"Na imię mi Zack" Mons Kallentoft, Markus Lutteman, Tyt. oryg. Zack, Wyd. Rebis, Str. 392
"Jeśli się chce przetrwać na tym świecie, trzeba być twardym. Czasem człowiek musi wybierać: ty albo ja."
Czy bohater po przejściach, z bagażem emocjonalnych doświadczeń i topiący żale w uzależnieniu jest w stanie chronić niewinnych? Czy odnajdzie się w roli policjanta i przeciwstawi się złu?
Kryminał kryminałowi nie jest równy i wie to każdy fant tego gatunku. Potrzeba świadomego prowadzenia akcji, dynamiki i zapierających dech zwrotów akcji, by przekonać do siebie czytelnika i sprawić, że nie będzie miał ochoty odkładać powieści choćby na minutę. W przypadku autorskiego duetu Mons Kallentoft oraz Markus Lutteman niekoniecznie otrzymałam pisarski pazur, ale na pewno zostałam postawiona przed historią w pełni kryminalną, która spełniła moje oczekiwania.
To specyficzna rola głównego bohatera sprawia, że pierwszy tom serii wyróżnia się na tle innych powieści. Dwudziestosiedmioletni Zack to policjant z pasją, który sprawdza się w swoim zawodzie co potwierdza liczba rozwiązanych zagadek. Jednak to nie tylko stróż prawa. Nie człowiek godny naśladowania. Zack, zamykając za sobą drzwi swojej pracy zmienia się w człowieka, któremu nikt ne przypisałby powyższej roli. Noc zmienia go w narkomana, człowieka pozbawionego zasad, kompletny wrak spadający na samo dno. Wszystko przez tragiczną przeszłość, która się za nim ciągnie. I chociaż robi co może, by czytelnik nie obdarzył go sympatią - dzieje się to naturalnie. Jak można nie kibicować komuś, kto jest przykładem naprawdę mądrze wykreowanego bohatera z krwi i kości? Popełnia błędy świadomie pakując się w niebezpieczeństwo. Kontroluje swoją destrukcję. A mimo wszystko w dzień jako nadkomisarz w Jednostce do Zadań Specjalnych jest niezastąpiony.
Sama fabuła prowadzona jest dwutorowo. Z jednej strony otrzymujemy prywatne życie Zack'a, chłopaka któremu naprawdę warto się przyjrzeć. Z drugiej historię kryminalną, bardzo prawdziwą i niestety na tyle wiarygodną i przekonującą, że bez mrugnięcia okiem możemy wyobrazić sobie, że dzieje się gdzieś obok nas. W jednym ze sztokholmskich mieszkań zostają znalezione cztery martwe Azjatki, a piąta trafia do szpitala z okropnymi okaleczeniami. Wszystko sugeruje, że pogryzły ją psy. Ale czy na pewno? Główny bohater mimo niełatwego życia bierze sprawy w swoje ręce i decyduje się wyjaśnić jedną z najbardziej okrutnych zagadek. Kto morduje? I dlaczego? Oraz - czy zdąży przed kolejnym morderstwem?
Płynna, akcja, dobrze zachowana dynamika, ciekawe wydarzenia i historia, która praktycznie czyta się sama to przepis na naprawdę dobry tom startowy. Jedyne co mogę zarzucić tej historii to bardzo zatarta granica między powieścią obyczajową a kryminalną, przez co trudno nazwać powyższą książkę rasowym kryminałem. To raczej misz-masz gatunkowy i podchodząc z tą świadomością do lektury na pewno nikt nie będzie rozczarowany. Nie, jeśli dostrzeże świetną kreację głównych bohaterów i gdy przyjrzy się zagadce, która ma mnóstwo luk i ślepych zaułków. Która świadomie igra sobie z czytelnikiem, by doprowadzić go na skraj wytrzymałości.
Innymi słowy "Na imię mi Zack" to kawał solidnie wykonanej powieści. Oryginalna kreacja głównego bohatera to największy, choć nie jedyny, atut historii autorskiego duetu, który naprawdę dobrze spisał się we wstępie do serii Herkules. Dużo mocnych scen, drastycznych zwrotów akcji, krwi, która naznacza ten kryminał. Można wiele dobrego pisać o tej historii, ale najlepiej: przeczytajcie ją sami. Nie będziecie żałować!
Dobrze zachowana dynamika to element, który mnie zachęca.
OdpowiedzUsuńPo tak zachęcającej recenzji, trzeba będzie przeczytać. 😊
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o nim wcześniej, a szkoda, bo zwraca uwagę. Na pewno sama postać Zaca jest intrygująca i to właśnie ona mnie zachęca. I muszę to napisać... ta okładka, zakochałam się! :D
OdpowiedzUsuńmrs-cholera.blogspot.com
Skoro tak polecasz, książka faktycznie musi być wyjątkowa. Nie mogę przepuścić takiej okazji :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że jest dużo mocnych scen, bo to akurat lubię :)
OdpowiedzUsuń