wtorek, 12 grudnia 2017

"Artemis" Andy Weir

"Artemis" Andy Weir, Tyt. oryg. Artemis, Wyd. Akurat, Str. 415

"Piąta nad ranem jest dla mnie w dużym stopniu pojęciem abstrakcyjnym. Wiem, że istnieje, ale rzadko miewam z nią osobiście do czynienia."

Nie przepadam za książkami o kosmosie i sam gatunek sci-fi nie jest moim ulubionym. Ale raz na jakiś czas lubię pójść na przekór sobie i sięgnąć po lekturę inną niż te, które ciągle czytam. Ominęła mnie niestety lektura "Marsjanina", na którą nie postawiłam z przekonaniem, że nie będę zadowolona, ale postanowiłam naprawić swój błąd w przypadku "Artemis"

Andy Weir zaintrygował mnie swoją powieścią i przyznaję, że po skończonej lekturze robiłam sobie wyrzuty, że nigdy wcześniej nie zdecydowałam się na jego pierwszą powieść. Czasami jest tak, że coś co nie jest nasza mocną stronę właśnie przez niepotrzebne uprzedzenia pozytywnie nas zaskakuje. Tak było w przypadku "Artemis", powieści która może nie zmieniła mojego postrzegania świata, ale na pewno umiliła mi czas i mile zaskoczyła rozgrywanymi wydarzeniami.

Tytułowe Artemis to pierwsze miasto na Księżycu liczące dwa tysiące mieszkańców. To miejsce intrygujące, opisane w szczegółach przez autora, które przyciąga czytelnika jak magnes i budzi wiele pytań czy faktycznie mogłoby się to udać w rzeczywistości. Życie na Księżycu wydaje się płynąc spokojnym rytmem a panująca tam rutyna nie przeszkadza bohaterom. Może jedynie Jazz Bashara ma coś do powiedzenia, która jako kurier nie zarabia tyle, by móc zmienić swoje znienawidzone mieszkanie na coś bardziej przyjaznego do życia. Więc gdy na horyzoncie pojawia się dobrze płatne i jednocześnie niebezpieczne zlecenie nie waha się ani chwili - dziewczyna podejmuje wyzwanie, które może nieść ze sobą spore konsekwencje.

Przyznaję, że zaangażowałam się w wydarzenia bardziej niż przypuszczałam. Może to za sprawą świata przedstawionego, bo o ile kosmos nie jest moją mocną stroną, o tyle same wzmianki o Księżycu uwielbiam. Autor pozwolił mi zatem spojrzeć na perspektywę życia w miejscu do tej pory nieosiągalnym jeśli chodzi o podobne działania i chętnie przyglądałam się każdej wzmiance o kolonizacji. Jednak centralnym punktem fabuły jest postać Jazz, dziewczyny której oddano głos w tej historii a która zaważyła na losach całej populacji. Polubiłam ją, chociaż nie zawsze wspierałam jej motywy, ale silny upór i determinacja w dążeniu do celu wyróżniały ją na tle innych. Także za sprawą pierwszoosobowej narracji mogłam bliżej przyjrzeć się jej myślom i zrozumieć, że rola czarnego charakteru to nie jedyna jaką odgrywa. To jednak pozostaje do odkrycia przez każdego z Was, bo rola jaką wytyczył Weir swojej bohaterce nie jest łatwa - liczne problemy wyrastają na jej drodze raz za razem i na tle całości zaczyna kształtować się prawdziwy charakter dziewczyny.

Miałam możliwość spojrzenia na "Artemis" bez perspektywy porównywania tej książki z debiutanckim "Marsjaninem" i bardzo się z tego cieszę. Autor stworzył niebanalną wersję możliwej przyszłości i z zaangażowaniem dopracował wszystkie szczegóły. Uważam, że to jedna z ciekawszych propozycji tego gatunku i warto dać jej szansę. Kłamstwa, intrygi i wędrówka po kosmosie okazały się dla mnie intrygującą przygodą a jedynie co teraz mi pozostaje to powrót do wcześniejszej książki Andyego Weira.

10 komentarzy:

  1. Lektura Marsjanina była świetna. Na tę książkę mam także ochotę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo zachecasz. Nie jest to mój gatunek, ale być może zrobię dla tej książki wyjątek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem bardzo ciekawa tej książki. ''Marsjanina'' jeszcze nie czytałam, ale też mam go w planach. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też nie bardzo lubię s-f...ale może przeczytam - kiedyś- powyższą książkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że tylko na korzyść Ci wyszło to, że najpierw przeczytałaś "Artemis", a "Marsjanina" masz jeszcze przed sobą. Odwrotna kolejność działa moim zdaniem na niekorzyść "Artemis", bo "Marsjanin" rozwala system. :D Ja się niestety rozczarowałam, choć ogólnie nie jest to zła książka. Nie dorównuje jednak "Marsjaninowi".

    OdpowiedzUsuń
  6. Sama nie wiem, czy to książka dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oooo, Twoja opinia jest bardzo cenna, bo jednak większość osób z którymi rozmawiałam, ma już za sobą "Marsjanina" i z tej perspektywy patrzy na "Artemis" (w tym ja). Trochę Ci zazdroszczę, bo podejrzewam, że gdybym była w podobnej sytuacji, nowa książka Weira spodobałaby mi się jeszcze bardziej. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawe jak będą wyglądały Twoje wrażenie "Marsjanina" teraz, kiedy jesteś po lekturze "Artemis". Ja będę miała odwrotną kolejność, bo jestem już po lekturze debiutu Weira i trochę się obawiam, bo wiele osób uważa, że czytając je w kolejności wydania, druga powieść jawi się jako wtórna.No cóż... pożyjemy, zobaczymy ;)
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Tu muszę zacząć od "Marsjanina"...

    OdpowiedzUsuń