Bajkowa, śnieżna sceneria miasteczka Port Moody i dwoje ludzi, którzy niespodziewanie zbliżają się do siebie po latach milczenia.
Małgorzata Falkowska oraz Ewelina Nawara, obie znane z romantycznej twórczości, łączą siły we wspólnej powieści wprowadzającej czytelników w świąteczny nastrój. Czy ich lektura okaże się klimatyczna i odpowiednia na grudniową porę? Nie byłabym sobą, gdybym tego nie sprawdziła.
Książka autorek to typowa powieść romantyczna, w której pojawia się najpierw miłosny zawód, później życiowe problemy a na końcu nieoczekiwany bohater podbija serce tej, która była pewna, że już nie pokocha. Pachnie schematem, ale lektura sama w sobie jest bardzo przyjemna i lekka w odbiorze, więc nie mogę się do niczego przyczepić - czytało się dobrze a to podstawowy czynnik dla lektur mających przyciągnąć klimat świąt.
Poznajemy Abigail Sharpe, dobiegającą trzydziestki dziennikarkę, która jest przekonana, że romans z szefem zapewni jej wysokie stanowisko w pracy. Niestety, niecne plany przerywa choroba dziadka, która ściąga kobietę w rodzinne strony, do klimatycznego miasteczka Port Moody i wiążących się z nim wspomnień. To tutaj Abi pierwszy raz poczuła smak złamanego serca i to tutaj, po dziesięciu latach przyszło jej ponownie stanąć oko w oko z dawnym ukochanym. Czy wyjaśnienie wszystkiego z Loganem odmieni jej spojrzenie na świat? Czy święta spędzone w Port Moody pozwolą dostrzec to co liczy się najbardziej?
Podobało mi się uchwycenie przez autorki kontrastu zachodzącego w Abi. Najpierw trochę wyrachowana, zbyt pewna siebie, dążąca po trupach do celu, później zupełnie inna, nabierająca pokory, dystansu, zrozumienia. To piękna lekcja życia dla czytelnika, który na jej przykładzie może dostrzec co tak naprawdę liczy się w życiu, które jest zbyt krótkie na niektóre wyznaczone sobie cele. Sam romans pomiędzy bohaterami również przypadł mi do gustu, ponieważ polubiłam zarówno Abi jak i Logana, więc miło było spędzić czas w ich towarzystwie i przypatrywać się jak rozwiązują spór sprzed lat, szczególnie, że autorki faktycznie zadbały o nastrojowy, grudniowy klimat. Czasami wręcz miałam wrażenie, że wraz z bohaterami przechadzam się po miasteczku a całość przypominało typowo świąteczny amerykański film o miłości, rodzinie oraz życiowych wyborach.
Podeszłam do "Święta w Port Moody" jako do lekkiej powieści bez zobowiązań i nie rozczarowałam się lekturą. Właściwie to z zaskoczeniem muszę zauważyć, że bardzo podobał mi się wątek romantyczny oraz towarzyszący mu drugoplanowy motyw rodziny, przyjaźni oraz wewnętrznej przemiany. Autorki łącząc siły stworzyły bardzo przyjemną, klimatyczną, świąteczną książkę, która idealnie rozgrzeje Wasze serca. Jestem na tak i mam nadzieję, że wpiszecie ją w Wasz świąteczny literacki repertuar. Polecam!
Od czasu do czasu mam ochotę na tego typu lekką powieść.
OdpowiedzUsuńOooo chętnie bym przeczytała. W tym roku mam ochotę na takie świąteczne- romantyczne. :)
OdpowiedzUsuńTeż tego typu książki traktuję z przymróżeniem oka :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że wiele osób chętnie sięgnie po tą książkę - tym bardziej, że najbliższy czas dla części osób jest idealny na takie lektury.
OdpowiedzUsuńWśród innych świątecznych książek ta wydaje się warta zainteresowania ;)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa pracy twórczej tego duetu.
OdpowiedzUsuń