czwartek, 30 kwietnia 2015

"Ród" J. D. Horn

Autor: J. D. Horn
Tytuł: Ród. Wiedźmy z Savannah 1
Tytuł oryginału: Witching Savannah. The Line
Wydawnictwo: Feeria
Liczba stron: 335

Połączenia magii i miłosnych rozterek w świecie czarownic to niekoniecznie nowy, ale ciągle nie do końca odkryty temat. Co powiecie na świeżynkę w nowym, męskim punkcie widzenia - nie bohatera, a autora?

Historia ma swój początek w Savannah, urokliwym miasteczku w którym magia splata się z rzeczywistością. Tutaj Mercy Taylor oraz jej siostra Maisie żyją w rodzinie czarownic i cieszą się dużym uznaniem. Jednak to Maisie może pochwalić się mocą, którą otrzymała, a która tak bezwzględnie ominęła Mercy - jedyną w swojej rodzinie bez grama magii. Jednak to nie jedyne problemy dziewczyny, nadciąga coś co wywróci jej świat do góry nogami. Jak silna jest siostrzana miłość?

"Widzisz jedno ciało [...] ale jest w nim dziewięć inteligencji."

Mercy jest rozżalona i nie ma właściwie co się dziwić, bo przypadł jej w udziale gorszy skrawek życia w przeciwieństwie do Maisie - jej siostry bliźniaczki, uwielbianej przez rodzinę, szkolonej przez cenioną wiedźmę i oczko w głowie perfekcyjnego chłopaka. W dodatku jak na złość Mercy czuje do chłopaka swojej siostry coś znacznie silniejszego niż zwykłą przyjaźń. Tu zaczyna się kluczowy aspekty książki - wyraźni i różniący się od siebie jak woda i ogień bohaterowie. Fantastycznie czyta się o ich przygodach, jednym kibicując, innym złorzecząc, ale wszystkich doceniając pod kątem dopracowania.

Do tej pory podobne historie znałam jedynie z damskiego punktu widzenia (nie bohaterki, a autorki). A to niestety wiąże się z pewnymi schematami. I o ile w przypadku "Rodu" schematy również się pojawiają to wyłącznie te, których uniknięcie jest trudniejsze - nie ma co ukrywać, ile wersji podobnych historii można napisać, żeby się od siebie zupełnie różniły? W przypadku tej książki widać męską rękę: Hoo doo, magia i wiedźmy w temacie wypadają konkretnie i budują na tym większą całość. W Savannah istnieją prawa normalnych ludzi, czarownic o których wszyscy wiedzą i demonów, których nie wolno uwalniać - a granic pilnują kotwiczące, specjalnie do tego szkolone wiedźmy. Kiedy ginie jedna z nich już zaczyna uwidaczniać się męska ingerencja w fabułę - morderstwo to brutalny (może niekoniecznie w opisie) i kluczowy aspekt fabuły. Autor rewelacyjnie poradził sobie również z wątkiem miłosnym, który chyba okazał się dla mnie najlepszą częścią historii. Nareszcie pojawiło się coś całkowicie łamiącego przyjęte do tej pory schematy a uczucie odnalazło inne tory.

"Ród" to książka na jeden wieczór - historia jest bardzo płynna, nie ma postojów w fabule a liczba wydarzeń niweluje nudę - wciągająca fabuła niezobowiązująco zatrzymuje przy sobie czytelnika do ostatnich stron. W połączeniu ze swobodą narracji i lekkim stylem autora naprawdę można zatracić się w historii, która o dziwo wprowadziła mnóstwo wątków i dość szybkiej akcji.

"Kłamstwo jest całkiem proste. To prawda jest taka skomplikowana. Jest jak cebula, zawsze znajdziesz kolejną warstwę, jeśli będziesz obierać dalej."

Autor pozytywnie mnie zaskoczył tworząc historię, która miejscami solidnie się rozgałęzia, błądzi wątkami od jednych wydarzeń do drugich i kiedy już byłam niemal pewna, że wiem o co w tym wszystkim chodzi okazywało się, że daleko mi było do poprawnego rozwiązania. To zaskakujące jak taka przyjemna i niezobowiązująca fabuła potrafi wciągnąć na kilka godzin. Świat czarownic otwiera się przed czytelnikiem z perspektywy Mercy znającej go od podszewki, która w nim dorastała i zna możliwie jak najwięcej tajemnic, a następnie krok po kroku odsłania je czytelnikowi. Co ciekawe nie ma tutaj większych odwołań do wyjaśnień dlaczego dzieje się tak a nie inaczej - po prostu wszystko ma swoje miejsce i uzasadnienie, czy to się komuś podoba czy nie. Magia przeplata się z tajemnicami, sekretami i sporymi problemami, a wszystko to wydaje się naturalną koleją rzeczy, która zaprasza czytelnika do kolejnej przygody.

"Ród" to niezobowiązująca historia dla każdego, kto lubi sięgać po fantastykę. Chociaż książka nie wywołuje lawiny emocji to idealnie sprawdza się jako miły towarzysz w duecie z kubkiem gorącej herbaty. Dzięki przyjemnemu i swobodnemu stylowi autora czyta się niezwykle szybko a fabuła kryje w sobie spory potencjał. Wiem, że kontynuacja na pewno mnie nie ominie.

Ocena: 4/6

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Feeria.

środa, 29 kwietnia 2015

"Upalne lato Kaliny" Katarzyna Zyskowska - Ignaciak

"Upalne lato Kaliny" Katarzyna Zyskowska - Ignaciak
Wydawnictwo: MG
Liczba stron: 280

"Upalne lato Kaliny" to powieść obyczajowa z lekkim zabarwieniem psychologicznym po części zapoczątkowana tomem "Upalne lato Mariann". Książki łączą bohaterowie, ale śmiało można czytać je jako całkowicie odrębne historie.

Lato roku 1969 XX wieku, góry, Zakopane i problemy z którymi przyjdzie się zmierzyć Kalinie - głównej bohaterce i córce Marianny. Kalina to cicha, samotna i zamknięta w sobie dziewczyna, która zapomniała o swojej kobiecości a życie miłosne skreśliła z listy priorytetów angażując się w mało znaczący związek ze starszym od siebie mężczyzną. Pewnego dnia Kalina otrzymuje list od swojej starej opiekunki, w której ta odsłania wstydliwe sekrety jej matki i pozwala dziewczynie spojrzeć na własne życie pod zupełnie innym kątem.

"O szczęście warto walczyć. Nie wolno się godzić na bylejakość, bo kiedy życie przemija, starość można wypełnić dobrymi wspomnieniami."

Kalina to bohaterka, której osobowość pozostawia wiele do życzenia. Odnoszę wrażenie, że autorka chętnie kieruje kobiece role na tory nierozwagi, niechęci i czegoś na kształt egoizmu. Głównej bohaterce życie nie wyszło, tak jak powinno - matka zostawią ją ze starą opiekunką, a Kalina dziś nie potrafi stworzyć prawdziwej rodziny zaniedbując siebie, dom i dziecko. Ma to też pozytywną stronę, bo chociaż miałam ochotę powiedzieć dziewczynie kilka nieprzyjemnych słów to jednocześnie się do niej zbliżyłam i zaangażowałam mocno w jej historie próbując rozszyfrować jej zachowanie i zrozumiałam w końcu o co, w tym wszystkim naprawdę chodzi. Przynajmniej mam taką nadzieję. Bez wątpienia autorka wie, jak wykreować postać realną i mocną, której Kalina a wcześniej Marianna jest przykładem.

Klimat w książce jest naprawdę wyjątkowy. Plastyczność opisywanych miejsc przyniosła mi wizję słonecznych wakacji, górskich wędrówek i tęsknotę za tym okresem. Autorka zgrabnie wplątała w to ludzką mentalność, obyczaje i kulturę lat sześćdziesiątych. Pojawiły się odniesienia do losów powojennej arystokracji i komunistycznej rzeczywistości. W tej niepozornej książce kryje się bardzo dużo emocji, nie tylko za sprawą klimatycznych opisów i wpływu panującego okresu - które bardzo dobrze wypełniają całość - ale to emocje, ludzkie dylematy, problemy i demony przeszłości zderzają się z rzeczywistością od której trudno uciec i chociaż może nas to nie dotyczy, to utożsamienie przyszło mi zaskakująco łatwo.

"Nie ma też takich przeciwności, których przy odrobinie dobrej woli nie dałoby się pokonać. Tylko śmierć może dać kres pragnieniom. Tylko ona jest w stanie wszystko zaprzepaścić. Dlatego tak ważne jest, by się spieszyć."

Kiedyś często uciekałam od rodzimych autorów. Nie pytajcie mnie dlaczego, bo nie mam najmniejszego pojęcia. Ale co raz częściej nie widzę przeszkód, by gościć na mojej półce polskie książki a w dodatku wiele z nich sprawia mi ogromną radość. Pani Zyskowska - Ignaciak zalicza się do grona autorek, które wysoko cenię za fantastyczny, przyjemny i bardzo obrazowy styl, świetną kreację bohaterów oraz tworzenie historii na długo zapadających w pamięć. W "Upalne lato Kaliny" nie brakuje wszystkich tych wyróżniających cech - historia jest spokojna, miejscami nawet melancholijna, ale przez plastyczny język i swobodę z jaką pisze autorka wszystko wydaje się na swoim miejscu. 

"Upalne lato Kaliny" to książka, z którą nie łatwo się rozstać. Kiedy już raz pozwoliłam historii popłynąć nie mogłam, ani nie chciałam jej zatrzymać. Nawet powielone schematy i błędy nie przeszkadzały mi aż tak bardzo. Przemyślane zakończenie pozostawia posmak na więcej a dopracowanie ucieszy każdego wymagającego czytelnika. Chociaż historia pozostawia po sobie lekki smutek, to jest całkowicie warta poznania.

Ocena: 4/6

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu MG.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

"Zaufaj mi" J. Lynn

Autor: J. Lynn
Tytuł: Zaufaj mi
Tytuł oryginału: Trust in Me
Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 280

"Zaczekaj na mnie" wspominam jako jedną z lepszych książek fali New Adult - przyjemny styl, dopracowani bohaterowie i nie tak znowu straszne wydarzenia z przeszłości. To jednak była wersja opowiedziana przez Avery, a co powiecie na tą samą historię, ale z perspektywy drugiego bohatera?

Losy Cama i Avery z pierwszego tomu wzbudziły mój niekłamany zachwyt. Lubie bohaterów, którzy wiedzą co chcą od życia i potrafią sami się o siebie zatroszczyć. W dodatku nie ma co ukrywać - Cam to bohater idealny - uroczy, zabawny, inteligentny i powala swoją pewnością siebie. Całkiem nieźle poradził sobie w roli narratora, bo odsłonił przy tym kilka swoich słabostek, nadających mu jeszcze większego, o ile to tylko możliwe, uroku. To przypomniało mi, że nie tylko Avery zmagała się z trudną przeszłością. Ich związek okazał się dla nich zbawienny nie tylko dlatego, że pasują do siebie jak dwie połówki jabłka, ale przez przeżyte doświadczenia potrafią się w pełni zrozumieć. Autorka rewelacyjnie pokazała, że życie to nie taka łatwa sprawa, ale nie dodała do historii niepotrzebnego dramatyzmu i wyolbrzymionych problemów. Pozwoliła, by do opowieści wkradł się naturalny, aczkolwiek nieprzyjemny, los i zasiał pewne stonowane spustoszenie z którym Cam i Avery muszą sobie poradzić. A jednocześnie J. Lynn nie zapomniała, że przecież w tym wszystkim może być także lekkość, urok i świetna zabawa.

"- Dziewczyna?
Patrzyłem w sufit swojego pokoju
- Tak, mamo, dziewczyna
Po drugiej stronie linii zapadła cisza.
- Płci żeńskiej ?
- Tak
- Prawdziwa, żywa kobieta ?
- W odróżnieniu od sztucznej i martwej ?
"

Lekka, zabawna i niesamowicie przyjemna. Inaczej nie potrafię nazwać fabuły, która przywitała mnie w "Zaufaj mi". Nie do końca przekonuje mnie pisanie tej samej historii w dwóch perspektywach, bo można napisać jedną książkę i podzielić ją na narrację dwóch bohaterów - też będzie dobrze. Są jednak te wyjątki, w których się przełamuje, przestaje marudzić i całkowicie oddaje się historii. A trzeba przyznać, że taka opowieść jak tutaj ma swój urok. Mogłabym wymienić wciągającą fabułę, ciekawą historię i normalne, realne problemy (w końcu!), ale tak naprawdę najwięcej uwagi skupia na sobie Cameron, którego osobowość po prostu rozbraja.

Gatunek YA/NA nigdy nie był moją mocną stroną. Według mnie to w większości puste książki o niczym z chorą sytuacją głównych bohaterów i przerysowanymi wątkami. Nie oszukujmy się, ile można napisać podobnych książek? Każda jest w jakiś sposób do siebie podobna, a czekając na jakieś zaskakujące sceny można się niemiło rozczarować. W swojej czytelniczej karierze przebrnęłam przez masę podobnych historii i tylko garstka z nich potrafiła mnie oczarować. Wśród grona cenionych przeze mnie autorów i autorek znalazła się J. Lynn (lub Jennifer L. Armentrout, jeśli znacie ją tylko z obsydianowej serii Lux). Autorka wyróżnia się fantastycznym warsztatem i tendencją do tworzenia zabawnych i inteligentnych bohaterów z pazurem co odbija się na książkowych dialogach. Nikt nie potrafi mnie tak rozbawić i jednocześnie rozbroić jak J. Lynn.

"Gdzieś w tyle głowy pojawiło się spostrzeżenie, że miłość tak to wymyśliła. Żeby nawet prosty pocałunek nigdy nie był nudny, nie tracił mocy."

"Zaufaj mi" to nic innego jak "Zaczekaj na mnie" w wersji Camerona. Kilka wydarzeń zostało odjętych, a kilka dodanych, ale historia nie uległa zmianie. Wydaje mi się, że to idealne dopełnienie losów bohaterów. To również magnetyczna opowieść o miłości pełnej powabu, ale nie pozbawionej swobodnej dawki humoru. Dla mnie J. Lynn to mistrzyni w kreacji idealnych i prawdziwych fabuł i urokliwych, zabawnych dialogów.

Ocena: 5/6

W serii "Czekam na ciebie":
Zaczekaj na mnie | Zaufaj mi | Bądź ze mną | Zostań ze mną t.1 | Zostań ze mną 2. | Zapomnij ze mną t.1 | Zapomnij ze mną t.2

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Amber.

sobota, 25 kwietnia 2015

Konkurs - wygraj wymarzoną książkę!

 
Kochani! Ostatnio pozytywnie zaskoczyła mnie liczba zgłoszeń na podobny konkurs (która była naprawdę ogromna!), więc spieszę do Was z kolejną jego odsłoną - w ramach podziękowania za Waszą obecność i wsparcie. Jednak zmieniamy trochę zadanie, które wydało się dla Was za łatwe. A nagroda wymaga trochę pracy, zgadzacie się? :)

ZWYCIĘZCA:
Z grona osób, które prześlą poprawną odpowiedź wylosuję dwie osoby, które poproszę o przesłanie listy książek (od 5 do 10 tytułów), na których przeczytaniu czy posiadaniu najbardziej będzie Wam zależało.

NAGRODA:
Z listy książek, którą mi prześlecie (od 5 do 10 tytułów) wybiorę jedną z nich i prześlę jako nagrodę w konkursie. W ramach wplątania do zabawy trochę tajemniczości niespodzianką będzie dla Was tytuł, który wybiorę. Dodatkowo dorzucę do przesyłki coś od siebie (niespodzianka!).

ZADANIE KONKURSOWE:
Uwaga! Tym razem będą dwa zadania!

ZADANIE 1:
Na blogu, w komentarzach pod pewnymi recenzjami umieściłam liczby od 1 do 12. Waszym zadaniem będzie przesłanie na adres mailowy listę z liczbami i odpowiadającymi im tytułami książek oraz ich autorami.

Przykładowa odpowiedź:
1 - "Piękny drań" Christina Lauren
2 - "Wyścig z czasem" Justin Go
3 - ...

ZADANIE 2:
Poniżej prezentuję 6 skrawków wyciętych z moich recenzji umieszczonych na tym blogu. Waszym zadaniem będzie odkrycie o której książce pisałam podając tytuł i autora: 
1. "[...] to istotnie perła, wśród wszystkich książek. Pełna emocji, zapierających dech w piersi przygód i ogromnego dramatyzmu. Idealna lektura dla każdego, bez wyjątku. Podbije serce każdego czytelnika swoją szczerością, moje już zdobyła. Ta książka wiele mi przekazała i równie dużo nauczyła. Jestem oczarowana pod każdym względem i dumna, że ta wspaniała historia towarzyszyła mi przez wszystkie dni czytania, a zarazem czuję żal, że to już za mną."


2. "Nie ma lepszej książki na chwilę relaksu z domieszką dobrej zabawy jak [...]. Kody Keplinger dostarczyła mi wieczór pełen niezapomnianej zabawy, więc z pełną odpowiedzialnością piszę - [...] to doskonały czasoumilacz."


3.  "Pierwszy tom historii o [...] wciągnął mnie całkowicie, przez co sięgnięcie po kontynuację było dla mnie obowiązkowym posunięciem. [...] spełniła wszystkie moje oczekiwania, które pokładałam w kontynuacji ulubionej serii i dodała jeszcze kilka pozytywnych bonusów od siebie. Cieszę się, że drugi tom dostarczył mi tyle samo dobrej zabawy i jeszcze więcej niepodważalnie bezczelnej i fantastycznie wykreowanej [...]."


4. "[...] trafi do serc nawet najtwardszych czytelników. To powieść, która uparcie toruje sobie drogę poprzez emocjonalne bariery i burzy je jednym podmuchem. Wypełniona po brzegi emocjami wywołuje uśmiech na twarzy, by chwilę później obudzić morze łez. "


5. "Dawno nie czytałam tak absurdalnej książki. Zmarnowałam wyłącznie czas przez swoją przekorną naturę, która nie pozwala mi odkładać rozpoczętych książek. Łudziłam się, że lektura w końcu się rozwinie, ale niestety na nadziei się skończyło. Po przeczytaniu ostatniej strony wyrwało mi się westchnienie ulgi."


6. "[...] kryje w sobie wielki potencjał, który po prostu nie został wykorzystany. Kto wie, może w dalszych częściach autorka nadrobi to co straciła w tomie pierwszym. Niestety ja już nie jestem tak pozytywnie nastawiona na kontynuacje po przygodzie z pierwszą częścią. Książka jest bardzo intensywna, przepełniona trudnymi nazwami i za długimi imionami, zabrakło w niej zapowiedzianej intrygi i okrojono wszystkie motywy. Miałam wrażenie, że czytając błądzę myślami wszędzie, gdzie to możliwe, żeby tylko odpocząć trochę od fabuły."

Przykład odpowiedzi:
Cytat 1: "Agnes Grey" Anne Bronte
Cytat 2: "A jeśli ciernie" Virginia Cleo Andrews 
Cytat 3: ...

Nie musicie przesyłać obu zadań, możecie zrobić tylko jedno wybrane, ale w losowaniu zostanie to uwzględnione: osoby, które prześlą oba zadania zyskają dwa głosy, a osoby z jednym otrzymają jeden.

ADRES DO PRZESŁANIA ODPOWIEDZI:
Odpowiedzi przesyłacie na adres: thievingbooks@vp.pl z tytułem "Konkurs - wygraj wymarzoną książkę" 
Uwaga! Podany adres jest wyłącznie adresem konkursowym. W przypadku chęci kontaktu proszę o wysyłanie wiadomości na adres podany w podstronie "KONTAKT".

WIADOMOŚĆ:
Wiadomość powinna zawierać: odpowiedź, imię i nazwisko, adres korespondencyjny oraz nazwę pod jaką obserwujecie bloga (punkt ostatni nie wymagany dla osób nie posiadających bloga). W przypadku braku danych zgłoszenie nie zostanie przyjęte.

WARUNEK:
Osoby biorące udział w konkursie powinny dołączyć do osób obserwujących blog, jeśli takowy posiadacie. Dla osób nie posiadających bloga warunek ten nie jest konieczny.

REGULAMIN:
1. Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga: THIEVING BOOKS
2. Sponsorem nagród jestem ja - właścicielka bloga (Ellie Moore).
3. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest obserwacja bloga (thievingbooks.blogspot.com) - tylko w przypadku posiadania własnego bloga.
4. Konkurs trwa od 25 kwietnia 2015 roku do 4 maja 2015 roku do godz. 23.59
5. Ogłoszenie wyników nastąpi w przeciągu 5 dni.
6. Konkurs skierowany do osób posiadających adres zamieszkania na terenie Polski.
7. Ze zwycięzcą skontaktuję się drogą mailową. Zwycięzca na odpowiedź ma 7 dni - po upływie terminu wylosowany zostanie kolejna osoba wygrywająca.
8. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

BANER KONKURSOWY:
Umieszczenie banera konkursowego nie jest obowiązkiem uczestnictwa w konkursie, ale byłoby mi bardzo miło :)

Do dzieła!

piątek, 24 kwietnia 2015

"Art Deco" - Sztukoterapia

Sztukoterapia - Art Deco - 100 Antystresowych kolorowanek, Ilustracje: Elena Lopez

Zawsze jestem otwarta na nowości, eksperymenty i powiew świeżości. Sztukoterapia nie jest mi wcale taka obca, chociaż do niedawna znałam się z nią jedynie ze słyszenia. Całkiem dobrze znam się również z ołówkami, kredkami czy markerami, jedynie z farbami nie żyję w przyjaznych stosunkach.

Uważam, że taki rodzaj terapii czy forma odstresowania się po ciężkim dniu - w szkole, w pracy, gdziekolwiek - to fantastyczna sprawa. Niejednokrotnie sama sięgałam po ołówek w chwilach, kiedy najbardziej potrzebowałam spokoju. W przypadku antystresowych kolorowanek jest o tyle lepiej, że nie przejmuję się tym co robię, tylko całkowicie oddaję się malowaniu. Przy szkicowaniu bywało różnie - nie raz zamiast odstresowania byłam jeszcze bardziej zirytowana, bo kompletnie nic mi nie wychodziło, a - wierzcie mi na słowo - to może doprowadzać do szału nawet najtwardszego zawodnika sztuki ołówkowej. Dlatego ja, amatorka z krwi i kości oraz totalne artystyczne beztalencie przekazuję Wam najmądrzejszą radę, na jaką wpadłam - nie szukajcie relaksu w formie, która wymaga skupienia, ale w tym co na pewno dostarczy samej radości.

Antystresowe kolorowanki to gotowe kontury obrazków, zaznaczone grubą linią i układające się w określone wzory, jednocześnie całkowicie puste - białe, pozostawiające pole do popisu osobą chętnym do zmierzenia się z łatwą i przyjemną formą sztukoterapii. "100 kolorowanek Art Deco" to propozycja 100 gotowych do pomalowania kolorowanek z prawdziwymi wzorami stylu art deco. A dla nie do końca zaznajomionych na końcu znajduje się legenda do ilustracji inspirowanych dziełami art nouveau i art deco z nazwą danego obrazu, nazwą twórcy i rokiem powstania. Czy działają? Na mnie podziałały - odstresowały, rozluźniły, wypełniły czas i pozwoliły powędrować myślą w spokoju.

"100 antystresowych kolorowanek Art Deco" sprawdzają się w swojej roli doskonale - wypróbowałam i jestem zachwycona. Pamiętajcie tylko, że książka nie musi być przeznaczona wyłącznie do Waszego użytku; podarujcie ją bliskim w prezencie, bo doskonale się do tego nadaje i zachęcajcie do korzystania, bo wiem, że u wielu może budzić sceptycyzm. Dorośli stwierdzą, że to nie dla nich, że są za starzy, że nie mają czasu, że to już ich nie dotyczy. A ja mówię i piszę: dotyczy! Nie dajcie się zwieść, to doskonała forma relaksu dla wszystkich, a komu jak nie dorosłym należy się chwila zapomnienia i zabawy?

Za możliwość sztukoterapii dziękuję Wydawnictwu Egmont.

środa, 22 kwietnia 2015

Premierowo: "Mężczyzna ze Stumilowego Lasu" Douglas Lain

Autor: Douglas Lain
Tytuł: Mężczyzna ze Stumilowego Lasu
Tytuł oryginału: Billy Moon
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 322
Premiera: 22 kwietnia 2015r.

Kubuś Puchatek był zmorą mojego dzieciństwa - mały, pozbawiony rozumu miś, który nigdy nie wie czego chce. Nigdy nie rozumiałam sensu tej bajki, nigdy nawet nie próbowałam go wyłapać, ale kiedy dowiedziałam się o książce Laina, wiedziałam, że będę chciała się z nią zamierzyć. Nie dla historii Kubusia Puchatka - dla historii człowieka, który go stworzył i dla jego syna, bo właśnie o tym jest ta książka. 

"Ta gra dotyczy czasu [...] To gra w sny."

Bohaterem sfabularyzowanej opowieści jest Christopher Robin Milne - syn człowieka, który powołał do życia postać Kubusia Puchatka. Obecnie prowadzi niewielką księgarnie, w której jest miejsce dla wszystkich książek, za wyjątkiem tych pisanych przez jego ojca. Prowadzi spokojnie życie u boku żony, do czasu, gdy znajduje plakat z Kubusiem Puchatkiem zapraszający na wiec Protestacyjny w Paryżu. Wówczas jego życie zaczyna się zmieniać. Christopher przeżył w swoim życiu wiele - walczył na frontach II wojny światowej i był maltretowany przez sławnego ojca. Dziś jako dorosły człowiek próbuje stawić czoła bajkowej rzeczywistości, która go otaczała i zbudować prawdziwe życie.

Christopher to także Billy Moon - stąd oryginalny tytuł powieści. Tak nazywał go ojciec, bo tak chciał być nazywany bohater. W dzieciństwie nie miał łatwo, żył w rzeczywistości, która zawsze naznaczona była bajką, dlatego po latach próbuje się wyrwać z sideł własnego, niedoskonałego ojca i zbudować własną, prawdziwą rzeczywistość. Marzeniem Christophera jest zrzucenie miana bohatera czyjejś opowieści, zdefiniowanie siebie i zamknięcie rozdziału, który pozostawił po sobie solidny ślad na psychice.  Jego postać jest inspirująca, a podjęta walka ciężka, więc śledzenie poczynań bohatera siłą rzeczy zaczyna intrygować, ale czasami ciężko pogodzić się z faktem, że życie nigdy nie idzie w parze z baśniowym światem.

Połączenie fikcji literackiej z prawdą ma to do siebie, że zawsze pozostawia w mojej głowie jakieś - choćby szczątkowe - wiadomości na temat bohatera. Jak już wspominałam Kubuś Puchatek był dla mnie nieznośnym niedźwiadkiem z brakiem samokontroli w objadaniu się miodkiem, więc o jego historii a już o samym autorze nie wiem zupełnie nic. Kiedy pojawiła się pierwsza zapowiedź książki "Mężczyzna ze Stumilowego Lasu" pojawiła się w mojej głowie tylko jedna myśl - warto. I rzeczywiście, naprawdę warto było sięgnąć po tą książkę i przeczytać ją od deski do deski. Jest w niej coś niesamowitego, bo każde zdanie, czy każde słowo można interpretować na wiele znaczeń. W czasie czytania musiałam otworzyć swój umysł i pozwolić słowom przez niego przepływać, bo zmuszając się do dosłownego zrozumienia tekstu nic bym nie osiągnęła. Książka płynie po części nurtem filozoficznym, więc to co napisane, nie zawsze musi dokładnie to oznaczać. Bez wątpienia to mądra książka na bazie biografii. Niestety sam fakt biograficzny i nastawienie na przełożenie fikcji rzeczywistością sprawił, że książka nie do końca osiągnęła płynność i tempo czytania zmieniało się jak w kalejdoskopie. W dodatku nurt filozoficzny w książce nie sprzyja fabule - nuży, wprowadza ospałość i zbyt wiele chaosu.

"To nie jest normalne, więc nie możemy udawać, że da się utrzymać bez końca to, co się właśnie dzieje. Ludzie się w końcu obudzą i sen się skończy."

"Mężczyzna ze Stumilowego Lasu" to pomieszanie z poplątaniem wszystkiego jednocześnie - prawdy z fikcją, bajki z rzeczywistością, radość z bólem. Piękne wydanie łączy się z intrygującym wnętrzem, jednak to nie jest książka dla każdego. Autor - filozof z wykształcenia i najwidoczniej natury, wplata do swojej historii wiele filozoficznych odniesień. W czasie czytania musicie uzbroić się w cierpliwość - bo początek wprowadza mały chaos a zakończenie nie przynosi ze sobą całkowitego rozwiązania. Jeśli jesteście jednak gotowi na starcie baśni z rzeczywistością i otwarcie umysłu to książka Douglasa Laina jest dla Was.

Ocena: 4/6

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

wtorek, 21 kwietnia 2015

"Skinner" Charlie Huston

"Skinner" Charlie Huston, Wyd. Akurat, str. 526, tytuł oryg. Skinner

Nigdy nie odmówię dobrze zapowiadającemu się thrillerowi. Szczególnie, gdy zapowiada się na historię mrożącą krew w żyłach i uzewnętrzniającą w bohaterach wszystkie  zwierzęce instynkty.

Skinner był trzymany w zamknięciu przez dwanaście lat. Jego rodzice - szaleni naukowcy uważali, że tak będzie najlepiej. Zapewnili mu szkołę o której nigdy nie zapomni i sprawili, że wyrósł na doskonałego zabójcę. Wyłączył wszystkie emocje, zapomniał o uczuciach i oddał się w ręce CIA. Jednak pewnego dnia otrzymał misję nie do wykonania - misję samobójczą. Czy i tym razem podda się systemowi?

"Żal i skrupuły znikają, gdy jego ciało opada na posadzkę."

Skinner został obdarzony wszystkimi możliwymi cechami, które typują go na zabójcę doskonałego. Wychowany w ekstremalnych warunkach nauczył się, że najlepszym sposobem na życie jest wyłączenie emocji i to da się wyczuć. Główny bohater potrafi przejąć kontrolę nad sobą w każdej sytuacji i przez to staję się trochę pozbawiony wyrazu. Nie przeczę, jego gruboskórność robi wrażenie a niezachwiana precyzja wciska w fotel, ale brakuje tutaj większego zaangażowania i to nie tylko ze względu na fakt wyłączenia emocji. Skinner miał być bohaterem okrutnym, bezwzględnym i pozbawionym wszelkich zasad moralnych, a nie wyszło to do końca poprawnie, bo najlepiej pasująca do niego cecha to bierność - wykonuje polecenia, robi co należy i się wyłącza. Dopiero w momencie pojawienia się misji samobójczej jego postać zaczyna nabierać kolorytu.

Muszę przyznać, że Huston całkiem dobrze oddał klimat historii i w powietrzu wisi nieznośne napięcie, które tylko czeka na jakiś wybuch ze strony Skinnera. Niekoniecznie za to pasował mi styl autora, który przypominał mi bardziej relację z niezwykle interesującego wyścigu chmur po bezwietrznym niebie niż emocjonujący wyścig z czasem. W końcu cała fabuła odwołuje się do walki Skinnera o własne życie, rozumem, że został wyprany z emocji, ale czy autor tak bardzo wczuł się w rolę, że sam zapomniał o własnych odczuciach? Trzeba mu jednak przyznać, że ma rękę do tworzenia zawiłych historii, gdzie akcja goni akcję. Autor postawił na wielowątkowość - nie zapominajmy, że mamy tutaj do czynienia z thrillerem - szpiegowski świat w świecie nowoczesnych technologii wypadł naprawdę dobrze i poruszenie się po nim okazało się dla mnie wielką przygodą. Huston zakreślił system, w którym główny bohater nie ma najmniejszych szans a mimo to podejmuje się walki i ujawnia tajemnice, o których wolałby nie wiedzieć. Walka o własne życie pomogła tej książce zdobyć mocny wydźwięk, ale to połączenie z prawdziwymi faktami jak afera Edwarda Snowdena nadała jej realności.

"-Ludzie się ciebie boją.
-Owszem [...]
-Podoba mi się to."

"Skinner" to książka mocno pokręcona. Autor odsłonił najciemniejsze strony ludzkiej natury i sprawił, że przewidzenie kolejnych wydarzeń nie było takie proste. Pojawiło się też krępujące pytanie: "czy coś ze mną nie tak, jeśli zachwycam się poczynaniami zabójcy doskonałego?". Niestety pojawiły się błędy i niedociągnięcia, które umniejszają książce, ale mimo wszystko, uważam że nie była zła.

Ocena: 4/6

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Akurat.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

"Jedenaście tysięcy dziewic" Joanna Marat

"Jedenaście tysięcy dziewic" Joanna Marat, Wyd. Prószyński i S-ka, str. 454

Pierwsze spotkanie z tą książką było dla mnie jednym wielkim znakiem zapytania. Okładka sugerująca opowieść o, no właśnie, o czym? Kobietach, trudach życia? Tytuł wskazujący na trudną problematykę, czy może ironia sama w sobie? Opis na okładce wskazujący na powieść o rodzinnej sadze, a może o historii jednej bohaterki? Nie wiedziałam na co się piszę sięgając po książkę pani Marat, ale na pewno nie spodziewałam się tego co mnie czeka.

Historia sięga czasów II wojny światowej, zagląda do roku 1945 i przedstawia Gdańsk w rękach radzieckich żołnierzy, by zaraz po tym przeskoczyć do 1946 roku, który połączył ze sobą wiele kobiet w sposób, o którym nie można zapomnieć. Pojawia się Anka - wnuczka jednej z kobiet, ale również jest Monika czy Gosia i wiele innych, z których każda ma swoje życie, marzenia i demony z którymi się zmaga. Jedną z nich porzucił mąż, by trafić w ręce drugiej, a ta z kolei poświęci dla niego wszystko - nawet swój biust.

"Mniej znaczy więcej. Im mniej słów, tym większa szansa, że tego przedpołudnia wszystko skończy się dobrze."

Ile kobiet w tej książce, tyle wątków. A każdy z nich intrygujący, magnetyczny, wciągający. Każda z tych historii łączy się ze sobą w tylko sobie znany sposób przedstawiając losy bohaterek, których życie zostało naznaczone przez przeszłość oraz własne, często niezwykle trudne decyzje. Autorka osiągnęła mistrzostwo w kreacji postaci - powołując do życia całą masę bohaterów, do każdego z nich podeszła w sposób indywidualny i nadała swoim bohaterom odrębne cechy. Dzięki temu nie miałam najmniejszego problemu z wczuciem się w ich sytuacje, zgłębieniem w historii czy utożsamieniem z tymi kobietami. Tutaj bohaterowie żyją, naprawdę żyją - są tacy, a nie inni, popełniają błędy i chociaż starają się na nich uczyć, ciągle nie wszystko układa się po ich myśli. A w tle, obok życia jest też historia Gdańska, który dopiero zaczął kształtować swoją odrębność ze swoją historią i planami. Opisy miejsc i wydarzeń okazały się tak bardzo plastyczne, że odczucie na skórze opisywanego chłodu czy lekkiego wiatru było rzeczą całkowicie naturalną.

Książka kryje w sobie urok, który toruje sobie drogę do świata na każdym kroku i oplata czytelnika w sposób całkowicie naturalny i nie wymuszony. Opowiada historię bez upiększeń, autorka posługuje się lekkim i dosadnym językiem, który doskonale trafia do czytelnika i nie boi się przy tym użyć ironii przemieszanej z dużą dawką sarkazmu. Świat bez upiększeń? Proszę bardzo, pani Marat wie jak zachwycić czytelnika stylem, językiem i niebanalną treścią. Klasa sama w sobie to precyzja z jaką została dopracowana i zaplanowany każdy, nawet najmniejszy szczegół. "Jedenaście tysięcy dziewic" to książka, której osadzenie w ramach jednego gatunku byłoby wielkim niedopowiedzeniem. Tutaj styka się ze sobą wiele światów, saga rodzinna przeplata się z powieścią obyczajową, a ta z kolei przywodzi na myśl historyczną opowieść, by zaraz po tym przeistoczyć się w dramat z lekkim zabarwieniem romansu. Ciężko określić w którym kierunku zmierza opowieść, ale łatwo zauważyć, że jaki by nie obrała, w każdym wybada doskonale.

"Nie przypominać sobie wszystkich złych rzeczy. Zająć się pracą. Bo tylko to było naprawdę ważne w jego życiu."

"Jedenaście tysięcy dziewic" to książka, która całkowicie burzy mury utartych schematów. To całkowity powiew świeżości wśród wszelkich rynkowych nowości. Idealna, wyjątkowa, dosadna i prawdziwa. Co mogę więcej napisać? Autorka stworzyła historię, której nie wypada nie znać. Gwarantuję, że niezależnie od gatunku, który preferujecie, książka wywrze na Was ogromnie wrażenie - takie są właśnie lektury z najwyższej półki. A może "Jedenaście tysięcy dziewic" sięga jeszcze wyżej?

Ocena: 6/6

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

sobota, 18 kwietnia 2015

"Barwy miłości" Kathryn Taylor

Autor: Kathryn Taylor
Tytuł: Barwy miłości
Tytuł oryginału: Colours of Love - Entfesselt
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 350

Od czasów "50 twarzy Greya" powieść erotyczna stała się bardzo popularnym gatunkiem. Do niedawna jeszcze sama sceptycznie podchodziłam do podobnych historii, ale im częściej je czytałam tym większego przeświadczenia nabierałam, że chociaż nie są to historie z najwyższej półki to pisane ręką naprawdę dobrego autora, mogą porządnie zaskoczyć. 

Grace Lawson trafia na praktyki studenckie do brytyjskiej firmy, której właścicielem jest Jonathan - swoją drogą niezwykle bogaty i szaleńczo przystojny. Jonathan ma w sobie urok, któremu trudno się oprzeć, ale sama Grace nie zamierza z tym walczyć. Niestety już przy pierwszym spotkaniu na lotnisku błędnie ocenia swojego nowego szefa i obdarza go cechami o których istnieniu on nawet nie wie. Świat Jonathana rządzi się swoimi prawami, pytanie tylko czy namiętność i żądza idą w parze z zaangażowaniem?

"Nie należę do ciebie ani nie chcę, żebyś była moja."

Nie było trudno przewidzieć, że Grace poza rolą głównej bohaterki otrzyma również pierwszoosobową narrację. Nie wiem czym kierowała się autorka w castingu na swoich bohaterów, ale dziewczynie ofiarowała wszystkie możliwie irytujące cechy. Jej wewnętrzne monologi i rozwodzenie się nad pozbawionymi sensu sprawami sprawiały, że załamywałam ręce. Czy to już tradycja, by obdarzać główne bohaterki erotyków sieczką w głowie? Grace nie grzeszy rozumem, inteligencja dopiero w niej kiełkuje a przez powieść wędruje jak dziecko we mgle naiwne do granic możliwości. Co widzi w niej Jonathan jest dla mnie nierozwiązalną zagadką, bo ten bohater okazał się spełnieniem moich czytelniczych oczekiwań. Konkretny, zdecydowany, ba! nawet logicznie myślący (choć może to wynik silnego kontrastu z głupiutką Grace). Doskonale wie czego chce od życia i nie boi się po to sięgać, w dodatku jest pozbawiony jakichkolwiek skrupułów a zaciętość i skrywanie się za twardą postawą i tajemniczą przeszłością dodają mu uroku.

Przeszłość głównej bohaterki nie była kolorowa, więc kilka z jej irracjonalnych zachowań można jeszcze jakoś wytłumaczyć. Historia jej życia nie miała na celu jednak wyjaśnienie dlaczego Grace jest jaka jest, ale pokazanie, że autorka nie bała się posunąć o krok dalej. Rozbudowała swoją fabułę i wyszła poza granice schematycznej opowieści erotycznej. Autorka nadała swoim bohaterom pełnowymiarowe role, obdarzyła ich życiem "przed" i "poza", w dodatku wplątała liczne wątki i sprawiła, że powieść nabrała na znaczeniu. Jeśli chodzi o sam wątek erotyczny w końcu mogę śmiało napisać, że przestał balansować na granicy dobrego smaku - był, owszem nawet całkiem pikantny, ale ograniczony w subtelny sposób by umożliwić czytanie wszystkim - tym którzy lubią gatunek i tym, którzy dopiero się przełamują. 

"Powinnaś bardzo uważać, czego sobie życzysz Grace. Bo twoje życzenie może się spełnić. A wtedy może być zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażasz."

Taylor przez pewien czas walczyła ze schematami - wprowadziła naiwną bohaterkę, tajemniczego i brutalnego bohatera a sam początek wydawał się żywcem wyjęty z powieści E. L. James, ale z czasem wszystko się uporządkowało na tyle, że schematyczność rozpłynęła się w powietrzu a na plan pierwszy wysunęła się świeża, wciągająca historia o znaczącym potencjale sugerującym, że kolejne tomy mogą być jeszcze lepsze. Styl autorki jest lekki i przyjemny, nie gryzie się z intensywna i rozbudowaną fabułą a bohaterowie realni i do zaakceptowania. Samo zakończenie pozostawia nadzieję na całkiem interesującą kontynuację.

"Barwy miłości" to jedna z lepszych książek tego gatunku. Napisana z pazurem i bez ograniczeń chociaż z widocznymi schematami. Broni się jednak całkiem dobrze głównym bohaterem i rozbudowaną fabułą. Nawet główna bohaterka, przez którą skusiłam się kilka razy na przewrócenie oczami w czasie czytania ma jakiś swoisty urok. W dodatku w czasie czytania towarzyszyło mi sporo emocji, a to dla mnie najważniejsze. Ale najbardziej w tym wszystkim podoba mi się fakt, że książka skierowana jest do każdego - stonowana na tyle by nie drażnić a jednocześnie ostra w sposób całkowicie zadowalający.

Ocena: 4/6

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Akurat.
http://muza.com.pl/erotyka/1977-barwy-milosci-9788377589649.html?thievingbooks.blogspot.com

piątek, 17 kwietnia 2015

"Najpiękniejsza na niebie" Małgorzata Warda

Autor: Małgorzata Warda
Tytuł: Najpiękniejsza na niebie
Wydawnictwo: Black Publishing
Liczba stron: 280

Co raz częściej sięgam po książki rodzimych autorów, bo wiem, że wcale nie muszę daleko szukać by trafić na literaturę z najwyższej półki. Chociaż wiele dobrego słyszałam o twórczości Małgorzaty Wardy to dopiero niedawno miałam okazję zapoznać się z jej najnowszą książką. I wiecie co? Przepadłam.

Kiedy poznałam historię Sylwii, porzuconej przez matkę w wieku 3 lat, wiedziałam, że czeka mnie mocna i emocjonalna lektura. Bohaterka trafiła do rodziny zastępczej, ale zawsze tęskniła za matczyną miłością, tak okrutnie jej odebraną. Teraz, jako dorosła kobieta i matka stanęła przed domem dziennikarki Poli i podjęła rozpaczliwą próbę odnalezienia biologicznej matki i siostry bliźniaczki. Sylwia jest śmiertelnie chora a czas, który jej pozostał może nie wystarczyć na odnalezienie rodziny.

"Wiesz, wydaje mi się, że... że oswajam śmierć... Jeśli przyjdzie, stawię jej czoła."

Historia sama w sobie jest piękna, magiczna i wyjątkowa, ale to bohaterki skupiają na sobie prawie całą uwagę. Stworzyć postać, która jest na tyle realna, że czytelnik z miejsca zaczyna się z nią utożsamiać, mimo że dany problem go nie dotyczy, nie jest łatwo. A autorce się udało. Najpierw pojawiła się Pola, dziennikarka, która specjalizowała się w odszukiwaniu rozdzielonych przez adopcję rodzin, a zaraz po tym pojawiła się w jej drzwiach Sylwia Kalińska z córeczką. Obie kobiety całkowicie się od siebie różnią, ale łączy je wspólne dochodzenie dziennikarskie prowadzone przez Pole. Rozpoczyna się walka z czasem, bo Sylwii pozostało już niewiele czasu, ale żadna z nich nie spodziewa się tego co przyniesie ze sobą finał śledztwa. Obie bohaterki są bardzo dobrze widoczne na tle fabuły, jedna zdystansowana a druga zagubiona i poszukująca matczynej miłości. Ale to Sylwia najczęściej przykuwała moją uwagę. Jej potrzeba akceptacji, niema prośba o zyskanie rodzinnego ciepła i próba zrozumienia poczynań jej matki wywarły na mnie piorunujące wrażenie. Profil psychologiczny postaci, ich pełnowymiarowość i realność zasługują na medal.

Zawsze cenię książki w których akcja biegnie dwutorowo, bo to najlepszy sposób na przedstawienie historii od podszewki. Rozdziały tej książki podzielone są na współczesność, gdzie w pierwszoosobowej narracji Poli śledzimy aktualne poszukiwania i na akcję rozpoczynającą się w roku 1987 opisującej dzieciństwo Sylwii. Dzięki temu pojawiło się wiele wątków, zarówno tych głównych jak i pobocznych. Dziennikarskie śledztwo Poli zyskało miano głównego celu, w którym z zapartym tchem śledziłam ścieżki współczesnego świata, które w samonapędzającej się machinie Internetu pozwalają obrać odpowiednią drogę. Zawiłość problemów i medialny świat zyskał w tej książce mocniejszy wydźwięk, bo temat powiązał ze sobą oba wątki czasowe. Autorka dosadnie przedstawiła reguły rządzące światem i nie przejmowała się upiększaniem brutalnej rzeczywistości lat 80. z całym ich początkiem medialnych zachwytów i zdawkową działalnością milicji. Wszystko to przerzuciło się na współczesność, która mimo, że rozwinięta wciąż ma w sobie posmak dawnych czasów, o czym przekonała się w swoim dziennikarskim śledztwie Pola.

"[...] pewne historie nigdy się nie kończą."

Wystarczył pierwszy rozdział, żebym całkowicie przepadła w historii i zakochała się w tej książce. "Najpiękniejsza na niebie" to książka przepełniona całą masą emocji nie do przebicia, które trafiają w czytelnika jak strzała amora i pozostawiają długotrwały efekt uwielbienia. Wartościowa, wzruszająca i pełna nadziei - taka właśnie jest najnowsza powieść pani Wardy. Jeśli szukacie wyjątkowej historii o potrzebie akceptacji i poszukiwaniach matczynej miłości - trafiliście idealnie.

Ocena: 5/6

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Black Publishing.

środa, 15 kwietnia 2015

"19 razy Katherine" John Green

Autor: John Green
Tytuł: 19 razy Katherine
Tytuł oryginału: An Abundance of Katherines
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 305

John Green jest pisarzem, który szybko wkupił się w łaski czytelników i zaskarbił sobie ich sympatię dzięki wyjątkowej książce "Gwiazd naszych wina". Po sukcesie historii Hazel i Augustusa wydano wszystkie książki autora, nawet opowiadania. Ale czy wszystkie mają ten sam poziom?

Colin Singleton miał w swoim szesnastoletnim życiu dziewiętnaście dziewczyn i tak się złożyło, że wszystkie miały na imię Katherine. Niestety jest jeszcze coś, co łączy dziewczyny poza identycznym imieniem - wszystkie zawsze rzucają Colina. Kiedy K-19 porzuca chłopaka, ten całkowicie się załamuje i poświęca się niezwykle intrygującej czynności - leży bez ruchu na miękkim dywanie przeżywając ostatnie rozstanie. Na szczęście jego przyjaciel Hassan ma sposób na zapomnienie - razem wyruszają w drogę ku odnalezieniu sensu życia i przeżyciu przygody, która całkowicie ich odmieni.

"Książki to notoryczni Porzucani: gdy je odkładasz, mogą na ciebie czekać wiecznie, a gdy poświęcisz im uwagę, zawsze odwzajemniają twoją miłość."

Colin jest bohaterem zupełnie nietypowym - potwierdza to nie tylko jego zachowanie, ale wszyscy pozostali uczestnicy fabuły w tym jego rodzice. Chłopak uwielbia anagramy i potrafi bawić się jednym słowem do znudzenia, marzy o karierze geniusza, bo miano cudownego dziecka już zyskał - potwierdził to udział w konkursie "Dzieciaki bystrzaki". Podejmuje się pracy nad Teorematem, który ma przewidzieć długość związku i poświęca temu każdą wolną minutę analizując, dopracowując i podkładając do wzoru. Colin jest bohaterem bardzo specyficznym, żyje we własnym świecie, kompletnie nie potrafi opowiadać historii i ciężko przewidzieć co siedzi w jego głowie. Podobnie jest z Hassanem, którego kompletnie nie mogłam zaakceptować w książce. O ile Colin działał mi na nerwy, to sam Hassan okropnie wręcz mnie irytował. Jego postać prezentuje jedynie zasadę kameleona - wtapia się w tłum i robi to co inni, tańczy tak jak mu zagrają, a kiedy coś się wali, nawet nie reaguje. Czy tak się zachowują normalne osoby? Fakt, że Colin i Hassan to główni bohaterowie książki, nie sprawia że nabierają mocy, wręcz przeciwnie - są płascy, nudni, bezbarwni i pozbawieni jakiejkolwiek logiki.

Bohaterowie wzbudzili moją irytację, to prawda. Ale dopiero przy fabule mogę napisać, że irytacja sięgnęła zenitu. Właściwie nie jestem w stanie napisać o czym była ta książka. O straconej miłości? O poszukiwaniu samego siebie? Podróży? Przyjaźni? Nie wiem, po prostu, nie wiem. Wiele tekstu przelało się przez fabułę, pojawiło się mnóstwo matematycznych odniesień, formuł i ciekawostek ze świata, ale co było głównym motywem pozostaje dla mnie zagadką. Colin i Hassan jadą w podróż, która ma dostarczyć im pewnej przygody, jednak już pierwszego dnia trafiają na miejsce w którym się zatrzymują i na tym przygoda się kończy. Motyw drogi powiecie? Tragiczny, kompletnie nie wciągający opis jazdy samochodem, ale na pewno motywu wędrówki tutaj nie było. Być może głównym wątkiem miała być miłość - dziwna, chora miłość wyłącznie do dziewczyn o danym imieniu, a biorąc pod uwagę fakt, że Colin jest jaki jest to dziwię się w ogóle, że znalazło się aż dziewiętnaście naiwnych dziewcząt. Może prym miała wieść przyjaźń - to już bliżej. Bohaterowie poznają Lindsey i jej mamę Hollis pomiędzy którymi rodzi się nić przyjaźń. W dodatku bohaterowie odwiedzają mieszkańców miasteczka oraz emerytów, słuchają ich historii i tego jak wiele dla siebie znaczą. Ten wątek akurat wypadł całkiem nieźle, jako jedyny.

"Ludzie powinni się przejmować. To dobrze, gdy inni coś dla nas znaczą, że za nimi tęsknimy, gdy ich zabraknie."

John Green ma to do siebie, że pisze nad wyraz inteligentnie, kreuje swoich bohaterów na indywidualne, ponadprzeciętne jednostki i tutaj jest to obecne. Jego styl również nie zanikł, mądre słowa wplątane są w wypowiedzi w sposób naturalny i nie budzący sprzeciwu. Jednak Green ma problem z potencjałem - potrafi go wykorzystać i to jak! Ale chodzi właśnie o to, że wykorzystuje go za bardzo. Gdy inni cierpią z powodu zaniku weny i niedociągnięć, autor nie ma z tym problemu i tym samym jego książki wskakują na wysoki poziom. Ale musi uważać, żeby nie przesadził, bo "19 razy Katherine" jest dowodem, że nie ma autorów doskonałych. 

Biedni ci, którzy swoją przygodę z Greenem rozpoczną właśnie od tej lektury. Autora darzę dużym szacunkiem, lubię jego książki - nie mówię jednak, że uwielbiam - ale wiem na co go stać. Uważam jednak, że to jego najgorsza książka ze względu na jeden kluczowy fakt - przerost formy nad treścią. Nudna, pozbawiona sensu opowieść o niczym, która dla mnie ma więcej wad niż zalet. A szkoda, bo znając warsztat autora byłam pewna, że czeka mnie fantastyczna literacka uczta. Niestety, nie tym razem.

Ocena: 2/6

Liebster Blog Award - po raz kolejny

Dawno już nie znalazłam czasu, żeby wpleść na bloga pomiędzy recenzjami tematyczne posty. Mam nadzieję, że to nie  jest żadna cisza przed burzą. Nominacja tym razem padła ze strony papierowa-kraina.blogspot.com od Kolorowa Kratka, za co bardzo dziękuję :)

Nie przedłużając zacznijmy odpowiedzi:
 
1. Czego sie boisz najbardziej?
Zdecydowanie pająków. Przetrzymam wszystko, ale jeden mały pająk skutecznie potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. 
 
2. Kiedy doznajesz prawdziwego szcześcia?
Pytanie nie łatwe, bo odpowiedzi na niego jest całkiem sporo, ale wybierając jedną myślę, że prawdziwe szczęście dopada mnie w słoneczne, zielono wiosenne dni, kiedy mogę wybrać się na długi, niczym nie ograniczony spacer. 
 
3. Film, który nie jest Twoim ulubionym, ale wywarł na Tobie piorunujące wrażenie?
 "Zielona mila" - chociaż nie znajduję się w wąskim gronie ulubionych to i tak wrażenie, które na mnie wywarł zawsze już ze mną zostanie.
 
4. Co na zawsze wykluczyłabyś ze swojego życia?
I kolejne trudne pytanie. Idąc prostą drogą - rodzynki. Nie cierpię ich!
 
5. Jak chciałabyś, żeby wyglądała Twoja przyszłość?
Nie stawiam na schematy w których żyję, ale formułuję swoją przyszłość każdego dnia małymi krokami. Chcę żeby była dobra i pozytywnie mnie zaskoczyła, ale nie stawiam przyszłości konkretnych wymagań.
 
6. Bez czego nie wyobrażasz sobie życia?
Bez koni, rzecz jasna. To całe moje życie, więc gdyby ich nie było, nie byłoby też mnie w pewnym sensie.
 
7. Ile aktualnie książek liczy Twoja biblioteczka?
Około 200 książek, ale nigdy ich nie liczyłam, a biblioteczkę na LC tylko obiecuję, że uzupełnię do końca ;)
 
8. Napisz o sobie 5 podstawowych faktów.
  1. Piję za dużo herbaty.
  2. Nigdy nie uważa, że piję za dużo herbaty.
  3. Narzekam na upał, nawet zimą.
  4. Krzyczę na kierowców i uważam, że jestem na drodze sama.
  5. Mogę zjeść tony miodowych kółeczek i zawsze mi mało.
9. Czego nie cierpisz w swoim wyglądzie, a co kochasz?
Lubię siebie taką, jaką jestem z niedoskonałościami czy też nie, bo tego zmienić się nie da, a nauczyłam się akceptacji już jakiś czas temu. Co kocham? Trudne pytanie, chyba nic, bo nigdy nie patrzyłam na siebie w takim kontekście.

10. Co myślisz o współczesnym świecie?
Ojej, to pytanie sobie odpuśćmy, dla Waszego własnego zdrowia psychicznego, bo moje tyrady na temat współczesności nie są krótkie ani miłe ;)
 
Etap z zadawanie pytań nie jest moim ulubionym, bo kiedy zaczynam się zastanawiać, w mojej głowie powstaje czarna, bezwzględna dziura i kończy się zawsze jakimś wielkim niepowodzeniem. Dlatego nie wytypuję nikogo, nie miejcie mi proszę za złe.
Za nominację dziękuję raz jeszcze, a tymczasem widzimy się w kolejnym poście :)

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

"Jedno małe kłamstwo" K. A. Tucker

Autor: K. A. Tucker
Tytuł: Jedno małe kłamstwo
Tytuł oryginału: One Tiny Lie
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 430

Pierwszy tom serii Tucker niekoniecznie przypadł mi do gustu. Owszem, nie był zły - ale mógłby być lepszy. Dlatego idąc na kompromis postanowiłam, że dam autorce drugą szansę i pozwolę przekonać się do jej twórczości w kontynuacji  serii. 

Wszystko wskazuje na to, że życie Kacey i Livie w końcu wróciło na właściwe tory. Livie może opuścić nowy dom i wyjechać na studia, te wymarzone i idealne. Dziewczyna od zawsze dążyła do perfekcji i chciała stać się oparciem dla siostry. Jednak pod fasadą silnej kobiety kryje się bolesne wspomnienie słów ojca, nie dające o sobie zapomnieć. Livie nie wie jeszcze, że w akademiku czeka na nią szalona współlokatorka, a pierwsza powitalna impreza skończy się całkowitą porażką w roli głównej z Ashtonem - przystojnym i aroganckim kapitanem osady wioślarskiej.

"- Co oznacza "dziewczyna na zawsze"?
- Wolność."

Kontynuacja losów sióstr Cleary przenosi się do świata osiemnastoletniej już Livie, która automatycznie staje się również narratorką powieści. Jako chodząca perfekcja stara się zrobić wszystko co w jej mocy by dostosować życie do słów ojca i prośby, by zawsze mógł być z niej dumny. W rezultacie unika życiowych pokus, na które namawia ją jej siostra i już pierwszego dnia w nowym miejscu zatapia się w morzu alkoholu. Dla mnie Livie przedstawia sobą postawę typu "przepraszam, że żyję" i nie rozwija się szczególnie w dalszej akcji, więc niezależnie od tego czy biega nago przed chłopakiem, robi tatuaż, czy upija się do nieprzytomności - w moich oczach pozostaje mało znaczącą postacią. Kiedy w fabule pojawiła się postać Ashtona moja nadzieje na dobrą zabawę automatycznie wzrosła - przystojny, arogancki chłopak zawsze niesie ze sobą solidny zapas kłopotów. Na nadziei się skoczyło, bo Ash wykazał się postawą typu: "jestem zły, odejdź ode mnie, ale i tak mnie do ciebie ciągnie, chodź do mnie"; absurd gonił absurd,

Odnoszę wrażenie, że autorka czerpie jakąś satysfakcję z tworzenia dla swoich bohaterów kompletnie nierealnych historii. Wliczając w to chore relacje z przeszłością. Tym razem to nie Kacey, ani nawet nie główna bohaterka Livie padły ofiarą autorki, ale całkiem nowy bohater - Ashton. W dodatku chłopak okazał się kolejnym przykładem na brak jakiejkolwiek logiki w patrzeniu na świat. Ashton ma problem, który skrywa głęboko w sobie i radzi sobie z nim na swój pogmatwany sposób - jak wielu podobnych mu bohaterów. Nie rozumiem jednak, dlaczego Tucker zapragnęła zrobić z jego postaci niezdecydowanego, egoistycznego chłopaka kompletnie nie potrafiącego walczyć o siebie. Wątek miłosny okazał się równie pokręcony. W książce nie ma wiele motywów, ponieważ znowu króluje jedynie wątek miłosny i ten o bolesnej przeszłości, więc uwaga czytelnika zatrzymuje się wyłącznie na nich. Dodając do tego płaski styl autorki i mało rzeczywiste wydarzenia książka okazała się dla mnie powtórką z pierwszego tomu.

"- W jaki sposób dowiedziałaś się, jak należy żyć?
- Metodą prób i błędów, Livie. To jedyny sposób jaki znam."

Powtórzę to samo, co przy pierwszym tomie - wszystko jest "za bardzo". Autorka usilnie starała się stworzyć coś nowego na starych podwalinach, co w efekcie stało się przerysowane i nierzeczywiste. "Jedno małe kłamstwo" okazało się kontynuacją na poziomie pierwszego tomu, przez co mogę napisać jedynie: fajna, ale przeciętna. Przy spotkaniu z kontynuacją serii zastanowię się porządnie dwa razy, czy jestem na pewno gotowa na podjęcie takiego ryzyka.

Ocena: 3/6

Cykl "Dziesięć płytkich oddechów":
Dziesięć płytkich oddechów | Jedno małe kłamstwo | Cztery sekundy do stracenia | Five ways to fall

piątek, 10 kwietnia 2015

"Duff" Kody Keplinger

Autor: Kody Keplinger
Tytuł: DUFF. Ta brzydka i gruba
Tytuł oryginału: The Duff: (Designated Ugly Fat Friend)
Wydawnictwo: Mira
Liczba stron: 336

Książki dla młodzieży co raz częściej podążają tymi samymi utartymi schematami. Nie chodzi o to, że są złe, ale czasami miło sięgnąć po coś nowego. Książka Keplinger przywodziła mi na myśl świeżą historię na bazie schematycznej opowieści, dlatego stwierdziłam, że warto zaryzykować.

Siedemnastoletnia Bianca niczym nie wyróżnia się z grona typowych nastolatek. Ma przy sobie lojalne, aczkolwiek nie do końca całkowicie mądre grono przyjaciół, zna się na ludziach i potrafi ocenić sytuację jak mało kto. Szczególnie Wesley, szkolny przystojniak i podrywacz nie z tej ziemi doprowadza ją do szału. Na domiar złego uważa ją za DUFF! Jednak Bianca nie byłaby sobą, gdyby nie żywiła pewnej dozy sympatii do Wesleya, który z czasem okazuje się zupełnie inną osobą niż ta, za którą uważają go wszyscy w szkole.

"Zostaw mnie w spokoju do diabła. Dość już mi nadokuczałeś."

Bianca jest fantastyczną główną bohaterką i narratorką. Uwielbiam bohaterów, którzy nie szczędzą nikomu sarkazmu, mają cięty język, potrafią odnaleźć się w każdej sytuacji, zawsze wpadają w kłopoty i posiadają tylko sobie zrozumiałe poczucie humoru - a taka jest właśnie główna bohaterka. Bianca prowadzi czytelnika przez swoją opowieść bardzo sprawnie, nie zagłębia się w niepotrzebne historie, a w zamian przedstawia liczne grono swoich znajomych u których dopatrzeć się można wszelakich cech charakteru. Pojawia się również znienawidzony Wes, który - jak uważa dziewczyna - swoją drogą jest całkiem niczego sobie i pozwala jej spojrzeć na świat z męskiego punktu widzenia. Wielu bohaterów, wiele sytuacji a jednak odkrywanie ich sekretów i tajemnic nie może się nudzić.

Historia zaczyna się dokładnie tak, jak wszystkie inne - grono przyjaciół, z którego tylko jedno z nich jest widocznym odmieńcem, dobra zabawa i wielka wtopa. Ale im dalej podążałam za akcją, tym mniej dostrzegałam tych utartych schematów. Zgoda, główna bohaterka - jak wiele jej podobnych - uważa się za dziewczynę o nieszczególnej urodzie, ale ma to swoje uzasadnienie. W dodatku fabuła rozwija się na jej korzyść a sama Bianca zdaje sobie sprawę z tego jak potoczyły się jej losy. Drugą odskocznią od schematów jest szkolny przystojniak, który owszem - ma swoje problemy, jest fantastyczny i każda dziewczyna w szkole marzy by mieć go na wyłączność - ale jednak Wes angażuje się w całkowicie skomplikowaną znajomość z główną bohaterką i pomaga jej zrzucić łatkę DUFF - Designated Ugly Fat Friend - tej brzydkiej i grubej koleżanki z drugiej ligi stanowiącej tło dla ładniejszych koleżanek. To czy Bianca rzeczywiście podlega pod miano DUFF jest kwestią sporną, ale obydwoje tak bardzo angażują się w całe przedsięwzięcie, że zapominają zastanowić się nad jego sensem. Tak właśnie na bazie utartych schematów zaistniała podobna do wielu a jednak zupełnie inna opowieść z dużą dawką dobrego humoru i uwielbianym przeze mnie sarkazmem.

"-Powiedz jej, jak świetnie wygląda.
-Jesteś superlaska.
-Widzisz? Jesteś superlaską."

Nie ma lepszej książki na chwilę relaksu z domieszką dobrej zabawy jak "Duff". Kody Keplinger dostarczyła mi wieczór pełen niezapomnianej zabawy, więc z pełną odpowiedzialnością piszę - "Duff" to doskonały czasoumilacz. Pamiętajcie jednak, że to typowa młodzieżówka - z lekkim stylem, szybką akcją i zabawnymi dialogami. Nie doszukujcie się w opowieści drugiego dna, pozwólcie jej po prostu być sobą.

Ocena: 5/6

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Mira.

czwartek, 9 kwietnia 2015

"Biorąc oddech" Rebecca Donovan

Autor: Rebecca Donovan
Tytuł: Biorąc oddech
Tytuł oryginału: Out of Breath
Wydawnictwo: Feeria
Liczba stron: 485

Znacie to uczucie, kiedy wielkimi krokami nadchodzi finał ulubionej serii? Pojawia się mnóstwo pytań: czy finał spełni nasze oczekiwania? Jak zakończy się historia? Co przyniesie ostatni tom? Na zakończenie losów Emmy i Evana czekałam z zapartym tchem, bo ta seria, jak mało która, wywarła na mnie piorunujące wrażenie. Czy otrzymałam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania?

Mija 1,5 roku od wydarzeń, z którymi rozstaliśmy się w drugiej części serii. Mimo desperackiej ucieczki z Weslyn Emma nie może pogodzić się z przeszłością, która jakby przybrała na sile i przypominała o sobie na każdym kroku. Powoli zaczyna pojmować, że jedynie alkohol potrafi przytępić jej ból. Szaleństwo wisi w powietrzu. Nikt nie potrafi pomóc dziewczynie i wyciągnąć jej ze świata w którym się zamknęła. Pojawia się jednak Col, który staje się dla niej chwilową przystanią. Czy okaże się kimś więcej i wyrwie ją z rąk demonów przeszłości? Czy Evan definitywnie odszedł w niepamięć?

"Wszystko we mnie milczało."

Przez dwa tomy śledziłam życie Emmy z zapartym tchem i kibicowałam jej jak tylko mogłam. Nie pozostawałam obojętna na cierpienie, które jej towarzyszyło. Ale to co przyniósł finał powieści kompletnie mnie zaskoczył. Nie pojawiło się ukojenie, w życiu głównej bohaterki nie zagościł spokój - wręcz przeciwnie. Wszelkie towarzyszące Emmie uczucia nabrały na sile, spychając dziewczynę na samo dno, pozostawiając samej sobie w walce o złapanie oddechu. Poczucie winy, które ją przytłacza jest silniejsze niż można by przypuszczać. Dziewczyna jest jednak bohaterką, której kibicuje się do samego końca, którą się lubi i o której się myśli.Dlatego tym trudniej pogodzić się z tym co dzieje się w jej życiu.

W finale historii pojawiło się pewne ustępstwo ze strony autorki - rolę narratora, poza Emmą zajął również sam Evan, co bardzo miło mnie zaskoczyło. Takie posunięcie okazało się idealnym dopełnieniem historii, pozwoliło wypełnić pewne luki i wyjaśniło kilka niewypowiedzianych kwestii, do których rozwiązania potrzebne było wniknięcie do umysłu bohatera.

Seria "Oddechy" jest odpowiedzią dla poszukujących prawdziwych historii. Być może nie są to prawdziwe wydarzenia, być może historia opisana w trzech tomach jest tak okrutna, że ciężko wyobrazić ją sobie w prawdziwym życiu, ale niesie ze sobą tak wielki bagaż emocjonalny, że trafia nawet w najtwardsze serca. Chociaż w dużej mierze fabuła przepełniona jest poczuciem samotności, zapomnienia i walki o własne miejsce w świecie to miłość - chociaż trudna - silnie stara sobie utorować drogę w całej tej sytuacji. Fantastycznie jest śledzić losy bohaterów, których uczucia są na tyle silne i prawdziwe, że nie przesłaniają im świata - one pozwalają im go budować na własnych fundamentach.

"Powróciła do jedynego miejsca, które zawsze będzie na nią czekać."

Pamiętam, jak narzekałam na wolną akcję i styl autorki rozpoczynając swoją przygodę z pierwszym tomem. Dziś wszystko to przywitałam z otwartymi ramionami, jak starych dobrych przyjaciół. Nic nie przeszkadzało mi w delektowaniu się snutą historią, nie dopatrywałam się minusów, nie byłam zła za takie a nie inne posunięcia autorki. Wręcz przeciwnie, całkowicie zaakceptowałam opowiadaną mi przez Donovan historię jako coś oczywistego, coś co znalazło puste miejsce w mojej twardej duszy czytelnika i silnie się w niej zakorzeniło.

To opowieść magiczna, wyjątkowa i bezsprzecznie piękna. Historia Emmy jest dokładnie taka, jak głoszą tytuły poszczególnych tomów. Potwornie trudno jest w tym wszystkim złapać oddech i znaleźć powód, by móc go zatrzymać. Moje serce po raz ostatni rozpadło się na tysiące kawałków, a zbieranie ich i składanie w całość okazało się niezwykle trudne. Moim zdaniem, to najlepsza część serii. Nie mogłabym sobie wyobrazić lepszego zakończenia. Pozostaje jedynie żal, że to już koniec.

Ocena: 6/6

Seria "Oddechy":
Powód by oddychać | Oddychając z trudem | Biorąc oddech

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Feeria.

środa, 8 kwietnia 2015

"Dziesięć płytkich oddechów" K. A. Tucker

Autor: K. A. Tucker
Tytuł: Dziesięć płytkich oddechów
Tytuł oryginału: Ten Tiny Breths
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 420

Seria NA/YA nie jest moją literacką miłością, więc kiedy sięgam po książki z tego gatunku staram się zrobić jak największe rozeznanie i wybrać te lektury, które rokują na najbardziej godne zaufania. Tym razem trafiło na serię Tucker. Czy słusznie?

Kacey i Livie jadą do Miami, by tam odnaleźć nowe, lepsze życie. Nie mają większych planów, czeka na nie jedynie zarezerwowane mieszkanie, które należy opłacić z góry na pół roku - co będzie dalej pokaże życie. Kacey chce zapewnić swojej siostrze bezpieczeństwo, które w domu ich wujostwa było kwestią sporną. Dziewczyna marzy również o wyparciu z umysłu bolesnej przeszłości. Wszystko szło dobrze do czasu, gdy na jej drodze stanął Trent z mieszkania 1D. Wydawał się idealnym lekarstwem na niezabliźnione rany. Kacey nie zdaje sobie jednak sprawy jak wielką tajemnicę skrywa chłopak.

"Dziesięć płytkich oddechów... Przyjmij je. Poczuj je. Pokochaj je."

Kacey to bez wątpienia silna dziewczyna, z grupy bohaterek zdeterminowanych i walczących o własne miejsce. Na swój sposób próbuje poradzić sobie z traumatycznymi przeżyciami sprzed kilku lat i zamknąć je głęboko w umyśle. To z kolei prowadzi do nieprzyjemnych konsekwencji, ponieważ mimo walecznej natury nie jest w stanie samodzielnie poradzić sobie ze skrywanym bólem. Jako główna bohaterka, narratorka i dziewczyna demolka radzi sobie całkiem nieźle. Całkowitym przeciwieństwem jest kreacja Trenta, który przez znaczną część fabuły był dla mnie postacią płaską i niewymiarową. Jego zachowanie dalekie było od normy - zgoda, taka została przypisana mu rola - ale czy to nie wyszło aż za bardzo? Nie byłam w stanie przewidzieć jego ruchów, bo błądził jak we mgle a jego poczynania zredukowałabym do rangi bardzo chaotycznych. Co prawda sytuację uratowali poboczni bohaterowie, bo obdarzyłam ich większą sympatią niż głównych bohaterów - sąsiedzi czy przyjaciele z pracy Kacey stworzyli cudowną atmosferę bezinteresownej przyjaźni, bądź co bądź przerysowaną i trochę wyolbrzymioną, ale ich empatia naprawdę mnie oczarowała i finalnie stworzyła nowe znaczenie rodziny.

Od samego początku zostałam rzucona w wir wydarzeń i stopniowo odkrywałam przeszłość Kacey i Livie. Mogłoby to być całkiem dobre posunięcie, gdyby nie fakt, że akcja nabrała tempa dopiero po setnej stronie. Z perspektywy czasu myślę, że nie mogło być inaczej, zważywszy na fakt, że autorka upatrzyła sobie poprowadzenie wyłącznie dwóch głównych wątków - miłosnego i problematycznej przeszłości. Bez wątpienia Kacey i Livie przeszły w swoim życiu naprawdę dużo i dźwigały ogromny bagaż emocjonalny, którego największą część niosła główna bohaterka. Kacey była uczestnikiem wypadku, widziała rzeczy których nie powinna i poradzenie sobie z traumą okazało się dla niej za trudne. Właściwie wyszło to całkiem rzeczowo, bo problem okazał się mocny i z tym co przechodziła Kacey osiągnął zamierzony efekt wywarcia w czytelniku dużych emocji, ale wszystko posypało się w chwili ujawnienia tajemnicy Trenta - którą swoją drogą rozgryzłam znacznie szybciej. Kompletnie nie tak wyobrażałam sobie rozwinięcie akcji, wszystko potoczyło się w sposób na tyle nierzeczywisty, że bardzo trudno było mi uwierzyć w finał tej historii.

"Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa"

Niestety "Dziesięć płytkich oddechów" okazała się książką, która bardzo mnie rozczarowała. Jedyne słowo, które przychodzi mi na myśl to: "za bardzo". Wszystko w niej było nazbyt intensywne a w rezultacie płaskie i nierzeczywiste. Nie poniosła wielkiej porażki, bo wyratowała ją główna bohaterka i wspomniana przeze mnie atmosfera przyjaźni, jednak moje oczekiwania było znacznie, znacznie większe. Autorka próbuje wybić się historią zupełnie inną niż te, które proponuje fala NA/YA a ja nie jestem pewna, czy to kupuję. Nie mniej nie odradzam, możecie dać jej szansę, ale na własne ryzyko.

Ocena: 3/6


Cykl "Dziesięć płytkich oddechów":
Dziesięć płytkich oddechów | Jedno małe kłamstwo | Cztery sekundy do stracenia | Five ways to fall

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

WIELKANOCNY TAG KSIĄŻKOWY

Wielkanocny TAG książkowy zawitał również i na moim blogu. A jako, że wielkimi krokami zbliża się koniec (straszne!) świąt i czas powrotu do codzienności (okropne!) korzystam z ostatnich chwil nicnierobienia i prezentuję przed Wami moje odpowiedzi:

1. Króliczki – seria, której chcesz więcej (czekasz na jej sequel).
Uwielbiam wszelakie książki o podróżach w czasie, ale wiele z nich nie spełnia moich oczekiwań. Dlatego z niecierpliwością czekam na kontynuację "Podróży w czasie" Rysy Walker. Jednej z lepszych serii o podróżowaniu w czasie jaką czytałam i która całkowicie zadowoliła mnie pod kątem skoków, bohaterów i fabuły.

2. Jajko – książka, która cię zaskoczyła.
Myślę, że śmiało mogę napisać, że wielkim zaskoczeniem była dla mnie książka "Althea & Oliver" Cristiny Moracho.
Kompletnie nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji, a nietypowe poprowadzenie fabuły a z tym zupełnie zaskakujące zakończenie idealnie pasuje jako odpowiedź w tym pytaniu.

3. Tropienie jajeczek – książka, którą z trudem dostałeś w swoje ręce.
Najwięcej czasu zabrało mi dostanie w swoje łapki "Wolałbym żyć" Thierry Cohen'a. Po przeczytaniu pożyczonego egzemplarza zakochałam się w tej książce, ale niestety od dawna nie jest już wydawana a rozglądanie za własnym, używanym egzemplarzem zajęło mi naprawdę sporo czasu.

4. Owieczki – dziecięca książka, którą nadal uwielbiasz.
Zdecydowanie "Pięciopsiaczki" Wandy Chotomskiej. W dodatku to moje pierwsza książka z autografem i to jakim! Specjalnie dedykowanym dla mnie, bo spotkanie z autorką odbyło się w małej bibliotece i miałam mnóstwo czasu na rozmowę z Panią Wandą i zarówno wydarzenia jak i książka zapadły mi w pamięć. Do dziś uwielbiam wracać do historii Pięciopsiaczków.

5. Wiosna – książka z okładką, która przywodzi ci na myśl tę porę roku.
Może nie do końca związana z porą roku, ale u mnie za oknem panuje dosłownie "Nadciąga burza" Robin Bridges. Idąc na spacer wyglądam dokładnie jak bohaterka z okładki ;)

6. Jezus – religijna książka, którą kochasz.
Książek o podobnej tematyce nie ma za wiele na mojej półce i rzadko po nie sięgam, ale "Wolałbym żyć" Thierry Cohen'a ma mocny religijny wydźwięk a tak się składa, że to moja ulubiona książka. 

7. Zmartwychwstanie – książka od nie żyjącego już autora.
Na pewno "Kwiaty na poddaszu" V.C. Andrews i cała jej seria plus nowy cykl książek o rodzinie Casteel. Autorka fantastycznie potrafiła wykreować świat i swoich bohaterów a wszystkie jej książki są dla mnie niesamowite. Chociaż to seria o rodzinie  Dollangangerów stoi u mnie na honorowym miejscu. 

8. Koszyczki – książka, która aktualnie znajduje się na twojej liście życzeń.
Moim największym książkowym życzeniem jest niewydana jeszcze książka Lauren Oliver z opowiadaniami serii Delirium. Już nie mogę się doczekać jej premiery i przysięgam, że im do niej bliżej, tym bardziej chcą ją mieć!

9. Cukierki – słodka książka.
Najsłodsza książka, aczkolwiek w bardzo pozytywnym sensie, to dla mnie "Utrata" Rachel van Dyken. Co prawda wylukrowana jak porządny pączek, ale niezwykle przyjemna, ciepła i kojąca a samo zakończenie przelewa lukrowy garnek i - co dziwne! - bardzo mi się to podobało.

10. Peeps – otaguj kogoś!
TAGuję wszystkich, który skomentują ten post ;)

A teraz łapka w górę, kogo przeraża wizja powrotu do rzeczywistości? I komu przybyło 3kg więcej? ;) 

niedziela, 5 kwietnia 2015

"Aż po horyzont" Morgan Matson

Autor: Morgan Matson
Tytuł: Aż po horyzont
Tytuł oryginału: Amy & Roger Epic Detour
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron:  455

Uwielbiam książki w motywem drogi. Niezależnie od tego czy mam do czynienia ze szkolną lekturą, powieścią z listy bestsellerów czy zapomnianą historią - wszystkie czytam z równym zaangażowaniem. Dlatego historia Matson była na czołowej liście książek, które musiałam przeczytać. Jakie zrobiła na mnie wrażenie?

Amy Curry jeszcze do niedawna wiodła życie typowej nastolatki. Wszystko zmieniło się trzy miesiące temu, kiedy doszło do tragicznego w skutkach wypadku. Od tamtej pory jest co raz gorzej. Matka Amy, chcąc rozpocząć nowe życie przeprowadziła się z Kalifornii do Connecticut i oczekuje, że dziewczyna po zakończeniu roku szkolnego do niej dołączy. Amy musi przejechać niemal cały kraj, pożegnać się z rodzinną miejscowością i rozpocząć nowy etap. W podróży do nowego życia towarzyszy jej Roger, syn znajomej rodziców. Mimo, że się nie znają szybko znajdują wspólny język i zbaczają z trasy, by poczuć zew wolności.

"Bo może to następne jutro będzie lepsze. Skąd możesz wiedzieć? A prędzej czy później nadejdzie taki dzień, po którym jutro naprawdę będzie lepsze."

Amy jest dręczona demonami nie tak dawnej przeszłości. Widmo wypadku sprzed trzech miesięcy nie daje o sobie zapomnieć. Wyjazd z ukochanej miejscowości, oddalenie się od przyjaciół, pierwszej miłości i domu, który skrywa w sobie tyle wspomnień jest dla niej naprawdę trudnym posunięciem. W dodatku zaplanowana przez jej matkę trasa nie przypomina interesującej wyprawy a jedynie prostą drogę z punkt A do punktu B rozplanowaną co do minuty. Kiedy pojawia się Roger, znajomy z dziecinnych lat - teraz nieziemsko przystojny - w Amy coś pęka i postanawia pierwszy raz w życiu dać upust swojej frustracji i zbuntować się matce. Decyduje się na trasę, która całkowicie odbiega od tej wyznaczonej i razem z chłopakiem podróżują samochodem zwiedzając kraj. Roger jest starszy od Amy o kilka lat, jest zabawny i radosny, przez co bardzo szybko bohaterowie łapią wspólny język. Jednak jest coś, co dręczy chłopaka i nie daje mu spokoju. Amy decyduje się pomóc mu w uporaniu się z problemem i wspólny cel zbliża ich do siebie. Jako bohaterowie są zbliżeni do naturalnych, rzeczywistych postaci, z którymi łatwo się utożsamić a ich historie nie są na tyle wyolbrzymione by mogły wydawać się nierealne czy przerysowane. To niestety psuje styl autorki - chociaż prosty i lekki, to płaski i jednocześnie nie do końca oddający wszystkie emocje.

Nie ma jednak tego złego, bo chociaż styl jest jaki jest to obecny wątek drogi w całości skupił moją uwagę i przymknęłam oko na niedociągnięcia. Pierwszy raz trafiłam na książkę, w której ten motyw okazał się aż tak rozbudowany. W końcu pojawiła się wielka przygoda! Wielkim plusem jest fakt, że autorka sama pokonała drogę, którą przemierzyli jej bohaterowie co urzeczywistniło fabułę a w połączeniu z autorskimi zdjęciami nadało książce pewnej odrębności. Pojawiły się ciekawostki na temat przemierzanych stanów - ich dewizy, cytaty, informacje - wszystko to okazało się naprawdę spójną całością. Ale tak naprawdę to opis miejsc i tras, które były pokonywane przez bohaterów wypadły w tym wszystkim najlepiej - plastyczność miejsc i klimat sprawiły, że zatęskniłam za podobną przygodą. Autorka zredukowała za to wątek miłosny do całkowitego minimum z minimum, naprawdę. W czasie czytania królowała przygoda, informacje i zew wolności a reszta potoczyła się sama.

"Kiedy z kimś się żegnamy, to jakbyśmy komuś mówili, że już nigdy więcej się nie zobaczymy. To jakbyśmy się zgadzali, że to jest nasza ostatnia rozmowa. Więc jeżeli nie mówimy sobie "do widzenia", jeżeli rozmowy nie skończyliśmy, to znaczy, że będziemy musieli spotkać się znowu."

"Aż po horyzont" okazała się książką zupełnie inną niż przypuszczałam. Podróż Amy i Rogera była wielką przygodą także dla mnie. W czasie czytania bawiłam się fantastycznie, chociaż żałuję, że styl autorki jest jaki jest. To zdecydowanie wakacyjna książka, która fantastycznie motywuje do przeżycia własnej przygody. Dacie się namówić?

Ocena: 4/6