poniedziałek, 29 maja 2017

"Uciekająca narzeczona" Denise Hunter

"Uciekająca narzeczona" Denise Hunter, Tyt. oryg. The Goodbye Bride. A Summer Harbor novel, Wyd. Dreams, Str. 368

"Zaczęła woleć stan nieświadomości."

Uwielbiam serie wydawnicze, które chociaż ze sobą powiązane - można czytać oddzielnie. Nie sprawia mi to wówczas kłopotu z wyszukiwaniem wszystkich tomów by móc rozpocząć w końcu lekturę, tylko czytam po prostu książkę, którą chcę. Właśnie tak pisze Denise Hunter - łączy w pewien sposób swoje historie bohaterami, zmieniając ich tylko miejscami: z głównych na pobocznych. 

Nie znam pierwszego tomu serii Summer Harbor, ale po lekturze "Uciekającej narzeczonej" na pewno to zmienię. Do tej pory czytałam tylko "Taniec ze świetlikami" jej twórczości, ale wspominam tą książkę bardzo dobrze. Jednak przełomem okazała się dla mnie powyższa lektura - fantastyczna fabuła wciągnęła mnie do świata Summer Harbor i zapewniła kilka doskonale spędzonych godzin.

Motyw przewodni fabuły na początku wydawał mi się trochę tragiczny - Lucy doznając wstrząsu mózgu zapomniała siedem miesięcy ze swojego wcześniejszego życia. Nie jestem w stanie powiedzieć jakie to uczucie, ale wiem jak straszne jest poczucie bezradności. Bardzo łatwo zrozumiałam zatem główną bohaterkę i jej zachowania, szybko znajdując usprawiedliwienie dla jej czynów. Bo niestety, ale jej życie na przestrzeni ostatniego pół roku nie było takie kolorowe jakby się wydawało. Lucy zapomniała, że rozstała się ze swoim narzeczonym Zakiem na tydzień przed ślubem. Nie pamiętała też samej przeprowadzki do Portland. I - co najgorsze - zapomniała o najnowszych zaręczynach.

Serce podpowiada, że to Zac jest tym jedynym. Dlaczego go porzuciła i zdecydowała się zmienić swój świat? Dlaczego porzuciła idealne życie dla czegoś nowego i nieznanego? Autorka skutecznie prowadzi czytelnika przez fabułę trochę przytłoczoną brzemieniem nieświadomości, gdzie krok po kroku wszystko się wyjaśnia. Lucy powraca do Summer Garbir w najgorszym momencie - Zac powoli staje na nogi po tragicznym rozstaniu, ale musi stawić czoła zagubionej i bezradnej dziewczynie, która pamięta tylko jak bardzo kocha tego, którego utraciła. Brzmi dramatycznie? Nie bójcie się tego. Autorka wie jak prowadzić fabułę by ta była ciekawa i przyjazna dla czytelnika. Nic nie przytłacza, nie drażni, nie odwraca uwagi - akcja choć dopracowana i warta każdej uwagi biegnie jednym torem i nie zbacza na nic nieznaczące wątki. Liczy się tu i teraz - miłość wymieszana z tragedią.

To doskonała powieść dla czytelników, którzy chcą uciec od melodramatycznych historii miłosnych, ale nie chcą porzucać samego uczucia. "Uciekająca narzeczona" to dojrzała, bogata w życiowe doświadczenia opowieść z rozumem - logika jest tutaj kluczowym elementem. Za to cenię sobie twórczość tej autorki, bo wiem, że zaskoczy mnie pozytywnie, a na pewno nie rozczaruje przesłodzoną historią.

8 komentarzy:

  1. Jeżeli ta powieść jest mądra a akcja logiczna - pewnie! Przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z kolei nawet jeśli sięgam po serie, których poszczególne części można czytać oddzielnie, to mam takie zboczenie, że wolę sięgać po nie w kolejności wydawania. Ta historia wydaje się całkiem intrygująca, więc może dam jej szansę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również nie czytałam pierwszego tomu i nie zamierzam, bo fabuła zupełnie mnie nie intryguje. Zupełnie inaczej jest w przypadku tej książki. Mam ją już na półce i niedługo zabieram się za czytanie :-) Ostatnio Dreams wydaje naprawdę niezłe książki i choć za granicą są klasyfikowane jako romans chrześcijański jakoś wyjątkowo mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie :) Tylko trochę szkoda, że zupełnie niechrześcijańscy autorzy (na przykład Michaelis) i fantastyka poszły totalnie w odstawkę :-/

    Pozdrawiam!
    W krainie absurdu

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta logika, o której piszesz mnie intryguje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Denise Hunter to jedna z moich ulubionych autorek! :) Jej historię są takie urocze, pełne ciepła i miłości, że za każdym razem jak rozstawałam się z bohaterami książek było mi po prostu przykro, bo zawsze czułam ogromny niedosyt :)
    Cudowne historie! <3

    goszaczyta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Wole jednak zacząć od pierwszego tomu serii Summer Harbor, a potem ewentualnie pomyślę o powyższej pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  7. I znowu "zrobiłaś" mi apetyt na książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak przeczytałam tytuł, od razu poczułam się zniechęcona. Nie lubię ckliwych historyjek o miłości. Ale za to lubię poważne i rozbudowane miłosne opowieści. Po Twoim opisie wydaje mi się, że właśnie to dostanę :)

    OdpowiedzUsuń