czwartek, 30 lipca 2015

"Lato drugiej szansy" Mrogan Matson

"Lato drugiej szansy" Morgan Matson, Tyt. oryg. Second Chance Summer, Wyd. Jaguar, Str. 413

Wiele książek skierowanych do młodzieży ma radosny wydźwięk, który ma sugerować, że życie jest wyłącznie pełne szczęśliwych chwil, a o tych złych nie warto pamiętać. "Lato drugiej szansy" to książka, która jest tego całkowitym przeciwieństwem.

Każdy żyje w pędzie dnia codziennego i gdy słyszy o tragedii, która dotknęła jakąś rodzinę nie bierze pod uwagę, że nieszczęście czeka na każdym kroku i macha na to ręką ze zdecydowanym "mnie to nie dotyczy". 

"[...] uświadomiłam sobie, jak cenne były te wspomnienia. Tysiące chwil, które traktowałam jako coś oczywistego, przede wszystkim dlatego, że zawsze zakładałam, że będą ich jeszcze kolejne tysiące."

Przekonała się o tym Taylor, bohaterka książki, która z trójki swojego rodzeństwa okazała się najbardziej niewyróżniającą się dziewczyną. Najstarszy Warren to chodząca encyklopedia i wielka ambicja, a najmłodsza Gelsey już wykazuje zadatki na słynną primabalerinę. Niestety Taylor została ulokowana pośrodku i nie wykazała się żadnym szczególnym talentem. Kiedy dowiaduje się, że jej ojciec jest ciężko chory a rodzina decyduje się na spędzenie wspólnego lata w domku letniskowym nad jeziorem dziewczyna wyczuwa kłopoty, od których chętnie by uciekła jak najdalej. Tylko czy to coś zmieni?

Taylor jest nie tylko główną bohaterką, ale i narratorką opowieści, która w swojej roli odnalazła się bardzo dobrze. Bohaterka zawsze znalazła się w kluczowych miejscach dla fabuły dzięki czemu zrelacjonowała wszystko co tylko było możliwe i nie ograniczała się do swoich wewnętrznych rozterek. Jedyny problem Taylor to strach przed problemami, który każe jej uciekać jak najdalej, zostawiając wszystko to z czym trzeba się zmierzyć. Robiła tak od zawsze, dlatego te wakacje okazały się dla niej złe nie tylko ze względu na chorobę ojca, bo przyszło jej się zmierzyć z błędami popełnionymi pięć lat wcześniej. Jednak niezależnie od tego jak bardzo Taylor się boi lub jak źle czuje się w danej sytuacji prezentuje sobą ludzkie zachowania, które można zrozumieć, bez histerii czy użalania się nad samym sobą. 

"Lato drugiej szansy" to książka, która na pierwszy rzut oka skojarzyła mi się z "Ostatnią piosenką" Sparksa. Motyw przewodni jest bardzo podobny i można by zarzucić tym dwóm książką dużą zbieżność, ale w gruncie rzeczy obie książki idą zupełnie innym torem. Matson nie postawiła tragedii jako motywu przewodniego a jedynie sprawiła, że starła się ona z mocniej zarysowanym tematem wydarzeń związanych z życiem Taylor. Kilka rozdziałów książki zostało poświęconych retrospekcji z pięciu wakacji wstecz i wydarzeniom, które nadały bieg obecnej sytuacji pomiędzy Taylor a Lucy, jej dawną przyjaciółką i Henrym, pierwszym chłopakiem. To co dzieje się obecnie, to próba odbudowy tego co się wydarzyło, a - co bardzo mi się podobało - bez zapominania błędów, które mogły zostać jedynie wybaczone.

"Miłość nie jest jedynym, czego potrzebujemy - miłość jest wszystkim co istnieje.

Jedyne co mogę zarzucić tej książce to powolność, z jaką toczyła się fabuła. Wydarzenia są ciekawe, chce się o nich czytać, ale autorka skutecznie to uniemożliwiała swoim stylem. Zabrakło tutaj dynamizmu, który nadał by historii życia. Jest wiele wątków - romantyczny pomiędzy Taylor a Henrym, przyjacielski między Taylor a Lucy oraz ten dramatyczny pomiędzy kochającą się rodziną a tragedią, jaka ich dotknęła. I wszystkie z nich wykreowane zostały fachowo i z pomysłem, ale gdyby dodać do tego odrobinę żwawszej akcji całość prezentowałaby się znacznie lepiej.

"Lato drugiej szansy" to niesamowicie piękna i jednocześnie wzruszająca historia o tym jak cenne są chwile. Matson dobitnie przekazała znaczenie przyjaźni i prawdziwej miłości, ale to sposób ukazania mocy, jaka kryje się w rodzinie najbardziej mnie poruszył. I chociaż obiecałam sobie, że nie będę płakać, ostatnie strony nie pomogły mi zrealizować mojego postanowienia. Cudowna opowieść nie tylko na lato, która uświadamia, że zawsze warto dać drugą szansę.

wtorek, 28 lipca 2015

"Cudowne tu i teraz" Tim Tharp

"Cudowne tu i teraz" Tim Tharp, Tyt. oryg. The Spectacular Now, Wyd. Bukowy Las, Str. 366

"Cudowne tu i teraz" to kolejna książka po "Will Grayson, Will Grayson" z zaproponowanej przez wydawnictwo Bukowy Las serii Myślnik - jak sama nazwa mówi, mającej poruszyć czytelnicze szare komórki. Czy skutecznie? Chyba nie do końca.

Dla Suttera liczy się wyłącznie dobra zabawa, żyje w zgodzie ze wszystkimi i czerpie szczęście w każdej minucie swojego typowego życia. Pracuje w sklepie z męską odzieżą, nie rozstaje się z kubkiem ulubionego napoju doprawionego whisky oraz nie zamierza planować swojej przyszłości nie dalej, niż do końca tygodnia. Kończy się liceum, ale wizja studiów nie jest czymś co sprowadza go na ziemię. Zupełnie inaczej jest z Aimiee, która żyje dla dobrych ocen. Kiedy ich drogi się przecinają, a bohaterski Sutterman próbuje wyrwać dziewczynę z rąk nudy i typowości okazuje się, że po raz pierwszy w życiu jakaś dziewczyna jest dla niego wyzwaniem.

"Jeśli naprawdę się czegoś chce, trzeba o to zawalczyć."

Sutter miał być z założenia postacią, która zmienia się wraz z płynącą fabułą i przekazuje czytelnikowi pewne życiowe mądrości. W rezultacie dynamizm postaci padł ze śmiechu obserwując te marne próby. Owszem, na początku było trochę zabawnie, kiedy bohater porywał się do robienia rzeczy, które normalnemu człowiekowi nawet nie przyszłyby do głowy i w połączeniu z jego poczuciem humoru oraz lekką ironią można było wyczuć dobrze zapowiadającą się postać. I na tym pozytywne aspekty Suttera się kończą. Jego postać to jedna wielka, chodząca celebracja życia szczęśliwego alkoholika bez zasad i zahamowań. Luzacki styl głównego bohatera, jego lekkie podejście do każdego, a w szczególności poważnego tematu nawet mnie nie drażniły, Sutter po prostu budził moje politowanie.

Książka nie jest zła pod względem stylu, bo napisana jest lekko i całkiem przyjemnie, ale to nie zmienia faktu, że całość dłuży się niemiłosiernie. A gdyby tego było mało wątki jakby same się zapętlały - w kółko pojawiają się te same problemy, te same błędy głównego bohatera i te same mało interesujące pomysły, które im częściej się pojawiały tym bardziej nudziły. Właściwie to nie znalazłam tutaj nic konkretnego, bo wątek miłosny wzbudził raczej mój żal niż większe zainteresowanie. Aimee to zamknięta w sobie, poturbowana przez los dziewczyna, która trafia na błazna i zmienia swoje życie jak tylko się da, żeby dostosować do jego stylu. Dzięki temu wątek miłosny przelany został litrami whisky i totalną kompromitacją, o wypadku nie wspominając. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w fabule nie doszukałam się żadnych życiowych mądrości a jedynie fakt, że przyjaciele odchodzą bez słowa, kiedy coś im nie pasuje, lub to, że albo dostosowujesz się do systemu, albo wylatujesz z wielkim hukiem.

Sutter żyje w przekonaniu, że jest niezastąpionym elementem każdej dobrej imprezy i nie dostrzega, że w oczach innych jest tylko pozerem. Idzie w ślady swojego ojca, nie dba o nic ani o nikogo i nie robi przez całą fabułę nic żeby to zmienić. Rzekomi przyjaciele podejmują jedną marną inicjatywę zmiany jego nastawiania po czym zajmują się własnym życiem i zapominają o cudownym dziecku dobrej zabawy. Morał z tej historii jest taki, że jeśli jesteś życiowym nieudacznikiem, to nim pozostaniesz a ambitniejsi znajomi przeżyją życie za ciebie.

"Jest tylko tu i teraz. Nie chcę myśleć o niczym innym."

Myślę, że "Cudowne tu i teraz" to książka, która osiągnęła jeden konkretny sukces - zanudziła mnie tak, jak już dawno żadna książka. W połowie lektury przeżyłam kryzys i lekkie załamanie, ale dzielnie brnęłam dalej dzięki czemu po skończonej lekturze byłam z siebie niesamowicie dumna. Całość to jednak nie tylko nuda, bo wychwyciłam jeszcze niesmak, irytację a na dokładkę czystą i oryginalną bzdurę. A szkoda, bo tak dobrze się zapowiadało.

niedziela, 26 lipca 2015

"Obsydian" Jennifer L. Armentrout

"Obsydian" Jennifer L. Armentrout, Tyt. oryg. Obsidian, Wyd. Filia, Str. 442

"Obsydian" to pierwszy tom serii Lux w pierwszoosobowej narracji. Powiem szczerze - kiedy pierwszy raz usłyszałam o kolejnej książce z paranormalnym romansem machnęłam na nią ręką, kompletnie się nią nie interesując. Po czasie spotkałam jedną pochlebną recenzję, później drugą, trzecią aż zderzyłam się z falą wychwalającą "Obsydian" pod niebiosa. Powiedzcie sami, jak można się oprzeć takim zachwytom?

Początek okazał się typowy - młoda, główna bohatera ze swoją pierwszoosobową narracją wprowadza się do małego miasteczka i poznaje zabójczo przystojnego chłopaka. Katy jest jednak bohaterką, której nie da się nie lubić. Po pierwsze, bardzo łatwo przyszło mi utożsamienie się z jej postacią, bo dziewczyna ma swój blog, recenzuje książki i kocha czytanie w dodatku jej ulubionym gatunkiem (o ironio!) są paranormalne romance. Po drugie Katy to dziewczyna z pazurem, wie czego chce, logicznie myśli i powala odwagą o czym mogłam się przekonać już w drugiej połowie książki. Kiedy wprowadza się wraz z mamą do małego miasteczka, w który nigdy nic się nie dzieje nie załamuje rąk, bierze się do pracy i organizuje mieszkanie wraz z ogródkiem a później siłą rzeczy staje twarzą w twarz z drugim głównym bohaterem - Daemonem. Zabójczo przystojny i bezczelnie arogancji typ bohatera, którego charyzma powala na kolana najtwardsze czytelniczki.

"- Jesteś dupkiem. Mówił... ci to ktoś wcześniej?
- Och, Kotek, każdego dnia mojego błogosławionego życia."

Wszystko w tej książce jest nie tak. Miała być typowa, w końcu tak sugerował początek, prawda? Miała okazać się tylko lekkim, może nawet nudzącym paranormalnym romansem bez ładu i składu. Ale im większego rozpędu nabierała akcja tym więcej wkradało się do fabuły intrygujących i całkiem pomysłowych scen. Daemon to arogancji typ, który otwarcie okazuje swoją niechęć w stosunku do Katy, a ta z kolei nie pozostaje dłużna i w rezultacie do książki zakradło się mnóstwo konkretnych ale i zabawnych dialogów z sarkazmem, ironią i wielką dawką pewności siebie. Bezsprzecznie błyskotliwe dialogi okazały się najmocniejszą stroną lektury. Kolejnym przykładem na to, że typowość to rzecz ulotna jest fakt, że gdyby nie Dee - urocza, błyskotliwa, przemiła bliźniaczka Daemona dwójka głównych bohaterów ominęła by się szerokim łukiem i nigdy nie weszła w konfrontację. Zazwyczaj bywa tak, że para klei się do siebie już przy pierwszym spotkaniu, a tutaj potrzebny był solidny bodziec, jeśli nie mocny kopniak, który nakierował dwójkę na siebie a właściwie Dee i tak nie wiele zyskała, bo ani Daemon ani Katy nie rzucili się na siebie wygłodniale do ostatnich stron, tak oto psując kolejny schemat i pozostawiając mnie w wielkiej niepewności. Wszyscy bohaterowie okazali się fantastycznie wykreowani, logicznie myślący, pewni siebie, zdolni do wszystkiego i intrygujący.

"Obsydian" mogłabym chwalić cały dzień, ale w blasku chwały autorka mogłaby osiąść na laurach i zapomnieć, że w jej książce pojawiły się jednak pewne niedociągnięcia. Fabuła jest wciągająca, akcja szybka a opisywane sceny intrygujące, jednak poza wątkiem romantycznym, który romantyczny nie okazał się wcale fabuła nie przedstawiła nic szczególnego. Oczywiście, pojawił się paranormalny motyw i to całkiem zgrabnie wyjaśniony, przemyślany i wprowadzający dozę tajemniczości, ale opisując fabułę mogę użyć tylko dwóch słów - dużo i nic. Działo się wiele, bohaterowie zderzyli się z licznymi przygodami, ale nie przyniosły one większego rozwinięcia przez co łatwiej zakwalifikować tą książkę do gatunku obyczajowego, niż kina akcji. W dodatku fabuła urywa się w połowie, co całkowicie mnie rozbroiło, bo zasiadłam do skończenia lektury a po dwóch stronach przywitał mnie koniec. Okazało się, że pozostała część książki to wybrane fragmenty rozdziałów z perspektywy Daemona - pomysłowa sprawa i ukłon autorki w stronę czytelników, co bardzo doceniam.

"- Następne pytanie?
- Czemu jesteś takim wielkim dupkiem?
- Wszyscy muszą być w czymś dobrzy,nie?
- Cóż, nieźle ci idzie."

Nie zrozumcie mnie źle. Są minusy, jak w każdej normalnej książce i myślę, że tego nie da się uniknąć. Mimo wszystko "Obsydian" to inteligentna, wciągająca i miejscami zabawna historia, która całkowicie mnie pochłonęła. Fantastyczni bohaterowie, błyskotliwe dialogi i zakończenie obiecujące godne rozwinięcie. Czego chcieć więcej? Ze swojej strony - polecam.

W serii "Lux": 
Obsydian | Onyks | Opal | Origin | Opposition

piątek, 24 lipca 2015

"Pewnej nocy we Włoszech" Lucy Diamond

"Pewnej nocy we Włoszech" Lucy Diamond, Tyt. oryg. One Summer in Italy, Wyd. Black Publishing, Str. 405

Klimatyczna okładka, zachęcający opis i upał na dworze - połączenie idealne, do którego brakuje jedynie włoskiego klimatu. A gdyby tak dołożyć do tego jeszcze i ten drobny element? Czy w tedy historia okazałby się kompletna?

"Musi być coś szlachetnego, odważnego i ekscytującego, co mogłaby zrobić, Czyż nie?"

Anna jest dziennikarką i to zawód kształtuje jej charakter. Pogrążona w związku bez przyszłości marzy o odnalezieniu nieobecnego w jej życiu ojca. Wychowywana tylko przez matkę zawsze czuła, że jej życie nie jest kompletne. Gdy pewnego dnia jej babcia uchyla rąbka tajemnicy i zdradza imię ojca Anna robi krok w nieznane. Pod wpływem chwili decyduje się na podróż do słonecznej Idalii w poszukiwaniu własnych korzeni.

Wątek kobiecej przyjaźni pomiędzy Sophie, Catherine i Anną królował na stronach tej powieści i zjednał sobie moje czytelnicze uznanie szybciej niż mogłam się spodziewać. Muszę przyznać, że autorka w niezwykle przyjemny sposób przedstawiła kobiecą solidarność z jej rozterkami i problemami, jednocześnie angażując w to wszystko marzenia i nadzieje. Chociaż każdą z nich cechują inne motywy podróż do Włoch krzyżuje ich drogi i w rezultacie przyjaźń pomiędzy nimi nawiązuje się bardzo szybko. 

Historia nie jest skomplikowana, o ile podróż w głąb siebie i próba odnalezienia swoich korzeni nie jest skomplikowana sama w sobie. Anna krok po kroku podąża nieznaną sobie drogą ku prawdzie której się obawia a jednocześnie usilnie stara się poskładać wszystkie elementy układanki. Poszukiwania samej siebie okazały się dla głównej bohaterki przygodą życia - z odkrywaniem przed czytelnikiem tematów trudnych relacji z rodzicami, samotności i braku zaufania. Wielowątkowa fabuła dotyka wielu ponadczasowych prawd nie zapominając o przyjaźni i miłości.

"-To znaczy... że możemy się pocałować?  - spytała z brawurą.
-Jesteśmy w Rzymie... - powiedział. - Zgadnij."

"Pewnej nocy we Włoszech" to lekka i przyjemna historia, która przenosi do słonecznej Italii i rozsiewa wokół siebie niezastąpiony klimat. Szybka akcja, proste dialogi i ciekawe sytuacje w połączeniu z malowniczymi sceneriami Włoch to niezapomniana przygoda dla każdego. Czuję się w pełni usatysfakcjonowana, dlatego historię Lucy Diamond - polecam.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Black Publishing.

Deutsch Aktuell 71/2015

Kolejny numer jednego z moich ulubionych magazynów i kolejna porcja dobrej zabawy. Jesteście ciekawi?

W tym numerze świat języka niemieckiego wprowadza nas do przeglądu kulturowego z filmem "Frau Muller muss weg", książką "Die Seiten der Welt" autorstwa Kai Meyer oraz muzyką Frei.Wild. Dałam namówić się na każdą z propozycji i co zaskakujące - jak nigdy - nawet niemiecka muzyka znalazła u mnie uznanie. 

Na następnych stronach przywitał mnie obowiązkowy kalendarz z nadchodzącymi wydarzeniami, o których warto pamiętać. Nie zabrakło jednocześnie niemieckiego humoru, który czasami przyprawia o szok i zdziwienie ;)

Dla chętnych ważnych informacji w magazynie pojawił się artykuł na temat Władysława Bartoszewskiego, który trochę rozjaśnia w głowie i przywołuje pamięć do rozsądku.

Gdyby ktoś z Was byłby chętny przeczytać artykuł o nadzwyczajnej kobiecie - świat Edith Stein stanie przed Wami otworem.

Niemieckie wakacje, zabawy i czas przemyśleń? Jak najbardziej! Może i Was skusi artykuł na temat tego co kryje się w Niemczech dla odwiedzających. Dodatkowo osobny artykuł został poświęcony konfrontacji Polski z Niemcami, kto nie jest ciekawy?

Największe zainteresowanie wzbudził we mnie artykuł o psach, które wyczuwają choroby! Niepozorny psiak jest w stanie uratować życie właścicielowi, czy to nie wspaniałe? 

Ponadto w magazynie znajdziecie jeszcze wiele ciekawych artykułów. Pamiętajcie, każdy znajdzie coś dla siebie. To jak? Kto jest chętny?

środa, 22 lipca 2015

"Bezmyślna" S.C. Stephens

"Bezmyślna"  S.C. Stephens, Tyt. oryg. Thoughtless, Wyd. Akurat, Str. 700

Ponad rok zajęło mi sięgnięcie po pierwszy tom znanej serii Stephens. Jeszcze do niedawna stałam murem za tym, że nigdy w życiu nie dam się namówić na lekturę tej historii. A później zmieniłam zdanie, tak po prostu. Pytanie tylko - czy słusznie?

"Powiedział, że jestem jego sercem. Nie zostawia się serca. Nie można żyć bez serca."

Kiera i Denny właśnie zaczynają wspólne i szczęśliwe życie: wszystko o czym do tej pory marzyli zaczyna się spełniać a na horyzoncie nie widać żadnych przeciwności. Jednak jedno wydarzenie zmusza parę do rozłąki i stawia ich przyszłość pod znakiem zapytania. Kiera czuje, że to przełom w ich życiu i szuka pocieszenia u przyjaciela i współlokatora. Do tej pory wszystko było jasne, ale czy Kellan może okazać się kimś więcej niż tylko przyjacielem?

Do książki podeszłam sceptycznie - wierzcie mi na słowo, już bardziej sceptyczna być nie mogłam - więc pojawienie się typowego trójkąta miłosnego wcale mnie nie zaskoczyło. Właściwie to spodziewałam się natłoku schematów, od których niestety nie dało się uciec a które otoczyły mnie jak zgraja dzikich psów: wielka miłość rozdzielona przez zły los, samotna dziewczyna, która szuka pocieszenia i w końcu przyjaciel, który szlachetnie oferuje ramię do wypłakania. Zdając sobie sprawę z tego co mnie czeka przywitałam z otwartymi ramionami starą dobrą schematyczność i pozwoliłam porwać się banalnej historii.

Kiera to bohaterka, która jest całkiem przyjemna, kiedy tylko się nie odzywa. Pech chciał, że dostała rolę nie tylko głównej bohaterki, ale i narratorki. Uparcie reprezentuje sobą wszystkie bezmyślne cechy, żeby tylko czytelnik nie zapomniał, że w tytule przecież mowa właśnie o niej. Kiera jest naiwna i lekkomyślna - nie liczy się kto pociesza, ważne że ktoś jest - ale bywały momenty, w których wykrzesałam litościwie odrobinę sympatii, bo wbrew pozorom, kiedy na powierzchnie przebijały się zdeterminowane skrawki racjonalności dziewczyna okazywała się bardzo sympatyczna. Tego samego nie mogę napisać już o Dennym, który swoją osobowością okropnie mnie zdenerwował - poczciwy kochaś o mentalności łosia. Jedynie w całym tym towarzystwie Kellan okazał się niczego sobie, ale zepchnięty do roli tego trzeciego, rozbijającego związek doskonały przystojniaka jakich mało z góry stał na przegranej pozycji.

"Nasza wspólna historia jest jednym wielkim chaosem pokręconych emocji, zazdrości, komplikacji, wzajemnego torturowania się."

"Bezmyślna" to książka bardzo naiwna, nie ma co zaprzeczać, ale - nie wierzę, że to pisze - nie jest to książka tak tragiczna jak przypuszczałam. Właściwie idealnie sprawdziła się w upalnym okresie wakacyjnym - pozwoliła mi na chwilę śmiechu wraz z bohaterami (ale częściej z samych bohaterów) i sielankową historię o słodziutkim wydźwięku. Nic nie wnosi, ale jednocześnie nie rozczarowuje a nawet czasami trochę ciekawi. Sama nie wierzę w to co teraz napiszę, ale przy możliwej okazji chętnie dowiem się jak potoczyły się losy tej trójki. Dlatego wszystkim tym, którzy tak jak ja wzbraniali się przed tą lekturą rękami i nogami - mimo wszystko - polecam.

Seria "Bezmyślna":
Bezmyślna | Swobodna | Niepokorna

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Akurat.

poniedziałek, 20 lipca 2015

"Ogień i woda" Victoria Scott

"Ogień i woda" Victoria Scott, Tyt. oryg. Fire and Flood, Wyd. Iuvi, Str. 365,

Przyznam, że na początku odczuwałam lekkie nawiązanie do "Igrzysk Śmierci", co nie do końca wypadło w moich oczach korzystnie. Każda opowieść powinna być odrębną historią, dlatego na wszystkie próby upodobnienia się do znanych lektur patrzę krzywym okiem. W dodatku przy powolnym początku, w powietrzu wisiała zapowiedź marnej podróbki niezastąpionej powieści. Na całej szczęście okazało się, że to wyłącznie niekorzystne wprowadzenie do naprawdę intrygującej lektury.

Co jesteś w stanie zrobić, żeby ocalić kogoś, kogo kochasz?
Decyduj! Czas ucieka...

Tella Holloway czuje się oszukana przez życie. Jej brat choruje, a lekarze bezradnie rozkładają ręce. Kiedy rodzice decydują się na przeprowadzkę do małego miasteczka, by ich umierający syn mógł pooddychać świeżym powietrzem Tella traci wszystko co ma. Jednak pewnego dnia dziewczyna odbiera tajemnicze instrukcje, które pozwolą jej wystartować w Piekielnym Wyścigu - przez dżunglę, pustynię, ocean i góry a na mecie czeka lekarstwo dla brata. Każdy uczestnik wyścigu nie cofnie się przed niczym by wygrać to co pragnie najbardziej. Przy boku Telli staje tylko pandora - zwierzę, które powinno jej pomagać. Tylko gdzie podziały się magiczne zdolności pandory?

Tella jest młoda, ale daleko jej do naiwnej dziewczynki o cukierkowym umyśle. Siła, która w niej drzemie nie ujawnia się na początku, ale to wielka przyjemność obserwować dynamikę jej postaci, która zmienia się ze strony na stronę a pod sam koniec po prostu promieniuje silną wolą i determinacją. Wir wydarzeń w jaki wpadła Tella nie należy do łatwych, dlatego tym bardziej cieszy fakt, że dziewczyna zamiast załamywać ręce zakasała rękawy i ruszyła w nieznane. Kreacja jej postaci wypadła doskonale - jako głównej bohaterki i narratorki, ale i poboczni bohaterowie wykazali się precyzją i pełnym zarysem. Mogłam poznać sporą liczbę towarzyszących Telli przyjaciół i wrogów, ale każdy z nich - w mniejszym lub większym stopniu - wyposażony był w mocny charakter i pełen zestaw cech.

Wszystkie nowe i ciekawe pomysły przyjmuję z otwartymi ramionami, dlatego mnóstwo nietypowych nawiązań  i oryginalne wplątanie do fabuły pandor - zwierząt chroniących i pomagających uczestnikom - okazało się doskonałym trafieniem. Pandory przywodziły na myśl postacie kompletnie nie z tego świata, dlatego intrygowały i pobudzały wyobraźnię. Każde ze zwierząt wyróżniało się inną mocą oraz osobowością, a dzięki indywidualnemu podejściu autorki do każdego z nich, mogłam śmiało poznawać te wszystkie postacie.

"Zwycięzca może być tylko jeden."

Fakt faktem - motyw Igrzysk Śmierci towarzyszył gdzieś w dalekim tle, ale nie na tyle, by razić w oczy. Historia jest wartka a akcja płynna, więc mimo potknięcia na samym początku (nudnawy wstęp zapowiadający raczej nieciekawy ciąg dalszy) rozwinięcie okazało się bardzo korzystne dla oczekującego przygód czytelnika. Bohaterka wpada w sam środek niecodziennych wydarzeń, o których nie ma najmniejszego pojęcia i wszystko poznaje razem z czytelnikiem angażując w to nie tylko dobrą zabawę, ale całkiem przyjemny humor. W tle pojawił się subtelny temat miłości, która nie kolidowała z istotnymi wydarzeniami i całkiem przyjemnie wypełniła pustą przestrzeń.

Książka pani Scott zaskoczyła mnie i to niezwykle pozytywnie. "Ogień i woda" to książka zaskakująca, wciągająca i - co najważniejsze - znacząco wyróżnia się na tle innych podobnych gatunkowo historii. Przyszło mi z niecierpliwością wypatrywać kolejnego tomu - mam szczerą nadzieję - równie dobrego.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu IUVI.

niedziela, 19 lipca 2015

"Byliśmy łgarzami" E. Lockhart

"Byliśmy łgarzami" E. Lockhart, Tyt. oryg.We Were Liars, Wyd. Ya!, Str. 240 

Niepozorna liczba stron, intrygująca okładka i nic nie mówiący opis - tak właśnie prezentowała się książka, która zawitała do mojego stosu nieprzeczytanych lektur. Jej całkowita nietypowość, wyjątkowość i związana z tym wszystkim niepewność tego co mnie czeka sprawiły, że zdecydowałam się poddać historii Lockhart. A już po kilku stronach - całkowicie przepadłam. 

"Milczenie to warstwa ochronna, zabezpieczająca przed cierpieniem."

To co zaskakuje najbardziej w tej książce - a zaskoczeń tu nie brakuje - to zupełnie inny niż wszystkie styl. Historia opowiedziana w pierwszoosobowej narracji Cadence ujawnia nie tylko fakty z jej życia, ale kłębiące się emocje, które zalewały mnie falami wszelkich możliwych uczuć. Cadence to bohaterka, która prowadzi przez swoją opowieść z wielką szczerością, ujawniając wszystkie - nawet najmroczniejsze fakty. Snuje swoją opowieść o prawdzie, której zawsze brakowało i wraz z czytelnikiem cofa się pamięcią do przeszłości by wyjaśnić wydarzenia które miały miejsce rok temu. Sama próbuje odbudować stracony obraz i odzyskać pamięć, która podsuwa jej pewne obrazy, jednak nie do końca prawdziwe. Główna bohaterka prezentuje swoją osobą wszystkie możliwe postawy - szczerość i kłamstwo, lęk, niepewność i nadzieję - z precyzją i oddaniem, niejednokrotnie prowadząc do zaskakujących wniosków. 

Fabuła tej książki nie przypomina żadnej znanej mi do tej pory. Pojawiają się młodzi ludzie - Cadence, Mirren, Johnny i Gat, którzy każdego lata spotykają się na rodzinnej wyspie i sami siebie nazywają Łgarzami. Wraz z rodzicami od najmłodszych lat spędzają beztroskie wakacje na wyspie dziadka, otoczeni blichtrem i bogactwem, jednocześnie zaślepieni i pozbawieni wiarygodności. Wszyscy bohaterowie różnią się od siebie tak bardzo, jak różna jest woda w stosunku do ognia. Każdy z nich przejawia inne cechy, inne upodobania, marzenia i ambicje, ale łączą ich więzy przyjaźni, które przetrwały niezachwiane. Historia szokuje, intryguje i zachwyca, jednocześnie przekazując ponadczasowe prawdy - o tym, że każdy jest równy, o tym, że wszyscy mają prawo do miłości i o tym, że rodzina to nie tylko więzy krwi.

Styl Lockhart zwala z nóg - nie każdemu spodoba się jego specyfika, ale jeśli już raz przypadnie do gustu, wciągnie do swojego świata i za nic nie wypuści. Cadence opisuje wydarzenia bez chronologii, starając się przekazać wszystko to co pamięta i podejmuje desperacką próbę ujawnienia prawdziwych wydarzeń jednego lata, które okazało się najtragiczniejsze w jej życiu. Krok po kroku pozwala otworzyć się umysłowi i zerwać barierę nieświadomości. Jednak kiedy wspomnienia na nowo zalewają jej wnętrze, to czytelnikowi niezwykle ciężko jest je poznawać - samo zakończenie wstrząsa, szokuje i wyciska z oczy łzy.

"Krew tryska rytmicznie z otwartej rany,
a potem z moich oczu,
moich uszu,
moich ust.
"

"Byliśmy łgarzami" to książka, o której nie sposób zapomnieć. Przejmująca, prawdziwa i niesamowita w każdym calu. Historia skryta na kartach tej opowieści ożywiła moją ciekawość, pobudziła wzruszenie i wycisnęła z oczu łzy a na koniec zalała falą nadziei i dumy. Dawno nie czytałam tak wyjątkowej książki i zupełnie innej niż wszystkie znane mi do tej pory. Jestem pewna, że ta opowieść zostanie ze mną jeszcze na długi czas i nie pozwoli o sobie zapomnieć. Ta książka wywarła na mnie ogromne wrażenie i niezależnie od tego jak wiele pozytywnych słów udałoby mi się znaleźć na jej temat, nigdy nie oddam do końca jej wyjątkowości.

M - dziękuję!

sobota, 18 lipca 2015

"Uwięzieni" Hilary Norman

"Uwięzieni" Hilary Norman, Tyt. oryg. Caged, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 310

Sam Becket i jego żona Grace to bohaterowie, którzy fanom twórczości Norman są znani z pozostałych części cyklu. Dla mnie było to pierwsze spotkanie z detektywem i jego przyjaciółmi, niestety nie do końca udane.

Ktoś porywa szczęśliwie zakochane pary, odbiera im godność mordując i wystawiając do wglądu przypadkowej publiczności nagich i sklejonych w wybranych przez mordercę miejscach. Nikt nie wie dlaczego dochodzi do porwań właśnie tych ludzi i co może być punktem łączącym nieszczęśników. Wiele tropów okazuje się ślepą uliczką, ale świadkowie nie zawsze mówią prawdę. Okazuje się, że każdy ma sekrety o których nie chce mówić.

"Ja też cię kocham. Bardziej niż kiedykolwiek. [...] I to było najcudowniejsze."

Bohaterów tej książki, wszystkich - nawet czarne charaktery - cechuje wielka empatia, pobłażliwość i stoicki spokój połączony z wyrozumiałością. To niestety ciągnie za sobą przerysowane postacie, miłość jak z bajki i w części utopijny świat. Szybko polubiłam Sama i Grace oraz całą ich rodzinę i przyjaciół, ale to nie zmienia faktu, że patrzyłam na to wszystko z przymrużeniem oka. Bohaterowie swoimi postawami prezentują ideały do których się dąży, ale które nie zawsze są na wyciągnięcie ręki. Norman sprawiła, że w jej historii pojawiły się postacie, które - Jak Sam czy Grace - potrafią odnaleźć się w każdej sytuacji, to nie stanowią realnych odzwierciedleń prawdziwych postaci.

Przeważnie jest tak, że chociaż wychodzi cykl kryminalny łączący poszczególne książki wybranymi bohaterami - najczęściej członkami policji - to każdą książkę można czytać osobno. W przypadku książki Hilary Norman w teorii również mogło tak być, dlatego zdecydowałam się właśnie na środkowy tom cyklu, jednak w praktyce wypadło to zupełnie inaczej. Autorka wplotła do fabuły wiele faktów z życia bohaterów, które miały miejsce w poprzednich tomach a okazały się na tyle istotne, że czasami zaczynało mnie to drażnić. O wielu wydarzeniach po prostu nie miałam najmniejszego pojęcia i mogłam się ich jedynie domyślać lub po prostu odnaleźć pierwszy tom i zacząć właśnie od niego czytanie. To nawet częściowo kolidowało z rozwiązaniem zagadki, bo w pewnym momencie zaczęto brać pod uwagę kogoś, kto był kluczowym bohaterem w poprzednich tomach.

"Trzeba będzie wybrać następców [...]. Zdecydować, które ze szczurząt będą żyć, a które umrą. Potęga i chwała."

Chociaż mam wiele zastrzeżeń do tej książki to muszę oddać autorce, że styl ma niesamowity. Ciągle coś mi przeszkadzało, coś denerwowało a mimo wszystko wciągnęłam się w fabułę i wcale nie chciałam szybko zakończyć przygody z tą historią. Czyta się szybko, lekko i z dużym zainteresowaniem. Niestety rozwiniecie fabuły nie idzie z tym w parze. Autorka rozpoczęła wiele wątków, które miały mieć jakieś powiązanie ze śledztwem, kluczyła pomiędzy nimi niemal do ostatnich stron i nawet dostarczyła odpowiedzi związane z wszystkimi ślepymi uliczkami, ale wiele z nich nie miało kompletnie żadnego sensu ani jakiegoś większego znaczenia dla sprawy. Ich zadaniem było robienie sztucznego tłumu. W dodatku rozwiązanie kluczowego wątku mordercy nie przyniosło ze sobą większego zaskoczenia, bo potwierdziły się jedynie moje - niemal pewne - przypuszczenia.

"Uwięzieni" to dobra książka dla fanów kryminałów, którzy szukają jedynie rozrywki a nie liczą na przyspieszone bicie serca. Zwolennicy twórczości Norman i zaznajomieni z poprzednimi tomami cyklu również nie powinni poczuć się rozczarowani jeśli liczą na dalsze rozwiniecie losów Sama i Grace. Dla pozostałych niestety lektura okaże się niewystarczająca, tak jak dla mnie. Choć przyznam, że być może, kiedyś w przyszłości sięgnę po pierwszy tom serii, choćby dla samego stylu autorki i zaspokojenia ciekawości jak to wszystko się zaczęło.

czwartek, 16 lipca 2015

"Jej wszystkie życia" Kate Atkinson

"Jej wszystkie życia" Kate Atkinson, Tyt. oryg. Life after life, Wyd. Czarna Owca, Str. 586

Jedno życie się kończy, ale zaczyna się drugie. Uwielbiam książki o podobnej tematyce. W końcu czyż to nie byłoby wspaniałe przeżywać swoje życie raz po raz, by w końcu móc zrobić wszystko tak jak należy?

Niestety nie wszystko jest tak dobre, na jakie się zapowiada. W fabule jedna bzdura zderza się z drugą. W momencie, gdy jedno życie Ursuli się kończ, rozpoczyna się drugie - w tym samym miejscu, tym samym czasie i z tym samym nudnym okresem dorastania. W połowie książki z utęsknieniem wypatrywałam kolejnej śmierci głównej bohaterki licząc po cichu, że być może kolejne życie mnie zaskoczy, zainteresuje, albo wyda się choć odrobinę lepsze - o ciekawym już nawet nie wspominając. Niestety, moja nadzieja rozbiła się o solidny mur nudy i braku sensu a odetchnęła z ulgą przy ostatniej stronie tej historii. 

"Skoro już mamy tylko jedno życie, powinniśmy je jak najlepiej wykorzystać. Nigdy nie zrobimy tego jak należy, ale zawsze można próbować"

Trudno napisać o fabule, która przez kilkaset stron nie dotyczyła niczego - puste słowa, pusty tekst, puste wydarzenia. Ursula okazała się bohaterką bez wyrazu, osobą odbijającą się od jednego życia do drugiego, w ogóle nie wykorzystując szansy, którą otrzymała. W rezultacie tak wygląda cała historia dziewczyny - przychodzi na świat w mroźną, zimową noc i żyje do momentu, kiedy śmierć puka do jej drzwi i ponownie odradza się w zimową noc.

Książka miała dotykać trudnego tematu - opowieść osadzona w hitlerowskich czasach powinna drażnić zmysły, razić w oczy okrutną prawdą i dogłębnie przypominać o brutalnych czasach. Miejscami fabuła próbowała to wszystko osiągnąć - prezentując biedę i podłą stronę wojny - ale to jedynie marne wyczyny, które nie osiągnęły żadnego skutku. Urszula ginie w różnych okolicznościach: raz przyczyną jest bomba, raz głód a jeszcze indziej depresja czy morderstwo. Niestety żadne życie, ani tym bardziej śmierć nie niosą ze sobą konkretnego przesłania, nie wspominają o poszanowaniu życia czy wydarzeń. Jakże łatwo zapomnieć o matczynej miłości, jak łatwo zmienić się od jednego tylko ruchu - to jedyne prawdy, których się dopatrzyłam.  

"- A gdybyśmy tak mogli przeżywać nasze życie raz za razem - rozmarzył się Teddy - żeby wreszcie zrobić coś tak jak należy? Czyż nie byłoby to wspaniałe?"

Styl Atkinson nie jest zły - jest tylko oszczędny w słowa, nudny i pozbawiony życia. Gdyby nie to, myślę, że całość prezentowałaby się inaczej. W książce zapanował nie tylko chaos, ale i bark konkretnego powiązania. Raz jedna sytuacja w życiu doprowadziła Urszulę do strasznych konsekwencji, ale szybko o tym zapomniano i w nowym życiu już przeżywała inne problemy, które w kolejnych życiach już powtarzały się do znudzenia. Urszula ma świadomość tego, że kiedyś podobna sytuacja już miała miejsce i wie, że w pewnych momentach swojego życia musi podjąć inną decyzję, ale ponownie pojawia się ten sam problem - nierozwinięty temat i brak jakichkolwiek konsekwencji.

Trudno nawet stwierdzić, że ta książka mnie zawiodła. Ona mnie wynudziła, wymęczyła i skutecznie uśpiła. Dopiero później przyszło rozczarowanie. Ponad pięćset stron fabuły, która nie ma związku z niczym konkretnym, właściwie to opasły tom pełen mnóstwa pustych słów. Wielka szkoda, bo książka zapowiadała się na prawdziwą perłę wśród wyjątkowych lektur. W rezultacie okazała się niczym szczególnym, z naciskiem na "niczym".

wtorek, 14 lipca 2015

"Kwitnący krzew tamaryszku" Wanda Majer-Pietraszak

"Kwitnący krzew tamaryszku" Wanda Majer-Pietraszak, Wyd. Muza, Str. 560

Napisana lekkim stylem powieść obyczajowa o sile kobiecej przyjaźni to nowa propozycja książki pani Wandy.

Jasia mieszka w Szwecji i prowadzi firmę, która zapewnia jej wymarzoną stabilność finansową i dostatnie życie. Iwona to aktorka, której kariera już dawno odeszła w niepamięć. Barbara dziś wesoło wspomina nieżyjącego już męża, który potrafił przysporzyć jej za życia wiele zmartwień. Maria to malarka, która po wyjściu za mąż musiała zapomnieć o swojej pasji. Tak właśnie wygląda fabuła tej książki - cztery kobiety otwierają się przed czytelnikiem i odkrywają historię swojego życia.

"Gdy spotyka nas coś, co można nazwać wyrokiem losu, myślimy, jak to możliwe? Dlaczego ja? A los odpowiada pytaniem na pytanie - a dlaczego nie ty? Na ciebie padło jak w dziecięcej wyliczance, entliczek, pentliczek na ciebie bęc!"

Każda z bohaterek ma swoje własne problemy, smutki i radości z którymi musi się zmierzyć. Różnorodność cech każdej z nich pozwala na poznanie zupełnie nowych postaci, dzięki czemu fabuła nie zmierza w stronę monotonni.  Różnice charakteru są ciekawe, ale miejscami trochę przerysowane, przez co postacie nie do końca osadzone są w rzeczywistych ramach. Bywały momenty, w których próby utożsamienia się z poszczególną bohaterką kompletnie mi się nie udawała. Tutaj króluje przede wszystkim siła przyjaźni, która przetrwała długie lata - i ona owszem - jest jak najbardziej widoczna.

Przyjemnie czyta się o sile przyjaźni na dobre i złe, której nic nie jest w stanie przerwać. W tym przypadku pojawiła się kobieca solidarność - pełna emocji i determinacji. Bohaterki zmierzyły się z różnymi sytuacjami, mniej lub bardziej traumatycznymi, jednak zawsze mogły liczyć na siebie. Niezachwiana przyjaźń pomiędzy paniami goszczącymi na łamach tej książki naprawdę mnie poruszyła i miejscami nawet zazdrościłam im tej pewności do drugiej osoby. Akcja rozgrywa się w Garbatce, najczęściej zaglądając do domu Marii - dotykając problemów straty, miłości, ludzkiego dobra i tęsknoty po utracie bliskich.

"A ja myślę, że nie warto trzymać wszystkiego w sobie... dla siebie, jeżeli można z kimś się podzielić."

Oczekiwałam, że fabuła zauroczy mnie swoją szczerością, przedstawi świat taki jaki jest naprawdę - z jego codziennymi problemami i troskami. Niestety moje oczekiwania zostały zaspokojone tylko w połowie, ponieważ miejscami rzeczywista fabuła kierowała się na bajkowe, przesłodzone tory. Owszem, miło czyta się o szczęśliwych rozwiązaniach, ale nie w każdej sytuacji jest to możliwe. 

"Kwitnący kwiat tamaryszku" polecam szczególnie fanom lekkich i niezobowiązujących opowieści obyczajowych. Historia o zagubionych kobietach nie do końca mnie przekonała, ale doceniam urok, który się w niej kryje. Siła i przyjaźń kobiet mogą wzbudzić wiele emocji, dlatego zwolennikom podobnych historii - polecam.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Muza.

niedziela, 12 lipca 2015

Przedpremierowo: "Powrót do Daringham Hall" Kathryn Taylor

"Powrót do Daringham Hall" Kathryn Taylor, Wyd. Otwarte, Str. 360
PREMIERA: 27 lipca 2015r.

Kathryn Taylor poznałam przy lekturze książki "Barwy miłości" - dobrej stylistycznie, ale nie do końca wciągającej fabularnie. Jednak mimo wszystko - wartej uwagi, dlatego świat Daringham Hall okazał się dla mnie kuszącą, najnowszą serią autorki do której przyciągnęła mnie nie tylko treść, ale i piękna okładka.

Ben Sterling to nowojorski biznesmen przyzwyczajony do szybkiego pędu życia. Uzależniony od bogactwa, drogich garniturów i najwyższej klasy samochodów. Sam zbudował to co w tej chwili posiada i nie wiąże swojego sukcesu z nikim, jednocześnie odgraniczając się od świata powściągliwością i bezwzględnością. Kiedy nieoczekiwanie dowiaduje się o swoim szlacheckim pochodzeniu wybiera się do Daringham Hall by zemścić się na nieznanym ojcu. To co znajdzie na miejscu może odmienić jego życie.

"– Posłuchajcie, naprawdę nie mam ochoty się kłócić [...]
– Ty może nie masz, dupku. Za to my mamy – powiedziała i tak mocno uderzyła go pięścią w brzuch, że aż jęknął zaskoczony."

Przysięgam, że jeśli jeszcze raz usłyszę porównanie do Greya to zwariuję - owszem, tematyka na samym początku bardzo zbliżona, ale w rezultacie rozwidla się i obiera zupełnie inną drogę. Ben to bohater od którego nie łatwo się oderwać, jego osobowość hipnotyzuje, budzi lęk i szczere zaciekawienie. Osiągnął wszystko co posiada sam, ale droga do władzy była kręta i bardzo trudna, dlatego determinacja bohatera jest poparta solidnymi dowodami. Ben imponuje, bo niewiele ujawnia na swój temat - jest silny wewnętrznie, ale również skryty, odizolowany i całkowicie powściągliwy - głębokie życie uczuciowe wykluczył raz na zawsze.

Lektura Taylor została zaklasyfikowana do subtelnego erotyku, ale to nie do końca prawda. Fabuła opiera się na życiu Bena, który musi zmierzyć się z całkowicie nową sytuacją i jednocześnie obnażyć swoje lęki, a we wszystko wpleciona jest jeszcze bogata posiadłość pełna skrywanych sekretów. To główny motyw książki - powrót do przeszłości, wywracanie życia do góry nogami i chęć spłacenia dawnych krzywd. Dopiero na drugim planie pojawia się Kate, która ratuje Bena gdy ten zostaje pobity i okradziony, ale nie rzucają się sobie w ramiona przy pierwszym spotkaniu, nie wyznają bezgranicznej miłości i nie planują wspólnej przyszłości. Kate to przyjemna, rezolutna bohaterka, która próbuje odwrócić uwagę Bena i odwieść go od planowanej zemsty. Książka ma znaczne zabarwienie romantyczne z dodatkiem - tu się zgodzę - stonowanego erotyku.

"Nigdy dotąd nie czuła czegoś podobnego, tak obezwładniającej mieszaniny dzikiej żądzy i całkowitego oddania. Poczucia, że umrze, jeśli on teraz zrezygnuje."

Kathryn Taylor jeśli chce - naprawdę potrafi. Jej najnowsza seria okazała się znacznie lepsza niż pierwszy tom "Barw miłości". Tym razem całkowicie poświęciła się fabule, zaangażowała się w jej tworzenie na tyle, że powołała do życia barwnych bohaterów, wielowątkową fabułę i szybką akcję. Przyznam, że i styl autorki znacznie się poprawił, przez co potencjalne wady uciekły w niepamięć.

"Powrót do Daringham Hall" to elektryzująca opowieść o sile uczuć i zagubieniu we własnym świecie. Przedstawia walkę o istnienie uczucia, które nie powinno się pojawić. Dawno nie czytałam tak intensywnej historii po brzegi wypełnionej emocjami. Pozostaje mi czekać na kolejne tomy i liczyć, że i one mnie nie zawiodą.

Przedpremierowy fragment powieści przeczytacie - tutaj.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Otwarte.

piątek, 10 lipca 2015

"Złoty sen" Grażyna Jeromin-Gałuszka

"Złoty sen" Grażyna Jeromin-Gałuszka, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 440

Pokolenia splatają się ze sobą w jeden krąg ludzi zamieszkujących starą posiadłość. Problemy, rozterki, marzenia i pragnienia przewijały się przez willę aż do dziś. Jak wygląda los współczesnych bohaterek, których losy łączą się w starej posiadłości?

"Ja już chyba, Arleto, nie oczekuję takich atrakcji. Nie spodziewam się odmiany, bo do wszystkiego przywykłam. Budziłam się rano i wiedziałam, że nic do ciemnej nocy się nie zdarzy. Co miało się zdarzyć, to się zdarzyło. Dawno temu."

Stara, zniszczona willa w opuszczonym kurorcie jest własnością Lili, która doskonale zdaje sobie sprawę, że posiadłość lata świetności ma już za sobą. Lili prowadzi spokojne życie w zapomnianym miejscu i nie czuje, żeby czegoś jej brakowało. W pamięci wciąż pozostaje jej obietnica złożona sześćdziesiąt pięć lat temu swojej przyjaciółce - nigdy się już do niej nie odezwie. Kiedy pojawia się Ada, która w dzieciństwie spędzała tutaj wszystkie wakacje wspomnienia wracają. Po niej pojawia się Kalina i jest też przecież Józefa. Czy losy różnych kobiet mogą połączyć się w jedną historię?

Fabuła na samym początku wprowadza w chaotyczne wydarzenia, które na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą nic wspólnego. Życie różnych kobiet nie potoczyło się tak jak powinno i w rezultacie wszystkie znalazły swoje miejsce w starej posiadłości. Ada była jedynym dzieckiem, które nie dawało się we znaki pani Lili, a Kalina przyjaciółką Ady o wielkiej artystycznej duszy. Z kolei Józefa to dawna pomoc domowa starszej pani. Wszystkie kobiety spotykają się w jednym miejscu i przedstawiają swoją historię o tym co było, co jest i co będzie. Pod tym względem fabuła wydała się ciekaw, ale goszczący w niej chaos skutecznie plątał przebieg wydarzeń. Wielka szkoda, bo w momentach kiedy pojawiało się nawiązanie do historii i powstania warszawskiego miejscami wkradał się nieład.

Autorka osadziła swoją opowieść w bardzo klimatycznym miejscu, które zapomniane od świata, gdzieś na uboczu cieszy się prywatną historią. Przedstawiła historię o kobietach i dla kobiet - losy różnych pań krzyżują się w starej posiadłości i powoli odkrywają wszystkie rozterki. Chociaż historia opowiedziana jest lekkim stylem, bez większego wdawania się w przebieg wydarzeń można zauważyć, że historia jest przemyślana i w całości dopracowana. Niestety, mając w pamięci inne książki autorki wiem, że nie wykorzystała swojego potencjału do końca. Całość w rezultacie okazała się dość przewidywalna i miejscami wręcz banalna.

"Ada oparła plecy o pręty ogrodzenia i zamknęła oczy, chłonąc zmysłami zapachy i melodię, a kiedy je otworzyła, ujrzała na scenie piętnastoletnią artystkę w nieskazitelnie białych tenisówkach i z kwiatami lipy we włosach. Ukłoniła się z wdziękiem nieistniejącej publiczności, a potem zatańczyła z wiatrem do tej samej co on melodii."

"Złoty sen" to uniwersalna książka - sprawdzi się w gorący poranek i deszczowe popołudnie. Jednak pod względem fabularnym lekturę polecam wielbicielom melancholijnych obyczajówek, bez elementu zaskoczenia a za to z kilkoma życiowymi prawdami. To taka historia o wszystkim i o niczym - czyta się przyjemnie i szybko, ale nie do końca tego oczekiwałam. Chociaż przez lekturę przewija się wiele ponadczasowych prawd o miłości i przyjaźni pozostał jakiś niedosyt o bliżej niesprecyzowanym pochodzeniu.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

środa, 8 lipca 2015

Przedpremierowo: "We dwoje" Katarzyna Woźniczka

"We dwoje"  Katarzyna Woźniczka, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 369
PREMIERA: 9 lipiec 2015r.

Karolina Tyrolska zawsze potrafi wybrnąć z trudnej sytuacji i nigdy nie żegna się z prywatnym optymizmem. Jest pewna, że los okazał się dla niej łaskawy i do tej pory zawsze jej sprzyjał. Ma kochającego męża, satysfakcjonującą pracę i stabilizację finansową. Mimo problemów z zajściem w ciąże nie poddaje się tak łatwo pesymistycznym myślą. Jednak pewnego lipcowego dnia wszystko wywraca się do góry nogami. Czy Karolina poradzi sobie w nowej sytuacji?

"– Włączyłem ci blokadę, więc mnie nie zdradzisz – wybrnął Krzysiek.
 – Przynajmniej nie będzie mnie podrywał żaden spam.
– Nie ma szans. Chociaż przecież uwielbiasz te tysiące reklam, które trafiają za twoją zgodą do twojej skrzynki."

Nie zastanawiacie się dlaczego niemal każda obyczajowa książka dotyka problemów z zajściem w  ciążę? Prędzej czy później zawsze pojawi się temat dziecka. Sami powiedzcie, jak tu nie narzekać, że króluje schematyczność? Muszę jednak przyznać, że pani Katarzyna nie popadła w taki skrajny schemat jak przypuszczałam, po przeczytaniu opisu z okładki. Myślę, że to za sprawą przekąsu, który wplotła do fabuły. Miejscami zagościł również lekki humor co dopełniło luźniej atmosfery. Na korzyść książki przemawia też bardzo lekki i prosty język, który oddaje emocje na tyle ile to potrzebne, ale nie wprowadza zbędnych melancholijnych wywodów czy nieskończonych artystycznych wewnętrznych rozważań. 

Karolina staje przed trudnym wyborem i nie do końca wie jak może rozwiązać sytuację w której się znalazła. Jej początkowy optymizm przygasa i pojawia się przerażenie zmieszane z niezdecydowaniem. Ten moment w życiu dziewczyny może dać się we znaki, bo w chwili gdy oddaje swoje życie w ręce innych pogrąża ją całkowicie. Nie mogłam zrozumieć jak to jest, że jedna decyzja w życiu przecież tak silnej dziewczyny sprawia, że zmienia się całkowicie. Trudno było mi czytać o tym, jak przemija jej przed oczami to co sama może osiągnąć a zamiast tego ingerencja osób trzecich wiedzie tu prym. Na całe szczęście to tylko epizod w życiu Karoliny i kiedy już ponownie staje na nogi wraca do roli bohaterki, którą można szybko polubić.

Do tej pory Karolinie w życiu zawsze przychodziło wszystko bardzo lekko. Jeden lipcowy dzień wywrócił wszystko do góry nogami i postawił ją w nowej, nieznanej sytuacji. Przyszedł czas na zmierzenie się z trudami życia a nie tylko jego sielanką. Akcja chociaż płynie powoli nie nuży tak jak zdarza się to typowym powieściom obyczajowym, więc i fabuła nie traci na płynności. Kiedy bohaterka przechodzi przez zmiany - nie ma zmian w dynamice powieści. Jedynie historia przestaje opowiadać o szczęściu a przerzuca się na temat samotnego radzenia sobie z przeszkodami, próbie uporządkowania nowości i planowaniu zupełnie innej przyszłości. Dotychczas ci, którzy mieli jakieś znaczenie schodzą na drugi plan a do fabuły wkraczają nowe postacie całkowicie zmieniające wydarzenia. Przekonajcie się sami jak jedno wydarzenie wpływa na plany i odwraca bieg wydarzeń.

"– Wyjaśnij mi to, skąd on się tu wziął.
– Sam ci wyjaśni. – Karolina nie wiedziała, skąd tak nagle wziął się tu Emil.
– Nie, ty mi powiedz. Jak go dorwę, nie zdąży się wytłumaczyć."

Książka pani Katarzyny to błyskotliwa historia dla czytelnika, którego nie zadowoli zwykła historia obyczajowa. Tutaj miłość miesza się z niezdecydowaniem, plany rujnuje ingerencja osób trzecich a podstępny los układa swój własny scenariusz. "We dwoje" to przyjemna historia opowiadająca o tym, że nikt inny nie przeżyje za nas życia a nasze decyzje są wyłącznie w naszych rękach.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

#prawdziweobliczeraju WYNIKI

Kochani, nie przedłużając, nie prowadzając niepotrzebnego napięcia - prezentuję przed Wami wyniki konkursu i zwycięzcę do którego powędruje książka "Miłość na Bali"!

wtorek, 7 lipca 2015

"Miłość przychodzi z deszczem" Mila Rudnik

"Miłość przychodzi z deszczem" Mila Rudnik, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 280

Marek i Marcin to bliźniacy, którzy od zawsze byli ze sobą bardzo zżyci. Dzielili się swoimi sekretami, marzeniami i problemami, jednocześnie razem przechodząc z dzieci w dorosłe życie. Jednak jedna decyzja sprawia, że nierozerwalna do tej pory więź pęka bezpowrotnie. Marek decyduje się na ucieczkę, bez słowa znika z życia rodziny do czasu, gdy ponownie pojawia się tym razem z Anią - wielką miłością. Jednak nieobecność w życiu brata daje o sobie znać. Marek odkrywa, że jego bratowa jest w ciąży, ale zanim decyduje się porozmawiać o tym z Marcinem ginie w wypadku. Po latach na drodze Ani staje Marcin - jednak czy na pewno?

"Zamknęła oczy. Przeszłość wróciła w jednej chwili, a ona nie potrafiła sobie z tym poradzić."

Wielkim atutem tej książki są bohaterowie - dopracowani z w każdym calu z bogatymi portretami psychologicznymi. Marek i Marcin niemal wcale nie różnią się wizualnie a jedynie cechami charakteru. Stąd też pojawił się główny motyw historii - Marcin proponuje absurdalną rzecz, której Marek jest całkowicie przeciwny, ale pod wpływem szantażu poddaje się bratu. Bieg wydarzeń poprowadził braci ku zgubie i jednym ruchem przeciął łączące ich więzi.

Każdy bohater tej historii jest indywidualna postacią wyróżniającą się na tle fabuły. Autorka pozwoliła im żyć swoim życiem, nadając postaciom różne cechy charakteru i prowadząc ich życie w różnych kierunkach. Każdy z nich popełnia błędy i przeżywa radosne chwile czerpiąc z życia tyle ile się da. Najpierw czytelnik poznaje bliźniaków a z czasem na pierwszy plan wysuwają się Anna, Marcin i jego żona Dorota. Poznałam ich myśli - rozważania i lęki - które pozwoliły mi na zrozumienie ich postępowania. Anna wciąż powraca do przeszłości mimo, że od tragicznych wydarzeń minęło kilka lat. Chociaż pragnie zapomnieć i wrócić do normalnego życia nie potrafi zostawić tego wszystkiego za sobą. Marcin z kolei ucieka od świata do wnętrza siebie, pogrąża się w żałobie i pozostawia swoją żonę na drugim planie sprawiając, że Dorota nie tylko, nie może do niego dotrzeć, ale czuje się wyobcowana i zagubiona. Pani Mila rewelacyjnie przedstawiła ludzkie rozterki na bazie tragedii i ukazała świat zwykłych ludzi, który za wszelką cenę pragną uciec od wspomnień. Rok 2007 przeplata się z wydarzeniami 2012r. - fabuła wędruje pomiędzy tą przestrzenią czasową co sprawia, że wydarzenia same powoli układają się w pełną całość.

"Żeby dostrzegł, jak podłe jest to, co chce zrobić, i może, może wreszcie zrozumiał, że kiedy się to stanie, nic już nie będzie takie samo."

Powieść Mili Rudnik przywołała wiele emocji i muszę przyznać - to jedne z lepszych debiutów jakie przyszło mi czytać. Napisana z rozmysłem zaskoczyła mnie przemyślaną i niezwykle intrygującą historią o sile braterstwa i miłości. Pojawiło się pytania, gdzie należy szukać granicy pomiędzy dobrem i złem oraz jak daleko sięgają konsekwencje ludzkich czynów. Pani Mila posługując się lekkim, ale i obrazowym językiem szybko przekazuje czytelnikowi mnóstwo przeróżnych emocji. Ciężko oderwać się od tak dobrze skrojonej akcji z zaskakującym rozwiązaniem wydarzeń. Jedyne co pozostawia po sobie niedosyt to zakończenie, od którego wymagałabym większego zaangażowania - nie było złe, ale jednak nie do końca takie, jakie sobie wyobrażałam.

"Miłość przychodzi z deszczem" to książka, która skrywa w swoim wnętrzu steki uczuć pozostawionych do odkrycia czytelnikowi. Wzrusza, intryguje i apeluje o nadzieję, której siła w tym przypadku ma ogromne znaczenie. Mila Rudnik intryguje i wciąga do świata ludzkich wyborów. Fantastycznie napisany debiut z całkowicie wykorzystanym potencjałem. Gorąco polecam.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

poniedziałek, 6 lipca 2015

"Nie zmienił się tylko blond" Agata Przybyłek

"Nie zmienił się tylko blond" Agata Przybyłek, Wyd. Czwarta Strona, Str. 344

Ile razy słyszeliśmy stereotypowe żarty o blondynce? Ile razy słyszeliście: "co za kierowca! to na pewno blondynka!"? Biedne panie - jeden kolor włosów, ale tyle historii. Przyszedł w końcu czas na kolejną z nich, tym razem w formie książki.

"O co to, to nie! Kadrze pedagogicznej i całemu miastu to ja się nie mam co chwalić tym, że przez osiemnaście lat siedziałam w jednym gnieździe z puszczalskim gawronem."

Iwonka ma 37 lat, jest farbowaną blondynką i właśnie zaczyna całkowicie zmieniać życie. Ma męża, czwórkę dzieci i względnie sielankowe życie. Mąż jest właścicielem sklepu z bielizną i tak jakby właścicielem swojej biuściastej kochanki Adeli. A na domiar złego Iwonka dowiaduje się, że zostanie babcią. Nadchodzi czas na zmian!

Iwonka to kobieta przełomowa - potrafi się śmiać sama z siebie (ale z innych głośniej) i nigdy się nie poddaje. Jeśli coś nie idzie po jej myśli, to - tym lepiej! To z czym trzeba się zmierzyć przynosi lepsze efekty. Bohaterka - burza. Nie da się jej nie lubić. Pomysły, które przychodzą jej do głowy są szalone, ale to nowy etap życia jest największym prowodyrem do pojawiania się zabawnych sytuacji. Iwonka wcale nie przejawia cech charakteru stereotypowej bohaterki - wręcz przeciwnie! Kobieta jest przełomowa, szalona i czasami nieporadna, ale potrafi jakimś cudem wszystko uporządkować. 

Fabuła nie wprowadza konkretnych wydarzeń i tak naprawdę dzieje się wszystko i nic. Akcja dotyczy przełomowych chwil w życiu szalonej kobiety - tego co działo się przed wielkim przewrotem, w trakcie i nawet trochę po. Wszystko utrzymane w zabawnej, humorystycznej scenerii wywołuje chwilę szczerego uśmiechu. Przygody Iwonki są przeróżne - zaczynając od rodzącego w pociągu kota na wielkiej aferze z opieką społeczną kończąc. Kobieta musi od nowa zbudować coś, co myślała, że ma już na stałe. Postanowiła sobie wyzwanie, że się nie podda i brnie przez rozsypane życie z podniesioną głową zbierając po drodze niedopasowane kawałki. Prawda jest jednak taka, że gdyby nie pierwszoosobowa narracja Iwony nie byłoby tak zabawnie - to co siedzi w głowie tej kobiety nie jest jasne chyba nawet dla niej samej. Muszę jednak przyznać, że styl okazał się przyjemny - choć czasami przez wywody Iwonki chaotyczny - i wszystko zgrało się idealnie.

"Mamo, słuchaj, jedną rzecz ci powiem. Ty się nie maż! Ojciec to niezłe ziółko [...]"

"Nie zmienił się tylko blond" to lekka i zabawna historia o przełomowej kobiecie, która stanowi żywy dowód na to, że w we własnym życiu nie da się nudzić. Zabawne sytuacje, żywe dialogi i mnóstwo potknięć to gwarantowana zabawa. Lektura pani Agaty to żywiołowa przygoda idealna na wakacyjny wypoczynek.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona

niedziela, 5 lipca 2015

"Paragraf 5" Kristen Simmons

"Paragraf 5" Kristen Simmons, Tyt, oryg. Article 5, Wyd. Dolnośląskie, Str. 312

Dystopia, antyutopia, wizja post-apokaliptycznego świata - wszystko to zawsze przykuwa moją uwagę. Dlatego "Paragraf 5" od samego początku kusił mnie swoją historią. Pytanie brzmi: czy spełnił moje oczekiwania?

Rozpoczęło się nieciekawie - schemat gonił schemat, nuda wisiała w powietrzu jak wizja nadciągającej, mało przyjemnej burzy a główna bohaterka doprowadzała mnie do rozstrojenia nerwowego swoim upartym i drażniącym charakterem. Dopiero w drugiej połowie książki zaczęłam dostrzegać jej atuty i przestałam żałować, że zdecydowałam się na przygodę z tą książką.

"Kto płaci, ten wymaga, kto ma broń, ten strzela."

Ember mieszka tylko mamą i to właśnie jej poświęca cały swój wolny czas. Żyją w świecie, który okazał się udręką dla całego społeczeństwa - jakiekolwiek odejście od ściśle ustalonych zasad i norm jest surowo karane. Brakuje podstawowych produktów, brakuje wolności. W wieku siedemnastu lat Ember wraz z matką zostaje oskarżona przez Straż Obyczajową za pogwałcenie Paragrafu Piątego. W tym dniu rozpoczyna się dla nich piekło. 

Ember to bohaterka, która swoim zachowaniem czasami wzbudzała moje nieustępliwe przewracanie oczami i chwilę litości. Przepadam za silnymi, zdecydowanymi dziewczynami, które potrafią zadbać o swoje sprawy, ale niestety Ember do nich nie należy. To dziewczyna, która ustalone normy i standardy przyjęła bez większych narzekań i dostosowała się do nich jak tylko mogła. Nie wprowadza do książki życia, wigoru czy nawet powiewu buntu. Akcja nabiera tempa w momencie dokonania aresztowania - i to nie przez byle kogo. U progu drzwi domu Ember pojawia się Chase, jej były chłopak i rozdziela ją z matką Wówczas akcja zaczyna nabierać tempa i  Ember podejmuje rzucone jej wyzwanie - czas najwyższy postawić się systemowi i odnaleźć matkę, która jest jej jedyną bliską osobą.

"Człowieka można skrzywdzić na wiele sposobów bez użycia pięści."

Rzeczywistość świata w którym toczona jest akcja nie jest łatwa. Agresja wobec więźniów, brak zasad w ośrodku karnym, bicie i poniżanie to nic w porównaniu z ośrodkami resocjalizującymi trudną młodzież, gdzie do złamania zasad przez władze dochodzi nader często, a przestrzega się jedynie zasad podstawowej religii. Kreacja tego świata wypadła naprawdę dobrze - wciągnęła, zaciekawiła i wzbudziła strach. W dodatku psychika Chase'a - człowieka, który widział całe okrucieństwo świata - jest jednym z atutów tej historii. Bohater przeżył wiele i wyłączył swoje uczucia a mimo to, gdzieś na dnie, tli się nadzieja na uwolnienie zapomnianych emocji. Jego postać okazała się jedyną, skomplikowaną postacią, idealną do rozgryzienia.

Książka pani Kristen to przyjemna ucieczka do świata stricte młodzieżowej antyutopii. Ciekawa książka dla poszukiwaczy lekkich i niezobowiązujących historii z, niestety, wymagającego gatunku. Mam nadzieję, że autorka w kolejnym tomie pozwoli, aby jej potencjał znalazł całkowite wykorzystanie i nie zagubił się gdzieś po drodze.  Dziś jednak pierwszy tom polecam mniej wymagającym czytelnikom. Nie chodzi o to, że książka była zła - skądże znowu - ale nie obraziłabym się gdyby okazała się lepsza.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu.

sobota, 4 lipca 2015

"Kalinowe serce" Teresa Ewa Opoka

"Kalinowe serce" Teresa Ewa Opoka, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 400

"Powinna tam pójść i za karę wpatrywać się w to miejsce, patrzeć i patrzeć, medytować, modlić się, prosić o wybaczenie. Błagać o wybaczenie. Tak powinna zrobić. I tak zrobi. Taka będzie jej pokuta."

Dziewiętnastoletnia Kalina postawiła sobie kompletne zadania na przyszłość i nie odbiega o nich nawet na krok. Marzenia o wyjeździe z malutkiej wioski do dużego miasta to silna motywacja dla dziewczyny. Jej przyszłościowy plan obejmuje wyjazd do Anglii i odłożenie pieniędzy na studia. Kalina chciałaby być jak inne dziewczyny w jej wieku, jednak to wcale nie jest takie łatwe.

Kalina to zbłąkana dziewczyna o prostej duszy i wielkich marzeniach. Czasami jej siła potrafiła mnie zaskoczyć i doskonale rozumiałam czym motywuje swoje decyzje. Niestety były momenty, w których nie zawsze zgadzałam się z postępowaniem dziewczyny, która mimo młodego wieku jest jednak już dorosłą osobą i to co wyprawia powinno opierać się na zasadzie logiki - a nie zawsze tak było. Determinacja Kaliny jest wielka, ale przesłania jej świat i przez to momentami chwyta się wszelkich prób ucieczki do lepszego świata, zapominając przy tym sprawdzić czy ten wielki świat na pewno istnieje. 

Dziewczyna pochodzi z rozbitej rodziny - ojciec wybrał alkohol, matka życie z dala od rodziny. Nawet bracia Kaliny zostali oddani pod opiekę domu dziecka. Gdy pewnego dnia życie dziewczyny się odmienia, zapowiada się na wielki przełom. Propozycja posady w mieście ma pozwolić na zdobycie wymarzonych pieniędzy. Poznaje również starszego i intrygującego mężczyznę. Wszystko to zapowiadało się na naprawdę przemyślaną akcję. Niestety - fabuła jest ciekawa, ale miejscami zwalania, staje się monotonna i senna przez co czasami zapominałam o czym czytam i błądziłam myślami gdzieś poza rozgrywaną akcję. Wydarzenia z czasem zaczęły być bardzo naciągane, bezmyślność bohaterów raziła w oczy a na dodatek tekst czasami nie zawsze trzymał się wyznaczonych ram stylistycznych.

"– Zadzwonię do ciebie – rzuciła na pożegnanie, gdy busik podjechał na przystanek.
– I tak będziesz moja – powtórzył swój nudny refren i usiłował pocałować ją w policzek."

"Kalinowe serce" nie trafi do każdego czytelnika. Książkę pani Opoki polecam fanom gatunku obyczajowego i tym, którzy nie szukają w książkach głębszej fabuły - tutaj dzieje się wszystko i nic. Lektura obiecuje wiele, ale niestety razi wadami, których można było uniknąć. Mimo wszystko książka nie jest zła. Chociaż brakuje w niej emocji to porusza ciekawy temat pojęcia "być szczęśliwym". Wybór lektury pozostawiam Wam.
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

piątek, 3 lipca 2015

"Collide" Gail McHough

"Collide" Gail McHough, Tyt. oryg. Collide, Wyd. Akurat, Str. 366

Emily straciła matkę zaraz po ukończeniu college'u. Ten moment okazał się przeważającym w jej obecnym życiu i sprawił, że dziewczyna stanęła na życiowym zakręcie. Nie wiedząc, którą z dróg powinna obrać - żałobę czy zapomnienie, decyduje się podjąć wielkie zmiany i wyjeżdża do Nowego Jorku. W tragicznych chwilach towarzyszy jej Dillon, ukochany o dominujących skłonnościach. Kiedy na drodze Emily pojawia się Gavin, seksowny nowojorczyk, pojawiają się sprzeczne uczucia z którymi przyjdzie walczyć dziewczynie. Jak daleko sięga chęć zmian?

"Czasami niewłaściwe rzeczy prowadzą nas do właściwych ludzi."

"Collide" to typowy gatunek New Adult z romantyczno - erotycznym zabarwieniem. Mocny, intensywny romans pomiędzy bohaterami przywłaszcza sobie całą uwagę czytelnika. Muszę przyznać, że prawdziwe uczucia i emocje pomiędzy parą i wplątane we wszystkie wydarzenia stanowią nieodzowny atut tej historii.

Gail McHough wykreowała swoich męskich bohaterów na zasadzie solidnego kontrastu - Dillon dał się poznać jako egoistyczny i zaborczy chłopak ze skłonnościami do przesady i wygórowanymi problemami. Przy nim postawiono Gavina Blake'a, nowojorczyka z pohamowanym temperamentem, zdolnego do przejawiana wszelakich uczuć - w tym mocnej i pięknej miłości. Kontrolowanie ukochanej i wielkie ego w połączeniu z naturalnością i pewnością siebie pozwoliło na szybkie wytyczenie granic pomiędzy bohaterami. Przyznam, że łatwo przyszło mi polubić Gavina a Dillona przejrzałam od razu, ale Emily wzbudziła moje mieszane uczucia. Typowa zabiedzona bohaterka, która nic nie robi sobie z kontrolowania przez chłopaka, biernie poddaje się jego rozkazom i sama szczególnie nie stara się wykrzesać z siebie własnego zdania. Wydaje się, że dziewczynie pasuje idealnie obecny układ, a pomiatanie przez zaborczego chłopaka sprawia jej przyjemność. Uwięziona we własnym strachu i pozbawiona siły do walki tkwi w chorym związku. Dopiero po czasie rozwija swój charakter i zaczyna otwierać się na nowe doświadczenia, jednocześnie powoli odbudowując sympatię czytelnika.

Autorka pisze lekkim, swobodnym stylem i jednocześnie nie zagłębia się w trudniejsze zakątki fabuły. Swoją lekturę oparła na dwóch relacjach związkowych - tym toksycznym i tym, który dopiero ma się narodzić. Bez większych upiększeń przedstawiła parodię związku opartego na zakłamaniu i jednostronnej dominacji. Pokazała również jak piękne uczucie może narodzić się na podwalinach tego złego. Miłość, która ukazana w różnych barwach zalała karty tej powieści i przedstawiła na swoim przykładzie ważne tematy - walki o własne zdanie, ucieczki od nękania psychicznego i wyzwolenia spod jarzma brutalnie narzuconych zasad. A to wszystko w wyższych sferach Nowego Jorku - rezydencji Hamptons, bogatych biurowcach i tętniących życiem chodnikach.

"Był aktorem na scenie, ćwiczącym swoją rolę, a ona była jego publicznością."

"Collide" to dobra książka dla niewymagającego czytelnika. Zabawi, zauroczy i nawet wciągnie na kilka godzin. Pod pieczą Gail erotyk przeistoczył się w subtelny romans igrający jedynie trochę z wymagającym czytelnikiem utartymi schematami. Fanom romansów i miłosnych przygód - polecam.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Akurat.

czwartek, 2 lipca 2015

Premierowo: "Niebezpieczne złudzenie" Kami Garcia, Margaret Stohl

"Niebezpieczne złudzenie" Kami Garcia, Margaret Stohl, Tyt. oryg. Dangerous Deception, Wyd. Feeria, Str. 304
PREMIERA: 2 lipca 2015r.

Pamiętacie słynną serię znanego duetu - "Piękne istoty" z paranormalnym zabarwieniem? A może pamiętacie też pierwszą część jej spinoffu "Niebezpieczne istoty"? Dziś przychodzę do Was z kontynuacją kontynuacji. Jesteście ciekawi?

"Niebezpieczne złudzenie" to drugi tom spinoffu serii Niebezpieczne istoty nawiązującej do Kronik Obdarzonych, jednak skupiający się na drugoplanowych bohaterach. Dziś Link i Ridley ponownie zawitali na strony swojej opowieści jako główni bohaterowie i przedstawili własne wydarzenia.

"Nie.
Walcz.
Jeśli teraz stracisz kontrolę nad sobą, stracisz wszystko."

Po Ridley nie ma śladu. Zniknęła, przepadła, nikt nie wie co się wydarzyło ani w którym miejscu rozpocząć poszukiwania. Jednak Link nie poddaje się tak łatwo i wywraca do góry nogami świat by odnaleźć dziewczynę. Czas zatem połączyć siły z przyjaciółmi i... nieznajomymi. Tajemniczy Lennox ma swój własny plan, jednak nie zamierza go nikomu wyjawiać. Podróż, która się rozpoczyna może odkryć przed nimi mroczne zakątki - te rzeczywiste i należące do ludzkiej psychiki. 

Zabrakło mi - siłą rzeczy - Ridley, której temperament jest jasną gwiazdą w ciemnej nocy tej tajemniczej historii. Dziewczyna jest wybuchowa, szczera i piekielnie pewna siebie a w dodatku nigdy nie daje sobą rządzić. Polubiłam ją w pierwszej części i to ona sprawiła, że sięgnęłam kontynuację. Niestety taki a nie inny obrót sytuacji sprawił, że bohaterka odeszła na drugi plan, przez co jestem odrobinę zawiedziona. Nie zabrakło jednak szalonej jazdy i wybuchowych wydarzeń, bo rolę bohatera - drania objął Link, w dodatku musiał nadrabiać charyzmą za nieobecną Riley. To para bohaterów, która zawsze sprawia, że coś się dzieje, więc niezależnie od tego czy są razem, czy może osobno nie da się z nimi nudzić. Link w tej części odsłonił swoją nową stronę, zdeterminowana i silną, która sprawiła, że nie tylko zaangażowałam się w bieg wydarzeń, ale zdecydowanie kibicowałam mu w powodzeniu misji.

"Ten chłopak naprawdę mnie kocha [...]. Żebym jeszcze pamiętała jak mu na imię."

Muszę przyznać, że gatunek paranormal romanse odchodzi w zapomnienie i to nie tylko w czytelniczym świecie, ale i mojej subiektywnej ocenie. Coraz rzadziej sięgam po typowe książki z tego gatunku, a szkoda. Czasami wśród nich znaleźć można naprawdę ciekawe historie. Przygody Ridley i Linka właśnie do takich należą - pamiętajcie, że to wyjątkowa para o ciętych językach i wybuchowym charakterze, która wprowadza do książki solidne zamieszanie, ale i niezbędną dynamikę akcji. W dodatku mnogość wątków sprawia, że nie można się tutaj nudzić - droga która rozpościera się przed bohaterem i czyhające niebezpieczeństwa wciągają w swój świat i ujawniają demoniczną stronę mroku - przed Wami Nowy Orlean jakiego jeszcze nie znacie.

Czy polecam? Oczywiście. Zdecydowanie dla fanów twórczości Garcii i Margaret Stohl. Niewtajemniczonych jednak odsyłam najpierw do pierwszego tomu spinoffu. Pamiętajcie, że nie trzeba znać serii Kronik Obdarzonych, żeby doskonale bawić się z dwójką niepoprawnych bohaterów. Ale ostrzegam - to jedna z serii książek "lekko, łatwo i przyjemnie". Ciekawa, wciągająca, z szybką akcją i mnóstwem wątków - seria idealna dla każdego poszukiwacza niezobowiązujących historii, które w jakiś niepojęty sposób wciągną do swojego świata i zatrzymają na długi czas.

Seria "Niebezpieczne istoty":
Niebezpieczne istoty | Niebezpieczne złudzenie

 Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Feeria.

środa, 1 lipca 2015

W głowie się nie mieści!

W GŁOWIE SIĘ NIE MIEŚCI:
To seria "Opowieść filmowa" swoimi książeczkami nawiązująca do filmu, który swoją premierę ma właśnie dziś  (1 lipca 2015r.). Film opowiada o Riley, która staje do konfrontacji ze swoimi emocjami: Radościom, Strachem, Gniewem, Odrazą i Smutkiem.

1). Poznaj strach
"Czy pod twoim łóżkiem też mieszkają nocne straszydła? I też boisz się burzy? Ona jest najbardziej przerażająca ze wszystkiego! Nie licząc szczeniaczków z ostrymi zębami i szaleństwem w oczach… Jeśli tak, to znaczy, że już się znamy. Jestem Strach. W chwilach, kiedy dręczą cię małe strachy albo wielkie straszydła, powieś na klamce drzwi do swojego pokoju zawieszkę z moją podobizną. Zobaczysz, że nic złego się nie stanie i wszystko, czego się boisz, zniknie! Oznacz naklejką każdą rzecz, która cię przeraża. Od razu przestanie być aż taka upiorna!"(Opis wydawcy)

2). Poznaj gniew
"Czy ciebie też to złości, że ciągle ktoś ci mówi, co masz robić? Albo czego masz nie robić? Albo że nie dostaniesz tego, czego chcesz? Tego, co ci się należy! Jeśli tak, to znaczy, że już się znamy. Jestem Gniew. Kiedy coś cię porządnie rozwścieczy, powieś na klamce drzwi do swojego pokoju zawieszkę z moją podobizną. Niech wszyscy się dowiedzą, że z tobą lepiej nie zadzierać, bo konsekwencje mogą być ZATRWAŻAJĄCE! Oznacz naklejką każdą rzecz, która cię wnerwia. Od razu poczujesz się lepiej!"(Opis wydawcy)

Książeczki bardzo obrazowo przedstawiają emocje - prezentują je w całej krasie. W środku znaleźć można naklejki odwołujące się do emocji w których rolę główną odgrywają bohaterowie danej historyjki. I wiecie co? To naprawdę świetna sprawa. Bez upiększeń, otwarcie i bezpośrednio przedstawione są emocje, które mają dzieciakom przedstawić jak to wygląda tak naprawdę. A całość wykonana jest w dodatku solidnie i interesująco: z dużymi literami, kolorowymi postaciami, ale bez natłoku wielu ilustracji z gratisowymi naklejkami.

MASZA I NIEDŹWIEDŹ - WIELKIE PRANIE:
Nikt tak jak Masza nie poprawia mi chandry. Żadne komedie romantyczne, lukrowane opowieści czy wymuszone filmy z drętwym humorem - tylko jedna jedyna, niepowtarzalna Masza. Ta dziewczynka jest po prostu totalnie rozbrajająca i to co wymyśli zawsze przepełnia mnie lękiem o biedna zwierzątka z jej otoczeni! Żywiołowa, temperamentna i bardzo radosna - w dodatku potwornie pewna siebie. Przyznam otwarcie - widziałam wszystkie odcinki bajki z Maszą i Niedźwiedziem w roli głównej chyba z dziesięć  razy i za każdym razem potrafi mi poprawić humor, o wybuchach szczerego śmiechu nie wspominając. Dlatego ogromnie się cieszę, że niezastąpiony duet zawitał również do książeczek dla najmłodszych z możliwością kolorowania i naklejania! (Naklejki gratis). Historia w książeczce opiera się na bajce (czy to może bajka na książeczkach?) a ilustracje odwołują się do animowanych wydarzeń.

"Przeczytaj o przygodach Maszy i Niedźwiedzia, a potem pokoloruj ulubionych bohaterów lub poszukaj ich wśród naklejek. Teraz to ty możesz dodać barw opowiedzianej historii – wystarczy twoja wyobraźnia i ta książeczka. Udanej zabawy!" (Opis wydawcy)

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Egmont.