Należała do niego. Była idealna. Aż nagle zniknęła.
Prawda o najbliższych nam osobach może być czasami bolesna i nieprzewidywalna. Czy zatem lepiej nie wiedzieć co wydarzyło się w przeszłości?
Uwielbiam thrillery psychologiczne, które swoje źródło mają w przeszłości bohaterów, więc za lekturę "Dziewczyna, którą znałaś" zabrałam się z przyjemnością. Nicola Rayner skusiła mnie obietnicą licznych zagadek, tajemnic oraz odgrzebywania sekretów sprzed lat. Ciekawość nie pozwoliła mi więc przejść obojętnie obok intrygujących losów bohaterów i jednego, deszczowego popołudnia odkryłam całą prawdę związaną z wydarzeniami, które miały miejsce w studenckich czasach Alice oraz George.
Ta dwójka wiodła dostatnie życie. Wydawało się, że otrzymali od losu wszystko o czym zamarzyli. On, dawniej członek parlamentu, dziś ceniony prezenter telewizyjny. Ona wzięta prawniczka z wciąż rozwijającą się karierą. Razem tworzą zgodne i szczęśliwe małżeństwo. Jednak czy ta nie są wyłącznie pozory? Alice męczy fakt, że jej mąż zawsze był kobieciarzem i jako żona nie za bardzo chce wiedzieć co robił w przeszłości. Tylko, że już niebawem za sprawą Ruth, dawnej dziewczyny Georga, Alice zostanie zmuszona by przeprowadzić prywatne śledztwo i dowiedzieć się dlaczego jej mąż uparcie milczy w temacie byłej dziewczyny.
Fabuła pokazana jest oczami trzech kobiet, Alice, Naomi i Kat, co na pewno jest plusem dla spojrzenia z różnych perspektyw na rozgrywaną akcje. Bohaterki nie szczędzą nam szczegółów, powoli wyjawiają to co wiedzą, przez co śmiało możemy łączyć fakty i jednocześnie wejść do ich przeszłości, która - jak się okazało - w studenckich latach była dla nich bogata w imprezy i nowe doświadczenia. Tam też doszło do przykrego incydentu, autorka wykorzystała motyw napaści seksualnej i pogroziła palcem w ramach przestrogi. Otrzymaliśmy, więc relacje z którą można się zgodzić, utożsamić czy zrozumieć, przez co losy bohaterów nie były obce.
Niestety o ile wątek obyczajowy był w miarę ciekawy, o tyle sama zagadka czy klimat thrillera mnie nie przekonał. Akcja monotonnie poruszała się na przód, nie odczułam większego napięcia czy potrzeby rozwikłania zagadki. Nie odnalazłam się w historii emocjonalnie, czytałam tylko dlatego, by dowiedzieć się jaki ostatecznie autorka zaserwuje mi finał, choć i ten nie okazał się szczególnie wybuchowy. Całość więc wypadła przeciętnie, nad czym ubolewam, ponieważ książka Rayner miała w sobie spory potencjał.
"Dziewczyna, którą znałaś" to dobra propozycja na leniwe popołudnie. Jednak jeśli szukacie polecenia książki wciskającej w fotel to tym razem u mnie go nie znajdziecie. Nie żałuję, że zdecydowałam się na lekturę, ale jednocześnie wiem, że szybko zapomnę o losach Alice i George'a. Plusem na pewno jest podążanie tropem zaginionej Ruth i kilka subtelnych zaskoczeń w fabule, więc nie jest tak, że ta powieść nie daje do myślenia - po prostu jako fanka tego gatunku szukam czegoś mocnego, dosadnego a otrzymałam historie podobną do tych co już znam.
Nie wiem czy sięgnę;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że wypada tak słabo, bo już ją zamówiłam ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że jednak są jakieś zaskoczenia. To zawsze coś.
OdpowiedzUsuńLubię książki, w których głównym motywem są poszukiwania zaginionych osób. Fajnie tak patrzeć na ukryte wskazówki i podążać śladami. Sama jednak nie wiem, czy wziąć pod uwagę "Dziewczynę" - trochę odrzuca mnie ten brak klimatu. Thriller bez klimatu to jak ying bez yang. :P
OdpowiedzUsuńMyślę, że w wolnej chwili mogłabym po nią sięgnąć, ale na pewno nie zdarzy się to zbyt szybko. 😊
OdpowiedzUsuńGdy czytałam początek Twojej recenzji pomyślałam- "O fajna książka", tym bardziej że bardzo lubię thrillery psychologiczne. Szkoda, że nie do końca robi mocne wrażenie.
OdpowiedzUsuńSkoro to historia, o której szybko się zapomina, chyba nie będę zawracać nią sobie głowy.
OdpowiedzUsuńA ja mimo wszystko książkę mam w planach i chcę sama się przekonać czy mi się spodoba :)
OdpowiedzUsuń