niedziela, 31 grudnia 2017

PRZEDPREMIEROWO: "13 minut" Sarah Pinborough

"13 minut" Sarah Pinborough, Tyt. oryg. 13 minutes, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 424
PREMIERA: 16 stycznia 2018r.

"– Dostała brawo za to, że przeżyła – wymamrotała Hannah. – Jakby to była jej zasługa, a nie przypadek."

Wystarczy chwila, by nasze życie nieodwracalnie zmieniło swój bieg. Przypadek, los, zbieg niefortunnych znaczeń - nie ma znaczenia. Liczy się fakt, że podczas krótkiej chwili wszystko się zmienia. W przypadku powieści Sarah Pinborough wystarczyło wyłącznie 13 minut by wszystko co prawdziwe pękło jak bańka mydlana.

Natasha, bohaterka powieści doskonale wie, że wszystko może się zmienić w 13 minut - przez ten czas dziewczyna balansowała na granicy życia i śmierci. Niewiele brakowało, a nie miałaby okazji opowiedzieć swojej historii. Jednak wróciła do życia, a wraz z nią - wszystkie koszmary. Co się stało? Dlaczego znalazła się w lodowatej rzece? Odpowiedzi na te pytania nie są łatwe, bo dziewczyna nie pamięta nic z chwili wypadku, jednak doskonale wie, że nie przez przypadek znalazła się w obecnej sytuacji. W tym miejscu rozpoczyna się zatem prywatne śledztwo, którego celem będzie zdemaskowanie przez czytelnika wszechobecnej gry pozorów.

Balansując na granicy kryminału i thrillera Sarah Pinborough napisała powieść skierowaną zarówno do dorosłego jak i trochę młodszego czytelnika. To sprawka połączenia nastoletnich bohaterów i ich współczesnego wyznawania świata - autorka zastosowała młodzieżowy slang w miejscach pojawienia się przyjaciółek Natashy, z tragedią lepiej odbieraną przez dorosłego czytelnika. Mieszanka jest ekstremalna, bo nie każdemu przypadnie do gustu naiwne postrzeganie świata przez młodociane bohaterki, które błądzą jak we mgle i same nie wiedzą czego oczekują od rozwoju wydarzeń. Nie jestem przekonana do kreacji żadnej z nich, nawet Natasha nie wzbudziła we mnie większej sympatii i wolałam się opowiedzieć po stronie dorosłych zaangażowanych w wydarzenia. N

Nie ukrywam jednak, że z dużą ciekawością śledziłam przebieg wydarzeń, bo byłam ciekawa w którym kierunku podążą wydarzenia. Dziewczyna umiera i wraca do życia a całe jej otoczenie milczy, czy to nie ciekawe? Autorka całkiem dobrze poradziła sobie ze stopniowaniem akcji, wprowadziła różne formy w rozdziałach od pierwszoosobowej narracji Natashy, przez trzecioosobową pozostałych bohaterów po fragmenty z sesji i wymieniane wiadomości pomiędzy podejrzanymi przyjaciółkami poszkodowanej - Jenny i Hayley. To wzbogaciło fabułę, dodało jej kolorytu i dzięki temu całość czyta się bardzo szybko. Autorka nawiązała do ponadczasowych prawd o ludzkiej naturze, w której każdy broni się jak może a prawdziwa natura w końcu wychodzi na pierwszy plan. Bohaterka przekonała się na własnej skórze, że pomiędzy przyjaciółmi i wrogami jest tylko cienka granica.

"13 minut" czyta się szybko i jedynym zarzutem jaki mam wobec tej książki jest jej przewidywalność. Myślę jednak, że nie tylko o to chodzi, bo prawdy ukryte w tej historii na pewno trafią do wielu czytelników i słusznie, bo Sarah Pinborough trafnie je uchwyciła. To przemyślana powieść z przesłaniem, intrygująca i wciągająca, którą warto przeczytać by mieć w głowie świadomość współczesnych problemów.

sobota, 30 grudnia 2017

"Dopasowani" John Marrs

"Dopasowani" John Marrs, Tyt. oryg. The One aka A Thousand Small Explosions, Wyd. Książnica, Str. 320

"Czasami trawa gdzie indziej wcale nie jest zieleńsza i trzeba zostać po swojej stronie płotu. A czasami trzeba zaryzykować i mieć nadzieję, że wygra się szczęśliwy los."

Jak daleko posuniesz się by znaleźć miłość? Co jesteś w stanie zrobić, by osiągnąć to na czym zależy ci najbardziej? Czy potężne uczucie jest w stanie zniwelować wszystkie zasady i etyczne i moralne? "Dopasowani" to propozycja lektury nietypowej - thriller będący wyznacznikiem dla miłości, która nie cofnie się przed niczym. Zachwalany i polecany przez wielu jako jeden z ciekawszych. Czy słusznie?

Propozycja od Johna Marrasa to nietypowe połączenie stylu i fabuły. Podążając w stronę thrillera bardziej psychologicznego autor podsuwa czytelnikowi możliwe rozwiązania, które nie zawsze prowadzą do konkretnego rozwiązania. Podczas lektury bowiem trzeba się chwilami nagłówkować by rozeznać się w rozgrywanych wydarzeniach i wyłapać sens z pozoru nic nie znaczących wątków. Jeśli spojrzycie na książkę już z perspektywy całości, tuż po jej przeczytaniu dostrzeżecie, że w przypadku tej historii każdy drobiazg ma znaczenie i autor wodzi czytelnika skutecznie za nos by w finale solidnie go zaskoczyć.

Akcja opowiedziana jest z perspektywy pięciu bohaterów mocno zaangażowanych w rozgrywane wydarzenia a jeden z nich jest - nie inaczej - seryjnym mordercą. Bohaterów dzieli historia, bo każdy z nich podąża tropem własnych poszukiwań miłości doskonałej, ale łączy jedno - zawód na działaniach genetyki, która w ogóle im nie sprzyja. Każdy z nich goni za własnymi marzeniami i odniosłam wrażenie, że zatracili się w tej gonitwie i zapomnieli o racjonalnym myśleniu. To oczywiście pierwotny zamysł ze strony autora na którym oparta została cała historia, bo poszukiwanie drugiej połówki idealnie do nas dopasowanej jest praktycznie żadna. Ten motyw dostarczył mi wielu czytelniczych radości, bo mogłam zajrzeć w głąb myśli bohaterów, rozłożyć ich zachowania na czynniki pierwsze, poznać ich charaktery i intencje, ale wszystko nabiera barw w momencie, gdy stają twarzą w twarz ze swoją idealną połówką. Autor wówczas odpowiada na ponadczasowe pytanie - czy ktoś idealny faktycznie jest taki w rzeczywistości.

John Marrs pisze lekko i z pomysłem. Zaskoczył mnie zaangażowaniem w powieść, rozwinięciem fabuły i przede wszystkim - kreacją bohaterów. Dynamiczna akcja może nie mknie na złamanie karku, ale nie znajdziecie w tej powieści żadnego momentu przestoju w fabule. Subtelny klimat niepewności oraz mocne nakierowanie na ważny temat budują "Dopasowanych" w oczach czytelnika i tym samym książka broni się jako jeden z ciekawszych debiutów. Nawiązanie do współczesnego poszukiwania miłości, zatracenie się w wyborze idealnych cech w połączeniu z genetyką to propozycja rzeczywistości na wyciągnięcie ręki, bo czy temat nie jest aż nazbyt prawdziwy?

"Dopasowani" to bardzo dobry debiut. W poszukiwaniu mordercy, którego rozpoznajemy już na wstępie historii, śledząc jego drogę i podejście do życia zbaczamy na moment z tematu i dostrzegamy innych - ich życie pełne trudy, wyzwań, kłamstw i demonów przeszłości. To wielowątkowy, fantastycznie skonstruowany thriller psychologiczny, która zmusza do myślenia i zaskakuje. Wielkie brawa za oryginalność i za podejście do fabuły, za pomysł i jego realizację - polecam gorąco każdemu czytelnikowi kto nie boi się wyzwań i lubi zagłębiać się w tajniki ludzkiego umysłu.

czwartek, 28 grudnia 2017

"Piąta pora roku" Nora K. Jemisin

"Piąta pora roku" Nora K. Jemisin, Tyt. oryg. The Fifth Season, Wyd. SQN, Str. 440

"Wiosna, Lato, Jesień, Zima; Śmierć jest piąta, wszystko spina."

Są takie książki, które powinien poznać każdy zaangażowany w literaturę mól książkowy. Kto wyznacza trendy i warunkuje jaka powieść zalicza się do tej kategorii - trudno powiedzieć.  Sama zawsze kierowałam się opinią innych czytelników a ci jednoznacznie stwierdzili, że to autorka, której powieści warto poznać. Swoją przygodę rozpoczęłam od jej najnowszej serii i właściwie nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Miałam świadomość, że może czekać na mnie standardowa powieść fantasy, ale już pierwsze strony "Piątej pory roku" przekonały mnie, że trafiłam na coś nietypowego.

Przede wszystkim początek książki mocno mnie zaskoczył stylem - nie spodziewałam się, że będzie on tak oryginalny. Autorka wypracowała własny charakter pisania, do którego trzeba się przekonać, bo chociaż na samym początku może nie przypaść każdemu do gustu, to im dalej w lekturę, tym większe pojawia się zrozumienie. W dodatku Jemisin lubi zakręcić swoją fabułą jak tylko może. W swojej najnowszej powieści wprowadziła aż trzy na pozór odrębne historie - opowieść pogrążonej w żalu Essun, Sjenit szkolącej się by kontrolować aktywność sejsmiczną ziemi i odrzuconej przez wszystkich Damayi, przejawiającej zdolności magiczne. Ich historie na pierwszy rzut oka wydają się niezależne, choć każda z nich intryguje i wciąga równie mocno - jednak w końcowym rezultacie z zaskoczeniem zobaczyłam, że wszystko stanowiło kompletną całość.

Bez wątpienia autorka ma nieograniczoną wyobraźnię, bo świat jaki wykreowała od początku do końca fascynuje, intryguje i zachęca do kontynuowania przygody. Powieść skupia się na kształtowaniu planety, która nieoczekiwanie wprowadza piątą porę roku. A kiedy ta się zaczyna - rozpoczyna się walka o własne życie. Przyznaje, że wkręciłam się w ten świat przede wszystkim przez samą autorkę, która nie bawiła się w szczególne wyjaśnienia - nieznane słowa, dziwne określenia, nieoczekiwane wydarzenia - wszystko to spotkało mnie już na samym początku fabuły i to ode mnie zależało czy odnajdę się w tym wszystkim czy nie. Dopiero na ostatnich stronach odnalazłam słowniczek znaczeń, ale w tedy już właściwie nie był mi potrzebny. W tedy byłam już częścią tej historii.

Fabuła to jeden wielki splot pędzącej akcji, dynamizmu scen, wielowymiarowych bohaterów i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Spora liczba wątków nie przytłacza czytelnika a jedynie kusi do kontynuowania lektury, bo - wierzcie mi na słowo - trudno się od tego wszystkiego oderwać, kiedy już odnajdziecie się w tym nowym świecie.

"Piąta pora roku" to historia zupełnie nietypowa w świecie powieści fantasy.  Po prawdzie nie ma w niej zbyt wielu momentów magicznych, ale ma w sobie urok tego gatunku, kiedy czujemy w powietrzu, że zdarzy się coś nieoczekiwanego i tylko na to czekamy. Proszę Was tylko o to, żebyście nie skreślali tej pozycji z góry - wiem, że początek nie jest zbyt kuszący, ale pozwólcie sobie przeczytać kilka pierwszych stron i przepadniecie bez reszty. Wiem to z własnego doświadczenia. Polecam!

środa, 27 grudnia 2017

PRZEDPREMIEROWO: "Kobieta w oknie" A. J. Finn

"Kobieta w oknie" A. J. Finn, Tyt. oryg. The Woman in the Window, Wyd. W.A.B., Str. 416
PREMIERA: 2 lutego 2018r.

"O jego żonie wiem zarówno mniej, jak i więcej. Raczej kiepska z niej gospodyni."

Ten kto lubi kryminały i thrillery poczuje się mile zaskoczony, ponieważ początek nowego roku to przede wszystkim ciekawe propozycje właśnie z tego gatunku. Cieszę się, że podobne powieści rosną w siłę - przede wszystkim przy tego typu historiach (napisanych z pomysłem) nie da się nudzić. "Kobieta w oknie" to propozycja, która na pierwszy rzut oka intryguje dobrze rokującym potencjałem. Czy w pełni wykorzystanym? Postanowiłam się przekonać.

Historia na pierwszy rzut oka wydaje się typowa - bohaterka zapomina o świecie zewnętrznym i zamknięta w czterech ścianach swojego domu podąża wzrokiem za życiem swoich sąsiadów. Z aparatem w ręce zaczyna dostrzegać coś więcej niż ludzie przemijający w pędzie codzienności i to wyróżnia Annę Fox spośród grona innych. Jednak to nie prawda, kobieta pojawia się na pierwszym planie przede wszystkim przez wzgląd na swoją fatalną sytuację - straciła wszystko: rodzinę, pracę, zdrowie i nie pozostało jej nic innego jak marnie egzystować w towarzystwie telewizora i komputera. Nie ma własnego życia, zatem wybiera to którym żyją jej sąsiedzi. Wszystko zmienia się z dniem zamieszkania w okolicy nowej rodziny - Russellowie niespodziewanie zmienią dotychczasowe życie Anny nie do poznania.

Fabuła oparta została o pierwszoosobową narrację, ale inną niż znane nam do tej pory. Anna w dużej mierze relacjonuje każdy szczegół i wydarzenie jakby notowała wydarzenia maszynowo i bez angażowania głębszych emocji. Nie jest to sympatyczna opowieść o wszystkim a konkretne sprawozdanie z aktualnie rozgrywanych wydarzeń. Muszę przyznać, że spodobał mi się takie zabieg, ponieważ wprowadził do książki sporą dozę napięcia. Nie miałam pojęcia co wydarzy się na kolejnej stronie, ponieważ Anna nie ujawniała mi zbyt wielu informacji wybiegających choćby odrobinę w przyszłość - wszystko było opisywane z dokładnością do tu i teraz, więc pozostałam uwięziona w umyśle głównej bohaterki i podczas lektury byłam zdana na jej prywatną obserwację. A była ona nie lada wyzwaniem, bo kobieta pokiereszowana przez życie miała w głowie sporo niepoukładanych myśli. Nie jest to jednak wadą historii - wręcz przeciwnie! - taka niespodziewana przeszkoda w poznawaniu kolejnych wydarzeń przysłużyła się do zwiększenia napięcia.

Pewnego dnia Anna dostrzega coś, czego absolutnie nie powinna widzieć. I od tego rozpoczyna się cała pokręcona historia. Trudno jednoznacznie stwierdzić kto kłamie a kto mówi prawdę, bo zdania są podzielone a bohaterowie skrzętnie zatajają prawdę. Czytelnik powoli zaczyna dostrzegać wypływające na światło dnia szokujące sekrety i w powietrzu co raz częściej można wyczuć niebezpieczeństwo. To wszystko jest jednak udostępniane czytelnikowi z bolesną ospałością, by wszystko w swoim czasie wkroczyło na scenę. Rodzina Russellów pociąga za sznurki i sprawia, że Anna tańczy jak marionetka na scenie pełnej niedomówień i sekretów. A ona, jako bohaterka podatna na życie sąsiadów - mimo, że wie co widziała - zaczyna wątpić we własny pogląd na sprawę.

Trzeba chwili by zrozumieć co się czyta, ale kiedy już nastroicie się do książki, dostrzeżecie urok debiutu A.J. Finn. Przyznaję, że "Kobieta w oknie" szokuje i zmusza do intensywnego myślenia a nim się obejrzymy fabuła gwałtownie zmienia tory. To mroczny thriller pełen niepewności, w którym każde wydarzenie ma kilka znaczeń a do czytelnika należy odkrycie myśli przewodniej. Szok, niedowierzanie, zaskoczenie - oto propozycja dla wszystkich miłośników książek tego gatunku.

poniedziałek, 25 grudnia 2017

"Dziadek do orzechów" Ernst Theodor Amadeus Hoffmann

"Dziadek do orzechów" Ernst Theodor Amadeus Hoffmann, Tyt. oryg. Nussknacker und Mäusekönig, Wyd. MG, Str. 190

"Ależ to niedorajda! Chce być Dziadkiem do Orzechów a nie ma nawet zębów!"

Przyszły święta, a dla prawdziwego mola książkowego oznacza to jedno - powieści przepełnione klimatem Bożego Narodzenia. Uwielbiam usiać przy choince i czytać o nieustannie padającym śniegu, mrozie szczypiącym w uszy i perypetiach bohaterów na chwilę przed gwiazdką. Jednak najpiękniejsze świąteczne powieści to te, które czytamy od lat. A wśród nich prym wiedzie moja ukochana lektura - "Dziadek do orzechów".

Najnowsze wydanie tej powieści to idealny ukłon w stronę atmosfery Bożego Narodzenia. Minimalistyczna okładka doskonale oddaje wszystko to co kojarzy się z tym okresem i właściwie nie potrzeba nic więcej, a jednak w książce poza wyjątkową treścią znalazłam również subtelne ilustracje przenikające fabułę.

Akcja powieści rozgrywa się w Wigilię. Siedmioletnia Klara wraz ze swoim młodszym braciszkiem Fredem wyczekują z zapartym tchem prezentów pod choinką. Wiedzą, że najwspanialszy podarunek czeka ich od sędziego Droselmajera, zegarmistrza i wynalazcy, ich chrzestnego ojca. To on dostarcza prezenty wyjątkowe i niezapomniane - dokładnie takie, jaki dzieci otrzymują w tym roku. Zamek z poruszającymi się figurkami. Jednak dzieci przestają się nim interesować i wolą bardziej przyziemne lalki oraz konika bujanego. Nie zwracają również uwagi na samotnie leżącego pod choinką dziadka do orzechów. Dopiero Klara dostrzega w brzydkiej zabawce coś wyjątkowego i zaczyna troszczyć się o nową figurkę.

To wyjątkowa powieść, magiczna i ponadczasowa. Myślę, że już nigdy nie trafię na powieść tak idealnie wpasowującą się w klimat Bożego Narodzenia. Chociaż krótka i można przeczytać ją w zaledwie jeden wieczór, pozostaje w głowie na długi czas. Fabułą prowadzona w stylu typowej baśni dla dzieci opowiada historię bliską każdemu sercu, w której fikcja miesza się z nutą bożonarodzeniowej magii. Kto nie marzył o tym, by znaleźć się w królestwie pełnym własnych zabawek, żyjących i mówiących? Mała Klara, główna bohaterka powieści, dziecko pełne pasji i nadziei, skupia na sobie całą uwagę czytelnika i prowadzi go przez podróż pełną dziecięcych marzeń, w której wszystko jest możliwe. Ożywają ci, którzy na zawsze mieli pozostać zwykłymi zabawkami, a tytułowy dziadek do orzechów staje na ich czele, by zająć zasłużone miejsce księcia.

To piękna powieść. Wzbudza szczery uśmiech na twarzy, bawi, intryguje, chwyta za serce i budzi łzy wzruszenia. Napisana lekkim stylem i niezwykle obrazową formą zaprasza do wyjątkowego świata w samym środku świąt Bożego Narodzenia. Brakuje mi słów by opisać jak cenna jest dla mnie ta historia i ile dla mnie znaczy. Nie ma sobie równych - idealna lektura nie tylko na święta!

niedziela, 24 grudnia 2017

Zaczytanych Świąt Moliki!


Jest mnóstwo rzeczy, które przyniosły mi wiele dobrego, choć nie przyniosły mi żadnego zysku. Taką rzeczą są właśnie święta Bożego Narodzenia. Oczywiście, jest to czas hołdu i czci dla samego wydarzenia, ale dla mnie te święta to także miły czas dobroci, wybaczania i miłosierdzia.

Charles Dickens, "Opowieść wigilijna" 

Kochani, 
z okazji świąt Bożego Narodzenia przesyłam Wam życzenia wszystkiego co najlepsze. 
Zaczytanych świąt - to najważniejsze, ale i nie tylko! Cieszcie się każdą chwilą, śmiejcie i bawcie. Niech ten świąteczny czas będzie dla Was wyjątkowy. 
Może właśnie o to chodzi, by na moment odłożyć książki i wszystko co nas otacza, by poświęcić czas swoim najbliższym? Nie myślcie, działajcie! 
Wszystkiego co najlepsze kochani, niech te święta okażą się dla Was wyjątkową pamiątką na całe życie!
Magii - bo bez tego nic się nie uda! ;) A jak napisał Jostein Gaarder w "Tajemnicy Bożego Narodzenia": "Boże Narodzenie to największe w świecie przyjęcie urodzinowe, na którym są wszyscy ludzie na tej ziemi". Zatem dużo radości Moliki i nie zapominajcie o innych, którzy również marzą o tej świątecznej zabawie :)

Wesołych (zaczytanych) Świąt!
ThievingBooks

sobota, 23 grudnia 2017

PRZEDPREMIEROWO: "Fashion Victim" Corrine Jackson

"Fashion Victim" Corrine Jackson, Tyt. oryg. Fashion Victim, Wyd. W.A.B., Str. 384
PREMIERA: 17 stycznia 2018r.

"W tych okolicznościach imprezowanie do późna, brzydka cera i drażliwy nastrój są wykluczone."

Piękno jest względne i jak się okazuje - bardzo niebezpieczne. Świat mody i drogi jakimi podążają modelki to droga pełna sekretów i niedomówień, gdzie panują rygorystycznie nakreślone zasady o których głośno się nie mówi. Co zatem można zrobić dla piękna? Ile można poświęcić by świat uznał nas za ikonę klasy i stylu?

Nigdy nie byłam wielką fanką świata mody, ale uwielbiam kryminały więc gatunek na jakim oparto historię przemówił na korzyść tej książki. Chociaż nie jest to typowy odłam powieści kryminalnej, ponieważ poza mordercą i licznymi, brutalnie zamordowanymi ofiarami liczy się również sam pościg za niewyjaśnionym w dużej mierze koncentrując uwagę czytelnika. To dobry pomysł, bo ofiary wyznaczały trasę pomiędzy kolejnymi niewiadomymi w drodze do odnalezienia sprawcy i dzięki temu utrzymany został dynamizm akcji.

Modelki jedna za drugą wpadają w ręce grasującego w okolicy szaleńca i nikt nie potrafi powiedzieć co się dzieje. Bezradna policja prowadzi powolne śledztwo i powoli rozkłada ręce, bo kolejne tropy wciąż się urywają. Jednak to nie tym torem podąża fabuła, ponieważ pościg za tajemniczym zbrodniarzem podejmuje dziennikarka Sophie. To trochę naciągana teoria, bo kobieta dociera do zaskakujących źródeł, lawiruje między kolejnymi informatorami i zdobywa informacje szybciej niż policja, ale z drugiej strony Sophie pracuje w zawodzie nie od dziś i ma swoje sposoby na to by wyciągnąć potrzebne informacje od wybranych ludzi. Nie mam do jej osoby żadnych zastrzeżeń, to działania policji kompletnie nie przypadły mi do gustu w interpretacji Corrine Jackson, która za wszelką cenę próbowała udowodnić, że zasięg dziennikarski jest znacznie dalszy i mocniejszy. Owszem, dziennikarz ma swoje metody i nie będę tego kwestionować, ale Sophie pojawiała się w wybranym miejscu i czasie idealnie w punkt, jakby kierowana po nitce do kłębka bez żadnych większych perypetii po drodze. 

Trochę żałuję, że szło jej tak gładko, bo przez to padło napięcie - nie stresowałam się kolejnymi wydarzeniami tylko spokojnie czekałam na dalszy ciąg wydarzeń. Jak na thriller zdecydowanie zbyt mało tutaj wewnętrznych spięć i ślepych zaułków, chociaż przyznaję że poczułam się miło zaskoczona rozwiązaniem. Mimo osadzenia akcji w świecie pełnym nowych twarzy akcja rozrywa się tak naprawdę w kameralnym gronie - niewiele jest tutaj bohaterów, których śmiało mogłabym oskarżyć o zbrodnię i typowałam kogoś z zewnątrz a autorka przewrotnie zagrała na moich domysłach i zaproponowała całkiem ciekawe rozwiązanie wypadków. I na tym mogę zaprzestać, bo klamra ciekawie zamknęła całość - kameralne towarzystwo rozproszyło się po dość mrocznej stronie modelingu, w której pranie brudnych pieniędzy i szastanie własnym ciałem nie było dla nikogo nowością a kolejne morderstwa budziły postrach wśród pozostałych modelek. Dobrze bawiłam się podczas lektury, w której styl autorki z lekkością prowadził mnie przez dziennikarski wyścig z czasem. Uważam, że powieść wymaga poprawek, jest zbyt powierzchowna i nie tak wciągająca jakby się chciało, ale jak na pierwszą książkę - mogę przymknąć oko na niedociągnięcia.

"Fashion Victim" to ciekawa propozycja bardzo kobiecej odsłony kryminału, w której piękno wychodzi na pierwszy plan i kusi swoim diabolicznym wdziękiem. Jak w kalejdoskopie zmieniają się osobowości zmienianych bohaterów, którzy grają na nerwach czytelnika i uwielbiają bawić się w pozory. Jak się okazuje współczesny świat modelingu ma dwie twarze - nie tylko tą prezentowaną publice, ale również mroczną i brudną, w której karty na stół rzucają same podejrzane postacie. Jak podejrzewam - patrząc na ostatnie słowa - to dopiero wstęp do dalszych przygód Sophie po które sięgnę z ciekawością, jednak książkę polecam przede wszystkim czytelniczkom, które lubią przygodę i subtelny dreszcz niedomówień oraz sekretów.

piątek, 22 grudnia 2017

"Na południe od Brazos" Larry McMurtry

"Na południe od Brazos" Larry McMurtry, Tyt. oryg. Lonesome Dove, Wyd. Vesper, Str. 840

"Dać po łbie chamowatemu barmanowi to nie taka znowu zbrodnia."

Są w życiu każdego czytelnika takie chwile, kiedy patrzy na jakąś książkę i mówi sobie - tym razem to nie jest powieść dla mnie. Po czym wyciąga ręce jak małe dziecko i zabiera się do lektury. Bo nie potrafi się oprzeć.

Tak trafiłam na powieść "Na południe od Brazos". To zdecydowanie nie jest mój gatunek, bo nigdy nie zaczytywałam się w westernach i nawet nie jestem w stanie przypomnieć sobie czy widziałam jakikolwiek film tego gatunku. Zawsze musi być jednak ten pierwszy raz, prawda? Z takim właśnie nastawieniem zasiadłam do lektury książki niebywałej - nie tylko treścią, ale i objętością. Bo w końcu tylko szaleniec mógłby porwać się pierwszy raz na historię, której do tysiąca stron niewiele brakuje.

Kto by przypuszczał, że powieść o prawdziwych kowbojach wzbudzi we mnie tyle emocji. Nie spodziewałam się, że zasiadając do lektury trudno będzie mi tak trudno się od niej oderwać. Przyznaję jednak, że potrzebowałam czasu by odnaleźć się w tej historii. Trudny pozornie język nie ułatwiał mi tej przygody, bo postawiono na klasyczne tłumaczenie a powieść pierwszy raz wydano w 1985 roku. Dla laika czytającego książki typowo młodzieżowe może być to pewnego rodzaju szok, ale najlepszy z możliwych, bo jeśli wytrwa w przekonaniu, że przeczyta całą powieść, już po kilku stronach odnajdzie się w stylu autora i zrozumie jest fantastyczny styl. To także pomoże mu rozjaśnić w głowie, przegoni cały współczesny mur zasłaniający nasz umysł często nic nie znaczącymi historiami i znajdzie miejsce dla powieści niebywałej oraz jedynej w swoim rodzaju.

Dialogi, opisy, bohaterowie i miejsca - to wszystko wciąga na całego, zaprasza w wir niezapomnianej przygody i pozostaje w głowie czytelnika na długo, nawet gdy lektura dobiegnie końca. Trudno o lepszą interpretację wolnego ducha mężczyzny, który w swoim prawdziwym żywiole marzy i odkrywa siebie samego. W odmętach Teksasu, w malowniczym miasteczku swoje miejsce odnaleźli prawdziwi kowboje, których bogate i nieograniczone studium psychologiczne pozwoliło czytelnikowi na niezapomnianą podróż. Dawno nie czytałam już tak bogatej lektury - w doświadczenia, opowieść, emocje i w motywy. Życie Dzikiego Zachodu nabrało niezapomnianego wrażenia: na bazie barwnych, wielowymiarowych bohaterów odkryłam tajniki ludzkiej egzystencji, poznałam waleczne serca mężczyzn i dumne kobiety, które kiedy trzeba - nie cofną się przed niczym. Autor tak właściwie nie zrobił nic wielkiego - opisał w swojej fabule życie ludzi, Dziki Zachód w pełnej krasie, gdzie kościół sąsiaduje z barem (czy może właśnie saloonem?) a kowboje walczą z bandytami. Szeryf i rewolwerowiec popadają w konflikt a nostalgia miesza się z humorem.

Oto książka jakich mało - sentymentalna podróż w głąb prawdziwego świata. Napisanie dumnie i z rozwagą, lekka a jednak przepełniona mnóstwem ponadczasowych sentencji. Biorąc w swoje ręce "Na południe od Brazos", byłam pełna sprzecznych emocji, nastawiona na nudę i lakoniczność a jednak zderzyłam się z murem swoich własnych uprzedzeń - otrzymałam powieść wyjątkową, wielowymiarową, bogatą w motywy, które śmiało można przełożyć na współczesne czasy. Nie trzeba lubić westernów by zakochać się w tej powieści, możecie mi wierzyć. Wiem to z własnego doświadczenia.

czwartek, 21 grudnia 2017

"Jak zawsze" Zygmunt Miłoszewski

"Jak zawsze" Zygmunt Miłoszewski, Wyd. W.A.B., Str. 480

"Głowa do góry, wcześniej czy później będziemy razem. Jak zawsze."

Nigdy wcześniej nie czytałam żadnej książki Zygmunta Miłoszewskiego. Nie miałam pojęcia czego mogę się spodziewać, na co przygotować i dlaczego autor zaskarbił sobie uznanie tak wielu czytelników a ja przeszłam obok niego obojętnie. Mało nie brakowało, a "Jak zawsze" również byłaby dla mnie książką jedną z wielu i być może wcale bym jej nie przeczytała. Jednak ten tytuł widziałam wszędzie - wciąż dochodziły mnie słuchy, że to fantastyczna powieść, którą po prostu muszę przeczytać. I poddałam się tej fali chyba na przekór, by samemu zobaczyć w czym tkwi fenomen.

Trochę się namęczyłam podczas lektury. Nie spodziewałam się, że otrzymam powieść stosunkowo trudną w odbiorze, przy której będę musiała się mocno zaangażować i co ważniejsze - skupić. To trochę zaskakujące biorąc pod uwagę gatunek w jakim została napisana, bo komedia romantyczna powinna być lekka i przyjemna. O ile "Jak zawsze" faktycznie okazała się przyjemną książką, to z lekkością jej nie w smak. Myślę, że to po części za sprawą angażowanie w fabułę narodu Polskiego i przemycania w tekście jego ponadczasowych problemów.

Jednak książka nie jest o tym - to propozycja przeżycia swojego życia po raz kolejny, z nową szansą na lepsze jutro. To także ironiczne spojrzenie na człowieka, prześmiewcze, może nawet trochę przerysowane. Dwójka głównych bohaterów świętuje rocznicę. Grażyna i Ludwik każdego roku wznoszą toast za pierwsze intymne zbliżenie i mimo podeszłego wieku nie widzą w tym nic dziwnego. Jednak ta rocznica okazuje się inna niż wszystkie, gdy bohaterowie budzą się drugiego dnia - pięćdziesiąt lat wcześniej. Pech chce, że otrzymanie drugiej szansy wiąże się również ze spojrzeniem na swoje życie z nowej perspektywy. Okazuje się, że to co zapamiętali mija się z prawdą i rzeczywistość jest zupełnie inna. Jak zatem poradzą sobie w nowej sytuacji? Poprzez komedię pomyłek, z ironicznym podejściem do świata, tak by nie żałować swoich decyzji a może właśnie, by żałować ich najbardziej.

Muszę przyznać, że to bardzo intrygująca historia. Żałuję, że tak długo się przed nią broniłam, bo otrzymałam kawał dobrej i co najważniejsze - dopracowanej literatury, w której wszystko ma swoje miejsce. Przekonała mnie do siebie kreacja bohaterów, akcja i nieoczekiwane zwroty w fabule. Doskonale się bawiłam śledząc kolejne poczynania głównych bohaterów i tylko do finału mam pewien zarzut, bo nie czuję się nim w pełni usatysfakcjonowana - zdecydowanie inaczej widziałabym zakończenie przygód Ludwika i Grażyny. Nie mniej nie mogę napisać, że to umniejsza książce, bo wcale tak nie jest - to tylko pewna niedogodność dla czytelnika, który miał inne zamiary wobec bohaterów niż sam autor.

"Jak zawsze" to książka, która nie powinna dziwić, bo jest w niej tyle absurdu, że zaczyna on być już powszechnie akceptowalny. Inna niż wszystkie, napisana z przekąsem wobec życia sugeruje, że czasami warto zatrzymać się w biegu i spojrzeć na swoje życie z góry. Dobrze się bawiłam podczas lektury, klika razy nawet szczerze się zaśmiałam a co najważniejsze - zaangażowałam się w życie bohaterów i kibicowałam im do końca. Polecam jednak podejść do tej powieści z dystansem i w równym stylu śledzić fabułę. Na pewno nie bierzcie "Jak zawsze" do siebie i nie traktujcie tej historii nader poważnie. Inaczej się rozczarujecie, bo nie taki zamysł był autora - to szalona propozycja bardzo nietypowej lektury. Odważnym i otwartym na nowe doświadczenia - polecam.

http://dadada.pl/jak-zawsze-miloszewski-zygmunt,p471100

środa, 20 grudnia 2017

"Mity skandynawskie" Roger Lancelyn Green

"Mity skandynawskie" Roger Lancelyn Green, Tyt. oryg. Myths of the Norsemen, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 270

"[...] a każdy z nich stał się olbrzymem szronu - ojcem wiedźm i czarowników, ogrów i trolli."

Roger Lancelyn Green zabiera swoich czytelników w podróż pełną tajemnic, nieoczekiwanych zwrotów akcji, magii i wielkości. Nordyckie mity nagle stanęły przed nami w pełnej krasie, opisane z perspektywy pomysłowego autora nie tracą na swojej oryginalności i udowadniają, że surowy świat skandynawskich bogów to opowieść, która nie ma sobie równych.

Autor stworzył niepowtarzalne mity, które od lat fascynują swoją naturą i kuszą nieograniczoną władzą. W jedną książkę zebrał cały swój skarb i dzięki temu mogłam na nowo przeczytać o młocie Thora, śmierci Baldara czy wędrówce Odyna. Dostrzegłam cienką nić porozumienia między światem bogów i ludzi pozwoliłam sobie na chwilę słabości: oddałam się lekturze nietypowej a jednak od dawna budującej wszelkie zaistniałe już legendy.

Zbiór mitów powstał już kiedyś jako luźne, niepołączone ze sobą opowieści. Nowe wydanie to zebranie w całość każdej skandynawskiej historii stworzonej przez autora z jak najbliższym odwzorowaniem ideału. Dzięki temu podczas lektury dostrzec można prosty styl, niemal poetycki, który opisuje z pieczołowitą starannością możliwą wersję wydarzeń w świecie bogów. Zaletą Roger Lancelyn Green jest to, że nie bał się on ingerować w podawane przez lata mity i nakreślił własną wersję, oryginalną i - mimo zdaniem - najlepszą jak do tej pory, w której miałam możliwość wejścia do świata nadprzyrodzonych istot i zmierzenia się z najważniejszymi nordyckimi mitami. 

Chociaż książka podzielona jest na rozdziały w których każdy jest odniesieniem do innego mitu - poznałam wiele historii. Losy Odyna, Frei czy Lokiego nabrały dla mnie głębszego znaczenia a Thor w końcu stanął przede mną w całej krasie. Miałam możliwość wejścia do świata bogów, herosów, czarownic i innych mitycznych osobowości i poznania ich jako postacie z krwi i kości, z dużym zaangażowaniem ze strony autora, który oddał wszystko to co najważniejsze - klimat, wielkość, znaczenie. 

"Mity skandynawskie" to propozycja książki dla czytelnika, który nie boi się otworzyć swojego umysłu na nowe doświadczenia. Stopniowany nadmiar informacji trafia do każdego z siłą mocniejszą niż można by przypuszczać i otwiera się przed nami zupełnie nowy świat - taki, w którym herosi i wielcy bohaterowie żyją naprawdę a my, jako zwykli śmiertelnicy otrzymujemy tą możliwość wejścia do ich świata od kulis. Piękny język jest równowartością towarzyszących ilustracji a wielka przygoda kryjąca się na wszystkich kartach tej książki to obietnica niezapomnianych wrażeń. To lekka a jednak napisana pięknym językiem książka z mitami napisanymi z pomysłem i wielką wiedza. Moim zdaniem - pozycja obowiązkowa dla każdego fana niezapomnianych wrażeń.

wtorek, 19 grudnia 2017

"Dzieci Edenu" Joey Graceffa

"Dzieci Edenu" Joey Graceffa, Tyt. oryg. Children of Eden, Wyd. Feeria, Str. 384

"Ekscytacja wzięła górę nad strachem."

Jak to jest żyć w społeczeństwie, które cię nie akceptuje? Czy można zaznać szczęścia ukrywają się w ciemnych kątach i przenikając w mroku, by nikt cię nie zauważył? Każdy dzień staje się wyzwaniem, każda chwila staje pod znakiem zapytania, bo może już za chwilę ktoś wkroczy do tego względnie zbudowanego świata i zabierze cię - nie wiesz gdzie - ale na pewno po to, by cię zabić. Czy można tak żyć? Czy można taką egzystencję w ogóle nazywać życiem?

Odpowiedzi na te pytania zna Rowan - drugie dziecko w rodzinie. Świat w którym przyszło jej żyć akceptuje wyłącznie jednego potomka, dlatego dziewczyna żyje w ukryciu. Nie może zaznać prawdziwego życia, bo odsunięta od szkoły i przyjaciół nie wie jak to jest być akceptowanym przez innych. W dodatku jej obecna sytuacja uniemożliwiła zdobycie specjalnych implantów soczewkowych, które nie tylko chronią przed szkodliwym promieniowaniem, lecz także są przepustką do społeczności Edenu. Jednak dziewczyna nie jest z tych, które załamują ręce i płaczą do utraty tchu. Nie jest szczególnie zadowolona z obecnej sytuacji, ale charakter jaki nadał jej autor sprawia, że idzie do przodu i nie poddaje się mimu licznych niepowodzeń. Bardzo polubiłam jej postać i zachwycona pierwszoosobową narracją z jej strony chwytałam każdą podjętą przez nią decyzję zastanawiając się czy słusznie robi, ale trzymając także za nią kciuki.

Eden to ostatnie miejsce na ziemi, w którym można żyć. Joey Graceffa stworzył swojego rodzaju apokaliptyczną wizję świata, w którym ingerencja człowieka skutecznie uniemożliwiła mu dalszy rozwój. Zabrakło zwierząt, nie ma roślin, ludziom przyszło żyć w system sztucznej inteligencji stworzonej przez genialnego naukowca. Eden to miejsce, w którym ściśle ustalone zasady rujnują człowieka - każą mu żyć pod konkretne dyktando, wymuszają na nim przestrzeganie surowych praw i nie pozwalają na chwilę oddechu. Przyznaję, że autor w bardzo drobiazgowy i opisowy sposób potraktował Eden, ale dzięki temu wiele się dowiedziałam i mogłam zrozumieć jego funkcjonowanie. To miejsce zaskakujące i przede wszystkim bardzo intrygujące, w którym nie jest łatwo się odnaleźć a które wiele razy zaskoczyło mnie grozą sytuacji w stosunku do poczynań Rowan.

"Dzieci Edenu" to powieść oparta na znanym schemacie - mroczna wizja przyszłości przytłacza główną bohaterkę, która koniecznie chce się wyrwać spod jarzma narzuconych zasad. A kiedy już myśli, że wszystko się udało: wydarzenia jeszcze bardziej się komplikują. Joey Graceffa wrzuca swoich czytelników w emocjonalną i angażującą podróż, barwnie opisaną, niebezpieczną i pełną nieoczekiwanych zwrotów akcji. Doskonale bawiłam się podczas lektury za sprawą mnóstwa postawionych przede mną wyzwań i zagadek, których rozwiązanie wzięłam sobie do serca a jednocześnie w finale zderzyłam się z nieoczekiwanym zwrotem akcji. 

To mądra, dobrze napisana i przede wszystkim bardzo wciągająca powieść z gatunku New Adult i powieści dystopijnej. Inspiruje, wzrusza, bawi i intryguje - to bardzo niepozorna książka, która zabiera czytelnika do wielkiego świata tajemnic i trudnych do zrozumienia zasad, która budzi skrajne emocje i nie pozwala odejść czytelnikowi do ostatniego przeczytanego słowa. W głowie budzi chaos, bo nie jest to historia wybitna i wielu czytelników znajdzie w niej wady jak miejscowy przestój w fabule czy brak ciągłości zdarzeń, ale jest tak pomysłowa i angażująca, że śmiało można przymknąć ta te wady oko. Bo chociaż tak naprawdę to książka młodzieżowa podobna do innych - ma w sobie ten urok, jakiego nie można jej odebrać.

poniedziałek, 18 grudnia 2017

"Piąty płatek róży" Brunonia Barry

"Piąty płatek róży" Brunonia Barry, Tyt. oryg. The Fifth Petal, Wyd. Filia, Str. 504

"– Wisielcze drzewo zniknęło… Wszystko zniknęło. Drzewo, szczątki dziewiętnastu kobiet uznanych za czarownice, a nawet młode kobiety, które kiedyś znałam. – Rose zaczęła przysypiać. – Pewnego razu wy też znikniecie – wymamrotała do ptaków jeszcze wolniej. – Nie wiecie tego, ale taka jest prawda. Wszystko znika. Zabiera ich banshee… – Głowa opadła jej na pierś."

Autorka "Wróżby z koronek" powraca z nową powieścią o rodzinie Whitneyów, starego rodu czarownic z Salem. Opowiada o losach kilku pokoleń kobiet, które żyły w niezwykle malowniczej miejscowości i wiedziały znacznie więcej, niż zwykli ludzie.

Kiedy zasiadałam do lektury nie byłam pewna czego mogę się po niej spodziewać. Do tej pory nie czytałam żadnej powieści autorki i mogłam jedynie opierać się na zasłyszanych opiniach, które rzadko kiedy sprawdzają się w kontakcie z moim uczuciami. Lubię sama przekonywać się czy dana powieść jest dobra czy zła i dlatego zdecydowałam się poszperać wśród nowości i wybrałam powieść Barry, przede wszystkim dlatego, że motyw czarownic z Salem ogromnie lubię i zawsze czuję się nim zaintrygowana.

Powieść snuta delikatnym językiem mocno skupia się na perypetiach jednej rodziny. Whitneyowie od pokoleń maczają palce w historii związanej z nadnaturalnymi siłami, a sama główna bohaterka jest tą, która wróży z koronek. Jednak zaskakująca osoba Towner Whitney ustępuje miejsca swojemu mężowi - Johnowi Rafferty, komendantowi policji w Salem. Mężczyzna podjął się rozwiązania zbrodni sprzed dwudziestu lat i nie spocznie, dopóki nie rozwiąże zagadki. Z pomocą córki jednej z ofiar, Callie Cahil, John rozpoczyna śledztwo które prowadzi go przez ślepe zaułki i niepewne tropy, by na drodze poszukiwań odnajdywać niewielkie poszlaki. Dopiero połączone ze sobą w kompletą całość przyniosą zaskakujące rozwiązanie. Mężczyzna nie tylko odkryje prawdę o morderstwie, ale pozna także prawdę o miejscowości, w której przyszło mu obecnie żyć. Po tym już nigdy nie spojrzy na Salem tak jak do tej pory.

Brunonia Barry potrafi pisać bardzo kwieciście. Liczne sentencje nie odstają od fabuły, ale na pewno dodają jej uroku. Dzięki temu historia staje się bardziej emocjonalna, dojrzała i - zważywszy na kłamstwa i prowadzoną zagadkę - zaskakująca. Miejscowości w której rozgrywa się akcja niesie ze sobą wspomnienia przeszłości, bo w końcu Salem nie od dziś przypomina historię tragicznie osądzonych kobiet. Okazuje się, że piękne i malownicze miasteczko, od lat przyciągające tłumy turystów skrywa głęboko w sobie zawiłą sieć tajemnic. Tylko nieliczni odważyli się ją rozwiązać i dociec prawdy, ale gdy już zrobili krok w nieznane - nie było odwrotu. Dzięki temu czytelnik wyruszył w piękną podróż, opowiadającą o życiu w świecie który na pewno nie był łatwy w przeszłości oraz teraźniejszości, która zmusza malutkie społeczeństwo do codziennej konfrontacji. 

Miłość, wartości rodzinne, zachwiana przyjaźń i złudne szczęście to motywy przewodnie tej książki. Chociaż "Piąty płatek róży" nawiązuje do trudnego tematu jest powieścią bardzo spokojną i zdystansowaną. Doskonale sprawdzi się jako lektura na wieczór, by móc się przy niej zrelaksować i odpocząć. Brunonia Barry zabiera czytelnika do świata mieszającego ze sobą wydarzenia z przeszłości i teraźniejszość, gdzie mroki historii rzutują na przyszłe wydarzenia. To ciekawie napisana, ujmująca powieść dla tych, którzy nie potrzebują wiele by cieszyć się odkrywaniem kolejnych sekretów.

"Zabawa w chowanego" Jack Ketchum

"Zabawa w chowanego" Jack Ketchum, Tyt. oryg. Hide and Seek, Wyd. Papierowy Księżyc, Str. 238

"Nagle trzymałem w rękach załzawioną, skrzeczącą małą bombę."

Po traumie jaką przeżyłam podczas innej lektury tego autora wiedziałam, że muszę się osobiście przekonać czy inne jego książki są równie brutalne i emocjonalne. Zdecydowałam się na "Zabawę w chowanego", która pod niewinnym tytułem niosła obietnicę niezapomnianych wrażeń.

Jack Ketchum to autor, który w bolesny i niezwykle prawdziwy sposób niesie prawdę o ludzkim świecie. Wyciąga na światło dnia wszystko to co pozornie staramy się maskować i nie boi się ujawniać sekretów ludzkiego umysłu. Po raz kolejny dostrzegłam, że w prostym stylu i nieskomplikowanym językiem autor snuje swoją dramatyczną opowieść w sposób zbliżony do prawdziwej tortury - powolny wstęp nie zwiastuje wydarzeń z finału, które mrożą krew w żyłach i budzą pytanie czy człowiek ma w sobie jeszcze choć trochę człowieczeństwa.

Fabuła - jak zdążyłam się przekonać - charakterystyczna dla autora, wprowadza grupę osób, które będą brały czynny udział w dalszych wydarzeniach. Tym razem nie dzieci a grupa studentów skorych do powrotu, do dziecinnych chwil bawią się tak jak za młodzieńczych lat. Jednak dorosłość otwiera umysł na inne potrzeby i gdy decydują się na prawdziwą grę - otwierają drzwi do mrocznego świata swoich lęków i pragnień. Cała grupa bierze udział w zabawie budzącej lęk przerażenia i piekielnie niebezpiecznej. Szalone i bogate dzieciaki nie mają żadnych zahamowań - żądni przygód powracają do spokojnego miasteczka Dead River by zburzyć jego spokój.

Po raz kolejny autor otworzył przed czytelnikiem zakamarki ludzkiego umysłu. Jednak tym razem stopniowanie akcji okazało się niemal bolesnym wstępem do dramatycznych wydarzeń. Zupełnie inaczej niż w przypadku "Dziewczyny z sąsiedztwa" Ketchum nie zrzucił na mnie bomby w postaci niemożliwych do zrozumienia scen a boleśnie powoli snuł swoją opowieść o szalonych dzieciakach, które dopiero w finale pokazały swoje prawdziwe oblicze. Z letnim powiewem wakacji, obietnicą braku ograniczeń i szczęśliwymi chwilami jakie się z tym wiążą weszłam do starej posiadłości o której wszyscy mówili, że jest nawiedzonym domostwem. Tam też zostawiłam bohaterów tej powieści, którzy zatraceni w ferworze szaleństwa dopuścili się ataku na ludzką psychikę czytelnika, który na początku nie może zrozumieć skąd tak chore zapędy w umysłach zwykłych nastolatków.

Powieść tym bardziej szokuje, że pisana jest z punktu pierwszoosobowej narracji. Mogłam zatem śledzić wydarzenia już z nacechowaniem emocjonalnym ze strony jednego z uczestników tej chorej gry. I chociaż ujrzałam ponowne okrucieństwo drzemiące w ludziach "Zabawa w chowanego" nie okazała się dla mnie ta spektakularną książką jak "Dziewczyna z sąsiedztwa". Wciąż widoczny jest obraz najlepszej strony autora, ponownie odbijają się w umyśle czytelnika lęki i strach, ale uważam że tym razem było tego zdecydowanie za mało. Zbyt szybko Jack Ketchum doszedł do finału i zbyt szybko całość dobiegła końca, ale nie mogę jednocześnie napisać by tak książka była słaba. To co czułam podczas lektury ponownie zbudziło we mnie grozę i lęk. To kolejna mroczna lektura jaka wyszła spod jego pióra i po raz kolejny przestrzegam - to powieść wyłącznie dla czytelników o mocnych nerwach.

niedziela, 17 grudnia 2017

"Dziewczyna z sąsiedztwa" Jack Ketchum

"Dziewczyna z sąsiedztwa" Jack Ketchum, Tyt. oryg. The Girl Next Door, Wyd. Papierowy Księżyc, Str. 380

"Złość, nienawiść i samotność są niczym pojedynczy przycisk, czekający na palec, który poprowadzi człowieka do destrukcji."

Miłośnicy książek pełnych wrażeń na pewno słyszeli o twórczości Ketchuma. Groza kryjąca się na kartach jego powieści szokuje, budzi wstręt i nie pozwala o sobie zapomnieć. "Dziewczyna z sąsiedztwa" była moją pierwszą lekturą tego autora, ale jestem pewna - nie ostatnią. 

Historia rozpoczyna się bardzo łagodnie i nie zwiastuje drastycznych wydarzeń jakie rozegrają się na kolejnych stronach. W roku 1958 dwunastoletni David poznaje o dwa lata starszą Meg, która wraz z niepełnosprawną siostrą Susan po śmierci rodziców zamieszkała w domu swojej ciotki Ruth Chandler. W tym miejscu rozpoczyna się najgorsza przygoda ich życia, ponieważ dom ciotki nie okazuje się przyjaznym miejscem a jej trzej synowie to demony w czystej postaci. Wciąż torturując fizycznie i psychicznie Meg sprawiają, że dziewczyna staje we własnej obronie co kończy się jeszcze większą lawiną nieszczęść. Meg staje się workiem treningowym w przypadku realizacji chorych zamysłów ciotki, jej synów i nawet dzieci z sąsiedztwa. Zamknięta w piwnicy dziewczyna staje się rozrywką dla osób o chorych umysłach.

Nikt nie odbierze tej powieści klimatu. Mocny, dosadny i miejscami bardzo brutalny wprowadza czytelnika w świat, gdzie ludzkie zahamowania pękają jak bańska mydlana.Czytając każdą kolejną stronę przeżywałam szok i przerażenie, nie mogłam oprzeć się poczuciu bezradności, które kiełkowało we mnie wraz z rozpoczęciem całego szaleństwa. Odpowiada za to realność rozgrywanych wydarzeń, ponieważ Jack Ketchum w niemal namacalny sposób nakreślił swoją powieść pełną prawdy i wiarygodności. Każde kolejne działania wywoływane ze strony katów uświadamiały mnie w przekonaniu, że człowiek jest najgorszą z bestii żyjących na świecie i wiedziałam - za sprawą stylu autora, wiarygodności jego bohaterów i braku przekłamania - że podobne wydarzenia nie są zwykłym wymysłem i mają możliwość zaistnieć w prawdziwym świecie. 

Szaleństwo panujące w tej powieści przyprawia o dreszcz przerażenia. Autor stawia przed czytelnikiem pytanie gdzie pojawiają się granice między dobrem i złem oraz czy takie w ogóle istnieją. Wystarczył tylko sygnał ze strony Ruth by ruszyła maszyna zbrodni i braku zahamowań.Tym bardziej było to przerażające, że w całej tej masakrze brały udział dzieci - mające przecież odwieczny status bezkarności i czystości. A jednak - bezwzględność i okrucieństwo które płynęły z ich czynów były największym katalizatorem do działań innych, jakby rozerwał się worek bez dna i cała frustracja oraz prawdziwa natura ujrzała światło dnia i uderzyła w Meg z siłą pocisku. Nie mogłam złapać tchu czytając o kolejnych wydarzeniach, braku chwili zawahania, która mogłaby przemówić na korzyść jasności umysłu bohaterów. Nawet David budził politowanie i wstręt swoim biernym udziałem w wydarzeniach - chociaż wiedział, że to wszystko jest złe, nikomu nie powiedział, nie zrobił nic by pomóc dziewczynie. A kiedy zdecydował się na krok przeciw innym było już za późno - w moich oczach pozostał marnym substytutem bohatera, którego nienawidziłam równie mocno co wszechobecnych w powieści katów.

"Dziewczyna z sąsiedztwa" to powieść, obok której nie przechodzi się obojętnie. Grozą sytuacji, tragedią płynącą z każdej strony przytłacza czytelnika, chwyta go w swoje szpony i nie wypuszcza - nawet długo po zakończonej lekturze. Szok, niedowierzanie, prawdziwa groza - to jedynie nikłe uczucia w morzu tego co odczuwałam podczas lektury. To powieść wyłącznie dla czytelników o mocnych nerwach, intensywna w swoim przesłaniu i odsłaniająca prawdę o brutalnych zapędach ludzkiego umysłu. Bezwzględna walka między mniejszym a większym złem jest tylko tłem dla brutalności scen i koszmaru rozgrywanego na oczach czytelnika.

sobota, 16 grudnia 2017

"Rozdarci" Neal Shusterman

"Rozdarci" Neal Shusterman, Tyt. oryg. UnWholly, Wyd. Papierowy Księżyc, Str. 550

"- Słowa nikomu nie robią krzywdy. - Co jest jednym z największych zbrodniczych kłamstw, jakie dorośli tego świata wmawiają swoim dzieciom. Bo słowa bolą bardziej niż jakakolwiek fizyczna rana."

Bałam się sięgać po kontynuację serii Neala Shustermana. Autor zgrabnie nakreślił przebieg wydarzeń w przypadku "Podzielonych" i uważam, że zamknął opowieść w jednym tomie. Finał pierwszej części nie pozostawiał żadnych niedomówień, był dla mnie kompletny i nie wymagający żadnych dalszych wydarzeń. Ale z drugiej strony kto nie chce poznać dalszych losów swoich ulubionych bohaterów? Pełna obaw i z dużą rezerwą zabrałam się do lektury "Rozdartych" będącą kontynuacją przygód Connora, Lisy i Leva.

Fabuła drugiego tomu nie ucieka daleko w przyszłość, stanowi zatem uzupełnienie wydarzeń po wcześniejszych wydarzeniach. Connor i Lisa dbają o losy Cmentarzyska i mają oko na uratowane dzieci, którym udało się uniknąć losu Podzielonych. Jednak poruszają się w świecie pozorów, bo nowe życia jakie otrzymali stanowią dla nich wielkie wyzwanie - Lisa poruszająca się teraz na wózku walczy o własną samodzielność. Connor każdego dnia próbuje pogodzić się z własnym ciałem a w szczególności z ręką przeszczepioną mu bez jego zgody. W tle Lev zaczyna budować własną indywidualną osobowość, która do tej pory była marną namiastką dziecka a teraz - dojrzewa i zdobywa uznanie.

Życie toczy się dalej a bohaterowie nie tracą nic na swojej autentyczności. Właśnie tego bałam się najbardziej - że moje ulubione postacie zmienią się nieodwracalnie i tym samym zatraci się mój obraz bohaterów z pierwszego tomu. A jednak autor podtrzymał charyzmatyczne osobowości i wiarygodność kreacji tej trójki na wzór tych samych dzieciaków, które w ferworze walki walczyły o własne bezpieczeństwo i indywidualność. Nie do końca osiągnęły to do czego dążyły a kontynuacja ich losów jest również bliższym spojrzeniem na życie, które teraz wiodą. Ale to nie jedyny plus jeśli chodzi o bohaterów, bo nowe wydarzenia wprowadzają także nowe towarzystwo - Starkey, Miracolina, Roberta czy Nelson - każdy trzymał rolę, którą odegrał z wprawą doświadczonego aktora co potwierdziło, że Neal Shusterman nie ma sobie równych jeśli chodzi o tworzenie bohaterów z krwi i kości.

Lekkość stylu i mnogość rozgadywanych wydarzeń prowadzą czytelnika przez trudny świat, w którym każda decyzja niesie za sobą pewne konsekwencje. Nie jest to lektura zaskakująca, nie szokuje wydarzeniami w finale i nie zmusza umysłu do cięższej pracy, ale jest jednocześnie historią wartą każdej poświęconej jej uwagi. Tutaj na pierwszym planie pojawiają się emocje - związane z trudami życia w świecie Podzielonych, z decyzjami podjętymi bez naszej wiedzy, z przekonaniem, że los wciąż ma w zanadrzu jeszcze nie jeden problem do rozwiązania. Śmiałam się z bohaterami i trzymałam za nich kciuki a nawet nie mogłam opędzić się od łez wzruszenia co dla mnie jest najlepszym wyznacznikiem dobrej powieści.

Niepotrzebnie obawiałam się kontynuacji, bo otrzymałam mądrą, dobrze napisaną historię równą swojej poprzedniczce. Zastanawiam się czy będzie nam dane przeczytać kolejne tomy, bo uzależniłam się od tej historii i trudno byłoby mi pozostawić wszystkie niedokończone wątki bez rozwiązania. "Rozdarci" to lektura, która jest doskonałym przykładem powieści dystopijnej - ukazuje wszystkie zalety jak na dłoni przez co angażuje czytelnika bardziej niż ten mógłby się spodziewać. Myślałam, że po lekturze "Podzielonych" już nic mnie nie zaskoczy, a jednak się myliłam. Mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec.

piątek, 15 grudnia 2017

"Podzieleni" Neal Shusterman

"Podzieleni" Neal Shusterman, Tyt. oryg. Unwind, Wyd. Papierowy Księżyc, Str. 448

"Jedną z rzeczy, których się uczysz, kiedy żyjesz tak długo, jak ja jest to, że ludzie nie są wyłącznie dobrzy lub wyłącznie źli. Wkraczamy i wychodzimy z krainy ciemności i światła przez całe nasze życie."

Uwielbiam powieści dystopijne. Szczególnie napisane w tak dobrym stylu z jakim zrobił to Neal Shusterman, który napisał historię zaskakującą, przejmującą, od której nie mogłam się oderwać. 

Napisana ze smakiem historia o brutalności świata przytłacza swoją szczerością i zaskakuje pomysłem na rozgrywane wydarzenia. Łącząc ze sobą prawdę o ludziach i nawiązując do młodzieżowej historii Neal Shusterman opisał życie pomiędzy dwiema stronami barykady -
pomiędzy Obrońcami Życia a Zwolennikami Wolnego Wyboru. W natłoku wiecznych sporów ustanowiono Kartę Życia, która zapewniała nienaruszalność od dnia narodzin do trzynastego roku życia. Od tej pory aż do osiemnastu lat dzieci stają się więźniami własnych rodziców, w których rękach leży decyzja o tym czy poświęcić ich życie jako Podzielonych czy pozostawić przy życiu. 

Okrutna prawda płynie z tej powieści. Niejednokrotnie w fabule autor podkreślał decyzje rodziców kierowanych prywatnymi uczuciami. Trudne w zrozumieniu i pozbawione akceptacji dzieci bez problemu wysyłano jako te, które śmiało mogą zająć miejsca Podzielonych. Nikt nie pytał ich o zdanie, ani tym bardziej nie liczył się z wygodami. Spełnienie społecznego obowiązku ze strony rodziców zwalniało ich z odczuwania wyrzutów sumienia. Nie jeden raz podczas lektury miałam ochotę solidnie potrząsnąć dorosłymi, którzy dla własnej wygody decydowali się na tak drastyczne rozwiązanie.

Neal Shusterman napisał wyjątkową powieść, dopracowaną od początku do końca. Lektura wciągnęła mnie niemal od samego początku i przyznaję, że nawet pod koniec uroniłam kilka łez. To za sprawą wiarygodności jaka kryje się w tej powieści - bohaterowie stanowią idealny przykład pełnowartościowych postaci z krwi i kości, którzy postanowieni w trudnej sytuacji musieli sami zadbać o swój los. A nie był on wcale łatwy i walka o własne bezpieczeństwo była szaleńczym wyścigiem z czasem. Connor, Risa i Lev to bohaterowie, których połączyło to samo przeznaczenie Podzielonych, a którzy nie poddali się wszechobecnym zasadom. Podjęli próbę ucieczki spod jarzma chorych przekonań i walczyli - do samego końca, tak silnie jak potrafili. Byłam pod wrażeniem ich waleczności i determinacji, polubiłam każdego z nich z osobna i chociaż czasami były momenty kiedy ich błędne decyzje zmieniały bieg wydarzeń to miałam szczerą nadzieję, że wszystko skończy się z korzyścią dla nich. Jednak musicie wiedzieć, że autor cechuje się indywidualnością w swoich powieściach i nie zawsze tworzy scenariusze pełne szczęśliwych chwil tak jak oczekują jego czytelnicy. Na rzecz prawdy wiele razy stawiał swoich bohaterów w obliczu dramatycznych wydarzeń i nie jeden raz zapierało mi dech kiedy zaczynałam tracić nadzieję.

Żyłam tą historią od początku do końca i nawet na długo po skończonej lekturze nie chce mi wyjść z głowy. "Podzieleni" to kompletna całość zamknięta w jednej książce, która wywołuje lawinę sprzecznych emocji i angażuje wszystkie zmysły czytelnika. To jedna z lepszych książek tego gatunku i jestem zachwycona całością wykonania. Plastyczność scen, dramat świata przedstawionego i wiarygodni bohaterowie zbudowali fabułę wartą każdego przeczytanego słowa.

"Wichrowe Wzgórza" Emily Jane Brontë

"Wichrowe Wzgórza" Emily Jane Brontë, Tyt. oryg. Wuthering Heights, Wyd. MG, Str. 448

"Nie mogę żyć bez mego życia! Nie mogę żyć bez mojej duszy!"

Miłość to temat w literaturze znany i lubiany. Nie ma nic lepszego od płomiennego uczucia czy wybuchu emocji, gdy dwójka bohaterów - a może nawet i trójka czasami - nie może dojść do ładu z własnymi porywami serca. Na tym motywie powstało mnóstwo mniej lub bardziej ciekawych powieści, ale są też takie, które od wielu lat zajmują pierwsze miejsce w sercu wielu czytelników bez względu na wiek. Doskonałym przykładem jest historia zawarta na kartach powieści "Wichrowe wzgórza", która wzbudza mnóstwo skrajnych emocji i pozostaje z czytelnikiem na długo po zakończonej lekturze.

Emily Brontë napisała piękną, porywającą historię o trudniej miłości, w której losy dwójki bohaterów przeplatają między sobą szczęście i tragedię. Współcześnie znamy powieści o miłości szczęśliwe i przepełnione radosnymi chwilami, zupełnie inne niż mroczna historia namiętnego uczucia, które nigdy nie powinno mieć miejsca. A jednak to "Wichrowe wzgórza" stały się swojego rodzaju prekursorem dla dramatycznych miłosnych uniesień i jeszcze nie znalazłam powieści, która mogłaby dorównać jej fabułą czy płynącymi z każdej strony emocjami.

Emily Brontë włożyła w swoją powieść całe serce i widać to w każdym czytanym słowie. Piękny, niemal kwiecisty język mocno konkuruje z częstymi chwilami mrocznej atmosfery i złowieszczego klimatu. Dramatyczne chwile rozgrywane z subtelnym stopniowaniem akcji wspierane są przez dogłębne analizy wszystkich bohaterów - autorka zaprezentowała bogatą paletę osobowości, charyzmatycznych i indywidualnych postaci, które przyciągają do siebie jak magnes i intrygują zachowaniem, podejściem do życia i patrzeniem na sprawy w odmienny niż współczesny czytelnik sposób. A jednak to tworzy nieodmienny klimat tej powieści, który nadaje jej ram historii ponadczasowej i jedynej w swoim rodzaju, dzięki czemu nie sposób się od niej oderwać i każde kolejne przeczytane zdanie trafia do czytelnika o romantycznej duszy z siłą pocisku, bo ten nieświadomie chłonie wszystko co prezentuje mu Emily Brontë - kolosalny emocjonalny rollercoaster w którym każdy ruch ma znaczenie.

Heathcliff, mały cygański chłopiec który trafił do domu starego Earnshawa zapoczątkował swój losy nawet o tym nie wiedząc. Wielka przyjaźń z Katarzyną została przerwana przez Hindleya, by po latach z nadzieją wrócić do życia. Jednak Katarzyna nie czekała już na chłopca, którego tak kochała. Zaślepiona nadzieją na dostatnie życie wyszła za mężczyznę z wysoką rangą społeczną by poczuć się dowartościowana i ważna. Zapomniała jednak, że w życiu liczy się szczęście, którego na próżno szukać w domu z nieszczęśliwą miłością. Postać Katarzyny budzi wiele sprzecznych emocji przez jej podejście do życia, stosunek do Heathcliffa i egoistyczne pobudki. Jednak to Heathcliff skupia na sobie całą uwagę - prosty chłopiec nagle zmienia się w mrocznego mężczyznę, który czując na własnej skórze rozczarowanie wielką miłością zaczyna walkę ze światem. To najważniejszy motyw przewodni tej powieści - rozpacz, samotność, żądza zemsty, czyli emocje, które zmieniają człowieka nie do poznania.

To jedna z piękniejszych powieści o miłości jakie czytałam i zdecydowanie moja ulubiona lektura sióstr Brontë. Emily zaczarowała mnie bajkowymi opisami, siłą uczucia i życiowym tematem objętym ramami tajemnicy, mroku i niepewności. "Wichrowe wzgórza" czytałam niezliczoną ilość razy, poszczególne fragmenty znam nawet na pamięć a każde nowe wydanie jest dla mnie bodźcem do ponownego zagłębienia się w fabule. Tym razem nie było inaczej a ja zyskałam kolejną możliwość do tego by ponownie zachęcić Was do lektury tej niepowtarzalnej i ponadczasowej powieści chwytającej za serce.

czwartek, 14 grudnia 2017

"Latarnia z Kiss River" Diane Chamberlain

"Latarnia z Kiss River" Diane Chamberlain, Tyt. oryg. Kiss River, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 488

"Są takie rany, które długo nie przestają boleć."

Diane Chamberlain to autorka, która odnalazła się w powieści obyczajowej. Czytałam mnóstwo jej książek i wiele razy przekonałam się, że potrafi pisać pięknie o uczuciach. Wcześniej poznałam ją jednak wyłącznie od strony pojedynczych książek i nigdy nie widziałam jej w wydaniu kilkutomowym, aż do czasu serii Kiss River. Postanowiłam osobiście przekonać się jak autorka poradzi sobie w kontynuacji losów bohaterów.

Fabuła osadzona jest w dwóch strefach czasowych. Lata 40. XX wieku opisują perypetie młodej Elizabeth Poor, zaledwie czternastoletniej córki latarnika. Dziewczyna zakochuje się w żołnierzu ze Straży Wybrzeża. Niestety nie dane jest jej cieszyć się tą chwilą, ponieważ obecnie na świecie panuje wojna, a do jej rodzinnej miejscowości Kiss River dociera niemiecki szpieg. Elizabeth postanawia go śledzić, ale zaraz po tym znika bez wieści.

Drugą, prowadzoną równolegle opowieścią, jest współczesność Gina Higgins, nauczycielka, decyduje się na szaleńczy krok w nieznane. Wyrusza setki kilometrów, by dotrzeć do Kiss River, gdzie mieści się latarnia. Niestety - na miejscu dostrzega jedynie ruinę tego, za czym tak bardzo goniła. Lacey i Clay, dorosłe już dzieci Anne O’Neil decydują się przyjąć pod swój dach Ginę, która przekłamuje rzeczywistość podając się za badaczkę. Kobieta pod pozorem przywrócenia dawnej świetności miejscowości motywuje mieszkańców do wydobycia z dna oceanu soczewki latarni. Nie mówi jednak nikomu, że kryje się w niej skarb. Niedługo jednak jej kłamstwa wyjdą na jaw a akcja obierze inny, nieoczekiwany obrót. 

Lubię książki autorki. Cenię je za spokój jaki kryje się w fabule mimo dużej ilości emocji i za bohaterów - życiowych, a jednak pokiereszowanych przez los. Tym razem nie będzie łatwo, bo drugi tom serii wprowadził jeszcze więcej postaci i nieoczekiwanych zwrotów akcji, więc w powieści działo się naprawdę dużo i nim się obejrzałam - czytałam ostatnią stronę. Szybko zaangażowałam się w losy bohaterów, zastanawiając się w którym kierunku wszystko się potoczy, chociaż miałam wątpliwości co do kreacji Giny - kobieta miała swoje za uszami i potrzebowałam czasu by zrozumieć czym się kierowała. Na całe szczęście autorka zaserwowała jej wartą poznania metamorfozę, która zmienia oblicze głównej bohaterki. 

Trylogia Diane Chamberlain intryguje i angażuje. Dobrze czytało mi się oba tomy i jestem ciekawa co wydarzy się w finale. Chociaż pierwsza część nie zwaliła mnie z nóg to w drugiej odsłonie z łatwością się odnalazłam. Autorka bez problemów w ciekawy sposób połączyła dwie z pozoru nic nie znaczące dla siebie kobiety, które dzieliły lata i wydarzenia. A jednak nieoczekiwanie akcja zmieniła swój bieg i finał okazał się oczywistym rozwiązaniem. Diane Chamberlain z precyzją przeplata miłość z przyjaźnią oraz przeszłość z teraźniejszością. Nie możecie tego przegapić!

"Jedną nogą w niebie" Izabella Frączyk

"Jedną nogą w niebie" Izabella Frączyk, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 296

"Tymczasem los brutalnie zweryfikował fikcję, w którą wierzyła, i w zamian wymierzył jej solidnego kopniaka. Tak mocnego, że w jednej chwili poczuła się jak wystrzelona w kosmos rakieta. Jak ślepiec, który po blisko trzydziestu latach nagle odzyskał wzrok tylko po to, by zorientować się w ułudzie, w jakiej żył do tej pory."

W poszukiwaniu lekkiej, niezobowiązującej historii trafiłam na serię Stajnia w Pieńkach, która wydawała się stworzona idealnie dla mnie. Moja tematyka obiecywała wartą poznania opowieść, idealną do czytania późnym wieczorem w duecie z kubkiem ulubionej herbaty.

Przewrotny los zawsze ma w podorędziu jakieś niepowodzenia, które z przyjemnością rzuca nam pod nogi. To od niego zależy czy będziemy szczęśliwi, czy szczęście najpierw będziemy musieli wypracować ciężką pracą. Wydawałoby się, że życie bohaterki serii Izabelli Frączyk jest już poukładane i kobieta wypracowała wszystkie dobre chwile, jednak nie zawsze jest tak jak planujemy. A częściej jest właśnie na odwrót. Dlatego w trzeciej, finałowej części serii bohaterce przyjdzie zmierzyć się z nowymi kłopotami.

Autorka mocno dała w kość swojej bohaterce. Przez trzy tomy serii Magdzie nie było łatwo. Wszystko co osiągnęła wypracowała własną silną wolą i determinacją. Nie rzadko też potrzebowała siły psychicznej i fizycznej. Owszem, odziedziczyła stajnię, ale nikt nie pamięta o tym ile pracy musiała włożyć by podupadła ruina zmieniła się w miejsce, którym jest obecnie. To pozytywna bohaterka, może trochę zbyt mocno osadzona w tematyce problemów i wiecznej krzywdy, ale wychodzi zawsze z tego wszystkiego obronną ręką, więc myślę, że można autorce wybaczyć te wszystkie niepowodzenia. W dodatku biorąc pod uwagę fakt, że główna bohaterka jest kobietą z którą każdy może się utożsamić i czerpać pewne mądrości z jej dotychczasowych przygód.

Seria prowadzona jest w bardzo lekkim stylu. Chociaż wspomniane kłopoty dają się we znaki Magdzie, nie jest to powieść, która przyspiesza bicie serca i wciska w fotel. To jedna z tych historii, które czyta się dla samej przyjemności czytania, prowadzone subtelnym i bardzo obrazowym stylem. W tej historii liczy się wszystko - bohaterowie, widoki, miejsca i zwierzęta. Zbliża to do codzienności jednocześnie pokazując, że niezwykłość chwili mamy na wyciągnięcie ręki.

Myślę, że "Jedną nogą w niebie" to najlepszy tom tej serii. Mimo niewielkiej objętości podczas fabuły dostrzec można mnóstwo nieoczekiwanych wydarzeń a i emocji jakby na sam koniec pojawiło się więcej. To ostateczny finał, bo w końcu Magda nie bez powodu walczyła o stajnię, którą ktoś chce jej odebrać. Którą drogą tym razem pójdzie główna bohaterka? Czy ostatecznie ułoży sobie wspólne życie z Adamem? Odpowiedzi znajdziecie w powieści, a tych którzy nie znają jeszcze początku - odsyłam do pierwszego tomu.

środa, 13 grudnia 2017

"Grace i Grace" Margaret Atwood

"Grace i Grace" Margaret Atwood, Tyt. oryg. Alias Grace, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 576

"Szaleństwo jest we krwi i nie można go usunąć odrobiną mydła i miękką szmatką."

Margaret Atwood słynie ze swojej nietypowości jeśli chodzi o powieści. Jej książki są inne niż wszystkie, trochę zaskakujące a trochę intrygujące. Wciągają, kuszą, pozostają w pamięci. Podobnie jest z historią "Grace i Grace", opartą na prawdziwych wydarzeniach.

Powieść osadzona jest w czasach przeszłych. W roku 1843 Grace Marks zostaje skazana za współudział w brutalnym morderstwie swojego pracodawcy i jego gospodyni. Skazana na wyrok dożywocia nie wydaje się szczególnie przejęta swoim losem. Twierdzi, że utraciła pamięć. Zaintrygowani obserwatorzy dzielą się na dwa obozy: jedni kategorycznie uznają ją za winną, drudzy niekoniecznie dają wiarę w jej winę. Dlatego w sprawę angażuje się mężczyzna specjalizujący się w chorobach umysłowych, który poprzez rozmowy z Grace niebezpiecznie zbliża się do dnia tragicznych wydarzeń. 

Wydarzenia w tej książce zostały oparte na motywie prawdziwych wydarzeń. Bohaterką okazała się kobieta, która wzbudziła sensację społeczeństwa w XIX wieku opowiadając historię tragiczną w swoim przesłaniu, owianą tajemnicą i nawiązującą do ludzkich słabostek. Dużą zaletą autorki jest jej malowniczy styl, niemal kwiecisty język a jednak delikatny i subtelny, trafiający do każdego czytelnika oraz kilka sekretów w zanadrzu. Atwood potrafi zaczarować czytelnika jedną sceną, by nieoczekiwanie wprowadzić kolejne, jeszcze bardziej emocjonujące wydarzenia. 

Życie Grace opowiedziane w sposób dobitny i zaskakujący stanowi pewien punkt zwrotny w postrzeganiu pracy kobiet. Współczesne czasy pozwalają na równe traktowanie obu płci, więc może dlatego powieść Atwood wydaje się tak mroczna. Śledząc losy Grace od jej narodzin, poprzez dojrzewanie, relacje rodzinne i w końcu pracę służącej wciągnęły mnie do lektury kobiecej, a jednak z wyczuwalną ingerencją mężczyzny. Nieprzychylne czasy w których przyszło żyć głównej bohaterce pokazały przełom w strefach społeczeństwa mocno ograniczając dostęp biedoty do tego co ważne w codziennym życiu. 

Przeżyłam tą powieść mocniej niż się spodziewałam. Z zapartym tchem śledziłam wydarzenia opisywane przez Grace i nie mogłam nadziwić się absurdalnym dla mnie zasadom. Autorka fantastycznie oddała klimat ówczesnych czasów zatrzymując w kadrze na pierwszym miejscu ludzką mentalność - szokującą i niemal niemożliwą do zrozumienia. A jednak - to nie fikcja, tylko prawdziwe życie, które kiedyś było wyznacznikiem do podziału społeczeństwa. Aż trudno pojąć wszystkie kłębiące się w lekturze emocje i złudne nadzieje. Obok tej książki nie powinno przechodzić się obojętnie.

"Raz na zawsze" Sarah Dessen

"Raz na zawsze" Sarah Dessen, Tyt. oryg. Once and for All, Wyd. Harper Collins, Str. 336

"Poza tym to oni zrobili ze mnie to czym jestem."

Ślub jak z bajki to marzenie nie jednej przedstawicielki płci pięknej. Książę na białym koniu, wielki dzień jak z bajki, suknia na kształt tych noszonych przez księżniczki najlepiej jeszcze z białymi łabędziami w podorędziu... Przesada? Nie dla każdego, bo w końcu ma być to najpiękniejszy dzień naszego życia. Co jednak w przypadku, kiedy ktoś nie chce tego wszystkiego i sądzi, że nic nigdy nie kończy się szczęśliwe?

Sarah Dessen powraca z kolejną propozycją powieści dla młodzieży pełnej wartości do których chce się wracać nawet po latach. Miałam przyjemność czytania wszystkich książek autorki i jeszcze nigdy na żadnej się nie zawiodłam. Dessen wie jak pisać z pomysłem, nie nudzić czytelnika a jednocześnie tworzy fabuły lekkie i przyjemne z nutą przekąsu wobec życia oraz subtelnym poczuciem humoru. Dzięki temu jej książki są bardziej życiowe niż można by przypuszczać czego potwierdzeniem jest właśnie "Raz na zawsze".

Główną bohaterką i jednocześnie narratorką jest Louna, dziewczyna na pierwszy rzut oka przypominająca swoje rówieśniczki. Ale jeśli ktoś przyjrzy się jej bliżej dostrzeże coś więcej - dziewczynę z charakterem i osobowością, która nie niknie na tle innych. Dziewczyna jest córką cenionej konsultantki ślubnej. To dzięki Natalie poznała świat wesel w każdym wydaniu - na plaży, w zabytkowych rezydencjach i wszędzie tam gdzie zamarzyły sobie panny młode. Jednak obcowanie z tym wszystkim na co dzień sprawiło, że Louna nie była przekonana do "żyli długo i szczęśliwie" i nie żyła z nadzieją na szczęśliwe zakończenie. Biorąc pod uwagę, że jej prywatna historia miłosna okazała się wielkim niepowodzeniem odcina się od całego lukrowego szczęścia i przestaje dostrzegać piękno tego dnia. Trudno się jej dziwić, bo autorka w bardzo otwarty sposób przedstawia czytelnikowi Loune - to bohaterka, którą bardzo szybko można polubić i utożsamić się z nią a wszystkie je przemyślenia mają konkretny punkt oparcia przez co stają się logiczne do zrozumienia.

Dessen nie byłaby sobą, gdyby nie wplotła do fabuły miłości innej niż te znane nam z powieści dla młodzieży. Utrzymana w typie historii obyczajowej z centralnym wątkiem rozterki głównej bohaterki skupia na sobie uwagę przede wszystkim nawiązaniem do problemów sercowych. Louna nie będąca fanką miłości w pewnym momencie trafia na Ambrose'a chłopaka, który lubi podrywać kolejne dziewczyny. I chociaż już przy pierwszym spotkaniu widać, że są dla siebie stworzeni - nie tędy droga. Powolne nawiązywanie nici porozumienia między tą dwójką jest niemal bolesnym motywem nad którym przystanęła autorka - na jego podstawie mogłam poznać targające bohaterami obawy, przyjrzeć się Lounie wciąż trzymającej się na dystans i pokibicować Ambrosemu, który w końcu znalazł dziewczynę na której naprawdę mu zależy.

Po raz kolejny Sarah Dessen udowodniła, że jest jedną z lepszych autorek powieści dla młodzieży. Fabuła jej najnowszej książki nie zalewa mnie słodko-gorzkim obrazem miłości dwójki nastolatków. "Raz na zawsze" to dojrzały i wiarygodny obraz prawdziwego życia, który motywuje do działania, intryguje i pozostaje w głowie na dłużej niż spodziewał się sam czytelnik. Jestem zadowolona z lektury i nie żałuję ani jednego przeczytanego słowa. Polecam!

wtorek, 12 grudnia 2017

"Artemis" Andy Weir

"Artemis" Andy Weir, Tyt. oryg. Artemis, Wyd. Akurat, Str. 415

"Piąta nad ranem jest dla mnie w dużym stopniu pojęciem abstrakcyjnym. Wiem, że istnieje, ale rzadko miewam z nią osobiście do czynienia."

Nie przepadam za książkami o kosmosie i sam gatunek sci-fi nie jest moim ulubionym. Ale raz na jakiś czas lubię pójść na przekór sobie i sięgnąć po lekturę inną niż te, które ciągle czytam. Ominęła mnie niestety lektura "Marsjanina", na którą nie postawiłam z przekonaniem, że nie będę zadowolona, ale postanowiłam naprawić swój błąd w przypadku "Artemis"

Andy Weir zaintrygował mnie swoją powieścią i przyznaję, że po skończonej lekturze robiłam sobie wyrzuty, że nigdy wcześniej nie zdecydowałam się na jego pierwszą powieść. Czasami jest tak, że coś co nie jest nasza mocną stronę właśnie przez niepotrzebne uprzedzenia pozytywnie nas zaskakuje. Tak było w przypadku "Artemis", powieści która może nie zmieniła mojego postrzegania świata, ale na pewno umiliła mi czas i mile zaskoczyła rozgrywanymi wydarzeniami.

Tytułowe Artemis to pierwsze miasto na Księżycu liczące dwa tysiące mieszkańców. To miejsce intrygujące, opisane w szczegółach przez autora, które przyciąga czytelnika jak magnes i budzi wiele pytań czy faktycznie mogłoby się to udać w rzeczywistości. Życie na Księżycu wydaje się płynąc spokojnym rytmem a panująca tam rutyna nie przeszkadza bohaterom. Może jedynie Jazz Bashara ma coś do powiedzenia, która jako kurier nie zarabia tyle, by móc zmienić swoje znienawidzone mieszkanie na coś bardziej przyjaznego do życia. Więc gdy na horyzoncie pojawia się dobrze płatne i jednocześnie niebezpieczne zlecenie nie waha się ani chwili - dziewczyna podejmuje wyzwanie, które może nieść ze sobą spore konsekwencje.

Przyznaję, że zaangażowałam się w wydarzenia bardziej niż przypuszczałam. Może to za sprawą świata przedstawionego, bo o ile kosmos nie jest moją mocną stroną, o tyle same wzmianki o Księżycu uwielbiam. Autor pozwolił mi zatem spojrzeć na perspektywę życia w miejscu do tej pory nieosiągalnym jeśli chodzi o podobne działania i chętnie przyglądałam się każdej wzmiance o kolonizacji. Jednak centralnym punktem fabuły jest postać Jazz, dziewczyny której oddano głos w tej historii a która zaważyła na losach całej populacji. Polubiłam ją, chociaż nie zawsze wspierałam jej motywy, ale silny upór i determinacja w dążeniu do celu wyróżniały ją na tle innych. Także za sprawą pierwszoosobowej narracji mogłam bliżej przyjrzeć się jej myślom i zrozumieć, że rola czarnego charakteru to nie jedyna jaką odgrywa. To jednak pozostaje do odkrycia przez każdego z Was, bo rola jaką wytyczył Weir swojej bohaterce nie jest łatwa - liczne problemy wyrastają na jej drodze raz za razem i na tle całości zaczyna kształtować się prawdziwy charakter dziewczyny.

Miałam możliwość spojrzenia na "Artemis" bez perspektywy porównywania tej książki z debiutanckim "Marsjaninem" i bardzo się z tego cieszę. Autor stworzył niebanalną wersję możliwej przyszłości i z zaangażowaniem dopracował wszystkie szczegóły. Uważam, że to jedna z ciekawszych propozycji tego gatunku i warto dać jej szansę. Kłamstwa, intrygi i wędrówka po kosmosie okazały się dla mnie intrygującą przygodą a jedynie co teraz mi pozostaje to powrót do wcześniejszej książki Andyego Weira.