środa, 31 sierpnia 2016

"Za wcześnie" Joanna Barnard

"Za wcześnie" Joanna Barnard, Tyt. oryg. Precocious, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 352

"– Halo? Milczałam.
– Halo? – Ten twój znudzony głos.
– Halo – powiedziałam niepewnie.
– Kto mówi?
– Ja. – A kto inny mógłby to być? Kto jeszcze do ciebie dzwoni?, zastanawiałam się. Wybuchnąłeś śmiechem.
– Cześć, dziecko."

Czy przeszłość ma prawo mieszać się z teraźniejszością, jeśli wydaje się kontrowersyjna i zupełnie nie na miejscu? Czy dawna miłość może przerodzić się po latach w płomienny romans? Czy coś, co zawsze było zakazane, dziś może być w końcu dostępne?

Historia, która kryje się w książce Joanny Barnard nie każdemu się spodoba. Muszę Was ostrzec już na samym początku, ponieważ okładka jest niesamowicie hipnotyzująca i z miejsca przyciąga każdego kto tylko na nią spojrzy. A nie chcę, by przez złudne nastawienie lektura Was rozczarowała. Przyznaję, że sama najpierw dałam się skusić wizualnej otoczce i dopiero później zmierzyłam się z treścią. Dlatego już po lekturze wiem, że nie jest to typowa opowieść dla każdego, bo są w niej elementy, które potrafią zaskoczyć, zbulwersować i zszokować. 

Zacznijmy od tego, że historia biegnie dwutorowo, co lubię najbardziej. Poznając obecne wydarzenia jednocześnie śledziłam to co działo się w przeszłości. Z pamiętnika głównej bohaterki dowiadujemy się co działo się w jej młodzieńczych czasach a ze współczesnej relacji powstaje nam całościowy obraz tego, co naprawdę się wydarzyło. Nie mogę powiedzieć, że temat jest łatwy, ale na pewno ciekawie napisany.  Zaczęło się od młodzieńczego zakochania, kiedy czternastoletnia Fiona samotna i wyobcowana, postanowiła że zakocha się w swoim nauczycielu. Tak to właśnie było, ponieważ uczucie nie spadło na nią jak grom z jasnego nieba - dziewczyna przez cały czas miała nad wszystkim kontrolę tak oczywistą, że czasami aż niewiarygodną. Jako nastolatka wydała mi się bardzo dojrzałą dziewczyną, która doskonale wie czego chce od życia i zaskoczyło mnie trochę jej postępowanie, ale właściwie przez całą książkę nie mogłam się nadziwić decyzjom jakie podejmowała.

Zakochanie się młodziutkiej uczennicy w dojrzałym nauczycielu to temat, który co raz częściej pojawia się w literaturze. W powieści Barnard nie chodzi tyle o samą młodzieńczą miłość co o jej konsekwencje, które w przyszłości dają o sobie znać ze zwielokrotnionym przekazem. Fiona spotyka Henry'ego po latach i ponownie decyduje się zmierzyć ze swoim uczuciem. Nie bacząc na przeciwności ani tym bardziej na obecnego męża wdaje się w ponowny romans ze swoim dawnym zauroczeniem. Brzmi trochę przesadnie prawda? Tak właśnie jest, dużo tutaj tych nieprzemyślanych do końca decyzji, ale prowadzą one do punktu kulminacyjnego, który naprawdę może Was zaskoczyć.

"Za wcześnie" to klimat thrillera budującego napięcie, ale przede wszystkim jest to powieść obyczajowa z romansowym zabarwieniem. Nie wiem do czego dążyła autorka, ale wyszła jej ciekawa lektura z całkiem zaskakującym zakończeniem. Nie jest może powieścią najwyższych lotów, ale nie należy jej również tak łatwo skreślać. Na pewno spodoba się fanom powieści, w których miesza los. A jeśli chodzi o bohaterów to wszystkie postacie przebija Fiona - chociaż zagubiona i niepewna, nawet jako dojrzała kobieta, to wciąż charyzmatyczna i zaskakująca swoją postawą. Więc jak sami widzicie - możne znaleźć wiele dobrych stron tej historii. Czy Wam przypadnie do gustu? Sięgnijcie po książkę Barnard, nie pożałujecie.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

"Demonolodzy. Ed i Lorraine Warren" Gerald Brittle

"Demonolodzy. Ed i Lorraine Warren" Gerald Brittle, Tyt. oryg , Wyd. Esprit, Str. 352

Wystarczyła jedna zapowiedź, żebym nie mogła doczekać się dnia premiery powyższej książki. Nic nie wzbudza u mnie takiego uznania jak dobrze napisane straszne historie, szczególnie te, które rzekomo miały miejsce w prawdziwym świecie. Znam Kinga, Koontza, Mastertona - wybitnych pisarzy horrorów, które mrożą krew w żyłach i zmuszają do zaglądania we wszystkie ciemne kąty. Jednak zawsze przy ich książkach pozostawał posmak fikcji literackiej, która nie budowała odpowiedniej atmosfery. W przypadku tej książki było inaczej, bo przecież wszystko wydarzyło się naprawdę. Prawda?

Od lat oglądam wszystkie horrory - te z górnej półki i te średniej klasy, bo szukam zawsze takiego filmu, który na dobre mnie wystraszy. Zdarzyły się historie, które trzymały mnie w napięciu do ostatnich scen filmu, ale to Obecność wspominam najlepiej, jeśli patrzę wstecz. Oglądałam mnóstwo historii o wypędzaniu demonów, ale wystarczyło mi jedno zdanie: "ta historia wydarzyła się naprawdę", by skłoniło mnie to do zastanowienia się nad tym co tak naprawdę nas otacza. I tak zaczęłam swoją przygodę z losami małżeństwa Warren, które najpierw wyszukałam w internecie na wszelkich możliwych stronach, a dziś w końcu mogłam przeczytać o ich wszystkich przygodach właśnie dzięki książce Gerald Brittle.

Muszę napisać jedno - ta lektura wstrząsa do reszty. Nie dlatego, że jest niesamowicie straszna, nie dlatego, że jest tak dobrze napisana (choć jest), ale przede wszystkim dlatego, że jest prawdziwa. Nie wiem czy wierzycie w duchy i demony, nie wiem nawet czy ja w to wierzę, ale na pewno coś we mnie siedzi takiego, co podszeptuje mi, że wszystkie te historie faktycznie mogły wydarzyć się naprawdę. A po historii "Demonologów" nikt mi nie wmówi, że na świecie wszystko jest takie oczywiste.

Ta historia jest zupełnie inna niż czytane przeze mnie horrory. To prawdziwa relacja ludzi, którzy na własnej skórze przeżyli prawdziwe piekło, a każde opisywane przez nich historie trafiały do mnie z siłą pocisku, który rujnował moje postrzeganie świata. Nie chodzi o same opowieści, które faktycznie wywoływały u mnie wszystkie objawy panicznego strachu, ale o prowadzone historie - jako relacje, z pełnymi wyjaśnieniami, z odwołaniami i logicznym podejściem do wszystkich rozgrywanych wydarzeń. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego co przeczytałam i chociaż Ed i Lorraine Warren od dłuższego czasu mnie intrygowali, dziś zdobyli mój pełny, szczery szacunek.

Nigdy nie daję wiary w tego typu historie i choć "Demonolodzy" to książka prawie niemożliwa, a historie w niej zawarte wręcz trudne są do uwierzenia, to każde jedno słowo trafiało do mnie z siłą pocisku. I nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, bo uwierzyłam we wszystko co przeczytałam. Po tej lekturze brakuje mi słów, bo książka Gerald Brittle nieźle namieszała mi w głowie. Pamiętajcie jednak, że ta lektura nie jest dla każdego, ale wyłącznie dla tych, którzy są gotowi na to, by poznać historię małżeństwa Warren. Polecam!

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Esprit.

sobota, 27 sierpnia 2016

"Tajemnica Black Rabbit Hall" Eve Chase

"Tajemnica Black Rabbit Hall" Eve Chase, Tyt. oryg. Black Rabbit Hall, Wyd. Świat Książki, Str. 432

"Tak jak zapamiętane sny potrafią towarzyszyć jeszcze za dnia, tak wspomnienie Black Rabbit Hall nie opuszcza Lorny przez całą noc i następne dni: zapach wosku, szum globusa; pyszny, słonawy smak przeszłości na uniesionym koniuszku języka."

Powieść Chase jest typowym przykładem historii sięgającej w głąb przeszłości, do samych jej korzeni. Akcja biegnie dwutorowo, dzieląc się na przeszłość i teraźniejszość i chociaż na samym początku rozgrywane wydarzenia jedynie intrygują, to w końcowym połączeniu sprawiają, że powieść nabiera kompletnego znaczenia.

Uwielbiam serię Andrews i "Kwiaty na poddaszu" już zawsze będą stały na czele moich ulubionych lektur, dlatego jeśli tylko pojawi się okazja - będę szukać podobnych jej historii. Wiem, że nic nie dorówna twórczości Andrews, ale to nie znaczy, że nie pokaże się już żadna dobra książka. Właśnie z takiego założenia wyszłam i wcale się nie pomyliłam, bo Chase może nie ma takiego bagażu doświadczeń pisarskich, to zadebiutowała naprawdę wartą uwagi powieścią, która całkowicie mnie do siebie przekonała.

Historia zaczyna się nawet podobnie - czwórka rodzeństwa Altonów szybko będzie musiała przegonić uroki dzieciństwa, gdy w 1968 roku dochodzi do tragicznego w skutkach wypadku. Wówczas cały ich świat wywraca się do góry nogami. I tutaj podobieństwo się kończy. Podział na przyszłość i teraźniejszość sprawia, że przedstawione wydarzenia mocniej trafiają do czytelnika a ten sam już nie wie, jakiego finału powieści może się spodziewać. Bo chociaż przeszłość wciąż powraca do traumatycznych wydarzeń to współcześnie też wcale nie jest tak kolorowo. Pewnego dnia, gdy Lorny i Jona szukają idealnego miejsca do wyprawienia weselnego przyjęcia trafiają do posiadłości Black Rabbit Hall. A tam, mimo zrujnowanego przepychu bohaterka dostrzega pewien urok i ślady wskazujące na rozgrywaną w przeszłości tragedię. Jaki los przytrafił się rodzinie Altonów? Bolesna przeszłość znowu o sobie przypomina.

Nie da się nie kochać takich historii - mrocznych, zawiłych, tajemniczych i przede wszystkim piekielnie emocjonalnych. Chase zbudowała klimat, który zrobił swoje i mimo pewnej dozy przewidywalności wyjaśniane tajemnice zdobyły moje uznanie. Pojawiło się w tej książce więcej wartości, gdzie rozgrywane wydarzenia nie stanowiły jedynie opowieści samej w sobie, ale niosły ze sobą przesłanie, o którym warto pamiętać - siła rodziny potrafi zburzyć mury. Czwórka Altonów połączyła się ze sobą nierozerwalną nicią, która doprowadziła do zaskakującego finału - a w tym wszystkim rodzinne dramaty i zakazane miłości, które intrygują, szokują i nie pozwalają oderwać się od lektury.

Macie ochotę na kolejną powieść pełną tajemnic rodzinnych, mrocznych wydarzeń i demonów przeszłości? W takim razie trafiliście idealnie. "Tajemnica Black Rabbit Hall" kryje w sobie wielkie pokłady dobrej powieści, od której za nic nie da się oderwać. Polecam nie tylko wielbicielom książek obyczajowych - polecam wszystkim gotowym na to, by poznać tajemnice przeszłości.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Świat Książki.

czwartek, 25 sierpnia 2016

Przedpremierowo: "Dziewczyna z Dzielnicy Cudów" Aneta Jadowska

"Dziewczyna z Dzielnicy Cudów" Aneta Jadowska, Wyd. SQN, Str. 500
PREMIERA: 14 września 2016

Wiele dobrego czytałam o twórczości autorki. Wielu czytelników chwaliło jej zaangażowanie w fabułę, wartką akcję i bohaterów z klasą, którym nie brakowało pazura. Wielu też zaznaczało, że od książek tej autorki za nic nie da się oderwać. Więc po namowach i po kuszących opiniach zdecydowałam - nadszedł czas, by i mnie przekonała do siebie twórczość pani Anety.

Tym sposobem poznałam Nikitę - kobietę z charakterkiem, która potrafi rozbroić na łopatki nawet najbardziej nieprzekonanego do damskich wojowniczek czytelnika. Dlaczego? Bo ma za sobą nieciekawą przeszłość a i obecne życie daje jej nieźle w kość. Uciekając od świata odgradza się prywatnym murem cierpienia, z którym radzi sobie jak tylko może, ale nie angażuje przy tym nikogo postronnego. Uwielbiam indywidualne charaktery, szczególnie takie mocne, intensywnie wykreowane, więc postać Nikity z miejsca mnie do siebie przekonała.

Jestem specjalistką od historii, które nie do końca są w moim guście - zawsze mówię wszem i wobec, że fantastyka nie jest moją mocną stroną i raczej się na nią nie decyduję, a wystarczy jeden dobry opis i przepadam. Co prawda nie bronię się szczególnie przed takimi historiami, ale bardziej przekonują mnie realne światy. Dlatego powieść autorki tak mocno zaangażowała mnie w fabułę - świat przedstawiony, mimo że rozgrywany w alternatywnej rzeczywistości kręci się wokół scenerii Warszawy, a dokładniej Warsy i Sawy. A podróż poprzez uliczki tych miejsc zabiera do zupełnie innego świata, jakby znajomego, a jednak innego niż wszystkie, przez co fabuła nabiera smaku i zupełnie nieoczekiwanych, wartych poznania realiów ówczesnego bohaterom świata.

Takie połączenie - mocni i wiarygodni bohaterowie kontra intrygująca rzeczywistość to kusząca wizja fabuły dla każdego fana czegoś bardziej wciągającego. Nie ma co ukrywać - autorka potrafi pisać tak, że od lektury nikt nie chce odejść nawet na moment, bo być może w tym czasie umknie nam coś naprawdę istotnego. Bo choć wszystko pasuje do siebie idealnie, to zawiła fabuła potrafi nieźle namieszać w głowie - pojawia się nie tylko alternatywna rzeczywistość, ale i współzależna jej Inkwizycja, a nawiązanie do Kościoła nabiera nowego znaczenia. I choć brzmi to naprawdę ciężko, jakby wyciągnięto to rodem z powieści historycznej, wcale tak nie jest. Atmosferę rozluźniają retrospekcje wplątane w wydarzenia a koloru dodają bohaterowie - Nikita i jej nowy partner Robin.

Całkowicie nieświadoma tego co mnie czeka zmierzyłam się z najnowszą powieścią autorki i zupełnie tego nie żałuję. Właściwie to nabrałam ochoty na jej wcześniejsza serię i już niebawem zamierzam zapoznać się z pierwszym tomem historii Dory. Jednocześnie mogę Was zapewnić, że będę miała na uwadze kolejne tomy przygód Nikity, bo wyprawa z nią jest naprawdę udana. Więc polecam, nie tylko fanom autorki czy gatunku fantasy.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu SQN.

wtorek, 23 sierpnia 2016

"Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu" Anna Lange

"Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu" Anna Lange, Wyd. SQN, Str. 448

„Jestem pewna, że znajdzie pani jakiś sposób, by osiągnąć to, co chce. Grunt to wiedzieć, co to jest".

Wyobraźcie sobie Scotland Yard - historie świata zebrane w jednym miejscu. Te najokrutniejsze również. A co powiecie na to, by zastąpić je aktami dotyczącymi nadprzyrodzonych zdarzeń? Brzmi kusząco, prawda? Jednak do tego na nic przydadzą się policjanci, którzy niewiele wskórają, więc ich rola odchodzi w niepamięć, ustępując miejsca adeptom magii.

Nie można tej lekturze zarzucić braku klimatu, który fantastycznie zgrał się z rozgrywanymi wydarzeniami. Trochę mroku, zagadka, tajemnica, inteligencja przedstawianych scen i niespodziewane zagrania bohaterów? Proszę bardzo, w tej książce można odnaleźć to i znacznie więcej elementów, które wskazują, że chociaż jest to historia debiutancka, z brakiem dopracowania i nieścisłością prowadzonej akcji nie ma nic wspólnego.

Powyższa powieść, to połączenie tych lektur, które intrygują nas od lat - elementy fantastyki zgrabnie przeplatają się z momentami kryminalnymi, gdzie nie zawsze wiadomo o co chodzi, ale obietnica dobrego finału sprawia, że czytelnik z utęsknieniem śledzi rozwój kolejnych wydarzeń. Główny bohater Clovis LaFay należy do grona tych biedaków, którzy już na wstępie muszą zmierzyć się z pokaźnymi problemami - jego magiczne moce ulatują w niepamięć, a przecież pociąg do przygody nie może urwać się tak z dnia na dzień. I chociaż nie ma takiej potrzeby, decyduje się podjąć pracę, która z czasem zapewnia mu wielką sławę. Jednak czy to na pewno koniec jego wielkiej przygody?

Jak sami widzicie, to nie jest historia, którą znamy ze schematycznych poprzedniczek. Tym razem to coś takiego, co nawet trudno jest opisać - powieść jest pomysłowa i przy tym dobrze dopracowana, tak że nie miałam najmniejszego problemu, żeby wertować stronę za stroną w próbie rozgryzienia znaczeń kolejnych magicznych nazewnictw. Niby nic, ale nie jestem już taką fanką fantastyki jak kiedyś, więc jeśli coś przypada mi do gustu, to przypada tak naprawdę i ma mocniejszą siłę rażenia niż inne książki z tego gatunku. Autorka fantastycznie połączyła elementy magiczne z tymi nadprzyrodzonymi i na bazie powieści kryminalnej wplątała w fabułę morderstwo, za które prawdopodobnie może odpowiadać duch. Niebywałe, a jednak możliwe, co przywołuje dreszcz przerażenia z niemal niepohamowanym zaciekawieniem.

Dlatego z czystym sumieniem mogę wszystkim miłośnikom niebanalnych, intrygujących i pomysłowych lektur zapewnić - to książka dla Was. Jestem pewna, że wyniesiecie z niej przede wszystkim dobrą zabawę, której tutaj absolutnie nie brakuje a klimat i odwołania do mrocznej strony mocy zapewnią Wam niezapomniane przeżycia. Polecam!

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu SQN.

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

"Ból za ból" Jenny Han, Siobhan Vivian

"Ból za ból" Jenny Han, Siobhan Vivian, Tyt. oryg. Burn for Burn, Wyd. Feeria, Str. 400

"Przypominało to przeznaczenie albo magię – te dziewczyny zjawiły się w moim życiu dokładnie wtedy, gdy najbardziej ich potrzebowałam."

Można by pomyśleć, że książka będzie zaliczała się do grona tych nudnawych, nic nie znaczących powiastek o życiu panien z dobrego domu, którym zamarzyła się przygoda życia. Nie do końca się z tym zgodzę, bo chociaż przygoda faktycznie jest, a i bohaterki nie są takie zwyczajne, to książka jest intrygująca i całkiem dobrze napisana. 

Kat, Lillii oraz Mary to nie tylko główne bohaterki powieści, ale i narratorki, które dostały w prezencie oddzielne rozdziały. Przyznaję, że to dla mnie największy aspekt tej historii, bo uwielbiam znać sprawę z kilku perspektyw. Dziewczyny umiliły mi o tyle rozgrywane wydarzenia, że każda z nich mając inny charakter przedstawiła mi swój punkt widzenia. Każda z nich została obdarowana zupełnie innym zestawem cech co w rezultacie sprawiło, że do lektury wdarło się połączenie trzech charakterów. Trudno mi wybrać tą bohaterkę, którą polubiłam najbardziej, ponieważ najpierw poznałam je osobno, ale w dalszych wydarzeniach ich losy szybko się ze sobą połączyły a to dopełniło niedociągnięcia charakteru każdej z nich. 

Tłem rozgrywanych wydarzeń jest wyspa Jar - urokliwa i bardzo malownicza, która kiedyś była domem dla wszystkich trzech bohaterek. Jednak nie skończyło się to dobrze dla Mary, która opuściła wyspę tylko po to, by obecnie znowu na nią powrócić. Chcąc przegonić demony przeszłości staje twarzą w twarz z traumatycznymi wydarzeniami. Jednak czy na pewno jest na to gotowa? To właśnie ta tajemnica wisząca nad bohaterami sprawiała, że nie miałam ochoty oderwać się od książki, bo nie mogłam doczekać się finału, który w końcu wyjaśniłby mi o co w tym wszystkich chodzi. Nie ukrywam, że początek historii przemawiał właściwie na jej niekorzyść, bo nudnawy wstęp nie obiecywał dobrego rozwinięcia. Ale wbrew pozorom tak właśnie się stało i druga połowa książki nabrała już dla mnie większego znaczenia.

Klimat jest i to nie byle jaki. Nie chodzi tutaj o samą tajemnicę, ale pewne wartości, które zostają dopuszczone do głosu w finale rozgrywanych wydarzeń. Mary nie jest pierwszą bohaterką, która udowadnia, że walka z demonami przeszłości wcale nie jest taka łatwa, ale nie mogę napisać, żeby przygniotły mnie schematy. Zemsta, która jest tutaj głównym prowodyrem, rozgoniła gdzieś typową powieść młodzieżową i nakierowała ją na bardziej dojrzalsze tory. I chociaż książkę czyta się lekko, przyjemnie i szybko, to jest w niej pewien moment zawahania, który skłania do chwili zastanowienia.

Historia przypominała mi trochę serię Pretty Little Liars pod względem kryjącej się w tle tajemnicy, której rozwiązania podjęły się główne bohaterki. Ale to tylko złudne wrażenie, które ucieka wraz z biegiem akcji. Owszem, jest tajemnica, są sekrety i jest zemsta - ale jest też finał, który wie jak wywrzeć na czytelniku dobre wrażenie. Przygotujcie się na pomysłowość głównych bohaterek, które obmyśliły zemstę wobec pogrzebanego zaufania. Jesteście na to gotowi?

http://pantomasz.pl/bol-za-bol-vivian-siobhan-han-jenny,p376476,c

niedziela, 21 sierpnia 2016

"Sweet Ache. Krew gęstsza od wody" K. Bromberg

"Sweet Ache. Krew gęstsza od wody" K. Bromberg, Tyt. oryg. Sweet Ache, Wyd. Editio, Str. 456

"Nie będę się okłamywać: czuję niewielki dreszcz w środku, ale szybko się z niego otrząsam, gdyż te wizje są w każdym miejscu opisaną słowami "łamacz serc" - i to wyjątkowo grubym markerem."

W ostatniej recenzji książki Bromberg pisałam, że historia naprawdę mnie zaskoczyła, jeśli chodzi o fabułę. Myślałam, że czeka na mnie powierzchowny romans z domieszką mocniejszych scen miłosnych a w rezultacie otrzymałam całkiem dobrą i wartą poznania historię. Więc idąc za ciosem sięgnęłam po kolejną lekturę autorki, która w równym stopniu wzbudziła moje uznanie.

Nie można się oprzeć Quinlan, która kusi nie tylko wyjątkową urodą, ale i inteligencją, powalając na kolana nie jednego studenta. Wykładając na uczelni doskonale radzi sobie w każdej sytuacji. A gdy pewnego dnia na Uniwersytecie zjawia się Hawkin nikt nie podejrzewa, że to dopiero początek wielkiej rewolucji w życiu tych dwojga.

Mogłabym wymienić Wam wiele pozytywnych atutów tej historii, ponieważ pojawiło się ich naprawdę dużo - realne wydarzenia, intrygujące sceny, szybka i wciągająca akcja oraz brak powierzchownych problemów, ale to kreacja bohaterów była dla mnie największą atrakcją. Główna bohaterka zrywa ze schematem cichej dziewczynki i jako dorosła kobieta intryguje pewnością siebie oraz ciętym językiem, który kilkakrotnie wprowadził mnie w osłupienie, bo nie spodziewałam się tego, co przeczytałam, a jednak zachwyciłam się jej postawą, świadomością samej siebie - naprawdę można pozachwycać się nad jej wiarygodną i mocną postawą. A jeśli chodzi o jej męskiego przeciwnika to Hawkin nie jest typowym, mrocznym bohaterem o złej reputacji i trudnej przeszłości, ale ma swoje za uszami i tez potrafi nieźle w fabule namieszać, więc mogę Was zapewniać, że połączenie tej dwójki poskutkuje napięciem, uniesieniami i walką z demonami przeszłości.

K. Bromberg może pochwalić się całkiem dobrym stylem pisania i to on przede wszystkim przyciąga do opisywanie historii. Nic nie trzyma czytelnika w ryzach tak, jak opowieść pełna emocji, w której intrygująca fabuła ani na moment nie zwalnia i przy tym - co najważniejsze! - nie nudzi. Autorka właśnie w taki sposób zaprasza do swojej historii - kreując wielowymiarowych bohaterów, opisując ciekawe wydarzenia i nawiązując do bardziej wartościowych tematów. To wszystko w pomieszaniu z wieloma scenami wywołującymi przyspieszone bicie serca i emocjami buzującymi w bohaterach sprawia, że książkę czyta się błyskawicznie i z dużym zainteresowaniem. I potwierdzę to po raz kolejny - schematy są, tak jak w książkach z tego gatunku, ale nie takie, które rażą w oczy.

Przyjemnie czyta się książkę, która przede wszystkim intryguje i zaprasza do poznawania kolejnych wydarzeń bohaterów. Poznałam zaledwie dwa tomy i to jeszcze tak jakby wyrwane z kontekstu, bo przecież środkowe (5 i 6) a jednak nie czuję, żeby coś mi umknęło i to chyba podoba mi się najbardziej - każdy tom mogę śmiało czytać osobno i bez problemu wiem o co chodzi w rozgrywanej fabule. W dodatku mam wielką ochotę poznać wszystkie tomy z tej serii, bo naprawdę warto poświecić im chwilę. Bromberg pisze naprawdę dobre historie, które gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Editio.

sobota, 20 sierpnia 2016

"Slow Burn. Kropla drąży skałę" K. Bromberg

"Slow Burn. Kropla drąży skałę" K. Bromberg, Tyt. oryg. Slow Burn, Wyd. Septem, Str. 399

"Moją głowę zalewają obrazy. Wspomnienia, jakie moglibyśmy razem stworzyć, gdybym szczerze odpowiedziała na to pytanie. Gdybym dopuściła go do siebie... i pozwoliła sobie na odczuwanie emocji całym sercem, a nie po kawałkach, które mi się wymykają, gdy tracę ostrożność."

Nie znam pełnej trylogii Driven i nie śledziłam jej od pierwszego tomu, ale liczne pozytywne opinie na temat serii skusiły i mnie do poznania lektury. A teraz żałuję, że wcześniej nie zajrzałam do lektury Bromberg.

Przede wszystkim podoba mi się w tej serii to, że bez znajomości pierwszych tomów bawiłam się w czasie lektury naprawdę dobrze i nie doskwierała mi niewiedza związana z wcześniejszymi wydarzeniami. Co prawda pojawiło się kilka nawiązań do wydarzeń ze startowych tomów a i bohaterowie nie pojawili się na planie pierwszy raz, ale nie czułam się jak intruz zaczynając lekturę od któregoś tomu z kolei. Właściwie to historia miło mnie zaskoczyła i namówiła na poznanie wszystkich książek autorki.

Dużym plusem piątego tomu są bohaterowie, którzy łatwo zapadają w pamięć i zjednują sobie sympatię czytelnika. To przede wszystkim przez widoczne zaangażowanie autorki w swoją książkę, ponieważ nie mam do zarzucenia bohaterom zupełnie niczego - ciekawi i o indywidualnych charakterach, gdzie każdy z nich ma swoje zdanie i swoje smutki oraz troski, których poznanie stanowi klucz do zrozumienia zakończenia - swoją drogą - naprawdę dobrego. W tym wszystkim poznajemy Haddie, której siostra zmarła na raka piersi. I jak możecie się domyślać, pogrążona w bólu i stracie odcina się od świata, definitywnie rezygnując z miłości. Jednak gdy na jej drodze pojawia się Beckett wszystko się zmienia, bo tylko on potrafi wzbudzić w dziewczynie skrajne emocje. Wyczuwacie schemat? Tak faktycznie jest i tego chyba nie da się uniknąć. Powieści z tego gatunku mają to do siebie, że mniej lub bardziej przypominają sobie podobne historie.

Mam wrażenie, że powieści erotyczne zmierzają w nowym kierunku. Trudno mi powiedzieć, gdzie dokładnie zawędrują, ale już teraz widzę, że jeśli się nad nimi dobrze popracuje, można osiągnąć naprawdę zaskakujący efekt. K. Bromberg nawiązała w swojej historii do mocniejszego tematu choroby, gdzie pojawia się ból i smutek w połączeniu ze stratą bliskiej osoby. Zaskakujące prawda? Do tej pory klasyfikowałam powieści z tego gatunku do mało znaczących książek, które warto przeczytać, ale jednocześnie o których z czasem po prostu się zapomina. "Slow Burn" do tego nie prowadzi, bo znając już całą historię, wiem że tak łatwo nie wyjdzie z mojej głowy. Jest w tej książce wiele emocji, które nie wiszą nad czytelnikiem przez cały czas, ale wkraczają do fabuły w stosownych momentach i przez to łatwiej zapadają w pamięć. Nie chodzi o to, że połowa książki jest nudna, a połowa warta uwagi - absolutnie nie! Ta powieść toczy się swoim rytmem i niezależnie od tego w którym momencie historii się zatrzymamy, nie będziemy żałować ani jednego poznanego momentu. Ja nie żałuję i właściwie czuję niedosyt, bo chętnie poznałabym wcześniejsze tomy przygód pozostałych bohaterów.

"Slow Burn. Kropla drąży skałę" to powieść, która intryguje i zachwyca, tak że trudno się od niej oderwać. Nie spodziewałam się, że czeka na mnie aż tak dobra przygoda i żałuję, że zwlekałam z lekturą tak długo. Z pozoru zwykła historia zmieniła się w niebanalną opowieść przesiąkniętą emocjami i dobrymi bohaterami, o losach których chce się czytać. To przede wszystkim historia uczucia, które mimo przeciwności losu walczy o swoje miejsce w świecie. Czy wygra? O tym musicie przekonać się już sami. Polecam!

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Septem.

piątek, 19 sierpnia 2016

"Sny Morfeusza" K.N. Haner

"Sny Morfeusza" K.N. Haner, Wyd. Editio, Str. 416

"Ton jego głosu dociera jednak do najbardziej mrocznych zakamarków mojej duszy. Zaczynam ciężko oddychać, a erotyczny niepokój coraz bardziej wypełnia moje ciało."

Cassandra Givens, główna bohaterka powieści to dziewczyna, która nie ma łatwo w życiu miłosnym. I chociaż stara się jak może to jej trudny charakter odstrasza każdego potencjalnego kandydata do poważnego związku. Muszę jednak przyznać, że kreacja głównej bohaterki ma w sobie pewien urok i ta jej subtelna gorycz w połączeniu z  jędzowatym bohaterem sprawiły, że powieść nabrała bardziej wiarygodnego wydźwięku a i bohaterka raz za razem przyciągała czytelnika do lektury.

Trudno oceniać książki z gatunku romansowo-erotycznego, bo niestety są one w dużej mierze bardzo do siebie podobne. Nie uciekam od tego gatunku i lubię sprawdzać czy kolejne lektury mnie zaciekawią, ale mam wrażenie, że im więcej ich czytam tym więcej poznaję różnych alternatyw tej samej fabuły. Nie będę ukrywać, że i "Sny Morfeusza" idą podobnym schematem, bo młoda, zagubiona, ale przy tym arogancka i pewna siebie dziewczyna wpada w sidła przystojniaka, który ma zatarg z przeszłością. Można się wystraszyć, że lektura ucieknie w schematy Grey'a i podobnych mu lektur, ale nie jest tak źle. Przede wszystkim dużym plusem tej powieści są bohaterowie, którzy zostali wykreowani jako pełnokrwiste, wiarygodne postacie z możliwością przedstawienia własnego zdania. Relacja między Cassandrą a Adamem nie jest typowym, słodkim rozwinięciem zakazanej miłości co już powinno dać Wam do myślenia - można spokojnie czytać z nadzieją, że słodkość nie przesłoni nam spojrzenia na świat.

Fabuła tej lektury nie jest szczególnie skomplikowana, ale jest jednak motyw, który wyróżnia ją na tle innych. Poza wątkiem romantycznym, bazującym na granicy erotycznych uniesień mamy jeszcze wątek kryminalny. Jest tajemnica do rozwiązania i historia warta uwagi. I nie chodzi tutaj o samą świadomość różnych wątków tej historii, ale o zaskoczenie, które kryje się gdzieś na stronach książki Haner i sprawia, że historia w żaden sposób nie wydaje się nuda. 

Musicie jednak wiedzieć, że to przede wszystkim powieść z gatunku mocniejszego erotyku i odsyłam do niej przede wszystkim starszych czytelników. Nie wiem czy mogę napisać, że książka ma pazur, bo tak mocno balansuje na granicy, że miejscami nieźle ją przekracza, więc śmiało możecie liczyć na masę emocji - intensywnych i takich naprawdę niespodziewanych, więc jestem przekonana, że fani gatunku będą zachwyceni rozwojem sytuacji. Owszem, jest tu pewien typowy schemat, gdzie zagubiona, a przy tym silna bohaterka marzy o spokojnym życiu u boku mężczyzny, który nie może jej tego zapewnić, mając jednocześnie w alternatywie wspaniałego chłopaka, którego jednak nie kocha, ale to wszystko okraszone zastało scenami pełnymi emocji, przez co dawkowanie lektury jest wskazane dla osób o słabych nerwach, ale to niecodzienny klimat fabuły i niepewność tego co może czekać na następnej stronie najbardziej kusi. Cieszę się, że poznałam twórczość K.N. Haner - tajemniczą, przesyconą napięciem i uczuciami - która naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Editio.

czwartek, 18 sierpnia 2016

Premierowo: "Epidemia" Suzanne Young

"Epidemia" Suzanne Young, Tyt. oryg. The Epidemic, Wyd. Feeria, Str. 414
PREMIERA: 18 sierpnia 2016r.


"Byłam przecież świetnym sobowtórem. Umiałam wcielić się w każdego. A jeśłi chciałam podróżować anonimowo, musiałam stać się kimś innym."

"Epidemia" to historia, która trafi przede wszystkim do fanów serii. Z reguły podchodzę sceptycznie do wszystkich historii "przed" i "pomiędzy", bo uważam, że nie mają większego sensu. Czasami już kolejne tomy danej historii mogą zrujnować postrzeganie całej lektury, nie mówiąc już o wydarzeniach, które miały miejsce przed tymi głównymi. Ale jak sami wiecie, od każdej reguły jest wyjątek i czasami można pozwolić sobie na coś, co może nie jest naszym faworytem, ale ma szansę zmienić tą opinię. Już wcześniej zaryzykowałam i sięgnęłam po Program część 0 i wcale nie żałowałam tej decyzji, więc siłą rzeczy skusiłam się na kontynuację historii "przed" i ponownie mogę napisać - nie żałuję.

Pisałam Wam już wcześniej i napiszę ponownie - mam wrażenie, że dwa tomy, napisane z perspektywy rozgrywanej wcześniej niż główne wydarzenia, bardziej przypadły mi do gustu. Może to bohaterowie sprawili, że bardziej ich polubiłam, a może same rozgrywane wydarzenia, ale nie uważam tych książek jako dodatek do głównej serii, a pełnowartościową historię, która naprawdę mnie zaintrygowała.

Miłośnicy serii wiedzą, że Program to pomysł niefortunny i chory, który nie powinien mieć miejsca, dlatego poznając rozgrywane wydarzenia w świcie przed Programem możemy sobie wyrobić zdanie "co by było gdyby". Bo tak naprawdę, gdyby nie wdrożono Programu w życie głównych bohaterów, świat byłby zupełnie inny. Fakt, zabrakłoby całej tej przygody, ale czy gra była warta świeczki? Każdy z Was odpowie sobie na to pytanie po tym, kiedy przeczytacie Program 0 i Program 0.5, bo to historie, które dają sporo do myślenia.

Wyobraźcie sobie, że jednego dnia ktoś wkrada się do Waszego umysłu i zabiera wszystkie wspomnienia. Quinlan od zawsze pomagała tym, którzy cierpieli najmocniej, by choć przez chwilę oddać im ukochane osoby, które niespodziewanie odeszły. Wcielając się w rolę zmarłych dzieci niosła ukojenie rozpaczającym rodzinom. Jednak prawda o niej samej wzbudziła szok, który popchnął ją do tego co nieuniknione - poznania własnej tożsamości. I chociaż nie będzie to łatwe, a prawda zaskoczy każdego, to Quinlan sobie poradzi, bo to niesamowicie silna i pewna siebie bohaterka, której osobowość z miejsca zjednuje sobie sympatię czytelnika. Nie należy do tych biernych bohaterek, które siedzą w koncie i użalają się nad własnym życiem. Ona bierze sprawy w swoje ręce i chociaż się boi - nie waha się postąpić krok naprzód.

"Epidemia" jest jak ostatni element układanki, bez którego obraz byłby niekompletny. Suzanne Young napisała powieść, której akcja toczy się na tak pokręconych podwalinach antyutopijnego świata, że wprowadzenie wyjaśnienia sprawiło, że nie do końca jasne kwestie zostały możliwe do zrozumienia. Nie traktujcie tej książki z góry, bo będziecie żałować, że uciekła Wam sprzed nosa naprawdę dobra historia. Dla mnie - to seria zdecydowanie warta uwagi, od całkowitego początku, do samego końca.

Cykl Program:

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Feeria.

środa, 17 sierpnia 2016

"Ulubione momenty" Adriana Popescu

"Ulubione momenty" Adriana Popescu, Wyd. Media Rodzina, Str. 352

"Zresztą pewnie i tak nie przyszłoby mi do głowy nic ciekawego, ponieważ na błyskotliwe odpowiedzi zwykle stać mnie tylko wtedy, kiedy mam ze dwie godziny czasu do namysłu."

Są historie, które się czyta, ponieważ każdy nalega i kusi pozytywną opinią, ale są również te, do których zagląda się z czystej ciekawości, ponieważ niewielu czytelników o nich pisze. Właśnie do drugiej grupy powieści zaliczam książkę "Ulubione momenty".

Z czystą ciekawością oddałam się lekturze, ponieważ nie wiedząc czego mogę się spodziewać nastawiłam się na intrygującą powieść miłosną, taką zupełnie inną niż wszystkie mi znane. Powieść Popescu to książka bardziej metaforyczna, z dwuznacznymi wydarzeniami i możliwością czytania między wierszami, co nie trafi do każdego czytelnika, ale jeśli już odnajdziemy się w fabule, na pewno możemy liczyć na niebanalne poprowadzenie akcji.

Musicie jednak pamiętać, że to nie jest współczesna powieść miłosna, w której wszystkie uczucia pojawiają się przed czytelnikiem podane na tacy. Tutaj musiałam solidnie się napracować, żeby móc zrozumieć rozgrywane sceny i motywy, jakimi kierowali się bohaterowie. Dostarczyło mi to sporej czytelniczej rozrywki, jednak nie mogę powiedzieć, że bawiłam się idealnie. Co prawda historia Layli i Tristana to powieść, która na pewno wciąga i dostarcza dużo emocji, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że w tej historii brakuje życia. A to przecież najistotniejszy element w wydarzeniach, gdzie bohaterowie raz za razem wędrują do swoich ulubionych miejsc. 

Prowadzone dialogi w połączeniu ze stylem autorki czasami uciekały mi przez palce i zamiast odnaleźć się w opisywanych wydarzeniach zastanawiałam się dlaczego wybrała takie, a nie inne rozwiązanie dla losów swoich bohaterów. Przyznaję, że było to dla mnie intrygujące, ponieważ chcąc nie chcąc zaangażowałam się w relację łączącą dwójkę bohaterów. Zawsze kibicuję miłości i chociaż ta dwójka rozumie się bez słów jako przyjaciele, to trudno ich zaklasyfikować do kategorii pary. Obydwoje żyją w związkach, mniej lub bardziej szczęśliwych, ale przyjaźń jaka ich łączy jest naprawdę niesamowita. Zabierając siebie nawzajem, zabierali również mnie, do miejsc w których czuli się najlepiej, gdzie mogli wspominać szczęśliwe chwile i zapomnieć o niedogodnościach dnia codziennego. Tristan zdając sobie sprawę z tego, że Layla nie spełniała wielu swoich marzeń stara się uszczęśliwić przyjaciółkę jak tylko może - i właśnie to było w tej książce najlepsze: emocje i uczucia, które budowały realną więź łączącą głównych bohaterów. 

Żałuję, że styl autorki nie okazał się lepszy, bo gdyby nie to, powieść na pewno mocno by u mnie zapunktowała, ale nie mogę również napisać, żebym żałowała czasu poświęconego lekturze. Cieszę się, że poznałam "Ulubione momenty" a w szczególności cieszę się, że poznałam Laylę i Tristana, bo uwielbiam czytać o przyjaźni tak silnej, że czasem niemożliwej. Nie chcę, żebyście z góry ją skreślali - zdecydowanie warto dać jej szansę.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina.

wtorek, 16 sierpnia 2016

Przedpremierowo: "Motyle i ćmy" Ewa Przydryga

"Motyle i ćmy" Ewa Przydryga, Wyd. Novae Res, Str. 304
PREMIERA: 12 września 2016r.

"Czasami świat tak po prostu wypada z rąk. A ty bezradnie zbierasz te jego rozbite kawałki, które już nie chcą się ułożyć. I sama nie wiesz, kim się stałaś, podejmując takie, a nie inne decyzje. Czy nadal niosą cię skrzydła motyla, a może już na stałe wrosły w ciebie te należące do ćmy."

Lubię sięgać po autorskie debiuty, bo nigdy nie wiem czego mogę się po nich spodziewać. Zawsze czuję się mile zaskoczona, jeśli jakaś książka przypadnie mi do gustu, a kiedy zdarzy się tak, że jednak nie do końca czuję się przekonana do danej lektury to i tak staram się wypatrzyć te malutkie, pozytywne aspekty. Do czego zmierzam? Jak się domyślacie do tego, by przedstawić Wam kolejny polski debiut, ten z pierwszej grupy - bardziej zaskakujący i intrygujący, niż można by pomyśleć.

Julia, główna bohaterka książki, mieszka w Paryżu i dąży do tego, by rozwinąć swoją karierę. Jako projektantka mody przygotowuje się do swojego debiutanckiego pokazu, na którym przedstawi zupełnie niespotykaną kolekcję. I kiedy kobieta jest już u progu swojej kariery jeden telefon wywraca jej życie do góry nogami. Właściwie to można było się domyślić, że nic nie przyjdzie głównej bohaterce tak łatwo, jakby tego chciała, bo jej postać kreowana jest w stronę tych silnych i niezależnych kobiet, które same doskonale wiedzą jak radzić sobie z irytującym losem. Właściwie nie mam nic do zarzucenia postaci Julii, która zaintrygowała mnie nie tylko pasją, ale i pomysłowością jeśli chodzi o kolekcję, jaką tworzyła.

Książka stanowi misz-masz gatunkowy, w którym dostrzec mogłam elementy thrillera, kryminału i powieści obyczajowej - dzięki temu, każdy znajdzie tu coś dla siebie. Jednocześnie lektura zaczyna się już mocnym prologiem, który właściwie całkiem mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się, że już sam wstęp okaże się tak intrygujący. I tutaj niestety pojawia się jedno moje zastrzeżenie - niezły prolog nastawiający czytelnika na dobrą lekturę staje naprzeciw dwóm pierwszym rozdziałom, które nie pędzą tak szybko jakby się chciało. Ale to jedynie chwilowe spowolnienie akcji, które w dalszej fabule napiera rozpędu i już do samego końca utrzymuje się na dobrym poziomie. Nie ma co się dziwić, w końcu to debiut autorki, która dopiero rozpoczyna swoją pisarską karierę, więc cieszę się, że książka w ogólnym rozrachunku wypadła tak dobrze. To nic, że pojawił się chwilowy przestój, jeśli prowadzone dialogi i ciekawe przedstawienie wydarzeń nadają książce swoistego klimatu, który jednak pozytywnie nastawia do jej kontynuowania.

"Motyle i ćmy" to debiut, który przede wszystkim zdobywa sobie sympatię czytelnika pomysłem. Fabuła jest zaskakująca i ciekawa, a niecodzienny bieg wydarzeń sprawia, że czytelnik kontynuuje lekturę z czystej ciekawości. Jak rozwiąże się zagadka? Jak potoczą się losy bohaterów? Chciałam to wiedzieć, bo polubiłam postacie za ich charyzmatyczność i niebanalność, a sam klimat tajemnicy i nierozwiązanej zagadki zaprosił mnie do kontynuowania lektury choćby po to, by poznać zakończenie. Uważam, że to bardzo dobra książka, którą warto poznać. Więc jak, skusicie się?

Za możliwość przeczytania dziękuję Autorce.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

"W sercu oceanu" Elvira Menéndez

"W sercu oceanu" Elvira Menéndez, Tyt. oryg. Elvira Menéndez, Wyd. Czarne, Str. 544

"- Z tego, co wiem, ona sama kąpie się raz na tydzień, potem niewolnica opryskuje jej ciało wodą różaną, którą wypluwa z buzi.
- Na gołe ciało...?
- Tak sądzę.
- Boże miłosierny!"

Elvira Menéndez ma bardzo specyficzny styl pisania - jeśli nie będziecie mogli odnaleźć się w powieści na samym początku, nie skreślajcie jej tak łatwo. Mi również trudno było się odnaleźć na pierwszych stronach i miałam chwilę słabości, kiedy chciałam po prostu rozstać się z lekturą, ale tego nie zrobiłam - i na dalszych stronach historii zaczęłam już odnajdować wartości i ciekawych bohaterów, które przekonały mnie do kontynuowania lektury.

Lubię książki historyczne, bo zawsze przenoszą mnie do świata o którym marzę. Nie wiem dlaczego, ale ciągnie mnie do przeszłości bardziej, niż do tego co obiecuje nam przyszłość. Dlatego raz po raz decyduję się na powieści z różnych wieków, więc tym razem skusiłam się na XVIw, w którym Korona Kastylii prowadzi intensywny podbój Nowego Świata. Brzmi trochę nudno, prawda? Niestety tak zawsze zapowiadają się lektury z gatunku historycznego, ale nie zawsze musi być tak, jak się wydaje. Dobrze napisane wydarzenia mogą intrygować i kusić czytelnika dalszą lekturą i zanim się obejrzymy w głowie mamy sporo faktów z przeszłości a i lektura zmieni nasze podejście do gatunku. Niestety z powieścią "W sercu oceanu" było tak pół, na pół. Czytając o decyzjach podejmowanych przez Karola V, który chciał wprowadzić chrześcijaństwo w odległych rejonach imperium byłam naprawdę zaintrygowana losami bohaterów i tym, czy ich przedsięwzięcie osiągnie zamierzony skutek. Pamiętajcie, że w ówczesnych bohaterom czasach nic nie było takie łatwe, ponieważ każdy pomysł spotykał się z falą krytyki tych, którym w niesmak były zmiany mogące pokrzyżować ich egoistyczne plany.

"W sercu oceanu" to powieść, która trafi przede wszystkim do kobiet. Aby zapobiec mieszaniu się krwi kolonizatorów z tubylcami, hiszpańska Rada do spraw Indii wysyła do Ameryki pierwszą ekspedycję kobiet w historii: osiemdziesiąt dziewcząt pochodzących z najznakomitszych rodzin szlacheckich, które utraciły swe fortuny na skutek kryzysu dotykającego wówczas Hiszpanię. Przedstawione wydarzenia mocno wpływają na odbiór przez czytelnika, jednak pojawia się największy problem tej historii - ciekawy temat został przytłumiony słabym stylem autorki, pozbawionym wyrazu i emocji, przez to zamiast intrygować, powieść w kilku momentach miała postój i nudziła. Nie chcę Was zrazić do lektury, bo pojawiły się intrygujące sceny namiętności, obecna była wielka przygoda a i wielu bohaterów mocno mnie do siebie przekonało, ale ta płaskość rozgrywanych scen ciągle siedzi mi w głowie i rzutuje na całe postrzeganie fabuły.

Czuję się odrobinę rozczarowana tą historią. Mam wrażenie, że autorka nie do końca potraktowała temat poważnie i chociaż jej powieść okazała się ciekawa to zdecydowanie zbyt mało otrzymałam płynnych scen i wielowątkowych wydarzeń. Byłam przekonana, że czeka mnie wielka przygoda - wzloty i upadki głównych bohaterów, niekończące się rozterki i wielkie uniesienia. A w końcowym rezultacie otrzymałam dobrze napisaną historię, tylko pozbawioną życia. To trochę rozczarowujące, bo przecież książka napisana została przez hiszpańską autorkę, więc wydawałoby się, że płomienny romans i skrajne emocje powinny być elementem obowiązkowym tej powieści. Jednak "W sercu oceanu" może zaciekawić czytelnika, który lubi powieści tego typu - nie chcę Was całkowicie odstraszyć od tej historii, bo jest w niej pewien potencjał, tylko niestety nie wykorzystany do końca. Nie żałuję, że rozpoczęłam przygodę z tą książką i cieszę się, że mogłam ją przeczytać do końca, ale wybór pozostawiam Wam. Zdecydujecie się?

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Czarne.

niedziela, 14 sierpnia 2016

"Ktoś mnie pokocha. 12 wakacyjnych opowiadań" Stephanie Perkins

"Ktoś mnie pokocha. 12 wakacyjnych opowiadań" Stephanie Perkins, Tyt. oryg. Summer Days & Summer Nights: Twelve Love Stories, Wyd. Otwarte, Str. 480

"Miłość potrafi być dziwna i smutna. Trudno czasami zrozumieć, dlaczego w różnych momentach swojego życia pędzimy w stronę jednych ludzi, a uciekamy przed innymi. Dlaczego tak bardzo szukamy tego, za czym tęsknimy,a potem tak szybko umykamy, gdy to znajdziemy."

To chyba jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie książek tego lata. Ta sama publikacja, tylko w wersji zimowej ("Podaruj mi miłość. 12 świątecznych opowiadań") dotrzymywała mi towarzystwa w święta Bożego Narodzenia nadając niesamotnego klimatu, więc nie mogłam za nic przepuścić, gdy tylko dowiedziałam się, że swoją premierę będą miały wakacyjne opowiadania o miłości.

Książka kryje w sobie 12 historii znanych i cenionych autorów, którzy wykazali się wielką pomysłowością i podeszli do sprawy naprawdę porządnie, bo każda czytana przeze mnie opowieść przenosiła mnie do innych wydarzeń i w ani jednym miejscu nie poczułam się jakby miała styczność z czytelniczym deja vu. Tego obawiałam się najbardziej - że każda historia, jedna po drugiej będzie niemal taka sama. Co to byłaby wówczas za zabawa? Na całe szczęście wszystkie nowelki okazały się ciekawe, mądre i cudownie napisane, tak że przez całą lekturę czułam na skórze promienie słońca, zapach przygody i wielkie sercowe problemy.

W książce pojawiło się wiele cenionych nazwisk, a pośród nich możemy odnaleźć nowelki autorstwa Veroniki Roth, Cassandry Clare czy Leigh Bardugo na której historię najbardziej liczyłam. Opowiadania zebrane w jednym tomie odwołują się do wszystkich możliwych barw miłości, która jak nikt inny potrafi sobie pogrywać z bezbronnymi bohaterami. A jednak jest w tej książce coś więcej - pomiędzy tematem poszukiwania miłości i szczęścia, kryją się trudniejsze odpowiedniki współczesnych problemów: rozpad rodziny, śmierć i brak zrozumienia ze strony rówieśników czy społeczeństwa. Miłość homoseksualna staje tu na równi z heteroseksualnością i wcale nie gorszy, a jedynie pokazuje, że każdy zasługuje na to by odnaleźć szczęście w ramionach ukochanej osoby.

Każde opowiadanie łączy jedno - nastoletni bohaterowie, którzy zostali postawieni w przeróżnych sytuacjach. Pojawił się klimat wakacyjnego relaksu, mroczne sceny niepewności i trochę zwątpienia co do tego czy szczęśliwe zakończenie jest dla każdego. I bez względu na to, który autor pojawia się w kolejnej historii, pojawiają się dopracowane dialogi, żywa akcja i wielowymiarowi bohaterowie, którzy zapraszają na moment do swojego świata i na długo pozostają w pamięci czytelnika. Każda opowieść była dla mnie jedyna i niepowtarzalna, ale jeśli miałabym wybrać postawiłabym zdecydowanie na niesamowity klimat opowiadanie Cassandry Clare, które przeniosło mnie do tajemniczego cyrku. Co tam się w nim działo! Aż trudno mi uwierzyć, że taka króciutka historia tak wielkie wywarła na mnie wrażenie. Ale nie chcę tutaj umniejszać zasług pozostałych autorów, bo „Byle nie miłość” słodko przedstawił uczucie dwójki osób, które idealnie wpasowało się w letni klimat za oknem. I chociaż każdy z Was odbierze te opowiadania indywidualnie, to możecie mi wierzyć na słowo - na pewno znajdziecie swoją ulubioną opowieść.

"Ktoś mnie pokocha. 12 wakacyjnych opowiadań" to lektura idealna na lato, ale i późnią jesienią czy zimowym, mroźnym porankiem rozgrzeje Wasze serca. To zbiór uroczych, ciepłych powiastek dla każdego poszukiwacza szczęśliwych rozwiązań i nieoczekiwanych zwrotów akcji w życiu zwykłych bohaterów. Dla mnie - lektura obowiązkowa dla każdego, bez względu na wiek czy nastawienie, bo każdy z nas wie, że miłość zawsze odnajdzie swoją drogę. Przede wszystkim w chwili, kiedy nikt się tego nie spodziewa. Polecam! 
http://www.taniaksiazka.pl/

sobota, 13 sierpnia 2016

"Marianna" Magdalena Wala

"Marianna" Magdalena Wala, Wyd. Czwarta Strona, Str. 328

"Wyraźnie odczuła te dobroczynne skutki małżeństwa. Sny z Białą Damą w roli głównej w tej sytuacji wydawały jej się mało szkodliwe i nawet w połowie nie tak przerażające."

Marianna to tytułowa bohaterka, która chyba najmocniej zapadła mi w pamięć, jeśli chodzi o wszystkie przeczytane przeze mnie książki na przełomie kilku miesięcy. Uwielbiam silne postacie, więc tym bardziej angażuję się w ich losy, ale to co wyprawiała ta dziewczyna sprawiło, że moje serce niemiłosiernie stawało i rwało się do galopu raz za razem! Nie patrząc na tradycję i przyjęte przez społeczeństwo poglądy dziewczyna nie zamierzała siedzieć z założonymi rekami, kiedy dookoła wszyscy ginęli w powstaniu listopadowym. I zamiast opłakiwać poległych, sama przebrała się w mundur po to, by stanąć u boku pozostałych, walcząc jak mężczyzna. Nie ma co, Marianna zaimponowała mi dobitnie, na tyle, że za nic nie mogłam oderwać się od rozgrywanych wydarzeń.

Lubię polskie książki za to, że nawiązują do naszych tradycji. Wydarzenia rozgrywane na kartach tej książki to przecież nasza historia, która wydarzyła się wcale nie tak dawno temu. Do dziś uczymy się o powstaniu listopadowym i opłakujemy poległych tam żołnierzy, więc kiedy pojawia się okazja do przeniesienia się na pole bitwy - warto zaryzykować, by choć na moment znaleźć się na miejscu tych, którzy oddali za nas życie. Może brzmi to bardzo patetycznie, ale nie mam tego na myśli - po prostu szanuję wydarzenia i chcę o nich pamiętać. Dlatego tak bardzo książka pani Wali przypadła mi do gustu - doceniam jej wielkie zaangażowanie i przede wszystkim naprawdę dobry styl pisania, bo mogła mnie zanudzić na śmierć a wcale tego nie zrobiła! Wręcz przeciwnie, jak sami widzicie, naprawdę mocno mną wstrząsnęła.

Jednak tam gdzie walka na śmierć i życie, nie może również zabraknąć miłości. Tutaj na początku pojawia się motyw małżeństwa z rozsądku. Walka nie pozwoliła Mariannie osiągnąć tego co zamierzała, dlatego zdecydowała się na alternatywę - małżeństwo, które uchroni jej rodzinę od wyjazdu na Sybir. Na pierwszym planie pojawia się zatem idealny kandydat - przystojny, bogaty i młody, a w dodatku sam poszukuje żony. Brzmi jak spełnienie wszystkich marzeń głównej bohaterki, prawda? Niestety nic nie jest takie łatwe, na jakie wygląda, więc razem z poznaniem młodego kandydatka główna bohaterka - odważna i piekielnie pewna siebie, musi stanąć twarzą w twarz z wyzwaniami, które przygotowało dla niej życie.

Jestem miło zaskoczona historią "Marianny". Uwielbiam takie powieści, gdzie siła kobiet zagrzewa do walki - tej prawdziwej i tej wewnętrznej. Nie chodzi tutaj o współczesne poglądy społeczeństwa, ale o człowieka, który jest w stanie poświęcić naprawdę dużo by walczyć o bezpieczeństwo swojej rodziny. Historia tej książki jest mi szczególnie bliska przez wydarzenia, które faktycznie miały miejsce w rzeczywistości. Autorka otworzyła przede mną wyjątkowy świat prawdy o ludzkiej osobowości - nie cofnąć się przed złem, iść na przód mimo strachu i bólu, zrobić wszystko, by wygrać. Jestem pod dużym wrażeniem! 

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

czwartek, 11 sierpnia 2016

"Moje życie obok" Huntley Fitzpatrick

"Moje życie obok" Huntley Fitzpatrick, Oryg. My Life Next Door, Wyd. My Life Next Door, Wyd. Zysk i S-ka,Str. 450

"- Poza nadzieją, że to żelki magiczne? - odzywam się. - Nie mam pojęcia."

Są powieści młodzieżowe, które trafiają do czytelnika prosto w jego serce. Takie o których szybko się nie zapomina i które chciałoby się czytać w nieskończoność, za każdym razem będąc nieświadomym tego, co czeka na nas na kolejnych stronach. "Moje życie obok" Huntley Fitzpatrick idealnie się w tym odnajduje.

Powieść powinna być zwykłą historią miłosną, przynajmniej wszystko na to wskazywało. Przy obecnej fali typowych książek młodzieżowych nie spodziewałam się niczego wielkiego po tej lekturze, ale nie ukrywam, że jednak gdzieś w głębi serca miałam ochotę na coś zupełnie nieoczkowanego, co porwie mnie na całego. I tak właśnie się stało, bo już przy pierwszych stronach przepadłam bez reszty. Przede wszystkim to historia, która intryguje już na samym początku a klimat tajemniczości i wiszącego w powietrzu sekretu utrzymuje się do ostatniej strony, po drodze jeszcze niejednokrotnie zaskakując czytelnika. W połowie lektury przeżyłam spory szok rozwiązaniem wydarzeń, ale to finał zburzył mój świat na moment i sprawił, że nie wiedziałam co powiedzieć. Tego się nie spodziewałam i za to ogromnie dziękuję autorce, bo sprawiło coś niesamowitego - pozwoliła, by moje lodowe serce na moment zaczęło szybciej bić.

Historia na początku wydaje się błaha i właściwie bardzo typowa - Samantha obserwowała Garrettów przez cały czas, nikomu tego nie zdradzając. Co nią kierowało? Może chęć poznania życia innych, a może chwila ucieczki do zupełnie innego świata. Jednak to spotkanie z Jase'm Garrettem wszystko zmieniło. Dosłownie wszystko, bo od tej pory życie bohaterów zaczęło toczyć się zupełnie nowymi torami. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że stereotypowe postacie zagubionej dziewczynki i silnego mężczyzny gdzieś się rozmywają i pozwalają nareszcie pokazać się z pozytywnej strony zwykłym bohaterom. Samantha marzy o tym, by na chwilę zamienić się miejscami i należeć do rodziny, która jest jej całkowitym przeciwieństwem. Z kolei Jas jest tak uroczy i uczuciowy, że nie wyobrażam sobie by ten chłopak mógł zmienić się w mroczną postać jaką znamy we wszystkich powieściach New Adult. Tutaj tego nie ma - jest strata, jest ból, pojawiają się trudne wybory, wątpliwe przyjaźnie i obecny jest również strach przed tym, by zaufać komuś po raz kolejny. A w tym wszystkim dwójka zagubionych młodych dorosłych, rzeczywistych i bardzo wiarygodnych pod względem swojej kreacji.

Wiecie co w tej książce jest najlepsze? Pomijając oczywiście piękną historię, rewelacyjnych bohaterów i masę emocji? Styl autorki. Każde zdanie przekonywało mnie o tym, że Huntley Fitzpatrick pisząc swoją powieść żyła życiem  bohaterów, bo i ja przez to przenosiłam się do jej świata jako niemy i bardzo zachwycony obserwator. To nie jest tak, że ta książka smuci czy przywołuje melancholijny nastrój. Właściwie to wręcz przeciwnie - temat wskazywałby na chwile smutku, ale dialogi pomiędzy bohaterami są zabawne i bystre, więc humoru w tej historii absolutnie nie brakuje.

Uwielbiam takie lektury - błyskotliwe, zaskakujące, pełne humoru i przy tym troszeczkę poważne. Nie da się jej oprzeć, bo autentyczność i czar, jaki bije z książki "Moje życie obok" oczaruje każdego czytelnika. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej powieści i jedyne czego żałuję to tego, że tak szybko się skończyła. Jak to jest śledzić czyjeś życie obok? Jeśli szukacie książki z która będziecie mogli się utożsamić i na moment zmienić się w bohaterów czytanej lektury - gorąco polecam!

http://www.taniaksiazka.pl/

środa, 10 sierpnia 2016

"Przekonaj mnie, że to ty" Anna Karpińska

"Przekonaj mnie, że to ty" Anna Karpińska, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 448

Do tej pory wiele dobrego słyszałam o powieściach Pani Anny, ale nigdy nie było mi po drodze do którejś z jej lektur. Podobno zawsze musi być ten pierwszy raz, więc nie namyślając się zbyt długo zabrałam się za jej najnowszą książkę. I już teraz nie dziwi mnie skąd tyle pozytywnych opinii - sama czuję się mile zaskoczona.

Po śmierci męża Urszula przestała rozumieć swoją córkę Edytę. Z kolei dziewczyna nie ułatwiała jej próby pojednania. Nigdy do tej pory nie potrafiły znaleźć wspólnego języka, ale Marek potrafił to łagodzić. Dziś, kiedy już go nie ma, obie kobiety wydają się bardziej zagubione niż dotychczas. Jednak zostają same z prowadzonym pensjonatem, więc powolnymi krokami starają się wypracować wzajemne porozumienie. Czy śmierć męża może zbliżyć do siebie matkę i córkę? A może dawno zapomniane sekrety, znowu zaczną dręczyć rodzinę?

Jak sami widzicie - w tej historii pojawiło się naprawdę dużo emocji, mniej lub bardziej angażujących czytelnika, ale na pewno sprawiających, że cała powieść nabrała mocniejszego wydźwięku. W dodatku dobrze wykreowane postacie sprawiły, że historia jakby nabrała głębszego wymiaru i przenosiła się do rzeczywistego świata. Obrany przez autorkę temat nie jest łatwy - śmierć bliskiej nam osoby sprawia, że życie wywraca się do góry nogami, jednak Urszula i Edyta nie popadają w skrajne emocje. Na początku bałam się, że dopadnie ich bierność i tak wielki smutek, że z książki nie wyciągnę nic poza melancholijnym nastrojem. A jednak bardzo się zdziwiłam, kiedy dotarła do mnie pierwsza fala sprzecznych emocji. Skąd się wzięły? Urszula to matka, która kocha swoje dziecko ponad wszystko, ale kiepsko jej idzie pokazywanie tego. Z kolei Edyta marzy o tym, by samodzielnie stanąć na nogi i odnaleźć własną tożsamość.

Chociaż książka "Przekonaj mnie, że to ty" jest przede wszystkim powieścią obyczajową, to pojawiły się elementy zagadki i tajemniczości, które rewelacyjnie wpasowały się w cały klimat. Kto z nas nie lubi rodzinnych sekretów? Pewnego dnia w pensjonacie kobiet pojawia się Iga, młoda dziewczyna, która zapoczątkuje serię kolejnych nieoczekiwanych wydarzeń. A czytelnik w tym wszystkim sam nie wie, czy ma prawo do zgłębiania kolejnych tajemnic tej pokiereszowanej przez życie rodziny, ale jednocześnie trudno mu oderwać się od kolejnych stron lektury. Trudne relacje, strata, walka o własne ja i wielkie marzenia na wyciągnięcie ręki to motywy przewodnie tej powieści, która na pewno przekona Was swoim klimatem i wprawną ręką autorki do kreowania wiarygodnych i wymiarowych bohaterów oraz wydarzeń.

"Przekonaj mnie, że to ty" to powieść obyczajowa, ale ta bardziej wartościowa. Ciekawa, wciągająca i - przede wszystkim - bardzo intrygująca. Każdy z nas wie, że życie potrafi zaskakiwać, ale to co działo się z losem głównych bohaterek przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Takie powieści lubię i do takich zawsze mnie ciągnie! Naprawdę szczerze polecam, nie tylko fanom gatunku i twórczości autorki, ale każdemu kto lubi książki mądre i zapewniające dobre zagospodarowanie czasu.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

"W matni marzeń" Virginia Cleo Andrews

"W matni marzeń" Virginia Cleo Andrews, Tyt. oryg. The Web of Dreams, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 544

"Jaki sens mają postanowienie i obietnice? Możemy przysięgać na tysiąc Biblii, że nigdy nie zdradzimy ludzi, których kochamy, ale może się zdarzyć, że los nam to uniemożliwi, każe zapomnieć o marzeniach i przysięgach."
Nadszedł finał kolejnej sagi rodzinnej, która szturmem zdobyła moje serce. Mam wielką słabość do twórczość Andrews i zarówno saga "Kwiaty na poddaszu" jak i obecna - o rodzinie Casteel,  miały na mnie ogromny wpływ. Znacie te historie, o których nie jest łatwo zapomnieć i o których - przede wszystkim - zapominać się nie chce? Jeśli nie mieliście tego szczęścia poznać powieści przejmującej i angażującej czytelnika ze wszystkich sił, nie zwlekajcie - czas najwyższy zmierzyć się z losami Heaven Leigh Casteel i jej potomków.

Dawniej, tak jak duża liczba współczesnych czytelników, uciekałam od powieści obyczajowych i nie widziałam w nich większego sensu. Ale właśnie książki Andrews dały mi wiele do myślenia i nigdy nie zapomnę swoich pierwszych wrażeń w czasie lektury "Kwiatów na poddaszu". To skłoniło mnie do sięgania po jej pozostałe powieści, które niezawodnie - wszystkie dokładnie tak samo - sprawiają, że za nic nie mogę oderwać się od czytanej fabuł. Wiecie w czym tkwi fenomen? W słowie, jakim operuje autorka. Nie robi tego w zwykły sposób, ponieważ wystarczy sam fakt, że opisuje proste - choć piekielnie skomplikowane - życie głównych bohaterów. Nie, to nie w stylu Andrews. W każdej jej książce znajdziecie piękny, metaforyczny język, który o dziwo nie męczy, a jedynie rozkochuje w każdym przeczytanym zdaniu.

Finał sagi o rodzinie Casteel to chwilowe spojrzenie w odległą przyszłość by na nowo, z przytupem wkroczyć do wydarzeń z przeszłości. Annie Casteel Stonewall powróciła do Farthinggale Manor na pogrzeb swojego ojca, Troya Tattertona. W ferworze wydarzeń odnajduje stary pamiętnik, który ujawnia przed nią wszystkie nieznane do tej pory wydarzenia z przeszłości.

To kolejny fenomen Andrews - nikt nigdy nie komplikował życia swoich bohaterów tak, jak robi to ona. Każda z pięciu powieści dotyczących losów rodziny Casteel pokazuje, że mimo niepowodzeń i demonów przeszłości warto iść na przód, by nie zagubić własnego ja. Cała seria łączy się ze sobą w kompletną całość co dowodem jest właśnie obecny, finalny tom - to jak zamknięte koło, które zamyka powieść, by właściwie rozpocząć ją na nowo. A w tym wszystkim są dramatyczne i przede wszystkim traumatyczne losy bohaterów, o których czyta się z przyspieszonym sercem i ściśniętym gardłem, bo nie brakuje ani bólu ani straty. I chociaż chciałoby się powiedzieć dość - bo ile cierpienia można znieść? - nikt nie chce kończyć czegoś, co tak mocno wpływa na czytelnika.

"W matni marzeń" to idealne zakończenie serii. Ogromnie żałuję, że to już koniec i nadszedł czas rozstania z rodziną Casteel, ale nie mogę zapomnieć, że żadnej serii do tej pory nie czytało mi się tak dobrze, jak tej opisującej historie życia powyższej rodziny. Możecie mówić wiele złych rzeczy na temat sag rodzinnych - że są nudne, nie wciągają i ciągną się jak przewidywalne telenowele - ale wystarczy tylko jedna książka z serii, żeby Wasze zdanie zmieniło się w jednej chwili. Andrews zrywa ze wszystkimi przyjętymi schematami i chwała jej za to. Polecam!

Z serii:

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

sobota, 6 sierpnia 2016

"Bramy raju" Virginia Cleo Andrews

"Bramy raju" Virginia Cleo Andrews, Tyt. oryg. Gates of Paradise, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 504 

"Byłam niczym kwiat wstawiony w ciemny kąt i niepodlewany. Kiedy już zwiądł, nagle dopuszczono do niego światło i zrosił go błogosławiony deszcz, aż odżył i rozkwitł."

"Bramy raju" to czwarty tom sagi o rodzinie Casteel, gdzie mroczna prawda o bohaterach przeplata się z trudami życia. To historia niezwykle prawdziwa i intensywna, od której nie sposób się oderwać.
Heaven Leigh osiągnęła to, o czym tak mocno marzyła - dom, męża i miłość, której zawsze jej brakowało. Niestety nic nie trwa wiecznie i dochodzi do wypadku, w którym nieodwracalnie wszystko wywróci się do góry nogami. Jest jednak jej córka - Annie Casteel Stonewall, która musi uporać się z nową sytuacją. Pojawia się również przeszłość, o której jej matka tak usilnie starała się zapomnieć. Jak zakończy się powrót do Farthy Manor?

W pierwszym tomie "Rodzina Casteel" poznałam Heaven Leigh, główną bohaterkę, której życie poruszyło mnie do głębi. W tym tomie Heaven ustępuje miejsce Annie, bardzo podobnej do swojej matki, silnej dziewczynie marzącej o lepszym życiu. Jej postać jest kolejnym dowodem na to, że Andrews doskonale wie, jak wykreować bohaterów - od początku do samego końca, angażując w to życie i śmierć. Annie po wypadku trafia do szpitala, gdzie sparaliżowana ma przy sobie troszczącego się o nią Tony'ego Tattertona - zdolnego zapłacić każdą cenę za jej powrót do zdrowia. Dziewczyna jeszcze nie wie, że przyjdzie jej odkryć mroczne tajemnice przeszłości i prawdę, której wolałaby nigdy nie poznać. Ponownie w rolę głównej bohaterki zostaje zaangażowana nie tylko osoba, ale i silna wola oraz determinacja. Więc sami powiedzcie, jak tu nie kochać książek autorki?

Pisać sagi rodzinne nie jest łatwo, a ich drogi kariery są dwie - albo całkowity sukces, albo totalna porażka. Nie ma tutaj czegoś pomiędzy. Zaglądając do bibliografii autorki pozornie można założyć, że tworzyła tasiemcowate, rodzinne historie. Nie od dziś jednak wiadomo, że pozory mylą. Seria o rodzinie Casteel niesie ze sobą wiele emocji, nadziei i oczekiwań, których nie znajdziecie w żadnej mało znaczącej sadze. "Bramy raju" to kontynuacja losów Heaven Leigh, dla której życie nigdy nie było łaskawe oraz dalsze losy, kontynuowane przez jej córkę. Losy Annie Andrews oddała w niezwykły sposób - dotknęła tematów tabu, odkryła wiele tajemnic o których nikt nie chce pamiętać. Niezależnie od tego czy czytamy kontynuację, czy początkowy tom serii, zawsze mamy przy sobie wielki dowód na to, że autorka doskonale znała się na sztuce pisania.

"Bramy raju" to doskonała kontynuacja historii, o której nie można i, o której nie chce się zapominać. To również książka pisana wspaniałym stylem, dobitnym językiem, wykonana z plastycznością miejsc i powołująca do życia pełnowymiarowych bohaterów. Przygotujcie się na jeszcze więcej tajemnic, mrocznych scen i trzymającej w napięciu akcji. Już teraz wiem, że seria na długo pozostanie w mojej pamięci i jeszcze nie raz do niej wrócę.

Z serii:
Rodzina Casteel | Mroczny anioł | Upadłe serca | Bramy raju | W matni marzeń

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

czwartek, 4 sierpnia 2016

"Upadłe serca" Virginia Cleo Andrews

 "Upadłe serca" Virginia Cleo Andrews, Tyt. oryg. Fallen Hearts, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 464

"Jakie kruche, ulotne i nieprzewidywalne jest życie, myślałam. W jednym momencie jesteśmy beztroscy i szczęśliwi, a w następnym - zrozpaczeni, załamani, w żałobie."

Nie ma nic lepszego niż dobra saga rodzinna. A nikt inni nie potrafi tak opowiadać jak Andrews. Więc wyobraźcie teraz sobie, że jedna z najlepszych powieści obyczajowych ponownie zaprasza do kontynuacji lektury.

Heaven Leigh Casteel wie, że przyszedł czas na zmiany. Zostawiając za sobą przeszłość, angażuje się w teraźniejsze życie. Powraca na Wzgórza Strachu, aby spełnić swoje marzenia i w końcu uczyć w szkole w Winnerow. Niestety sielanka nie jest wieczna, bo chociaż udało jej się poślubić miłość z dzieciństwa Tony Tatterton na nowo wkracza w jej życie. Czy uda się uciec przed demonami przeszłości?

Sagi rodzinne z reguły są intrygujące, ale przy tym lekkie i prowadzące czytelnika przez mało skomplikowany świat ludzkich problemów. Nie tym razem. Właśnie za to uwielbiam twórczość Andrews - za jej skomplikowane powieści, w których nic nie jest takie, na jakie wygląda, za jej podejście do świata i przede wszystkim za bohaterów, którzy żyją własnym indywidualnym życiem. Nie tylko główni bohaterowie powstali z precyzją i pojawili się na scenie jako wielowymiarowe postacie, ale i drugoplanowe osoby potrafią choćby na moment skupić na sobie wzrok czytelnika. A nie było to łatwe, bo w powieści pojawia się tak wiele bohaterów, że wystarczył by jeden ich nieprzemyślany ruch, by zepsuć kompletną całość.

Zauroczyłam się opisami miejsc, bohaterów i wyznaniami poszczególnych postaci. To kolejny atut powieści Andrews, który już zawsze będzie mnie fascynował - pozornie nieskomplikowane wydarzenia i zwykły tekst, potrafiła zmienić w coś tak niesamowicie pięknego, że na opisanie tego brakuje słów. Duża liczba metafor, piękny język - i przy tym absolutnie nie męczący! - czarują czytelnika jak baśń, tylko taka życiowa i kierowana przy tym do dorosłych. Bo niestety Haven nigdy nie miała łatwego życia, a jej przyszłość, mimo pozornie rozwiązanych problemów niesie ze sobą jeszcze wiele nieodkrytych tajemnic. Musicie pamiętać, że autorka słynie z tego, że uwielbia komplikować życie sowich bohaterów i chwała jej za to! Bo gdyby nie liczne zwroty akcji, mnóstwo wątków i sekretów, powieść nie wpływałaby na czytelnika taka bardzo, jak robi to obecnie.

"Upadłe serca" to historia, która trafia do czytelnika z miejsca. Wciąga, intryguje i bombarduje całą masą emocji, od których za nic nie da się oderwać. I przede wszystkim - nikt nie chce z nich rezygnować. Andrews pisała tak, jakby od tego zależało jej życie i - wierzcie mi - można to wyczuć. Żal mi jedynie, że nie dokończyła swojej serii i zastąpił ją ghost writer. Nie ma jednak tego złego, prawda? Bo niezależnie od tego, kto pomógł w kontynuacji historii zrobił to na równie wysokim poziomie. Polecam!

Z serii:
Rodzina Casteel | Mroczny anioł | Upadłe serca | Bramy raju | W matni marzeń

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

środa, 3 sierpnia 2016

KONKURS - Nawet o tym nie myśl od dziś w księgarniach!

Moi Mili,
z okazji dzisiejszej premiery książki pod patronatem ThievingBooks "Nawet o tym nie myśl" mam dla Was specjalne konkursy - do wygrania są trzy egzemplarze książki, o którą zdecydowanie warto powalczyć ;)

Nawet o tym nie myśl  

To miał być zwykły szkolny dzień: odbębniasz kolejne lekcje, spotykasz się z chłopakiem, gadasz z kimś na przerwie, śmiejesz się z wygłupów kumpla... No, może o tyle nietypowy, że wszyscy obecni tego dnia uczniowie mieli iść na szczepienie przeciw grypie. Nie każdy to lubi, ale takie rzeczy da się przeżyć... A jednak ten dzień zmienił całkiem nasze życie. Bo kiedy słyszysz to, co myśli przyjaciółka, koleżanka z klasy, Twój chłopak, rodzice i nauczyciele, to bywa dość przykre, a kiedy znajomi usłyszą Twoje myśli, to może być katastrofa - przecież część spraw wolisz zostawić dla siebie, jak to, że podkochujesz się w chłopaku koleżanki czy że masz dość swojej przyjaciółki.

A teraz wszyscy już wiedzą, że Tess straciła głowę dla swojego najlepszego kumpla Teddy’ego, że Mackenzie oszukała Coopera, że pielęgniarka była kiedyś striptizerką. I ta wiedza wywraca wszystko do góry nogami.

Pełna dowcipnych wpadek historia, w której jedno wydarzenie przewartościowuje kompletnie wiele poglądów, zmienia szkolne przyjaźnie i miłości i całkowicie odmienia codzienność. Marzysz czasem o poznaniu cudzych myśli? Przekonaj się, jak by to było, gdyby inni mogli zajrzeć do Twojej głowy!

WARUNEK:
Żeby móc wziąć udział w konkursie proszę Was o zostanie obserwatorem mojego bloga oraz fan page Thievingbooks. Oczywiście w konkursie mogą brać udział również osoby anonimowe - wówczas proszę o polubienie jedynie fan page :)

ZADANIE KONKURSOWE:
Wyślijcie w komentarzu (tylko w tym poście!) zgłoszenie, w którym zgłaszacie się do konkursu i podajcie swój adres e-mail. 

NAGRODA:
1x egzemplarz książki "Nawet o tym nie myśl".
Drugi egzemplarz do wygrania - fan page ThievingBooks.
Trzeci egzemplarz do wygrania - instargarm ThievingBooks.

REGULAMIN:
1. Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga: THIEVING BOOKS
2. Sponsorem nagród jest Wydawnictwo Feeria.
3. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest obserwacja bloga oraz fan page Thievingbooks.
4. Konkurs trwa od 3 sierpnia 2016 roku do 10 sierpnia 2016 roku do godz. 23.59
5. Ogłoszenie wyników nastąpi w przeciągu 3 dni - W TYM POŚCIE!
6. Zwycięzca zostanie wyłoniony na zasadzie losowania.
7. Konkurs skierowany do osób posiadających adres zamieszkania w Polsce.
8. Ze zwycięzcą skontaktuję się drogą mailową. Zwycięzca na odpowiedź ma 3  dni - po upływie terminu wylosowany zostanie kolejna osoba wygrywająca.
9. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

Książka zabawna, przesympatyczna i idealna na poprawę humoru. Jest o co walczyć, możecie mi wierzyć na słowo. Lektura idealna na lato! :)


wtorek, 2 sierpnia 2016

"Sześć serc" L.H. Cosway

"Sześć serc" L.H. Cosway, Tyt. oryg. Six of Hearts, Wyd. Filia, Str. 480

"Jeśli nic nie masz, jesteś w stanie usprawiedliwić wiele rzeczy, które robisz by przetrwać, nawet jeśli wiąże się to z krzywdzeniem innych."

Iluzja to fascynacja, obok której nie mogę przejść obojętnie. Jestem człowiekiem małej wiary i zawsze poddaję w wątpliwość to co widzę, ale wewnątrz nie mogę wyjść z podziwu. Dlatego zdecydowałam się na lekturę powieści "Sześć serc", bo zapowiadała się naprawdę obiecująco.

Lektura L.H. Cosway to coś nowego, czego w innych książkach nigdy dotąd się nie dopatrzyłam. Wyobraźcie sobie iluzjonistę, który kocha igrać sobie ze swoją publicznością. A na dokładkę ma 27 lat i jest na tyle mroczny, że sam czytelnik nie może oderwać wzroku od kartek, z nadzieją, że być może cała ta iluzja przeniesie się również do jego rzeczywistości. Tak, to podstawowe marzenie związane z tą lekturą, bo Jay jest niesamowity - tajemniczy, ironiczny, zaskakujący. Nie dam powiedzieć na niego złego słowa, bo mnie oczarował i trudno - przepadłam bez reszty jeśli chodzi o jego urok osobisty.

Musicie jednak wiedzieć, że opis z okładki książki jest błędny. Po jego przeczytaniu wyszłam z założenia, że to główny bohater będzie narratorem całej powieści. W rezultacie trochę się rozczarowałam, bo to nie Jay prowadzi narrację w lekturze a Matilda. Nie ma jednak tego złego, ponieważ dziewczyna mimo trudnej przeszłości doskonale odnalazła się w powierzonej jej roli. Co prawda jest trochę wycofana i nieśmiała, ale nie brakuje jej sarkazmu, którym ucisza Jaya - ta dwójka pasuje do siebie idealnie i nie wyobrażam sobie, by jedno mogło żyć bez drugiego. Nie przez wzgląd na fabułę, ale przede wszystkim na charakter. Różnią się od siebie ogromnie, ale przy tym uzupełniają nawzajem i każda ich cecha charakteru była dla mnie zrozumiała i nie przeszkadzało mi w tej dwójce absolutnie nic. Zostali wykreowani w sposób bardzo wiarygodny, przyjemny dla oka czytającego - bez zbędnych wyolbrzymień, ale i tak by czasami mogli pokazać pazurki.

No cóż, nie ma co ukrywać - wątek romantyczny to główny motyw tej powieści. Matilda pracuje w kancelarii prawnej swojego ojca, gdzie pewnego dnia wkracza Jay. Iluzjonista z niego wielki, ale przy tym niekwestionowany oszust, który uwielbia robić wokół siebie szum. A niestety Matilda zawsze pakuje się w nieoczekiwane kłopoty. Wiecie już zatem, że nie ma szans, by ta dwójka przeszła obok siebie obojętnie. I chociaż w połączeniu z pikanterią, rozwój fabuły może spowodować szybsze bicie serca, nie tylko na tym opiera się historia. Zaglądając w przeszłość Matildy odkryłam również mroczną tajemnicę, która nadała historii głębszego sensu. 

W tle powieści wyczuwa się hipnotyzujące napięcie, fascynującą iluzję i bezczelne igranie z ludzką psychiką od czego absolutnie nie da się oderwać. "Sześć serc" to książka niebywała, piekielnie intrygująca i zupełnie inna niż te znane nam do tej pory. Pamiętajcie tylko, że powieść opiera się na iluzji, a ta - na zaskoczeniu. Wyostrzcie więc swoje zmysły i nie pozwólcie, by cokolwiek Wam umknęło! 

http://www.megaksiazki.pl/literatura-obca/1033161-szesc-serc.html