Jeśli udawanie miłości jest aż tak łatwe... skąd wiadomo, kiedy jest ta prawdziwa?
Nie wiem jak Wy, ale ja mam słabość do pokaźnych stronicowo tomów. Jeśli wchodzę do księgarni i widzę grubą książkę to od razu do niej podchodzę. Duża liczba stron kojarzy mi się z historią w pełni dopracowaną, szczegółową, pełną emocji oraz głębokich przeżyć bohaterów i w dużej mierze to często ma pokrycie w rzeczywistości. Dlatego pokładałam wielkie nadzieje w "Miłość na później" - książce, która od początku królowała nad innymi lekturami.
Z twórczością Mhairi McFarlane spotkałam się już wcześniej i wszystkie jej powieści bardzo miło wspominam. Odpowiadał mi styl autorki, odpowiadała mi również jej interpretacja działań bohaterów, więc już na pierwszych stronach najnowszej książki McFarlane odnalazłam z nią wspólny rytm i od razu zaangażowałam się w rozgrywane wydarzenia.
Poznałam Laurie, dziewczynę, która musiała zmierzyć się z zupełnie nową dla siebie sytuacją. Po dziesięciu latach związku jej ukochany stwierdził, że już nie ma ochoty tego dalej ciągnąć a ona sama nie wiedziała co dalej ze sobą zrobić. Początkowy szok zmienia się w walkę o własną dumę i poczucie wyższości, szczególnie, że były partner Laurie to także jej współpracownik, którego bądź co bądź musi codziennie oglądać w kancelarii. Dziewczyna jednak się nie poddaje, nie pozwala, by ktoś uznał ją za winną całej tej sprawy i tym samym pakuje się w sytuacje, która całkowicie odmieni jej życie. Na szczęście dla niej - w najlepszym znaczeniu tego słowa.
Laurie przez przypadek zawiązuje sojusz z Jamie, pewnym siebie playboyem, który potrzebuje partnerki w zbrodni. On chce się przypodobać nowej szefowej mając u boku stabilną emocjonalnie dziewczynę, ona chce zagrać na nosie byłemu, więc stanowią duet idealny. Decydują się rozegrać swój związek w mediach społecznościowych tak, by świat był przekonany o ich wielkiej miłości a czytelnik nie może nacieszyć się jak pomysłowa, jak dopracowana, błyskotliwa i zabawna jest to fabuła. Wiedziałam, że będę bawiła się wybornie podczas czytania, więc jedynie potwierdzam - pojawili się przesympatyczni bohaterowie, był śmiech, radość oraz niewymuszone sceny pełne wiarygodnych emocji w historii, której romantyczne sceny były pisane od samego początku.
"Miłość na później" to powieść, której nie można się oprzeć. Zabawna, dojrzała, współczesna oraz urocza i słodka, ale nie tak, żeby kogoś zemdliło. O nie! To jedna z tych powieści, które porywają czytelnika w swoje objęcia i pozwalają mu na kilka ładnych chwil zapomnieć o codziennych obowiązkach. Ogromnie polubiłam głównych bohaterów i trzymałam za nich kciuki do samego końca, bo obydwoje zasłużyli na dobre zakończenie. Jestem zachwycona nową książką Mhairi McFarlane i gorąco ją Wam polecam.
Mam tę książkę już na swojej półce i bardzo się cieszę.
OdpowiedzUsuńŚwietna lektura :)
OdpowiedzUsuńBrzmi jak powieść, której mogłabym dać się porwać ;) Zapisuję tytuł.
OdpowiedzUsuńPokaźne tomy rzucają sie w oczy - to fakt :)
OdpowiedzUsuńKolejna ciekawa książka, którą chciałabym przeczytać :)
OdpowiedzUsuńWidziałam ostatnio trochę pozytywnych opinii o tej książce i chcę ją przeczytać. Ciekawa jestem czy mi też się spodoba. ;)
OdpowiedzUsuńDam się namówić na przeczytanie tej książki.
OdpowiedzUsuńDobrze czytać tak miłe słowa o tej książce! Znam jedną z książek autorki, więc chętnie sięgnęłabym i po tę ;)
OdpowiedzUsuń