"Losy Tearlingu" Erika Johansen, Tyt. oryg. The Fate of the Tearling, Wyd. Galeria Książki, Str. 520
"Ci ludzie są tak piekielnie dumni ze swojej nienawiści! Nienawiść jest wygodna i przychodzi z łatwością."
Nadszedł czas poznania finału serii Eriki Johansen, na który osobiście czekałam od niedawna, ale wiem, że wielu z Was nie mogło się już go doczekać od dnia ukazania się pierwszej części. Wcale się nie dziwie, bo takie książki do siebie przyciągają - dopracowane, wciągające, dojrzałe.
Autorka zdobyła moje uznanie przede wszystkim przez świadomość, z jaką stworzyła wizję Tearlingu. To świat daleki i głęboki jak wzrok nie sięga i dopracowany w każdym detalu. Tearling otworzył przede mną wizję dojrzałej fantastyki, w której dylematy głównych bohaterów z czystym sumieniem mogę nazwać mianem wartościowych i ważnych. To przeświadczyło moje zaangażowanie w cykl i dwa pierwsze tomy udało mi się przeczytać ciągiem w zaledwie kilka dni - a po tym przyszło czekać mi tylko na finał.
Główna bohaterka, która skupia na sobie całą uwagę czytelnika - Kelsea Glynn w zaledwie rok przemieniła się ze zwykłej nastolatki w królową Tearlingu, która z dumą piastuje to stanowisko. To zaskakujące jak dynamicznie rozwinęła się jej postać i jak wiele pracy włożyła w jej kreację autorka, co widać i co można docenić właśnie na przestrzeni trzech tomów. Kelsea przeszła długą drogę - najpierw została koronowana, później uwięziona a teraz oddała się w ręce wroga. Można by pomyśleć, że to absurdalny krok dziewczyny, która przecież świeciła przykładem determinacji i miłości do swojego królestwa. Ale jedno trzeba jej oddać - ma nie tylko zdolności przywódcze, ale potrafi chłodno kalkulować i logicznie myśleć. Dzięki temu wie, co jest najważniejsze dla jej poddanych. To godne podziwu, bo nie często zdarza się postać tak dojrzała i silna, na której można by wzorować się w codziennym życiu.
Erika Johansen stworzyła serię bardzo dojrzałą, osadzoną mocno w ramach powieści fantasy, ale jednocześnie ukazującą wiele życiowych prawd. Dzięki temu zarówno fabuła jak i wszyscy bohaterowie nabrali znaczenia, pełnowymiarowości, gdzie w skali historii wartych uwagi uplasowali się na czołowym miejscu. Dlatego miałam wielkie oczekiwania jeśli chodzi o finał wszelkich wydarzeń, ale - przyznaję - tego co otrzymałam kompletnie się nie spodziewałam. Autorka z pełną świadomością wyszła naprzeciw oczekiwań swoich fanów i stworzyła zakończenie, które na długo zapada w pamięć a jednocześnie wywołuje lawinę sprzecznych emocji - pęka serce, z oczu płyną łzy, pojawia się uśmiech, bo wszystko jest tak strasznie oczywiste, a jednak nie sposób tego pojąć. Tak właśnie kończą się przygody Tearlignu - angażując czytelnika do samego końca. Pierwszy tom był zaledwie preludium, drugi - zaangażowaniem w bezkres stworzonego świata, ale to trzeci zasługuje na wielkie brawa: za kontynuację wszystkich niedomkniętych wątków, za wyjaśnienie spraw, które od dawna nie dawały czytelnikowi spokoju i za sam finał, niemal rozrywający serce na kawałki.
"Losy Teralingu" to idealne zakończenie ulubionej serii. Mocne, z przytupem, warte każdej wylanej łzy czy uśmiechu zrozumienia, choć odrobinę gorzkiego. Myślę, że nikt z nas nie myślał, w jakim kierunku podążają myśli autorki aż do momentu, gdy w finalnym tomie zaczęliśmy dostrzegać kierunek fabuły. Takich książek, takich serii absolutnie się nie zapomina, dlatego tym, którzy serii jeszcze nie znają polecam wrócić do pierwszego tomu i jednocześnie zaopatrzyć się we wszystkie tomy, bo z doświadczenia wiem, że nie będziecie mogli oderwać się od lektury do samego końca. A znając już finał - przez pewien czas nie będziecie mieli ochoty zaglądać do innych powieści.
Za mną dopiero pierwszy tom, ale podobał mi się sposób kreacji bohaterki oraz to, jak powieść została dopracowana ;)
OdpowiedzUsuńNie mam w planach tej serii, ale cieszę się, że Ty się na niej nie zawiodłaś.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem tego zakończenia trylogii, książka już czeka na półce, a Ty tylko podsycasz moje zainteresowanie. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Koniecznie chcę nadrobić całą serię. Te książki mają cudowne okładki, zwłaszcza te twarde :)
OdpowiedzUsuńPierwszy tom serii był dobry, ale momentami nudnawy, ale to, co autorka zrobiła w drugim przerosło moje najśmielsze wyobrażenia. Zdecydowanie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw ;P Nie mogę się doczekać, kiedy finał trafi w moje ręce :D Mam nadzieję, że w maju uda się przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com