niedziela, 31 maja 2015

"Uwięziona" Drusilla Campbell

Autor: Drusilla Campbell
Tytuł: Uwięziona
Tytuł oryginału: Little Girl Gone
Wydawnictwo: Media Rodzina
Liczba stron: 271

Seria Gorzka czekolada to jedna z moich ulubionych serii, bo chociaż książki nie są tutaj powiązane nawet bohaterami (za wyjątkiem cyklu Nele Neuhaus), to wiele z nich pozostawia po sobie faktycznie słodko-gorzki posmak i uzależnia dokładnie tak jak czekolada.

Madora Welles miała dwanaście lat, kiedy dowiedziała się, że niektóre dziewczynki mają szczęście w życiu, a innym go brak. Dowiedziała się również, że szczęście jest ulotne. Dlatego decyzje, które podejmowała w życiu nie zawsze były do końca przemyślane. Teraz ma siedemnaście lat a za sobą liczne kłopoty z narkotykami i nieodpowiednimi mężczyznami. Kiedy decyduje się uciec wraz z Willisem nie wie, że to dopiero początek prawdziwych kłopotów.

"- To nie jest czas na zmiany.
- Bzdury. To właśnie idealny moment."

"Uwięziona" to nic innego jak studium przypadku wyalienowanej, skłóconej ze światem dziewczyny. Madora boi się stawić czoła światu, mimo, że kryje się za własnym buntem. Szuka drogi, którą mogłaby podążać kierując się dawnym żalem do ojca i rodziny. Dziewczyna błądzi jak we mgle, po omacku stara się odnaleźć spokój i jakiekolwiek zrównoważenie w świecie, który nigdy nie był jej przychylny. Kiedy pojawia się dwunastoletni chłopiec ze swoimi pytaniami coś zaczyna pękać w Madorze. Odzywa się jej instynkt opiekuńczy, oznajmia Willisowi, że chciałaby mieć dziecko. Dziewczyna jest niezwykle skomplikowaną bohaterką, trudno było mi rozgryźć, czy to co myśli w danej chwili to już konkretna decyzja, czy może za chwilę jej światopogląd zmieni się całkowicie. Madora jest naiwna, tak bardzo jak to tylko możliwe, uparcie wierzy w coś co sama zbudowała w swojej głowie a co w świecie rzeczywistym całkowicie mija się z prawdą. Wzniosła Willisa na piedestał ideału, kiedy bohater zasługuje na miano zatrważającego człowieka o zachwianej psychice. Dziwność tej książki i jej bohaterów wywołuje napięcie w oczekiwaniu na coś co niekoniecznie musi się wydarzyć, bo akcja płynie spokojnym, miejscami aż za prostym, rytmem.

Książka utrzymana jest w konwencji thrillera, ale to nie jest prawdziwy motyw przewodni. Tak naprawdę ciężko określić w którą stronę gatunkową podążała autorka. Jej głównym celem było przekazanie problemów wyalienowanych jednostek, odrzuconych przez społeczeństwo, których psychika różni się od normalnych ludzi a pomysłowość ich czynów wywołuje dreszcz przerażenia. Drusilla Campbell postawiła na wartości i przekazała je w pełni. Jedynie styl, którym się posługuje nie do końca mnie do siebie przekonał. Tekst miejscami wydawał się pusty, wymuszony i suchy, jakby chęć przekazania pewnych prawd przejęła władzę na innymi czynnikami lektury.

"Po chwili przewrócił się na brzuch i zaczął powoli uderzać czołem o deski. Zamierzał nie przestawać, dopóki nie przydarzy mu się w końcu coś dobrego."

Na początku byłam zaskoczona ilością stron, bo co raz rzadziej spotykam się z książkami poniżej trzystu stron. Ale im dalej czytałam, tym bardziej oczywiste było, że dłuższa fabuła okazałaby się przytłaczająca. Autorka wypełniła fabułę licznymi wartościami, emocjami i problemami, o których społeczeństwo zapomina. Wyobcowanie i popełnianie błędów w połączeniu z próbą rozgryzienia całej tej sytuacji nabiera na znaczeniu kiedy pojawiają się pytania chłopca - niby proste, ale czy odpowiedź na nie jest taka łatwa?

"Uwięziona" to przede wszystkim dziwna lektura - w ten pozytywny sposób. Tutaj nic nie jest takie, na jakie wygląda. W czasie czytania należy uzbroić się w cierpliwość i pozwolić myślą swobodnie docierać do zakamarków fabuły, w których kryją się typowe prawdy. Ta powieść jest zdecydowaną gratką dla miłośników drugiego dna. I chociaż ma swoje wady, to zdecydowanie warta jest przeczytania.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina.

sobota, 30 maja 2015

"Malfetto. Mroczne Piętno" Marie Lu

Autor: Marie Lu
Tytuł: Malfetto. Mroczne piętno
Tytuł oryginału: The Young Elites
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Liczba stron: 384

Moja przygoda z twórczością Marie Lu rozpoczęła się od serii Legenda, która wzbudziła u mnie mnóstwo emocji, więc kiedy tylko na horyzoncie pojawiła się kolejna równie intrygująca historia autorki byłam pewna, że warto po nią sięgnąć.

Jeszcze nie spotkałam się z tak nietypową książką. Zazwyczaj wszystkie dystopijne historie utrzymane są w disney'owskiej konwencji z konkretnym podziałem na dobrą i złą stronę. W tej historii tego nie ma. Przez niemal całą fabułę przewijają się postacie, którym daleko do pozytywnych bohaterów, owszem bywały momenty, że czynili dobro, ale nigdy bezinteresownie - zawsze oczekiwali czegoś w zamian. Główna bohaterka, Adelina, jest tego doskonałym przykładem - skrywa w sobie mrok, który ujawnia się bardzo często, a chęć zemsty i osiągnięcie w końcu tego o czym tak dawno marzyła to jej kluczowy cel. 

"Nikt tak naprawdę nie chce, byś była sobą. Chcą, byś była taka, jaka im się podobasz."

Adelina Amouteru jako jedna z nielicznych przeżyła zarazę jednak została napiętnowana do końca życia. Jej matka niestety poddała się chorobie. Adelina pozostała sama z młodszą siostrą i ojcem zaślepionym żądzą pieniądza. Dziewczyna nie wie, że kryje w sobie moc której niedługo będą bali się najpotężniejsi z Malfetto.

Adelina jest wyjątkową bohaterką, otrzymała w swoich rozdziałach pierwszoosobową narrację dzięki której poznanie dziewczyny przyszło bardzo łatwo, bo autorka otworzyła jej mroczną duszę przed czytelnikiem bardzo szybko. Adelina kryje w sobie mrok, złość i siłę walki o własne cele nawet po trupach, ale to furia, która w niej kiełkuje najbardziej przeraża. Dziewczyna jest bohaterką, która zrywa ze schematyczną, cichą, potulną postacią, której pozytywne cechy przelewają się przez strony książki. Tak naprawdę to jej postawa miejscami mnie przerażała i zastanawiałam się co autorka miała na celu powołując do życia tak silną, ale i walczącą z mrokiem dziewczynę. Wiem jednak, że Marie Lu wykreowała Adeline w niesamowicie dobitny, wzbudzający mój niekłamany szacunek sposób i niezależnie od tego po której stronie stanie w kolejnych tomach, zawsze będzie moją ulubioną postacią tej serii.

Świat przedstawiony to kolejna kapitalna odsłona dystopii Marie Lu. Kenettra, miejsce w którym mieszka Adelina to jedna z krain, która doświadczyła śmiertelnej plagi. Ci, którym udało się ujść z życiem zostali naznaczeni i okaleczeni. W dodatku zyskali moce przez które znienawidziło ich społeczeństwo. Król pragnie zgładzić wszystkich naznaczonych, nazwanych przez lud Malfetto, powołując do tego Oś Inkwizycji z Terenem Santoro na czele. Chcą ich zniszczyć, zanim oni zniszczą naród. Jest jeszcze Enzo Valenciano, członek Bractwa Sztyletu - organizacji, która próbuje odbić Malfetto. Nikt jednak nie działa bezinteresownie. Marie Lu stworzyła świat pełen agresji i walki o władzę, angażując w to dwie wrogie sobie organizacje i jeszcze innych niepowiązanych bohaterów. To sprawiło, że w książce aż buzuje od różnego rodzaju emocji a napiętą atmosferę można kroić nożem.

"Chęć zadawania krzywdy, siania zniszczenia i szukania pomsty jest o wiele potężniejsza od tęsknoty za miłością czy chęci niesienia pomocy."

Początkowo myślałam, że "Malfetto" będzie miał wiele podobnych cech do serii "Legenda". Tak naprawdę łączy je jedno - styl, który w tej książce jest nawet odrobinę lepszy. W gruncie rzeczy te dwie serie są od siebie zupełnie różne - równie dobre - ale w każdej z nich jest coś niepowtarzalnego: w Legendzie była to siła grupy, w Malfetto to indywidualizm postaci.

"Mroczne piętno" to ogromnie pozytywne zaskoczenie. Nic w tej książce nie jest takie na jakie wygląda, ale dzięki temu intryguje od początku do końca. Historia porywa do swojego świata i z minuty na minutę zacieśnia kręgi zmuszając do opowiedzenia się po którejś ze stron. Doskonale się bawiłam i jestem zachwycona nową serią autorki, mam tym samym nadzieję, że kolejne tomy okażą się równie dobre.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Zielona Sowa.

czwartek, 28 maja 2015

"Will Grayson, Will Grayson" John Green, David Levithan

Autor: John Green, David Levithan
Tytuł: Will Grayson, Will Grayson
Tytuł oryginału: Will Grayson, Will Grayson
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 365

Wciąż pozostaje dla mnie zagadką, dlaczego sięgam po książki Greena. Autora zna zapewne każdy szanujący się mol książkowy, chociażby ze słyszenia a Levithan przypuszczalnie niebawem wyjdzie z cienia Greena. Tymczasem panowie w duecie napisali książkę o tematyce nie łatwej, a jednocześnie wartej uwagi. Czy podołali zadaniu?

Pojawił się najpierw Will Grayson - żyjący według zasad: 1. siedzieć cicho, 2. niczym się nie przejmować. Will przyjaźni się z Kruchym, nieustannie zakochanym, całkowicie zadeklarowanym gejem i próbuje związać się z Jane, która może jest a może nie jest homoseksualna. Kto to wie? po Willu Graysonie przyszedł czas na willa graysona - chłopaka samotnego, przepełnionego bólem, przyjaźniącego się z ograniczoną intelektualnie, zarozumiałą i egoistyczną maurą, prawdopodobnie zakochanego w isaacu, koledze z internetu.

"gdy coś raz się stłucze, nie da się tego z powrotem skleić. ponieważ gubią się gdzieś małe kawałeczki i krawędzie nie pasują do siebie, nawet gdyby chciały. cały kształt się zmienia."

Bohaterowie połączeni identycznym imieniem różnią się od siebie jak tylko się da. W przypadku Willa Graysona - pustego, ograniczonego emocjonalnie (i może umysłowo?) nie jestem w stanie napisać nic miłego. Kroczy jak cień za Kruchym, który ma na własność prywatny mózg Kubusia Puchatka i wiecznie na wszystko narzeka, a w ogóle nie potrafi zająć się sam sobą. Biedny, nieszczęśliwy i zapomniany Will Grayson - bezbarwna forma nudnego bohatera. Zdecydowanie lepiej w zestawieniu wypada will grayson ze swoimi rodzinnymi problemami, który wydaje się bardziej szczery i chyba najwłaściwszy w tej książce. Szuka szczęścia, zrozumienia i próbuje się odnaleźć w nowej sytuacji, czego kompletnie nie ułatwia mu Maura - przyjaciółka od siedmiu boleści, której nawet nie warto wymieniać z imienia. Jedynie will grayson ratuje cały ten zjednoczony klub bohaterów ograniczonych i pustych przyciągając swoją postawą uwagę i nadając bezsensownej fabule jakiegoś, minimalnego znaczenia.

Teraz już przynajmniej rozumiem, dlaczego książki Greena kompletnie do mnie nie trafiają (poza "Gwiazd naszych wina"). Tworzy fantastycznych bohaterów, obdarzonych charyzmą i wszystkimi cechami, z którymi momentalnie można się utożsamić a następnie bezwzględnie i okrutnie ich szufladkuje. "Will Grayson, Will Grayson" jest tego idealnym przykładem. Panowie podjęli się sztuki nie łatwej, bo obrali sobie temat trudny i wymagający konkretnego podejścia. Homoseksualizm ostatnio pojawił się na tapecie wszystkich i wszystkiego, więc autorzy trafili w świeży temat, ale zapomnieli o tym, że nie piszą rozprawki na temat: dlaczego lubię, a dlaczego nie lubię, tylko tworzą historię dla młodzieży. W rezultacie homoseksualny temat został przez nich potraktowany z góry a sami bohaterowie przyjęli na siebie wszelkie znane stereotypowe role. 

"[...] masz wpływ na wybór swoich przyjaciół, masz wpływ na kształt swojego nosa, ale nie masz wpływu na kształt nosa swoich przyjaciół."

To kolejna książka Greena, w której nie potrafię jednoznacznie stwierdzić o co właściwie chodziło. Sens w tym przypadku jest całkowicie ulotny. O ile will grayson ratuje swoją postacią innych, tak zamiłowanie do pisania rozdziałów z jego udziałem nie używając wielkich liter jest niewybaczalne. Rozumiem, że miało to podziałać jako samoświadomość bohatera, w której to narracji przekazuje swoją wartość na poziomie małej litery, ale naprawdę. Cieszę się, że w fabule zagościło trochę sarkazmu i ironii wywołując krótkie chwile śmiechu czy uśmiechu, bo to rozładowało trochę sytuację i uspokajało moje rozdrażnienie. 

"Will Grayson, Will Grayson" nie zachwyca, nie powala na kolana, nie wywołuje zawrotów głowy. Momentami zabawna - co się chwali, ironiczna - jeszcze lepiej, ale i przerośnięta formą i za bardzo stereotypowa. Lekka historia do poczytania na raz, bez chęci powrotu i nie wywołująca głębszych przemyśleń.  Lepsza od "19 razy Katherine" słabsza od "Papierowych miast", plasująca się gdzieś na niższej pozycji w twórczości Greena.

Ocena: 3/6

wtorek, 26 maja 2015

"Alicja królowa zombi" Gena Showalter

Autor: Gena Showalter
Tytuł: Alicja królowa zombi
Tytuł oryginału: The Queen of Zombi Hearts
Wydawnictwo: Mira
Liczba stron: 448

"Alicja królowa zombi" to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie kontynuacji tego roku. Pierwsze dwa tomy oczarowały mnie lekkością i fabułą, która połączyła historię Alicji w krainie czarów ze światem zombe - mieszankę z moich marzeń!

Alicja ma już dość zombi, które rujnują jej próbę powrotu do normalnego życia. Postanawia raz na zawsze rozprawić się z potworami. Ale jest jeszcze Ali, która nie daje o sobie zapomnieć. Ostateczna bitwa właśnie się rozpoczęła. Czy łatwo jest wytyczyć granicę pomiędzy dobrem i złem?

"Nie wyprułeś bebechów, nie licz na chwałę."

Alicja już w poprzednim tomie przeszła szkołę życia, której finał miał przynieść wytchnienie w szczególności jej samej. To co ją spotkało nie zdarzyło się do tej pory nikomu innemu, a ona sama podjęła decyzję, że swoim demonom stawi czoło samodzielnie. Bardzo polubiłam ją za jej determinację, siłę woli i decyzję chronienia przyjaciół za wszelką cenę. To bohatera, która w książkach młodzieżowych nie pojawia się często - nie ma tendencji do użalania się nad sobą, nie musiałam się obawiać, że za moment wybuchnie histerycznym szlochem i podda się bez walki. Za każdym razem kiedy już myślałam, że Alicja nie ma siły a wydarzenia tomu trzeciego są dla niej zbyt intensywne, ta podnosiła się na drżących nogach by za chwilę stanąć pewnie i stawić czoła wyzwaniom. Jestem z niej dumna! Nie ma co ukrywać, Alicja jest bohaterką, którą polubiłam od samego początku, ale nie skupiła całej mojej uwagi, bo zdarzały się momenty, kiedy wzdychałam do Cole'a. Jego postawa dorównuje determinacji Alicji, ale nie tylko to w nim urzeka, bo Cole potrafi jak mało kto oddać się sile miłości i odsłonić przed czytelnikiem swoje słabości względem Alicji.

Musicie zdać sobie sprawę, że seria Białego królika nie jest cyklem, który zwala z nóg - to typowe książki młodzieżowe, ale napisane ze smakiem i lekkim piórem, przez co czyta się szybko i przyjemnie. W dodatku sam pomysł na fabułę wprowadza powiew świeżości: połączenie Alicji w krainie czarów z nalotem zombi ma swoje plusy, które odkryć można właśnie w serii pani Showalter. Wszystko to sprawia, że książka urzeka od pierwszych stron, czaruje i nie pozwala o sobie zapomnieć.

Wydarzenia z drugiego tomu zostawiły mnie z tym przyjemnym niedosytem, który kiełkował we mnie do czasu pierwszej zapowiedzi "Alicji królowej zombi".  Liczyłam, że akcja zyska na tempie i przybierze odrobinę dramatyzmu, i wcale się nie pomyliłam. Dalsze przygody Alicji to najsilniejsza konfrontacja pomiędzy przyjaciółmi a zombi, które zaczęły pozwalać sobie na znacznie więcej. Motyw zombi w całej serii został zepchnięty do minimum i w tej tonacji utrzymany jest przez cały czas - nie ma przesytu, wątek nie jest przerysowany, a zombi nie wychodzą z książki jak grzyby po deszczu. Trzeci tom to zdecydowany przełom jeśli chodzi o ten motyw i pojawia się więcej potworów, ale nie na tyle by budzić jakiś sprzeciw. Wszystko jest idealnie wyważone i nie mogę niczego zarzucić fabule. Podobnie jest z przełomem w wątku romantyczny, który od samego początku jest moim ulubionym - Alicja i Cole to para idealna, obydwoje mają zawsze coś do powiedzenia przez to należy przygotować się na nieustanne zgrzyty pomiędzy nimi, ale dlatego tak dobrze do siebie pasują. W tym tomie każdy motyw jest bardziej intensywny - jakby autorka przygotowywała nas na ekscytujący finał - przez co pojawia się jeszcze więcej emocji.

"Paść cudownym trupem."

Już teraz wiem, że autorka zabrała się do pisania czwartego tomu serii - z jednej strony ogromnie się cieszę, ale z drugiej myślę, że najlepiej byłoby poprzestać na trylogii. Miejmy nadzieję, że obawy będą niesłuszne a kolejny tom na nowo zabierze mnie do fantastycznego świata serii Białego królika.

"Alicja królowa zombi" to kontynuacja na jaką czekałam. Może i brzmi to absurdalnie, bo kto by pomyślał, że można skonfrontować baśniową Alicję z atakiem zombi, ale uwierzcie mi - można. A styl z jakim zrobiła to autorka zasługuje na brawa. Jestem zachwycona i wcale się tego nie wstydzę - typowa młodzieżówka całkowicie wciągnęła mnie do swojego świata i zatrzymała w nim na długi czas. Cieszę się, że wyobraźnia pisarzy nie zna granic, bo dzięki temu przekazują swoim czytelnikom niezapomniane przygody. Seria Białego królika jest tego doskonałym przykładem.

Ocena: 5/6

Seria Kroniki białego królika:
Alicja w Krainie zombie | Alicja i lustro zombie | Alicja królowa zombie

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Harlequin/Mira.

poniedziałek, 25 maja 2015

"Angielskie lato" Małgorzata Mroczkowska

"Angielskie lato" Małgorzata Mroczkowska, Wyd. Czwarta Strona, Str. 356

Pierwsze co przykuwa wzrok książki pani Mroczkowskiej to niezwykle klimatyczna okładka, obok której chyba nie mogłabym przejść obojętnie. Wobec tego pojawia się standardowe pytanie: czy pod wizualną ucztą kryje się apetyczne wnętrze?

Anna wyjechała z Polski dwadzieścia lat temu w poszukiwaniu lepszego życia i osiedliła się na stałe w Londynie. Jej mąż Walter pozwala jej odczuwać spokój i harmonię do której dążyła. Ale gdy pewnego dnia kobieta odbiera telefon od przyjaciółki i zgadza się zatrudnić jej syna Wojtka do pomocy przy remoncie starego domu nikt nie wie, że to początek życiowych zmian.

"Nie odczytywać znaków. Nie ma żadnych znaków, nic się nie dzieje."

Anna jest postacią, która budzi sympatię od pierwszych stron mimo, że pojawiła się trzecioosobowa narracja. Jednak bardzo łatwo utożsamić się z kobietą, która marzy o porządku w życiu, buduje sobie pewien schemat, którego się trzyma i żyje spokojnie z dnia na dzień. Łatwo też się zorientować, że chociaż Anna próbuje samą siebie przekonać, że tak właśnie powinno być, sama nie może tego zaakceptować i szuka zmian. Kiedy w jej życiu pojawiają się dwie obce osoby - syn przyjaciółki i jego dziewczyna już pojawia się wyczuwalne widmo katastrofy, które zawisło nad angielskim latem jak burzowa chmura. Przykro było mi patrzeć jak jej ustalony porządek rzeczy rozpada się na kawałki. Wszyscy obecni tutaj bohaterowie mają w książce wyznaczone pewne role  w których odgrywaniu nieustannie miesza przypadek i tym samym trudno było mi się oderwać od lektury, nie wspominając już, że nieustannie zastanawiałam się nad tym jak jeszcze może się wszystko skomplikować. I - to trzeba oddać autorce - na podstawie tego wszystkiego do książki zawitał wybuchowy nastrój.

Tłem historii jest Wielka Brytania, w powietrzu wisi klimat Londynu i deszczowej pogody, a w centrum typowo ludzkie rozterki bohaterów. Anna ma prawo do błędów, Wojtek ma prawo do smakowania życia, to zwykli bohaterowie, którzy próbują się odnaleźć w tym co ich spotkało. Jedynie Walter wydaje się postacią płaską i nudnawą, jakby pozbawioną własnego zdania.

"Czyż nie tak kończą opuszczone przez wszystkich wojowniczki?"

Pierwsze zdanie opisu książki głosi, że "życie pełne jest niespodziewanych zbiegów okoliczności" i chyba idealnie oddaje temat tej lektury. Pani Mroczkowska świetnie zabrała się za igranie z losem, postawiła swoich bohaterów często w trudnych sytuacjach na które nie mieli szans się przygotować a z którymi musieli podjąć pełną konfrontację. To w tej książce jest najlepsze - fabuła, która - jak na książkę obyczajową przystało - nie do końca powinna zaskakiwać, a jednak pojawiły się momenty, które wzbudzały solidne zainteresowanie. W mojej głowie rodziło się mnóstwo pytań o to jak bohaterowie poradzą sobie w danej sytuacji, o to co czeka ich za rogiem i czy ich charaktery są na tyle silne, by mogli stanąć oko w oko z problemami. Historia sama w sobie nie jest skomplikowana, ale jest płynna, przez co śledzenie losów postaci przychodzi z łatwością, podobnie jak pojawianie się co raz to nowszych wątków, które - nie inaczej - zostały skończone i rozwiązane. 

"Angielskie lato" to książka lekka, łatwa i przyjemna, idealnie nadająca się na każde lato, nie tylko to angielskie. Lektura tej książki bardzo przypadła mi do gustu, chociaż nie mogę się oprzeć wrażeniu, że czegoś jednak mi zabrakło, został posmak pewnego niedosytu, który niestety nie jest bliżej sprecyzowany. Niezależnie od wrażenia, jestem pewna, że książka przypadnie do gustu wielu z Was, czy to preferujecie powieści obyczajowe czy niecodziennie historie o miłości. Pod fabułą kryje się wiele emocji, które odkryć może wyłącznie sam czytelnik podczas indywidualnej przygody.

Ocena: 4/6

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

niedziela, 24 maja 2015

Poczytaj ze mną, czyli o książkach dla najmłodszych

Pamiętam swoją ulubioną książeczkę z dzieciństwa, bez której nigdzie się nie ruszałam, a która śmiało mogła zastąpić cegłę w budowie jakieś chatki - nie dość, że była w twardej oprawie, to jeszcze wykładana jakąś gąbką od środka. Generalnie pomysł fajny wizualnie, ale całkowicie niepraktyczny dla dzieciaka, który jak ja lubił swoje skarby zabierać wszędzie ze sobą. Seria Wydawnictwa Egmont swoje książeczki z serii Poczytaj ze mną znokautowała do lekkiej i przyjaznej dziecku formy, która ułatwia transport zawsze i wszędzie.

https://sklep.egmont.pl/ksiazki/edukacja/p,basn-o-swietym-spokoju,10995.html
Poczytaj ze mną składa się z czterech książek w cyklu: "Baśń o święty spokoju" (baśń), "Ząb czarownicy" (humor), "Pan od angielskiego" (fantasy), "Na ratunek Karuzeli" (przygoda). 

Sama postanowiłam stawić czoła dwóm z nim i cofnąć się w czasy wczesnego dzieciństwa.

https://sklep.egmont.pl/ksiazki/edukacja/p,basn-o-swietym-spokoju,10995.html"Baśń o świętym spokoju" Zofia Stanecka - ilustrowała Marianna Sztyma
Str. 48
Wiek: 3-7 lat
Dawno, dawno temu żył sobie król Miłosław, który najbardziej na świecie kochał spokój. Jednak pewnej burzowej nocy wydarzyło się coś, co na zawsze zmieniło i króla, i całe jego królestwo. „Baśń o świętym spokoju” to piękna i wzruszająca historia o tym, że są w życiu rzeczy, dla których warto się zmienić.*

https://sklep.egmont.pl/ksiazki/edukacja/p,zab-czarownicy,10997.html"Ząb czarownicy" Joanna Olech - ilustrowała autorka
Str. 48
Wiek: 3-7 lat
Nie każdemu dane jest spotkać na swojej drodze prawdziwą czarownicę. Przydarzyło się to kotu Gabrysiowi – kociemu dentyście. A efektem tego spotkania było mnóstwo niecodziennych i zarazem śmiesznych wydarzeń.*

Seria zdecydowanie stawia na rozwój najmłodszych i robi to z wielką klasą, ponieważ nawet ja - która czasami zapomina jak to być dzieckiem - zostałam oczarowana książeczkami i przy historii "Ząb czarownicy" sama do siebie uśmiechałam się jak co najmniej niespełna rozumu. I nie chodzi tu wcale o to, że marzy mi się powrót do dawnych lat. Nie, to było fantastyczne przypomnienie tego, że wcale nie muszę się cofać w czasie, żeby poczuć w sobie dziecko. Dlatego, jak myślicie, co pomyśli sobie maluch czytając z rodzicami którąś z historii? Jestem pewna, że będzie zachwycony, że przeniesie się na parę chwil do innego świata, ale nie sam! Nie sam, bo ze swoimi rodzicami.

Mądry tekst wypełniony jest słowami, które poszerzają zasób słów, uczą nowych znaczeń i szybko zapadają w pamięć.

https://sklep.egmont.pl/ksiazki/edukacja/p,zab-czarownicy,10997.html
Seria gwarantuje piękne ilustracje do książek, które pobudzają wyobraźnie i starszego czytelnika nawet trochę bawią, bo przychodziły mi na myśl czasy, kiedy sama tworzyłam podobne ilustracje do swoich dziecięcych wyobrażeń. Duże litery, kolorowe zaznaczenia i wielka przygoda - to znajdą wszyscy chętni poznania serii Poczytaj ze mną.

Według mnie seria doskonale sprawdzi się w każdym domu i przypadnie do gustu każdemu małemu czytelnikowi.

* - opis Wydawcy. 

Za możliwość powrotu do dzieciństwa dziękuję Wydawnictwu Egmont.

piątek, 22 maja 2015

"I wciąż ją kocham" Nicholas Sparks

"I wciąż ją kocham" Nicholas Sparks, Wyd. Albatros, Tytuł oryginału: Dear John, Str. 350

Sparks to... po prostu Sparks. Miewa swoje wzloty i upadki. Raz pisze fantastyczne historie ("Ostatnia piosenka", "Najdłuższa podróż") raz mało ciekawe opowieści ("Pamiętnik"). Nie do końca przepadam za jego twórczością, więc nie pytajcie mnie dlaczego sięgam po jego książki, bo po prostu nie wiem. Liczę chyba na to, że znajdzie się wśród nich kolejna perełka.

"I wciąż ją kocham" to historia opowiedziana w pierwszoosobowej narracji Johna Tyree, który rozpoczyna swoją opowieść od miejsca w którym się znajduje, ale nie oszczędza czytelnikowi historii z dzieciństwa i opowieści na temat ojca. John przeżył młodzieńczy bunt, który nie zaprowadził go daleko, a gdy okazało się, że nie ma większych szans na zdobycie wyższego wykształcenia zaciągnął się do armii. Kiedy przyjeżdża na dwutygodniowy wolny okres do domu i spotyka Savannah, która przyjechała budować domy w ramach wolontariatu, jego postrzeganie własnego życia zaczyna się zmieniać.

"Prawdziwa miłość oznacza,że zależy ci na szczęściu drugiego człowieka bardziej niż na własnym, bez względu na to, przed jak bolesnymi wyborami stajesz."

Cieszę się, że to opowieść z perspektywy Johna, bo gdyby narracja była w rękach Savannah jestem pewna, że nie dobrnęłabym do końca książki. Znacie typ dziewczyn, które próbują zbawić świat, są nad wyraz milutkie i nigdy, ale to przenigdy się nie złoszczą? Savannah jest reprezentantką wszystkich tych cech. Naiwność aż od niej bije rażącym blaskiem, a za każdym razem gdy któryś z bohaterów wspominał, że to bardzo inteligentna dziewczyna, miałam ochotę zabić go śmiechem. Kreacja Savannah to całkowita porażka - słaba bohaterka, która chociaż ma własne zdanie, to porzuca je na rzecz innych - oto przykład uległości jakiej jeszcze nie znacie. Mimo wszystko mam wrażenie, że idealnie pasuje do Johna, który jest całkowicie pozbawiony wyrazu, płaski i taki po porostu nijaki (przecież jest tylko prostym żołnierzem armii, no ludzie! Trzeba być wyrozumiałym).

Styl Sparksa pozostawia wiele do życzenia. W jego książkach nie ma sensu szukać szybkiej akcji, zwariowanego tempa, czy choćby zaskakujących scen. Wszystko toczy się powolnym rytmem i nikomu nigdzie się nie spieszy. John Tyree to członek armii, a kiedy opisywał akcje na froncie miałam wrażenie, że jest nią zainteresowany w takim samym stopniu jak ja. Brak jakiegokolwiek życia. Rozumiem, że autor słynie z pięknych wątków o miłości, ale czy to nie jest tematyka, która wymaga największego, emocjonalnego zaangażowania ze strony pisarza a dopiero później czytelnika? W przypadku miłości Johna i Savannah mam mieszane uczucia - "kocham cię" pojawia się po dwóch dniach znajomości. Uczucie pomiędzy bohaterami jest widoczne jak przezroczysta nitka, a w połączeniu z drewnianym stylem autora całość to usypiająca porażka.

"Kiedy myślę o Tobie, mimo woli się uśmiecham, wiedząc, że w pewien sposób mnie dopełniasz. Kocham Cię, nie tylko teraz, lecz na zawsze, i marzę o dniu, kiedy znowu weźmiesz mnie w ramiona."

O święta naiwności. Nie wiem czy to ja jestem tak romantyczna jak noga od stołu, czy to Sparks jest taki beznamiętny. "I wciąż ją kocham" to nudna, pozbawiona wyrazu historia o niczym. Nie mówiąc już o tym, że prolog to jeden, wielki spojler zakończenia. Znam Sparksa od dwóch stron - tej lepszej i tej gorszej, ale tym razem niestety ponownie schylam się ku tej drugiej.

Ocena: 2/6

środa, 20 maja 2015

Premierowo: "Poduszka w różowe słonie" Joanna M. Chmielewska

"Poduszka w różowe słonie" Joanna M. Chmielewska, Wyd. MG, Str. 277
Premiera nowego wydania: 20.05.2015r.

Pierwsze skojarzenie? Zdecydowanie nazwisko, które niestety w literaturze poniekąd zobowiązuje. Kto nie zna wspaniałej Joanny Chmielewskiej i niezastąpionego "Całego zdania nieboszczyka"? Czy w tym przypadku również pojawią się łzy szczęścia, czy może łzy smutku?

Hanka nie mogła wiedzieć, że dziecięca obietnica, kiedyś będzie wymagała spełnienia. Chociaż minęły lata od dnia rozpoczęcia pierwszej klasy w szkole podstawowej, a dziś Hanka jest spełnioną zawodowo trzydziestolatką to życie upomniało się o wypełnienie zobowiązań i sprowadziło do domu kobiety pięcioletnią Anię, córkę zmarłej przyjaciółki. 

"Nie jesteśmy sobie pisani. A szkoda wplątywać się w coś, z czego potem trudno się wyplątać."

Hanka nie wie jak radzić sobie z małą dziewczynką, do tej pory stroniła od dzieci i nawet przez moment nie myślała o własnym. Bohaterka zmaga się z niezwykle trudną i obcą sobie sytuacją a to jak radzi sobie z tym wszystkim obserwowałam od pierwszej do ostatniej strony. Hanka jest postacią bardzo dynamiczną, zmaga się z problemami, ale stara się również do nich dostosować i zdarzają się kryzysy - jak zapomniana poduszka w różowe słonie - ale radzi sobie jak tylko może. Nie łatwo też jest samej Ani, która znalazła się wśród obcych, sama i bez ukochanej mamy, w dodatku zmuszona przeżywać żałobę w tak młodym wieku.

"Poduszka w różowe słonie" to książka wypełniona emocjami - tymi dobrymi i tymi negatywnymi, w których widoczny jest ból, samotność i zapomnienie. Hanka zmaga się z traumatyczną przeszłością, która sprawiła, że dziś boi się zobowiązań i bliskości. Jednak została postawiona przed decyzją od której nie ma odwrotu tym samym łamiąc wszystkie przyjęte do tej pory zasady. Autorka poruszyła trudny temat z którym poradziła sobie w sposób subtelny i delikatny, ale jednocześnie nie bała się mocniejszego zaznaczenia kluczowych aspektów. Przygotujcie się na wielkie emocje, bo te na pewno Was nie ominą - stawianie czoła nowej rzeczywistości i walka z przeszłością to tylko podstawowe wartości tej książki.

"Kilka słów, uśmiech, trochę uwagi - wystarczyło tak niewiele zachodu, by dostać w zamian kilka niezbędnych do życia głasków. Bez zobowiązań i wzajemnych oczekiwań. I bez rozczarowań."

"Poduszka w różowe słonie" to książka przede wszystkim o ludziach i dla ludzi. To piękna i bardzo mądra historia, w której wzruszenie miesza się z nadzieją. Nie uciekła mi żadna łza, ale miejscami byłam tego naprawdę bliska. Nie uważam tej książki za idealną czy doskonałą, bo ma kilka niedociągnięć, ale jednocześnie to kolejna książka, która udowodniła mi, że polska literatura wcale nie jest taka zła jak myślałam.

Ocena: 5/6

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu MG.

wtorek, 19 maja 2015

Nominacje, czyli wiele pytań i jeszcze więcej odpowiedzi

Nominacja 1 - LBA - zakochana-w-czytaniu.blogspot.com

1. Dlaczego piszesz bloga?
Uwielbiam czytać i uwielbiam pisać, a niestety niewielu z moich znajomych czyta - jeśli już to jedną książkę na rok - przez co założenie bloga było czymś oczywistym. Tutaj mogę spotkać ludzi interesujących się tym samym co ja i wymieniać wspólne opinie. Teraz nie wyobrażam już siebie bez mojego bloga i ludzi, których tu poznałam. 

2. Twój ulubiony film?
"Jumper" - dawni temu zakochałam się w tym filmie i moja miłość trwa do dziś, a to wszystko przez skoki w czasie, które są moją wielką słabością. 

3. Najlepsza muzyka z filmu?
Soundtrack z "50 twarzy Greya", bo o ile film jest przerażający, o tyle muzyka fantastyczna. 

4. Największe marzenie?
Nigdy nie zdradzam swoich marzeń, tylko o nich dążę :) 

5. Masz zwierzaka?
Nie wyobrażam sobie domu bez psa, więc mam własnego, prywatnego i ukochanego. Mam też kotkę oraz obecnie trzy małe kociaki. 

6. Jak zaczęła się twoja przygoda z czytaniem?
Moja mama zaraziła mnie czytaniem od najmłodszych lat, najpierw czytała mi moje książeczki, później opowiadała fabułę książek, które sama czytała a na końcu zaprowadziła mnie do biblioteki i otworzyła przede mną nowy świat. 

7. OTP? (One True Parring)
 Na to pytanie również nie chciałabym odpowiadać, żeby nikogo nie zdradzać. 

8. Ulubiony bloger?
Jest ich całe mnóstwo, nie chciałabym wymieniać żeby nikogo nie pominąć :) 

9. Hobby? 
Jestem sportowcem z krwi i kości, więc kiedy tylko znajdę odrobinę wolnego czasu poświęcam się całkowicie różnym sportowym dyscyplinom. 

10. Twój książkowy mąż? 
Nie można wybrać jednego, żeby nie obrazić dziewięćdziesięciu dziewięciu pozostałych. 

11. Czy masz satysfakcję ze swojego bloga?
Oczywiście, że tak. Inaczej już dawno by mnie tu nie było :) Ale największą przyjemność sprawiają mi blogerzy, którzy wchodzą, komentują, czytają i po prostu są. Dziękuję!

Nominacja 2 - The Courtship Book TAG - ksiazkowniaa.blogspot.com

1. Zauważenie - książka, którą kupiłeś ze względu na okładkę.
Kupić nie kupiłam, ale bardzo chciałam mieć "Klątwę tygrysa" ze względu na cudowną okładkę. Szkoda tylko, że wnętrze tak imponujące już nie było. 

2. Pierwsze wrażenie - książka, którą kupiłeś ze względu na opis.
"Cień i kość" Leigh Bardugo. Od początku czułam się zachęcona opisem, który przyciągał mnie do książki od dnia pierwszej zapowiedzi i jak się okazało, całkowicie trafił w mój czytelniczy gust.

3. Słodkie rozmówki - książka z niesamowitym stylem pisania.
Zawsze będę utrzymywać, że to V.C. Andrews ma najwspanialszy styl ze wszystkich znanych mi pisarzy, dlatego zdecydowanie - "Kwiaty na poddaszu". 

4. Pierwsza randka - pierwszy tom serii, który sprawił, że od razu chciałam sięgnąć po kolejny.
"Delirium" Lauren Oliver. Pierwszy tom całkowicie zawrócił mi w głowie a zakończenie sprawiło, że sięgniecie po kontynuację było moim największym celem.

5. Nocne rozmowy telefoniczne - książka przy której przetrwałam noc.
Przy wielu książkach zarywam noce, bo tylko tak mogę nadrabiać czytelnicze zaległości :)

6. Zawsze w myślach - książka, o której nie mogę przestać myśleć.
"7 razy dziś" Lauren Oliver. Bardzo niepozorna książka, ale często do niej wracam i cieszę się, że gości na mojej półce, bo jest jedną z moich ukochanych lektur.

7. Kontakt fizyczny - książka, którą kocham za towarzyszące mi przy niej uczucia.
Bezsprzecznie "Igrzyska śmierci" - takiego natłoku emocji jak przy całej serii już nigdy nie udało mi się powtórzyć.

8. Spotkanie z rodzicami - książka, którą mogę polecić rodzinie lub znajomym.
Cecilia Ahern "Kiedy cię poznałam" - zabawna, lekka i wciągająca lektura dla każdego.

9. Myślenie o przyszłości - książka, która będę czytać jeszcze wiele razy w przyszłości.
Na pewno "Zawsze przy mnie stój" Carolyn Jess-Cooke. To jedna z piękniejszych książek, które czytałam i wiem, że jeszcze wiele razy wrócę do jej lektury.
Nominacja 3 - wantescape.blogspot.com
Jak widzisz siebie na 10, a nawet 20 lat?
Nie widzę, ponieważ nie lubię planować. Żyję chwilą, ewentualnie tygodniem i przyszłość wciąż jest mi nieznana. Chcę, żeby mnie zaskoczyła. 

Ulubiona książkowa para? Dlaczego?
Celaena i Sam z nowelek Szklanego Tronu. J. Maas fantastycznie przekazała ich historię i uczucia, które połączyły tą parę przez co jestem ogromnie zła za taki a nie inny obrót wydarzeń. 

Najgorsza książka, którą przeczytałaś/eś?
Do tej pory to książka "Gdy nadejdzie czas" Colasanti - bez ładu, składu i sensu w polewie lukrowej. 

Jak jest twoim zdaniem najlepsza ekranizacja?
Według mnie wszystkie ekranizacje książek Sparksa są o niebo lepsze od połowy jego książek. 

Czego Ci brakuje?
Niczego, mam wszystko z czym czuję się szczęśliwa :) 

Z jakim książkowym bohaterem utożsamiasz się najbardziej?
Celaena ze "Szklanego Tronu" - jestem tak samo porywcza, ironiczna i czasami przesadnie pewna siebie, przez co porywam się na wiele rzeczy zbyt szybko i bez przemyślenia. 

W czym jesteś dobra/y?
Trudno odpowiedzieć na takie pytanie. jest wiele rzeczy, które robię dobrze, ale nie idealnie. 

Wyobraź sobie, że jesteś owocem. Jakiego smaku i koloru sok można z Ciebie wycisnąć?
Pomarańczowy sok grejpfrutowy. Słodko-kwaśna mieszanka okropności, sarkazmu i śmiechu ;) 

Piosenka, której możesz słuchać 24/7?
Nickelback - Lullaby. Nie potrafię powiedzieć co jest lepsze, piosenka czy teledysk. 

Wierzysz w magię i znaczenie liczb, horoskopy?
Nie, dla mnie to tylko zabawa, mało znacząca rzecz, która nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. 

Z jaką baśnią kojarzy ci się dzieciństwo?
"Królowa śniegu" - zawsze się jej bałam i zawsze chciałam ją czytać przed snem. Od najmłodszych lat byłam dziwna ;) 

Nominacja 4 - LBA - czytac-to-zyc-podwojnie.blogspot.com

1. Czy przeczytałeś/aś książkę, która jest tak dobra, że możesz polecić ją każdemu? Jaką? 
Jest wiele takich książek: "Igrzyska śmierci", "Delirium", "Wolałbym żyć" (którą kocham nad życie!) czy chociażby ostatnio przeczytany przeze mnie rewelacyjny debiut "Kiedy na mnie patrzysz".
 
2. Gdybyś mógł/mogła przeprowadzić wywiad z dowolną osobą, kogo byś wybrał/a? 
Harlan Coben! To mój mistrz nad mistrzami, idol i chodząca doskonałość. Uwielbiam jego kryminały i - chociaż z reguły nigdy nie czytam tego gatunku dwa razy - to do poszczególnych książek lubię wracać.

3. Czy jest coś, co koniecznie chcesz zrobić przed śmiercią? 
Chcę odwiedzić Paryż i Nowy Jork. Tak szybko jak się da i na tak długo jak tylko będzie to możliwe.

4. Jaką książkę zabrałbyś/zabrałabyś na bezludną wyspę? 
Dowolną książkę z serii Janet Evanovich o Śliweczce, bo jeśli mam już siedzieć na bezludnej wyspie to przyda się dawka ogromnej ilości optymizmu ;)

5. Jakie miejsce chciałbyś/chciałabyś zwiedzić? 
Patrz punkt 3.

6. Jakie masz hobby? Oczywiście poza czytaniem. 
Jak już wspominałam we wcześniejszych odpowiedziach uwielbiam sport, w dodatku czasami rysuję, ale największym moim hobby jest drażnienie innych ;)

7. Jaki jest Twój ulubiony czarny charakter? 
Jakiś czas temu zmierzyłam się z książką "Dzień, w którym umarłam" i o ile lektura była całkiem niezła, o tyle główny bohater totalnie mnie rozbroił a należał do ciemnej strony mocy.

8. Wolisz życie pełne przygód czy raczej spokojne? 
Zdecydowanie przygód. Nie lubię momentów, kiedy nic się nie dzieje, żyję pełnią życia, poznaję nowości i wracam do staroci. Robię wszystko co się da. 

9. Co Cie uszczęśliwia? 
Wiele rzeczy, każdego dnia, w każdej minucie coś nowego.

10. Zdarzyło Ci się płakać podczas czytania w miejscu publicznym? 
Nie, ale to bardzo przemyślany zabieg z mojej strony, bo jeśli wiem, że w lekturze szykuje się na płacz nie zabieram jej ze sobą gdy wychodzę z domu, tylko sięgam po coś lżejszego. Lepiej czasami odpuścić, niż wystraszyć biednych, obcych ludzi potężnym morzem niewyjaśnionych łez ;)

11. Z jakim książkowym bohaterem chciałbyś/chciałabyś się zapoznać w rzeczywistości? 
 Z Jennifer Strange ("Pieśń kwarkostwora") mogę podbijać świat!
Nominacja 5 - The Fault in Our Stars TAG - kulturaczytania.blogspot.com

Jak znalazłaś książkę? Później poleciłaś ją komuś?
GNW otrzymałam w prezencie, a później faktycznie poleciłam ją kilku osobom.

Ile masz własnych książek? Czy masz autograf?
Mam swój jeden prywatny egzemplarz bez autografu.

Który moment był dla ciebie najzabawniejszy?
Może nie śmiałam się jak szalona, ale całkiem nieźle bawiłam się przy obrzucaniu domu.

Który moment był dla ciebie najsmutniejszy?
Chyba nie muszę tego wyjaśniać ;)

Jak bardzo płakałaś przy czytaniu książki?
Ostatni raz taka lawina łez dopadła mnie przy "Baśniarzu". Wierzcie mi, jest co wspominać.

Kto jest twoją ulubioną postacią?
Zdecydowanie Augustus, ma chłopak charyzmę.

Do którego z bohaterów jesteś najbardziej podobna?
Chyba do żadnego z nich, przynajmniej nic takiego nie odczuwam. 

Co sądzisz o aktorach wybranych do ekranizacji GNW?
Totalne dno. Jak niemal wszystkie ekranizacje.

Masz jakiś gadżet związany z książką? 
Nie, nigdy nawet o tym nie pomyślałam ;)
 
Nie nominuję, ale każdy kto tylko ma ochotę może odpowiedzieć na wybrane lub wszystkie pytania a ja bardzo chętnie je przeczytam :) Za wszystkie nominacje ogromnie dziękuję!

poniedziałek, 18 maja 2015

"Anna i pocałunek w Paryżu" Stephanie Perkins

Autor: Stephanie Perkins
Tytuł: Anna i pocałunek w Paryżu
Tytuł oryginału: Anna and the French Kiss
Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 320

Już dawno temu nauczyłam się, że opisom z okładki nie można wierzyć. W przypadku książki Perkins można by sądzić, że to powieść najwyższych lotów, a przecież upłynęło sporo czasu od dnia jej premiery i dziś już niewielu czytelników o niej pamięta. Postanowiłam sprawdzić czym zasłynęła w czasach swojej świetności.

Anna wyjeżdża na rok do Paryża za sprawą swojego ojca, który wymarzył sobie, by jego córka uczęszczała do szkoły o wysokich standardach a on sam mógł się tym chwalić wśród znajomych. Dziewczyna nie jest przychylnie nastawiona do decyzji swojego ojca, nie chce zostawiać przyjaciół i rodziny. Paryż budzi w niej strach - nowe miejsce, nieznany język i obcy ludzie. Jednak już pierwszego dnia poznaje Meredith, która szybko przedstawia ją swoim przyjaciołom, również nieziemsko przystojnemu Etienne, który swoją drogą, ma już dziewczynę.

"Nie zawsze musisz sam rozwiązywać swoje problemy, wiesz? Właśnie po to ludzie zwierzają się przyjaciołom."

Anna czuje się zagubiona w nowym miejscu, daleko od domu, ale to bariera językowa najbardziej daje się jej we znaki. Nie pozwala czuć się komfortowo w towarzystwie i utrudnia proste zadania, chociażby takie jak zamówienie śniadania czy wyjście do kina i kupienie biletu. Na szczęście dziewczyna szybko zdobyła sympatię grupy znajomych, którzy starają się wybawiać ją z opresji. Anna poznała Mer, St. Clair (Etienne), Josha oraz Rashmi w trudnym dla siebie momencie a oni z miejsca przyjęli ją do swojego grona i sympatia pomiędzy nimi jest naprawdę wyczuwalna. Jednak to z St. Clairem dziewczyna spędza najwięcej czasu i pod jego czujnym okiem zwiedza Paryż. Jak to w takich przypadkach bywa przyjaźń przeistacza się w silniejsze uczucie, ale jest jeden, dość poważny problem - Ellie, dziewczyna Etienne'a. Obydwoje zdają sobie sprawę ze swojego uczucia, ciągnie ich do siebie w naturalny sposób, ale żadne z nich nie chce się do tego przyznać. W książce to jedna wielka, samonapędzająca się machina. Bohaterowie są przyjemni w odbiorze, błyskotliwi, dialogi pomiędzy nimi nie raz wywołały mój śmiech, ale ich rozterki wydawały się banalne, a miłość, która miała otoczyć Paryż wisiała w powietrzu na tyle wysoko, że mnie nie udało się jej wyczuć.

Bohaterowie okazali się ciekawym elementem historii - dobrze zarysowani, zabawni i pomysłowi, ale nie tylko oni mieli wieść prym. Autorka nie bez powodu umieściła akcję w Paryżu, w końcu to miasto miłości, prawda? Ale ile tak naprawdę jest Paryża w Paryżu? Zgoda, bohaterowie udali się na wycieczkę, zwiedzili Notre Dame, wieżę Eiffla, nawet jeden z paryskich cmentarzy, ale tylko przy wędrówce przez Panteon poczułam ten niezastąpiony klimat. A to dla mnie zdecydowanie za mało, jeśli akcja biegnie w mieście świateł. Sam wątek miłosny nie okazał się tak mocny jak przypuszczałam - przez znaczną część fabuły bohaterowie walczyli ze swoimi uczuciami i na siłę tkwili w niewygodnych sytuacjach, które skutkowały jedynie katastrofami. Tutaj schemat goni schemat - jest bohaterka, która przyjeżdża do obcego miejsca i nikogo nie zna, są przyjaciele, którzy pojawiają się znikąd, jest przystojniak z problemami i trudna miłość. Wiecie co mi to przypomina? Ugładzoną wersję książki "Jedno małe kłamstwo" Tucker - oczywiście musimy pamiętać, że Perkins pierwsza wydała swoją książkę, ale to dowód na to, że schematyczność pośród książek młodzieżowych jest nieustannie obecna. 

"Im lepiej wiesz, kim jesteś i czego chcesz, tym rzadziej pozwalasz, żeby coś wytrąciło cię z równowagi."

"Anna i pocałunek w Paryżu" to urokliwa, słodka, lekka i niewinna historia miłosna. Ma swoje minusy, ale ratuje ją błyskotliwy humor. W czasie czytania wcale źle się nie bawiłam - czytało się szybko i przyjemnie, ale niestety to nie jest książka, która zostaje na długo w pamięci. Dobrze nada się na leniwy wieczór, bo rozbawi i zrelaksuje. Gdzieś w niej kryje się urok, lukrowo-różowy, ale myślę, że warty poznania.

Ocena: 4/6

piątek, 15 maja 2015

"Pieśń Kwarkostwora" Jasper Fforde

Autor: Jasper Fforde
Tytuł: Pieśń Kwarkostwora
Tytuł oryginału: The Song of the Quarkbeast
Wydawnictwo: SQN
Liczna stron: 320

Sięgając po "Pieśń Kwarkostwora" nastawiłam się na młodzieżową fantastykę, która być może wzbudzi moje zainteresowanie, chociaż właściwie niekoniecznie. Na pewno nie spodziewałam się, że w fabule absurd będzie gonił absurd, a główna bohaterka rozłoży mnie na łopatki swoją osobowością. W dodatku wszystko okazało się... rozbrajająco zabawne.

Szesnastoletnia Jennifer Strange jest menadżerką Kazam, agencji zatrudniającej czarodziejów i jasnowidzów. Wraz ze swoim asystentem Tygrysem i jednym ze swoich magów podejmuje się pokrzyżowania planów króla Snodda IV, który niedawno odkrył, że kto ma władzę - ten ma wszystko. Niestety król połączył siły z szefem konkurencyjnej firmy, czarodziejem Blixem Zadziwiającym. Jednak Jennifer nie da się tak łatwo pokonać.

"- Ona mnie przeraża.
- Mnie też. Pomyśl o tym, jak o hartowaniu charakteru."

Niewiele można napisać o fabule, żeby nie zdradzić kluczowych aspektów. W gruncie rzeczy historia nie jest skomplikowana, ale to tylko dodaje jej uroku. Chociaż jako dojrzalsza czytelniczka dostrzegłam kilka życiowych prawd wplecionych do fabuły pod osłoną metafor, które młodsi czytelnicy mogą przeoczyć. W dodatku przygody bohaterów okazały się niesamowicie zabawne, śmiałam się jak nigdy i bawiłam tak dobrze, że poważnie rozważałam przy końcu lektury, czy czasem nie byłoby dobrze rozpocząć ją od razu, od nowa. Duża doza humoru wynika z licznych pozytywnych dialogów, które potrafią wywołać na twarzy szeroki uśmiech a także sytuacji, w których znaleźli się bohaterowie - często komicznych i absurdalnych. A całość przez to prezentuje się lekko, swobodnie i bardzo, ale to bardzo zachęcająco. 

Największym atutem tej książki jest niewątpliwie główna bohaterka i jej pierwszoosobowa narracja. Jennifer Strange jest przebojowa, pełna życia i potrafi jednym zdaniem rozbroić każdego. Uwielbiam, kiedy główni bohaterowie uzbrajają się w sarkazm i ironię, a Jennifer dodała do tego jeszcze dużą dawkę cynizmu. Podziwiam autora za nieograniczoną wyobraźnię, która powołała do życia bardzo rozbudowany świat, a jednocześnie konkretny, dopracowany i nie pozostawiający żadnej luki. Nie tylko bohaterowie zasługują na zainteresowanie, ponieważ to co ich otacza jest równie potężne i wyjątkowe. Świat przedstawiony przez Fforde wciąga, hipnotyzuje i zachęca do zwiedzania - prezentuje się tutaj bowiem rzeczywistość na tyle absurdalna, że aż możliwa do zaakceptowania.

"Jestem niezmiernie wdzięczny, że dzięki pani uniknąłem bolesnej śmierci przez rozpaćkanie."

"Pieśń Kwarkostwora" to książka, która wciąga. I to jak! Wiele emocji, akcji i dobrej zabawy. Niezależnie od wieku, skradnie serce każdego czytelnika. Nie smuci, nie nudzi, ale wyciąga z melancholijnego nastroju i daje niezwykle pozytywnego kopniaka. Przy każdej kolejnej stronie cieszyłam się jak dziecko do paczki cukierków. I wcale się tego nie wstydzę!

Ocena: 5/6

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu SQN.

czwartek, 14 maja 2015

Przedpremierowo: "Toxic" Rachel Van Dyken

"Toxic" Rachel Van Dyken, Wyd. Feeria Young, Str. 344
Premiera: 3 czerwca 2015r.

"Utrata", czyli pierwszy tom serii Zatraceni okazała się książką wyjątkową w każdym możliwym aspekcie - prezentującą cudowną historię o miłości choć trochę przesłodzoną. Historia Kiersten i Wesa była ujmująca i niezwykle ciepła, ale autorka wprowadziła do niej postać Gabe'a, który miał nadać książce konsystencji i przypilnować czytelnika, by ten nie rozpłynął się za bardzo w tej lukrowej opowieści.

Gabe okazał się bohaterem, który wędrując od pierwszego do drugiego planu całkowicie skradł moje serce i niezależnie od tego jak przymilnie Wes wyrażałby swoje uczucia wobec Kiersten, i jak cudownie brzmiałoby w jego ustach jej owieczkowe przezwisko to - chociaż ich również uwielbiam - zawsze nie mogłam doczekać się w historii Gabe'a. Dlatego jak się pewnie domyślacie "Toxic" to książka, która od dnia pierwszej zapowiedzi była moim wielkim marzeniem.

"Ludzie idą przez życie, usprawiedliwiając każdą cholerną decyzję… Będą walczyć w każdej niesłusznej sprawie, aż w końcu ta jedna, słuszna spojrzy im prosto w oczy. To wtedy zaczynają liczyć się wybory. Człowiek jest bowiem niewolnikiem własnych przyzwyczajeń."

Gabe skrywa tajemnicę, która rozdziera go od środka, ale nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego. Stara się walczyć o utrzymanie pozorów każdego dnia. W najgorszym dla siebie momencie spotyka Saylor, która wcale nie ma ochoty na poznanie lekkomyślnego i bezczelnego chłopaka. Jednak ich spotkania są nieuniknione, bo odwiedzają ten sam dom opieki - mają jednak zupełnie inne priorytety.

"Toxic" opowiada historie Gabe'a w jego narracji, podzieloną jednocześnie na narrację Saylor, która w książce pojawia się trochę później. Gabe w "Utracie" był arogancki, bezczelny, cyniczny i ironiczny, ale zaskakiwał swoim wielkim przywiązaniem do przyjaciół, które mogło kruszyć mury. Z kolei Gabe w "Toxic" to ten sam bohater tylko z dołożonym potężnym balastem cierpień i głową wypełnioną trudnymi myślami. Powoli, krok po kroku zaczął odsłaniać swoją tajemnice a sekrety, które się pod tym kryły posypały się jak dmuchawce na wietrze. Trudno było przypuszczać, że pod fasadą niezwyciężonego drania kryje się rozdzierający ból, mętlik i ledwo powstrzymywane łzy. Dzięki tej książce poznałam Gabe'a od tej prawdziwej strony, która - choć okrutnie bolesna - całkowicie go ukształtowała. I o ile on jest mi postacią znaną, o tyle nie wiedziałam czego mogę się spodziewać ze strony Saylor - bohaterki, która dopiero pojawiła się w fabule, w dodatku, w mało komfortowej dla niej sytuacji i stanęła oko w oko z chłopakiem, który burzy jej ówczesny męski światopogląd i niezmiernie irytuje. Okazało się jednak, że Saylor to dobra bohaterka pod względem kreacji - bardzo łatwo można ją polubić, zrozumieć i utożsamienie się z nią przychodzi z łatwością. 

"Muzyka to życie – może dlatego rozstałem się z nią na tak długo. Czułem, że nie zasługuję już na to, żeby żyć."

Autorka nie zgubiła swojego lekkiego stylu, którym czaruje czytelnika, nie zapomniała również o wpleceniu do fabuły pięknych metafor i refleksji, dzięki czemu udało mi się wypatrzeć mnóstwo cudownych cytatów. Nie zabrakło też tego rozbrajającego humoru w wykonaniu Wesa i Gabe'a, a główni bohaterowie poprzedniej części również byli gośćmi obecnego tomu. Jednak to co najlepsze w tej książce to prawdziwe, realne i chwytające za serce emocje towarzyszące fabule. Autorka w tym przypadku spisałam się bezbłędnie. Postać Gabe'a musi zmagać się z dwoma różnymi obliczami tej samej osoby, w dodatku pojawiają się okrutne demony przeszłości i widmo wydarzeń sprzed czterech lat - wszystko to owiane tajemnicą. Według mnie właśnie dzięki tym niekończącym się emocjom drugi tom jest jeszcze lepszy od pierwszego. Ale jest jeszcze jeden, kluczowy aspekt, który sprawia, że cała historia nabiera głębszego wydźwięku - autorka zaangażowała w fabułę muzykę, która stała się jednym z bohaterów. O muzyce mówi się wszystko - że łagodzi obyczaje, że jest lekiem na wszelkie zło - i wszystko to jest prawdą, a Rachel Van Dyken nie omieszkała tego udowodnić.

Ta książka jest trochę jak igranie z ogniem, istnieje zagrożenie sparzenia się bólem, który rozdziera serce, ale jednocześnie piękno, które z tego bije przyciąga i hipnotyzuje. "Toxic" to rozbrajająco trudna i jednocześnie piękna historia o tym jak potężna jest miłość - ta utracona i ta zdobyta na nowo. Ta powieść ujęła mnie swoją dojrzałością i mądrością, a jedyne czego żałuję to to, że tak szybko się skończyła. Dla mnie mogłaby nie mieć końca. Fanom i nie fanom historii młodzieżowych - gorąco polecam!

Ocena: 6/6
Cykl "Zatraceni":
Utrata | Toxic

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Feeria.

wtorek, 12 maja 2015

"Zakon Mimów" Samantha Shannon

Autor: Samantha Shannon
Tytuł: Zakon Mimów
Tytuł oryginału: The Mime Order
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 540

Tom pierwszy serii, czyli "Czas żniw" wciągnął mnie w swoją historię już jakiś czas temu i oczekiwanie na kontynuacje było dla mnie oczywistym krokiem. Jednak o ile "Czas żniw" wydał mi się książką bardzo dobrą, to "Zakon Mimów" powalił mnie na kolana.

Paige Mahoney udało się zbiec z kolonii karnej Szeol I słynącej ze swej bezwzględnej brutalności, jednak nie obyło się bez ofiar. W dodatku sukces ucieczki zagwarantował jej miano najbardziej poszukiwanego zbiega w Londynie. Gra w kotka i myszkę pomiędzy dziewczyną a ścigającymi rozpoczyna się na dobre. Ale to nie koniec walki Paige. Już czas, by ktoś w końcu odsłonił prawdę. Jednak nie wszystkim się to spodoba. Kto wygra, dobro czy zło?

"Życie, jakkolwiek wspaniałe, jest jednak na końcu trochę marne."

Pamiętam jak w pierwszym tomie nie potrafiłam odnaleźć się w świecie bohaterów. Drażniły mnie przydługie nazwy, których kompletnie nie potrafiłam zapamiętać, a o odróżnieniu ich już nie było mowy! Tym razem z wielką przyjemnością zagłębiłam się w świat stworzony przez autorkę. Nic mi nie przeszkadzało, nic nie drażniło, a z czasem zdałam sobie sprawę, że ogromnie tęskniłam za tym wszystkim. Shannon ułatwiła sprawę przypominając o rozpisce bohaterów na końcu lektury, z którą chętnie się zapoznałam. 

Na największe uznanie zasługują bohaterowie, którzy stanowią główną atrakcję tej książki. Paige odzwierciedla wszystkie cechy bohaterki gotowej zaspokoić największe wymagania - chociaż paraliżuje ją strach nie boi się igrać ze złem, podejmuje walkę mimo braku sił, jest niesamowicie inteligentna i silna wewnętrznie a mimo to przebija się przez to wszystko jej kruchość, lekkość i zagubienie. Cała paleta emocji gwarantowana! Podobnie jest w przypadku Naczelnika, który potrafi złamać nie jedno serce. Jest kusząco zagadkowy, dyskretny i cała ta niejasność jego postaw jest imponująca. Autorka skupiła się na detalach, dopracowała swoje postacie tworząc im konkretne miejsce w świecie, nadając cechy charakteru i osobowości umożliwiające indywidualizm na najwyższym poziomie.

"Serca są frywolne, nadają się tylko do trawienia duszy."

Samantha Shannon pisze z lekkością, której może pozazdrościć jej nie jeden autor. Jej lekki, obrazowy i przy tym niezwykle płynny język zabiera czytelnika w podróż pełną niesamowitych wrażeń. To wiąże się też z kreacją świata, pełną i kompletną od której trudno się oderwać. Jednak autorka ma również tendencje do tworzenia cudownego klimatu tajemniczości, który uwielbiam i który zawsze mnie hipnotyzuje. Największe odzwierciedlenie baśniowej tajemniczości jest widoczne w wątku miłosnym, najlepszym z jakim się ostatnio spotkałam.

"Zakon Mimów" kryje w sobie to wszystko, czego wymagam od najlepszej historii - doskonale zakreślonych bohaterów, wciągającą fabułę i nieprzerwaną akcję. Zdecydowanie trzyma poziom pierwszej części, o ile nie jest jeszcze lepszą historią. Niezaznajomionych z przygodami Paige odsyłam do "Czasu żniw", gwarantuję, że po lekturze sami zaczniecie się rozglądać za kontynuacją. Można przepaść, naprawdę!

Ocena: 5/6

Z serii The Bone Season:
Czas żniw | Zakon mimów

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu SQN.

poniedziałek, 11 maja 2015

"Kiedy cię poznałam" Cecelia Ahern

Autor: Cecelia Ahern
Tytuł: Kiedy cię poznałam
Tytuł oryginału: The Year I Met You
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 415

Cecelia Ahern zdobyła moje uznanie dzięki niesamowitej książce "Love Rosie" (lub jak kto woli "Na końcu tęczy"), która zapewniła mi emocjonalny rollercoaster. Jednak to nie jedyna książka autorki, którą znam i cenię, dlatego kiedy pojawiła się okazja poznania najnowszej, nie mogłam przepuścić takiej okazji. 

Jasmine kocha swoją siostrę cierpiącą na zespół Downa. Kocha również swoją pracę, która do niedawna była machiną napędzającą w jej życiu. Niestety Jasmine została wyrzucona z pracy bez większego pretekstu. Stara się nadrobić stracony czas towarzyski, ale to wyłącznie rozwiązanie na kilka tygodni. Próbując odnaleźć się w nowej sytuacji rozpaczliwie szuka dla siebie nowego zajęcia. Podgląda Matta, sąsiada z naprzeciwka, który nie przypadł jej do gustu swoją radiową wypowiedzią. Podgląda też innych, ale to Matt stanowi dla niej największą zagadkę.

"Miałam pięć lat, kiedy dowiedziałam się, że umrę. Do tej pory nie przyszło mi to do głowy [...]"

Jasmine to kobieta czynu, która nie boi się ciężkiej pracy ani nowych wyzwań. W pierwszoosobowej narracji wypadła naprawdę dobrze, odsłoniła przed czytelnikiem kilka sekretów, ale najbardziej spodobała mi się droga, którą podąża - bezpretensjonalna i złożona jednocześnie. Nie mogę się nadziwić z jaką łatwością autorka tworzy skomplikowane portrety psychologiczne. Jasmine ma mnóstwo cech, które ukazują się w zależności od okoliczności, ale ma również takie, które skrywa głęboko w sobie - razem z marzeniami i nadziejami, i których nie ma ochoty ujawniać. Podobnie jest z Mattem, który ma wiele odcieni. Ahern buduje swoje postacie od zera, nadaje im kształty, cechy i osobowości a później dodaję kroplę naturalności i realności, która jest ostateczną droga do pełnego wymiaru.

Jasmine nie żywi do Matta szczególnie przyjaznych uczuć, więc zdziwił mnie początkowy fakt, że bohaterka opowiada swoją historię właśnie nielubianemu sąsiadowi. Spodziewałam się kilku zgrzytów z tego powodu, ale dostarczyło mi to jedynie kilku momentów szczerego śmiechu. Ahern czaruje słowem i to trzeba jej przyznać. Już od pierwszego zdania przepadłam w lekturze i za nic nie chciałam jej odłożyć. Płynność z jaką pisze, jej obrazowy i bardzo lekki styl to wielki atut książki. Jednak pod fasadą zwykłej opowieści kryje się naturalna magia, której trudno nie zauważyć. Autorka porusza wiele trudnych, choć prawdziwych tematów - o tym jak nauczyć się życia na nowo, jak odnaleźć się w świecie, jak kochać i czerpać z życia garściami oraz o tym jak trudno czasami żyć w rodzinie.

"Może to jedyna rzecz, która nie pozwoliłaby mi się osuwać w... cokolwiek to jest."

"Kiedy cię poznałam" to książka, która łączy w sobie wiele gatunków - obyczajowy, psychologiczny, miłosny - ale niezależnie od tego, którą drogą podąża zawsze niesie ze sobą wiele emocji. To kolejna książka autorki, od której ciężko było mi się oderwać i do której na pewno wrócę jeszcze nie jeden raz. Wyjątkowość to podstawowa cecha tej lektury. Fanom i nie fanom autorki - polecam!

Ocena: 5/6

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Akurat.
http://muza.com.pl/produkty/2027-kiedy-cie-poznalam-9788328700208.html?thievingbooks.blogspot.com

sobota, 9 maja 2015

"Kiedy na mnie patrzysz" Agata Czykierda-Grabowska

"Kiedy na mnie patrzysz" Agata Czykierda-Grabowska, Wyd. Novae Res, Str. 490

Czasami jedna chwila jest decydująca dla naszego przyszłego życia. Jedno przypadkowe spotkanie wywraca nasz świat do góry nogami. Przekonali się o tym Karina i Aleksander, bohaterowie pewnej, wyjątkowej historii.

Jeden ulewny dzień zmienił wszystko. Kiedy Karina zauważyła na drodze potraconego psa ani chwili nie wahała się czy mu pomóc. Podobnie było z Aleksandrem, który pomógł dziewczynie zawieźć psa do kliniki. Wydawało się, że ta przypadkowa interwencja nie będzie miała swoich skutków w przyszłości. Nikt jednak nie miał wpływu na podstępny los.

"Otwórz oczy. Popatrz na mnie. Kiedy na mnie patrzysz, wiem, że żyję."

Karina jest złożoną bohaterką. Ma dwadzieścia jeden lat i dwa lata temu przeżyła prawdziwe piekło. To sprawiło, że zamknęła się w sobie i w chwilach kryzysowych nauczyła się radzić sobie ucieczką. Boi się zobowiązań i uparcie walczy o własne bezpieczeństwo odtrącając uczucie, które w jej mniemaniu może ją jedynie zranić. Aleksander też nie miał łatwego życia. Jednak jego postać nie jest aż tak wielowarstwowa, bo od samego początku rośnie w nim niezmienne przekonanie, że wie czego chce. Ten kontrast nie wpłynął za dobrze na Karinę, która momentami drażniła mnie swoją maską obojętności i brakiem zdecydowania. Trzeba jednak przyznać, że jej zachowanie było uzasadnione. Obie postacie są bardzo autentyczne w swoich pragnieniach, marzeniach, ale także i cierpieniu z którym się zmagają. Autorka w rewelacyjny sposób zakreśliła ich portrety psychologiczne nadając Karinie i Alkowi pełne wymiary.

"Kiedy na mnie patrzysz" zawiera wszystkie podstawowe elementy gatunku New Adult - tragiczną przeszłość bohaterów (w tym przypadku obu), subtelne i zmysłowe sceny erotyczne oraz wątek miłosny naznaczony cierpieniem. Nie mogę się nadziwić jak cudownie autorka to wszystko rozplanowała - piszę to ja, wielka przeciwniczka N/Y Adult! Fabularnie książka nie skupia się na tragicznych przeżyciach bohaterów, które są jedynie bazą historii i jej dopełnieniem oraz wytłumaczeniem zachowań bohaterów. "Kiedy na mnie patrzysz" to przede wszystkim opowieść o miłości, tej rodzącej się od samego początku i trochę jak grom z jasnego nieba, jednocześnie wymagającej czasu i pielęgnacji. To wyjątkowa historia pod każdym możliwym aspektem uchwycona w piękny sposób. Bohaterowie nieustannie się mijają w swoich uczuciach, sami nie wiedzą jak to wszystko poukładać i jak przegonić leki, które im przy tym towarzyszą. Jednocześnie budują bardzo mocne uczucie, które z miejsca hipnotyzuje czytelnika. Pani Czykierda-Grabowska dokonała rzeczy bardzo trudnej - napisała historie, która w żaden sposób nie wydaje się przerysowana. Pięknie przedstawiła wspólne znaczenie dla siebie Kariny i Aleksandra - nie stworzyła ich jako postaci idealnych, nie nadała im tych banalnych cech chodzących piękności. Skądże znowu! W książce bohaterowie kilkukrotnie wspominają wady drugiej strony, ale w pełni je akceptują i podkreślają, że to nie ma znaczenia, bo dla nich właśnie tak wygląda ideał piękna. W czasie czytania nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jest w tej historii coś intymnego, coś co nadaje jej prawdziwości i kusi jak zakazany owoc.

"Kocham cię tak bardzo, że czasami się boję, że od tego zwariuję [...]"

Historia opowiedziana jest w trzecioosobowej narracji, ale z perspektywy kilku bohaterów - nie tylko Kariny i Aleksandra, ale również Ewy, mamy Kariny, Marty - jej przyjaciółki, czy Anny, siostry Aleksandra. Chociaż to perspektywa głównych bohaterów najbardziej mnie przyciągała, to nie wyobrażam sobie, żeby miało zabraknąć tych pozostałych - bez nich opowieść byłaby niepełna. W połączeniu z lekkim, płynnym językiem autorki bardzo łatwo zatraciłam się w lekturze i stałam się niemym obserwatorem wydarzeń.

Jeśli tak ma wyglądać polska wersja New Adult to poproszę więcej! "Kiedy na mnie patrzysz" to książka absolutnie niesamowita. Jak dla mnie to doskonały debiut, od którego trudno się oderwać. Historia Kariny i Aleksandra jeszcze na długo zostanie w mojej pamięci. To jedna z tych książek przy których cieszyłam się jak szalona i za nic nie mogłam przestać się uśmiechać, w dodatku przesyłałam bohaterom mentalne wskazówki jakby to ode mnie zależało powodzenie ich związku. Dałam się wciągnąć na całego! A jeśli jeszcze nie jesteście przekonani powiem tak: według mnie nie jedna zagraniczna opowieść N/Y Adult nie sięga nawet połowy poziomu książki Pani Agaty. Gorąco polecam!

Ocena: 5/6

Za możliwość przeczytania dziękuję autorce. Fakt ten nie miał najmniejszego wpływu na opinię i recenzję.

czwartek, 7 maja 2015

"Charlie St. Cloud" Ben Sherwood

Autor: Ben Sherwood
Tytuł: Charlie St. Cloud
Tytuł oryginału: The death and life of Charlie St. Cloud
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 230

Są książki, które swoją premiera miały dawno temu i dziś odeszły już w niepamięć. A szkoda, bo pośród wszystkich tych zapomnianych lektury wyłowić można prawdziwe perełki. 

Charlie i Sam pod wpływem impulsu pożyczyli bez pytania samochód sąsiadki i razem pojechali na mecz, o którym od dawna marzyli. Ten dzień miał pozostać w ich pamięci na długo. Droga powrotna okazała się jednak tragicznym zakończeniem ich wspólnej przygody. Charlie wyszedł cało z wypadku, ale nigdy nie pogodził się ze śmiercią brata i obietnicą, którą mu złożył. A gdy minęło trzynaście lat od pamiętnej nocy chłopak wciąż wypełniał swoje zobowiązanie i każdej nocy spotykał się z Samem. Jak to możliwe?

"Takie właśnie są nieuniknione skutki tragedii i następstwa żałoby. Zbyt wielu ludzi umiera po trochu wraz ze śmiercią kogoś bliskiego. Jeden zgon pociąga za sobą dwa, dwadzieścia albo i sto innych istnień. Tak jest na całym świecie."

Charlie St. Cloud w noc wypadku umarł razem ze sowim bratem Samem i wydarzenia tuż po zderzeniu samochodów obserwował jako duch. Poprzysiągł wtedy bratu, że nigdy go nie zostawi i zawsze będą razem. Dlatego gdy udało się przywrócić akcję serca i sprowadzić Charliego ponownie do świata żywych, chłopak nie mógł się pogodzić z zerwaną obietnicą. Nie spodziewał się, że obecność po drugiej stronie życia pozwoliła mu na zdobycie daru, dzięki któremu zdobył możliwość widzenia dusz zmarłych. Od tej pory regularnie zaczął widywać brata, choć tylko w jednym miejscu - na cmentarzu, na którym go pochowano. Charlie zatrudnił się jako opiekun grobów i co noc dotrzymywał danego słowa. Spotkania Sama i jego brata nie były wielkimi wydarzeniami, obaj traktowali je po tylu latach jako rzecz całkowicie normalną, ale z punktu widzenia czytelnika nie mogłam nadziwić się siłą braterskiej miłości. Przyznam, że Charlie zaimponował mi swoją osobą - inteligentny, szczery, wierny i ceniący dane słowo. Nie poznałam bohatera, który ciągle się nad sobą użala, ma do wszystkich żal i złorzeczy przy każdej możliwej okazji, tylko postać, która mimo wielkiego poświęcenia jest dumna z tego co robi. Mimo wplątania w to wszystko zjawiska nadnaturalnego bohaterowie wypadli bardzo naturalnie i rzeczowo, nawet Sam.

Żadna dobra historia nie byłaby sobą, gdyby nie wplotła w swoją opowieść wątku miłosnego. "Charlie St. Cloud" nie jest książką skomplikowaną - chociaż piękną i wzruszającą - ponieważ prezentuje sobą tylko dwa, w pewien sposób łączące ze sobą wątki: ten o wielkim braterstwie i miłości wymagającej wielkiej odwagi. Kiedy w życiu Charliego pojawiła się Tess bardzo szybko zmieniła jego światopogląd i wzbudziła uczucia oraz pragnienia o których już dawno zapomniał. Do tej pory całe jego życie było podporządkowane bratu, ale Tess sprawiła, że musiał podjąć decyzję, której nie dopuszczał do siebie od trzynastu lat. Uczucie pomiędzy bohaterami nawiązało się bardzo szybko, ale w sposób oczywisty i naturalny. Na bazie duchowego świata, przedstawiając dwie formy życia autor pokazał, że miłość może być silna zawsze. Ben Sherwood przedstawił historię ludzkich dusz w niesamowicie piękny sposób i gdyby tak właśnie miało wyglądać życie po życiu - całkowicie się na to godzę. Autor dostarczył mi nie tylko piękną opowieść o silne i miłości ale również pozwolił mi na przyswojenie kilku życiowych mądrości, o których warto pamiętać.

"-Sercu zaufaj, gdy morze w ogniu stanie - przypomniał słowa wiersza cytowanego na pogrzebie jej ojca.
-... i żyj miłością, choć gwiazdy pędzą wspak - dokończyła."

Niepozorna, nie rzucająca się w oczy i nie kusząca obszernym tekstem książka także potrafi dostarczyć niezapomnianych wrażeń. "Charlie St. Cloud" długo gościł na mojej półce pośród zapomnianych lektur. Ale kiedy zdecydowałam się w końcu na poznanie książki Sherwooda, nie mogłam się od niej oderwać. Znajdziecie tutaj wszystko - siłę braterskiej miłości i tej pomiędzy dwojgiem nieznanych sobie ludzi, nadzieję, wiarę i mądrość. Ta książka jest po brzegi wypełniona emocjami, z których trudno się otrząsnąć a wzruszenie towarzyszyło mi na każdym kroku. Są historie o których pamięta się zawsze, a ta zdecydowanie się do nich zalicza.

Ocena: 5/6