"Trzy godziny ciszy" Patrycja Gryciuk, Wyd. Czwarta Strona, Str. 344
"Słyszę tupanie mrówek i pająków. Rozbudzona wyobraźnia nie pozwala mi zasnąć. Każ warować z szeroko otwartymi oczami. Czuwam więc. Nie śpię wcale."
Oceniam książki po okładce i przyznaję się do tego z pełną świadomością. Czasami staram się z tym walczyć, ale rzadko mi to wychodzi. Szczególnie w takim przypadkach jak ten - gdzie okładka niemal krzyczy w moja stronę, że kryje w sobie wyjątkową historię.
Powieść pióra Patrycji Gryciuk zapowiadała się na bardzo emocjonalną lekturę. Nie znam wcześniejszych książek autorki, więc nie miałam pojęcia czego mogę się spodziewać. Opierając się wyłącznie na mojej czytelniczej intuicji zdecydowałam się na lekturę i nie żałuję - takie książki zawsze warto czytać. Dostałam bogaty zastrzyk emocji, który zapewnił mi wiele godzin dobrej historii od której - przyznaję - nie mogłam się oderwać.
Autorka w zaskakujący sposób pokazała czytelnikowi jak dużo można osiągnąć ograniczając się do niewielu słów. Sugestywny jest tutaj tytuł, który bardzo dobrze oddaje klimat rozgrywanych wydarzeń - nie zawsze trzeba dużo mówić, by osiągnąć zamierzony cel. A czasami przecież cisza jest głośniejsza niż największy gwar. To właśnie zrozumiała główna bohaterka powieści - Patrycja, która dowiedziała się, że jest śmiertelnie chora. Zazwyczaj staram się nie rozkładać na czynniki pierwsze dlaczego dana bohaterka czy bohater zostali przez autorów skazani na taki koniec - po prostu akceptuję fabułę jaką dostaję. Ale tym razem było mi smutno, że taką drogę obrała autorka, bo postać Patrycji jest niezwykle wiarygodna, żywa, dynamiczna i pełnowymiarowa. Polubiłam ją od pierwszego słowa, szczególnie przez fakt pierwszoosobowej narracji i miałam szczerą nadzieję, że los się odwróci, by mogła jednak realizować dalej swoje życie.
Pierwszoplanowa bohaterka to spory atut tej historii. Jednak gdyby jej życie zostałoby poprowadzone innymi torami - otrzymalibyśmy już zupełnie inną powieść. Więc akceptując obecny stan rzeczy skupiłam się na szczegółach z jakich została zbudowana fabuła i przy każdym na moment się zatrzymywałam. "Trzy godziny ciszy" właściwie nieświadomie wymuszają taką reakcję w czytelniku, bo to historia nie tylko wiarygodna, ale nacechowana dużą ilością wartości dnia codziennego, które są zrozumiałe i dostępne na wyciągnięcie dla każdego. A przecież to najbardziej fascynuje w książkach. Dlatego, gdy Patrycja postanawia rzucić wszystko i powrócić do Gourdon jej decyzja jest zrozumiała - kobieta chce wykorzystać czas, który jej pozostał najlepiej jak może. W tym momencie lektury pojawia się też pewien melancholijny wyrzut kierowany w stronę przeszłości - bohaterka próbuje nawiązać kontakt z utraconą przed dziewięcioma laty miłością. Marnix wydaje się bohaterem trochę odrealnionym, wyciągniętym z mroków przeszłości dziewczyny, która z utęsknieniem patrzy w stronę utraconego czasu. Zamiast cieszyć się dniem, zaczyna przywoływać tajemnice z młodzieńczych lat - i tutaj powieść nabiera zaskakujących barw.
Historia "Trzech godzin ciszy" to zaskakujący obraz przyszłości na której widać niechciany kres i przeszłości - nieoczekiwanie nieograniczonej. Autorka pięknym i bardzo obrazowym językiem zabrała mnie w podróż do serca głównej bohaterki, która z utęsknieniem i determinacją próbowała choć przez chwilę odbudować to co stracone. Nie spodziewałam się, że ta lektura tak bardzo przypadnie mi do gustu, ale ogromnie się z tego cieszę, bo wyciągnęłam z treści kilka wartościowych prawd o których chciałabym pamiętać. To historia pełna wzlotów i upadków, która wciąga do swojego świata i na długi czas pozostaje w głowie czytelnika.
Masz rację, okłada przyciąga i to bardzo. Sama historia również. Jestem przekonana, że mi się spodoba ;)
OdpowiedzUsuńMoże się skuszę. Twoja recenzja zachęca.
OdpowiedzUsuńDobrze, że książka zawiera kilka wartościowych prawd. W wolnym czasie zamierzam się z nią zapoznać.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie delikatne okładki w jasnych kolorach. Owa historia bardzo mnie intryguje, więc chętnie poznam ją bliżej.
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic tej autorki, ale okładka rzeczywiście krzyczy, by po nią sięgnąć. Zaciekawiłaś mnie recenzją. Powiem szczerze, że od dawna marzy mi się poruszająca lektura, która wyzwoli we mnie potok łez. Być może właśnie ta będzie tym, czego szukam. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Recenzje Koneko
Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce, ale wydaje się ona bardzo interesująca. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości uda mi się znaleźć czas na przeczytanie tej pozycji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam xx
http://slowoposlowie.blogspot.com/
Czy to wzruszająca książka? Okładka jest genialna, widziałam ją już gdzieś i pamiętam, że pomyślałam, że dla niej samej warto sięgnąć po ten tytuł. Opis i recenzja mnie do tego jeszcze bardziej zachęciły.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że i mnie okładka bardzo zainteresowała. :) Chętnie umówię się z książką na spotkanie, wydaje mi się, że będzie ono bardzo owocne. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Tej książki nie da się nie ocenić po okładce, nawet ja to zrobiłam. :D
OdpowiedzUsuńObserwuję bloga i zapraszam do mnie! :)
http://nie-oceniam-po-okladkach.blogspot.com/