Brud rzeczywistości, chłód rozpaczy, dzieciństwo pełne wstydu.
Raz na pewien czas pojawia się bardzo ważna powieść, ale gdy już się pojawi - nie można jej przegapić. "Niepokój przychodzi o zmierzchu" bez wątpienia jest lekturą o której powinno być głośno.
Wystarczy niepełne trzysta stron, by powstała historia trudna do zniesienia i jednocześnie chwytająca za serce. Napisana samymi emocjami, trafiająca do czytelnika z siłą pocisku. Holenderska pisarka w prostych słowach i wielowarstwowej fabule zamknęła obraz ponurej rzeczywistości, która konkuruje z trudami dnia codziennego.
Akcja powieści rozgrywa się na prowincji pewnej holenderskiej wioski, w kameralnym gronie, bez zbędnych przydługich opisów. Rodzina skromnych, pobożnych rolników została wystawiona przez los na liczne próby i to ich zmagania śledzimy do samego końca. Najpierw w wypadku ginie Matthies, najstarszy syn, następnie pojawiają się kolejne tragedie. Rodzice pogrążają się w żalu i rozpaczy, obwiniając o wszystko siebie i uważając, że to kara za grzechy. Zaniedbują tym samym swoje dzieci. Nie potrafią zrozumieć, że życie toczy się dalej i czas najwyższy wziąć się w garść.
Jas, Obbe i Hanna, trójka rodzeństwa, na własny sposób radzi sobie z otaczającą ich sytuacją. Ciężko było o tym czytać, ciężko było biernie obserwować tą napędzającą się machinę, gdzie niewinne osoby porzucają swoje dzieciństwo na potrzeby okrucieństwa, bólu, składania ofiar czy eksperymentów seksualnych. Nie wiedzą jak inaczej zrozumieć to co dzieje się wokół nich wpadają w sieć trudnych do wyjaśnienia wydarzeń a czytelnik chwyta się za serce, które pęka na kawałki nad tą szczerą, bolesną historią, która mogłaby rozegrać się w prawdziwym życiu.
Marieke Lucas Rijneveld próbuje odpowiedzieć na pytania o prawdziwą rodzinę, potrzebę miłości, akceptacji czy zrozumienia, szuka alternatywy dla bezpieczeństwa i rozkłada na czynniki pierwsze wiarę oraz obsesję. W prostych aczkolwiek mocnych słowach autorka prowadzi nas przez trudny, brudny, bezwzględny świat tej rodziny i chociaż ma się ochotę opuścić kilka tych ciężkich, smutnych opisów to nie ma takiej opcji - chwyta się każde słowo, każdy czyn bohaterów przesuwających z każdym dniem granicę, by cokolwiek poczuć.
"Niepokój przychodzi o zmierzchu" zostaje z czytelnikiem już na zawsze. To niełatwa powieść, ale piękna i dająca do myślenia. Napisana tak, że każde słowo odbija się w głowie i sercu a losy bohaterów ani przez moment nie pozostają obojętne. Po takiej powieści warto się zatrzymać, zastanowić, pomyśleć i przeanalizować te wszystkie fakty, emocje czy wyciągnięte spomiędzy wierszy doświadczenia, bo chociaż było to ciężkie doświadczenie na pewno nie zamieniłabym go na nic innego.
Książka wydaje się być bardzo wartościowa i refleksyjna, będę ją mieć na uwadze.
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa tej książki i polowałam na ten tytuł jeszcze zanim pojawił się polski przekład, ale niestety brakuje na wszystko czasu :(
OdpowiedzUsuńA ominęłabym ją.
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie do poznania tej książki. Jestem jej ogromnie ciekawa. ;)
OdpowiedzUsuńSkoro daje do myślenia to jestem bardzo ciekawa tej książki.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie zamierzam po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Ten tytuł już znajduje się na mojej liście lektur obowiązkowych :)
OdpowiedzUsuńFiu fiu po takiej recenzji nie sposób, nie sięgnąć po nią!
OdpowiedzUsuń