czwartek, 28 maja 2015

"Will Grayson, Will Grayson" John Green, David Levithan

Autor: John Green, David Levithan
Tytuł: Will Grayson, Will Grayson
Tytuł oryginału: Will Grayson, Will Grayson
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 365

Wciąż pozostaje dla mnie zagadką, dlaczego sięgam po książki Greena. Autora zna zapewne każdy szanujący się mol książkowy, chociażby ze słyszenia a Levithan przypuszczalnie niebawem wyjdzie z cienia Greena. Tymczasem panowie w duecie napisali książkę o tematyce nie łatwej, a jednocześnie wartej uwagi. Czy podołali zadaniu?

Pojawił się najpierw Will Grayson - żyjący według zasad: 1. siedzieć cicho, 2. niczym się nie przejmować. Will przyjaźni się z Kruchym, nieustannie zakochanym, całkowicie zadeklarowanym gejem i próbuje związać się z Jane, która może jest a może nie jest homoseksualna. Kto to wie? po Willu Graysonie przyszedł czas na willa graysona - chłopaka samotnego, przepełnionego bólem, przyjaźniącego się z ograniczoną intelektualnie, zarozumiałą i egoistyczną maurą, prawdopodobnie zakochanego w isaacu, koledze z internetu.

"gdy coś raz się stłucze, nie da się tego z powrotem skleić. ponieważ gubią się gdzieś małe kawałeczki i krawędzie nie pasują do siebie, nawet gdyby chciały. cały kształt się zmienia."

Bohaterowie połączeni identycznym imieniem różnią się od siebie jak tylko się da. W przypadku Willa Graysona - pustego, ograniczonego emocjonalnie (i może umysłowo?) nie jestem w stanie napisać nic miłego. Kroczy jak cień za Kruchym, który ma na własność prywatny mózg Kubusia Puchatka i wiecznie na wszystko narzeka, a w ogóle nie potrafi zająć się sam sobą. Biedny, nieszczęśliwy i zapomniany Will Grayson - bezbarwna forma nudnego bohatera. Zdecydowanie lepiej w zestawieniu wypada will grayson ze swoimi rodzinnymi problemami, który wydaje się bardziej szczery i chyba najwłaściwszy w tej książce. Szuka szczęścia, zrozumienia i próbuje się odnaleźć w nowej sytuacji, czego kompletnie nie ułatwia mu Maura - przyjaciółka od siedmiu boleści, której nawet nie warto wymieniać z imienia. Jedynie will grayson ratuje cały ten zjednoczony klub bohaterów ograniczonych i pustych przyciągając swoją postawą uwagę i nadając bezsensownej fabule jakiegoś, minimalnego znaczenia.

Teraz już przynajmniej rozumiem, dlaczego książki Greena kompletnie do mnie nie trafiają (poza "Gwiazd naszych wina"). Tworzy fantastycznych bohaterów, obdarzonych charyzmą i wszystkimi cechami, z którymi momentalnie można się utożsamić a następnie bezwzględnie i okrutnie ich szufladkuje. "Will Grayson, Will Grayson" jest tego idealnym przykładem. Panowie podjęli się sztuki nie łatwej, bo obrali sobie temat trudny i wymagający konkretnego podejścia. Homoseksualizm ostatnio pojawił się na tapecie wszystkich i wszystkiego, więc autorzy trafili w świeży temat, ale zapomnieli o tym, że nie piszą rozprawki na temat: dlaczego lubię, a dlaczego nie lubię, tylko tworzą historię dla młodzieży. W rezultacie homoseksualny temat został przez nich potraktowany z góry a sami bohaterowie przyjęli na siebie wszelkie znane stereotypowe role. 

"[...] masz wpływ na wybór swoich przyjaciół, masz wpływ na kształt swojego nosa, ale nie masz wpływu na kształt nosa swoich przyjaciół."

To kolejna książka Greena, w której nie potrafię jednoznacznie stwierdzić o co właściwie chodziło. Sens w tym przypadku jest całkowicie ulotny. O ile will grayson ratuje swoją postacią innych, tak zamiłowanie do pisania rozdziałów z jego udziałem nie używając wielkich liter jest niewybaczalne. Rozumiem, że miało to podziałać jako samoświadomość bohatera, w której to narracji przekazuje swoją wartość na poziomie małej litery, ale naprawdę. Cieszę się, że w fabule zagościło trochę sarkazmu i ironii wywołując krótkie chwile śmiechu czy uśmiechu, bo to rozładowało trochę sytuację i uspokajało moje rozdrażnienie. 

"Will Grayson, Will Grayson" nie zachwyca, nie powala na kolana, nie wywołuje zawrotów głowy. Momentami zabawna - co się chwali, ironiczna - jeszcze lepiej, ale i przerośnięta formą i za bardzo stereotypowa. Lekka historia do poczytania na raz, bez chęci powrotu i nie wywołująca głębszych przemyśleń.  Lepsza od "19 razy Katherine" słabsza od "Papierowych miast", plasująca się gdzieś na niższej pozycji w twórczości Greena.

Ocena: 3/6

25 komentarzy:

  1. Podziękuję :/
    Nie dla mnie skoro nie zachwyca :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, ha! Od pierwszego spojrzenia wiedziałam, że ta książka będzie o homoseksualizmie. To czasami jest takie przewidywalne, ale well. Ja też, mimo że uwielbiam "Gwiazd naszych wina", niezbyt cenię sobie tego pisarza, więc nie wiem, czy sięgnę po powieść. Tylu pisarzy tutaj się już poślizgnęło...

    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Książkę mam już u siebie i pewnie niedługo ją przeczytam.
    Cieszyłam się, że ją przeczytam, lecz po twojej recenzji mam pewne wątpliwości...

    OdpowiedzUsuń
  4. Słyszałam już wiele podobnych opinii na temat tej książki. Jak na razie na pewno nie sięgnę po tę książkę. Aktualnie czytam "Papierowe miasta" i jestem zachwycona, ale jak ta jest słabsza, zdecydowanie po nią nie sięgnę w najbliższym czasie.

    Pozdrawiam :*
    http://klaudiaczytarecenzuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Książkę kupiłam chyba tylko ze względu na to, że była to jedyna, której brakowało mi do kolekcji Greena na półce. I opis brzmiał całkiem interesująco. Ale jeszcze jej nie czytałam i w sumie trochę się boję, że Green mnie zawiedzie. Lecz jeśli "Will Grayson..." jest lepszy od "19 razy..." to chyba dobrze, bo ta druga była strasznie nudna xd

    Zapraszam do siebie
    http://to-read-or-not-to-read.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  6. Green do mnie nie trafia, więc na razie spasuję. Póki co spróbuję może z tymi najpopularniejszymi, bo ponoć warte są swojej ceny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety nie przepadam za Greenem... Ale za to nie mogę się doczekać nowej książki Levithana "Każdego dnia...", która ma pojawić się w czerwcu. Jeżeli mi się spodoba, to może nawet sięgnę po "WG, WG..."
    Galeria Książek - zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakoś twórczość Greena nie do końca mi przypasowała, jest strasznie wtórny i nie czuję potrzeby przeczytania tej książki, choć w końcu pewnie po nią również sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam Greena, ale kolejna recenzja pokazująca, że książka jest przeciętna

    OdpowiedzUsuń
  10. Ostatnio ją przeczytałam, ale jeszcze nie zebrałam się do napisania recenzji. Bardzo się rozczarowałam tą książką i wiele mnie w niej irytowało.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie znam żadnej książki Greena, ale wiem na pewno, że na powyższą pozycję się nie skuszę, skoro Tobie nie przypadła do gustu. W panach mam natomiast słynne GNW i mam nadzieję, że ta powieść mi się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dla Greena na pewno przeczytam tę książkę. Jestem ciekawa bowiem co tym razem zaprezentował.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kupiłam tę książkę na Targach i mam nadzieję, że jednak mnie przypadnie do gustu bardziej niż Tobie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Jesteś kolejną osobą, która nie jest zadowolona z tej książki. Sama nie czytałam nić Greena, ale coraz bardziej się zastanawiam, czy powinnam poznać jego twórczość.

    OdpowiedzUsuń
  15. Raczej ją sobie odpuszczę.
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Jeśli chodzi o Greena to czytałam "Szukając Alaski" i zawiodłam się. Książka niby do poczytania, ale czegoś brakowało.

    OdpowiedzUsuń
  17. Słyszę ostatnio coraz więcej negatywnych opinii na temat tej książki i coraz mniej mnie do niej ciągnie, pewnie przeczytam, ale nie będę jakoś wysoko stawiała jej poprzeczki ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja już Greena raczej nie tknę ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Zaczęłam ją czytać jakiś czas temu i... nie skończyłam, tak mnie znudziła!

    OdpowiedzUsuń
  20. Z Greenem to jest chyba tak, że po GnW nic już tak nie zachwyci :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Po tą książkę na pewno nie sięgnę. Nie jestem fanką Johna Greena, a jego książki w ogóle do mnie nie przemawiają niestety. Jedynie "Gwiazd naszych wina" mi się podobało, a reszta jego książek zazwyczaj mnie rozczarowywała :<

    OdpowiedzUsuń
  22. Mi się akurat ta książka Greena naprawdę podobała. Oh, wait. Podobała mi się książka Levithana. Green po prostu jakoś popada w schemat, czuję jakąś powtarzalność. Całość jednak podobała mi się, ale naprawdę ocenę podwyższył u mnie David, po prostu totalnie wczułam się w jego Willa.
    Natomiast jeśli chodzi o książkę na tle reszty twórczości Greena (Davida rzecz jasna nic nie znam) - lepsze od GNW (które mi nie podeszło, dałam 7/10, bo w sumie jest przyjemna i dobra, ale nie ma w niej tego czegoś, zapamiętam ją pozytywnie, ale jakoś tak...czegoś zabrakło), mniej więcej na równi z Szukając Alaski, ale zdecydowanie gorsze od Papierowych Miast. Przeszkadzało mi tutaj przede wszystkim to, że zabrakło jakiegoś większego elementu refleksyjnego - czasem mogłam się zastanowić, ale większość była podana na tacy, nie było czegoś, co można było sobie dopowiedzieć na kanwie całości... Uff!
    W każdym razie, podobało mi się :D
    kieleckoowszystkim.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  23. Ha, a ja się dzielnie przed Greenem bronię. Mam w domu "Szukając Alaski", ale zawsze brak mi czasu i motywacji, żeby je przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  24. Czytałam, no ale.. jakieś to takie niemrawe, naciągane, nudne, niesmaczne i momentami idiotyczne :D Jakieś tam mądrzejsze fragmenty znalazłam, ale raczej książka nie przypadła mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Ja się przejechałam na "19 razy Katherine", ale chciałam mu dać jeszcze szansę... Tylko nie wiem, czy jest sens... A szkoda, bo "GNW" było naprawdę dobre...

    OdpowiedzUsuń