poniedziałek, 30 grudnia 2019

"O krok za daleko" Harlan Coben

"O krok za daleko" Harlan Coben, Tyt. oryg. Run Away, Wyd. ALbatros, Str. 448

Sekrety nie umierają nigdy.

Śmierć, niebezpieczeństwo i obezwładniający strach na każdym kroku. W co tym razem wpakowali się bohaterowie cenionego, amerykańskiego autora?

Jedno jest pewne, stary dobry Coben powrócił w wyborowym stylu. Ponownie wciąga swoich czytelników w wir zakręconej historii a przyjemność z czytania wydaje się tym większa im dalej zagłębiamy się w zawiłą fabułę. Może nie jestem obiektywna, ponieważ od lat jestem wielką fanką tego autora, ale nawet patrząc z dystansem na całą jego twórczość muszę przyznać, że nikt nie potrafi tak dobrze budować napięcia, szokować i prowadzić swoje opowieści ku finałowi po którym zawsze trudno mi się pozbierać.

Nowa książka Cobena to samodzielna lektura w typowym stylu pościgu, zagadki i wszechobecnej tajemnicy co wydaje się już naturalną, charakterystyczną cechą jego twórczości. Podoba mi się fakt, że główny bohater prowadzący śledztwo jest zwykłym cywilem, nie policjantem, nie detektywem, a po prostu ojcem poszukującym swojej córki. To na pewno przemawia na korzyść tej historii, która wydaje się jednocześnie bardziej wiarygodna, ludzka i przełożona na rzeczywistość a śledzenie dalszych wydarzeń wydaje się niemalże przymusem do uspokojenia szybciej bijącego serca.

Simon Green, główny bohater książki, to zwykły mężczyzna jakich wiele. Nie wyróżnia go z tłumu nic za wyjątkiem straty córki, której uparcie poszukuje. Paige bowiem zaginęła i nikt nie wie gdzie się podziewa. Ucieka przed Aaronem, mężczyzną, który nie należy do kategorii tych przyjemnych i kochających, jednak pewnego dnia ktoś odnajduje zwłoki mężczyzny. Czy to córka Simona zabiła swojego prześladowce? I dlaczego wciąż ucieka? A może prawda jest bardziej skomplikowana niż wszyscy myślą? Żona Greena postrzelona w tajemniczych okolicznościach walczy o życie a on sam musi sobie zadać pytanie jak dobrze zna swoją rodzinę.

Coben po raz kolejny zaskakuje nas wszechobecną intrygą, klimatem unoszącej się w powietrzu tajemnicy i przyjemnym labiryntem wyzwań oraz ślepych zaułków po którym mamy przyjemność chodzić niemal od początku do końca. Jednak składanie tej układanki w całość to jedno, ale sylwetka bohaterów - drugie. Jak wcześniej wspomniałam otrzymujemy wiarygodny obraz męża i ojca poszukującego swojej ukochanej córki, który czasami wydaje się zbyt naiwny i przepełniony emocjami, ale zawsze jednak ma w sobie tą charakterystyczną w stylu pisania autora tendencję do męstwa i bohaterstwa oraz błyskotliwości czy inteligencji, dzięki czemu nie można nie polubić Simona oraz z przyjemnością towarzyszyć mu w tym bądź co bądź trudnym pościgu za nieuchwytnym celem.

Uwielbiam Harlana Cobena, miałam okazję przeczytać wszystkie jego książki i jako zagorzały fan wyłapałam pewien ukłon w stronę czytelników, którego i Wy możecie poszukać w fabule. Takie detale na pewno cieszą i wydają się przyjemnym dodatkiem, ale bez wątpienia "O krok za daleko" jako cała powieść to lektura obowiązkowa dla każdego komu nie są obce zawiłe intrygi i mocno pogmatwane thrillery. Nie mogłam oderwać się od lektury, z zapartym tchem przerzucałam kolejne strony a jedyne czego żałuję to fakt, że finał jak zawsze nadszedł zbyt szybko.

niedziela, 29 grudnia 2019

"Bądźmy dobrej myśli" Carolina Setterwall

"Bądźmy dobrej myśli" Carolina Setterwall, Tyt. oryg.  Let's Hope for the Best, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 364

 Znakomita autobiograficzna powieść o utracie i próbie pogodzenia się ze śmiercią bliskiej osoby.

Nic nie ułożyło się tak jakby tego chcieli. Przyszłość wyłożyła własne karty, tragiczne w skutkach. Czy warto podjąć grę w życie, które okazało się inne od tego co nam obiecywali?

Jeśli mam być szczera, za pierwszym razem przeszłam obojętnie obok tej książki. Pomyślałam sobie: nie, to raczej nie dla mnie. Historie autobiograficzne rzadko kiedy mnie ciekawią, chyba że naprawdę coś jest na rzeczy i wiem, że warto sięgnąć po lekturę. Jednak przeczytałam jedną pozytywną opinię i drugą, wszyscy zachwalali a ja czułam się skonsternowana. Postanowiłam naprawić swój błąd i teraz całkowicie zmieniam zdanie: to lektura inna niż wszystkie, faktycznie napisana w stylu autobiograficznym, jednak czyta się ją jak zwykłą powieść fabularną, w dodatku bardzo dobrą.

To nie jest prosta historia i już teraz przestrzegam tych, którzy uważają się za zbyt wrażliwych. Tutaj emocje odgrywają rolę głównego bohatera i nie są one ani przyjemne, ani proste. Autorka bowiem otwiera się przed czytelnikiem całkowicie i buduje obraz siebie jako osoby, która straciła najbliższą sobie osobę. Jej wyznanie, monolog, który z nami prowadzi jest niezwykle ciężki do przyjęcia, ponieważ serce pękało mi podczas lektury miliony razy a jednak nie mogłam oderwać się od tej opowieści, w jakiś dziwny sposób przyciągała mnie ta kameralna, bardzo prywatna lektura.

Carolina pewnego dnia dostaje tajemniczy mail od swojego chłopaka Aksela zakończony słowami "bądźmy dobrej myśli". Są tam hasła i instrukcje na wypadek tragedii. Pięć miesięcy później mężczyzna już nie żyje. I tak zaczyna się ta opowieść - od trudnych decyzji, zaskakujących wyborów i ciężkiej do zaakceptowania śmierci. Bohaterka prowadzi nas przez swoją opowieść ukazując siebie jako kogoś zupełnie rozdartego, w przejmujący sposób nawiązuje do relacji jaka łączyła ją z ukochanym i zaznacza jak bardzo ulotna jest miłość oraz bliskość drugiej osoby. Chcąc nie chcąc przekazuje nam, czytelnikom bardzo silną w odbiorze lekcje, którą wciąż boimy się odebrać.

Z tą książką jest tak, że każdy odbierze ją inaczej. Na pewno ten kto nie zmierzył się z podobną stratą nie będzie widział w niej tylu emocji i skrajnego bólu niż czytelnik, który przeszedł przez to samo co autorka. Z drugiej jednak strony wrażliwość na ludzką krzywdę na pewno pozwoli nam interpretować ból Caroliny jako nasz własny, więc każdy kto sięgnie po "Bądźmy dobrej myśli" zrozumie ją na swój własny sposób. Pamiętajcie jednak, że nie jest to historia na jeden wieczór, że warto ją dawkować i podejść do niej z otwartym umysłem.

Obawiam się, że to książka na tyle niepozorna, że wielu z Was przejdzie obok niej obojętnie. A naprawdę nie powinniście, ponieważ "Bądźmy dobrej myśli" to szczera, odważna i bardzo wartościowa lektura. I przede wszystkim niezwykle życiowa. Cieszę się, że jednak dałam jej szansę, ponieważ zmieniła coś w moim postrzeganiu świata, pozwoliła inaczej spojrzeć na życie i już zawsze będę autorce za to wdzięczna. Właśnie takich książek potrzebuję: nie pustych treści o których zapomnę zanim zamknę ostatnią stronę a dojrzałych wydarzeń, które mają na mnie świadomy wpływ. Carolina Setterwall odważyła się wyjawić to co czuła dzięki czemu jej głos dotarł do wielu odbiorców z konkretnym przekazem.  

sobota, 28 grudnia 2019

"Króliki z Ravensbrück" Anna Ellory

"Króliki z Ravensbrück" Anna Ellory, Tyt. oryg. The Rabbit Girls, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 448

Nadzieja nie umiera nigdy, nawet w czasach największego mroku.

Przeszłość miesza się z teraźniejszością a doświadczenia minionych at wpływają na nowe pokolenie. Czy dramaty przeżyte przez naszych przodków zmieniły nasze życie jeszcze przed narodzinami?

Literatura obozowa to wybór niekoniecznie oczywisty, ponieważ nie każdy ma odwagę czy chęci sięgać po tego typu książki. Rozumiem to doskonale, ponieważ do niedawna ja również raczej od podobnych historii uciekałam. Kilka miesięcy temu nastąpił jednak przełom i zmieniłam swoje nastawienie co raz częściej decydując się na różnego rodzaju reportaże czy właśnie literaturę fabularną, opartą na faktach czy też nie, która przywołuje wspomnienia i nie pozwala, by nowe pokolenie zapomniało o tym co było.

Powieść Anny Ellory wybrałam przede wszystkim przez obietnicę współczesnej powieści, która tylko w jakimś stopniu odwołuje się do czasów holokaustu. I faktycznie, usiądźcie wygodnie w fotelu, wybierzcie sobie tą lekturę, jeśli lubicie powieści obyczajowe i czytajcie - warto dać jej szansę, ponieważ jest historią zrównoważoną i dobrze nadaje się do przetarcia szlaków z motywem obozowym. Lekka, emocjonalna, początkowo wydaje się trochę nudnawa, ale im dalej w historię tym akcja nabiera tempa, więc dobrze sprawdzi się jako powieść po ciężkim dniu, w duecie z kocem czy kubkiem gorącej herbaty.

Narracja została oddana w ręce Miriam i jej ojca, którzy naprzemiennie opowiadają o swoich losach a dodatkiem do tego są listy, z które kobieta odnajduje w kobiecym pasiaku odwieszonym pośród ubrań jej matki. Pisane są przez tajemniczą Friedę i adresowane do Heinricha co wzbudza ciekawość jego córki. Miriam postanawia więc w ten sposób poznać przeszłość swojego ojca choć nie spodziewa się, że pośród historii o więźniarkach okrutnie poddawanych eksperymentom odkryje kiełkujące uczucie wydające się jedynym jasnym punktem w tej trudnej przeszłości.

To prosta książka, zupełnie nieskomplikowana. Przedstawia konkretnych bohaterów, z historią i doświadczeniami, które poznajemy wraz z biegiem fabuły. Nie ma jednak w tym nic złego, szczególnie że jest w tym wszystkim sporo wartych poznania emocji, często niełatwych do przyswojenia, szczególnie gdy pojawiały się wspominane listy. Życie w obozach pod rządami nazistów, tajemnice sprzed lat, wyzwolenie kontra aktualne problemy Miriam, które można przełożyć na współczesne życie: brak zrozumienia w małżeństwie, kontrolujący partner, niedowartościowanie. Tematów więc jest sporo, jedne lepiej drugie gorzej poprowadzone, ale całość generalnie wypada na plus.

"Króliki z Ravensbrück" to historia o przeszłości, miłości i trudnych wyborach. Nie zawsze w pełni wiarygodna, ale na pewno pełna emocji, przejmująca i przyjemna w odbiorze. Spędziłam w towarzystwie książki Anny Ellory miłe chwile i cieszę się, że zdecydowałam się na taki wybór. Czy polecam? Zdecydowanie, ponieważ wyrównanie motywów okaże się przyjemną lekturą dla czytelników o różnych zamiłowaniach literackich.

czwartek, 26 grudnia 2019

"Na szlaku szczęścia" Graeme Simsion, Anne Buist

"Na szlaku szczęścia" Graeme Simsion, Anne Buist, Tyt. oryg. Two Steps Forward, Wyd. Media Rodzina, Str. 424

 "Wielkie sprawy zawsze mają konsekwencje. Ból i utratę niektórych rzeczy, może na zawsze."

W momencie, gdy życie wydaje się zbyt gorzkie i monotonne czasami warto zerwać ze wszystkim co nas otacza i udać się w drogę, która być może odmieni nasz los.

Po przeczytaniu opisu na okładce zastanawiałam się czy sięgać po tą powieść. Tak, miałam małe wątpliwości, ponieważ wydawało mi się, że na półce, w kolejce, czeka na mnie więcej ciekawszych książek i już, już prawie odkładałam "Na szlaku szczęścia" na niekończący się stos, gdy trafiłam na pierwszą pozytywną opinię. Później kolejną i kolejną. Internet oszalał a ja zastanawiałam się skąd te pozytywne reakcje? Przecież opis był lakoniczny, wręcz sugerował, że to zwykła lektura na leniwy dzień. Postanowiłam jednak zaryzykować i idąc za ciosem zrozumiałam, jak bardzo się myliłam.

Pamiętacie dziwną, oryginalną i przy tym bardzo dobrze napisaną książkę "Projekt Rosie"? Powyższa lektura jest kolejną książką autora, który stworzył to nietypowe dzieło, tym razem z żoną, dzięki czemu otrzymałam nie tylko inny niż znane mi do tej pory obraz historii dwójki zagubionych we własnym życiu ludzi, ale dwa punkty widzenia: męski oraz damski, które wyraźnie odznaczały się na tle całej fabuły. Tym sposobem książka w każdym aspekcie okazała się mądra, życiowa i świadomie dopracowana a przyjemność z lektury płynęła przy każdej kolejno czytanej stronie.

Jeśli o dopracowanie chodzi: wielka szóstka, nawet z plusem. Ale nie zapominajmy o fabule, która tutaj jest najistotniejsza. Na początku wydaje się, że spotykamy dwójkę bohaterów podobnych do nas samych, trochę znudzonych swoim życiem, trochę obojętnych na to co ich otacza, odrobinę nudnych w tym swoim zatraceniu się w obowiązkach. Jednak coś kieruje ich do Cluny w środkowej Francji, gdzie osobno udadzą się do hiszpańskiego Santiago, śladami pielgrzymów, którzy od kilkuset lat przemierzają Drogę św. Jakuba. Zoe i Martin, dwójka różnych bohaterów pochodząca z odrębnych światów wyruszy przed siebie, by nie tylko zapomnieć o problemach z jakimi zmierzyli się w niedalekiej przeszłości, ale i odnaleźć siebie, tak naprawdę.

Muszę przyznać, że to bardzo niepozorna książka a jednak zachwyca czytelnika już od pierwszych stron. Przede wszystkim przekonuje jej dojrzałość, głębia, oraz przekaz, ale tak naprawdę wiele pozytywów składa się na jej sukces. To lekka, czasami zabawna, miejscami nostalgiczna, zawsze pełna refleksji historia z nietuzinkowym motywem drogi, która pozwala czytelnikowi zająć główne miejsce tuż obok bohaterów i wraz z nimi przejść przemianę - tą duchową, psychiczną i fizyczną. Nie obawiajcie się jednak, że przytłoczy Was swoim ciężarem bo to historia lekka jak piórko! 

Jestem zachwycona historią zamkniętą w "Na szlaku szczęścia" i już nie dziwią mnie te liczne pozytywne opinie. To piękna, mądra i pouczająca lektura która jednocześnie przypomina historię nas samych. Otwiera przed czytelnikiem możliwości, perspektywę wyruszenia w podróż niczym Zoe i Martin, by zmienić nie tylko siebie, ale otoczenie, które ma na nas zgubny wpływ. Nie dajcie się prosić, koniecznie przeczytajcie!

środa, 25 grudnia 2019

"Złączeni obowiązkiem" Cora Reilly

"Złączeni obowiązkiem" Cora Reilly, Tyt. oryg. Bound by Duty, Wyd. Niezwykłe, Str. 282

"Dostałam drugą szansę na szczęśliwe małżeństwo. Dla większości ludzi w naszym świecie coś takiego było niemożliwe. Żyli w przygnębiających związkach, dopóki śmierć ich w końcu nie rozłączyła."

Mafijne życie wcale nie należy do najprostszych. Jak się okazuje to świat nie tylko niebezpieczeństw, ale i niepodważalnych reguł.

Cora Reilly zaprasza nas do bezwzględnego świata niebezpiecznych mężczyzn w którym wszystko jest możliwe. Brzmi intrygująco, prawda? Również skusiłam się na serię właśnie przez wątek główny, którym kieruje się autorka i muszę przyznać, że to strzał w dziesiątkę, ponieważ temat jest jeszcze świeży, pozbawiony schematów a i dobra wyobraźnia autora może zdziałać cuda. Pierwszy tom ("Złączeni honorem") okazał się lekturą pomysłową i zaskakującą, kontynuacja natomiast trzyma poziom swojej poprzedniczki.

Widzę, że Reillly podąża znaną już modłą nowej pary bohaterów w każdym tomie, więc niekoniecznie musicie trzymać się chronologii chociaż uważam, że lepiej byłoby zacząć serię od początku. To opowieść o mafijnych mężczyznach, którzy w swoim świecie zajmują konkretną rolę i by w tym wszystkim dobrze się połapać warto być na bieżąco. W dodatku cała historia (szczególnie dla romantyczek) jest warta uwagi, silna, szalona i niezależna, więc przyjemność z czytania pojawia się na każdej stronie. Drugi tom wraca także do momentu, gdzie wszystko się zaczęło, czyli do Chicago, więc jest tutaj powiązanie, którego nie da się obejść.

Dante poszukuje żony, po tym, jak cztery lata temu zmarła jego pierwsza wybranka. Teraz przyszedł czas na tytuł najmłodszego dona chicagowskiej mafii, więc czas ponownie się ustatkować. Valentina wydaje się kandydatką idealną, chociaż nie jest już panną a wdową. Dziewczyna jednak skrywa pewien sekret, którego nie ujawniła nawet po śmierci swojego męża. Jej małżeństwo bowiem było fikcyjne, zawarte tylko na znak przyjaźni i chęci chronienia bliskiej osoby. Tylko, że teraz wyjdzie na jaw, że nigdy nie skonsumowała swojego związku. Czy przerażający Dante odkryje prawdę? A może tęsknota za pierwszą żoną nie pozwoli mu sięgnąć po to co jego?

Podoba mi się, ze autorka tworzy różnorodnych bohaterów. Każdy z nich to odrębna osobowość, inna historia a co się z tym wiąże - nowe emocje. Mimo, że w fabule pojawia się sporo postaci a przecież mamy już za sobą silne charaktery z pierwszego tomu to z przyjemnością poznaje się nowe osoby, chłonie ich opowieść o błędach, doświadczeniach i trudnych wyborach a wiarygodność płynąca z ich działań nie jest kwestią do podważenia. Odnoszę również wrażenie, że w tej części nawet bardziej zżyłam się z głównymi bohaterami, ponieważ Valentina to dziewczyna pełna energii, która od samego początku skupia na sobie całą uwagę. Reilly świetnie się spisała budując tą postać i aż żal mi się z nią rozstawać przeskakując w kolejnym tomie do nowej pary.

Jeden punkt widzenia, jedna konstrukcja, spójna całość. Ten tom znacznie lepiej wypada pod względem dopracowania. W tekście nie wkrada się chaos przy zmianie narracji a emocje wydają się bardziej zrównoważone. Pamiętajcie, że nie jest to grzeczna książka, dużo w niej przekleństw i balansowania na granicy erotycznych zagrywek, ale jeśli lubicie właśnie takie tematy - dajcie jej szansę.

"Złączeni obowiązkiem" to kontynuacja przy której warto się zatrzymać. Intrygujący romans w świecie niebezpiecznych mężczyzn to motyw, który dopiero kiełkuje w literaturze, ale dla mnie to dobry kierunek. Lubię, gdy coś się dzieje a Cora Reilly bez wątpienia nie zwalnia tempa. Wspaniale bawiłam się podczas lektury i już wypatruję kolejnego tomu!

wtorek, 24 grudnia 2019

"Wigilia pełna duchów. Zbiór opowiadań grozy" Opracowanie zbiorowe

Kochani, z okazji świąt Bożego Narodzenia przesyłam Wam życzenia zdrowia, szczęścia, wspaniałych książek oraz niezapomnianych przygód. Nie jestem dobra w pisaniu życzeń, więc mam nadzieję, że po prostu nie tylko ten czas świąt, ale i cały Nowy Rok okaże się dla Was czasem przepełnionym wspaniałymi chwilami :)

Wesołych Świąt! :)

A w tym magicznym czasie chcę polecić Wam lekturę a właściwie zbiór opowiadań grozy z bardzo romantycznym przesłaniem, które idealnie komponują się z Bożym Narodzeniem. Ja jestem nimi oczarowana! 

~~**~~**~~**~~**~~

"Wigilia pełna duchów. Zbiór opowiadań grozy" Opracowanie zbiorowe, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 392

 Zbiór świątecznych opowieści grozy reprezentuje mieszankę różnorodnych stylów i motywów wspólnych dla wiktoriańskiej fikcji o duchach i obejmują dzieła niegdyś popularnych autorów, takich jak Elizabeth Gaskell, Edith Wharton, M.R. James, F. Marion Crawford czy Andrew Haggard, a także wkład anonimowych lub całkowicie zapomnianych pisarzy.

Co czai się za rogiem? I czy ktoś czyha na nasze życie? A może niebezpieczeństwo mieszka pośród nas?

Jakiś czas temu nauczyłam się, że dobrze wybrane opowiadania składające się na jedną antologie wcale nie muszą być nudne. Wręcz przeciwnie, niektóre potrafią zachwycać mimo swojej krótkiej formy jeśli tylko autor wie jak poprowadzić fabułę oraz narrację. Zazwyczaj takie zbiory opowiadań dobrze sprawdzają się przy poszczególnych tematach, więc gdy pojawiła się "Wigilia pełna duchów" wiedziałam, że muszę zdecydować się na lekturę i w grudniowe wieczory zasiadłam do czytania wszystkich opowiadań.

To krótkie historie w których króluje klimat i bardzo dobry styl autorów. Ktoś kto zbierał te wszystkie opowiadania w jedną całość wykazał się dobrą pracą, ponieważ złożył w całość wszystkie najlepsze opowieści nie tyle grozy co lęku, niepewności i zaskoczenia. Nie bałam się podczas czytania, ponieważ w żadnym z opowiadań horror nie odgrywał kluczowej roli, ale czasami czułam na plecach dreszcz przerażenia, co zdecydowanie przemawia na korzyść tej lektury. Tutaj bowiem nie chodzi o to, żeby się bać, tylko żeby czerpać przyjemność z czytania a bez wątpienia ten aspekt został oddany w każdym z opowiadań na szóstkę z plusem.

Najpierw przyciągnęła mnie historia pisana ręką mojej ukochanej autorki Elizabeth Gaskell. To dzięki jej obecności właściwie zwróciłam uwagę na całość. Później czytałam opowiadania innych: dith Wharton, M.R. James, F. Marion Crawford czy Andrew Haggarda i nie mogłam przestać zachwycać się nad mistrzowskim stylem, wspaniale oddanymi sylwetkami bohaterów czy wszechobecnym, idealnie dobranym klimatem. Autorzy pisząc w przeszłych czasach sięgają po to co znane i lubiane, po proste formy i niekoniecznie silne zawroty w fabule a jednak przy każdej z opowieści zatrzymywałam się z przyjemnością i chętnie śledziłam nastrojowe, czasami nawet romantyczne historie bohaterów.

Duchy w czasie świąt Bożego Narodzenia nie są żadną nowością, ale w tym zbiorze ta atmosfera lęku i grozy oddana została chyba najlepiej. Jeśli nie jesteście przekonani do takiej formy - koniecznie sięgnijcie właśnie po tą książkę a jestem pewna, że zmienicie zdanie. Jeśli natomiast opowieści nie są Wam obce, koniecznie zaopatrzcie się w ciepły koc, dobrą herbatę i czytajcie po zmierzchu a każda z historii wpłynie na Was pozytywnie. Osobiście jestem bardzo zadowolona z lektury i uważam, że to także świetny pomysł na prezent.

Żadnej nudny za to mnóstwo atrakcji i dobrych wrażeń. Przy "Wigilii pełnej duchów" można spędzić niezapomniane chwile i przypomnieć sobie najlepsze style ulubionych autorów. Okazuje się, że to co napisane w przeszłości może śmiało konkurować z teraźniejszymi lekturami a nawet bić je na głowę. Oto idealna lektura na święta, dla relaksu i czystej przyjemności z czytania.

poniedziałek, 23 grudnia 2019

"Pustelnik" Mads Peder Nordbo

"Pustelnik" Mads Peder Nordbo, Tyt. oryg. Kvinden med dødsmasken, Wyd. Burda Książki, Str. 400

 Mroczna strona skutego lodem i otulonego mgłą grenlandzkiego miasteczka.

Zimna, niebezpieczna przestrzeń oraz bohaterowie, którzy nie są tym za kogo się podają. Kto zatem mówi prawdę a kto kłamie?

Mads Peder Nordbo, duński pisarz od kilku lat mieszkający na Grenlandii, napisał serię, która powinna zaciekawić każdego fana kryminalnych zagadek. Mi niestety gdzieś umknął ten cykl i swoją uwagę skoncentrowałam dopiero na trzecim tomie, ale po jego lekturze już wiem, że chętnie nadrobię zaległości. Otrzymałam bowiem niespieszny choć bardzo klimatyczny opis zaskakujących wydarzeń, który idealnie wpasował się do pory roku za oknem.

Akcja tej powieści rozwija się powoli i chociaż sądzę, że w jakimś stopniu nawiązuje do wcześniejszych wydarzeń a na pewno do życia głównego bohatera to nie czułam się zagubiona w historii. Wręcz przeciwnie, autor stworzył bardzo malowniczy świat przedstawiony, skupił się na opisach Grenlandii, na przedstawieniu tego miejsca jako groźnej, nie znającej litości wyspy do której dochodzi do podejrzanego morderstwa. A w tym wszystkim społeczne wierzenia, mentalne przekonania, że może to nie człowiek, może siła wyższa - mała arktyczna społeczność odegrała w tej powieści kluczową rolę napędzając mój umysł, by skupiał się nie tylko na konkretnych faktach, ale i duchowych przemyśleniach.

W odizolowanej od świata osadzie Sandnas dochodzi do strasznego odkrycia. Na dnie studni odnaleziono ciało mężczyzny Czy to możliwe, że zabiła go kobieta, która zmarła półtora roku wcześniej? A może to qivittoq – tajemniczy grenlandzki pustelnik, który szuka zemsty? Podejrzenia padają na Inuitce Tupaarnaq, ponieważ wydaje się najbardziej pasować do popełnionego czynu. W końcu odsiadywała wyrok za zabicie ojca a teraz zniknęła. Matthew Cave wyrusza na jej poszukiwania, ale szybko przekonuje się, że niewiele wiedział na temat swojej przyjaciółki. Ściągnął na siebie niebezpieczeństwo, które może okazać się zgubne nie tylko dla niego.

Dobra kreacja bohaterów, wiarygodne postacie oraz ich zaskakujące wybory sprawiły, że każdy był w jakiś sposób podejrzany. Autor zręcznie manewrował między faktami, czasami prowadził mnie ku ślepym zaułkom, kiedy indziej podsuwał nowinki, by połączyć kropki w jedną całość a ja dzięki temu bawiłam się doskonale mogą wytypować podejrzanego a to zdanie wcale nie było takie łatwe, ponieważ nowe informacje pozwalają w oka mgnieniu zmienić myślenie na temat danego bohatera.

Chociaż rozpoczęłam swoją przygodę z serią Madsa Peder Nordbo w nie takiej chronologii jak powinnam to cieszę się, że mimo wszystko trafiłam na twórczość autora. "Pustelnik" to inteligentna ocena mieszkańców zamkniętej społeczności, niebezpieczna wyspa oraz zagadka, którą chciałoby się odkrywać wciąż na nowo. Idealna lektura na zimę, gdy mróz za oknem łączy się z tym w powieści, w duecie z kubkiem gorącej herbaty i ciepłym kocem.

niedziela, 22 grudnia 2019

"Gdy zapada cisza" Marni Mann

"Gdy zapada cisza" Marni Mann, Tyt. oryg. When Ashes Fall, Wyd. Filia, Str. 336

Mawia się, że w tym samym czasie nie można kochać dwóch różnych mężczyzn. Nie można rozerwać na pół serca, duszy czy ciała.  

Źle ulokowała swoje uczucia, popełniła błędy, których nie może już cofnąć. Czy los jej wybaczy i ofiaruje drugą szansę?

Niewiele sugerujący opis, ładna okładka i nowe nazwisko w świecie New Adult to propozycja książki "Gdy zapada cisza" - historii, która na początku nie przyciągała mnie do siebie tak, jak od momentu pojawienia się na mojej półce. Była nawet chwila tuż po jej premierze, gdy pomyślałam sobie, że być może to nie jest lektura dla mnie, bo mam już dość wątków z miłosnym trójkątem. Uległam jednak chwili, dałam się namówić i bardzo się cieszę! Okazało się, że to kolejny raz kiedy zwiodło mnie pierwsze wrażenie jakie niesie ze sobą książka a historia sama w sobie przyniosła mi wiele przyjemności z czytania.

To opowieść o trudach życia, o problemach, doświadczeniach, niepewnych wyborach. Dopiero w drugiej kolejności możemy mówić o miłości, która faktycznie z czasem nadaje bieg wydarzeniom. Wszystko jest jednak tutaj odpowiednio zrównoważone, fabuła świadomie poprowadzona a braku wiarygodności na pewno nie można jej zarzucić: zarówno jeśli chodzi o kreację bohaterów jak i problemy z którymi się mierzą. Alix, główna bohaterka pracuje na przykład jako operator w centrum powiadomienia ratunkowego i na co dzień mierzy się z setkami trudnych rozmów. Nie jest jej łatwo znosić jej cały ten ból, ale przyznam że i ja na własnej skórze czułam ogrom tych tragedii które ją otaczały i podziewałam za dzielność oraz odwagę.

Mierzenie się z problemami innych nie pozostawia Alix obojętnej na sytuację jaka spotyka ją pewnego dnia. Smith, który już niebawem nieoczekiwanie wkroczy do jej życia jest jednym z dwóch mężczyzn zmagających się z przedawkowaniem narkotyków i budujących zamęt na chodniku. Tylko, że spotykając jednego mężczyznę, któremu dziewczyna chce pomóc musi w jakimś stopniu odstawić Dylana, czyli tego który jest jej bliski obecnie. I właśnie tak toczy się ta historia: powoli, skrupulatnie rozwiązując większe i mniejsze tragedie, zbliżając bohaterów do siebie aż w końcu próbując odpowiedzieć na pytanie czy podążać za głosem serca czy rozsądku. Muszę przyznać, że to wszystko okazało się niezwykle emocjonujące a tych uczuć była cała masa przez co postanowiłam sobie dawkować lekturę i czytać powoli, delektując się wydarzeniami.

To właśnie te różnorodne emocje kierują fabułą. Nie ma w niej wielu wątków, nie zaskoczy jeśli będziemy świadomie śledzić wydarzenia, ale na pewno pokaże się od zupełnie innej strony niż zapowiadano. Jest nieoczywista, oryginalna, po prostu piękna i poruszająca. Nie chodzi w niej bowiem o to czy zdradzić, czy może wytrwać w związku, ale o ludzkie myśli, oczekiwania, po prostu o życie, które ma się jedno a chętnie podzieliłoby się ja tak, by każdego zadowolić. Krążę wokół a jednak nic nie zdradzam, prawda? Nie chcę Wam zbyt wiele zdradzać, bo popsuję całą radość z czytania, ale zapewniam, że chodzi o to, by ból mieszał się tutaj z nadzieją i by serce czytelnika na moment rozsypało się na kawałki.

"Gdy zapada cisza" to relacja trójki bohaterów, którzy prowadzą mądre dialogi i nie wdając się w długie opisy przez co całość czyta się błyskawicznie. To nostalgiczna i życiowa książka, bardzo niepozorna, ale zapewniam Was, że warta przeczytania. Spędziłam w jej towarzystwie bardzo miłe chwile mimo nadmiaru tych bardziej negatywnych emocji. To także jedna z tych książek, które docenicie dopiero po samodzielnej lekturze, ponieważ na każdego wpływa zupełnie inaczej. Idealna propozycja książki dla kobiet i nie tylko!

piątek, 20 grudnia 2019

"Nieznajoma" Allison Dickson

"Nieznajoma" Allison Dickson, Tyt. oryg. The Other Mrs. Miller, Wyd. Burda Książki, Str. 400

Kropla wina, odrobina zdrady, doprawić morderstwem – oto przepis na thriller, od którego nie można się oderwać!
 
Nigdy nie możemy być pewni tego, kto czai się na nas w mroku. Czy to możliwe, by zwykły przechodzień okazał się bezwzględnym... No właśnie, kim?

Każdy gatunek rządzi się swoimi prawami a w thrillerach uwielbiam to, że tych praw jest naprawdę niewiele. A może jest tylko jeden główny wyznacznik - żadnych zasad. Takie książki mieszają w głowie czytelnikowi, zmuszają go do intensywnego myślenia, by w finale zrozumiał, że wszystko co wcześniej zakładał lego w gruzach. Allison Dickson serwuje nam właśnie taką historię: początkowo banalną, ale im dalej w las, tym więcej drzew czy też może lepiej napisać: więcej zaskoczeń.

Phoebe Miller, zwykła pani domu, kobieta jakich wiele. Swój wolny czas spędza zajadając kolejne pudełka lodów, topiąc smutki marnego, nudnego życia w butelce wina oraz podglądając sąsiadów. Jakoś trzeba sobie organizować czas, prawda? Phoebe nie dostrzega niebezpieczeństwa, nie zaprząta sobie głowy starym samochodem regularnie pojawiającym się pod jej domem. Widzi za to okazję do zmiany, gdy niedaleko niej wprowadza się nowa rodzina. Violet Napier wydaje się idealną kandydatką na przyjaciółkę od serca a jej młody, rozpoczynający studia syn jest bardzo apetyczny. Tylko czy warto zaryzykować znajomość z tą rodziną?

Na początku wszystko rozegrało się powoli. Zwykłe życie na przedmieściach, gdzie niewiele się dzieje a bohaterowie nie mają za bardzo co robić ze swoim życiem. Jednak autorka już od pierwszych stron zmusiła czytelnika, by ten dostrzegał detale umykające uwadze głównej bohaterce. Dopiero w połowie książki zorientowałam się jak zmyślnie łączą się ze sobą wszystkie fakty, że każda wzmianka w tej historii doczeka się swojego znaczenia a każdy ruch bohaterów okaże się mieć swoje konsekwencje w przyszłości. Allison Dickson włożyła sporo pracy w swoją książkę, ale to zaowocowało historią od której ciężko było mi się oderwać.

Swoje robi tutaj klimat, dusząca atmosfera niepewności, przeczucie, że coś wisi w powietrzu. Phoebe wydaje się kobietą taką jak my - zwykłą, prostą, nieskomplikowaną. W dodatku z trudnymi przejściami na koncie. Mimo to jest interesującą postacią, szczególnie gdy stara się usilnie wkroczyć do życia nowych sąsiadów. To dzięki niej zatem dowiadujemy się kolejnych faktów na temat Napierów oraz to dzięki ciekawości Phoebe wchodzimy w sam środek niebezpieczeństwa, którego nikt się nie spodziewał a które okazało się logicznie i mądrze zaplanowane z każdej możliwej strony.

Szukałam dobrej historii, która wciągnie mnie na kilka godzin, ale "Nieznajoma" okazała się czymś więcej. To historia dobrze napisana, pełna napięcia a przede wszystkim zaskakująca tak, jak zaskakiwać powinien każdy rasowy thriller. Książka Allison Dickson sprawdzi się jako lektura na późne popołudnie, po ciężkim dniu, żeby zapomnieć o tym co było i zatracić się w historii, która równie dobrze mogła wydarzyć się tuż obok nas.

czwartek, 19 grudnia 2019

"A jeśli ciernie" V.C. Andrews

"A jeśli ciernie" V.C. Andrews, Tyt. oryg. If There Be Thorns, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 528

"Kiedy jesteś młody, powinieneś brać od życia wszystko, co wpadnie ci w ręce, bo jeśli będziesz czekał na lepsze jutro, to może się okazać, iż przegapiłeś najlepszą okazję."

Przeszłość wraca z podwójną siłową w momencie, gdy wszyscy myśleli, że to co najgorsze mają za sobą. Czy można zatem uciec od tego co wydarzyło się kiedyś?

Uwielbiam powieści V.C. Andrews i to żadna tajemnica. Wszystko zaczęło się od pierwszego tomu tej serii, czyli nieocenionych "Kwiatów na poddaszu". Ktoś polecił mi tą książkę bez głębszego przekonania, powiedział: dużo się o niej mówi, warto przeczytać, ale szału nie ma. A jednak uważam zupełnie inaczej: mówi się zbyt mało a szał jest i to jaki! Ta historia jest przejmująca, zaskakująca i wspaniale rozłożona na wszystkie tomy. Nowe wydania zachęcają więc do sięgnięcia po tą wyjątkową opowieść jeśli jeszcze jakimś sposobem nie mieliście okazji.

Całość jest ściśle ze sobą połączona, jedna część jest wynikiem wydarzeń z poprzedniej, więc zachowanie chronologii jest tutaj niezwykle ważne. Mogę Was jednak zapewnić, że przyjemność z czytania jest tym większa im mocniej angażujecie się w lekturę a to oznacza czytanie od początku. Pierwszy tom oczywiście jak to często bywa jest najmocniejszy, najlepiej napisany, ale poprzednie książki dorównują mu masą przeróżnych, skrajnych, nie rzadko trudnych do zrozumienia emocji. Andrews ma wspaniały styl pisania, niby liryczny, niby poetycki a jednak prosty i nieskomplikowany, idealnie oddający tragizm danej chwili.

To trzecia część serii, ale równie istotna dla całej konstrukcji fabularnej jeśli losy bohaterów nie są Wam obce. Chris i Cathy próbują ułożyć sobie życie, zapomnieć choć na moment o tym co było i zbudować dla swojego rodzeństwa coś na kształt rodziny. Niestety nie każdy jest za tym, by wiodło im się dobrze i ktoś ewidentnie próbuje odkryć ich sekret. Może to starsza dama zamieszkująca w pobliżu ich domu z ekscentrycznym lokajem? W końcu od jakiegoś czasu to właśnie u niej znikają dzieci Cathy.

Trochę zagadki, mnóstwo ludzkiej tragedii, powroty do przeszłości i historia od której nie sposób się oderwać. To trochę jak telenowela, ale w bardzo dobrym wydaniu. Nie każdy polubi się z książkami tej autorki i jestem tego świadoma, więc nie namawiam na siłę - sięgnijcie jednak po pierwszy tom, spróbujcie wgryźć się w tą opowieść a jestem pewna, że emocje, które tam odnajdziecie przekonują Was do dalszej przygody. Później już będzie z górki, ponieważ pozostałe serie są równie wciągające.

Bogata w życiowe doświadczenia, piekielnie przejmująca i pięknie napisana historia trzeciego tomu to również obietnica kolejnych tomów, które będą utrzymane w tym samym stylu. Liczne grono bohaterów, fantastycznie poprowadzone sylwetki postaci i akcja, przy której rzeczywistość na moment traci znaczenie to podsumowanie jednej z moich ukochanych serii. "A jeśli ciernie" to lektura obowiązkowa dla tych, którym nie obce są przejmujące powieści obyczajowe. 

środa, 18 grudnia 2019

"Cicha noc. Świąteczne zbrodnie" Opracowanie Zbiorowe

"Cicha noc. Świąteczne zbrodnie" Opracowanie Zbiorowe, Tyt. oryg. Silent Nights: Christmas Mysteries Wyd. Zysk i S-ka, Str. 320

Boże Narodzenie to tajemnicza i magiczna pora roku. Dziwne rzeczy mogą się wtedy wydarzyć, i to pomaga wyjaśnić uświęconą tradycję opowiadania o duchach przy kominku, gdy rok zbliża się ku końcowi. 

Święta to czas magiczny, atmosfera radości, nadziei i miłości. Czy jest zatem w tych momentach czas na zbrodnię?

Jeśli lubicie antologie i nie straszna jest Wam krótka forma, polecam w grudniu czy ogólnie w okresie zimowym sięgnąć po zbiór "Cicha noc". To opowieści pisane przez lata, dziś zebrane w jednej książce, mają za zadanie umilić nam zimowe wieczory i zaintrygować, gdy możemy usiąść w ciepłym domu, pod kocem oraz z kubkiem gorącej herbaty w dłoni.

Piętnaście opowiadań to różne kryminalne zagadki, których rozwiązywanie okazało się dla mnie prawdziwą przyjemnością. Lubię dłuższe formy i chociaż ostatnio przekonałam się do zbiorów opowiadań to częściej jednak sięgam po pełnowymiarowe kryminały. Cieszę się, że jednak w tym przypadku dałam się namówić, ponieważ okres samych świat czy przedświątecznych przygotowań wbrew przyjętej opinii wcale nie jest spokojnym czasem - ciągle coś się dzieje, coś trzeba robić i nie ma czasu spokojnie usiąść do dłuższej książki. W przypadku tego zbioru opowiadań śmiało możemy zrobić sobie krótką przerwę kiedy tylko mamy na to okazję i zapoznać się z wybraną historią.

Każda fabuła okazała się ciekawa i wciągająca. Zagadki kryminalne, szczególnie takie zmuszające do myślenia zawsze są u mnie w cenie, ale tutaj ich pozycja wzrosła dwukrotnie gdy patrzyło się na nazwiska pisarzy: Artur Conan Doyle, Leo Bruce, H.C. Bailey czy Margery Allingham to tylko przykłady autorów, którzy pojawili się w tej książce ze swoimi tekstami pokazując się od najlepszej strony i zmuszając mnie do intensywnego główkowania nad tajemniczymi zbrodniami.

Klimat jest i to spory. Zimna, ciemna noc, padający śnieg, samo Boże Narodzenie. Okazuje się, że ta pora roku może być bardzo zagadkowa a autorzy na tej aurze niepewności zbudowali naprawdę sporo ciekawych historii. Nie chcę zdradzać Wam ich treści, bo sama przyjemność czytania płynie właśnie z poznawani kolejnych opowieści, ale to na pewno idealny wybór dla fanów zagadek kryminalnych.

Świąteczny klimat, magiczna atmosfera i niepewność co do dalszych wydarzeń to "Cicha noc", czyli zbiór bardzo oryginalnych opowiadań pisanych na przestrzeni lat. Ta książka może być nie tylko gratką dla fanów gatunku, ale i trafionym prezentem pod choinkę. Osobiście jestem bardzo zadowolona z lektury, każde z opowiadań trafiło w mój gust i myślę, że nie popełnię błędu pisząc, że chociaż jest w tym wszystkim sporo zimy - historie można czytać o każdej porze roku. 

niedziela, 15 grudnia 2019

"Świąteczna gorączka" Maja Damięcka

"Świąteczna gorączka" Maja Damięcka, Wyd. Niezwykłe, Str. 300

Tak gorących świąt jeszcze nie było!

Nie taki Mikołaj straszny, choć malują go iście diabelsko... Święty, nie święty, ale na pewno seksowny i rozpalający zmysły!

Jeśli lubicie świąteczne książki i czekacie na grudzień, gdy wszystkie te lektury mają swoją premierę - oto propozycja dla Was. Osobiście bardzo chętnie sięgam pod koniec roku po wszystko co związane z Bożym Narodzeniem, magią świąt oraz nadzieją, więc czytam wszystko co wpada mi w ręce o tej tematyce. Tym sposobem zdecydowałam się na powieść Mai Damięckiej i muszę przyznać, że chociaż niewiele było w niej świąt samych w sobie to jednak dobrze bawiłam się podczas czytania.

Fabuła tej książki jest krótka i mało skomplikowana. Mamy bohaterów w relacji znanej z innych powieści: on znalazł sobie cel do którego dąży, ona odporna na jego uroki łatwo mu się wymyka. Jednak ma to wszystko urok i jeśli nie boicie się tego schematu: nie martwcie się, tutaj autorka zastosowała prostą treść, mało opisów, dużo dialogów, sporo emocji i dobrej zabawy, więc książka praktycznie czyta się sama, strony przerzucane są w zawrotnym tempie a czas spędzony w towarzystwie tej dwójki to dużo śmiechu, radości i miłosnych uniesień rozgrzewających nas tą zimną porą roku.

Jestem na tak. Podobała mi się historia, jej wykonanie i zamysł oraz sama kreacja bohaterów, która okazała się lekka i niesamowicie przyjemna. Trochę gburowaty, zbyt pewny swego Mikołaj Dębski nie jest fanem świąt i robi wszystko by o nich zapomnieć. Dlatego zawsze o tej porze roku udaje się na polowanie seksownej blondynki, która wynagrodzi mu te niekoniecznie przyjemne chwile. Ten rok ma być rokiem Sary, seksownej pani doktor, która jednak wydaje się być odporna na wszystkie jego względy. Ale czy kiedykolwiek Dębski nie dostał to czego chciał?

Powieść nie tyle romantyczna co miejscami nawet erotyczna nie balansuje na krawędzi, nie ma w niej wulgarnych scen czy przesady. To po prostu świąteczny, lekki romans dla trochę starszych dziewczynek przy którym można się rozgrzać i spędzić miło czas. Idealna lektura na leniwe popołudnie czy przerwę między świątecznymi przygotowaniami, nieskomplikowana a jednak wciągająca, powoli zmierzająca ku finałowi, który miło mnie zaskoczył. Jak potoczyły się więc losy Sary i Mikołaja? O tym najlepiej przekonajcie się sami.

Lubię, gdy w książce toczy się samo życie a to bez wątpienia ofiarowuje nam Maja Damięcka. Żadnego przekłamania, zero wyolbrzymiania, po prostu historia, która mogłaby się wydarzyć gdzieś w prawdziwym świecie. "Świąteczna gorączka" to obowiązkowa lektura dla romantyczek i czytelniczek, które lubią gdy w książce zawsze coś się dzieje pomiędzy głównymi bohaterami. Osobiście bardzo cieszę się, że ta książka wpadła w moje ręce i mam nadzieję, że szybko nadrobicie zaległości.

czwartek, 12 grudnia 2019

"Morski ogień" Natalie C. Parker

"Morski ogień" Natalie C. Parker, Tyt. oryg. Seafire, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 328

Morski ogień to zapierająca dech w piersi opowieść łącząca kobiecą siłę Wonder Woman z wybuchową akcją Mad Maxa: na drodze gniewu.

W świecie pełnym zagrożeń odnalazły siebie - przyjaźń, zrozumienie, pomocną dłoń. Oto opowieść o kobietach, które walczyły o swoją przyszłość.

To czy "Morski ogień" jest lekturą dla mnie było pytaniem, które pojawiło się w mojej głowie od dnia pierwszej zapowiedzi. Chwytliwa okładka, żywioł wody, który zdecydowanie jest moim ulubionym oraz interesujący opis sugerowały, że być może odnajdę się w tej historii mimo mocnych znamion fantastyki, więc postanowiłam zaryzykować - i nie żałuję! Pierwszy tom serii Natalie C. Parker okazał się historią porywającą i inną niż wszystkie dzięki czemu z ciekawością przerzucałam kolejne strony.

Tutaj bez wątpienia rządzi siła kobiet. Panie zapanowały nad całą fabułą, ukazały swoje zalety w wielkiej krasie i walczyły lepiej niż mężczyźni przez co byłam pod ogromnym wrażeniem ich kreacji oraz przekonań. Autorka postawiła na silne charaktery, niewiele zatem w jej książce pojawia się narzekań czy chwil zwątpienia. Każda z bohaterek motywuje do działania, stawia siebie za przykład do naśladowania a pośród nich wyróżnia się ta najdzielniejsza - Caledonia Styx, najważniejsza postać dla całej fabuły, która choć pełna wątpliwości i nieufna do samego końca łączy drogę kobiet z mężczyznami, którzy do tej pory byli jedynie ich wrogami.

O ile przestrzeń kosmiczna nigdy nie była moją mocną stroną w powieściach o tyle woda przyciąga mnie niczym magnes. Jeszcze niedawno myślałam sobie, że z chęcią przeczytałabym coś o piratach i proszę: Parker spadła mi jak z nieba. Akcja powieści rozgrywa się niemal w całości na statku, gdzie otacza nas nie tylko woda, ale i niebezpieczeństwo zagrażające bohaterom z każdej strony. Krótkie zejścia na ląd nie są ucieczką od strzałów i walki, więc chęć zemsty widoczna jest na każdym kroku. To doprowadziło do wielu strat w ludziach, więc gdy Caledonia i jej przyjaciółka zostały same na statku otoczone widmem zamordowanej załogi postanowiły, że zemsta będzie ich wyznacznikiem. Aric Athar miał zginąć spod ich rąk a wraz z nim jego pomocnicy, Pociski, którzy charakteryzowali się bezwzględnością. Jednak pewnego dnia jeden z nich ocalił przyjaciółkę Caledonii a ta musiała niechętnie przyznać, że nie można wrzucać wszystkich do jednego worka.

Wspaniale się to czytało a jedyny zarzut jaki mam wobec tej powieści to zbyt krótka treść. Mam wrażenie, że gdyby autorka pociągnęła tą historię na więcej stron byłabym równie zachwycona. Parker dostosowała tempo akcji, wciąż zarzucała nas nowymi starciami i wydarzeniami, pięknie nakreśliła świat przedstawiony oraz emocje towarzyszące bohaterom dzięki czemu czułam się jak jedna z bohaterek walczących na statku i nie miałam ochoty schodzić na ląd. Smutne losy kobiet na statku czasami wywołują chwile wzruszenia, kiedy indziej są motorem napędzającym do działania a zawsze fascynują - autorka spisała się na medal pisząc wiarygodną, wielowymiarową i bardzo realistyczną powieść.

"Morski ogień" to historia inna niż wszystkie, oryginalna i pomysłowa. Czas poświęcony lekturze jest dobrą inwestycją, która na pewno zostanie doceniona w przyszłości, gdy pojawi się kontynuacja. Mam nadzieję, że nie przyjdzie nam długo na nią czekać, bo już teraz chętnie dowiem się co wydarzyło się dalej. Tymczasem zachęcam, by fani różnych gatunków porzucili na moment woje lektury i dali się porwać właśnie tej, która nawiązuje do wielu motywów jednocześnie dzięki czemu każdy znajdzie w niej coś dla siebie.

poniedziałek, 9 grudnia 2019

"Chłopiec jeden na milion" Monica Wood

"Chłopiec jeden na milion" Monica Wood, Tyt. oryg. One in a million boy, Wyd. Papierowy Księżyc, Str. 466

 "Historia ludzkiego życia nigdy nie zaczyna się na początku. Czego oni was uczą w tej szkole?"

Dwa skrajnie różne światy zbudowały jedną wspólną historię. Tylko czy to nie za późno, czy to już nie nadszedł kres?

Lubicie książki nostalgiczne, melancholijne i piekielnie wzruszające? Ja bardzo, chociaż nie często udaje mi się na takie trafić. Zazwyczaj gdzieś tam pojawi się łza wzruszenia, ale historie takie mocno szokujące, przy których płacz uniemożliwia mi dalszą lekturę mogę wyliczyć na palcach jednej ręki. Zawsze mam jednak nadzieję i tym razem skierowałam ją w stronę "Chłopiec jeden na milion", czyli obietnicę inteligentnej, choć smutnej opowieści.

Ona ma sto cztery lata i przez całe swoje życie nie straciła ani ułamka z upartości, która ją cechowała. Nie była serdeczną i życzliwą staruszką, z którą chciało się gawędzić tylko dziwną leciwą panią z własnymi nawykami. Dlatego tak trudno było jej zaakceptować przysłanego do pomocy jedenastego chłopca zafascynowanego rekordami Gunniessa. Ten jednak okazał się zupełnie inny niż Ona sądziła i przez to zaczęła wypatrywać go każdej soboty. Jednak pewnego dnia nie przyszedł a starsza pani zwątpiła w jego dobroć. Tydzień później natomiast pojawił się jego ojciec by kontynuować dzieło syna.

Jedyne zastrzeżenie jakie mam do tej lektury to zbyt powolnie rozwijające się tempo. Właściwie to jego brak. Zabrakło mi dynamizmu, takiego przytupu, chociaż wiem że miała to być książka właśnie taka: uderzająca w czytelnika przede wszystkim emocjami a dopiero na drugim planie treścią. To faktycznie się sprawdziło, ponieważ tych w całej historii jest ogrom a każda namiastka najmniejszych emocji skryta jest w kreacji bohaterów - począwszy od starszej pani na skrajnie różnych od siebie rodzicach chłopca kończąc.

Miło się patrzy na tak różnorodnych bohaterów. Tutaj każdy odegrał jakąś rolę, ważną dla całej historii, przyszłości oraz finału lektury. Przyglądałam się bohaterom z rosnącym zaciekawieniem: Onie Vitkus pełnej życiowych mądrości, tytułowemu pewnemu siebie chłopcu, który w całej historii nie doczekał się imienia a jednak odegrał tak ważną rolę aż w końcu jego rodzicom: matce zupełnie niepasującej do ojca, który tak walczył o pamięć swojego syna. Nie chcę Wam zbyt wiele zdradzać, ponieważ trzeba ich poznać osobiście, by docenić te mądre, dojrzałe kreacje, ale zapewniam: bez takich bohaterów ta powieść nie byłaby już taka sama.

Przygotujcie sobie solidne pudełko chusteczek, bo bez niego przy tej książce ani rusz. "Chłopiec jeden na milion" to wyciskacz łez jakich mało, książka bardzo smutna i wzruszająca chociaż przepiękna jednocześnie. Jestem zachwycona, że trafiła w moje ręce i chociaż finał na pewno zostanie jeszcze ze mną bardzo, bardzo długo to już planuję, że pewnego dnia do niej wrócę. O takich książkach trzeba pamiętać, bo nie tylko nas uczą i motywują, ale dodają siły.

niedziela, 8 grudnia 2019

"Słodki upadek" Tillie Cole

"Słodki upadek" Tillie Cole, Tyt. oryg. Sweet Fall, Wyd. Editio, Str. 368

Wydaje się, że oboje są skazani na szczęście i spełnienie marzeń.

Miłość, dramaty i prawdziwe życie ponownie wkraczają na scenę w kolejnej odsłonie serii Słodki dom.

Znacie twórczość Tillie Cole? To autorka, która w tym roku jest zdecydowanie na fali. Z jednej strony serwuje nam silne dark erotyki, które przyprawiają o dreszcze i zawrót głowy a tuż po nich przychodzi z propozycjami słodkich historii o życiu pełnym komplikacji. Zawsze powtarzam, że nie potrafię wybrać która odsłona Cole pasuje mi najlepiej, ponieważ tak dobrze równoważy swoje książki, że chętnie sięgam po wszystko co wychodzi spod jej pióra.

Seria Słodki dom to historie różnych par wybranych bohaterów. Najpierw otrzymaliśmy opowieść na wzór współczesnego dramatu Szekspira, teraz przyszedł czas na coś bardziej współczesnego. Autorka serwuje nam kolejne dramaty w stylu New Adult, odwołuje się do demonów przeszłości i udowadnia, że wielkie uczucie nigdy nie jest takie proste, szczególnie gdy do głosu dopuszczane zostają trudne doświadczenia i wielka nieufność wobec świata a nawet samego siebie.

Tym razem w rolę głównych bohaterów wcielili się Lexi Hart i Austin Carillo. Dwie różne na pierwszy rzut oka osobowości szybko odnalazły wspólną drogę, jednak na początku przyszło im zmierzyć się z kilkoma nieprzyjemnymi wydarzeniami. Ona ciężką pracą wypracowała sobie aktualną pozycję, zapominając o tym co było kiedyś a skupiając się na tu i teraz. On walczył o to, by jego sukcesy w końcu dostrzegł świat. Jednak los miał dla nich inne zadanie i pokrzyżował wszystko o co tak usilnie walczyli jednocześnie pozwalając, by w najtrudniejszym dla siebie momencie znaleźli siebie.

Podobała mi się ta historia i to nawet bardzo. Świadome i racjonalne problemy bohaterów były otoczone wiarygodnością i mądrymi wyborami, chociaż nie obyło się też bez tragedii. Lexi musiała radzić sobie z przypadłością, która ciągle brała nad nią górę a Austin niespodziewanie stanął oko w oko z rodzinną tragedią, która całkowicie zmieniła bieg jego kariery skrzydłowego. Nie było łatwo widzieć ich w pełni życia a następnie wraz z nimi przeżywać te wszystkie dramaty, ale to też stanowiło lekcje życia, którą ja chętnie przyswoiłam. Stałam murem za tymi bohaterami i z bijącym sercem przerzucałam kolejne strony mając nadzieję, że jednak z czasem wszystko się jakoś ułoży.

Tillie Cole pisze bardzo przejmująco. Jej powieści pełne są emocji czego doskonałym przykładem jest właśnie "Słodki dom". Doskonale bawiłam się podczas lektury, która utrzymana w stylu New Adult niosła ze sobą wiele nieprzyjemności, ale też wątek romantyczny, który swoim ciepłem i oddaniem dodawał nadziei na lepsze jutro. Cieszę się, że miałam okazję ponownie spotkać się z twórczością tej autorki, która po raz kolejny pozytywnie mnie zaskoczyła.

sobota, 7 grudnia 2019

"Dopóki nie zajdzie słońce. Tom II" Ewa Pirce

"Dopóki nie zajdzie słońce. Tom II" Ewa Pirce, Wyd. Niezwykłe

"Nie patrz w przeszłość, nie wybiegaj w przyszłość, żyj teraźniejszością."

Walczył o przyszłość swoją i swoich najbliższych chociaż nie spodziewał się, że to dopiero początek problemów. Czy uda mu się po raz kolejny stawić czoła złu?

Chyba każdy kto miał możliwość zapoznać się z jakąkolwiek książką Ewy Pirce zgodzi się ze mną, że ta autorka skrywa wielki talent. Osobiście odkryłam jej twórczość w tym roku i to był jeden z moich najlepszych czytelniczych wyborów. Piękny styl, obrazowe słownictwo i emocje które wydawać by się mogło, że nigdy się nie kończą odnalazły swoje miejsce także w serii Dopóki nie zajdzie słońce, której finał pierwszego tomu pozostawił we mnie wiele niewiadomych. 

Część pierwsza była przepiękną historią. Z silnym przekazem, masą angażujących emocji i bohaterami niezwykle dojrzałymi. Byłam ciekawa czy drugi tom nie rozmyje tego uroku, ale mam wrażenie, że autorka stając na wysokości zadania przedstawiła nam nawet jeszcze lepsze rozwinięcie. Od samego początku wkraczamy na drogę tragedii głównych bohaterów, którzy w szpitalnych korytarzach obrzucają się winią. Jessica nie zdołała ocalić Lucy przed porwaniem a Samuel nie mógł jej wybaczyć tego, że naraziła jego siostrę. Jednak czy warto rozpamiętywać to co było w obliczu nieuchronnej tragedii? 

Romans tak pięknie nakreślony w poprzedniej części tym razem schodzi na drugi plan. Teraz to walka o przetrwanie najbliższych staje się najważniejszym celem głównego bohatera a jednak przez to powieść ani na moment nie traci na swojej wartości. Wszystko jest idealnie wyważone, strony przerzuca się z rosnącym napięciem co będzie dalej, a los bohaterów nigdy nie był mi obojętny. Akcja jest dynamiczna przez natłok trudnych wydarzeń i kolejnych przeciwności losu, ale to nowe fakty na temat przeszłości głównych bohaterów wyciągnięte z retrospekcji oraz ich trudna przeszłość stają się dla nas najważniejsze.

Można zauroczyć się tą powieścią, tym wszystkim co w niej spotykamy. Nie chcę zdradzać Wam zbyt wiele z fabuły, bo największą przyjemnością jest jej samodzielne poznawanie, ale zapewniam, że nie będziecie rozczarowani. Ewa Pirce wspaniale operuje słowem, potrafi trafnie oddać każdą, choćby najmniejszą myśl bohaterów sposób taki, który odczuwamy indywidualnie na własnej skórze. I w tym tkwi właśnie urok tej powieści: każdy z nas odbierze ją inaczej, ponieważ utożsamiając się bohaterami przełożymy ich los na własne doświadczenia.

To opowieść o sile miłości, ale nie tylko tej romantycznej, ale przede wszystkim rodzinnej. O sobie samym, o walce z przeciwnościami oraz o bliskości drugiego człowieka. W "Dopóki nie zajdzie słońce. Tom II" nie brakuje dramatów oraz trudnych wyborów, ale znalazło się także miejsce dla chwil ulotnego szczęścia. Mnóstwo wzruszeń, masa emocji i chwytająca za serce fabuła podbiła mnie od pierwszych stron. Jestem zachwycona i mam nadzieję, że Ewa Pirce jeszcze nie raz zaskoczy nas swoim dziełem.

piątek, 6 grudnia 2019

"Czas wojny, czas miłości" Victoria Gische

"Czas wojny, czas miłości" Victoria Gische, Wyd. Kobiece, Str. 304

 Tęsknota za prawdziwą miłością jest zawsze taka sama, niezależnie od czasów.

Wielkie nadzieje, marzenia i miłości zderzone z prozą życia mogą okazać się rozczarowaniem lub nakłaniać nas do walki o swoje.

Piękna okładka, chwytliwy tytuł, tajemnicze nazwisko autorki - wszystko wskazywało na to, że trzymam w swoich rękach amerykańską powieść a tu taka niespodzianka! Victoria Gische to polka z krwi i kości, która napisała piękną sagę rodzinną o miłości, ponadczasowych problemach oraz historii, która w tej historii odgrywa kluczową rolę.

Bardzo lubię książki w tym temacie, więc nie wahałam się ani chwili i przy pierwszej możliwości zabrałam się do lektury. Nadzieje i oczekiwania miałam takie jak zawsze: że książka mnie oczaruje, szczególnie klimatem, bo wydawała się idealną propozycją na jesienny wieczór. Okazało się, że lektura przeszła nawet moje oczekiwania będąc opowieścią pełną zwrotów akcji, zaskakującą i pomysłowo napisaną mimo silnego wątku historycznego, który dla mniej zorientowanych może wydawać się nudny. Nic z tych rzeczy! 

Czas spędzony w towarzystwie tej rodziny na pewno nie był dla mnie czasem nudnym czy zmarnowanym. Autorka stworzyła silną sieć powiązań między bohaterami jak to w dawnych czasach bywało, stworzyła silny ród kobiet, które - miałam takie wrażenie - królowały nad bohaterami męskimi i przelewały we mnie tą swoją siłę oraz determinacje. Każda postać była barwna, otrzymała swój indywidualny charakter i wyróżniała się spośród tłumu, więc na kreacje bohaterów nie mogę narzekać.

Fabuła również okazała się ciekawa. Historia rodu z seniorką Różą von Goch na czele, sploty zaskakujących wydarzeń i rozterki młodych bohaterów oraz życie jej syna Henryka czy wnuczek Leny i Nory w obliczu miłosnych uniesień i uczuciowych zawirowań. Miło było spędzić czas w towarzystwie tych bohaterów, śledzić ich wybory oraz trudne czasy w których przyszło im żyć, ponieważ nie tylko miłe chwile były na tapecie, ale i wojna zmuszająca rodzinę do opuszczenia ukochanego Nieczujowa, by odnaleźć dla siebie nowe miejsce.

"Czas wojny, czas miłości" to lektura, która znajdzie uznanie wśród wielu czytelników: docenią ją fani powieści z wątkiem historycznym, romantycznym czy obyczajowym oraz ci, którzy szukają lekkiej choć wciągającej powieści na wieczór. Cieszę się, że dałam szansę autorce i poznałam tą zawiłą sagę rodzinną, bo to lektura w sam raz na jesień.

czwartek, 5 grudnia 2019

"Bądź moim światłem" Agata Przybyłek

"Bądź moim światłem" Agata Przybyłek, Wyd. Czwarta Strona, Str.

Czy jeden spacer może zmienić całe życie? Ta historia poruszy wasze serca...

Jedno spotkanie zmieniło ich na całe życie. Okazało się bowiem, że wybory nigdy nie są na zawsze.

Idą święta i tradycją staje się wówczas nowa książka Agaty Przybyłek. Jeśli śledzicie mój blog regularnie, wiecie że to jedna z moich ulubionych polskich autorek i cenię sobie ogromnie wszystkie jej powieści. Czasami pisze zabawnie, z trafionym w punkt poczuciem humoru a czasami przejmującą, tak jak właśnie zazwyczaj świąteczną porą. "Bądź moim światłem" to jedna z tych opowieści przy których warto zatrzymać się na moment i przełożyć na własne życie.

Agata Przybyłek zawsze tworzy życiowe fabuły. Niezależnie czy są one komediowe czy poważne - zawsze mają swoje odbicie w realnym świecie i nie można zarzucić im fałszu czy braku autentyczności. Tym razem jest podobnie - jej najnowsza książka to bardzo dojrzałe dzieło, przepełnione skrajnymi emocjami, idealnie oddające wszelkie ludzkie troski, lęki i marzenia. Chociaż książka jest świąteczna i kryje w sobie tą magię nie ukrywam, że miejscami dopadało mnie wzruszenie.

Wszystko miało miejsce pewnego listopadowego wieczoru, kiedy w całym mieście zgasły światła. Wówczas Magda szła do domu i nie spodziewała się, że z pomocą przyjdzie jej nieznajomy. Złapali wspólny język, świetnie się dogadywali, ale wzywała ich rzeczywistość. Ona musiała wrócić do męża, któremu przecież obiecywała wszystko na dobre i złe. Kolejne spotkanie z poznanym wcześniej mężczyzną uświadomiło kobiecie, że sama już nie jest pewna swoich uczuć. Czy zostać z mężem i tkwić w niepewności? A może pozwolić porwać się nowym emocjom?

Magda to przykład bohaterki, która przypomina każdego z nas. W jej zachowaniu oraz decyzjach bez problemu możemy odnaleźć własne obawy i lęki związane z codziennością. Autorka idealnie oddała jej relację, świadomość działań oraz wiarygodność. Było wielu bohaterów, którym koniecznie musicie poświęcić uwagę podczas czytania, ale moja uwaga wciąż wracała do Magdy bliskiej mi ogromnie i aż nie mogę się nadziwić jak trafnie autorka oddała jej rozterki, chociaż przecież już tyle jej książek przeczytałam i wiem, że drzemie w niej wielki talent.

Lekka, emocjonalna i szczera powieść o miłości wystawionej na próbę i różnych jej obliczach. "Bądź moim światłem" wpisuje się w zbiór powieści Agaty Przybyłek jako jedna z obowiązkowych lektur dla fanów powieści obyczajowych. To historia o wyborach, które nigdy nie są łatwe a które - w tym przypadku - okazały się kluczowe.

poniedziałek, 2 grudnia 2019

"Gdyby ocean nosił twoje imię" Tahereh Mafi

"Gdyby ocean nosił twoje imię" Tahereh Mafi, Tyt. oryg. A Very Large Expanse of Sea, Wyd. We need YA, Str. 320

"Czasami myślałam, że bycie nastolatką to najgorsze, co mi się w życiu przydarzyło."

Miłość tylko wydaje się łatwa. Wymaga poświęcenia, czasu i rozwagi. Szczególnie, gdy rodzi się w świecie pełnym nienawiści.

Tahereh Mafi i jej pierwszy cykl Dotyk Julii ogromnie mnie poruszyły. To jedna z najważniejszych historii w mojej czytelniczej karierze i wracałam do niej wielokrotnie przez co pierwszy tom znam niemal na pamięć.Dlatego nie było żadnych wątpliwości gdy pojawiła się pierwsza zapowiedź nowej książki autorki - wiedziałam, że muszę ją przeczytać. I chociaż mniej więcej wiedziałam czego mogę się spodziewać i tak czuję się miło zaskoczona.

Styl tej autorki jest bardzo poetycki. Mimo, że pisze ona lekko i bez większych komplikacji to tworzy zdania i nawet pojedyncze słowa, które idealnie oddają poszczególne emocje bohaterów czy trafnie relacjonują wydarzenia. Można zatrzymać się przy każdej stronie i wypisać z niej wiele trafnych cytatów, które znajdą swoje odzwierciedlenie w wielu życiowych sytuacjach. Właśnie za to pokochałam Tahereh Mafi a jej najnowsza powieść jest tylko potwierdzeniem oryginalności i charyzmy w jakiej tworzy co nie bez powodu nadaje jej rangę jednej z najlepszych autorek. Przynajmniej w moim odczuciu.

Sama fabuła powieść również jest bardzo trafna. Nowy świat a jednak wydaje się nam bardzo bliski, podobny do naszego, chociaż opętany nienawiścią szerzącą się z każdej strony. Zamachy, starcia, krzyki i niepohamowane oskarżenia prowadzą do wielu przykrych i niebezpiecznych sytuacji a świat Shirin, szesnastoletniej muzułmanki, wydaje się jednym pasmem tragedii i okrucieństwa. Nauczyła się już jak podli potrafią być ludzie dlatego oddała się muzyce i tańcowi, by choć przez moment czuć na własnej skórze coś dobrego. Później na jej drodze stanął Ocean James i od tamtej pory wszystko się zmieniło.

Shirin to idealna bohaterka dla tej powieści. Jej kultura i pochodzenie napędzają machinę zła, która ją otacza a pasja dziewczyny i jej wytrwałość w dążeniu do tego, by wyzwolić się spod tej przyjętej nienawiści potrafią zaskakiwać i motywować do działania. Polubiłam ją od samego początku jednak dopiero w obecności Oceana dostrzegłam prawdę kryjącą się w tej bohaterce. Obydwoje byli różni, pochodzili z innych światów i wierzeń a jednak postanowili wyciągnąć z siebie wszystko co najlepsze mimo, że zaufanie nie było mocną stroną Shirin. Los tej dwójki nakreślił wyjątkową, wielopłaszczyznową i poruszającą historię o miłości, która okazała się wzruszającą opowieścią od której nie mogłam się oderwać.

"Gdyby ocean nosił twoje imię" to wielowymiarowa powieść przy której warto się zatrzymać. Pozbawiona schematów, oryginalna i odważna jest czymś więcej niż tylko opowieścią o miłości. To głos ludzi narażonych na ciągłe niebezpieczeństwo, to poszukiwanie własnego miejsca w świecie oraz walka o szczęście w miejscu samych tragedii. Mnóstwo skrajnych emocji i poruszająca historia to lektura obowiązkowa dla każdego.

niedziela, 1 grudnia 2019

"Chmura" Claudia Pietschmann

"Chmura" Claudia Pietschmann, Tyt. oryg. Cloud, Wyd. Media Rodzina, Str. 400

Paraliżująco realistyczny, porywający thriller dla młodzieży.

Internet skrywa wiele tajemnic. Może odnaleźć w nim szczęście, ale nie bez powodu powtarza się, że na każdym kroku czyha wiele niebezpieczeństw.

Byłam tej książki ogromnie ciekawa od samego początku. Wszystko za sprawą ważnego tematu, który podejmuje. Lubię sięgać po różne historie z miłością online, ponieważ zawsze ten motyw był dla mnie zarazem zaskakujący jak i bardzo kuszący. Czy można znaleźć drugą połówkę nie widząc jej wcześniej na oczy? Czy ci, którzy twierdzą, że znaleźli miłość w internecie mają rację? Postanowiłam się przekonać sięgając po "Chmurę", czyli thriller dla młodzieży z aktualnym tematem.

Do otwarcia pierwszej strony nie byłam pewna co czeka mnie w środku, ponieważ dość lakoniczny opis sugerował jedynie pobieżny kierunek fabuły. To jednak wystarczyło, by namówić mnie do czytania i już po kilku pierwszych stronach faktycznie dałam się porwać historii. Napisana jest lekko, bardziej w stylu młodzieżowym (chociaż na szczęście nie wprowadza slangu) i rozwija się powoli, ale ma w sobie wystarczająco dużo emocji, by intrygować już od początku. Z dużą ciekawością przerzucałam więc kolejne strony i z zaskoczeniem zauważyłam, że im bliżej finału tym więcej tajemnic się pojawia i napięcie wydaje się nie do zniesienia.

Chociaż wiek głównych bohaterów, styl i tematyka przekonują, że jest to powieść typowo młodzieżowa - tak naprawdę odnajdzie się w niej każdy. Temat jest tak powszechny, mądrze podjęty i aktualnie bardzo współczesny, że każdy zrozumie przekaz autorki na swój sposób a niezależnie jak odbierzemy treść zawsze poczujemy się zadowoleni z fabuły. 

Jak na thriller przystało ta historia zaskakuje. Są niedomówienia ze strony bohatera zamkniętego w ramach sieci online. Paul nie chce się ujawnić i ma ku temu powody a jego chorobliwa fascynacja zaczyna przerażać nie tylko młodą bohaterkę, ale i czytelnika. Powoli zaczęłam przerzucać akcję na prawdziwe życie i nie mogłam przestać rozmyślać jak ja zachowałabym się w podobnej sytuacji, ponieważ tak naprawdę to wszystko może aktualnie rozgrywa się gdzieś w świecie. Jak więc przestrzec tych, którzy dają się porwać uczuciu, że nie zawsze słowo pisane równe jest prawdziwe?

Emma i Paul poznali się w internecie a ona bardzo szybko zrozumiała, że chyba się zakochała. On był czarujący, znał jej myśli i wydawało się, że wspólnie przeżywali to samo. Jednak dzielenie się sekretami w sieci nie jest tym samym co spotkanie w realu. Tylko czy faktycznie warto przenosić coś do prawdziwego świata, gdy Paul niebezpiecznie zaczyna osaczać dziewczynę a jego uczucie wydaje się czymś więcej niż tylko nastoletnim zauroczeniem? I dlaczego nie chce ujawnić swojej prawdziwej tożsamości? Co takiego skrywa?

Tą mądra i pouczająca historia z ważną przestrogą. Finał "Chmury" był inny niż przypuszczałam, ale cieszę się z takiego zakończenia. Autorka świadomie poprowadziła swoich bohaterów w konkretnym kierunku, by dać nam, czytelnikom, trochę do myślenia. Lubię takie dojrzałe, uczące nas czegoś lektury i mam nadzieję, że i Wy dacie się na nią namówić. Miłość online jest możliwa? Przekonajcie się sami.