sobota, 31 marca 2018

"Kształt wody" Guillermo del Toro, Daniel Kraus

"Kształt wody" Guillermo del Toro, Daniel Kraus, Tyt. oryg. The Shape of Water, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 431

"Jak to jest czuć się kimś? Istnieć nie tylko we własnym świecie, ale również w czyimś innym?"

Miłość, temat przekraczający granice. Czy można zatem pokusić się o stwierdzenie, że to uczucie, które burzy wszelkie ograniczenia i wychodzi spoza utartych ram? Wydaje się, że to rzecz niemożliwa a jednak Guillermo del Toro oraz Daniel Kraus wydali powieść "Kształt wody", która budzi wiele pytań i wątpliwości co do definicji prawdziwej miłości.

Chciałabym zakwalifikować powyższą lekturę do jednego gatunku by łatwiej było mi określić sposób rozumowania autorów, ale nie jest to prosta sprawa. Nie jest to typowa fantastyka, chociaż nawiązuje do istoty zupełnie niepodobnej do ludzi. Nie jest to powieść miłosna, chociaż uczucie to jest jednym z głównych wątków. To połączenie gatunkowe, całkowity misz-masz, w którym być może każdy znajdzie coś dla siebie.

Sama fabuła dotyka historii nie z tej ziemi, nawiązującej do ponadgatunkowej relacji człowieka z ziemnowodną humanoidalną istotą schwytaną w Amazonii. To tajny rządowy Ośrodek Badań Kosmicznych Occam w Baltimore przejął nieznane do tej pory stworzenie i rozpoczął nad nim badania. Nikt nie jest do końca przekonany co zrobić z nietypowym znaleziskiem i pracownicy ośrodka dzielą się na dwa obozy: tych, którzy chętnie uśmiercą istotę by pokroić ją na części i zrozumieć sens jej istnienia oraz tych, którzy pozostawiliby ją przy życiu obserwując jak się rozwija. Nikt jednak nie spodziewał się zupełnie niepozornej kobiety, postronnej obserwatorki - woźnej, uczącej nowego przybysza języka migowego. Rodzi się między nimi więź, która z czasem może wszystkich doprowadzić do zguby.

Próbuję rozgryźć sens fabuły na wiele sposób i wciąż nie jestem pewna, po której ze stron się opowiedzieć. Doceniam bogaty opis miejsc przedstawionych przez autorów oraz zaangażowanie w drobiazgowość scen czy bohaterów. Jestem również zaskoczona faktem relacji łączącej istotę z człowiekiem oraz zostałam ujęta sposobem ich komunikacji. Chętnie obserwowałam rodzące się porozumienie między kobietą a jej nowym przyjacielem, dostrzegając jednocześnie zacieranie się granic międzygatunkowych. Jednak sam sens wątku romantycznego (mogę to tak nazwać?) niekoniecznie przypadł mi do gustu. Jakby na siłę stworzono coś z niczego, gdzie znacznie lepiej świadomość samej przyjaźni, moim zdaniem, podziałałaby na odbiorców. Przemawia przez to też fakt samego stylu jakim posłużyli się autorzy - bardziej fantasy niż romantyczny, szczegółowy w opisach, ale skąpy w emocjach. Nie wiem zatem co ostatecznie sądzić o lekturze, którą przeczytałam zaledwie kilka dni tomu: z jednej strony jestem oczarowana wzajemnym porozumieniem głównych bohaterów oraz miło zaskoczona nową definicją walki dobra ze złem. Z drugiej jednak nie przekonuje mnie styl ani płaskie wątki, porzucone na rzecz kolejnych - również nie zawsze dociągniętych, tworzące w fabule niepotrzebny chaos.

"Kształt wody" to powieść z potencjałem, który ostatecznie nie został w pełni wykorzystany. Więcej w niej tematyki moralnej i wartości międzyludzkich niż samej baśniowej historii dla dorosłych. Nie jest to na pewno książka dla wszystkich, ale wybrani poczują się mile zaskoczeni. Ja ostatecznie pozostaję bezstronna, bo chociaż nie wrócę już do samej lektury - w głowie na pewno pozostanie mi obraz wspomnianej wyżej przyjaźni, która zdobyła moją sympatię. Żałuję nierówności w wydarzeniach, ale doceniam przekonanie, że granice można przerwać łatwiej niż myślimy. I na tym poprzestańmy, bo myślę, że to najważniejsza zaleta tej powieści.

"Porażka księcia" Grace Burrowes

"Porażka księcia" Grace Burrowes, Tyt. oryg. The Duke's Disaster, Wyd. Amber, Str. 256

Noah Winters, ósmy książę Anselm, ma kłopot. Niedługo skończy dokładnie trzydzieści dwa lata, a rodzinne zobowiązania jasno potwierdzają, że ostatecznie przed dniem urodzin musi poślubić kobietę, która stanie u jego boku jako żona. Niestety - na widoku nie ma żadnej panny, która mogłaby śmiało zająć miejsce jego ukochanej. Czas zatem postąpić o krok na przód i podjąć małżeństwo z... rozsądku. I porzucić na moment pragnienia o wielkiej miłości. Tylko czy to nie jest zbyt ryzykowne posunięcie?

Grace Burrowes upodobała sobie romans historyczny i napisała kilka ciekawych książek w tym gatunku. Sami doskonale wiecie, że podobne książki nie zajmują wysokiej pozycji w rankingu najbardziej cenionych lektur, ale i takie opowieści są potrzebne. Dla mnie ten gatunek otworzył się niedawno - do tej pory omijałam szerokim łukiem wszystkie romanse historyczne i kompletnie nie mogłam odnaleźć się w fabule. Ale później przeczytałam jedną powieść i kolejna aż stwierdziłam, że wcale nie jest tak źle. Grace Burrowes to jedna z autorek, której książki tego gatunku przeczytałam w pierwszej kolejności, więc mam do niej delikatny sentyment.

"Porażka księcia" to wznowione wydanie pierwszego tomu serii o prawdziwych gentelmenach. Na pierwszy plan wyszedł Noah, którego wyzwanie okazało się trudniejsze niż przypuszczał, ale przyznaję że bohater poradził sobie w tej roli - co prawda przeżył kilka ciekawych perypetii nim ostatecznie zrozumiał cel swojej miłosnej podróży, ale to tylko dodało książce uroku. Wybierając sobie na żonę lady Araminthę Collins, z hrabiowskiej rodziny Noah nie spodziewał się, że będą z nią same kłopoty. Dziewczyna po śmierci rodziców musiała zdobyć pieniądze na swoje utrzymanie i zatrudniła się jako dama do towarzystwa. Niestety książę ma błędne oczekiwania wobec swojej wybranki i to doprowadzi do kilku zaskakujących i zabawnych sytuacji, które umilą czas czytelnikowi.

Styl autorki to lekkość i swoboda. Lubię romans historyczny za błahość fabuły i zabawne akcenty a Burrowes wie jak subtelnie mnie rozbawić i wprowadzić do fabuły zgrabnie przemyślane i sympatyczne momenty przypominające komedię pomyłek. Miłość to temat przewodni i małżeństwo z rozsądku nie znajdzie tutaj swojego miejsca, ale to jedynie zwiększa burzliwość scen. Nie miejcie jednak zbyt dużego oczekiwania wobec tej historii - to prosta i absolutnie nieskomplikowana lektura dla miłośniczek powieści o wielkich miłościach i burzliwych wydarzeniach, gdzie na pierwszym planie pojawiają się uczucia i emocje. "Porażka księcia" to typowo słodko-gorzka powieść o tym, że w życiu nie można kierować się dumą i wielkimi oczekiwaniami, bo los zawsze niesie w zanadrzu nieoczekiwaną zmianę miejsc.

piątek, 30 marca 2018

"Magia krwawi" Ilona Andrews

"Magia krwawi" Ilona Andrews, Tyt. oryg. Magic Bleeds, Wyd. Fabryka Słów, Str. 436

"- Ma wysokie mniemanie o sobie - powiedziała Andrea.
- O tak. Kiedy wsiądzie do samochodu, jej ego jeździ drugim."

Ilona Andrews zauroczyła mnie pierwszym tomem swojej serii urban fantasy i przygoda z jej książkami trwa do dziś. Wszystko to za sprawą wznowienia, które okazało się idealną okazją do nadrobienia zaległości. Gdyby nie to, być może nie poznałabym książek autorki a wiem, że tym samym wiele bym straciła.

Kate Daniels, główna bohaterka łącząca wszystkie części cyklu to jedna z tych bohaterek, które kocha się za całokształt. Ilona Andrews wykreowała pełnokrwistą i wiarygodną bohaterkę, która skupia na sobie całą uwagę i zapada na długo w pamięć. To przede wszystkim dla niej chcę kontynuować swoją przygodę z tą serią, ale i dla pozostałych bohaterów, którzy w mniejszym lubi większym stopniu zdobyli moją sympatię. Przyznaję, że autorka doskonale sprawdziła się w kreacji barwnych postaci i niecodziennych charakterów, które dodają akcji uroku i indywidualizmu. To bohaterowie w towarzystwie których słowo "nuda" nie istnieje a kłopoty lgną do nich z potężną siłą przebicia.

I właśnie na tym opiera się fabuła. Na kłopotach raz za razem przeciągających Kate na swoją stronę. Magia, która płynie w żyłach dziewczyny sprawia, że nie jest łatwo zaszyć się w kącie a cała masa nadnaturalnych istot tylko czeka na to, by dopiec głównej bohaterce. W powieści wampiry, zmiennokształtni czy istoty przyprawiające o dreszcz przerażenia nie są niczym zaskakującym.podobnie jak zjawiska nadnaturalne związane z magią i nową technologią. To doprowadza do aktualnych wydarzeń, w których centralny punkt ponownie zajmuje Kate. Przyjdzie się jej bowiem zmierzyć z nadciągającą zarazą i potężnym uderzeniem magii uszkadzającej wszechobecną technologię. Całość fabuły przemyślana i mądrze poprowadzona wciąż zaskakuje nowymi obrotami sytuacji, wciąga w rozgrywaną akcję i przekonuje, że z tomu na tom dzieje się tylko co raz lepiej.

Autorka (czy też duet autorów, kryjących się pod jednym nazwiskiem) z potężnym warsztatem i pomysłem na fabułę stworzyła serię nie byle jaką, która z miejsca łapie kontakt z czytelnikiem. Obdarzenie sympatią bohaterów (nawet tych stojących po stronie zła) przychodzi z naturalną lekkością. Dużo śmiechu i sarkazmu, płynne dialogi i zaskakujące obroty sprawy: to wszystko sprawia, że z dreszczem wielkich oczekiwań zasiada się do lektury aktualnego tomu i podobnie wypatruje się dalszych przygód przebojowej Kate Daniels. Nie sposób oprzeć się starej, sprawdzonej akcji, która wciąż na nowo daje mnóstwo radości i dynamice rozgrywanych wydarzeń, przyciągającej czytelnika jak magnes.

Doskonale bawiłam się podczas lektury czwartego tomu. Po raz kolejny otrzymałam pomysłową i dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach powieść mocno osadzoną w nurcie urban fantasy. Ponadto odnoszę wrażenie, że duet autorów z tomu na tom dopracowuje swoją historię tak, że im dalej w serię - tym co raz lepiej! Pozostaje jedynie czekać na wznowienie kolejnych tomów z nadzieją, że czeka na nas jeszcze więcej zaskoczeń. Gorąco polecam!

czwartek, 29 marca 2018

"Alice i Oliver" Charles Bock

"Alice i Oliver" Charles Bock, Tyt. oryg. Aice & Oliver, Wyd, W.A.B., Str. 384
 
"Ego to drobiazg. Karmi się płytkimi sprzedajnymi przyjemnościami."

Życie to najlepszy motyw przewodni dla wielu powieści. Mam na myśli zarówno samą historię zaczerpniętą z realnego świata, jak i lekturę opartą na istnieniu człowieka. Charles Bock zdecydował się właśnie na taki krok - napisał powieść w pewnym stopniu inspirowaną własnymi przeżyciami. O rodzinie, miłości i przygodzie, jaka nie zdarza się często.

Na wstępnie moją uwagę przykuła narracja. Byłam pewna, że czeka mnie pierwszoosobowa relacja ze strony głównej bohaterki, ale autor postanowił zdystansować trochę czytelnika w stosunku do fabuły i postawił na narratora w trzeciej osobie. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, jednak w przypadku haseł "love story" nauczyłam się, że schematycznym posunięciem wielu autorów jest punkt widzenia głównej postaci, która nie rzadko zarzuca czytelnika masą sprzecznych emocji. W tym przypadku tego nie ma - tutaj sami musimy wybrać czy rozgrywane wydarzenia są dla nas emocjonujące i warte chwili wzruszenia, czy po prostu czytamy zwykłą powieść inspirowaną życiowymi doświadczeniami. To ciekawe posunięcie w stosunku do tak zaangażowanej lektury, która mnie osobiście mocno do siebie przekonała i wręcz nie mogłam przestać zastanawiać się co kryje się w głowach bohaterów.

Jednak dystans jaki stworzył autor, by czytelnik sam zdecydował o stopniu emocjonalnym lektury i pozostawił przed nim otwartą drogę wyboru to nic w porównaniu do samej fabuły. Wydawać by się mogło, że temat choroby jest już schematyczny i oklepany a od samych wydarzeń nie można oczekiwać żadnej świeżości. Okazuje się jednak, że można i to w stopniu bardziej niż zaskakującym. Autor zaproponował czytelnikom spotkanie z realnym światem, w którym nie nastolatkowie - a dorosłe już osoby muszą zmierzyć się z prawdziwą tragedią i pogodzić ją z odtaczającym ich życiem. Tutaj nie znajdziecie słodkich opisów miłości i wyznań na szpitalnych korytarzach, nie doszukujcie się naiwnych myśli i niedojrzałych wyborów. To powieść o prawdziwych problemach realnego człowieka, który stając w obliczu nieoczekiwanego musi całkowicie przewartościować swoje życie. Jednocześnie starając się, by niewiele uległo zmianie. Dzięki temu otrzymujemy niezwykle wiarygodną powieść, która prowadzi do prostego pytania: jak my postąpilibyśmy w podobnej sytuacji?

Wiele dobrego można wynieść z tej powieści a centralnym punktem są na pewno bohaterowie, którzy w obliczu aktualnych wydarzeń nie stracili hartu ducha. Alice, inteligentna i piękna główna bohaterka to osobowość, która od pierwszych stron przyciąga uwagę. Jej dynamizm postaci sprawia, że trudno uwierzyć w chorobę, która ją zaatakowała. Jednak diagnoza tuż po urodzeniu córeczki staje się mocnym kontrastem dla jej intensywnego życia. Ostra białaczka szpikowa zmienia życie kobiety i jej męża, Oliviera nieoczekiwanie, sprawiając że życie tej pary przestaje lśnić na tle społeczeństwa a przygasza swój blask i zaczyna krążyć pośród zawiłych korytarzy szpitali i meandrów systemu opieki zdrowotnej. 

Głowa do góry, "Alice i Oliver" wbrew pozorom nie jest lekturą smutną. To humorystyczna i bardzo szczera powieść o prawdziwym życiu, które czeka na nas za rogiem. Bardzo łatwo jest utożsamić się z bohaterami i trzymać kciuki za ich potencjalne szczęśliwe zakończenie, jednocześnie mając świadomość wiszącej w powietrzu tragedii. Charles Bock mimo dystansu, który starał się osiągnąć napisał powieść bardzo emocjonalną i trafiającą prosto do serca czytelnika. Autor z lekkością i prostotą opisuje całą prawdę o życiu w obliczu nieoczekiwanych wydarzeń i robi to z taką szczerością oraz przekonaniem, że nie sposób nie wierzyć w to co próbuje nam przekazać. A sam styl Bock'a moim zdaniem jest punktem najważniejszym tej historii - dawni nikt w tak otwarty sposób nie opisywał rozgrywanych wydarzeń, idealnie w punkt trafiając ze wszystkimi określeniami. To powieść, która zostanie ze mną na długo i mam nadzieję, że wielu z Was poprze moją opinię.

środa, 28 marca 2018

"Pan Lodowego Ogrodu t. 4" Jarosław Grzędowicz

"Pan Lodowego Ogrodu t. 4" Jarosław Grzędowicz, Wyd. Fabryka Słów, Str. 690


"A jakim sposobem można nie znaleźć rzeki? Byłem tam kiedyś, to i trafię z powrotem. Ty się musisz od nowa uczyć drogi za każdym razem? Strach pomyśleć, jak znajdujesz wychodek."

Seria Mistrzowie Polskiej Fantastyki to dla mnie nowa przygoda. Nigdy w tak dużym stopniu nie angażowałam się w ten gatunek a tutaj, po raz czwarty już, miałam możliwość przeczytać powieść typową dla tego gatunku. Muszę jednak przyznać, że nie spodziewałam się, że lektura powieści Jarosława Grzędowicza dostarczy mi tak dużej przyjemności i z nostalgią sięgnę po ostatni tom serii Pan Lodowego Ogrodu.

Jeśli mieliście okazję czytać wcześniejsze tomy wiecie jak emocjonujące jest oczekiwanie na finał i zamknięcie wszystkich rozpoczętych przez autora wątków. Przez trzy wcześniejsze tomy niemal wystawiał on swoich czytelników na cierpliwość i gdy już myśleliśmy, że w końcu dwutorowa akcja zderzy się ze sobą we wspólnej historii - drogi dwóch pozornie nie związanych ze sobą bohaterów na nowo się rozchodziły. Wiele pozostawionych bez odpowiedzi pytań w końcu miało uzyskać ostateczne rozwiązanie a na samym środku akcji miała rozegrać się ostateczna bitwa o losy planety Midgaard.

Tak jak ostatnio autor rzuca czytelnika w wir pędzącej akcji bez wstępu i żadnych wyjaśnień. Punkt zakończenia wcześniejszego tomu jest jednocześnie miejscem startowym dla kolejnych wydarzeń. Dla kogoś kto wcześnie zrobił sobie przerwę między tomami lub długo musiał czekać na kolejny tom może być to problematyczne - nie jest łatwo odnaleźć się w fabule na samym początku, ale im dalej w las tym więcej znajomych drzew i z czasem łatwiej jest rozpoznać znanych nam już bohaterów. Jednak i to nie jest takie oczywiste, ponieważ wiążą się nowe sojusze, wrogowie nagle stają się przyjaciółmi i ci, którzy wcześniej stali po przeciwnych stronach barykady - zamieniają się miejscami. Autor postawił na pomieszanie z poplątaniem bohaterów, umieszczając ich na stanowiskach, których wcześniej nigdy bym im nie przypisała. Czy słusznie? To zależy jak na to patrzeć, ponieważ z jednej strony pojawiły się elementy zaskoczenia, ale z drugiej: przesadzone rozwiązania.

Samo tempo akcji w tym tomie również spowalnia. Miałam wrażenie, że skończyły się pomysły na akcję i miejscami autor próbował wybrnąć z wydarzeń bez większego przekonania. Tam, gdzie kiedyś była dynamika i tempo, nagle opadł poziom emocji i zrobiło się nieciekawie. Pojawiły się przestoje w fabule a także same odpowiedzi zamykające napoczęte wątki nie zawsze mnie satysfakcjonowały. Przyznaję, że liczyłam na wybuch emocji patrząc z perspektywy trzech wcześniejszych tomów a otrzymałam jedynie coś pośredniego między zwykłą historią fantasy a ciekawą wielowątkową powieścią. Dużą wagę przykładałam od samego początku do losów Vuko oraz Filara, z zaciekawieniem śledząc ich przecinające się ścieżki i zastanawiając się w jaki sposób autor połączy te dwie postacie. W rezultacie ich spotkanie okazało się... spotkaniem. Zwykłym i nie wymagającym większej uwagi. Szkoda, bo tym samym spadło całe napięcie wiszące w powietrzu i chociaż wszechobecny klimat wykreowanego przez autora świata wciąż pozostał nienaruszony, tym razem nie był w stanie udźwignąć niedociągnięć.

Obawiam się, że fani serii mogą poczuć się rozczarowani czwartym tomem. Nie jest to historia, którą przekreśla się już na starcie, bo w powietrzu wciąż są wyczuwalne wszystkie dobre strony twórczości autora, ale to nie ten finał, na jaki liczyłam. Podeszłam do ostatecznie rozgrywki z wielkimi nadziejami, a wyszłam z niej jedynie z dobrym finałem i ciekawą kontynuacją losów głównych bohaterów. Dla mnie nie był to czas stracony, ale uważam że potencjał finału nie został w pełni wykorzystany. Tym samym decyzję o wyborze lektury pozostawiam Wam.

"Małżeństwo do poniedziałku" Denise Hunter

"Małżeństwo do poniedziałku" Denise Hunter, Tyt. oryg. Married 'til Monday, Wyd. Dreams, Str. 346

"To znaczy, że nam obu zależy na tym samym."

Denise Hunter to autorka powieści o miłości, która w bajkowy sposób opisuje historie niezwykle wiarygodne. Czasami, czytając jej książki, mam wrażenie, że wydarzenia o których wspomina rozgrywały się nieopodal mnie. Dlatego uwielbiam sięgać po jej najnowsze propozycje, w których obecnie zagościł czwarty tom serii Chapel Springs.

Każda z części opowiada historię innej pary bohaterów, więc nie musicie drobiazgowo podchodzić do zachowania chronologii. Myślę jednak, że po przeczytaniu jednej książki poczujecie ochotę na więcej - tak właśnie było ze mną. Nie są to może historie z najwyższej półki, ale przyjemność jaka płynie podczas czytania jest nie do zastąpienia. W najnowszej książce autorka udowodniła, że doskonale wie jak podejść do tematu miłości tak, by było uroczo i słodko, ale nie bez przesady. Pojawiły się w tle typowo ludzkie problemy mieszające w związku pary głównej bohaterów, które w końcowym rezultacie okazały się bodźcem do zmian.

Abby i Ryan nie są już małżeństwem. Ciągłe spory poróżniły ich na tyle, że mając dość tego co ich przytłacza postanowili raz na zawsze skończyć ze wspólną przyszłością. Jednak zbliżająca się uroczystość rocznicowa rodziców zmusza ich do ostatniej wspólnej decyzji - postanawiają nie psuć rodzinie dobrej zabawy i udawać jeszcze ten jeden ostatni raz. Żadne z nich nie zdaje sobie sprawy, że zbliżające się przyjęcie z okazji trzydziestej piątej rocznicy ślubu rodziców Abby będzie punktem przełomowym w ich życiu. Brzmi oczywiście, prawda? Jeśli mam być szczera, tak jest w rzeczywistości. Przewidywalna i miejscami wręcz banalna fabuła jednak nie niesie ze sobą żadnych rozczarować. Nie w przypadku Denise Hunter, która na schematach potrafi zbudować tak wciągającą historię, że nie sposób się od niej oderwać do ostatniej strony.

To przyjemność czytania zatrzymuje czytelnika przy tej książce. Bohaterowie żywcem wyjęci z codziennego życia przypominają nas samych. Pogubili się gdzieś na drodze miłości i zapomnieli o tym, że warto ze sobą rozmawiać. Polubiłam oboje głównych bohaterów i od początku trzymałam za nich kciuki w nadziei, że czeka ich dobre zakończenie. Abby nigdy nie miała łatwo, jej rodzinne relacje były trudne i nie rzadko bolesne, a jedynie usilne prośby ze strony matki skłoniły ją do przyjazdu. Trudno nie zrozumieć jej sytuacji i nie stanąć za nią murem. Szczególnie, gdy w jej drzwiach pojawia się Ryan, których oznajmia, że wybiera się na przyjęcie niezależnie od jej decyzji. Nie ujawnia przy tym, że robi to z tęsknoty i nie do końca zagojonych ran. Dostrzega w tym wszystkim ostatnią szanse i próbuje walczyć za co polubiłam go najbardziej. To nie typowy męski macho z gatunku bad boy. To prawdziwy mężczyzna nie bez wad, który - nie oszukujmy się - idealnie pasuje do Abby.

Chociaż fabuła jest niezwykle spokojna a styl prosty książkę czyta się niezwykle szybko. "Małżeństwo do poniedziałku" to propozycja weekendowej lektury dla relaksu i samej przyjemności czytania. Po raz kolejny Denise Hunter urzekła mnie prostą powieścią o miłości, w której problemy dnia codziennego przesłaniają szczęśliwe zakończenie. Fani autorki na pewno nie poczują się rozczarowani a ci, którzy dopiero zamierzają zmierzyć się z jej książkami - dostrzegą urok, jaki kryje się w piórze Hunter.

wtorek, 27 marca 2018

"Wyśnione życie" Cynthia Swanson

"Wyśnione życie" Cynthia Swanson, Tyt. oryg. The Bookseller, Wyd. Kobiece, Str. 424

"Nagle uświadamiam sobie, co oznacza starzenie się. Znaczy, że wszyscy, których kochaliśmy w młodości, stają się już tylko fotografiami na ścianie, słowami opowieści, wspomnieniem w sercu."

Cienka jest granica między jawą a snem. Czasami wystarczy chwila nieuwagi by zatracić się w tym co wyśnione i uwielbiane. Jak poradzić sobie z odróżnieniem fikcji od rzeczywistości? I po której ze stron ostatecznie się opowiedzieć? Przed tym dylematem stanęła główna bohaterka debiutanckiej powieści Cynthii Swanson.

Kitty Miller wraz z przyjaciółką Friedą prowadzi księgarnię, którą darzy wielkim szacunkiem. Jednak nie dzieje się tam dobrze. Chociaż księgarnia jest dla kobiety oazą spokoju - nie zarabia na siebie, co niesie ciągłe problemy i rosnące rozczarowanie. Również w życiu prywatnym kobiety nie dzieje się dobrze. Ciągłe miłosne zawody sprawiły, że przestałą wierzyć w prawdziwą miłość. Tym sposobem Kitty reprezentuje sobą monotonny obraz kobiety dnia codziennego, która poświęciła się życiu a ono nie przyniosło nic w zamian. Jednak jest ktoś, kto stanowi całkowite przeciwieństwo kobiety - Katharyn Andersson, szczęśliwa żona i matka. Kto zatem mógłby przypuszczać, że to jedna i ta sama osoba? Za dnia Kitty jest sobą, nieszczęśliwą choć niezależną kobietą, która czuje, że utraciła coś nieopisanego. W nocy przenosi się do krainy snów i zmienia w Katharyn, kobietę w pełni spełnioną. Dlaczego tak się dzieje i czy sen jest wyłącznie fikcją?

Oto przepis na debiut idealny. Uwielbiam alternatywne światy, możliwe rozwiązania tej samej wizji i propozycję zmian leżącą wyłącznie po strony głównej bohaterki. W tym wypadku Cynthia Swanson spisała się na medal przestawiając czytelnikowi powieść z zawiłą fabułą i bardzo osobistym wątkiem. Czy nie jest tak, że wszyscy wyobrażamy sobie idealne życie jakie wiedlibyśmy w momencie całkowitego spełnienia? Kitty otrzymała taką szansę, dostała możliwość poznania samej siebie w zupełnie nowej perspektywie i dostrzegła w tym szansę dla siebie. Jednak im częściej musiała wracać z sennej podróży do idealnego świata zaczynała odczuwać przytłoczenie ponurą rzeczywistością. Ze strony na stronę cienka granicy jawy i snu zaczęła się zacierać i bohaterka sama nie była pewna co tak naprawdę jest prawdą, a co wyłącznie fikcją stworzoną przez jej umysł. I czy postać Katharyn nie jest czasami prawdziwszą wersją kobiety. 

Temat nie jest łatwy i budzi wiele skrajnych emocji, ale autorka postawiła sobie wysoko poprzeczkę i przeskoczyła ją z zapasem. Otrzymałam wielowymiarową i niezwykle inteligentną powieść skłaniającą do myślenia, która zaczarowała mnie napływem emocji. Lekkość stylu pisarki w połączeniu z wiarygodnymi bohaterami i pierwszoosobową narracją wywołało we mnie lawinę sprzecznych uczuć. Nie jest to jednak powieść w pełni kolorowa. Owszem, otrzymujemy propozycję lepszego życia, jednak wciąż pozostaje nierozwiązana kwestia rzeczywistości, do której główna bohaterka nie chce wracać co niepokoi nie tylko nią samą, ale i czytelnika. Pojawia się zatem subtelna groza rozgrywanych wydarzeń, gdy oba światy zaczynają się wzajemnie przenikać i Kitty przestaje rozróżniać co jest prawdą, a co wyłącznie snem.

"Wyśnione życie" chociaż jest powieścią obyczajową, kryje w sobie tyle samo zagadek co dobrze skonstruowany thriller. Nie tylko dotyka ponadczasowego tematu własnej tożsamości, ale przestrzega przed zbyt intensywnym zatracaniem się w świecie marzeń. Intryguje od pierwszych stron i jednocześnie czaruje pięknie opowiedzianą historią pozostawiając z tyłu głowy czytelnika stopniowane napięcie obiecujące zaskakujący finał. Przewrotność losu w interpretacji autorki została pokazana w niezwykle świeży i oryginalny sposób dzięki czemu otrzymałam niezwykłą i niezapomnianą powieść. Jestem pewna, że szybko o niej nie zapomnę.

"Kochanka księcia" Geneva Lee

"Kochanka księcia" Geneva Lee, Tyt. oryg. Command Me, Wyd. Kobiece, Str. 495

"-A ja mogę cię złamać? [...]
-Za późno. To już dawno się stało.
-Wobec tego może cię naprawię."

Która z nas, romantyczek, nie marzy o księciu na białym koniu? Takim, który spełni wszystkie nasze marzenia i na grzbiecie swojego dzielnego rumaka zabierze prosto ku szczęśliwemu zakończeniu? A co powiecie na bardziej niegrzeczną wersję księcia, zupełnie inną niż ta z naszych marzeń?

"Kochanka księcia" to pierwszy tom serii Royals, wprowadzający czytelniczki do świata niegrzecznego księcia Cambridge. Książka utrzymana w charakterystycznym tonie literatury kobiecej otrzymała zadanie rozpalić zmysły i pobudzić naszą wyobraźnię. Niestety w tym przypadku pojawiło się znacznie więcej erotyzmu i niewyszukanych słów niż zmysłowości i elegancji kobiecości, więc niekoniecznie poczułam się przekonana do fabuły startowego tomu.

Kiedy skończyłam czytać powyższą książkę, zamknęłam ostatnią stronę i sama siebie zapytałam: o czym ja czytałam? Mimo sporej ilości stron bowiem nie doszukałam się niczego nowego, żadnego powiewu świeżości, który podniósłby poprzeczkę tej serii i postawił ją ponad innymi typowo grey'owymi historiami. Mimo lekkiego pióra autorki i swobody z jaką tworzyła ona dialogi nie otrzymałam humorystycznych scen i romantycznych wypowiedzi na miarę tytułowego księcia, tylko dość jednoznaczną historię romansu, który zaskarbił sobie całą uwagę, bez miejsca na poboczne wątki. 

Jeśli mam być szczera to nie jest zła książka. Ale nie jest też dobra. To próba obalenia schematyczności powstała na fundamentach znanych nam już wcześniej książek. Wprawne oko czytelnika lubiącego podobne tematy ostrzeże wiele odniesień do istniejących już lektur kobiecego gatunku i to być może będzie dla Was katalizatorem do tego, by jednak nie dać szansy tej historii. Ja przełamałam swój początkowy opór i nie żałuję poświęconego książce czasu, jednak żal mi trochę potencjału, który widocznie dojrzewał w głowie autorki, ale nie został w pełni wykorzystany.

Sama powieść opowiada losy Clary Bishop, pierwszoplanowej bohaterki i narratorki jednocześnie, która na przyjęciu z okazji ukończenia studiów na Uniwersytecie Oksfordzkim spotyka niezwykłego mężczyznę. Ich znajomość miała skończyć się na jedynym pocałunku, ale ta teoria zupełnie się nie sprawdziła. Nieznajomym okazuje się bowiem Alexander, prawowity następca tronu słynący z przywłaszczania sobie wszystkiego czego zapragnie. Nieugięty i pewny siebie proponuje dziewczynie układ, który zaważy na jej życiu emocjonalnym. Jednak czy można ulec księciu? Clara nie ulega i trudno się jej dziwić, bo Alexander faktycznie ma moc przyciągania. W przypadku bohaterów autorka wypadła trochę lepiej - chociaż Clara jest typową postacią, która nagle dla jednego mężczyzny łamie wszystkie swoje zasady, nie jest to wielki problem w odbiorze jej kreacji. To sympatyczna dziewczyna dobrze współgrająca z naturą niegrzecznego chłopca co w ostatnim rozrachunku w jakiś sposób ratuje całą historię.

"Kochanka księcia" to interpretacja bajki z dreszczykiem erotycznych emocji i zupełne przeciwieństwo romantycznych marzeń jakie znamy. To nie jest propozycja dla każdego a już na pewno nie dla czytelniczek, które szukają inności w kobiecej literaturze. Jednak jeśli wciąż lubicie te same klimaty w stylu złych chłopców i zakazanych związków - oto propozycja dla Was. Ja stoję gdzieś po środku z nadzieją na to, że drugi tom okaże się lepszy. Czy zaryzykujecie?

"Domniemanie Niewinności. Oskarżyciel + Niewinna" Whitney Gracia Williams

"Domniemanie Niewinności. Oskarżyciel" Whitney Gracia Williams, Tyt. oryg. Reasonable Doubt: Volume 1, Wyd. Kobiece, Str. 128

"Domniemanie Niewinności. Niewinna" Whitney Gracia Williams, Tyt. oryg. Reasonable Doubt: Volume 2, Wyd. Kobiece, Str. 120

"W moim słowniku wyrażenie "na jeden wieczór" łączy się z pewnymi oczekiwaniami, których ty nie mogłabyś spełnić."

Kto by pomyślał, że tak króciutkie historie mogą okazać się bardziej niż wciągające? Wystarczyło zaledwie trochę ponad sto stron dla każdego tomu, by Whtiney G. po raz kolejny przekonała mnie do siebie bardzo kobiecą i zmysłową powieścią, od której ciężko się oderwać.

Rzadko piszę opinię dwóch książek w jednym temacie, ale tym razem uważam, że nie mogło być inaczej. Zamknięcie ostatniej strony pierwszego tomu wymusiło na mnie natychmiastowe sięgnięcie po kontynuację, którą na całe szczęście miałam tuż pod ręką. Obie książki są od siebie mocno zależne nie tyle rozgrywanymi w nich wydarzeniami co wszechobecnymi emocjami. Wystarczy zaledwie chwila by polubić głównych bohaterów i z dużą przyjemnością śledzić przebieg wypadków.

Wszystko rozpoczyna się od "Oskarżyciela", powieści w której Andrew Hamilton skupia na sobie całą uwagę. To bohater typowy dla kobiecych romansów - szukający jedynie przygody na jedną noc, stroniący od wszelkich zobowiązań ceniony prawnik. Nie spodziewa się, że jedno kłamstwo wyprowadzi go z równowagi i nieodwracalnie zmieni jego świat. Pewnej nocy zaczyna konwersację z Alyssą, dziewczyną która wydaje się dla niego przeciętną dziewczyną bez żadnych zalet. Powierza jej swój sekret i nie spodziewa się, że ta sama dziewczyna - długonoga piękność, niedługo wkroczy do jego biura. Aubrey Everhart, studentka prawa, wprowadzi w życie Andrew namiętność, jakiej do tej pory nie poznał. Pozostałe wydarzenia przenoszą się do "Niewinnej" powieści będącej konkretną kontynuacją wydarzeń, wciąż opierających się na zasadzie kłamstwa ze strony głównej bohaterki. Tylko, jak się okazuje, nie tylko Aubrey kłamała. Są bowiem w życiu tajemnice, które mogą zniszczyć zbudowaną do tej pory nić porozumienia.

Jesteście ciekawi czy tak krótka historia jest w stanie zaciekawić sylwetką bohaterów i samą akcją? Jak się okazuje - bardzo. Sami bohaterowie nie są skomplikowani, to typowy przekład mężczyzny, który unika zobowiązań i kobiety, która nie boi się stawiać światu wyzwania. Dzieli ich kłamstwo a łączy namiętność, która dla tej serii staje się motywem przewodnim. Na drugi plan odchodzą rozgrywane wydarzenia, które stają się jedynie tłem dla emocjonalnej przygody Aubrey i Andrew - pary zaskoczonej płomiennym romansem, który tak szybko ich połączył.

Jeśli mieliście okazję poznać inne książki Whitney G. wiecie, że przebija się ona przez tłum podobnych jej autorek i jej powieści romantyczno-erotyczne mają w sobie ten pazur, który poszukują czytelniczki i fanki gatunku. Dla mnie to jedna z ciekawszych autorek typowo kobiecych powieści co udowodniła w przypadku powyższej serii - pokazała, że nie treść a emocje liczą się tutaj najbardziej  stworzyła płomienny, bardzo intymny romans (tylko dla dorosłych!), w którym do głosu dopuszczane są pierwotne instynkty. Śmiałe sceny okazały się ciekawym kontrastem dla kłamstwa budującego całą fabułę i połączenie to zaowocowało typową, choć wciągającą lekturą dla każdej kobiety poszukującej głębszych wrażeń.

Seria Domniemanie niewinności ma w sobie pazur, którego nie mogę jej odebrać. Angażuje i wciąga, zapewniając zbyt krótką chwilę dobrej zabawy. To słodko-gorzka powieść pełna humoru i sarkastycznych dialogów, bawiąca i intrygująca czytelniczki które od podobnych historii nie wymagają wiele. Okazuje się, że można obejść długie opisy i nieznaczące sceny jednocześnie zapewniając dobrą lekturę, którą czyta się szybko i lekko. Przyjemny styl autorki prowadzi nas przez nieskomplikowany romans z tajemnicą w tle i jedynie chciałoby się powiedzieć: poproszę o więcej.

poniedziałek, 26 marca 2018

"Ostatni król Teksasu" Rick Riordan

"Ostatni król Teksasu" Rick Riordan, Tyt. oryg. The Last King of Texas, Wyd. Galeria Książki, Str. 438


"-Pani nie życzy sobie w jakikolwiek sposób uczestniczyć w śledztwie. [...]
-Świadczy to niewątpliwie o jej inteligencji."

Jeśli tak jak ja tęskniliście za jedynym w swoim rodzaju prywatnym detektywem Tres'em Navarre, śmiało możecie szukać najnowszego tomu z serii od Rick'a Riordana. To trzecia część przygód człowieka, który nie cofnie się przed niczym i którego nie omijają kłopoty.

Rick Riordan najpierw przekonał do siebie czytelników mitologiczną serią dla młodzieży, w której przygoda mieszała się z wieloma ponadczasowymi wartościami. Wypadł w tym podobno dobrze, ale ja zdecydowanie stawiam na jego doroślejszą wersję, czyli cykl Tres Navarre, który intryguje, śmieszy i wciąga w wir wciąż odnawiającej się przygody.

Autor ma lekkie pióro dzięki czemu otrzymaliśmy postać prywatnego detektywa wykreowaną z dystansem i przekorą wobec świata. Tres to amator tequili, mistrz tai-chi i człowiek o stu twarzach. Z ciętym językiem śmiało idzie przez życie raz za razem pakując się w kłopoty a czytelnik z zapartym tchem śledzi jego kolejne perypetie, bo po protu inaczej nie można. Tres to jedna z tych osobowości, które przyciągając całą uwagę czytelnika i w pewnym momencie nawet fabuła nie wydaje się tak kolorowa jak główny bohater ze swoją pierwszoosobową, kąśliwą narracją. To przez niego zaprzyjaźniłam się z całą serią i dla niego będę kontynuowała serię.

Jednak nie mogę zapomnieć, że to wciąż sensacja i kryminał w jednym, więc jakby nie patrzeć - jeden z moich ulubionych gatunków literackich. Dlatego z całym uwielbieniem dla głównego bohatera zagadka była dla mnie równie ważna. Z tą jednak autor radzi sobie różnie: raz dopracowuje wydarzenia tak, że ciężko rozgryźć intrygę, innym razem natomiast prowadzi czytelnika przez bardziej spokojne wody morderstwa. W najnowszym tomie otrzymujemy zastrzelonego profesora anglistyki, który dookoła budził wiele kontrowersji. Jego miejsce na Uniwersytecie Teksańskim zajmuje sam Tres, który wydaje się jedyną kompetentną osobą. Wszystko wydaje się więc banalne: mało wciągające morderstwo, sprawdzanie prac studentów i naśladowanie zmarłego profesora. Jednak kiedy już ma się świadomość, że nic ciekawszego się nie wydarzy autor zaskakuje i wprowadza zwrot akcji sprawiający, że "Ostatni król Teksasu" zmienia się w najciekawszą część serii. Dlaczego? Za sprawą Tresa, którego skłonność do pakowania się w kłopoty ratuje intrygę i dynamikę akcji. Tak więc, gdy dowody wydają się zbyt idealnie do siebie pasować bohater postanawia zabrać głos w sprawie i pakuje się w sam środek niebezpiecznej rozgrywki o gangsterki honor.

Dobra zabawa, poczucie humoru i sarkastyczne nastawienie wobec świata to zalety najnowszej książki z przygodami osobliwego detektywa. Rick Riordan podołał wyzwaniu i nakreślił subtelną intrygę, która wciąga na całego w wir pościgów, nieoczekiwanych zwrotów akcji i niebezpieczeństw, które jak się okazuje są nierozerwalnie powiązane z naturą głównego bohatera. Doskonale bawiłam się podczas lektury "Ostatniego króla Teksasu" i zaczynam dostrzegać pewien schemat, którym kieruje się autor: najpierw próbuje uśpić uwagę czytelnika i kiedy już wszyscy myślimy, że nic ciekawszego się nie wydarzy - bum! - i akcja nabiera rozpędu. Za to właśnie lubię twórczość Ricka Riordana - dzięki niemu zawsze oczekuję nieoczekiwanego.

"Następne życie" Atticus Lish

"Następne życie" Atticus Lish, Tyt. oryg. Preparation for the Next Life, , Wyd. Poznańskie, Str. 510

"Wystarczy powiedzieć: Życzę sobie chleba! - a bochenek wyskakuje wprost z pieca."

Długo przyszło mi czekać na dzień premiery "Następnego życia" a to tylko spotęgowało moje oczekiwania wobec tej powieści. Uwielbiam wszystko to co nieoczywiste, opowiadające o prawdziwych realiach świata, w którym fikcja literacka zajmuje wyjątkowo bliskie miejsce obok rzeczywistości.

To bardzo nieoczywista powieść, w której tak naprawdę każde słowo ma głębsze znaczenie. Musicie lubić takie powieści lub być otwarci na nowe doświadczenia, by móc odnaleźć się w fabule. Ale jeśli zdecydujecie się na lekturę: nie poczujecie się rozczarowani. A przynajmniej ja nie była. Wszystkie moje oczekiwania zostały spełnione z nawiązką, gdy tylko rozpoczęłam czytanie. Autor spisał się na medal manewrując po nieznanych ulicach Nowego Jorku odkrywając prawdę, o jakiej nikt nie chce głośno mówić.

Fabuła opowiada historię Zou Lei, która żyje poza granicami społeczeństwa jako nielegalna imigrantka. Robi wszystko, by zapewnić sobie byt i przetrwanie, nie rzadko zapuszczając się w ciemne i niebezpieczne zakamarki miasta. Pracuje w brudnych restauracjach i śpi w pensjonacie, do którego nie ma już siły wracać, gdy tylko przypomni sobie wygląd materaca. Jednak nie ona jedna stoi na przegranej pozycji. Jest jeszcze Brad Skinner, który po trzykrotnym pobycie w Iraku zmaga się z wielką traumą i problemami psychicznymi. Decyduje się wyruszyć do miasta, które być może pomoże mu odgonić demony. Tam właśnie krzyżują się losy tej dwójki - oboje dostrzegają w sobie nawzajem coś, co nie pozwala im odejść. Jednak jeśli myślicie, że to powieść przekształcona w intrygujący romans - jesteście w błędzie. Nie o tym myślał autor tworząc swoją historię. Owszem, gdzieś w tle możecie dostrzec kiełkujące uczucie, jednak nie jestem pewna czy można to nazwać miłością, w świecie, w którym na miłość nie ma miejsce. Ten motyw pozostaje otwarty dla indywidualnej interpretacji czytelnika, tak naprawdę jak każdy wątek podjęty w tej lekturze.

Atticus Lish nie pisze ani lekko, ani przyjemnie. Prowadzi czytelnika przez swoją książkę w sposób dobitny, prosty i ograniczony co mocno przypomina fabularną wersję reportażu. Tutaj nie ma miejsca na zbędne opisy, zagłębianie się w portrety psychologiczne postaci, jednocześnie rozkładając na czynniki pierwsze kłębiące się w nich uczucia. Nie, nie o to tutaj chodzi. Autor chciał uchwycić literacki dokument o świecie co udało mu się doskonale na bazie dwóch głównych bohaterów rzuconych w mroczne zakamarki Nowego Jorku. To miasto pod plastycznymi rękami autora zostało uformowane do kształtów ponurej rzeczywistości,  pełnej przemocy i walki o własnej miejsce w świecie. A to wszystko skonstruowane tak, że nie ma się czemu sprzeciwić uderza w czytelnika z siłą pocisku i nie pozwala mu szybko odejść od lektury. Każde zdanie zdaje się trafiać do umysłu czytelnika i nie ma miejsca na analizę - wszystko od samego początku wydaje się prawdziwe i niezwykle wiarygodne.

Długo czekałam na wydanie "Następnego życia" i wszystkie dni warte były oczekiwania. Cienka granica między fabułą a reportażem idealnie oddaje aktualność rozgrywanych wydarzeń oraz przekonuje czytelnika, że książkę którą właśnie trzyma w rękach śmiało można nazwać wiarygodną. To sensacja jakiej jeszcze nie było - idealna w swojej prostocie i głębi. Gorąco polecam!

niedziela, 25 marca 2018

"Powiem Ci coś" Piotr Adamczyk

"Powiem Ci coś" Piotr Adamczyk, Wyd. Dobra Literatura, Str. 360

"Wcale nie marudzę, ale są takie dni jak dzisiejszy, że nikt do mnie nie dzwoni, nie pisze, nie kocha, ani nawet o mnie nie myśli i mam wrażenie, że nawet ziemia mnie przyciąga tylko z przyzwyczajenia."

Pierwsze moje spotkanie z twórczością Piotra Adamczyka uważam za bardziej niż udane. Nigdy nie pomyślałabym, że znajdę autora, który idealnie w punkt podzieli moje obawy i spostrzeżenia wobec świata. A jak się okazało znalazł się ktoś taki, kto w dodatku błyskotliwie i z dystansem uchwycił całość w wartą przeczytania fikcję literacką.

 Na początku sceptycznie podeszłam do książki, która po opisie niekoniecznie pasowała moim wyobrażeniom wciągającej literatury. Ale człowiek nie jest nieomylny, a i ja sama lubię często żyć w sprzeczności ze sobą, więc gdy tylko powieść pojawiła się na mojej półce - zabrałam się do lektury. Myślę, że to był jeden z moich najlepszych pomysłów, bo tak poznałam świat oczami Piotra Adamczyka - filozofa, dziennikarza i poety, który czasami otwarcie a kiedy indziej w zawoalowany sposób pokazuje świat pełen wad z cichą propozycją zmian.

Fabuła to splot różnych epizodów, które w finale łączą się w kompletną całość. Początkowa niepewność w stosunku do rozgrywanych wydarzeń z biegiem akcji rozwiewa się zupełnie i ustępuje miejsca zrozumieniu. Pisarz samotnie mieszkający w wielkim domu decyduje się wynająć pokój studentce malarstwa. I od tego wszystko się zaczyna. Tajemnicza dziewczyna tworzy w zamknięciu obrazy cenione przez gwiazdy Hollywood i kryje w nich przepis na... nieśmiertelność. Jednocześnie mężczyzna pisze kryminał, niepokojąco bliski prawdy temu co go otacza. Skąd czerpie pomysły i czy na pewno to tylko fikcja literacka? Mnogość pomysłów i wątków skutecznie miesza w głowie czytelnikowi, który już sam nie jest pewny co jest prawdą a co wyłącznie wymysłem wyobraźni, ale z nadzieją na więcej podąża tajemniczą fabułą do samego końca i nie może przestać zachwycać się tym co czyta. A przynajmniej właśnie tak było ze mną.

To co buduje tą historię to niepodważalnie dobry klimat. Dużo mroku, niepewności i tajemniczych działań ze strony bohaterów sprawiają, że fabuła z banalnej zmienia się w intrygującą historię pełną ukrytych znaczeń. Autor napisał powieść o miłości, która zakiełkowała między dwójką osobliwych głównych bohaterów, ale na tym się nie skończyło. W głębi fabuły kryją się ponadczasowe prawy idealnie trafiające w czułe punkty czytających: o nieprzekraczalnych granicach ludzkiej natury, o życiu i śmierci oraz o tym co tak naprawdę nas otacza. Z zaskoczeniem zauważyłam, że autor z dystansem i poczuciem humoru napisał powieść po brzegi wypełnioną skrajnymi emocjami wypełniającymi nasz świat. Nie bał się bowiem poruszyć uczuć związanych z miłością czy nienawiścią, które w końcowym rezultacie zaprowadziły głównych bohaterów do mrocznych miejsc za sprawą jednej konkretnej intrygi. A to wszystko sprawia, że powieść przeżywa się na własnej skórze, angażując się w nią na całego i wciąż odtwarzając w głowie rozgrywane wydarzenia, nawet na długo po skończonej lekturze.

"Powiem ci coś" to jedna z lepszych książek jakie ostatnio miałam okazję przeczytać. Piotr Adamczyk z niezachwianą przenikliwością rozkłada na czynniki pierwsze psychologiczne portrety swoich bohaterów i opowiada o świecie w sposób zagorzałego i pewnego swego obserwatora. Nie trzeba wiele by zatracić się w tej historii i dostrzec w niej cząstkę siebie - gdy tylko zdołamy utożsamić się z sarkazmem godnym współczesnych czasów. Według mnie to powieść idealnie stworzona dla każdego, której nie sposób nie polecić.

sobota, 24 marca 2018

"Korporacyjny as" Sandi Lynn

"Korporacyjny as" Sandi Lynn, Tyt. oryg. Corporate A$$, Wyd. Amber, Str. 272

Od Sandi Lynn wszystko się zaczęło. Przynajmniej u mnie. To była pierwsza autorka, która pokazała mi pierwsze kroki w świecie gatunku New Adult i zaczarowała historiami o prawdziwej miłości. Jeśli mam być szczera dziś wiem, że są autorki które znacznie lepiej radzą sobie z tematem, ale nie mogę zapomnieć o sentymencie jakim darze powieści Lynn. Dlatego z wielką przyjemnością sięgam po każdą nową propozycję od niej i z dreszczem niepewności czy i tym razem odnajdę się w fabule - zaczynam czytać.

Sandi Lynn lubi podążać pewnym utartym schematem, który bądź co bądź - obrała jako jedna z pierwszych. Nie mam jej tego za złe, właściwie zdziwiłabym się nawet, gdyby zaprezentowała w swojej książce coś nowego. Z jednej strony nie przemawia to na korzyść autorki, ale z drugiej... jeśli robisz coś dobrze, to dlaczego masz przestać? A bez wątpienia Lynn pisze dobre historie, wciągające i warte uwagi co potwierdza jej najnowsza propozycja. Na korzyść jej atutów przemawia również sam styl, który jest prosty i przyjemny a jednocześnie na tyle dopracowany, że zaprasza czytelnika w podróż bogatą w emocje. 

Bohaterowie w burzy namiętności na chwilę zatracają siebie. Fiona, piękna i niezależna nie jest wielką fanką mężczyzn. Przejmując rodzinną firmę stojącą na granicy bankructwa musi mierzyć się ze wszystkim co złe. Dlatego nie ma przekonania do płci przeciwnej. Szczególnie, że jej chłopak nie okazał się dobrym kandydatem do tej roli i postanowił ją zdradzić. Życie Fiony to pasmo niefortunnych i niekończących się nieszczęść, które raz za razem przypominają jej o bezwzględnej stronie życia. Nic więc dziwnego, że pojawił się największy problem w momencie, gdy na jej drodze stanął Nathan. Bezczelny kobieciarz, który może okazać się jedynym rozwiązaniem dla jej firmy. On jednak nie przepada za kobietami i zrobi wszystko by im dopiec. Ale Fiona zaczyna go intrygować, szczególnie w momencie gdy nie pozwala przejąć na sobą kontroli tak jak wszystkie znane mu do tej pory kobiety.

Schemat trochę podobny do tego, jaki znamy z powieści erotycznych. Bogaty, pewny siebie mężczyzna zrobi wszystko by wziąć we władanie stającą mu na drodze kobietę. Jednak tym razem problem jest w jej charakterze, bo zamiast uległości dostrzegamy silną pozycję niezależnej, pewnej siebie bohaterki, która doskonale wie czego chce. To mieszanka wybuchowa, która przyciąga całą uwagę czytelnika i z czystą przyjemnością śledzi się losy dwójki zadziornych postaci. Sandi Lynn wykreowała barwne, pomysłowe charaktery, które w starciu potrafią wywołać lawinę sprzecznych emocji. Polubiłam oboje i kibicowałam im do końca, chociaż miałam też pewną satysfakcję pozostawiając ich los w rękach autorki i po prostu śledziłam przebieg kolejnych wydarzeń.

Miłość to zawsze skomplikowany temat, a w rękach Sandi Lynn to także podróż pełna wrażeń. "Korporacyjny as" to słodko-gorzka powieść o miłości, bez większych uniesień i bez żadnych zaskoczeń - ot przyjemna książka do poczytania, jak każda inna z repertuaru autorki. Nie znaczy to jednak, że powinniście przejść obok niej obojętnie. O nie! Warto czasami się zatrzymać przy podobnych historiach i porozkoszować samą nieskomplikowaną historią o miłości. Od siebie - polecam.

"Dopóki biegnę" Terri Blackstock

"Dopóki biegnę" Terri Blackstock, Tyt. oryg. If I Run, Wyd. Dreams, Str 320

"Casey, przyjdzie kiedyś czas, że będziesz musiała zaryzykować."

Czy prawda jest w stanie wyzwolić człowieka? A co jeśli jest ona niebezpieczna i w niepowołanych rękach jedynie przyniesie negatywne skutki? Casey Cox, bohaterka powieści Terri Blackstock stanęła w obliczu trudnej decyzji. Chociaż znała prawdę, postanowiła uciekać jak przestępca. Dlaczego?

"Dopóki biegnę" to kolejna propozycja w co raz bardziej rozrastającym się gatunku młodzieżowego thrillera. I muszę przyznać, że jest to jednocześnie jedna z ciekawszych książek jakie czytałam z tej kategorii. Trochę niepewnie podeszłam do tematu, bo do samego końca nie byłam przekonana w którą stronę fabuły podąży autorka i czy nie postawić czasem na słodką powieść miłosną z dreszczykiem w tle, ale ne tym torem podążały myśli Terri Blackstock. Jej zamysłem była powieść zagmatwana i pełna niepewności z motywem tajemnicy na pierwszym planie. 

Tym sposobem całość wypadła zaskakująco dobrze. Pościgi, ślepe zaułki, nieoczekiwane zwroty akcji - wszystko to stawiało mnie w gotowości na dalsze zaskakujące odkrycia w fabule. Im więcej czytałam o losach głównych bohaterów tym większe miałam przekonania, że ktoś kłamie i wprowadza mnie wciąż w błąd co do wydarzeń z przeszłości. Postawiłam sobie za punkt honoru jak najszybsze rozwiązanie zagadki - w końcu nie jeden kryminał i thriller mam za sobą - ale muszę przyznać, że chociaż prawda przyszła do mnie jeszcze przed rozwiązanie w fabule to i tak finał miło mnie zaskoczył.

Fabuła prowadzona jest w pierwszoosobowej narracji z perspektywy dwójki głównych bohaterów. Casey i Dylan pochodzą z dwóch odrębnych światów i widać to również w ich nastawieniu do rozgrywanych wydarzeń, więc otrzymałam dwa skrajne światopoglądy z czego byłam naprawdę zadowolona. To dodało historii dreszczyku niepewności i podsyciło atmosferę wiszących w powietrzu kłamstw i niedopowiedzeń. Wszystko rozpoczęło się od Casey Cox, kiedy jej DNA znaleziono na miejscu zbrodni. I chociaż dziewczyna zna prawdę, postanawia uciec - zbyt mocno zawiodła się na policji ostatnim razem by wiedzieć, że prawda ją uwolni. Dylan Roberts naznaczony zespołem stresu pourazowego i wyniszczony przez wojnę kombatant dostaje jasny przekaz - to on musi znaleźć dziewczynę. Nie ma pojęcia dlaczego dowody wskazujące na niewinność Casey popychają dziewczynę do dalszej ucieczki.

Pomysłowa fabuła i intryga w tle zapewniają kilka chwil zachwianego poczucia bezpieczeństwa. Chociaż powieść sama w sobie nie jest rasowym thrillerem to atmosfera w książce i pościg za prawdą skutecznie przemawiają na jej korzyść. Autorka włożyła dużo pracy by podrzucić w tekście dowody o sprzecznych znaczeniach i mącąc tym czytelnikowi w głowie sprawiła, że "Dopóki biegnę" okazała się lekturą intrygującą i zaskakująco wciągającą. Nie spodziewałam się tylu wrażeń a jednak po lekturze mogę jedynie z wyczekiwaniem wypatrywać kontynuacji.

"Ich obietnice" Tessa Dare

"Ich obietnice" Tessa Dare, Tyt. oryg. Say Yes to the Marquess, Wyd. Amber, Str. 302

"Tylko nie mów, że cię nie ostrzegałem."

Tessa Dare autorka "Romantycznego księcia" powróciła z drugim tomem swojej serii. Napisana z pomysłem, lekka i przyjemna powieść idealnie sprawdzi się jako wybór książki na późny wieczór po ciężkim dniu, kiedy marzymy tylko o spokoju i relaksie. Nie po raz pierwszy autorka pokazała, że doskonale wie jak zaciekawić czytelnika jednocześnie nie zamęczając go wszechobecną nudą.

Jedno jest pewne - należy polubić ten gatunek, bo na siłę nigdzie nie zajdziecie. Wiem, że okładki nie przyciągają wzroku a słowo "romans historyczny" może być czasami skutecznym przesłaniem do tego by jednak po książkę nie sięgnąć. Niepotrzebnie. Sama kiedyś wychodziłam z podobnego założenia i omijałam lektury o wielkich namiętnościach mylnie przyrównując je do harlequinów. Raz zaryzykowałam i od tamtej pory to jeden z gatunków po który sięgam najwcześniej - wiem, że mnie nie zawiedzie, bo chociaż lubię podobne powieści, nie oczekuję od nich niczego więcej poza miło spędzonym czasem w ich towarzystwie. 

Tessa Dare na pewno wie, jak zaciekawić czytelnika jednocześnie skupiając całą jego uwagę wyłącznie na głównej parze bohaterów. Jej lekki styl przyjemnie komponuje się ze spokojną aczkolwiek płynną akcją i pozwala na moment przenieść się do wykreowanego świata. Nie trzeba wielkich słów by nakreślić przyjemną historię o miłości, bo bazując wyłącznie na emocjach autorka skomponowała zaskakująco wciągający obraz wielkich namiętności, burzy uczuć i niepowodzeń na drodze ku szczęściu głównych bohaterów. W dodatku jest coś co wyróżnia Tesse Dare spośród innych podobnych - umiejętność kreowania humorystycznych scen, pozytywnych dialogów i zmysłowych zwrotów akcji. 

Śmiało możecie sięgać po części cyklu bez zachowania chronologii. Każda część to nowa historia, nastawiona przede wszystkim na poszukiwanie miłości. Niekoniecznie szczęśliwej z założenia. Połączona pojedynczymi wątkami co prawda, jednak traktując je z przymrużeniem oka odnajdziecie się w kontynuacji także bez znajomości tomu startowego. Tym razem książę Ashbury chociaż cierpi - musi spełnić rodowy obowiązek. Aby podtrzymać ciągłość rodu wybiera się na poszukiwania żony.  Na całe szczęście pojawia się Emma, ubrana w suknie ślubną krawcowa, którą żąda zwrotu pieniędzy. W zamian otrzymuje jednak od księcia pewną propozycję - z warunkami. Czy zgodzi się podjąć wyzwanie? Myślę, że bez tego nie byłoby dobrej zabawy a w tak ciekawym towarzystwie jakim jest książę i krawcowa z charakterem nie sposób się nudzić. Główni bohaterowi wprowadzają do historii dynamikę i życie, skupiają na sobie wzrok i robią wszystko, by czytelnika raz dwa polubił ich za całokształt.

"Ich obietnice" to dobrze napisana kontynuacja, w której można śmiało zaczytywać się przede wszystkim dla relaksu. Nie wiążcie z tą powieścią wielkich nadziei a na pewno nie poczujecie się zawiedzeni - wręcz przeciwnie! Jeśli pozwolicie po prostu jej swobodnie płynąć przed siebie napotkacie przyjaznych bohaterów, burzliwe miłosne uczucia i wszystkie cechy dobrze napisanego romansu historycznego. Ciepła, zabawna i nawet chwilami wrażliwa - oto kolejna odsłona Tessy Dare.

piątek, 23 marca 2018

"Słodkie rozkosze" Christina Lauren

"Słodkie rozkosze" Christina Lauren, Tyt. oryg. Sweet Filthy Boy, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 394

"Martwię się. Sprawiasz, że się martwię."

Nowa propozycja serii od Christiny Lauren? Zdecydowanie tak! To tak naprawdę duet dwóch pań, które żadnych wyzwań się nie boją i w niezwykle humorystycznym stylu podchodzą do powieści erotycznych. Pod tym pseudonimem kryje się urok i czar. Czy i tym razem zabłysną?

To nie jest wybitna powieść i proszę Was - nie traktujcie jej z góry. Jeśli nie pojawią się żadne oczekiwania ta historia umili Wam czas i oto właśnie chodzić! Ona ma bawić, wciągać i subtelnie zaskakiwać. Celem fabuły jest zaprzyjaźnienie się z bohaterami, kibicowanie im w pomysłowych perypetiach oraz przyjmowanie na siebie wszelkich uczuć kryjących się pod powierzchnią lekkiego tematu i miłosnych rozgrywek. Autorki idealnie spisały się w pierwszym tomie nowej serii i osiągnęły to samo co do tej pory: powieść idealną na późny wieczór, niezobowiązującą a jednak wciągającą i trzymającą przy sobie do ostatniej strony.

W nowej powieści Christiny Lauren tematem przewodnim jest poczucie dobrej zabawy i wielkość Las Vegas. Podobno to co wydarzy się w tym mieście, pozostaje w nim na zawsze. Trzy przyjaciółki postanowiły to sprawdzić. Z okazji zakończenia studiów Mia, Lorelei i Harlow postanawiają zabawić się najlepiej jak potrafią, zanim nadejdzie czas dorosłego życia. Niespodziewanie dla wszystkich Mia spotyka na miejscu atrakcyjnego francuza – Ansela i wbrew wszelkim zasadom decyduje się spędzić z nim lato we Francji. Czy ta nieprzemyślana decyzja zaważy na przyszłym życiu dziewczyny? A może okaże się najlepszym wyborem z możliwych?

Muszę przyznać, że bardzo polubiłam trójkę przyjaciółek i pierwszy raz od dawna lekkomyślność głównej bohaterki nie okazała się dla mnie wadą. Wręcz przeciwnie! Mia podjęła niekoniecznie mądrą decyzję, ale będąc w mieście grzechu nie myślałam do końca jasno. I wyszło to na korzyść czytelnika, ponieważ na tej podstawie powstałą barwna i emocjonująca lektura o przyjaźni, miłości i pożądaniu, którego przecież nie dało się tutaj pominąć! Całość ubrana została w lekkie słowo i zabawny styl, dzięki czemu podczas lektury tej powieści absolutnie nie można się nudzić. Pozostaje jedynie żal, że sama historia tak szybko się kończy.

"Słodkie rozkosze" to powieść podobna jak jej tytuł: słodka i rozkoszna. Trochę cukierkowata a jednak urocza na swój typowy dla dobrych erotyków sposób. Tutaj sceny nie gorszą a jedynie zaskakują, bohaterowie zjednują sympatię czytelnika i sama fabuła przyjemnie nawiązuje nie tylko do właściwego romansu, ale i wielkiej przyjaźni czy walki o własne marzenia. Nowa książka cenionego duetu spisała się na medal.

czwartek, 22 marca 2018

"Ostatni raz, gdy rozmawialiśmy" Fiona Sussman

"Ostatni raz, gdy rozmawialiśmy" Fiona Sussman, Tyt. oryg. The Last Time We Spoke, Wyd. Kobiece, Str. 376

"Czuła się jak zawieszony w pustce astronauta, który nie wie jak wrócić na statek , ani nawet czego chce."

Oceniam książki po okładce, wydało się. Uwielbiam minimalistyczny styl, który obiecuje mi bogate wnętrze. Tak trafiłam na powieść Fiony Sussman - najpierw przemówiła do mnie szata graficzna. Na całe szczęście! Bo dzięki temu zdecydowałam się na lekturę niezwykle emocjonalnej powieści, z półki zapowiadającej same bestsellery.

Wszystko wskazywało na to, że autorka napisała typowy thriller. Już pierwsze strony powieści przekonują czytelnika do brutalności świata i niepewnego jutra. Carla, główna bohaterka świętując wraz z mężem i synem we własnym domu nie spodziewa się, że ich wspólne dni są policzone. Ben odbiera jej wszystko co kocha i pozostawia samą a sam trafia do więzienia. Tak rozpoczyna się mocny wstęp pełen krwi i trudnych do zniesienia emocji, kiedy na oczach czytelnika rozgrywa się prawdziwe rodzinne piekło.

Jednak to tylko pozory. Intensywne początkowe sceny zaczynają ustępować miejsca prawdziwej historii, która okaże się emocjonalną podróżą w głąb samego siebie. Autorka stawiając czytelnika w punkcie kulminacyjnym powieści już na pierwszych stronach nie przygotowała go na podróż pojawiającą się wraz z biegiem fabuły. Dzięki temu z otwartym umysłem podeszłam do psychologicznej części książki, w której miałam możliwość śledzenia dwójki najważniejszych bohaterów: Carli i Bena. To oni zbudowali bogatą sieć przemyśleń, powiązań i mostów łączących pozornie nic nie znaczące wątki. Autorka wykazała się dużą wprawą w kreacji bohaterów i stworzyła wiarygodne postacie, których indywidualne cechy przełożyły się na wiarygodność osobowości: rozkładając na czynniki pierwsze umysł każdego z nich otrzymałam możliwość zrozumienia ich sytuacji zbudowanej w jednym konkretnym momencie.

To co niemal od razu rzuca się w oczy to nietypowość narracji. Po dwóch stronach barykady stają brutalność i codzienność jako wyznaczniki normalnego dnia. Z jednej strony pozornie nic nie znaczące czynności, wykonywane każdego dnia zostają opisane przez autorkę w każdym detalu by płynnie przejść do brutalności rozgrywanych wydarzeń, mocnych w przekazie słów i nieprzyjemnych działań ze strony bohaterów. Taki kontrast może początkowo odrzucać, ale wystarczy przeczytać kilka pierwszych stron by zrozumieć, że autorka podjęła się trudnej rzeczy: opisania świata w takich barwach jakie widzimy naprawdę. I wyszło jej to naprawdę bardzo dobrze. W tym wszystkim odnalazłam mnóstwo ponadczasowych prawd: o uprzedzeniach, które kształtują charakter człowieka, o przeszłości, która ma wpływ na nasze dalsze życie oraz - co najważniejsze - o życiu po utracie tych, których kochamy najbardziej i przebaczeniu, które być może nigdy nie powinno mieć miejsca.

Bez wątpienia "Ostatni raz, gdy rozmawialiśmy" to nie jest książka dla każdego. Fabuła pisana ładnym stylem jest ciężka i powolna, ale absolutnie nie umniejsza to jej przekazu. Wręcz przeciwne - pozwala przyjrzeć się każdemu drobiazgowi istotnemu dla rozgrywanych wydarzeń. Jednak to nie sama fabuła buduje powyższą historię a emocje: bardzo silne i odbijające się w sercu czytelnika, skłaniające do chwil wzruszeń i nieśmiałego uśmiechu. Warto przygotować sobie wraz z lekturą pudełko chusteczek, bo bardziej wrażliwi czytelnicy (oraz ci o miękkim sercu, którzy absolutnie się do tego nie przyznają) nie będą mieli ochoty powstrzymywać łez. Ja nie miałam, a bardzo rzadko płaczę podczas czytania. To zatem posłuży za moją ostateczną rekomendację.

"Point of Retreat" Colleen Hoover

"Nieprzekraczalna granica" Colleen Hoover, Tyt. oryg. Point of Retreat, Wyd. YA!, Str. 282

"Miłość jest najpiękniejszą rzeczą na świecie. Niestety, jest także jedną z tych, które najtrudniej utrzymać, i jedną z tych, które najłatwiej utracić."

Wstrząsające wydarzenia z pierwszego tomu wciąż budzą we mnie wiele emocji. Finał "Pułapki uczuć" nie tylko mnie zaskoczył, ale przede wszystkim niezwykle wzruszył - do tego stopnia, że nie obeszło się bez chusteczek. Na całe szczęście w podorędziu miałam kontynuację, której lektura była dla mnie priorytetem.

Fabuła rozpoczyna się krótko po wydarzeniach z pierwszego tomu, przez co emocje wciąż są świeże. Tym razem jednak rolę narratora otrzymał Will i dalsze wydarzenia mamy okazję poznać z jego perspektywy. Odnalazł się w tej sytuacji równie dobrze co Layken w pierwszym tomie - z wiarygodnością i postawą bohatera z krwi i kości opowiedział o dalszych losach dwóch połączonych przez podstępny los rodzin. W tym przypadku autorka wykazała się nie tylko pomysłowością, ale i oddaniem - stworzyła bohaterów podobnych do nas samych, przepełnionych sprzecznymi emocjami i nadziejami na lepsze jutro. Lepszego duetu nie mogłabym sobie wyobrazić.

Layken i Willa połączyło oddanie, kiedy razem musieli stawić czoła trudnej rzeczywistości i podjąć się opieki nad młodszym rodzeństwem. Nic więc dziwnego, że tak dobrze się rozumieli. Jednak chociaż wspierają się wzajemnie ponura rzeczywistość wciąż daje o sobie znać i muszą sobie radzić z drobiazgami, które kiedyś - gdy byli jeszcze na granicy dzieciństwa i dorosłości - nie przyszłyby im do głowy. Nadszedł czas by dorosnąć i dopuścić do siebie głos rozsądku. Autorka w zaskakująco dobitny sposób oddała historię dwójki osób idealnie do siebie pasujących, połączoną na zasadzie podobieństw nie tylko emocjonalnych, ale i związanych z przeszłością, jednak nie zapomniała by dorzucić do całości dreszczyku niepewności - na tej zasadzie powstała kreacja Vaughn, dawnej dziewczyny Willa, która z wprawą rozpoczęła niszczenie związku niemal idealnego. 

Trudno nie angażować się emocjonalnie w losy bohaterów, których tak łatwo można obdarzyć sympatią. Kontynuacja losów Layken i Willa to wciąż powieść utrzymana w ramach powieści New Adult, więc emocje odgrywają tutaj kluczową rolę. Jest tragedia chwytająca za serce i młodzi dorośli idealnie odnajdujący się w powierzonej im roli, ale jest też przeciwność losu, która wciąż nie pozwala odnaleźć przez tą dwójkę wspólnego szczęścia. Czytelnik zatem trzyma kciuki ze wszystkich sił i przerzuca stronę za stroną w nadziei, że być może tym razem jednak wszystko ułoży się szczęśliwie. Bo w końcu to jedna z najpiękniejszych powieści o miłości - czy zatem nie ma prawda na happy end? W powieściach Hoover tak naprawdę wszystko jest możliwe, a jak tym razem zakończą się przygody Layken i Willa - musicie przekonać się sami.

"Nieprzekraczalna granica" to kontynuacja na poziomie swojej poprzedniczki. Po raz kolejny otrzymałam sporą dawkę emocji i wydarzeń tak angażujących, że nie sposób było odejść od lektury. Autorka doskonale wie jak w prosty i lekki sposób pokazać prawdę o codzienności życia, jednocześnie angażując w to wiarygodne problemy, by nie tylko wywołać łzy wzruszenia, ale i przywołać na twarz szczery uśmiech, gdy jest to najbardziej konieczne. Po raz kolejny udowodniła, że jeśli zabiera się za historię o miłości - nie ma sobie równych. Polecam!

środa, 21 marca 2018

"Powiedz wreszcie prawdę" Dana Reinhardt

"Powiedz wreszcie prawdę" Dana Reinhardt, Tyt. oryg. Tell us something true, Wyd. Jaguar, Str. 238

"Ograniczać się do krytyki konstruktywnej.""

Gdzie kończy się granica między miłością a uzależnieniem? A może nie ma jej wcale? To uczucie piękne, ale i zachłanne jednocześnie, które w rękach niewłaściwej osoby może okazać się kluczem do porażki. Przekonał się o tym główny bohater powieści Dany Reinhardt. 

Tym razem poczułam się miło zaskoczona już na wstępie. Otrzymałam narrację pierwszoosobową ze strony River'a, chłopaka beznadziejnie zakochanego. Dzięki temu mogłam na moment odpocząć od dziewczęcych emocji i zmierzyć się z chłopakiem, który sam postanowił poradzić sobie z problemami na linii damsko-męskiej. I chociaż wychodziło mu to niezwykle nieudolnie: polubiłam go szybciej niż przypuszczał przede wszystkim za sprawą takiej samej ilości zalet co wad. Autorka stworzyła obraz wiarygodnego bohatera z krwi i kości, który myli się częściej niżby tego chciał i podejmuje nieprzemyślane decyzje ciągnąc w nieskończoność coś, co już dawno powinno zostać przerwane. Dlatego właśnie się go lubi - za to, że przypomina nas samych.

Bohater jest dość naiwny w swoich myślach i działaniach, ale czy można go winić, gdy zamroczyła go prawdziwa miłość? Po uszy zakochany w Penny, która rzuciła go na samym środku Echo Park Lake zrobi wszystko by ją odzyskać. Jak na siedemnastolatka jest zaskakująco podatny na wpływy i w żadnym stopniu nie przypomina wszystkich tych wielkich macho o wybujałym ego, których znamy z powieści dla młodzieży. To inteligentny i delikatny chłopak, który trochę się pogubił, przez co trafił na terapię. I dzięki temu rozpoczął swoją pierwszą przygodę życia. W tym miejscu spotkał innych ludzi z którymi mógł podzielić własne lęki i nadzieje oraz wysłuchać jak znaleźli się w podobnej sytuacji. 

Chociaż powieść jest króciutka i czyta się ją błyskawicznie wiele w niej prawd do których warto wracać. Autorka delikatny sposób nawiązała do współczesnych problemów młodych ludzi i pozwoliła za sprawą River'a stworzyć wzór do poszukiwania samego siebie. Chłopak na spotkaniach terapeutycznych poznał rówieśników, którzy nauczyli go jak patrzeć na świat z dystansu i inaczej postrzegać swój związek oraz samego siebie. Jednak to nie jedyna ważne tematy, na które zdecydowała się Dana Reinhardt - River pozwolił sobie utkać sieć kłamstw w którą się zaplątał i tym samym podważył szczerość przyjaźni, odkrył rodzinne sekrety i pozwolił by w tle zakwitło nowe uczucie.

"Powiedz wreszcie prawdę" to lekka i zabawna powieść o tym, że życie w oka mgnieniu może się skomplikować. Główny bohater na swój własny sposób próbując wyjść z problemu rozpoczął szereg kłamstw, w których trudno już było dostrzec prawdę. Dzięki temu lekka powieść dla młodzieży zyskała ponadczasowe przesłanie i zmieniła się w historię z subtelnym morałem. Według mnie - idealna historia na późne popołudnie, nie tylko dla młodzieży.

"Slammed" Colleen Hoover

"Slammed" Colleen Hoover, Tyt. oryg. Slammed, Wyd. YA!, Str. 282

"Nie podchodźcie do życia zbyt poważnie. Dajcie mu w pysk, kiedy na to zasługuje."

Podstawowym atutem Colleen Hoover jest jej czar płynący z każdego słowa. Jak mało kto pisze o miłości, z zaangażowanie tworzy zawiłe historie pełne problemów ludzi, którzy marzą tylko o szczęśliwym zakończeniu. Seria Pułapka uczuć jest tego idealnym przykładem.

Wszystko rozpoczęło się od śmierci ojca Layken. Tragedia zmusiła rodzinę dziewczyny do zmian, które miały pomóc im pozbierać się po wcześniejszych wydarzeniach. Dziewczyna wraz z matką i młodszym bratem przenosi się z Teksasu do Michigan. Nie jest łatwo porzucić dotychczasowe życie, przyjaciół a nawet szkołę. Jednak nikt nie podejrzewa, że nowe miejsce dostarczy im mnóstwa emocjonalnych chwil, które skutecznie odwrócą uwagę od kłębiących się w ich głowach myśli.

Autorka nie jeden raz udowodniła swoim czytelnikom, że potrafi napisać prostą powieść idealnie oddającą realia prawdziwego życia, jednocześnie angażując w to większe tragedie. Życie Layken jest oparte właśnie na takim torze. Młoda, zaledwie osiemnastoletnia dziewczyna musiała postawić się niełatwym przeciwnością losu: najpierw straciła ukochanego ojca, później porzuciła jedyne znane jej życie a następnie poznała nowych sąsiadów, którzy... jeszcze bardziej skomplikowali jej sytuację. To wszystko rozpoczęło niezwykle emocjonującą podróż w głąb ludzkiej natury i pragnień, które nie zawsze powinny mieć miejsce. Jednak poprzez szczerą i wiarygodną narrację ze strony Layken czytelnik z łatwością potrafi się odnaleźć w rozgrywanych wydarzeniach i kibicować jej oraz nowo poznanemu Willowi w drodze ku szczęściu.

Chociaż fabuła podąża drogą typowej powieści młodzieżowej z gatunku New Adult to jest w niej głębia obok której nie można przejść obojętnie. Colleen Hoover powoli snuje swoją opowieść pełną ukrytych znaczeń z lekkością i swobodą nawiązując do codzienności, która otacza nas samych. Zwykły przypadek przesądził spotkanie rodziny Cohen i Cooperów, którzy w obliczu największej tragedii nieoczekiwanie zjednoczyli się w sposób tak emocjonalny, że w finale nie sposób było powstrzymać łez. W poszukiwaniu szczęścia Layken odnalazła nie tylko poczucie bezpieczeństwa, ale i miłość, która burzliwa i skomplikowana - jak to bywa w przypadku powieści Hoover - dodała jej skrzydeł. Jednak czy to wystarczy, by pojawiło się szczęśliwe zakończenie? 

"Pułapka uczuć" to niepozorna powieść, która w finale niezwykle zaskakuje. To emocjonująca podróż w głąb ludzkiej natury, nawiązująca do kruchości szczęścia i poszukiwania miłości wbrew wszelkim zasadom. Nie jest łatwo odjeść od tej historii nim nie przeczytamy ostatniej strony, a nawet po skończonej lekturze trudno jest zapomnieć o losach Layken i Willa. Moim zdaniem to najlepsza powieść jaka wyszła spod pióra Colleen Hoover - bawi, wzrusza i zaskakuje, zapadając w pamięć na długi czas.

wtorek, 20 marca 2018

"Begin Again" Mona Kasten

"Begin Again" Mona Kasten, Tyt. oryg. Begin Again, Wyd. Jaguar, Str. 504

" [...] jestem prawdziwą artystką. Albo ptakiem z podciętymi skrzydłami."

Powieści z gatunku New Adult szturmem podbiły serca czytelników w tym także moje. Nic w tym dziwnego, bo to jeden z lepszych gatunków do odkrywania emocji i zaskakiwania czytelnika biorąc pod uwagę życiowe problemy. Każda nowa historia to obietnica jeszcze lepszej powieści, która może zaskarbić sobie naszą sympatię. Bez wątpienia pierwszy tom serii Mony Kasten "Begin Again" zajmuje wysokie miejsce na liście najlepszych książek tego gatunku.

Patrząc z dystansem na powyższą powieść nie dostrzegam w niej nic nowego. Właściwie podąża ona jednym, utartym już schematem od nienawiści do miłości, gdzie wszystko idzie zupełnie innym torem niż oczekiwania głównych bohaterów. Jednak to dodaje powieści uroku i przypomina za co tak bardzo lubimy ten gatunek. W żaden sposób typowa historia nie ujmuje masie emocji kłębiących się na stronach i w klasycznym stylu przypomina, że prostota również potrafi być dobra.

Allie, główna bohaterka powieści, pozostawia za sobą dzieciństwo i decyduje się na studia oddalone od domu bardziej niż by tego chciała. To pomoże jej zaczerpnąć powietrza po latach spędzonych u boku cenionego przez otoczenie ojca i zapomnieć na moment o codziennie towarzyszących im pozorach. Rosnąca w dziewczynie ekscytacja i nadzieja na lepsze czasy przerzuca się również na czytelnika - z łatwością przyszło mi obdarzyć sympatią Allie i kibicować jej w drodze ku marzeniom. Szczególnie w momencie pojawienia się na pierwszym planie drugiego bohatera, czyli Kadena - chłopaka o wybujałym ego, który idealnie pasuje do roli przeciwieństwa dziewczyny. Ich słowne potyczki i wieczne pretensje Kadena zmieniają się w relację o niejasnej przyszłości: wrogowie czy jednak przyjaciele?

Chociaż motyw przewodni jest jasny i niemal cała uwaga czytelnika podąża tropem potencjalnego uczucia między Allie i Kadenem to nie jedyna propozycja od autorki. Trudna przeszłość dziewczyny rzutuje niczym cień na jej szczęście i daje o sobie znać w najmniej oczekiwanych momentach. Dzięki temu łatwo można dostrzec ludzką stronę bohaterów: ich problemy są wiarygodne i możliwe do zrozumienia. Autorka widocznie zaangażowała się w swój projekt i stworzyła nie tylko bohaterów z krwi i kości, ale również ciekawą fabułę - zamiast słodkiej love story otrzymujemy bowiem historię o uczuciu, które kiełkuje na oczach czytelnika i uzasadnia wszystkie swoje wybory.

Nie można się nudzić podczas lektury "Begin Again". To książka lekka niczym piórko a jednak angażująca na całego. Zaskakujące momenty ustępują miejsca scenom pełnym poczucia humoru a kąśliwe dialogi między bohaterami wiele razy przywoływały mój szczery uśmiech. Allie i Kaden idealnie odnaleźli się w roli głównych bohaterów i z miejsca zaskarbili sobie moją sympatię. Tym samym mocno przeżyłam rozgrywane wydarzenia przez cały czas odczuwając skrajne emocje: od szczęścia po wzruszenia. Pozostaje mi jedynie wypatrywać drugiego tomu, na który - mam nadzieję - nie będę musiała długo czekać. Gorąco polecam!

"Wszystko przed nami" Samantha Young

"Wszystko przed nami" Samantha Young, Tyt. oryg. Play On, Wyd. Burda Książki, Str. 420

"Potrzebowałam takiego wyjątkowego dnia. Dnia, w którym mogłabym odetchnąć swobodnie i głęboko. Tylko jednego dnia."

Samantha Young to moje ostanie odkrycie. Przyciągnęły mnie do jej twórczości piękne okładki a zatrzymała emocjonująca fabuła oparta na gatunku obyczajowo-romantycznym. Byłam pewna, że nowa książki autorki, "Wszystko przed nami" będzie strzałem w dziesiątkę i - nie pomyliłam się.

Nora O’Brien przenosi się z Indiany do Szkocji w pogoni za marzeniami. Przepełniona nadzieją i wiarą w lepsze jutro nie boi się zaryzykować. Niestety lata mijają a dziewczyna dostrzega, że pogoń za marzeniami okazała się straconym czasem. Trudno winić ją za rozczarowanie jakie pojawia się w jej głowie każdego dnia i trudno nie zrozumieć jej wewnętrznych rozterek, ponieważ bardzo łatwo można utożsamić się z główną bohaterką. Nora zderzyła się z ponurą rzeczywistością nie przez swoje błędy, a przez zwykłą niesprawiedliwość losu, dlatego czytelnik niemal od pierwszych stron trzyma kciuki w nadziei, że uda się jej odnaleźć upragnione szczęście.

Dzieje się to za sprawą pojawienia kilka lat starszego producenta muzycznego, Aidana Lennox'a - Szkota, który bardzo szybko roztapia nie tylko serce głównej bohaterki, ale i czytelniczki o romantycznej duszy. To mężczyzna pewny siebie i czarujący, ale nie w sposób natarczywy a charyzmatyczny. Idealnie pasuje do Nory, która mimo odmienności charakterów szybko znajduje z Aidanem wspólny język. I to jest jej ratunkiem: wyzwolenie od monotonni dnia przez naturalną namiętność łączącą tą dwójkę, wzajemne zrozumienie i milczenie, które czasami jest najlepszym lekarstwem. To wielki atut autorki - potrafi kreować bardzo wiarygodnych bohaterów z krwi i kości, którzy dzielą się z czytelnikiem swoimi lękami i troskami, jednocześnie udowadniając że zwykły człowiek ma prawo walczyć o własne szczęście.

Jednak jest też coś, w czym Samantha Young jest bardzo dobra - nie kreuje błahych romansów bez znaczenia. Wir namiętności rodzący się między bohaterami nie jest ostateczną rozgrywką a jedynie początkiem do dalszych zmian. Także w tym przypadku nie było inaczej. Gdy Aidan po raz kolejny otrzymuje cios od życia robi najgorszą rzecz z możliwych - znika, zostawiając Norę samą. Chciałoby się narzekać na taką niesprawiedliwość i bohatera, który w mgnieniu oka traci sympatię czytelnika, ale nie ma na to czasu - ucieczka Aidana jest dla Nory bodźcem do podniesienia się na własne nogi i to ona skupia na sobie całą uwagę. Jej determinacja i siła stanowią potwierdzenie, że jeśli tylko zapragniemy: jesteśmy w stanie przenosić mury. Gniew i złość są bodźcem do działania, który okazuje się zaskakująco skuteczny i popycha główną bohaterkę ku realizacji własnych marzeń dzięki czemu studia w końcu przestają być barierą nie do przebicia. Jednak ponowne pojawienie się Aidana na nowo burzy stabilny świat Nory. I wypowiada jej wojnę... Dlaczego? O tym musicie przekonać się sami.

"Wszystko przed nami" to powieść, która idealnie oddaje urok twórczości Samanthy Young. Burzliwy romans, który pobudza nasze zmysły przeplatany jest historią o sile i determinacji. Dzięki temu książka wychodzi z utartych ram schematyczności i przekazuje swoim czytelnikom coś bardzo ważnego - że miłość, nie ważne jak wielka, nie może nas zaślepić. Czyta się z lekkością i wielkim zaangażowaniem, ponieważ historia wciąga już od pierwszych stron. Emocjonująca i pewna siebie - oto przepis na sukces Samanthy Young.