poniedziałek, 8 sierpnia 2016

"W matni marzeń" Virginia Cleo Andrews

"W matni marzeń" Virginia Cleo Andrews, Tyt. oryg. The Web of Dreams, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 544

"Jaki sens mają postanowienie i obietnice? Możemy przysięgać na tysiąc Biblii, że nigdy nie zdradzimy ludzi, których kochamy, ale może się zdarzyć, że los nam to uniemożliwi, każe zapomnieć o marzeniach i przysięgach."
Nadszedł finał kolejnej sagi rodzinnej, która szturmem zdobyła moje serce. Mam wielką słabość do twórczość Andrews i zarówno saga "Kwiaty na poddaszu" jak i obecna - o rodzinie Casteel,  miały na mnie ogromny wpływ. Znacie te historie, o których nie jest łatwo zapomnieć i o których - przede wszystkim - zapominać się nie chce? Jeśli nie mieliście tego szczęścia poznać powieści przejmującej i angażującej czytelnika ze wszystkich sił, nie zwlekajcie - czas najwyższy zmierzyć się z losami Heaven Leigh Casteel i jej potomków.

Dawniej, tak jak duża liczba współczesnych czytelników, uciekałam od powieści obyczajowych i nie widziałam w nich większego sensu. Ale właśnie książki Andrews dały mi wiele do myślenia i nigdy nie zapomnę swoich pierwszych wrażeń w czasie lektury "Kwiatów na poddaszu". To skłoniło mnie do sięgania po jej pozostałe powieści, które niezawodnie - wszystkie dokładnie tak samo - sprawiają, że za nic nie mogę oderwać się od czytanej fabuł. Wiecie w czym tkwi fenomen? W słowie, jakim operuje autorka. Nie robi tego w zwykły sposób, ponieważ wystarczy sam fakt, że opisuje proste - choć piekielnie skomplikowane - życie głównych bohaterów. Nie, to nie w stylu Andrews. W każdej jej książce znajdziecie piękny, metaforyczny język, który o dziwo nie męczy, a jedynie rozkochuje w każdym przeczytanym zdaniu.

Finał sagi o rodzinie Casteel to chwilowe spojrzenie w odległą przyszłość by na nowo, z przytupem wkroczyć do wydarzeń z przeszłości. Annie Casteel Stonewall powróciła do Farthinggale Manor na pogrzeb swojego ojca, Troya Tattertona. W ferworze wydarzeń odnajduje stary pamiętnik, który ujawnia przed nią wszystkie nieznane do tej pory wydarzenia z przeszłości.

To kolejny fenomen Andrews - nikt nigdy nie komplikował życia swoich bohaterów tak, jak robi to ona. Każda z pięciu powieści dotyczących losów rodziny Casteel pokazuje, że mimo niepowodzeń i demonów przeszłości warto iść na przód, by nie zagubić własnego ja. Cała seria łączy się ze sobą w kompletną całość co dowodem jest właśnie obecny, finalny tom - to jak zamknięte koło, które zamyka powieść, by właściwie rozpocząć ją na nowo. A w tym wszystkim są dramatyczne i przede wszystkim traumatyczne losy bohaterów, o których czyta się z przyspieszonym sercem i ściśniętym gardłem, bo nie brakuje ani bólu ani straty. I chociaż chciałoby się powiedzieć dość - bo ile cierpienia można znieść? - nikt nie chce kończyć czegoś, co tak mocno wpływa na czytelnika.

"W matni marzeń" to idealne zakończenie serii. Ogromnie żałuję, że to już koniec i nadszedł czas rozstania z rodziną Casteel, ale nie mogę zapomnieć, że żadnej serii do tej pory nie czytało mi się tak dobrze, jak tej opisującej historie życia powyższej rodziny. Możecie mówić wiele złych rzeczy na temat sag rodzinnych - że są nudne, nie wciągają i ciągną się jak przewidywalne telenowele - ale wystarczy tylko jedna książka z serii, żeby Wasze zdanie zmieniło się w jednej chwili. Andrews zrywa ze wszystkimi przyjętymi schematami i chwała jej za to. Polecam!

Z serii:

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

12 komentarzy:

  1. Tak wciągająca sagę mogłabym przeczytać i to z milą chęcią :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię sagi rodzinne, więc to coś dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A do mnie jej twórczość niestety nie trafia - o ile pierwszy tom "Kwiatów na poddaszu" czytało mi się ciekawie, to kolejnego nie przeczytałam nawet do połowy i zniechęciłam się do jej książek... Trudno, może za kilka lat mi się odmieni.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kupiłam już pierwszy tom serii! :) Dzięki Tobie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja tam uwielbiam zarówno powieści obyczajowe, jak i wielotomowe sagi rodzinne, które skupiają się na kolejnych członkach danego rodu. I wcale nie uważam, że są nudne, wręcz przeciwnie, wciągają jak żadne inne książki. :) O tej serii czytałam wiele dobrego, ale nigdy nie miałam okazji samodzielnie poznać pióra autorki. Wszystko przede mną, jak widać. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję, że autorka nie komplikuje życia bohaterów, zrzucając na nich coraz to gorsze tragedie. Mam już dosyć książek, w którym ludziom wszystko wali się na głowę, jakby dotychczasowych problemów mieli za mało. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. "Kwiaty na poddaszu" przeczytałam całe (w sensie wszystkie części) niemal jednym tchem. "Rodziny Casteel" poznałam pierwszy tom, potem czekałam na drugi i... i nic. Mam serię na półce i nie sięgałam dalej, ale skoro już mi o niej przypomniałaś, to chyba w końcu do niej wrócę. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Milo się czytać recenzję, z której można wywnioskować, że finał serii utrzymał poziom pierwszych tomów.
    Co do języka i stylu pani Andrews zgadzam się z każdym słowem.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  9. Przymierzam się do tej sagi, dla niej z pewnością znajdę czas. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cieszę się, że zakończenie serii jest w pełni satysfakcjonujące. Wachlarz emocji i zagadnień to jest to co lubię. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Na razie nie mam w planach tej serii, ale może kiedyś? Zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Chętnie bym się zapoznała z tą sagą :)

    OdpowiedzUsuń