Gorący Włoch, którego poznała w Nowym Jorku, okazał się jej przybranym bratem.
O tym, że J.T. Geissinger potrafi skupić na sobie uwagę czytelnika przekonaliśmy się przy lekturze jej dwóch poprzednich książek. Wówczas okazało się, że autorka pisze lekko, zabawnie i uczuciowo czym zdecydowanie mnie do siebie przekonała. Z wielkimi nadziejami sięgnęłam po "Grę Matteo" licząc na równie dobrą rozgrywkę i chociaż książka mnie usatysfakcjonowała to czuję, że jednocześnie czegoś mi w niej zabrakło.
To nie tak, że źle się bawiłam. O nie! Lektura była urocza, czasami nawet uśmiechałam się sama do siebie, bohaterów również polubiłam, ale podczas czytania miałam również poczucie, że to już nie ten sam wysoki poziom co w przypadku dwóch pierwszych części. Wtedy fabuła była lekka jak piórko, swobodna i toczyła się konkretnie do przodu, tutaj czułam, że autorka traci pomysł na akcję, że trochę przerasta ją stworzenie czegoś oryginalnego i na siłę stara się zabawiać czytelnika.
Historia opowiada o Kimber, projektantce i właścicielce butiku, która stanęła oko w oko z bolesnym porzuceniem. Narzeczony tuż przed ołtarzem rozmyślił się co do ich wspólnej przyszłości a gdyby tego było mało pojawiło się przypuszczenie, że ojciec dziewczyny może być śmiertelnie chory. Kimber pakuje więc swoje rzeczy i jedzie do Florencji, by zobaczyć się ze swoim rodzicem. Nie spodziewa się, że po drodze spotka Matteo, z którym zawiąże pewien układ a który okaże się jej przybranym bratem. Ich drogi się połączą a losy okażą się burzliwe, chociaż sama historia czasami będzie miała niespójne momenty. Autorka bardzo chciała przekonać mnie do przypadkowości losów tej dwójki, ale cała ta opowieść okazała się dla mnie mało realna i chociaż czytałam ją z przyjemnością to czułam, że bohaterowie nie myślą logicznie a sam Matteo wydał mi się trochę nazbyt egoistyczny abym mogła go polubić.
Są plusy, są minusy. Książka jest dobra, ciekawa i warta przeczytania nie tylko dla fanów serii, ale jeśli jeszcze nie mieliście okazji czytać nic od J.T. Geissinger polecam zacząć od pierwszego tomu. W przypadku trzeciej części zabrakło mi tych swobodnych dialogów, dobrej zabawy czy prostoty bohaterów, które czekały na mnie w dwóch pierwszych tomach, ale mimo moich narzekań wciąż utrzymuję, że to nie jest zła książka. O nie! Polubiłam Kimber, trzymałam za nią kciuki i dobrze bawiłam się w jej towarzystwie. Było romantycznie, sympatycznie i ciekawie, więc jak najbardziej mogę zaliczyć lekturę do udanych.
"Gra Matteo" może odbiega subtelnie poziomem od wcześniejszych tomów, ale lektura ma w sobie urok, który przyciąga do siebie czytelnika. Nie żałuje swojego wyboru i na pewno sięgnę po kolejne książki pióra J.T. Geissinger. W tym przypadku postawiłam na dobrą zabawę i chociaż niekoniecznie polubiłam się z jednym z głównych bohaterów - drugi nadrabiał straty. Emocje pojawiły się bardziej w drugiej części książki co również zrekompensowało mi powolny wstęp, więc całość oceniam jako udaną romantyczną przygodę pełną delikatnych tajemnic zatopionych w sporej dawce niedomówień.