środa, 28 września 2022

"Credence" Penelope Douglas

"Credence" Penelope Douglas, Tyt. oryg. Credence, Wyd. Niezwykłe, Str. 592


W jej życiu będzie trzech mężczyzn. Jeden będzie ją miał. Jeden będzie chciał ją mieć. A jeden będzie chciał ją zatrzymać.


Jeszcze do niedawna motyw trójkąta miłosnego w literaturze omijałam jak tylko mogłam, ponieważ kojarzył mi się z mnóstwem schematów i poczuciem, że podobne historie stoją przed murem nie do pokonania. Wszystkie książki koncentrowały się wokół bardzo podobnych wydarzeń a ja czułam się już tym wszystkim bardzo znużona chociaż do pewnego momentu była to jedna z moich ulubionych przewodnich myśli w świecie romansów. Na szczęście pojawiła się Penelope Douglas i jej "Credence", które z zapasem przeskoczyło ograniczenia i udowodniło, że w dobrych rękach wszystko jest możliwe.

Douglas tworzy bardzo mocne, przesiąknięte erotyką, dominacją i bezwzględnością romanse, więc jej proza nie jest dedykowana każdemu. Jej najnowsza książka jest najlepszym przykładem stylu autorki, ponieważ już od pierwszych stron otula nas mrok i gęsta atmosfera. Na próżno szukać tutaj słodkości, lukru i pięknych słówek, które są charakterystyczne dla miłosnych obyczajówek. Tutaj balansujemy na granicy dobrego smaku, sięgamy po klimat oraz napięcie thrillera i zastanawiamy się do czego to wszystko zmierza, ponieważ droga pokonywana przez bohaterów jest bardzo wyboista.

Tiernan de Haas była panią swojego życia. Nastolatka wchodząca w dorosłe życie zaznała przepychu i luksusu jako jedyna córka znanego, cenionego producenta filmowego. Wyczuć można było jej lekką arogancję i lekceważenie świata w połączeniu z dość lekkomyślnym podejmowaniem zasad. Na początku Tiernan wzbudziła we mnie skrajne emocje, nie zawsze popierałam jej wybory, ale przyznaję jednocześnie, że była to bardzo barwna postać, dobrze wykreowana, dynamiczna i wyraźnie zarysowująca się na tle rozgrywanych wydarzeń. Żyjąc w cieniu sławy rodziców i nie czując się ani chciana, ani kochana, po opuszczeniu murów internatu dała się porwać chwili. I to ją pokonało. Nie przejęła się tragicznym wypadkiem rodziców, nawet cieszyła się na zmianę otoczenia i zamieszkanie w Kolorado, ale nie przypuszczała, że poznając trójkę wyjątkowych mężczyzn, jej życie całkowicie wywróci się do góry nogami. Na szczęście autorka przyłożyła się także do kreacji męskich bohaterów, serwując nam paletę indywidualizmu i różnorodnych cech osobowości co sprawiło, że nie tylko Tiernan nie mogła się im oprzeć.

Przyznaję, że sięgając po "Credence" miałam już pewne założenia wobec twórczości autorki a jednak nie spodziewałam się aż tak dużego natłoku emocji podczas czytania. Osobiście jestem zachwycona lekturą, pomysłem oraz wykonaniem, ale ja lubię mrok i elementy thrillera w każdym wydaniu, więc nie przeszkadzały mi momenty przekraczania granic czy poruszania strefy tabu. Przestrzegam wszystkie romantyczki, że to lektura tylko dla odważnych, ale jeśli już odważycie się wkroczyć do tego świata i dacie się porwać atmosferze - autorka zaserwuje Wam zupełnie inny romans niż ten znany z podobnych powieści i udowodni, że można z przytupem wkroczyć na scenę schematów, by jednocześnie zaskoczyć czytelnika powiewem świeżości.

6 komentarzy:

  1. Ten powiew świeżości w gatunku, który reprezentuje książka, bardzo mnie zachęcił do jej przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro jest tyle emocji to książka warta była czasu, jaki poświęciłaś na jej przeczytanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka już wpadła mi w oczy, ale nie wiedziałam, że ma aż tyle stron. Trochę mnie do niej ciągnie, więc może się skuszę na jej przeczytanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. To nie do końca książka dla mnie, ale znam kilka osób, którym mogłaby się spodobać ;)

    OdpowiedzUsuń