Miłość należy się każdemu. Nawet gdy uważasz, że na nią nie zasługujesz.
Sięgacie po kontynuację powieści, która niekoniecznie wzbudziła Wasze uznanie? Dajecie autorom drugie szanse? Nigdy nie skreślam nikogo na podstawie jednej książki i chociaż pierwszy tom serii Sandry Robins budził moje wątpliwości co do dobrej zabawy podczas czytania - zdecydowałam się na kontynuację. I wiecie co? Wypadła znacznie lepiej!
Może to nowa para bohaterów, których polubiłam, może podciągnięcie się warsztatu autorki zaowocowało wciągającą historią, ale co by to nie było, tym razem szczerze mogę przyznać, że miło spędziłam czas w towarzystwie tej lektury. Podobały mi się podjęte wątki, podobał mi się motyw romantyczny, ale to co doceniam najbardziej to pracę Sandry Robins, która ewidentnie wyciągnęła wnioski z debiutu i posłuchała opinii innych. A takie działania zawsze sobie cenię.
W tej części poznajemy Amy oraz Lucasa. Ona okazała się fajną bohaterką, szczerą, pokiereszowaną przez życie, ale jednocześnie z dumą trzymającą głowę wysoko. To w głównych postaciach uważam za największą korzyść, bo nikt nie chce czytać o użalających się nad sobą pannach. W Amy tego nie dostrzegłam, owszem dostała solidną lekcję a przez trudną przeszłość musiała szybko dorosnąć i stanąć na nogi, ale to wydawało się być dla niej tylko motywacją do dalszej walki. On, kapitan drużyny hokejowej, urzeka urodą oraz męskością. Wydaje się być całkowitym przeciwieństwem dziewczyny a jednak szybko nawiązuje się pomiędzy nimi nić porozumienia, szczególnie, że i Lucas kryje w sobie mroki przeszłości.
Podobało mi się nawiązanie do trudów życia. Amy miała pod opieką siostrę, nie łatwą w kontaktach, więc obserwowałam jak radzi sobie z wyzwaniem i próbuje być dorosła w sytuacjach, gdy sama miałaby ochotę tupać nogą. Podobało mi się również wyciągnięcie z codzienności wszystkiego co się da, by stworzyć tą powieść jak najbardziej wiarygodną. Wątek romantyczny również okazał się przyjemny dla oka, chociaż może czasami zbyt barwny i przesycony erotyzmem, ale wszystko miało swoje uzasadnienie. Nawet wcześniejsza profesja Amy jako ekskluzywnej pani do towarzystwa nie wydała mi się już tak zakręconym pomysłem jak w przypadku poznanej w pierwszym tomie Sarah. Tym razem bowiem autorka ujęła to w innych słowach, w innym kontekście, bardziej dramatycznie oraz emocjonalnie. Nie jest to książka idealna, ma kilka wad, niedociągnięć, ale wypada rozsądniej w wielu kwestiach w porównaniu do pierwszego tomu i czyta się ją dużo przyjemniej.
"Miłość na kredyt" to dobra definicja drugiej szansy. Nie tylko ja otrzymałam coś czego się nie spodziewałam, ale i bohaterowie zmierzyli się z możliwością zmian. Bardzo podobały mi się towarzyszące ich opowieści emocje, które nie zawsze były jedynie pozytywnym odbiciem życia bohaterów. Cieszę się, że mogli stanąć przed tyloma wyborami, bo wydaje się, że w ten sposób docenili życie. Zagrało mi w tej powieści wiele elementów - od demonów towarzyszącym bohaterom po ich zmaganie w teraźniejszości, więc uznaję swoją przygodę z autorką tym razem za bardzo udaną.
Ta książka mnie do siebie bardzo przekonuje. Chcę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńJa zazwyczaj rezygnuję po pierwszej książce.
OdpowiedzUsuńDaję autorom kolejną szansę. Nawet jeśli pierwsza część nie do końca mi się spodobała to z ciekawości sięgam po następną. Może skuszę się na poznanie twórczości autorki. ;)
OdpowiedzUsuńZmiany są dobre. Będę miała tę książkę na uwadze.
OdpowiedzUsuńCoś dla mnie :)
OdpowiedzUsuń