poniedziałek, 29 września 2014

"Nie pojmuję, co sie ze mną dzieje."

Autor: Belen Martinez Sanchez
Tytuł: Dzień, w którym umarłam
Tytuł oryginału: Lilim 2.10.2003
Wydawnictwo: Harlequin/Mira
Liczba stron: 380

Diletta Mair właśnie rozpoczyna ostatnią klasę liceum, ma niewielkie grono przyjaciół i kochaną mamę, która niestety uparła się na drugie zamążpójście. Jednak dziewczyna nie jest typową nastolatką, ponieważ ma osobliwy dar pozwalający jej dostrzegać duchy. Nie wydaje się jednak przejęta z tego powodu. Mimo wszystko jej życie zaczyna się stopniowo zmieniać od czasu przypadkowego zderzenia z Aloisem, tajemniczym chłopakiem. A kiedy dziewczyna umiera dokładnie drugiego października dwa tysiące trzeciego roku na własne oczy przekonuje się, że dotychczasowe wyobrażenia o aniołach były złudne, a demony zaczynają odgrywać kluczową rolę w jej nowym życiu. Czy Diletta odnajdzie się w nowej sytuacji?

"Przecież w głębi duszy mnie podziwiasz."
Diletta to ciekawa postać, która potrafi szybko przekonać do siebie czytelnika. Chociaż ja miałam pewne opory przed całkowitym polubieniem postaci, ponieważ odniosłam wrażenie, że nie jest miejscami wystarczająco dojrzała. Przez znaczną część książki byłą wzorową postacią, ale przychodziły momenty, kiedy strachliwie chowała się za innymi, drżała z przerażenia, płakała i piszczała. Niestety, ale dla mnie to oznaka słabości, a wolę mocniejsze bohaterki. Faktem jest jednak, że to nie dziewczyna króluje w powieści, a sam Alois, denerwujący, irytujący, budzący chęć mordu swoimi docinkami, ripostami i sarkazmem z górnej półki. Ale za to przyciąga uwagę i właściwie nie sposób go nie lubić. Bohater z krwi i kości, opryskliwy i zadziorny broniący się rękami i nogami przed uczuciem do Diletty, która nie pozostaje mu dłużna. Tych dwoje wprowadza do książki pełnie życia, dość mocnego i miejscami wulgarnego zważając na fakt, że obydwoje obrzucają się wyzwiskami bez cenzury.

Autorka chociaż odwołuje się do dwóch granic - dobra i zła - utożsamiając je z niebem i piekłem, tak naprawdę skupia się w całości na zbudowania świata demonów. Temat aniołów pojawił się w zaledwie kilku kwestiach i ani razu nie nawiązano do budowy ich świata. Nie martwcie się, książka takim zabiegiem tylko zyskała na swojej wartości, bo przestrzeń zamieszkana przez Lilim (tak nazwano diabły) wykreowana została od samego początku i całkowicie zerwała z przyjętymi dotychczas poglądami. Pojawiły się nazwy, miejsca, rangi i grupy a demoniczny świat nabrał zupełnie innego wymiaru społeczności. Okazało się, że życie po życiu to w rzeczywistości niekończąca się praca. Tym samym coś typowego przedstawiono w całkiem nietypowy sposób, a co ważne naprawdę ciekawy, o którym aż chce się czytać. Mnie to wszystko kupiło i dałam się wciągnąć w historię z przyjemnością.

"Dzień, w którym umarłam" wprowadza pierwszoosobową narrację z podziałem na Dillettę i Aloisa.

"Co za koszmar. Nie potrafisz nawet poprawnie trzymać broni."
Bałam się tego tytułu, bo nie mogłam oprzeć się wrażeniu podobieństwa do mojej ukochanej książki Lauren Oliver "7 razy dziś". Na całe szczęście podobieństwo okazało się złudne i te dwie książki nie mają ze sobą nic wspólnego. "Dzień, w którym umarłam" jak na debiut autorki wypadł naprawdę dobrze, czytało mi się rewelacyjnie, szybko i wcale się nie wynudziłam, co uważam za nie mały sukces. Bohaterowie całkowicie mnie kupili, bo wyrażali siebie bez owijania w bawełnę. Lekki, pozytywny humor zagościł na stronach książki, pojawił się miły wątek romantyczny, więc czego chcieć więcej? Ja się czuję mile zaskoczona i nie żałuję w żadnym stopniu swojego wyboru.

Ocena: 4/6

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Harlequin/Mira.

piątek, 26 września 2014

"nie znajdę właściwych słów."

Autor: Deborah McKinlay
Tytuł: Cała nadzieja w Paryzu
Tytuł oryginału: That Part Was True
Wydawnictwo: Feeria
Liczba stron: 270

Kiedy Eve Petworth pod wpływem niespodziewanego impulsu wysłała list do Jacksona Coopera, autora książki, w której oczarowała ją scena kulinarna nie spodziewała się tego, jak szybko rozwinie się ta znajomość. Obydwoje mają ze sobą wiele wspólnego: ciężkie chwile w małżeństwach, które koniec końców nie przetrwały swojej próby, miłość do gotowania i każdego dnia dająca się we znaki samotność. Los sprawi, że pozorna wymiana zdań zacznie przekształcać się w coś znacznie większego i głębszego niż mogli przypuszczać. Pytanie tylko, czy strach przed nieznanym pozwoli im na nowo odkryć to co stracili?

"Drogi Jacku, nie, nie gotuję zawodowo. /Eve Petworth,
Zatem z miłości? /Jack,
Dla uspokojenia nerwów, uporządkowania, ukojenia. A Pan?
Z miłości."
Chociaż głównym tematem książki jest znajomość Eve i Jacksona to ich wymiana zdań czy poglądów ogranicza się do absolutnego minimum. W dodatku w dużej mierze relacja tych bohaterów to wyłącznie swobodna korespondencja w postaci zaledwie kilku pospiesznie napisanych zdań, będąca przerywnikiem w życiu bohaterów. Eve jest bardzo przytłaczającą postacią, emanującą wielką biernością i brakiem ochoty na życie. Boi się zmian, dopuszcza do siebie ataki paniki i nie potrafi kompletnie wziąć się w garść, chociaż przed nią wiele dni przygotowań przed nadchodzącym ślubem córki - wbrew pozorom, chodzącej perfekcji. Jedynym jasnym punktem jest Jackson, starający się odbudować swoje rozbite życie i znaleźć sens, który utracił jakiś czas temu. To on nieustannie wychodzi z inicjatywą kierowaną w stronę Eve i robi wszystko, by uzyskać od niej kolejną, listowną odpowiedź.

Trzecioosobowa narracja z pojawiającym się motywem korespondencji.

Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że kompletnie nie wiem o czym czytam. Miała być wielka przygoda w Paryżu, miłość i mnóstwo przepysznych dań. Nie doszukałam się niczego. Fabuła oparła się na równomiernie prowadzonych wydarzeniach głównych bohaterów i opisie ich życia, które w najmniejszym stopniu nie było ani ambitne, ani na tyle fascynujące by chcieć o nim czytać. Zapowiadające się chwile pełne smakowitych potraw skupiły się wyłącznie na ich opisie, a jedynie na zakończenie podarowano czytelnikom dwa przepisy dla zainteresowanych. Bez wątpienia całą fabułę uratowały uczucia, które wypełniły książkę po brzegi i jej nudną formę wzbogaciły o przemianę bohaterów, którzy dążąc do zmian natrafili właśnie na siebie. Myślę, że wielu z Was zaskoczy zakończenie książki.

"Możesz pozwolić sobie na ten luksus, ale nie marudź i nie jęcz z tego powodu."
"Cała nadzieja w Paryżu" jednak trochę mnie rozczarowała. Liczyłam na wielkie chwile uniesień i pełnie szczęścia, na którą wskazywała niezwykle klimatyczna okładka. W rzeczywistości to bardzo przytłaczająca książka, emanująca ogromnym smutkiem i biernością ze strony bohaterów, szybko wpływająca na nastrój czytelnika. Dopiero druga połowa książki obfituje w cieplejsze wydarzenia. To doskonała lektura na nadchodzące dni, z kubkiem herbaty i ciepłym kocem na pewno zapełni czas i udowodni, że czasem warto zmienić siebie.

Ocena: 3/6

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria.

środa, 24 września 2014

"powód by oddychać."

Autor: Rebecca Donovan
Tytuł: Powód by oddychać
Tytuł oryginału: Reason to Breathe
Wydawnictwo: Feeria
Liczba stron: 384

PREMIERA! 24 września 2014r.

Emma mieszka w zamożnym miasteczku w stanie Connecticut. Na pozór wiedzie normalne życie, zbliżone do jej rówieśników. Ale Emma jest dobra w sprawianiu pozorów. Stara się jak tylko może zakrywając blizny i siniaki, naciągając długie rękawy i przywołując na usta wymuszony uśmiech. Wydawałoby się, że w wielkiej społeczności miasteczka zginie w tłumie, gdzie ludzkie umysły zaprzątnięte są plotkami na temat sąsiadów. Jednak tam gdzie dzieje się źle, zawsze znajdzie się ktoś by to z chęcią nagłośnić. Walka o pozorną perfekcję zaczyna słabnąć, kiedy na horyzoncie pojawia się pewien chłopak. Co raz bardziej zbliża się do Emmy, która musi podjąć trudną decyzję - wyjawić swój długo skrywany sekret czy zrezygnować z miłości. Czy cena ryzyka jest tego warta?

"Opierałam się przed podjęciem tej decyzji, ale przecież od początku miałam świadomość, że kiedyś trzeba będzie stawić jej czoło."
Emma nigdy nie przestała marzyć o wolności i snuć planów o przyszłości wolnej od bólu nie tylko fizycznego, ale i - najgorszego z możliwych - psychicznego. Nie wie czy sobie poradzi i podejrzewa, że nie zasługuje na nic lepszego, ale wie, że musi spróbować, bo tylko nadzieja daje jej siłę. Poza domem dziewczyna jest chodzącą perfekcją - szkoła, dodatkowe zajęcia czy sport - nic nie stanowi dla niej problemu. Ale w miejscu gdzie powinna czuć się bezpiecznie perfekcja opada. Emma mieszka u wujostwa, które nie zna granic w znęcaniu się nad dziewczyną. I chociaż ma dopiero szesnaście lat, wie że dla dobra swojego małego kuzynostwa lepiej nic nie mówić.

Tempo książki nie wszystkim przypadnie do gustu. Akcja toczy się powoli i z naciskiem akcentuje monotonie życia głównej bohaterki, która robiąc dobrą minę do złej gry, nie dostrzega przemijającego życia. Te same spotkania, te same powtarzane słowa, w kółko te same kłamstwa. Tylko jedno w tej lekturze się nie powtarza - ciotka Carol nie gustując w powtarzalności swoich czynów wymyślała co raz to nowe sposoby na znęcanie się nad dziewczyną, które w drastyczny sposób odtwarzają się w wyobraźni czytelnika z okrutną dokładnością. Ale tam gdzie zło, zawsze jest szansa na chwilę względnego szczęścia u boku powolnie kiełkującej miłości. Pojawia się Evan, w zaskakujący sposób potrafiący odwrócić myśli dziewczyny i zwrócić je choć na krótki czas na spokojne tory. Tylko, czy w sercu dziewczyny jest jeszcze miejsce na miłość?

Pierwszy tom serii "Oddechy" z pierwszoosobową narracją.

"Uległam [...]. Poddałam się ciemności."
"powód by oddychać" to książka do granic możliwości przepełniona bólem. Jak dla mnie to jedna z lepszych książek dla młodzieży nowego gatunku "N/Y Adult", bo dotyka prawdziwej tragedii, nie - tak jak w wielu przypadkach - wewnętrznych rozterek nastolatków. Może nie jest to idealnie dopracowana stylistycznie lektura, a fabuła nie rusza z kopyta już w pierwszym rozdziale, ale czy zawsze o to właśnie chodzi? Osobiście poczułabym się oszukana, gdyby w tym przypadku właśnie tak było. To książka, która ma wstrząsnąć do granic możliwości, a zatem musi być bezczelnie prawdziwa i wolna, by każdym słowem trafić do czytelnika z niezachwianą precyzją. Ta książka po prostu rozszarpała mi serce, a łzy wstrzymały oddech. Jednak w głębi tego wszystkiego odnalazłam nadzieję i powód, by znowu oddychać.

Ocena: 5/6

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria.

poniedziałek, 22 września 2014

"lepiej nie przerywać ponurej ciszy"

Autor: Robert Galbraith
Tytuł: Jedwabnik
Tytuł oryginału: The Silkworm
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 476
 
PRZEDPREMIEROWO 
 Premiera: 24 września

Cormoran Strike znowu ma pełne ręce roboty. Tym razem w jego biurze zjawia się żona pisarza Owena Quinie, który zaginął bez słowa. Zlecenie na pierwszy rzut oka wydaje się błahostką, ale sprawa komplikuje się z każdym nowo odkrytym dowodem. Według żony zaginionego podobne sytuacje miały miejsce już wielokrotnie, więc wypadało myśleć, że i tym razem Owen zjawi się w domu po kilku dniach nieobecności. Jednak gdy okazuje się, że pisarz został naprawdę zamordowany wszystko zaczyna się komplikować. A podejrzanych jest co niemiara, bo Owen przed swym zniknięciem ukończył ostatnią książkę, która okazała się jadowitym portretem znacznej części jego znajomych. Gdyby rękopis trafił do druku, zniszczyłby nie jedno życie. Tym samym przed prywatnym detektywem otwiera się brama nieskończonej ilości rozwiązań. Czy uda mu się odnaleźć mordercę?

"Tylko jedno mogło w nim wzbudzić równie wielką fascynację jak Charlotte: brutalne morderstwo."
Pozostawiony przez Owena rękopis otwiera w książce puszkę Pandory, pełną niezliczonych rozwiązań i potencjalnych morderców. Każda opisana w nim osoba stanowi alternatywę do rozwiązania zagadki. Niezliczone dowody, skrupulatnie wytykane przez Strike'a powoli nakreślają pełen obraz sprawy. Nikt jednak się z tym nie spieszy, szczególnie sam detektyw, dla którego czas to pojęcie względne i bez pośpiechu wyciąga niemalże z podziemi niezliczone dowody, nieraz wywołujące szok zwykłego czytelnika, który nigdy w życiu nie wpadłby na to, że ma to jakiekolwiek znaczenie dla spawy. Książka Owena staje się podstawą do rozszyfrowania zagadki i zakreśla specyficzne kręgi. Najpierw pojawia się postać oczerniona w rękopisie, później poznajemy jej historia a następnie znowu wracamy do książki by szukać kolejnej ofiary. Jednak Cormorana niewzruszenie i bez żadnego wysiłku zacieśnia kręgi ujawniając bolesną prawdę.

Cormoran Strike powraca wraz ze swoim nieskończonym zapasem ciętych ripost, sarkazmów i pomysłów, które na jego niezastąpionej asystentce Robin Ellacott nie robią najmniejszego wrażenia. Wyróżnia go nie tylko charyzma, ale i nieprzeciętny umysł. A biorąc pod uwagę tryb życia jaki właśnie prowadzi, zaskoczyć może jego klarowność myślenia. Robin z kolei ma charakterek, ale walczy z wyczuwalnym jeszcze brakiem pewności siebie. Stanowiąc swoje subtelne dopełnienie i udając wzajemnie, że wcale nie darzą się ogromną sympatią (chociaż każdy wie, że coś jest na rzeczy), zafundowali mi sporą dawkę dobrego humoru. Obydwoje są piekielnie charyzmatyczni i mocno wyróżniający się na tle fabuły, dzięki zdecydowanej realności postaci. Moja sympatia do tych bohaterów nie zmieniła się od czasów "Wołania kukułki", a teraz jedynie przypomniałam sobie za co ich tak bardzo polubiłam.

Cykl wydawniczy z prywatnym detektywem Cormoranem Strike.

"Niebezpieczeństwa jak gwiazdy - najjaśniej świecą w ciemności."
Pierwszy tom przygód Cororana, czyli "Wołanie kukułki" szybko podbił moje serce, dlatego z niecierpliwością wyczekiwałam dalszych losów niezastąpionego jak dla mnie detektywa. Na odwrocie książki wyczytałam, że zdaniem "The Independent" to książka porywająca, a ja zgadzam się z tym stwierdzeniem w zupełności. Kiedy już zacznie się ją czytać, nie sposób się oderwać, (oczywiście, nie żebym w ogóle miała na to ochotę). A co istotne, każdą część można czytać niezależni od innych, bez umykających kluczowych faktów. Wszyscy wiemy kim tak naprawdę jest autor i żadną tajemnicą nie jest, że w rzeczywistości autor przemienia się w autorkę, a dokładnie znaną i cenioną J.K. Rowling, której należy się ogromny ukłon za wykreowanie fantastycznych bohaterów i stworzenie książki, która wciąga już przy samym tytule.

Ocena: 5/6

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat.

sobota, 20 września 2014

"Nadmierna skromność tworzy tyranów"

Autor: Charlotte Bronte
Tytuł: Shirley
Tytuł oryginału: Shirley
Wydawnictwo: MG
Liczba stron: 640
Powieść: jednotomowa

Robert Moore to młody przedsiębiorca, który nie boi się podejmować ryzykownych kroków. Sprowadza do swojej fabryki nowoczesne maszyny i wprowadza szereg udogodnień. Niestety to posunięcie, choć skuteczne w swojej formie nie podoba się tamtejszym mieszkańcom, broniących się przed jakąkolwiek zmianą w ich życiu. Przerażeni tym, jak daleko Robert może jeszcze się posunąć dopuszczają się zamachu, na osobie Pana Moore'a. Aby wyjść z opresji i ratować nie tylko siebie, ale i upadający interes mężczyzna rozważa poślubienie Shirley Keeldar, dumnej acz bogatej panny. Jednak ani Shirley, ani Robert nie są sobie pisani. Obydwoje mają własnych wybranków serca, niezgodnych jednak z zajmowaną przez siebie pozycją społeczną. Czy istnieje sposób na przeciwstawienie się stereotypom?

"Najważniejszą wiedzą, którą człowiek powinien posiąść, jest znajomość samego siebie i kierunku, w którym on sam podąża."
Sięgając po książki Bronte, wiem że nigdy mnie nie zawiodą. Uciekając od wszystkich przerysowanych historii ponownie poszukałam swojego książkowego pewnika. "Shirley" to kolejna nie przesłodzona lektura, pozbawiona ociekającego, lukrowego szczęścia. Ponownie stanęłam twarzą w twarz z brutalną rzeczywistością, która bawi się z bohaterami w kotka i myszkę, często niestety przy tym przyjmując rolę dzikiego, żądnego nieszczęść zwierzaka. Wielkie przeciwności losu nie omijają bohaterów szerokim łukiem, lecz brną do nich jakby przyciągane magnetycznym uniesieniem i psują każdą chwilę względnego szczęścia. Autorka we wspaniały sposób ukazała jak zwykły, prosty człowiek zmuszony jest radzić sobie z życiem i ludźmi, którzy życzą mu wszystkiego najgorszego. Tym samym nie bawi się w zbędne maskowanie prawdy, przedstawiając prawdę taką jaka jest  i pokazuje jak ważne są te króciutkie chwile szczęścia, budujące i wartościujące.

Za każdym razem zachwycam się tym, jak sprytnie Brotne przedstawia skomplikowane ludzkie charaktery i wzajemne relacje. Intrygi, plotki, kłamstwa i potworna zazdrość a na samym dnie ci biedni, prości ludzie, którzy nie dali się wciągnąć w koło zawiści. Wielokrotnie zastanawiałam się, czy czasami nie ma tutaj przesady, ale im dalej zagłębiałam się w tajniki ludzkiej osobowości oczami autorki tym bardziej upewniałam się w słuszności jej wyobrażeń. Chociaż straszne, niestety również prawdziwe a to co prawdziwe zawsze sprawdza się  doskonale w roli ponadczasowej.

"Błądzimy, upadamy, jesteśmy upokarzani - ale potem stąpamy ostrożniej. Chciwie pijemy truciznę ze złotego pucharu występku, a potem chorując, czujemy się poniżeni."
Po raz kolejny dostrzegam piękno książek Bronte, które doskonale zdaje sobie sprawę ze swojej atrakcyjności. Muszę jednak przyznać, że "Shirley" wkradła się na jedno z czołowych miejsc w rankingu najlepszych pozycji tych właśnie autorek. Bajeczny klimat angielskich wrzosowisk i niczym nie maskowana prawda to coś co dodaje książce uroku, ale w tym przypadku przekonały mnie zdecydowanie postawy bohaterów, rzeczywiste w każdym calu. Cieszę się, że po raz kolejny mogłam popatrzeć na świat oczami autorki.

Ocena: 5/6

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu MG.

czwartek, 18 września 2014

Chwytająca za serce seria już niebawem w księgarniach!

ODDECHY
POWÓD BY ODDYCHAĆ
Rebecca Donovan

Wydawnictwo Feeria przygotowało dla swoich czytelników kolejny literacki kąsek. Intrygująca, magiczna książka Pani Donovan przyciąga fantastycznym opisem zapewniającym wiele emocji w czasie lektury:

Gdy Emma wraca do miejsca, które nazywa domem, bo nie ma żadnego innego, o którym mogłaby tak myśleć, nigdy nie wie, co ją tam spotka. Tylko wyzwiska? A może bolesne uderzenia? Ile kolejnych ran i siniaków będzie musiała skrywać pod długimi rękawami?
Dlatego Emma nie ma przyjaciół i robi wszystko, by mieć jak najlepsze wyniki w nauce – marzy o dniu, w którym będzie mogła wyrwać się z tego piekła.
Tylko jedna osoba zna jej tajemnicę. Ale jest jeszcze ktoś, kto bardzo pragnie się do niej zbliżyć. Emma jednak za wszelką cenę chce tego uniknąć. Chociaż to rozrywa jej serce na kawałeczki.
Poruszająca historia o próbie normalnego życia za wszelką cenę… i o miłości, która pozwala w końcu zaczerpnąć powietrza.

Pierwsza z trzech części chwytającej za serce i pełnej trudnych emocji serii dla dziewcząt pt. "Oddechy".

Książka jest już dostępna w przedsprzedaży Empiku i pnie się po liście bestsellerów dla młodzieży! Oficjalna data premiery to 24 września. Skusicie się? Ja już nie mogę się doczekać!

środa, 17 września 2014

Opowieść o tęsknocie i stracie już niedługo w księgarniach!

CAŁA NADZIEJA W PARYŻU
Mckinlay Deborah


Kochani! Już niebawem do księgarń zawita książka o magnetyzującej okładce i emocjonującym wnętrzu! W końcu Paryż to hipnotyzujące miejsce nie tylko dla oka, ale i dla wyobraźni, prawda?

A co znajdziemy pomiędzy stronami?
 Napisany do amerykańskiego pisarza list, w którym Eve zachwyca się wyjątkowo plastycznie oddaną przez niego sceną kulinarną, staje się początkiem znajomości, która powoli przemieni życie ich obojga. 
Eve jest po czterdziestce, jej mąż mieszka z drugą żoną, córka wyprowadziła się do Londynu. Z kolei Jackson, który wydał już kilka powieści i ma grono swoich wiernych czytelników, czuje, że w jego własnym życiu wciąż wieje pustką. Oboje mają to samo hobby: gotowanie. Pasja do odkrywania smaków i aromatów ich zbliża, ale życie otwiera przed nimi więcej niespodzianek.
Pełne realizmu i ciepła postacie, narracja wolna od płaskiego sentymentalizmu, życie płynące w rytmie słodko-gorzkich rocznic i rodzinnych wydarzeń – książka, którą smakuje się z przyjemnością, bez fastfoodowego pośpiechu, z uśmiechem, refleksją, nutą optymizmu i palącym zaciekawieniem.

 Wraz z Wydawnictwem Feeria zapraszam Was już 24.09 do księgarni. To zdecydowanie pozycja obowiązkowa dla każdego! Ja już zacieram na nią łapki, a Wy?

poniedziałek, 15 września 2014

"Nie mogło być lepiej."

Autor: Yrsa Sigurdardóttir
Tytuł: Niechciani
Tytuł oryginału: Kuldi
Wydawnictwo: Muza SA
Liczba stron: 334
Powieść: jednotomowa

Życie Ódinna wywraca się do góry nogami, po tragicznej śmierci żony. Dotychczas wyłącznie weekendowy ojciec, musi wprowadzić w swoim życiu szereg zmian, kiedy zabiera do domu swoją córkę Run. Ich relacja jest jeszcze trudniejsza, ze względu na dużą skrytość dziewczynki. W dodatku Qdinn, pracownik państwowego urzędu kontroli, dostaje nowe zadanie: musi przeanalizować wydarzenia z dawnych czasów i dowiedzieć się co naprawdę działo się w domu wychowawczym dla trudnych chłopców w Krókur położonym na zupełnym odludziu. Mężczyzna bada również sprawę tajemniczej śmierci dwóch wychowanków, którzy w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach udusili się spalinami w samochodzie. Ódinn nie wie, jak brutalna prawda czeka na niego tuż za rogiem. Prawda związana nie tylko z Krókur...

"W końcu trudno jest żyć przez parę lat samym powietrzem."
To nie jest kryminał jak każdy inny. Początkowo miałam wrażenie, że to mało ciekawa historia bez większego sensu, ale im więcej kartek przerzucałam, tym bardziej czułam się zahipnotyzowana nietypową treścią. Wydarzenia z dwóch miesięcy roku 1974 i współczesne poszukiwania prawdy Ódinna prowadzone są na równi, jednak ustępują sobie miejsca w osobnych rozdziałach, co pozwala czytelnikowi na poznanie historii z dwóch perspektyw. Nie byłoby w tym nic szczególnie emocjonującego, gdyby nie niemal bolesne stopniowanie akcji. W momencie, kiedy miało pojawić się rozwiązanie danej sceny, autorka przeskakuje do innego rozdziału, a tym samym do innego roku i bez skrupułów bawi się z czytelnikiem, który poznaje prawdę dopiero w kolejnym rozdziale.

"Niechciani" to książka, która może pochwalić się wieloma atutami, ale profile psychologiczne niemal każdych występujących bohaterów biją na głowę wszystkie przeczytane dotychczas przeze mnie podobne lektury. Złożoność postaci naprawdę mnie zdziwiła. Wydawało mi się, że każdy bohater posiada umysł podobny do głębokiego i nigdy do końca nie odkrytego oceanu. W dodatku każda bliżej poznana postać zachowywała się tak, jakby miała do ukrycia znacznie więcej niż by mogła, ale zdecydowanie wszyscy, dosłownie wszyscy byli jakby skąpani w mroku. A to wszystko z kolei wpłynęło na klimat książki, który nie odstępował historii nawet na krok.

"Gdy dochodzi do przestępstwa, zawsze ktoś ponosi karę, tylko zwykle nie ten, kto zawinił."
Autorka rzuciła czytelnikom duże wyzwanie. Wrzuciła Nas nie tylko w wir wydarzeń, ale i otworzyła przed Nami wielki psychologiczny labirynt, z którym przyszło mi się zmierzyć. Posługując się wyłącznie moją wyobraźnią, pani Yrsa wysłała mnie na spotkanie z duchami przeszłości. Chociaż książka w żadnym wypadku nie wykazuje cech horroru. Jednak czy na pewno? Musicie przekonać się sami. Mnie przyciągnęła okładka, zatrzymała treść, a zakończenie zmroziło mi krew w żyłach. Wbrew wszystkiemu, ta niepozorna książka ma w sobie wielkie pokłady emocjonującej historii. Doskonale się bawiłam w czasie czytania, chociaż to co na końcu odkryłam, przeraziło mnie nie na żarty. Uważajcie, to książka, która pozostawi Was w wielkim szoku!

Ocena: 5/6 

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.

piątek, 12 września 2014

"mogłem cię kochać."

Autor: Lynn Raven
Tytuł: Pocałunek Kier
Tytuł oryginału: Der Kuss des Kjer
Wydawnictwo: oficyna wydawnicza Foka
Liczba stron: 502

Lijanas znana jest w swojej wiosce z delikatności i dokładności leczenia. Mimo, że nie należy do grona najbardziej utytułowanych uzdrowicielek, posiada dar o którym nie wie prawie nikt. Dziewczyna nie spodziewa się, że jej śladem podąża Mordan, pierwszy dowódca armii wojowniczych Kierów. Na rozkaz swego pana ma dostarczyć uzdrowicielkę na dwór królewski. Mordan podstępem dostaje w swe ręce młodą uzdrowicielkę, jednak łatwość z jaką udało mu się porwać dziewczynę jest tylko pozorna. Na ich drodze czyhają stwory łaknące krwi i problemy, których nie da się przeminąć. Początkowa chęć ucieczki Lijanas przemija i pojawia się na jej miejscu zupełnie inne i nieoczekiwane uczucie kierowane w stronę okrutnego Mordana.

"Lepiej żyć niż zginąć. Dopóki się żyje, można walczyć!"
Gdyby atutem książki miała być fabuła, na pewno nic by z tego nie było. Co prawda jest przyjemna i ciekawa, ale w żaden sposób, choćby ten najmniejszy - nie porywa. Nie było fajerwerków, ziemia się nie osunęła i nie wybuchł żaden wulkan. Prowadzona spokojnym, aż za spokojnym rytmem wpływała na czytelnika kojąco, ale czasami też aż prosiło się o szybsze bicie serca. Niestety momentów z żywszą akcją było jak na lekarstwo, jednak te z kolei pokazywały, że warto na nie czekać. Kiedy na horyzoncie pojawiała się szansa na dużą dawkę emocjonujących wydarzeń nie mogłam się od nich oderwać, bo znacznie kontrastowały z tym spokojnym czasem, kiedy nic się nie miało wydarzyć.

Jednak to nie o fabułę tutaj chodziło. Nawet jeśli książka przez wszystkie swoje strony wnikliwie opisywałaby pielenie ogródka, z takimi bohaterami jak Lijanas i Mordan osiągnęłaby miano bestseleru. Ich skrajność charakterów zaoferowała mi nie tylko chwile pełne uśmiechów, ale i bywały momenty, kiedy naprawdę miałam ochotę rozszarpać jedno i drugie. Właściwie z opisu wydawcy wywnioskowałam, że czeka mnie kolejny smętny romans. A tak naprawdę przez dwie trzecie książki miałam wrażenie, że ta dwójka darzy się przekraczającą skalę nienawiścią. Uwierzcie mi na słowo - ich docinki i dialogi są wielkim skarbem tej książki.

"Do cholery. Dlaczego uczuć nie można po prostu zgasić, jak ognia?"
Wciągająca, zaskakująca i pełna emocjonalnych uniesień - taka właśnie jest książka Lynn Raven. I chociaż do fabuły zakradły się momenty niedopowiedzeń, których rozwiązań się nie doszukałam, to nie jestem rozczarowana. Wydaje mi się, że gdyby i w niej jeszcze pojawił się pazur nastąpił by przesyt. Prym w książce wiodą bohaterowie i mają do tego pełne prawo. Tej dwójki po prostu nie da się nie lubić. Dlatego cieszę się, że miałam okazje zapoznać się z "Pocałunek Kier", bo to lektura, która na pewno zapadnie mi w pamięć.
"[...] podajcie mi mydło!
-Czy nie zapomnieliście o czymś? [...]
-Co?
-Jest takie proste słówko...!
-Och, naturalnie. Jaki ze mnie głupiec! - Natychmiast!

Ocena: 5/6 - [powieść jednotomowa]

Za możliwość przeczytania dziękuję niesamowitej M.

środa, 10 września 2014

"Nie próbuj mnie postarzać na siłę"

Autor: Louisa May Alcott
Tytuł: Małe kobietki
Tytuł oryginału: Little Women
Wydawnictwo: MG
Liczba stron: 295

Poznajcie cztery panny March: Meg, Jo, Beth i Amy. Mieszkają w posiadłości Orchard Hous, która należy do ich rodziny od pokoleń. Niestety chociaż wszystko na to wskazuje, rodzina nie należy do najbogatszych, a patrząc prawdzie prosto w oczy - ich ostatnim członkiem rodziny jest niezmienna bieda. Walcząc z brakiem pieniędzy i tęsknotą za ojcem, który jako kapelan bierze udział w wojnie secesyjnej dziewczyny nie poddają się rutynie i starają sobie urozmaicić wolny czas na wszystkie możliwe sposoby. Ich chęć życia i entuzjazm nie pozostają niezauważone. Czy uda im się zarazić żywiołowością innych?

"- Zalety i tak dają się wyczuć w rozmowie i zachowaniu. Wcale nie trzeba ich wciąż podkreślać.
- To zupełnie tak, jakbyś włożyła na siebie wszystkie najpiękniejsze stroje naraz, żeby pokazać ludziom, że je masz [...]"
Meg, Jo, Beth i Amy to bohaterki, o jakich che się czytać zawsze i wszędzie. Chociaż połączone siostrzanymi więzami krwi skrajnie się od siebie różnią, nadając książce przyjemnego urozmaicenia. Autorka w bardzo ciekawy sposób zaznaczyła każdą postać z osobna i całkowicie się jej oddała, przywołując do swojej książki bohaterów przemyślanych i w żaden sposób nie przerysowanych. Nawet towarzyszący pannom March Laurie, samotny chłopiec z sąsiedniego domu miał w sobie jakiś urok. Lekki, ale dobitny styl autorki sprawił, że bohaterowie zajaśnieli typowym, charyzmatycznym blaskiem. Co rusz postacie wzbudzały we mnie śmiech, zainteresowanie, czy nawet złość, kiedy swoim uporem stawiały na swoim. Nie mogłam się oderwać od lektury, ciekawa tego, jakie przygody czekają rezolutne dziewczyny na następnych stronach.

Historia dziewcząt osadzona jest w latach sześćdziesiątych XIXw. A jak wiadomo był to czasy ciężkie dla każdego, szczególnie dla samotnej kobiety, nie tylko tęskniącej za oddanym wojnie mężem, ale i wychowującej czwórkę córek. Autorka starała się jak mogła by oddalić ciężar historii i przekazać czytelnikowi, że nawet w najtrudniejszych chwilach warto przywołać uśmiech, który czasami potrafi zdziałać cuda. Taki cuda właśnie zawarte są w lekturze Louisy May Alcott, pełnej swobodnego humoru. Dlatego historia sióstr staje się jeszcze piękniejsza. W obliczu tragedii jaka je spotkała potrafią w zupełnie zwyczajny sposób odnaleźć się w swoim świecie i oddać wymyślnym zabawom, które tak naprawdę wymagają jedynie zaangażowania wyobraźni i dużego nakładu pozytywnej, wbrew pozorom, energii.

"[...] bo miłość odpędza strach, a wdzięczność przezwycięża dumę."
Od razu ostrzegam, że nie wszystkim spodobają się "Małe kobietki". To książka o wyszukanym stylu i przepełniona całą masą moralizatorskich wyznań. Jednak jest w tej lekturze coś magnetycznego, co nie pozwala się od niej oderwać, a bohaterki wywołują lawinę sprzecznych emocji. Przez cały czas czytania nie mogłam pozbyć się wrażenia, że powinnam oddać się lekturze w zimowy, weekendowy wieczór, ponieważ ta książka jest niezwykle klimatyczna. Miłośnicy klasyki i książek zabarwionych czymś więcej niż tylko przyjemną historią będą zachwyceni. Ja byłam i ciągle jestem, żałuję jedynie, że dopiero teraz lektura Pani Alcott trafiła w moje ręce.

Ocena: 5/6 - [powieść jednotomowa]

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu MG.

niedziela, 7 września 2014

"Miasto było z papieru"

Autor: John Green
Tytuł: Papierowe miasta
Tytuł oryginału: Paper Towns
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 392

Margo Roth Spiegelman to dziewczyna żądna przygód, jak mało kto. Kiedy pewnej nocy pojawia się w oknie sypialni Quentina w przebraniu ninja, chłopak nie podejrzewa nawet jaka ekscytująca wyprawa go czeka. Kampania odwetowa Margo wydaje się dopracowana w każdym calu. Quentinowi nie pozostaje nic innego jak udać się za dziewczyną. Jednak kiedy ich nocna wycieczka dobiega końca Margo przepada bez wieści. Nikt nie wydaje się szczególnie zmartwiony zniknięciem dziewczyny, u której podobne wybryki zdarzały się już kilkakrotnie. Jedak Quentin zaczyna podążać pozostawionymi przez Margo wskazówkami. Czy uda mu się ją odnaleźć?

"Świat pęka w szwach od ludzi, a każdego z nich możemy sobie wyobrazić, tylko że nieodmiennie tworzymy sobie o nich niewłaściwe wyobrażenia."
"Papierowe miasta" to kolejna książka Pana Greena z bohaterami, których nie da się nie lubić. Margo i Quentin szybko zaskarbili sobie moją sympatię swoimi niebanalnymi postawami. Podobnie jest z przyjaciółmi Q. Jedynie Ben dawał mi się we znaki ze swoim 'królisiowym' światopoglądem, ale myślę, że właśnie taką rolę przypisał mu autor. Każdy bohater charakteryzował się swoim typowym zachowaniem, cechą która go wyróżniała i indywidualizowała. A co najważniejsze żaden bohater nie był przerysowany. Autor ma dobrą rękę do tworzenia postaci, ponieważ potrafi w zgrabny sposób połączyć nieprzeciętne umysły z typowym zachowaniem nastolatka. Bohaterowie zaskakiwali mnie swoimi pomysłami, zdolnością do klarownego myślenia i podejściem do sprawy. Zaskakujący jest również język, jakim posługują się bohaterowie - miejscami wyszukany, nie pasujący do typowych nastolatków, zrywający z typowymi stereotypami.

Na pochwałę zasługuje także fabuła, która wprowadza nastrój tajemniczości już od pierwszych stron. Podzielona na trzy części odnosi się do sytuacji w jakiej znalazł się główny bohater i to właśnie on relacjonuje przebieg swojej historii. Gdyby spojrzeć na książkę z większej odległości, można by było pomyśleć, że składa się z trzech odrębnych opowiadań połączonych tylko bohaterami. Oczywiście, to nie jest prawda, ponieważ historia jest tylko jedna, ale John Green sprytnie ją rozdzielił. Najpierw mamy spotkanie dwójki bohaterów, którzy podejmują się śmiałych działań pod nadzorem rezolutnej Margo, później w akcję wplątany jest sam Quentin, który usilnie stara się odnaleźć dziewczynę, a następnie rozpoczyna się szalona podróż z czasem. Wszystkie te części stanowią niezaprzeczalnie dobrą całość wprowadzającą do książki mnóstwo emocji.  Ponadto od fabuły nie sposób się oderwać, a sam motyw papierowych miast wydaje się ciekawym pomysłem.

"Odchodzenie jest przyjemne i czyste, tylko kiedy zostawia się za sobą coś ważnego, coś, co miało dla nas znaczenie. Kiedy wyrywa się życie razem z korzeniami. Ale tego nie da się zrobić, dopóki nasze życie nie zapuści korzeni."
John Green wprowadza do swoich książek niepozorną fabułę, na której bazując stara się nam coś przekazać. Do tego wplata w nią dojrzałych bohaterów, którzy są w stanie udźwignąć na swych barkach powierzoną im misje. Dlatego książka idealnie trafi do każdego czytelnika, bez względu na wiek. Nie pierwszy raz autor oczarował mnie swoim dziełem. Jestem zachwycona jego zaangażowaniem, które widoczne jest w każdym najdrobniejszym szczególe. Dodatkowo autor oprócz niebanalnej tematyki potrafi wpleść do książki równie dobrych bohaterów, którzy wiedzą jak szybko oczarować czytelnika. Nie można też zapomnieć o lekkim tonie i swobodzie z jaką prowadzona jest fabuła, która niesie w głębi siebie jakieś przesłanie. "Papierowe miasta" to książka, którą czyta się jednym tchem i z nie małym zainteresowaniem. Lekki powie tajemniczości dodaje smaku a bohaterowie umilają czas czytania swoimi osobami. Siłą przyjaźni, zaangażowanie i wola walki to tylko jedne z wielu tajemnic, które serwuje na do odkrycia Pan Green.

Ocena: 5/6 - [powieść jednotomowa]

piątek, 5 września 2014

"ludzie z czasem zapomną."

Autor: Heather Graham
Tytuł: Noc śmeirci
Tytuł oryginału: Deadly Night
Wydawnictwo: Harlequin/Mira
Liczba stron: 288

Aidan Flynn to prywatny detektyw, który niespodziewanie spotyka się z nietypowa sytuacją. Wraz z braćmi odziedziczył stary dom na plantacji w Luizjanie. Detektyw jednak nie zwraca na liczne plotki związane ze strasznymi historiami przekazywanymi przez sąsiadów, jakoby rezydencja miałaby być nawiedzonym miejscem. Jednak szereg wydarzeń następujących jedno po drugim nie dają Aidanowi spokoju. Zwracając się z prośbą do tarocistki, która przestrzega go przed posiadłością i jej złymi mocami sam nie jest przekonany do swojego pomysłu. Nie pozostaje mu jednak nic innego jak spróbować niemożliwego. Kiedy jednak pojawiają się tajemnice, mężczyzna zaczyna w końcu rozumieć krążące dookoła plotki.

"Wszystko, co znał i kochał, było tak blisko."
Opis fabuły wskazywał z góry na pełna napięcia przygodę z tajemniczymi wątkami wplątanymi w całą sytuację. Historia o nawiedzonej posiadłości od razu wzbudziła moją ciekawość. W rzeczywistości wyszło trochę inaczej. Bohater faktycznie udaje się do rezydencji w Luizjanie, w której pojawiają się liczne nie do końca wyjaśnione sytuacje. Całość wiąże się jednak, nie tylko ze zjawiskami paranormalnymi, a morderstwem popełnionym prawdopodobnie na terenie posiadłości. Dlatego dobrze zapowiadający się wątek horroru przeistacza się w kryminał, który swoją fabułą nie zachęca do dalszego czytania tak jak powinien robić to naszpikowany grozą horror. Jednak fabułę ratują chwilowe odniesienia do nadprzyrodzonych sił, kiedy w akcje ingeruje tarocistka Kendall, która zadziwiająco łatwo wprowadza delikatny klimat grozy i nutę miłosnego uniesienia, a także te chwilowe duchy przeszłości zabarwione strachem.

Pani Heather Graham nie tylko fabułę utrzymuje w swobodnym stylu. Główny bohater, chociaż bardzo sympatyczny nie jest szczególnie charyzmatyczną postacią. Z przyzwyczajenia do detektywów, którzy nie boją się wypowiedzieć na głos tego co myślą czasem łapałam się na tym, że brakuje mi tego zaczepnego tonu, który w tym przypadku obcięty został do minimum. To jednak nie oznacza, ze Aidan całą swoją postacią rujnuje fabułę. Skądże znowu, to fantastyczny i niezwykle sympatyczny bohater, który szybko wzbudza sympatię, chociaż nie zapada w pamięć na dłuższy czas.

"Wiedział, że współcześni i potomni ich osądzą i potępią."
"Noc śmierci" to książka o wielu twarzach. Miejscami przewidywalna, czasami potrafi przytrzymać w napięciu, a jeszcze w innym momencie pozwala się zrelaksować. Jedno jest pewne - to pozycja idealna na spokojny weekend, nie wymagająca wielkiego zaangażowania a zapewniająca ciekawą historię. Moje pierwsze spotkanie z tą autorką wypadło całkiem przyzwoicie i chociaż przymierzałam się do czegoś mocniejszego nie czuję się rozczarowana. W roli sensacji książka sprawdziła się idealnie, dlatego polecam ją wszystkim miłośnikom lżejszych historii z gatunku horroru i subtelnego kryminału.

Ocena: 4/6 - [ Cykl - dziedzictwo braci Flynn ]

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Harlequin/Mira.

środa, 3 września 2014

Przygarnij książkę: rozdanie #3

Kochani! Trzecie rozdanie akcji: Przygarnij Książkę! właśnie przed Wami! Kto wygrał książkę niespodziankę?