Autor: John Green
Tytuł: 19 razy Katherine
Tytuł oryginału: An Abundance of Katherines
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 305
John Green jest pisarzem, który szybko wkupił się w łaski czytelników i zaskarbił sobie ich sympatię dzięki wyjątkowej książce "Gwiazd naszych wina". Po sukcesie historii Hazel i Augustusa wydano wszystkie książki autora, nawet opowiadania. Ale czy wszystkie mają ten sam poziom?
Colin Singleton miał w swoim szesnastoletnim życiu dziewiętnaście dziewczyn i tak się złożyło, że wszystkie miały na imię Katherine. Niestety jest jeszcze coś, co łączy dziewczyny poza identycznym imieniem - wszystkie zawsze rzucają Colina. Kiedy K-19 porzuca chłopaka, ten całkowicie się załamuje i poświęca się niezwykle intrygującej czynności - leży bez ruchu na miękkim dywanie przeżywając ostatnie rozstanie. Na szczęście jego przyjaciel Hassan ma sposób na zapomnienie - razem wyruszają w drogę ku odnalezieniu sensu życia i przeżyciu przygody, która całkowicie ich odmieni.
"Książki to notoryczni Porzucani: gdy je
odkładasz, mogą na ciebie czekać wiecznie, a gdy poświęcisz im uwagę,
zawsze odwzajemniają twoją miłość."
Colin jest bohaterem zupełnie nietypowym - potwierdza to nie tylko jego zachowanie, ale wszyscy pozostali uczestnicy fabuły w tym jego rodzice. Chłopak uwielbia anagramy i potrafi bawić się jednym słowem do znudzenia, marzy o karierze geniusza, bo miano cudownego dziecka już zyskał - potwierdził to udział w konkursie "Dzieciaki bystrzaki". Podejmuje się pracy nad Teorematem, który ma przewidzieć długość związku i poświęca temu każdą wolną minutę analizując, dopracowując i podkładając do wzoru. Colin jest bohaterem bardzo specyficznym, żyje we własnym świecie, kompletnie nie potrafi opowiadać historii i ciężko przewidzieć co siedzi w jego głowie. Podobnie jest z Hassanem, którego kompletnie nie mogłam zaakceptować w książce. O ile Colin działał mi na nerwy, to sam Hassan okropnie wręcz mnie irytował. Jego postać prezentuje jedynie zasadę kameleona - wtapia się w tłum i robi to co inni, tańczy tak jak mu zagrają, a kiedy coś się wali, nawet nie reaguje. Czy tak się zachowują normalne osoby? Fakt, że Colin i Hassan to główni bohaterowie książki, nie sprawia że nabierają mocy, wręcz przeciwnie - są płascy, nudni, bezbarwni i pozbawieni jakiejkolwiek logiki.
Bohaterowie wzbudzili moją irytację, to prawda. Ale dopiero przy fabule mogę napisać, że irytacja sięgnęła zenitu. Właściwie nie jestem w stanie napisać o czym była ta książka. O straconej miłości? O poszukiwaniu samego siebie? Podróży? Przyjaźni? Nie wiem, po prostu, nie wiem. Wiele tekstu przelało się przez fabułę, pojawiło się mnóstwo matematycznych odniesień, formuł i ciekawostek ze świata, ale co było głównym motywem pozostaje dla mnie zagadką. Colin i Hassan jadą w podróż, która ma dostarczyć im pewnej przygody, jednak już pierwszego dnia trafiają na miejsce w którym się zatrzymują i na tym przygoda się kończy. Motyw drogi powiecie? Tragiczny, kompletnie nie wciągający opis jazdy samochodem, ale na pewno motywu wędrówki tutaj nie było. Być może głównym wątkiem miała być miłość - dziwna, chora miłość wyłącznie do dziewczyn o danym imieniu, a biorąc pod uwagę fakt, że Colin jest jaki jest to dziwię się w ogóle, że znalazło się aż dziewiętnaście naiwnych dziewcząt. Może prym miała wieść przyjaźń - to już bliżej. Bohaterowie poznają Lindsey i jej mamę Hollis pomiędzy którymi rodzi się nić przyjaźń. W dodatku bohaterowie odwiedzają mieszkańców miasteczka oraz emerytów, słuchają ich historii i tego jak wiele dla siebie znaczą. Ten wątek akurat wypadł całkiem nieźle, jako jedyny.
"Ludzie powinni się przejmować. To dobrze, gdy inni coś dla nas znaczą, że za nimi tęsknimy, gdy ich zabraknie."
John Green ma to do siebie, że pisze nad wyraz inteligentnie, kreuje swoich bohaterów na indywidualne, ponadprzeciętne jednostki i tutaj jest to obecne. Jego styl również nie zanikł, mądre słowa wplątane są w wypowiedzi w sposób naturalny i nie budzący sprzeciwu. Jednak Green ma problem z potencjałem - potrafi go wykorzystać i to jak! Ale chodzi właśnie o to, że wykorzystuje go za bardzo. Gdy inni cierpią z powodu zaniku weny i niedociągnięć, autor nie ma z tym problemu i tym samym jego książki wskakują na wysoki poziom. Ale musi uważać, żeby nie przesadził, bo "19 razy Katherine" jest dowodem, że nie ma autorów doskonałych.
Biedni ci, którzy swoją przygodę z Greenem rozpoczną właśnie od tej lektury. Autora darzę dużym szacunkiem, lubię jego książki - nie mówię jednak, że uwielbiam - ale wiem na co go stać. Uważam jednak, że to jego najgorsza książka ze względu na jeden kluczowy fakt - przerost formy nad treścią. Nudna, pozbawiona sensu opowieść o niczym, która dla mnie ma więcej wad niż zalet. A szkoda, bo znając warsztat autora byłam pewna, że czeka mnie fantastyczna literacka uczta. Niestety, nie tym razem.
Ocena: 2/6
16 latek miał już 19 dziewczyn ? :O :O :O Słyszałam, że książka słaba, ale nie myślałam, że aż tak :D
OdpowiedzUsuńAż tak, naprawdę ;d
UsuńNie czytałam żadnej książki tego autora, chociaż książka "Gwiazd naszych wina" już od długiego czasu stoi na mojej półce. Zawsze jest coś pilniejszego ;) Tę pozycję z pewnością sobie odpuszczę :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńGNW to chyba najlepsza książka w jego dorobku, więc nie musisz się przejmować, ale odpuszczając 19xK raczej nie będziesz żałować ;)
UsuńWooo, przewinąwszy na ocenę moje brwi zjechały na potylicę. Aż tak słabo? W sumie, słyszałam, że powieść w porównaniu do innych Greena marna dość, ale nadal mnie do niej coś ciągnęło. Póki co spasuję.
OdpowiedzUsuńSłabo, słabo, w porównaniu do innych to naprawdę najgorsza jego książka.
UsuńOoo... kiepsko...
OdpowiedzUsuńLiczyłam na coś więcej.
Na pewno nie zacznę znajomości z tym autorem od tej książki :)
Uwierz mi, ja też liczyłam na coś więcej ;)
UsuńA ja mam w planach. Czytałam różne opinie, a ponieważ prozę Greena bardzo lubię, muszę tę książkę dorwać w swoje łapki.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa Twojej opinii :)
UsuńDla mnie Green jest twórcą jednej dobrej pozycji. "Gwiazd naszych wina"podobało mi się, nawet bardzo jak na ten typ literatury, jednak innych pozycji nie mam zamiaru czytać. Chyba, że jakaś znów zacznie zbierać najwyższe oceny ;)
OdpowiedzUsuńWłaściwie to się z Tobą całkowicie zgadzam, bo dla mnie Green to nic innego jak GNW. Ale generalnie ma mocny warsztat, tylko zawsze wszystko przekombinuje. I jest schematyczny jak diabli.
UsuńWidzę, że ta książka zbiera w sieci niemal same negatywne recenzje. Tobie także nie przypadła do gustu. Zatem będę omijać ją z daleka.
OdpowiedzUsuńNic nie stracisz, bo to książka całkowicie o niczym ;)
UsuńMuszę w końcu sięgnąć po Greena. Chociaż nadal się zastanawiam czy warto. :o
OdpowiedzUsuńGNW przeczytać warto, naprawdę. Ale na resztę jego książek szczególnie namawiać nie będę ;)
UsuńA tytuł brzmi całkiem intrygująco.
OdpowiedzUsuńDokładnie! Opis też. Ale na tym się skończyło ;)
UsuńWow, jestem zaskoczona. To znaczy - czytałam niepochlebne recenzje, ale chyba żadna nie była tak emocjonalna, jak Twoja. Współczuję Ci, że musiałaś czytać tę powieść. Ja boję się sięgać po inne książki Greena, znam tylko "Gwiazd..." i chyba na tym zakończy się moja przygoda z prozą tego autora...
OdpowiedzUsuńBardzo mądre podejście, bo GNW to książka naprawdę godna polecenia i uwagi, ale to nie odbiło się na pozostałych jego książkach ;)
UsuńGreen ogólnie cierpi na przerost formy - jego jedyną dobrą i wartościową książką moim zdaniem jest Gwiazd Naszych Wina.
OdpowiedzUsuńTak jest, dokładnie. To samo uważam.
UsuńO matko jaka słaba ocena! Twórczości autora jeszcze nie znam, mam jakąś dziwną blokadę chyba spowodowaną "wielkim bum" na Greena, więc tak czekam i czekam, aż poznam jego twórczość, jednak zdążyłam już słyszeć, że GNW jest najlepsza, a kolejne powieści są dosyć szarawe. Tę powieść mam w "chcę przeczytać", ale po Twojej recenzji już taka pewna nie jestem.
OdpowiedzUsuńTeż zawsze czekam aż przeminie wielki zachwyt, bo to mnie jedynie odrzuca. Ale GNW polecam, bo warto. Ewentualnie Papierowe miasta też, aczkolwiek to już nie to. Generalnie nie ma co się nastawiać na autora, bo leci schematami ;)
UsuńCzytałam jego książkę pt."Szukając Alaski" jeszcze jak byłam w LO, ale jakoś nie zrobiła na mnie dużego wrażenia. Kilka lat później zrobił się szał na powieści Greena, ale jakoś mnie do nich w ogóle nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńNic nie tracisz, naprawdę ;)
UsuńDo tej tytułu mnie nie ciągnęło już wcześniej, ale Twoja recenzja utwierdziła mnie w pewności, że to nie jest książka dla mnie.
OdpowiedzUsuńZe swojej strony, jeśli nie jesteś w ogóle nie zainteresowana, to na pewno namawiać nie będę ;)
UsuńUff, nareszcie ktoś, komu się nie podobało tak bardzo jak mnie :) Ale ja się jeszcze nie zebrałam, żeby wysmarować recenzję niestety...
OdpowiedzUsuńwww.maialis.pl
Bardzo chętnie przeczytam Twoją recenzję, kiedy już powstanie :)
UsuńZ Greenem to mam tak, że po "Gwiazd naszych wina" żadna inna książka już mnie tak nie zachwyciła :)
OdpowiedzUsuńPapierowe miasta są całkiem niezłe, ale faktycznie GNW najlepsze ;)
UsuńPoznajemy powieści Greena tak troszkę w odwrotnej kolejności: "19 razy Katherine" to powieść z 2006 roku, a jego (moim zdaniem) najlepsza powieść (GNW) to już rok 2012. Wcześniejsze powieści niż GNW to nawet (u nas najnowsza) "Will Grayson, Will Grayson"... czyli teoretycznie można zauważyć, że poziom się u Greena poprawia. Dla mnie poza GNW inna warta lektury powieść to "Papierowe Miasta" i może "Szukając Alaski"... ale tak to poza GNW już tego geniuszu nie widziałam w jego innych powieściach ;)
OdpowiedzUsuńGreen według mnie chce wszystkiego za bardzo. Poza GNW, które faktycznie były świetną książką to Papierowe miasta - też okej, ale widzisz schemat wokół, którego krąży autor? Dla mnie ciągle idzie jednym torem ;)
UsuńMnie autor bardzo zraził i nie zamierzam czytać jego dzieł. Ale widzę, że nic nie tracę.
OdpowiedzUsuńNie, naprawdę nic ;)
UsuńW końcu ktoś podziela moje zdanie! Myślałam, że jestem ewenementem twierdzącym, że książka jest tragiczna... bo jest naprawdę straszna.
OdpowiedzUsuńNie nie jesteś sama i tak, jest straszna :)
UsuńSłyszałam o tej pozycji tak przeróżne opinie, że muszę sama sprawdzić :> Na razie czytałam tylko "Gwiazd naszych wina" i książka przypadła mi do gustu :d
OdpowiedzUsuńGNW to wyjątek w twórczości autora, więc podejdź do jego książek sceptycznie ;)
UsuńKocham Greena za GNW, ale jak z resztą powieści jeszcze muszę się przekonać. Tej się obawiam, jest intrygująca, ale skoro piszesz, że fabuła gdzieś błądzi, to nie wiem...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Podzielam twoje zdanie. Niestety książka nie zasługuje na wysokie opinie, choć zaciekawiła mnie trochę swoim humorem, w przeciwieństwie do Gwiazd naszych wina, którą niestety uważam za swój niewypał czytelniczy roku . :< Zapraszam do mnie : http://recenzje-z-nibylandii.blogspot.com/ Wygląd bloga jest w modernizacji. ;)
OdpowiedzUsuńGabriela