Tak poznajemy historię Emilii, mamy bliźniąt, która próbuje odbudować swoje życie po rozwodzie. Dzięki dobroci kuzyna otrzymuje nie tylko dach nad głową, ale również pracę, przez co śmiało może spróbować stanąć na nogi. Niestety, rozradowane bliźniaki zrobią wszystko, by ich mama straciła pracę. Następnym punktem będzie więc praca u osobliwego pisarza i jego charakternej kotki, którzy porządnie namieszają w życiu Emilii. Będzie również miłość, choć wcale nie taka oczywista, o czym przekonacie się sięgając po lekturę.

Polubiłam bohaterów, każdego z osobna. Autorka powołała do życia szalone, zabawne, pozytywne osobowości. Pokochałam również kotkę, która w całej tej historii miała swój konkretny udział. "Wymruczane szczęście" uważam za bardzo udaną, przesympatyczną lekturę, której nie mogę zarzucić nic poza bolącymi od śmiechu policzkami!

czwartek, 25 lutego 2021

"Szklany hotel" Emily St. John Mandel

 "Szklany hotel" Emily St. John Mandel, Tyt. oryg. The Glass Hotel, Wyd. Poradnia K, Str. 336
 

To porywająca opowieść o duchach starego świata: o piramidzie finansowej, która ciągnie w dół wielkie fortuny i dorobek życiowy mniej zamożnych. 

 

Są takie książki, które bardzo trudno konkretnie sklasyfikować i bez wątpienia "Szklany hotel" właśnie należy do tej kategorii. To powieść pełna przeróżnych motywów, osobowości oraz wyzwań kierowanych w stronę czytelnika, dająca do myślenia a także poruszająca konkretne emocje. Niejednoznaczna, ale właśnie w tym tkwi jej urok.

Emily St. John Mandel zabiera nas w sam środek bardzo pokrętnej fabuły. Poza jednym, głównym wątkiem wprowadza wiele pobocznych oraz kreuje bohaterów na indywidualne postacie, z odrębnymi charakterami i zaskakującymi wyborami, więc na początku czułam się trochę zagubiona w fabule i nie wiedziałam co w czym połączyć. Czułam się wręcz przytłoczona natłokiem tego wszystkiego, ale z każdą kolejną stroną mgła niewiedzy zaczęła rozwiewać się na rzecz konkretnej, świadomej, bardzo aktualnej historii, która zaczęła mnie wciągać i pod koniec już nie pamiętałam, że początek był dla mnie pewną przeszkodą.

To świat, który można kupić za pieniądze. Tutaj panuje bogactwo, próżność oraz blichtr a bohaterowie czują się niczym bogowie, mogąc robić wszystko co zapragną. Przyznaję, że wielokrotnie czułam rozgoryczenie związane z wyborami danej postaci, ich światopoglądem czy po prostu ogromnym egoizmem. Z drugiej strony cieszę się ,ze autorka tak umiejętnie ujęła wszystkie te negatywne ludzkie cechy, ponieważ stworzyła powieść nie tylko w pełni wiarygodną, ale i nad wyraz dojrzałą. To, że denerwowałam się podczas czytania nie jest wadą tej historii a wielką zaletą, ponieważ świadczy to na korzyść fabuły, która po prostu do mnie trafiła w bardzo emocjonalny sposób.

Jako głównych bohaterów możemy uznać Jonathana Alkaitisa, finansistę i właściciela luksusowego hotelu oraz barmankę Vincent, która otrzymuje od niego bardzo niemoralną propozycję. Po niej dziewczyna całkowicie zatraca się w tym świecie pełnym obłudy i perfidii, zatraca siebie i sama już nie wie czego tak naprawdę od życia oczekuje. Może robić wszystko a jednak w pewnym stopniu czuje, że ma związane ręce. Bardzo podobały mi się wewnętrzne emocje jakie targały Vincent oraz jej przemiana, w dodatku niejednokrotna, która następowała na oczach czytelnika. Dawno już nie dostałam tak głębokiego obrazu ludzkich pragnień i towarzyszących mu demonów.

Bez wątpienia "Szklany hotel" nie jest lekturą dla każdego. Jedni, tak jak ja, będą nią zachwyceni, inni - bądźmy szczerzy, po prostu się na niej wynudzą. Sięgając po tą lekturę musicie wiedzieć co zastaniecie w środku a jest to obraz ludzkiego świata naznaczonego wszystkimi najgorszymi cechami. Jeśli lubicie podobne tematy to ze swojej strony gorąco zachęcam Was do lektury, ponieważ ma w sobie wielką siłę przebicia i mimo mozolnego wstępu prowadzi czytelnika wprost ku potencjalnemu upadkowi głównej bohaterki. Ja jestem zdecydowanie na tak, wręcz nie spodziewałam się, że ta książka aż tak na mnie zadziała emocjonalnie.

"Dwadzieścia lat ciszy" Przemysław Wilczyński

 "Dwadzieścia lat ciszy" Przemysław Wilczyński, Wyd. Akurat, Str. 448
 

Wreszcie może bezkarnie wcielać w życie swoje chore fantazje, ale nie wie, że jest tylko narzędziem w rękach kogoś, a może czegoś, znacznie gorszego.

Wciąż szukam horroru, który wprawi mnie w osłupienie, przyprawi o dreszcz przerażenia i sprawi, że będę oglądać się za siebie podczas wieczornego spaceru. Do tej pory udało się to nielicznym i to w połowie a jedynym polskim autorem powieści grozy, który zdobył mój niekłamany szacunek jest Artur Urbanowicz. Czy zatem Przemysław Wilczyński dołączy do tego grona i otworzy nową ścieżkę polskiego horroru?

Okładka przyciąga wzrok. Uwielbiam minimalizm w grafice i klimat, który tutaj jest przecież kluczowy. Dlatego zdecydowałam się na lekturę, mając nadzieję, że tym razem trafię na coś intrygującego, pomysłowego i pełnego emocji. Niestety nie do końca tak się stało, ponieważ o ile całość czyta się szybko i bardzo przyjemnie to niestety, mnie historia nie przestraszyła i w moich oczach wypadła bardziej jako sensacja niż horror.

Autor stworzył dobry klimat i to muszę mu oddać. Jest napięcie, jest też niepewność co do kolejnych wydarzeń. Z rosnącą ciekawością przerzucałam kolejne strony zastanawiając się na jakie problemy natkną się bohaterowie. Wciągnęłam się w wir wydarzeń, przyjemnie również było poznać samych bohaterów, którzy postanowili stawić czoła siłą zła, więc sama historia zarysowuje się jako lektura warta przeczytania wieczorem, przy zgaszonym świetle, ponieważ intryguje i nie nudzi.

Bogna poszukuje swojej córki od dwudziestu lat, która widziana była ostatni raz, gdy wsiadała do czarnej furgonetki. Podobnie przepadł Igor. Gdy zjawisko się nasiliło, Bogna, Niko oraz Hubert postanowili połączyć siły, by dowiedzieć się prawdy na temat zaginięć. Każdy z tych bohaterów reprezentuje inny typ człowieka, otrzymujemy różne osobowości, które mierzą się z prywatnymi demonami przeszłości i z każdą kolejną stroną na jaw wychodzą nowe fakty. Może jedynie sam Hubert wydał mi się trochę naciąganą postacią, bo bezdomny były wojskowy jakoś odstawał mi od tego grona. 

Strach w książce przedstawiony jest w postaci konkretnych elementów. Nie ma więc mrocznego napięcia a raczej element wyczekiwania na temat tego co będzie dalej. Nie ma sił nadprzyrodzonych, które najczęściej wpływają na psychikę czytelnika a tajemniczy pojazd, uciekinier ze szpitala psychiatrycznego, który wydaje się bardzo zagadkową postacią a także subtelne aluzje. Trudno więc powiedzieć, żeby to wszystko wydawało się straszne a szkoda, bo potencjał był. Wiem jednak, że nie łatwo napisać naprawdę przerażający horror, dlatego pozostaję otwarta na kolejne propozycje autora.

"Dwadzieścia lat ciszy" to ciekawa propozycja od Przemysława Wilczyńskiego, której wyboru absolutnie nie żałuję. Cieszę się, że poznałam nowego autora, cieszę się również, że spędziłam wieczór w tak intrygującym towarzystwie. Doceniam klimat a także kreację bohaterów, wciąż jednak wyczekuję książki, która szczerze mnie przerazi. Kto wie, może kolejna książka autora osiągnie ten poziom? Tego mu życzę a Was zachęcam do lektury jako mocnej sensacji z dreszczykiem emocji.

środa, 24 lutego 2021

"Sprośne listy" Vi Keeland, Penelope Ward

 "Sprośne listy" Vi Keeland, Penelope Ward, Tyt. oryg. Dirty Letters, Wyd. Editio, Str. 298
 

Historia miłosna, która rozpoczęła się od przyjaźni między dziewczyną i chłopcem, a rozkwitła, gdy nawiązali kontakt ponownie — jako dorośli ludzie

 

Duet autorski Vi Keeland oraz Penelope Ward jest mi znany nie od dziś i wiem doskonale, że te autorki potrafią przekonać do romansów nawet czytelnika o lodowym sercu. Dobrze się dobrały, uzupełniają wzajemnie swoje talenty i w dodatku piszą takie historie od których po prostu trudno się oderwać.

Na wstępie muszę jednak zauważyć, że tym razem tłumaczenie tytułu mnie nie przekonało. Gdybym nie wiedziała, że obie autorki dobrze piszą, raczej na tą powieść nie dałabym się namówić, bo kojarzyłaby mi się z bardzo oklepanym erotykiem. A wcale tak nie jest, ponieważ to romantyczna opowieść z problemami przeszłości w tle, która ma konkretny zarys fabularny i nie jest o niczym, nie opowiada o namiętności pomiędzy bohaterami nawiązującej się już na drugiej stronie. Właściwie jest na odwrót, ponieważ cała historia ma swój początek w konkretnym miejscu a opowieść ciągnięta jest przez lata dorastania głównych bohaterów.

W ten sposób poznajemy Lukę, pisarkę ukrywającą się pod pseudonimem, przepełnioną po brzegi fobiami, które mają kluczowy wpływ na jej wybory. Wszystko miało miejsce podczas tragicznego w skutkach wypadku i tak trwa do dziś. Kiedyś mogła ze wszystkiego zmierzyć się listownie Griffinowi z którym korespondowała, ale i tą znajomość odsunęła na dalszy plan. Po latach jednak dotarł do niej list z charakterystycznym pismem, pełen żalu i rozpaczy, który na nowo rozpoczął bieg ich wspólnej historii. Tak poznajemy losy dwójki zagubionych bohaterów naznaczonych niełatwymi wydarzeniami z przeszłości, którzy ponadto mogą pochwalić się skrywanymi sekretami dodającymi powieści uroku. Najlepsze jednak w tym wszystkim są ich kreacje - bohaterów silnych i niezależnych mimo odciśniętego na nich piętna, którzy od samego początku podbijają serce czytelnika.

Chociaż kluczową rolę odegrają tutaj listy, motyw piękny i ponadczasowy, to jest to powieść przede wszystkim o sile wielkiej przyjaźni. Muszę przyznać, że autorki ogromnie poruszyły mnie relacją pomiędzy głównymi bohaterami i z przyjemnością śledziłam ich drogę ku wspólnemu zrozumieniu, przebaczeniu aż w końcu miłości. I choć w powieści nie zabraknie pikantnych scen będących niewątpliwie zasługą Vi Keeland musicie pamiętać, że jest to przede wszystkim wspaniała historia miłosna z mocnym tłem obyczajowym.

"Sprośne listy" to historia bardzo dobrze napisana, mądra i przemyślana, której jedynym minusem jest sam mylący tytuł. Otrzymujemy bowiem powieści o przyjaźni, sile wzajemnego zrozumienia, potrzebie bliskości oraz wsparcia. To książka, która skłania do myślenia, pozwala czytelnikowi spojrzeć z dystansem na decyzje bohaterów oraz zrozumieć ich obecną sytuację mając świadomość trudów z jakimi przyszło im się mierzyć w przeszłości. Moje serce należy do Griffina i uważam, że to piękna powieść idealnie wpisująca się w oczekiwania każdej romantyczki.

"Pokusa gangstera" Anna Wolf

 "Pokusa gangstera" Anna Wolf, Wyd. Niezwykłe, Str. 236
 

Wspiąłem się po szczeblach w tym światku mafijnym i nikt nie zabierze mi tego miejsca.

 

Mafia mafii nierówna, dlatego, choć powstało wiele powieści z tym motywem, wciąż chętnie sięgam po nowe książki w oczekiwaniu na oryginalność i zaskoczenia. W polskiej literaturze romantyczno-mafijnej dość często przewija się nazwisko Anny Wolf, która może pochwalić się już czwartym tomem serii Gangsterzy.

Autorka pisze lekko, jej historie są wciągające a przedstawieni bohaterowie wyraziści i w dużej mierze pełnowymiarowi. Zdarzają się postacie, które wydają się niedopracowane, ale to raczej drugoplanowe osoby, niewiele wnoszące do treści. Cała seria trzyma przez wszystkie tomy równy poziom, jest dynamiczna i - co dla mnie jest bardzo ważne - nie trzeba czytać ją z zachowaniem chronologii, chociaż w tym przypadku tom liczą sobie niewiele stron, więc warto jednak czytać w kolejności wydania, bo sam światek mafijny jest tutaj spoiwem łączącym.

Tym razem na pierwszym planie pojawia się kuzynka Avy poznanej w ostatnim tomie, Melissa. Prowadzi normalne, typowe życie i stara się jak najbardziej odciąć od interesów ojca zaangażowanego w mafijną organizację. Niestety dziewczyna przeczuwa, że coś niedobrego zbliża się do jej stabilnego życia i już niebawem przyjdzie jej walczyć o bezpieczeństwo. Na szczęście będzie mieć pod ręką ochroniarza, Iana, ale czy on czasem nie okaże się jej zgubą?

Podoba mi się fakt, że autorka nie osiada na laurach, tylko za każdym razem mnie zaskakuje. Wprowadza nowe fakty, ciekawostki, kieruje losy bohaterów w nieznane kierunki. Chociaż wspomniałam Wam, że nie musicie skupiać się na chronologii, to wszystkie tomy łączy mafijny świat, który jest tutaj najciekawszym punktem historii i właśnie on w każdej kolejnej części dostaje nowe punkty i ujawnia liczne tajemnice. Po tym motywie na uwagę zasługuje oczywiście romans, który obecny jest zawsze i niesie ze sobą sporą dawkę emocji.

Seria Anny Wolf jest raczej lekką, nieskomplikowaną i mniej drastyczną lekturą o mafii, nie umniejsza to jednak faktu, że warto poznać ją bliżej. "Pokusa gangstera" trzyma poziom swoich poprzedniczek i utrzymana w klimatach powieści obyczajowo-romantycznej mocno bazuje na niebezpieczeństwie oraz licznych zagrożeniach. Jeśli wiec lubicie martwić się o losy bohaterów i światek gangsterski jest Waszym ulubionym motywem - oto seria dla Was.

wtorek, 23 lutego 2021

"Tylko rok" Penelope Ward

 "Tylko rok" Penelope Ward, Tyt. oryg. Just One Year, Wyd. Editio, Str. 368
 

 Masz tylko rok, aby całkowicie stracić głowę! 

 

Penelope Ward szybko podbiła serca czytelniczek powieściami romantycznymi dość mocno graniczącymi z erotykami. Jej książki nie są jednak pustą, przegadaną treścią a zaskakują konkretnymi fabułami i w dodatku odniesieniem do otaczających nas problemów. Z niecierpliwością więc wypatrywałam jej kolejnej powieści licząc, że "Tylko rok" również mnie nie zawiedzie.

Okładka jest sugestywna, wiem. Wnętrze jednak to coś więcej niż erotyczne gierki ze słabo nakreślonymi bohaterami, którym w głowach tylko jedno. Od samego początku autorka serwuje nam dobrze przemyślaną historię, która przejawia elementy gatunku New Adult i powoli wprowadza dodatkowe motywy. Otrzymujemy więc wielowymiarową, pełną emocji a także uniesień opowieść o dziewczynie, której jeden zły dzień odmienił wszystko oraz o chłopaku, który wiedział jak doprowadzić współlokatorkę na skraj załamania nerwowego.

Dla Teagan ten dzień był kompletną porażką. Nie dostała się na zajęcia, przyznano jej współlokatora z wymiany a w dodatku przeżyła upokarzającą sytuację w toalecie. W dodatku z Calebem, wspomnianym nowym współlokatorem. Na szczęście on przyjechał do Stanów tylko na rok, więc dziewczynie uda się przetrzymać jego złośliwości, prawda? Pech chciał, że Caleb był też uroczy i inteligentny, w dodatku świetnie słuchał. Tak stał się najbliższym przyjacielem Teagan. A także jej największym problemem.

Przypominam sobie poszczególne motywy w fabule i uśmiecham się sama do siebie na myśl co tam się wydarzyło. Było dużo śmiechu, dobrej zabawy, wyzłośliwiania się i uszczypliwości. Dynamiczne dialogi nie raz i nie dwa szczerze mnie rozbawiały a samych bohaterów polubiłam od pierwszej strony, ponieważ Ward zaserwowała nam wiarygodne postacie, które świetnie odnalazłyby się w realnym świecie. Dodała do tego nutę tajemniczości w postacie sekretów skrywanych przez bohaterkę i tym samym otrzymaliśmy powieść wciągającą, dobrze napisaną a przy tym dającą mnóstwo radości z czytania.

Lekka, zabawna i dobrze napisana. "Tylko rok" nie jest literackim odkryciem, to książka która powiela znane nam schematy i właściwie nie wprowadza nic świeżego, ale kogo to obchodzi, kiedy główny bohater jest tak uroczy a bohaterka w końcu nie jest głupiutką, naiwną laleczką? Są takie książki, które pisane są dla czystej przyjemności czytelnika i ta zdecydowanie należy do tej kategorii. Bawiłam się podczas czytania wybornie i jestem pewna, że podczas chandry z przyjemnością przypomnę sobie historię tych bohaterów.

poniedziałek, 22 lutego 2021

"Kopciuszek i szklany sufit" Laura Lane, Ellen Haun

 "Kopciuszek i szklany sufit" Laura Lane, Ellen Haun, Tyt. oryg. Cinderella and the Glass Ceiling: And Other Feminist Fairy Tales, Wyd. Albatros, Str. 128
 

 Znane baśnie właśnie zyskały wymiar feministyczny.

Lubicie współczesne wariacje na temat wybranej bajki? Ja uwielbiam! I coś czuję, ze duet autorski Laura Lane i Ellen Haun postawił wysoko poprzeczkę jeśli chodzi o dowolną interpretację. Te dwie panie stworzyły opowieść o Kopciuszku jakiej jeszcze nie było. Powiedzieć o niej oryginalna, to jakby nie powiedzieć nic.

Najpierw zacznijmy od konkretów. Książeczka jest króciutka, liczy sobie zaledwie ponad sto stron. Treść jest dynamiczna, litery duże, ilustracje imponujące, więc spokojnie w jeden wieczór całą historię przeczytacie nawet dwa razy. Sprawdza się tu jednocześnie powiedzenie nie ilość, a jakość się liczy, ponieważ trzymając w swoich dłoniach tą fantastycznie wydaną książkę cieszyłam się jak małe dziecko.

W przypadku tej książki Kopciuszek to nie taka zwykła sierotka, którą można uznać za popychadło. O nie! Tutaj, żyjąca w odległych czasach, ze złośliwą i roszczeniową macochą oraz jej trzema podłymi córkami, dziewczyna wie jak o siebie zadbać. Podkasa rękawy, wchodzi z ram klasycznej baśni i walczy o swoje. Tak jak pozostałe księżniczki, które biorą sprawy w swoje ręce i pokazują siłę feminizmu w realnym życiu.

Dowcipna, błyskotliwa, pomysłowa wariacja na temat klasycznych księżniczek w tej książce nabiera konkretnego znaczenia. Otrzymujemy silne osobowości, bohaterki, które śmiało mogą stanowić dla nas wzór do naśladowania. "Kopciuszek i szklany sufit" rozbija bank i jednoczy kobiecą siłę, pozwalając by księżniczki porzuciły swoje głupiutkie oczekiwania i zawalczyły o swoje. Księcia na białym koniu nikt nie przewiduje. Osobiście książką jestem zachwycona i już myślę ile potrzebuję egzemplarzy, by rozdać moim najbliższym, bo takie książki zdecydowanie warto ofiarowywać w prezencie. Pamiętajcie tylko, że to zdecydowanie nie jest lektura dla dzieci.

"Chłopiec, który przeżył Auschwitz. Historia prawdziwa" Tomasz Wandzel

 "Chłopiec, który przeżył Auschwitz. Historia prawdziwa" Tomasz Wandzel, Wyd. MG, Str. 400
 

Historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.

 

Z chęcią sięgam po różne książki od literatury młodzieżowej po klasyki. Jednak na historie obozowe wciąż mam wrażenie, że decyduję się zdecydowanie za rzadko, a przecież to tak ważna część naszej historii i lektury pisane przede wszystkim samymi emocjami.

"Chłopiec, który przeżył Auschwitz" to powieść pisana oczami chłopca, który przeżył piekło i poznał Auschwitz z każdej możliwej strony. Myślę, że nikomu nie muszę przypominać, że to powieść oparta na faktach, bo niemal każda książka tego gatunku jest podparta prawdziwymi doświadczeniami. To mocniej wpływa na czytelnika, sprawia że jednoczy się z bohaterami a w dodatku znacznie bardziej odczuwa każdy detal czytanej fabuły.

Książka Tomasza Wandzela opowiada o losach Griszy, zaledwie pięcioletniego chłopca, który trafił do obozu wraz z mamą, babcią i rodzeństwem. Wyrwany z rodzimej Białorusi, już w pierwszych dniach stracił swoich najbliższych i został skazany na samotność. Grisza przeszedł w obozie zapalenie płuc, w dodatku dwa razy był pacjentem samego doktora Mengele a jednak jakimś cudem doczekał wyzwolenia i ocalenia. I choć to była podróż przez prawdziwe piekło to na tym powieść się nie kończy - autor pozwala nam dowiedzieć się co działo się z bohaterem po wyzwoleniu, pokazuje jak tułał się po przytułkach i nie mógł znaleźć swojego miejsca w świecie mając poczucie, że nigdzie nie poczuje się już jak w domu.

Fabuła chwyta za serce, jak każda powieść z tym motywem. Autor jednak pozwala czytelnikowi wczuć się w czytaną historię poprzez towarzyszące nam emocje i - co osobiście mnie zaskoczyło - miejscami nawet pozwala sobie na subtelne żarty, aby rozładować napięcie. Dzięki temu otrzymujemy wiarygodny, dojrzały i bardzo prawdziwy, choć piekielnie smutny obraz ponurej obozowej rzeczywistości i życia po opuszczeniu obozu.

"Chłopiec, który przeżył Auschwitz. Historia prawdziwa" porusza serca i pozostaje w głowie czytelnika na długi czas. To dojrzała lektura, tym mocniejsza, że oparta na prawdziwych wydarzeniach. Bardzo łatwo było mi wejść w skórę głównego bohatera i wraz z nim przeżywać towarzyszące mu tragedie i chociaż nie była to łatwa podróż to wiem, że jeszcze nie jeden raz do niej wrócę, bo chociaż łamie serce - należy o niej pamiętać.

niedziela, 21 lutego 2021

"Trzynasta opowieść" Diane Setterfield

 
 "Trzynasta opowieść" Diane Setterfield, Tyt. oryg. The Thirteenth Tale, Wyd. Albatros, Str. 448

 

Był sobie kiedyś dom zwany Angelfield. 
Mieszkały w nim siostry bliźniaczki. 
Czy wierzycie w duchy? 
No to posłuchajcie...

Wcześniejsza książka autorki, czyli "Była sobie rzeka" ogromnie mnie oczarowała i stanęła na półce pośród ulubionych lektur. Nie mogłam więc przejść obojętnie obok "Trzynastej opowieści", która nie tylko zapowiadała się na wciągającą lekturę, ale i kusiła mnie do siebie przepięknym wydaniem.

Być może znacie już tą historię, może macie na swojej półce starsze wydanie tej książki, ponieważ pojawiła się u nas już kiedyś, kilka lat wstecz. Mam wrażenie, że wtedy przeszła jednak wśród czytelników bez większego echa, przeczytana i zapomniana a to wielka szkoda. Liczę, że nowe, przepiękne wydanie pozwoli tej powieści odżyć na nowo, ponieważ to wspaniała, przejmująca literatura o wewnętrznej sile książek.

To złożona, wielowymiarowa i wielowątkowa historia, która na pierwszy plan wysuwa charakterystykę przeróżnych bohaterów. Poznajemy Margaret Lea, młodą biografkę będącą spoiwem łączącym współczesność z przeszłością oraz osobliwą rodzinę dawniej mieszkającą w pięknej posiadłości Angelfield. Zapewniam Was przy tym, że każdy bohater tej powieści to indywidualna jednostka warta bliższego poznania, nie zawsze pozytywna, ale na pewno intrygująca i dająca do myślenia, ponieważ Diane Setterfield wprawnie żongluje osobowościami i pozwala nam poznać bohaterów, których cechują nie tylko różne osobowości, ale i skrywane głęboko sekrety.

To pięknie napisana, inteligentna oraz przejmująca powieść, która łączy w sobie wiele gatunków. Z jednej strony pojawia się wątek pełen pasji, namiętności i uniesień, z drugiej opowieść o duchach i dawnych czasach aż w końcu strach, tajemnicę i niedomówienia. Fabuła mocno wpływa na czytelnika, który do samego końca nie może być pewien jej ostatecznego zakończenia, ale i silnie oddziałuje na niego emocjonalnie, ponieważ czytając każdą kolejną stronę przeżywałam wraz z bohaterami na własnej skórze wszystko to co ich spotkało. W dodatku prozę Diane Setterfield cechuje wspaniały, niemalże poetycki styl, który dodaje jej opowieściom uroku i tym samym można przepaść w fabule na długie, niezapomniane godziny.

Jestem zachwycona lekturą "Trzynastej opowieści" i mam nadzieję, że to piękne wydanie i Was skłoni do poznania tej przejmującej, budzącej skrajne emocje historii. Wspaniale napisana, urzekająca, z mnóstwem oryginalnych bohaterów zachwyca klimatem i zatrzymuje przy sobie treścią. To wielowątkowa, wielowymiarowa powieść, która oczaruje każdego, bez względu na literackie upodobania, ponieważ łączy w sobie wszystko to co niezbędne, by książka wpływała na serce i rozum czytelnika.

sobota, 20 lutego 2021

"Kobieta w czerni. Rączka" Susan Hill

"Kobieta w czerni. Rączka" Susan Hill, Tyt. oryg. Woman in Black, The Small Hand, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 344
 

Zapierające dech opowieści grozy Kobieta w czerni i Rączka to klasyczne opowieści o duchach.

 

Dajcie mi książkę, rzućcie hasłem, że to horror i już mnie nie ma, przepadłam z nią na dobre. Uwielbiam bowiem ten gatunek w literaturze z dwóch różnych przyczyn: dreszcz przerażenia podczas czytania to coś co zawsze jest dla mnie wielką wartością, ale zaledwie garstka lektur wystraszyła mnie na poważnie, więc wciąż szukam tych najlepszych, najstraszniejszych.

Propozycja od Susan Hill to powieść z typowego gatunku grozy, czyli mamy duchy, zjawy, wszelkie zjawiska paranormalne oraz niepowtarzalny, mocny klimat, który można od gęstej atmosfery ciąć nożem. To niewątpliwie atut dla tej historii, ponieważ czytając ją do poduszki, przy zgaszonym świetle na pewno narażamy się na pobudzoną wyobraźnię oraz odpowiednie napięcie. Zarówno "Kobieta w czerni" będąca lekturą oraz dodana do niej nowelka "Rączka" są pisane z potrzeby przerażenia czytelnika wpływając na jego podświadomość i to na pewno Hill się udało, ponieważ podczas czytania miałam nie jeden raz dreszcze.

Arthur Kipps, główny bohater "Kobiety w czerni" to obiecujący adwokat, który przyjeżdża do małej miejscowości, by wziąć udział w pogrzebie klientki. Pozostaje po ceremonii, by załatwić wszystkie sprawy spadkowe, ale nie spodziewa się, że dom zmarłej kryje w sobie przerażającą tajemnicę. Natomiast Adam Snow, bohater "Rączki" również zostanie wystawiony na konfrontację z siłami zła, gdy jakaś niewidzialna siła zachęci go do poznania tajemnicy starego Białego Domu. Obaj bohaterowie staną w obliczu zaskakującego wyzwania, ale dzięki nim przeżyłam fascynującą przygodę pełną duchów, sekretów i niedopowiedzeń, która wpłynęła na moją psychikę i chyba to było motorem napędowym do tego, by podczas czytania zaglądać we wszystkie ciemne zakamarki pokoju.

Nie bójcie się sięgać po powyższą lekturę, nie martwcie się też gatunkiem do którego została zaklasyfikowana. Chociaż Susan Hill świetnie radzi sobie z horrorem to często wychodzi również poza ramy gatunku serwując nam po prostu wyborną lekturę od której ciężko się oderwać a w której znajdziemy wiele ponadczasowych motywów. Uważam więc, że "Kobieta w czerni. Rączka" to lektura idealna dla każdego kto szuka w książkach czegoś więcej i chce sięgać po treściwe, dobrze napisane, zapadające w pamięć opowieści.

piątek, 19 lutego 2021

Przedpremierowo: "Wiosna koloru słońca" Carina Bartsch

  "Wiosna koloru słońca" Carina Bartsch, Tyt. oryg. Sonnengelber Frühling, Wyd. Media Rodzina, Str. 446
    PREMIERA: 10 marca 2021r.
 

"Wiosna koloru słońca" to trzecia (po "Lecie koloru wiśni" i "Zimie koloru turkusu") część historii o burzliwej miłości Emely i Elyasa.

"Wiosna koloru słońca" była dla mnie ogromnym wyzwaniem. Z jednej strony zacierałam ręce, bo w końcu, po tylu latach pojawił się trzeci tom mojej najukochańszej serii romantycznej. Z drugiej jednak nie byłam przekonana czy ta kolejna część była potrzebna. Uspokoiła mnie jednak sama autorka, która już na wstępie zaznaczyła, że przeanalizowała z każdej strony potrzebę powstania ciągu dalszego. I na szczęście postawiła na pisanie, ponieważ mimo moich obaw, zakochałam się w tej historii równie mocno co we wcześniejszych częściach.

Żeby docenić fabułę, polecam wrócić do tego co wydarzyło się na początku. Inaczej najnowszy tom może nie wypaść tak dobrze jak powinien, a to byłoby szkodą dla tej wyjątkowej serii. Odświeżenie sobie całej historii będzie na pewno przyjemną przygodą, ponieważ to najlepsza romantyczna historia jaka powstała i nawet po latach, gdy wróciłam do tego co tak mocno mnie oczarowało, czuję się jakby wygrała los na loterii otrzymując tak piękną, zabawną, dynamiczną, sarkastyczną historię. 

Uwielbiam Emely i Elyasa. Mogę to napisać z całą pewnością, ponieważ po latach darzę ich równie silnym uczuciem co podczas pierwszego czytania. To bohaterowie szczerzy, wiarygodni, pełnowymiarowi i bardzo inteligentni. Nie ma tu miejsca na głupiutkie czy naiwne dialogi, nie ma miejsca na bezsensowne sceny. W tej historii wszystko ma znaczenie a bohaterowie podejmują decyzje mające wpływ na całą fabułę. Wydawać by się mogło, że to już zamknięta opowieść, że już nic się do niej nie wciśnie a jednak Bartsch ponownie wrzuca bohaterów w sam środek przeciwności losu, by ich miłość wcale nie była taka łatwa.

Ponownie historia zaiskrzy od dowcipów, ciętych ripost i zabawnych dialogów. Pojawią się też wzloty i upadki, żeby początki związku Emely i Elyasa nie były takie łatwe. Na szczęście będą mieli u swojego boku wyjątkowych przyjaciół, którzy pomogą im pokonać wyzwania a sami bohaterowie docenią bycie blisko siebie jeszcze bardziej, gdy przyjdzie im zrozumieć, że razem łatwiej jest walczyć o swoje.

"Wiosna koloru słońca" uciekła klątwie kontynuacji i utrzymuje równie wysoki poziom co dwie poprzednie części. Bohaterowie są równie uroczy i sympatyczni co na samym początku, równie kochani i uzależniający. Podczas czytania było dużo śmiechu, dobrej zabawy, ale i niepewności co do losów ulubionych postaci, więc śmiało mogę napisać, że Carina Bartsch po raz kolejny oczarowała mnie na całego.

czwartek, 18 lutego 2021

Przedpremierowo: "Cztery liście koniczyny" Weronika Tomala

 "Cztery liście koniczyny" Weronika Tomala, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 296 
PREMIERA: 23 luty 2021r. 

Nie dam ci nic w zamian, ale proszę, daj mi szansę. Bo możesz uratować czyjeś życie. Wiedz, że jest teraz w twoich rękach.

 

Mam nadzieję, że nazwisko Weroniki Tomali jest Wam znane, ponieważ to autorka, która powoli, ale i skutecznie podbija serca wszystkich fanów powieści obyczajowo romantycznych. Moje zdobyła już przy debiutanckiej książce, która wcale nie wydawała się pierwszą jej powieścią a lekturą w pełni doświadczonej pisarki, co śmiało może posłużyć za najlepszą rekomendację rozwoju pisarskiej drogi Weroniki.

Śledząc od początku wszystkie jej książki muszę przede wszystkim napisać, że za każdym razem zachwyca mnie fabuła. Umiejętnie trafia w otaczającą nas rzeczywistość, jest szczera i wierna życiowym problemom, przez co bez problemu można utożsamić się z bohaterami, zrozumieć ich troski, wybory czy sercowe rozterki a także wyobrazić ich sobie jako naszych sąsiadów, przyjaciół czy współpracowników. Taka jest właśnie twórczość Weroniki Tomali - świadoma, nieskomplikowana, idealnie oddająca prozę życia a przy tym piekielnie intrygująca i pochłaniająca czytelnika od pierwszej strony.

Do tej pory szczególne miejsce na mojej półce miała książka "Gdzie diabeł mówi dobranoc". Dziś ustępuje miejsca "Czterem liściom kończyny", historii poruszającej, zaskakującej i dającej do myślenia. Wszystko zaczyna się bowiem od pielęgniarki, Judyty, która znajduje notatnik z zapisanymi słowami, które całkowicie odmienią życie bohaterki. Początkowo Judyta nie bierze do siebie tego co przeczytała, ale kolejne wydarzenia w jej życiu szybko utwierdzają ją w przekonaniu, że nie będzie mogła przejść obojętnie obok nowego wyzwania. A czytelnik z zapartym them śledzi przebieg tej fabuły, trzymając kciuki za główną bohaterkę oraz po cichu wycierać łzy wzruszenia. Autorka bardzo trafnie oddała zmianę zachodzącą w Judycie, pięknie zaprezentowała postać Mateusza, który odegra niebawem kluczową rolę oraz udowodni, że miłość w prawdziwym życiu nie zawsze jest taka prosta.

Fabuła broni się sama, ponieważ mimo stosunkowo niewielkiej ilości stron książka wciąga w wir wydarzeń i trzyma nas w swoich objęciach do ostatniej strony. To nie pierwsza książka autorki, która tak mocno na mnie podziałała, ale ta w dodatku ma pewne dodatkowe emocje oraz subtelny sekret dzięki czemu zyskujemy fantastyczny klimat. Otoczeni więc szczerą historią, błyskotliwą i przepełnioną lawiną uczuć czytamy z zapartym tchem historię, która bez problemu mogłaby rozgrywać się tuż obok nas.

"Cztery liście kończyny" opowiadają o bólu, stracie i cierpieniu, a także o nadziei na lepsze jutro, miłości, przyjaźni i wzajemnym zrozumieniu. Nie jest to prosta książka, ale nie jest też szczególnie skomplikowana - to po prostu szczera, czysta proza życia, która porywa nas w niezapomnianą podróż pełną ludzkich problemów. Weronika Tomala po raz kolejny udowadnia, że wie jak uchwycić ulotność chwili i podbija poprzeczkę innym polskim pisarzom.

środa, 17 lutego 2021

"Zauroczona, zwariowana, zakochana" Laura Steven

"Zauroczona, zwariowana, zakochana"
Laura Steven, Tyt. oryg. The Love Hypothesis, Wyd. Media Rodzina, Str. 344
 
Jaki wpływ na jej przyjaźń będzie miało tajemnicze odkrycie? Czy Caro w końcu uda się odnaleźć pewność siebie i dostrzec swoje piękno?

 
Co łączy błyskotliwą autorkę i powieść młodzieżową? Historia pouczająca, zabawna i idealnie wpasowująca się we współczesne czasy.  Laura Steven trafia punkt ze swoją lekturą i pozostawia w głowie czytelnika nie mały chaos.

Piękna okładka skrywa równie ciekawe wnętrze. Polecam jednak podejść do tej książki bez konkretnych oczekiwań, ponieważ ja nastawiłam się na typowe romansidło dla młodzieży a otrzymałam wszystko dookoła z najmniej istotnym wątkiem romantycznym. Okazuje się, że to książka, która nawiązuje do wielu motywów i pozwala nastoletniemu czytelnikowi poczuć bliskość z bohaterką mierzącą się z podobnymi problemami. Dorosły zaś doceni podjętą tematykę i wszechobecny humor.

Caro Kerber-Murphy, główna bohaterka, to dziewczyna w towarzystwie której warto spędzić wolne chwile. Piekielnie inteligenta, błyskotliwa, z indywidualnym poczuciem sarkazmu oraz ironii, wykreowana jako postać z krwi i kości. Wzdycha potajemnie do Harukiego, który wcale nie odwzajemnia jej uczuć i choć ma u boku swoich cudownych ojców oraz przyjaciółki to czuje się piekielnie samotna. Bardzo łatwo więc zrozumieć jej dylematy czy nawet utożsamić się z samą bohaterką, ponieważ jej historia od początku do końca jest szczera i nacechowana sporą dawką emocji.

Autorka porusza się ze swobodą po przedstawianych wydarzeniach, widać na pierwszy rzut oka, że pisanie sprawia jej przyjemność a lekkość stylu przychodzi jej naturalnie. Dzięki temu otrzymujemy sympatyczną lekturę z delikatnym wątkiem homoseksualnym, wielką wartością przyjaźni, zaskoczeniem związanym z odkryciem Caro aż w końcu przedstawieniem bohaterki takiej jak my - silnej i niezależnej, a jednak skrycie oglądającej komedie romantyczne. W fabule zawarte jest zatem wszystko co istotne, by mogła odnieść sukces a ja uważam, że to jedna z przyjemniejszych powieści młodzieżowych jakie ostatnio czytałam. 

Tytuł książki idealnie oddaje całe sedno. "Zauroczona, zwariowana, zakochana" to lektura dla każdego, która bawi i sprawia, że czytelnik od pierwszych stron zaprzyjaźnia się z bohaterami. Błyskotliwa, inteligenta i przy tym zabawna, pozwala z dystansem spojrzeć na świat nastoletnich bohaterów i pokibicować głównej bohaterce w jej drodze do celu. Czyta się ją błyskawicznie, więc polecam jako lekturę na leniwe popołudnie czy książkę do poduszki. 

wtorek, 16 lutego 2021

"Wszystko, co brzydkie i cudowne" Bryn Greenwood

"Wszystko, co brzydkie i cudowne" Bryn Greenwood, Tyt. oryg. All the Ugly and Wonderful Things, Wyd. Papierowy Księżyc, Str. 556
 

Piękna i prowokująca historia miłosna o ludziach, których nie miało prawa nic połączyć.

 

Oto książka, która budzi skrajne emocje. Kontrowersyjna, zaskakująca, bardzo nietypowa. Uzależniająca pod względem emocjonalnym, pozostająca w myślach nawet długo po zamknięciu ostatniej strony i bardzo, bardzo odważna.

Sięgając po "Wszystko, co brzydkie i cudowne" zupełnie nie spodziewałam się tego, co zastanę w środku. Liczyłam na powieść wciągającą, ale nie byłam pewna co do kierunku w jakim zmierzała fabuła. Mgliście sądziłam, że będzie to powieść obyczajowa, ale na pewno nie romans, który rozwinął się wraz z rozwojem sytuacji i okazał się bardzo nietypowy pod każdym możliwym względem. Nie mogę zdradzić toku wypadków bez spojlerowania, ale to nawet dobrze, ponieważ ocenić tą książkę może tylko ten, kto odważy się ją przeczytać i przeanalizować postawy bohaterów.

To jedna z tych powieści, która będzie miała tyle samo zwolenników co przeciwników. Sama nie jestem pewna po której stronie stoję, ponieważ z jednej strony jestem zauroczona i oczarowana stylem autorki, przez który nie mogłam oderwać się od lektury, z drugiej czuję spory niesmak. Bryn Greenwood balansowała na granicy co jakiś czas próbując ją przekroczyć i przez to budząc skrajne emocje, ale przez to nie było nudno, historia okazała się lekturą z przekazem, głębią, nawet z przytupem i uważam, że to podziałało na jej korzyść. I choć w głowie mam wiele myśli niestety wciąż nie przekonuje mnie ostateczny bieg wydarzeń.

To opowieść ośmioletniej Wavy, wychowanej wśród ludzi uzależnionych od narkotyków. Mimo młodych lat już czuje się najbardziej dorosłą w domu i to faktycznie widać podczas czytania. Nieustannie musiałam sobie przypominać o wieku bohaterki, ponieważ autorka wykreowała ją na dorosłego człowieka i chyba przez to powstało to całe zamieszanie. Wavy była mądra, inteligentna i dostrzegała wszystko to co ją otacza. Mimo, że się nie odzywała, była świetnym oraz pojętnym obserwatorem. Nie mam pojęcia co sprawiło, że postanowiła zaufać Kellenowi i obdarowała go tak silnymi emocjami, ale gdyby nie wiek bohaterów, gdyby autorka dodała Wavy lat i nie robiła tak wielkiej różnicy pomiędzy nimi, pokusiłabym się o stwierdzenie, że to piękna książka. Bo ona taka w rzeczywistości jest, Greenwood pisze piekielnie plastycznie, jej styl jest niesamowity, całość chce się czytać właśnie dla opisywanych wydarzeń i tylko ten główny wątek, ten konkretny szkopuł w postaci wieku bohaterów wszystko psuje, bo zamiast wielowymiarowej powieści romantycznej otrzymujemy po prostu niesmaczną relację, która miejscami budziła nawet moje obrzydzenie.

Stąd ta sprzeczność, przynajmniej u mnie, stąd brak konkretnej oceny. "Wszystko, co brzydkie i cudowne" porusza wiele ważnych kwestii, wartości i zasad moralnych, i właśnie ten motyw podobał mi się najbardziej. Podobały mi się także w pełni wiarygodne sylwetki bohaterów, sam plastyczny jeżyk opowieści, nie owijanie w bawełnę czy nawet brutalność rzeczywistości w jakiej poruszali się bohaterowie. Szokuje natomiast fakt samego głównego motywu a już na pewno obojętność otoczenia na to co się dzieje. Wiele drugoplanowych bohaterów wręcz przyklaskiwało relacji Wavy oraz Kellena! Rwałam włosy z głowy podczas czytania, gotowałam się ze złości i zachwycałam się pięknymi piórem autorki. Trudno zatem oderwać się od tej powieści, trudno także przejść obok niej obojętnie. Po lekturze w mojej głowie pozostała lawina sprzecznych emocji a nawet kilka dni po skończeniu wciąż nie miałam ochoty sięgać po inną lekturę mając w pamięci losy bohaterów i rozpatrując ich drogę. Myślę, że to jest najlepsza rekomendacja dla tej książki, którą bądź co bądź, musicie jednak przeczytać sami, by ocenić według własnego sumienia. Powieść znajdziecie w księgarni Taniaksiazka.pl na półce, gdzie stoją inne książki dla kobiet.

poniedziałek, 15 lutego 2021

"Tuż za ścianą" Louise Candlish

 "Tuż za ścianą" Louise Candlish, Tyt. oryg. Those People, Wyd. Muza, Str. 416
 

Trzymający w napięciu domestic thriller o przewrotnej fabule, po którym zadacie sobie pytanie: Czy można tak bardzo znienawidzić sąsiada, żeby posunąć się do zabójstwa?

 

Louise Candlish, autorka książki "Na progu zła", powraca z nową propozycją, również thrillerem psychologicznym. Czy i tym razem pozytywnie nas zaskoczy i porządnie nami wstrząśnie?

Uwielbiam thrillery psychologiczne, a te opowiadające o tym co dzieje się za ścianą, w prywatnym życiu bohaterów, którzy otaczają się pozorami - najbardziej. Sądzę, że każdy dom skrywa swoją tajemnicę a kiedy otrzymuję propozycję rozwikłania danej zagadki, nie waham się ani chwili. Tak było w przypadku "Tuż za ścianą", książki która od samego początku wydała mi się intrygująca, nie tylko przez ładną okładkę, ale i zapowiedź wielu zaskakujących, wręcz niebezpiecznych sekretów.

Fabuła od początku mnie wciągnęła, polubiłam bohaterów i z przyjemnością śledziłam przebieg wydarzeń. Wyczułam subtelne, wiszące w powietrzu napięcie, ale ostrzegam tych, którzy nastawiają się na silne przeżycia, że jest to bardziej powieść oparta na historii obyczajowej z tajemnicą oraz nutą niebezpieczeństwa niż rasowy thriller. Tak było w przypadku wcześniejszej książki autorki, tak jest także teraz, więc mogę to uznać za charakterystyczny styl autorki, który absolutnie mi nie przeszkadza. Louise Candlish pisze na tyle wciągająco, że jej książka porywa od pierwszej strony bez względu na natężenie napięcia w tle.

Wszystko toczy się na podmiejskiej ulicy, Lowland Way, uważanej przez bogaczy za najlepsze miejsce do osiedlenia. Niczym bajkowa kraina, ulica ta oferuje piękne rezydencje, życzliwych sąsiadów i wiele przyjaciół dla naszych pociech. Jednak pewnego dnia idyllę przerywa małżeństwo, które z nikim się nie liczy. Darren i Jodie dopiero się wprowadzili a już dają popalić sąsiadom. Gdy dochodzi do tragedii oskarżenia więc łatwo kierować w stronę Darren. Tylko czy to wszystko jest naprawdę takie proste?

Detektywi prowadzą śledztwo, po kolei przesłuchują światków i tak dowiadujemy się, że każdy z sąsiadów ma coś do ukrycia. Uwielbiam takie śledztwa i te wszystkie wyjawiane tajemnice! Podczas czytania bawiłam się więc wspaniale snując domysły na temat poszczególnych bohaterów i cieszę się, że postać detektywów była na tyle dociekliwa, że nie dali wiary sąsiadom i sami postanowili odkryć prawdę. Drążyli, drążyli i wyciągali na światło dnia kolejne fakty sprawiając, że "Tuż za ścianą" zmieniło się w zaskakującą, niesamowicie wciągającą lekturę, która do finałowej strony nie postawiła kropki nad "i". Jestem zachwycona pomysłem oraz wykonaniem i poproszę znacznie więcej podobnych historii od tej autorki!

niedziela, 14 lutego 2021

"Kochanie, nie rań mnie" Karolina Wasilewska

 "Kochanie, nie rań mnie" Karolina Wasilewska, Wyd. Niezwykłe, Str. 266
 

Świetnie napisany, pełen seksownego napięcia debiut z zemstą w tle!

 

Romantyczna przygoda skończyła się burzą sprzecznych emocji. Czy bohaterowie staną na wysokości zadania i zaprezentują nam historię romantyczną w krwi i kości? O tym przekonacie się sięgając po książkę Karoliny Wasilewskiej, która przyciągnęła mnie do siebie bardzo uroczą okładką i intrygującą, obiecującą tajemnicę zajawką na ostatniej stronie.

Książka jest debiutem co niestety wychodzi podczas czytania. Fabuła okazała się zbyt mocno zakręcona a przez to czasami nielogiczna a sami bohaterowie czasami wypadali płasko, papierowo. To jednak przebłyski w samej historii, która ogólnie wypada ciekawie i sprawdzi się jako lektura na leniwe popołudnie. Nie podoba mi się jedynie wyciąganie amerykańskich imion skoro autorka jest Polką co ogólnie zaczyna mi doskwierać w książkach. Mamy tyle pięknych imion, że naprawdę warto je wykorzystać.

Przechodząc jednak do samej fabuły przyznaję, że chociaż pojawiły się niedopracowane momenty to całość da się czytać i czuję, że miło spędziłam czas w towarzystwie tej książki. Nie polubiłam się z główną bohaterką, która był dla mnie zbyt naiwna i czasami lekkomyślna, ale za to jej wybory czy decyzje nie były mi obojętne, więc coś między mną a historią zagrało i emocje się pojawiły - częściej negatywne, bo chętnie potrząsnęłabym Melody nie raz i nie dwa, ale uznaję to za pozytywną stronę książki, bo gdybym się nudziła, czułabym jedynie obojętność.

Historia jest lekka, pisana prostym stylem i opowiada historię miłosną w stylu romansu biurowego z nutką dreszczyku, na który przecież czekałam od samego początku. Co prawda jest to motyw bardzo króciutki i najmniej widoczny w całej fabule, ale podoba mi się, że autorka dodała Rhysowi tajemnicy, owiała go nutą sekretu oraz zemsty co dodało historii większej dynamiki. Tym samym męski bohater okazał się znacznie ciekawszy, pomysłowy w swoim planie i lepiej wykreowany, przez co skupił niemal całą moją uwagę.

"Kochanie, nie rań mnie" to lekka opowieść na leniwe popołudnie. Przyjemna, chociaż wymagająca dopracowania. Na pewno zdecyduję się na kontynuacje, nie tylko, by poznać losy bohaterów, ale i zobaczyć w którą stronę rozwinie się warsztat autorki. Tymczasem polecam Wam lekturę jeśli lubicie lekkie romanse biurowe, z nutką dreszczyku w tle. Do poczytania, do poduszki, jak znalazł.

"Lukrecja. Słodkie pożądanie" Anna Kasiuk

 "Lukrecja. Słodkie pożądanie" Anna Kasiuk, Wyd. Czwarta Strona, Str. 320
 

Dawniej się ze mnie śmiali. Dziś tańczą, jak im zagram.

 

Ah ta Anna Kasiuk, kobieta petarda! Do tej pory znana mi jako autorka wspaniałych powieści obyczajowych, po swojej ostatniej lekturze "Poza ringiem" zmieniła bieg swojej kariery i zaczęła poruszać w swoich powieściach także wątki silnie romantyczne. I wychodzi jej to rewelacyjnie.

"Lukrecja" to misz-masz gatunkowy, który wciąga na całego. Lektura bardzo kobieca, zmysłowa i silna jednocześnie stawia na pierwszym planie bohaterkę, która dla wielu z nas może okazać się wzorem do naśladowania. Przynajmniej w jakiejś części. Bo chociaż Lukrecja ma swoje za uszami to jest jedną z tych postaci, których losy śledzi się z zapartym tchem a determinację, by walczyć o swoje nie jeden mógłby jej pozazdrościć.

Fabuła powoli wprowadza nas w historię Lukrecji, dziewczyny, która wraz z wiekiem poznała atuty swojej kobiecości. Kiedyś odrzucana przez rówieśników, niepewna i zakompleksiona, dziś jest chodzącym przykładem zmysłowości. Nic więc dziwnego, że wpada w oko swojemu nowemu szefowi. Tylko on nie wydaje się dla niej ani trochę atrakcyjny. Na szczęście dziewczyna odkrywa tajemnicę, która pozwoli jej wyrwać się spod władzy napastliwego szefa. Tylko czy nieczyste zagrywki nie okażą się dla niej niebezpieczne.

Nie spodziewałam się, że fabuła tej książki aż tak mnie wciągnie. Ogromnie polubiłam Lukrecję i kibicowałam jej przy podejmowaniu decyzji, jednocześnie dziewczyna imponowała mi swoją władzą. Autorka świetnie ujęła jej umiejętność żonglowania kobiecością zależnie od sytuacji a także przejściem z odgrywanej roli do zwykłej, sympatycznej dziewczyny, gdy pojawiał się słodki wątek romantyczny i na pierwszym planie pojawiał się uroczy Arek, współlokator dziewczyny. I choć chciałabym z Wami podzielić się całym ogromem towarzyszących mi emocji to jedyne co mogę, to zachęcić Was ogromnie do lektury, ponieważ to co działo się w drugiej połowie przeszło moje najśmielsze oczekiwania! Był strach, były łzy, było niebezpieczeństwo oraz niepewność co do losów bohaterów, ponieważ autorka z gracją i umiejętnością krążyła pomiędzy różnymi wątkami zamkniętymi w tej fabule.

"Lukrecja. Słodkie pożądanie" to różne oblicza miłości. Tej słodkiej i uroczej oraz tej, która zagraża naszemu życiu. Anna Kasiuk po raz kolejny udowadnia, że w jej rękach drzemie ogromny talent i zaprasza nas w wir nieprzewidywalnej przygody pełnej sprzecznych emocji. Jestem zauroczona jej najnowszą książką i zdecydowanie poproszę o więcej takich historii!

sobota, 13 lutego 2021

"W jednej chwili" Suzanne Redfearn

 "W jednej chwili" Suzanne Redfearn, Tyt. oryg. In An Instant, Wyd. Rebis, Str. 376
 

Przejmująca opowieść o tym, jak kruche jest życie, ale też o tym, jak silne potrafią być nasze więzi i wola przetrwania.

 

Widzicie tą piękną okładkę? Moją uwagę również przyciągnęła, gdy przeglądałam nadchodzące zapowiedzi. Dlatego kiedy tylko wpadła w moje ręce, od razu zabrałam się za lekturę z nadzieją, że szata graficzna dorówna wnętrzu. I nie pomyliłam się.

Suzanne Redfearn sięgnęła po motyw, który bardzo lubię a który w literaturze wciąż jest zbyt rzadko wykorzystywany. A szkoda, ponieważ kryje się w nim potencjał o czym możemy się przekonać czytając właśnie "W jednej chwili". To utrzymana w stylu powieści obyczajowej lektura o zawieszeniu pomiędzy światami, kiedy główna bohaterka otrzymuje możliwość zatrzymania się nad swoim życiem i spojrzenia z dystansem na wszystko co ją otacza.

Szesnastoletnia Finn cieszyła się z wyjazdu na narty, ponieważ mając przy sobie rodzinę i przyjaciół czuła się najszczęśliwsza. Jednak wydarzył się wypadek, ich samochód wypadł z ośnieżonej drogi a sama Finn stanęła w niecodziennej sytuacji. Nie umarła, ale nie była też w pełni żywa. Albo może po prostu nie odeszła w stronę światła? Ciężko mi to ocenić, ponieważ Finn tak usilnie pragnęła wrócić do swoich bliskich, że przez cały czas miałam poczucie, że gdzieś w tle pojawia się iskierka nadziei. Ale nie zdradzę Wam wzruszającego zakończenia - to musicie poznać już koniecznie sami. 

Powieść toczy się powolnym, spokojnym rytmem i nie ma w niej porywającej akcji. Jest jednak przepełniona po brzegi emocjami, rozterkami bohaterów oraz poczuciem "co by było gdyby". Dzięki Finn śledzimy nie tylko jej aktualną sytuację, ale także rodzinę i przyjaciół, którzy na własny sposób zmagają się z tragedią i zachowują się w zakasujący sposób. Czasami nie pomyślałabym, że dany autor będzie gotów posunąć się do takiego czy innego czynu. Dzięki temu powieść stała się głęboka, dojrzała, dała mi do myślenia i tym sposobem pochłonęła mnie na całego.

Spokojna i głęboka, ale absolutnie nie nudna "W jednej chwili" pozwoliła mi z dystansem spojrzeć na życie dzięki sytuacji w obliczu jakiej stanęła Finn. Wiarygodni bohaterowie, szczera i wzruszająca sytuacja a także wiele emocji sprawiły, że przeczytałam tą książkę szybciej niżbym tego chciała, ale przez to mogę tylko napisać, że jest piękna i warta przeczytania przez każdego.

"Hannah" Lucy Wild

 "Hannah" Lucy Wild, Wyd. NovaeRes, Str. 436
 

Jak myśleć o przyszłości, gdy przeszłość nie pozwala o sobie zapomnieć?

 

Tak, jak lubię sięgać po powieści ulubionych autorów, tak bardzo lubię odkrywać nowe style i historie. Dlatego właśnie "Hannah" trafiła w moje ręce, jako książka autorki, której do tej pory nie poznałam oraz jako bardzo dobrze zapowiadająca się historia. Czy zatem spełniła moje oczekiwania?

Tytułowa bohaterka ma zaledwie dwadzieścia lat i liczne koszmary na swoim koncie. Rok temu wydarzyło się coś co silnie wpłynęło ja jej teraźniejszość oraz potencjalną przyszłość. Postanowiła więc przenieść się do Nowego Jorku i tam zacząć od nowa. To okazało się strzałem w dziesiątkę, ponieważ nowe otoczenie okazało się lekiem na jej niezagojone rany a nowo poznani przyjaciele przynieśli ze sobą całą masę pozytywnej energii i szczerego wsparcia.

Liczyłam na ciekawą lekturę i otrzymałam dokładnie to co sobie wcześniej założyłam. Sama fabuła może nie porwała mnie od pierwszej strony, nie trzymała w napięciu czy nie zaskakiwała na każdym kroku, ale okazała się przyjemnym czasoumilaczem. Wybrałam ją jako lekturę do poduszki, do poczytania przed snem, żeby zrelaksować się po ciężkim dniu i w tej roli sprawdziła się idealnie, ponieważ akcja jest dynamiczna, nie ma przestojów a styl autorki jest lekki i przyjemny przez co całość czyta się bardzo szybko.

Lucy Wild sięga po znane nam motywy w codziennej odsłonie. Otrzymujemy więc zagubioną bohaterkę z bagażem traumatycznych doświadczeń na koncie, przyjaciół, którzy służą pomocną dłonią o każdej porze dnia i nocy a następnie romans, który zmienia się na oczach czytelnika ze zwykłej przyjaźni w coś znacznie głębszego. Mam jednak wrażenie, że relacja pomiędzy Hannah a Willem była zbyt mało plastyczna, trochę niedopracowana, wszystko działo się za szybko a zabrakło głębszych emocji. Podobnie jest z całą fabułą, która chociaż lekka i przyjemna, wydaje się kluczyć pomiędzy licznymi tematami, ale nie przystaje, nie pokazuje nam tego jednego, konkretnego motywu i nie skupia się na nim. Wszystko jest jakby skrócone, coś zaczęte, coś niedokończone, chciałoby się więc powiedzieć, że to książka z potencjałem, choć nie wykorzystanym do końca.

"Hannah" na pewno umili popołudnie i jako przerywnik w czytaniu innych, poważniejszych lektur, sprawdzi się w sam raz. Ma plusy, ma też sporo minusów, ale nie jest lekturą złą i mnie osobiście nie zawiodła. Lekka, przyjemna, prosta w przekazie na pewno zyskuje w oczach czytelnika przy końcowych rozdziałach, które wydają się najbardziej dopieszczone i niosące ze sobą coś konkretnego. Liczę więc, że swoją debiutancką powieścią autorka toruje sobie drogę do lepszego stylu i wypracowanego warsztatu, by w kolejnych książkach niejednokrotnie nas zaskoczyć.

piątek, 12 lutego 2021

"Skrawek pola" Kasia Bulicz-Kasprzak

 
"Skrawek pola" Kasia Bulicz-Kasprzak, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 448
 
Czy ubóstwo i niedostatek są człowiekowi przeznaczone na zawsze, czy majątek może zapewnić szczęście? Czy człowiek potrafi przeciwstawić się temu, co przynosi mu los?

 
Do książek Kasi Bulicz-Kasprzak mam ogromny sentyment. Jej "Nalewka zapomnienia" była jedną z pierwszych polskich książek, które udowodniły mi, że nasi rodzimi autorzy wiedzą doskonale jak sprawić, by czytelnik był zachwycony. I tak rozpoczęła się moja przygoda z książkami tej autorki, która trwa do dziś. A na dokładkę dodam, że sama Kasia nigdy mnie nie zawiodła swoimi fabułami.
 
Tym razem autorka oddaje w nasze ręce pierwszy tom nowej sagi. Saga wiejska zapowiada się imponująco, napisana jest bowiem z rozmachem, choć przebija się przez nią przede wszystkim ogromna wiarygodność i proza życia. Fabuła rozpoczyna się w XX wieku, więc od razu na starcie otrzymujemy wspaniały klimat oraz bohaterów w towarzystwie których rzeczywistość na moment przestaje istnieć.

Na Zamojszczyźnie swoje miejsce maja trzy różne rodziny, które łączy jeden fakt - na świat przychodzą dziewczynki. Trójka niepołączonych ze sobą w żaden sposób dzieci nie spodziewa się, że przez lata ich wspólne losy będą łączyć się w zupełne nieprzewidywalny sposób. A kto jak kto, ale Kasia Bulicz-Kasprzak doskonale wie jak zapleść losy bohaterów tak, abyśmy do samego końca nie wiedzieli jak zakończy się ich przygoda, więc całą książkę czytałam z zapartym tchem, śmiejąc się wraz z dorastającymi dziewczynkami i na własnej skórze przeżywając ich troski.

Na pewno zaskoczy Was fakt, że fabuła oparta jest na opowieściach rodziny autorki. Dla mnie to zawsze miły dodatek do historii, która od razu otrzymuje w moich oczach kilka dodatkowych punktów wiarygodności. Chociaż fabuła sama w sobie płynie swobodnym, powolnym rytem to nie ma mowy o nudzie podczas czytania - nie, kiedy polska wieś wyczuwa w powietrzu nadchodzącą wojnę a losy bohaterów usłane są pasmem licznych niepowodzeń i chwil ulotnego szczęścia. Tutaj uwielbia się każdego, za jego charakter i indywidualność oraz wyciąga na wierzch ponadczasowe wartości, które liczyły się zarówno w czasach, gdy rozgrywa się ta powieść, jak i teraz.
 
"Skrawek pola" to zachwycający, szczery i bardzo błyskotliwy obraz wsi z XX wieku. Kasia Bulicz-Kasprzak nie zawodzi ani przez moment i ponownie zabiera nas w sam środek wyjątkowej, niezapomnianej przygody. Tutaj emocje przeplatają się z prawdziwym życiem a po zamknięciu ostatniej strony pozostaje jedynie tęsknota za kolejnym tomem i dalszymi opowieściami o bohaterach.