środa, 8 listopada 2017

"Dziewczęta z Castle Deverill" Santa Montefiore

"Dziewczęta z Castle Deverill" Santa Montefiore, Tyt. oryg. Daughters of Castle Deverill, Wyd. Świat Książki, Str. 590

"Z tobą zawsze czuje się blisko Irlandii, Jack. Każde słowo, które wypowiadasz, przybliża mnie do niej."

Po lekturze "Pieśni o wojnie i miłości" pojawiła się kontynuacja serii Kroniki Deverillów. Trzytomowa saga rodzinna miała poruszać serca czytelników i opowiadać historię pełną wzlotów i upadków. W przypadku pierwszego tomu całość wypadła idealnie i szybko zakradła się na półkę moich ulubionych lektur. Nie mogłam się zatem oprzeć kontynuacji i postanowiłam przekonać się osobiście, czy dalsze losy rodziny, której losy zostały zaplanowane od samego początku poradzi sobie w życiu kompletnie rozbitym przez wojnę i miłość.

Pierwszą rzeczą za jaką polubiłam twórczość Santa Montefiore było drobiazgowe rozłożenie na czynniki pierwsze bohaterów. Nie otworzyła ona przed czytelnikiem im profili psychologicznych a pozwoliła poznać od innej - emocjonalnej - strony. Dzięki temu bardzo szybko utożsamiłam się z bohaterami i kibicowałam im przy kolejnych trudnych wyborach. Jestem wielką fanką sag rodzinnych, więc była to dla mnie czyta przyjemność, szczególnie w przypadku tak mądrze napisanej historii.

Drugi tom nie zbacza z kursu. To wciąż dobra lekcja życia dla bohaterów i czytelników, nawiązująca do wydarzeń historycznych. Akcja rozgrywa się w roku 1925. Wojna już się skończyła, jednak nie zapomniano o tym co ze sobą przyniosła. Wielka posiadłość rodziny Deverillów wygląda tragicznie, a piętno wojny w tragiczny sposób odcisnęło się na ukochanym domostwie rodziny. To Celia poznana już w pierwszym tomie serii ze strony lekkomyślności i działania wbrew wszystkim postanawia odbudować utracone mury. Sprawę ułatwia jej majętny mąż, jednak nikt nie spodziewa się, że odbudowa posiadłości w Castel Deverille nie przyniesie dawnych radosnych wspomnień.

Santa Montefiore to angielska pisarka, która pisze w charakterystycznym dla Anglii stylu. Nigdzie się nie spieszy, jej fabuła jest drobiazgowa a bohaterowie wielobarwni. Klatka po klatce zatrzymuje się obraz filmu - malowniczy i przepełniony masą emocji, nakreślony sprawną ręką artystki a dopiero później pisarki. Dzięki temu powieść nabiera znaczenia, jest wielobarwna i wielowymiarowa. Nawiązuje do ponadczasowych aspektów miłości i przyjaźni, wartości rodzinnych oraz motywacji dnia codziennego, dzięki czemu szybko odnajduje miejsce w sercu czytelnika swoją szczerością i wartością. To jedna z lepszych sag rodzinnych jakie czytałam - warta każdego przeczytanego słowa, zupełnie inna niż znane mi do tej pory historie dotykające problemów, a nie tak jak w tym przypadku: ludzi.

Jestem pod wrażeniem drugiego tomu serii i już z zapartym tchem wypatruję finału. Santa Montefiore po raz kolejny przeniosła mnie do wczesnych lat XX wieku, w których bohaterowie nie mieli łatwego życia. Snuta niczym bajka dla dorosłych opowieść o stu twarzach to idealna propozycja na długie jesienne wieczory, typowo oczywista a jednak warta uwagi, która zapada w pamięć i opowiada o tym, że w życiu liczy się coś więcej niż majętność i dobre imię.

7 komentarzy:

  1. Nie czytałam pierwszego tomu, ale na pewno prędzej czy później sięgnę, bo to zdecydowanie moje klimaty :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam tej serii, ale mnie zachęciłaś.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tym razem to nie dla mnie powieść :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejna, ciekawa seria. Skąd brać na to wszystko czas.

    OdpowiedzUsuń
  5. Saga trafia na listę lektur obowiązkowych. Twoja recenzja utwardza mnie w przekonaniu, że będę bardzo zadowolona z tej przygody czytelniczej :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Koniecznie muszę się rozejrzeć za tomem 1!

    OdpowiedzUsuń