Wszyscy skrywamy tajemnice, nawet przed sobą.
Po jakże udanej lekturze "Pacjentki" od Alexa Michaelidesa, nie mogłam sobie odmówić jego nowej książki. Z nadzieją oraz wielkimi oczekiwaniami na ekscytującą historię zasiadłam w ulubionym fotelu, by zmierzyć się z nowym thrillerem. Czy autor spełnił moje oczekiwania?
Uwielbiam thrillery psychologiczne i często porzucam inne czytane powieści na rzecz tego gatunku. Moja wyobraźnia ciągnie mnie w stronę klimatów związanych z mrokami ludzkiej duszy i wciąż brakuje mi klimatu wielkiego napięcia. Dlatego biorąc w swoje ręce najnowszą powieść autora liczyłam na jazdę bez trzymanki, pełną dynamikę oraz masę zaskoczeń, które wynagrodzą mi czas oczekiwania. Niestety nie do końca czuję, że Michaelides dał z siebie wszystko, bo chociaż jego lektura była zaskakująca i przeczytałam ją od deski do deski to jednak nie mogę porównać jej do znacznie lepszej "Pacjentki".
Fabuła tej powieści opowiada o losach terapeutki grupowej, która sama walczy z prywatnymi demonami. Mariana Adros to postać ciekawa, ponieważ na wpół tajemnicza, odkrywająca swoje sekrety wraz z rozwojem fabuły. To również dzięki niej odkryjemy tajne stowarzyszenie Cambridge - Boginie, które pogrąży się w żalu po przedwczesnej, zaskakującej śmierci koleżanki. Jednak pierwsze morderstwo to tylko wstęp do kolejnych niecodziennych wydarzeń z którymi przyjdzie zmierzyć się Marianie i przyznaję, że towarzyszenie jej w tej przygodzie było dla mnie przyjemnością. Zabrakło mi jednak głębszych emocji, mocnego uderzenia zwieńczającego tą całą absurdalną sytuację, ponieważ chociaż działo się wiele to kilka wątków zostało zbyt lekko podjętych co pomniejszyło intensywność odbioru.
Zamiast skupić się na całym sensie tajnego zgromadzenia i trochę podrasować Boginie, autor wolał podążać tropem obsesji głównej bohaterki, która była przekonana co do winy jednego z profesorów. Zafiksowana na punkcie własnych racji Mariana wprowadzała trochę psychodeliczną atmosferę i nie byłoby w tym nic złego, gdyby autor dopracował całość pod względem szczegółów i konkretnych wyjaśnień. Mam jednak wrażenie, że nie do końca prawda jaka ujawnia się w finale podparta jest wcześniejszymi wydarzeniami, ponieważ kilka spraw zostało otwartych. Nie mniej pomimo moich narzekań uważam, że powieść może pochwalić się świetnym klimatem, jest wciągająca i mroczna i chociaż trochę słabsza od pierwszej książki autora - również pozwalająca na oderwanie się od codzienności.
"Boginie" to wszechobecna tajemnica, która krok po kroku prowadzi nas do spektakularnego finału. Autor chciał wstrząsnąć czytelnikiem i wprowadził na ostatnie strony kilka zaskakujących scen, ale to dodało historii uroku i potrzebnych emocji. Mimo kilku wad, bez których się nie obeszło, uważam, że to nietuzinkowa, wciągająca, dająca do myślenia historia, która warta jest przeczytania. Zdecydowanie! Bawiłam się podczas lektury bardzo dobrze i liczę, że autor jeszcze zaskoczy nas w swoich kolejnych powieściach.
Widziałam ostatnio zapowiedzi tej książki, ale chyba sięgnę najpierw po "Pacjentkę" ;>
OdpowiedzUsuńPóki co nie mam w planach przeczytania tej książki.
OdpowiedzUsuńDziękuję z te recenzję - mam tę pzoycję na swojej liście bo okładka jak i opis zapowiadały sie bardzo ciekawie
OdpowiedzUsuńFajnie, że wciąga i do tego daje do myślenia.
OdpowiedzUsuńZa jakiś czas planuję sięgnąć po tę książkę.
OdpowiedzUsuńNajpierw w kolejce czeka "Pacjentka". Jak mnie urzeknie sięgnę i po ten tytuł.
OdpowiedzUsuń