wtorek, 31 października 2017

PRZEDPREMIEROWO: "Wróć, jeśli masz odwagę" Estelle Maskame

"Wróć, jeśli masz odwagę" Estelle Maskame, Tyt. oryg. Dare to Fall, Wyd. Feeria, Str. 350

POD PATRONATEM: ThievingBooks 
PREMIERA: 8 listopada 2017r.

Jeśli czytaliście serię DIMILY na pewno ucieszy Was najnowsza książka autorki. Młoda i niedoświadczona w pisaniu zaskoczyła wielu czytelników dojrzałym tekstem i wciągającą historią. Byłam ciekawa, czy jej najnowsza powieść okaże się równą wcześniejszej serii.

Także tym razem autorka postawiła na powieść młodzieżową z mocnym odniesieniem do wątku miłosnego. Nie na początku oczywiście, bo priorytetem jest poznanie bohaterów. To ich kreacja sprawia, że historia wydaje się lepsza niż można przypuszczać. Nastolatki - z problemami dnia codziennego oraz tymi skrywanymi głęboko pod skórą, by nikt nie mógł się o nich dowiedzieć. Narratorką i główną bohaterką jest właśnie taka osoba. Charakterystyczna w twórczości autorka dziewczyna trochę inna niż wszyscy a jednak próbująca dorównać swoim rówieśnikom. Kenzie jest osobą, którą lubi się za nic, chociaż nie ukrywam, że czasami jej wybory nie pokrywały się z moimi.

Dziewczyna słynie ze swojej odwagi. Nie boi stawiać się czoła przeciwnościom i wie jak radzić sobie z problemami. To ją wyróżnia na tle innych postaci i sprawia, że wielu czerpie z jej postawy inspirację. Nikt jednak nie został wpuszczony poza grę pozorów jaką stworzyła, ponieważ Kenzie tak naprawdę boi się jednej podstawowej rzeczy - utraty rodziny. I ujawnienia rodzinnego sekretu. Tragedia, która ją spotkała zaważyła na całym jej dalszym życiu i nie było nikogo kto pomógłby jej odnaleźć się w tym wszystkim. Jednak pewnego dnia naprzeciwko niej staje Jaden, chłopak który również dostał wielką lekcję życia. W zeszłym roku stracił rodziców, a dziś wszyscy wartościują go względem tych wydarzeń. Nie ma już szczerych przyjaciół, wszyscy chodzą dookoła niego na palcach i nawet nauczyciele uważają, że wiele rzeczy można mu odpuścić. Dlatego uważam, że Kenzie i Jaden idealnie do siebie pasują - chociaż mają obawy i nie są przekonani do siebie nawzajem, lepiej łączyć siły niż uciekać w cień i zapomnienie.

Bohaterowie byli ze sobą blisko. Kiedyś, jeszcze przed wypadkiem, gdy Jaden miał rodziców. Ale wszystko się popsuło i dziś starają się odbudować to co stracone. Metodą małych kroków na nowo odnajdują siebie i to najlepszy motyw tej powieści - autorka fantastycznie uchwyciła próbę odbudowania poranionego świata, poszukiwania własnej tożsamości i powierzenie zaufania komuś, kto je już kiedyś nadszarpnął. Oczywiście nie jest to historia prosta, bo burzliwe wydarzenia dadzą o sobie znać szybciej niż można przypuszczać, ale dzięki temu historia jest bardziej emocjonująca. Można na moment wejść do życia bohaterów, postawić się na ich miejscu i spróbować odpowiedzieć na pytanie co my zrobilibyśmy w podobnej sytuacji. I niezależnie od tego którą drogą byśmy podążyli - nauka doceniania małych rzeczy w życiu na pewno trafi do serca każdego czytelnika.

Estelle Maskame po raz kolejny potwierdziła, że ma talent. Powieść młodzieżowa w jej rękach zmienia się w emocjonalny rollercoaster, który na początku przeraża a później dostarcza niezapomnianych wrażeń. Mądra, pouczająca i dobrze napisana historia ma w sobie lekkość i swobodę mimo utrzymanego schematu w motywie przewodnim. W dobrym kierunku podąża autorka i bez wątpienia jej najnowsza książka jest warta uwagi.

"Krwawe morze" Maria Paszyńska

"Krwawe morze" Maria Paszyńska, Wyd. Czwarta Strona, Str. 407

"Imperium było w niebezpieczeństwie, zaplątane w sidła wony, na którą nie było przygotowane."

Powieść historyczna ma swoje plusy i minusy. Jak każdy gatunek ma także wielu fanów i przeciwników. Osobiście stoję gdzieś pośrodku, zdecydowanie polecając gatunek, jednak decyduję się wyłącznie na te powieści, które wydają mi się najbardziej wartościowe.

Książka Marii Parzyńskiej była wyborem spontanicznym. Nie znam wcześniejszych książek autorki, więc nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po lekturze. Z dużą dawką niepewności i przezornie nie nastawiając się na lekturę pełną wrażeń pozwoliłam na to, by autorka sama mnie do siebie przekonała. Akcja rozgrywa się na przestrzeni kilku lat, opisując wydarzenia związane z Imperium Osmańskim. Aby sprawnie nakreślić wątki historyczne i osadzić je w fabularnej wersji potrzeba dużej wiedzy i zaangażowania. Bez wątpienia autorka udowodniła, że jeśli chodzi o te aspekty - nikt nie może zarzucić jej braku precyzji. Każde kolejne lata czy historie opowiadane w poszczególnych rozdziałach były dla mnie opisami realnymi i wartymi kontynuowania, ciekawie nakreślonymi z wprawą bajarza i wiedzą historyka.

Wojska osmańskie już od niemal roku nie odpuszczają oblężenia weneckiej twierdzy Famagusta. Dowódca twierdzy wydaje rozkaz kapitulacji. Jak można postąpić inaczej, gdy dookoła panuje głód, wycieńczenie i wszechobecny widok śmierci? To jeden z lepszych elementów fabuły - mocne nawiązanie do tragedii dotykającej zwykłego człowieka. Ludzie nie mają pojęcia jak przeciwdziałać zaistniałej sytuacji, próbują egzystować w miejscu, w którym trudno jest żyć. Natomiast w Stambule trudno ukryć nieudolne rządy sułtana. Ocalenie Imperium Osmańskiego wisi na włosku w przypadku dwóch nierównych w rozgrywce stron. Niedługo pojawi się decydująca bitwa, która pod Lepanto rozstrzygnie o losach świata. Jaką rolę odegra w tym wszystkim piętnastoletnia Birgül, której przyjdzie wybierać między sercem a rozumem? 

Intrygi i krwawe starcia to pomysł na akcję pełną wrażeń. Autorka szczegółowo dopracowała starcia i postacie, dzięki czemu obraz historyczny jest mocną formą przekazu, ale nie jedyną. Jest w tym wszystkim nawiązanie do społeczeństwa, ludzkiego sumienia, miłości i przeznaczenia. Nie skupiając się na wielkiej potędze a indywidualnej postaci Maria Paszyńska pokazała, że na tle historycznych wydarzeń rozgrywały się prywatne ludzkie tragedie.

Trzeba lubić podobne historie by móc się w nich zaczytywać. Pamiętam doskonale jak broniłam się przed podobną literaturą na wszystkie strony i nie chciałam słyszeć, że to naprawdę wartościowe książki. Dopiero niedawno pozwoliłam sobie na złamanie mojej niepisanej zasady i pierwsze kroki w tym gatunku, jednak - nie żałuję. Podobnie jest z książką pisaną przez Marię Paszyńską. Cieszę się, że miałam okazję poznać twórczość tej autorki, bo "Krwawe morze" czyta się szybko i przyjemnie. Dla fanów gatunku będzie to nie lada gratka, bo tam gdzie pojawia się intryga w duecie zawsze otrzymujemy wartką akcję.

poniedziałek, 30 października 2017

"Pasażerka" Alexandra Bracken

"Pasażerka" Alexandra Bracken, Tyt. oryg. Passenger, Wyd. SQN, Str. 432

Alexandra Bracken skradła moje serce serią Mroczne umysły, która dostarczyła mi niezapomnianych wrażeń. Z nadzieją, że jej najnowszy cykl dorówna poprzedniemu i być może okaże się jeszcze lepszy zabrałam się do lektury, która okazała się jedną z lepszych przygód jakie ostatnio przeżyłam.

Skoki w czasie to tematyka przewodnia na którą tym razem postawiła autorka. Zerwała z utartymi ramami czasowymi i pokazała, że prawdziwe uczucie możliwe jest w każdym miejscu i czasie. Wiek osiemnasty przeplata się ze współczesnym - dwudziestym pierwszym, gdy Etta Spencer nastoletnia skrzypaczka niespodziewanie przenosi się w czasie do roku 1776 i odzyskuje świadomość na pokładzie statku. Pech chciał, że w tym samym czasie został on przejmowany przez piratów, więc dziewczyna pakuje się w nie małe kłopoty. Poznaje jednak Nicholasa, jednego z piratów, który odegra ważną rolę w nadchodzącej historii. By wydostać się z przeszłości i uratować swoją matkę Etta będzie musiała stawić czoła wyzwaniom, o których nigdy nie pomyślała, że mogą być prawdziwe. Nie będzie w tym wszystkim sama. Jednak czy to pomoże, czy tylko pogorszy sprawę?

Autorka jak nikt inny potrafi kreować bohaterów pełnowymiarowych, prawdziwych, z krwi i kości, których po prostu nie sposób nie polubić. Etta to dziewczyna zaskakująca, w obliczu nieoczekiwanego potrafiła stanąć twarzą w twarz z niebezpieczeństwem i dumnie iść przed siebie. Nie cofnęła się przed lękiem, nie bała się zrobić krok ku ciemnej stronie mocy - z dumą śledziłam dalsze poczynania dziewczyny i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że tak dojrzałej i walecznej bohaterki jeszcze nie spotkałam w powieściach młodzieżowych. To jakby połączenie wszystkich wymarzonych cech postaci idealnej, która chociaż ma swoje wady - jak każdy człowiek - to idealnie maskuje je determinacją i wolą walki. Po jej drugiej stronie stanął Nicholas, mocno kontrastujący z jej osobowością. Przytłoczony jarzmem swojego szefa, poddający się manipulacji pirat, który przecież powinien być skory do buntu. Ale to jedynie gra pozorów, która rozwiewa się wraz z biegiem fabuły - zimny egoista ujawnia swoje wnętrze i wyjawia zaskakującą tajemnicę, która w oka mgnieniu zmienia postrzeganie Nicholasa jako bohatera. 

Trzeba mieć odwagę, by napisać książkę o skokach w czasie. To nie lada wyczyn fabularny, ponieważ dopracowanie każdego drobiazgu wymaga dużego warsztatu i skupienia. Alexandra Bracken udowodniła, że nie straszne jej podobne tematy i wypracowała świat przedstawiony od początku do końca. Podróże przez epoki, zmiany miejsc i skoki w czasie wydawały się naturalną rzeczą podczas lektury a Cyrus Ironwood doprowadzał niemal do szaleństwa swoją bezwzględnością jako kontrolujący całą linię czasową wraz z rodzinami podróżników. 

Tajemnica, groza, niebezpieczeństwo na każdym kroku - przygoda Etty nie była łatwa. Dzięki temu "Pasażerka" okazała się lekturą jedyną w swoim rodzaju, wartą poświęconej jej każdej sekundy i zapadającą w pamięć. To wielka przygoda w najlepszym znaczeniu tego słowa, od której ciężko się oderwać. Subtelny wątek romantyczny, przewodni motyw skoków w czasie i akcja pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji - oto kolejny przepis na sukces w roli Alexandry Bracken.

"Samotność we dwoje" Agnieszka Lis

"Samotność we dwoje" Agnieszka Lis, Wyd. Czwarta Strona, Str. 223

"Czy jakikolwiek domek z kart jest bardziej chwiejny niż panowanie nad zmysłami?"

Wszyscy dookoła wiedzą, że małżeństwo Mai i Adama jest idealnym wzorcem do naśladowania.  Obydwoje realizują się w pracy zawodowej - ona z zaangażowaniem pnie się po szczeblach zawodowej kariery, on - lubi swoją monotonię pracy. Niestety, na pozór doskonałe małżeństwo wcale nie jest szczęśliwe. Ich wzajemne uczucie zatraca się w zaangażowaniu w sprawy mniej ważne i zdrady, których przecież nie powinno być. Gdy oboje dostrzegają brak głębszych uczuć postanawiają wyjechać do Chorwacji. Ma to być przypieczętowanie rozstania i ich ostatni wspólny urlop. Czy ta decyzja jest już ostateczna? A może wyjazd zmieni ich życie?

Powieść obyczajowa z dużą domieszką rodzinnego życia przepełnionego prywatną tragedią zazwyczaj pisana byłą w formie trzecioosobowej lub relacji kobiety. Tym razem autorka zaskoczyła mnie swoim wyborem, ponieważ postanowiła postawić w roli narratora Adama i jego opis wydarzeń. Na początku ten powiew świeżości był dla mnie nowy i nie do końca zrozumiały, ale ze strony na stronę zaczynałam się przekonywać do decyzji autorki i właściwie w finale poczułam się mile zaskoczona rozwiązaniem. Jak się okazało coś nowego wcale nie musi być czymś złym.

To nie jest moja pierwsza powieść tej autorki, więc w pewnym sensie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Jej surowy styl, niemal pozbawiony zbyt dużego nadmiaru emocji jest dobrą formą dla tych, którzy szukają książek bardzo obiektywnych. "Samotność we dwoje" jest tego doskonałym przykładem - problemy jakie znane są wielu czytelnikom zostały ukazane z męskiej perspektywy a do tej pory to kobieta zawsze byłą uznawana za tą, która w podobnej sytuacji cierpi najbardziej. Autorka dystansując się od swoich bohaterów ukazała targające ich emocje w sposób naturalny i prawdziwy, dzięki czemu powieść może okazać się lekcją życia dla wielu zainteresowanych.

Chociaż książkę czyta się szybko a jej objętość nie jest zbyt duża, motyw przewodni fabuły jest trudny do przebrnięcia. Nie w negatywnym znaczeniu a raczej emocjonalnym - prawdziwe życie pokazane z perspektywy jednej z pokrzywdzonych stron, gdzie znana nam do tej pory definicja szczęśliwego małżeństwa została zburzona przez los i błędne decyzje. To trochę tak jakby autorka na przykładzie Mai i Adama pokazywała, że wzajemne uczucie wcale nie jest takie kolorowe. A jednak wspólny wyjazd do nowego miejsca zmienia ich sposób myślenia, dystansuje od pewnych spraw i pozwala spojrzeć na wszystko w innym świetle.

"Samotność we dwoje" to ciekawa propozycja w gronie literatury obyczajowej. Kobieca powieść widziana oczami mężczyzny otwiera nowy rozdział. Prawdziwe spojrzenie na życie w połączeniu z ciekawymi bohaterami i ich wiarygodnymi problemami zmienia historię w powieść wartą poznania. Jestem pewna, ze każdy czytelnik znajdzie w lekturze Agnieszki Lis interesujące go wartości, bo mimo niewielkiej objętości książka bogata jest w życiowe, warte przemyśleń doświadczenia.

niedziela, 29 października 2017

"Stracona" Amy Gentry

"Stracona" Amy Gentry, Tyt. oryg. Good as Gone, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 288

"Pragnęłam dla Julie całego świata. Teraz pragnę tylko czegoś, co mogłabym pochować."

Amy Gentry napisała thriller zaskakujący, budzący lęk i niepokój, w którym tragiczne wydarzenia przeszłości przeplatają się z próbą odbudowy tego co utracone we współczesnym życiu.

Julie była więziona przez osiem lat. Przez cały ten czas uznawana za zaginioną nie pozostawiała żadnych złudzeń - w oczach policji już nie żyła. Jedyne o czym marzy rodzina po latach niepewności to jakikolwiek sygnał pozwalający w spokoju pochować córkę razem ze wspomnieniami. To miało pozwolić im zaleczyć rany i w życiu pełnym złudzeń - spróbować ruszyć do przodu. Jednak po ośmiu latach na progu ich rodzinnego domu staje zaginiona. Jej powrót budzi szok i niedowierzanie, jednak po pierwszej fali szczęścia i wszelakich emocji pojawia się pytanie - co działo się z dziewczyną przez cały ten czas?

Zaginięcie Julie wpłynęło na jej rodzinę. Ciężar straty i niewiedza związana z losem dziecka odcisnęła piętno na rodzicach, którzy z każdym dniem oddalali się od siebie co raz bardziej. Jane, siostra dziewczyny zdecydowała się na studia daleko od domu by choć w fizycznym sensie odciąć się od całej tragedii. Autorka bardzo obrazowo ujęła psychiczny rozpad rodziny, która pod wpływem nieoczekiwanego zdarzenia musiała podjąć konkretną decyzję: wspierać się mimo wszechobecnej niepewności czy oddalić od siebie nawzajem by indywidualnie przeżywać swoje cierpienie. Niestety - wybrali drugą drogę, tą bardziej destrukcyjną a doskonale opisaną przez Amy Gentry. Niemal namacalny ból rodziny przemienia się w euforię z niem pojawienia się zaginionej Julie. Jednak to szybko prowadzi do całej serii niewyjaśnionych luk związanych z wydarzeniami, do których krok po kroku dochodzi Anne, matka dziewczyny. Co wydarzyło się na przestrzeni ośmiu lat? Być może prawda nie powinna wychodzić na jaw.

Julie to bohaterka inna niż wszystkie. Porzucona na pastwę bestialskiego losu musiała radzić sobie na własną rękę. Strach mroził mi krew w żyłach za każdym razem, gdy zagłębiałam się w jej historię. Porwana i wykorzystywana walczyła o siebie w sposób bliższy pierwotnym instynktom - w drodze ku własnej wolności zatraciła gdzieś cząstkę człowieczeństwa. Walcząc z tymi, którzy przez świat śmiało mogliby otrzymać łatkę ludzkich bestii sama zaczęła widzieć w sobie elementy tej chorej układanki - jakby wydarzenia ze wszystkich ośmiu lat połączyły się w jedno i zmieniły dziewczynę nie do poznania.

W tej powieści pojawiają się dwa główne motywy - aspekt rodziny, która ucierpiała na skutek tragicznych wydarzeń i sama przemiana głównej bohaterki, poszkodowanej w historii najbardziej. Jednak o ile rozpad małżeństwa stanowi ciekawy ukłon w stronę powieści obyczajowej, o tyle niepewne losy Julie budzą lęk kojarzony z dobrych thrillerem psychologicznym. Analizując wydarzenia z przeszłości pożądanym narracją samej uprowadzonej, która próbuje wyjaśnić wszystko na swój sposób. Jednak największe emocje ujawniają się z narracją matki - która nawet po odnalezieniu ukochanego dziecka nie mogła pogodzić się ze zmianami jakie zaszły w dziewczynie. "Stracona" to mocna powieść pełna ukrytych znaczeń, ciekawa i wciągająca. Nie żałuję swojego wyboru i jestem zdania, że wielu czytelników doceni talent autorki.

"Zastrzyk śmierci" Małgorzata Rogala

"Zastrzyk śmierci" Małgorzata Rogala, Wyd. Czwarta Strona, Str. 345

"Postanowiła poczekać na dalszy ciąg. Była pewna, że będzie."

Czasami wystarczy jeden przypadek by zapoczątkować całkiem dobrą przygodę. Na pierwszą część serii Agata Górska i Sławek Tomczyk od tej autorki trafiłam niechcący, szukając ciekawego polskiego kryminału. Wystarczyła chwila, żebym wyczuła w fabule dobrą zabawę i od tamtej por z przyjemnością kontynuuję śledzenie losów dwójki bohaterów muszących odnaleźć się w świecie morderstw i zagadek.

Chociaż książki łącza bohaterowie, to śmiało można czytać części bez utrzymywania odpowiedniej chronologii. "Zastrzyk śmierci" jest już czwartym tomem w cyklu i prezentuje zupełnie nową przygodę. Za każdym razem duet bohaterów trafia na nieoczekiwane przypadki, zaskakujące wydarzenia i tajemnice, których rozstrzygnięcie wymaga sporego zaangażowania i cierpliwego podążania po nitce do kłębka.

Muszę przyznać, że autorka doskonale radzi sobie z kreowaniem przemyślanych akcji i  angażowaniem w to bohaterów wartych poznania. To jej znak rozpoznawczy - zdobywa sympatię czytelnika ne tylko samymi wydarzeniami, ale kłębiącymi się na każdej stronie emocjami. To nie jest typowa kwestia dla gatunku w którym się odnalazła, bo w końcu rasowy kryminał prowadzi od jednego zamordowanego do drugiego, ale tym razem to coś więcej: nie tylko trup w szafie skupia na sobie uwagę, bo i bohaterowie chwytają czytelnika w swoje sidła i trudno odmówić im zaangażowania się w ich życie, kiedy otwierają się na świat zewnętrzy i zapraszają do swojego życia. A wiecie doskonale, że nie jestem wielką fanką czytania książek kryminalnych w których drugi plan zajmuje prywatne życie śledczych. Tutaj jest to uzasadnione - wyraziste postacie, barwne charaktery, paleta barw i emocji - wszystko to kusi czytelnika i angażuje go emocjonalnie.

Jest też w twórczości autorki jedna podstawowa zaleta charakterystyczna dla gatunku - intryga zaskakująca i finał z przytupem. To już kolejna lektura, która to potwierdza. Tym razem fabuła okazała się godną konkurencją do swoich poprzedniczek: Ewa Frydrych znajduje ciało męża szczelnie owinięte taśmą. Podejrzanych jest mnóstwo, ponieważ mężczyzna prowadził portal krytyki kulinarnej, na którym nie owijał w bawełnę. Policja potwierdza, za wstrzyknięty mu truciznę. Niestety, to nie jedyne morderstwo tego typu. Do sprawy na nowo angażują się aspirant Agata Górska i komisarz Sławek Tomczyk, bo jak wiadomo razem potrafią rozgryźć nawet najtrudniejszą intrygę. Tylko czy tym razem zdążą na czas?

Tajemnice, mnóstwo niewyjaśnionych wątków i nowe tropy - oto Małgorzata Rogala w najlepszym wydaniu. Każda powieść tej autorki to masa zaskoczeń i nieoczekiwanych zwrotów akcji, przez które nie sposób oderwać się od fabuły. "Zastrzyk śmierci" to dowód na to, że nic nie jest czarne lub białe a każda błędnie podjęta decyzja w końcu ujawni swoje bolesne konsekwencje. Jeśli szukacie dobrej historii z dreszczykiem niepewności w tle i lubicie kryminały ze zdecydowanie wyższej półki - najnowsza propozycja od autorki jest wyborem dla Was. Przygotujcie się na emocjonujący finał!

sobota, 28 października 2017

"Zapadła dziura. Bone Gap" Laura Ruby

"Zapadła dziura. Bone Gap" Laura Ruby, Tyt. oryg. Bone Gap, Wyd. Rebis, Str. 352

"Zaopiekuję się nią. I wami. Zobaczycie."

Kuszona książką nietypową i intrygującą dałam się namówić na tytuł zaskakujący. Jednak, nie ma co ukrywać, to polecenie ze strony E. Lockhart na okładce przemówiło do mojego czytelniczego wnętrza.

Bone Gap to małe miasteczko typowe dla ciasnego klimatu i przeświadczenia, że wszyscy wiedzą najlepiej. To charakterystyczne miejsce dla zbieraniny osób odrzuconych i zapomnianych. Wytykanie palcami, ignorowanie lub wręcz natarczywe traktowanie przez innych. W tym miejscu przyszło żyć głównym bohaterom, których autorka postanowiła wykreować na swój własny, niepowtarzalny sposób. Utrzymując swoją powieść w magicznym realizmie i aż nazbyt prawdziwej rzeczywistości zaskakuje pomysłem na fabułę i kreacją bohaterów.

Pewnego dnia ginie Róża. Nikt nie wie co dzieje się z dziewczyną, a policja bezradnie rozkłada ręce i zamyka śledztwo. Jednak Finn nie może pogodzić się z takim obrotem sprawy i decyduje się na własną rękę rozpocząć poszukiwania przyjaciółki. To jeden z bardziej tajemniczych wątków tej historii. Autorka postawiła na przeplatanie się różnych historii, opisywanie życia mieszkańców naprzemiennie z powolnym rozwijaniem aury niepewności związanej z zaginięciem Róży. Dzięki tamu czytelnik ma szansę przyjrzeć się każdemu z osobna i tym samym zauważyć, że Bone Gap to miejsce pełne osobliwości innych niż wszystkie. Sam Finn przypomina bardziej marzyciela i dziwaka, niż normalnego chłopca. Próbuje żyć w krainie pozorów i tworzyć normalną rodzinę wraz ze swoim bratem, ale bliższe spotkanie pokazuje, że nie jest łatwo być zwyczajnym w tak niezwykłym miejscu.

Laura Ruby włożyła w swoją książkę nie tylko pomysł, ale i poświęcenie. Każda strona to udowodnienie, że powieść została dopracowana w najdrobniejszym szczególe, a barwne portrety psychologiczne bohaterów pozwalają na świetną zabawę. Odnalezienie się w Bone Gap jest zaskakująco łatwe - chociaż to miejsce na swój sposób przerażające, żyją w nim zwykli ludzie. Zaginiona Róża stanowi tego idealny przykład: zgubiona przez urodę swoją postawą pokazała, że tylko zewnętrzy wizerunek ma znaczenie dla innych. Zapomniano o jej osobowości, nie dostrzegano inteligencji i pewności siebie, a zawsze doceniano piękno zewnętrze co kończyło się zawodem miłosnym i w końcu tragedią. Trudno nie polubić w tym wszystkim Róży i nie kibicować w dalszej drodze, bo przepełniona determinacją i pewnością niezależności dziewczyna stanowi idealny wzór do naśladowania.

Przerysowane wydarzenia, drastyczne zwroty akcji, prawdziwe życie - to właśnie wita czytelnika po przekroczeniu progu Bone Gap. Nie spodziewałam się zupełnie wydarzeń, które miały tam miejsce, ale jednocześnie nie żałuję żadnej chwili poświęconej tej książce. Wręcz mam nadzieje, że będzie o niej głośno, bo to jedna z tych lektury do których wraca się po latach. Mądra, dojrzała, błyskotliwa ukazuje realizm w najczystszej jego postaci i udowadnia kreacją bohaterów życiowych i przyziemnych, że życie wcale nie musi być przytłaczające. Laura Ruby od nowa nadała definicje rodzinie, przyjaźni i miłości, w prostszy sposób pokazując swoim czytelnikom, że nie trzeba dogłębnych analiz by odnaleźć sedno sprawy. To książka, która otwiera przed czytelnikiem może możliwości - inna niż wszystkie jednocześnie okazuje się najmądrzejsza w swoim przesłaniu.

piątek, 27 października 2017

"Ostatni intruz" Tana French

"Ostatni intruz" Tana French, Tyt. oryg. The Trespasser, Wyd. Albatros, Str. 576

"Słońce wciąż świeci niemrawo i nie daje ciepła; wciąż mam wrażenie, jakby był świt."

Książki Tany French szybko podbiły moje serce i sprawiły, że zaczęłam zaczytywać się w jej powieściach z wielką przyjemnością. Rzadko zdarza się by kryminał pisany był w narracji pierwszoosobowej, którą uwielbiam i myślę, że to był punkt przełomowy. Nie mogłam zatem odpuścić jej najnowszej powieści, a "Ostatni intruz" kusił obietnicą niezapomnianych wrażeń.

Jeśli decyduję się na irlandzkie kryminały to tylko w wykonaniu tej autorki. Do tej pory nie zwiodłam się na żadnej jej powieści, a wręcz przeciwnie - każda kolejna lektura była lepsza od poprzedniej. French potrafi tworzyć liczne zakamarki, sieć pozornie nie związanych ze sobą wydarzeń i labirynt ślepych zaułków, do którego wejście jest niezwykle kuszące. Także w swojej najnowszej powieści nie zwalnia tempa - to doskonała mieszanka atutów autorki z fabułą wstrząsającą i niemal przerażającą.

Detektywi Antoinette Conway oraz Stephen Moran są najmłodsi w wydziale zabójstw. Dlatego bardziej doświadczeni pracownicy oferują im pozornie nic nie znaczące śledztwa. Trudno jest im wykazać się w przypadku problemów nie wymagających praktycznie żadnej ingerencji. Jednak najnowsza sprawa, która wydaje się równie mało ciekawa jak poprzednie, wprowadza przełom w przypadku najmłodszego duetu. Kłótnia kochanków, która wymknęła się spod kontroli prowadzi do martwej Aislinn Murray odnalezionej w salonie, tuż obok stołu nakrytego do romantycznej kolacji. Pechowy zbieg okoliczności czy coś znacznie większego od niepozornej kłótni?

Fabuła na początku faktycznie przypomina historię mniej ciekawą, która doprowadzi do banalnego rozwiązania. Jednak autorka nie byłaby sobą, gdyby nie skomplikowała sprawy zaraz po jej rozpoczęciu. Tuż po wstępie, gdy na jaw zaczynają wychodzić sprzeczności w śledztwie atmosfera zmienia się w gęstą i duszącą, a w powietrzu można wyczuć, że ktoś nieustannie kłamie. Rozgrywka zaczyna się na całego w momencie dopatrzenia się prawdy w zeznaniach świadków. Kto by przypuszczał, że nie żyjąca blond piękność kryje w sobie tyle sekretów? Pod ostrzałem niewyjaśnionych pytań tym razem nie staje podejrzany o morderstwo a sama ofiara, która po swojej śmierci zaczyna ujawniać więcej prawdy niż za życia. To doskonały zamysł ze strony autorki - ze strony na stronę dzięki temu robi się co raz ciekawiej a czytelnik wręcz nie może oderwać się od rozgrywanych wydarzeń, które może nie gnają na złamanie karku, ale są tego na pewno bliskie.

Po raz kolejny przekonałam się, że książki Tany French to doskonała kryminalna przygoda. Napisane przystępnym językiem, z bohaterami których bardzo szybko możemy obdarzyć sympatią i tajemnicą odkrywaną - dla smaku - stopniowo. "Ostatni intruz" to w pełni wykorzystany pomysł na fabułę z wiszącym w powietrzu klimatem tajemnic. Perfekcja zmienia się w łgarstwo a prawda jest na wyciągniecie ręki. Napięcie wisi w powietrzu i tylko pozostaje z zapartym tchem śledzić przebieg śledztwa Conway i Moran - mając również nadzieję, że utrą nosa innym detektywom z wydziału zabójstw. Polecam!

czwartek, 26 października 2017

"Ja. Dobra. Zła" Ali Land

"Ja. Dobra. Zła" Ali Land, Tyt. oryg. Good Me, Bad Me, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 424

"Wybacz mi, kiedy się dowiesz, że to ja."

Debiuty zawsze budzą we mnie lęk, że może tym razem książka okaże się mało interesująca. Być może to jeszcze nie ten etap w życiu wybranego autora, nie ta powieść, nie ten czas. Ale za każdym razem decyduję się na lekturę mimo obaw - zawsze daję szansę w nadziei, że odkryję książkę o której śmiało będę mogła napisać: "doskonały debiut!". Obecnie pytanie brzmi - czy Ali Land udało się to osiągnąć?

Rozpoczęłam lekturę późnym wieczorem by nadać sobie odpowiedniego klimatu. Książka osadzona w gatunku thrillera psychologicznego właśnie tego potrzebuje - bodźca do wzbudzania dreszczy przerażenia, mieszania w głowie i budowania napięcia. To jeden z moich ulubionych gatunków, chociaż gdzieś czytałam, że porównano tę powieść do "Dziewczyny w pociągu", która kompletnie mnie do siebie nie przekonała i - na całe szczęście - uważam, że porównanie jest kompletnie nie trafione. Obie książki łączy jedynie mocne napięcie towarzyszące czytelnikowi na każdej stronie, przez co tworzy się aura niepewności. Miałam przeczcie, że za moment wyskoczy z ciemnego zakamarka fakt, który rozłoży mnie na łopatki. 

Narratorką powieści jest Annie, dziewczyna bardzo otwarta, nie bojąca się ujawniać przed czytelnikiem wielu konkretów ze swojego życia. Jej matka okazała się seryjną morderczynią dzieci. Bezwzględna, pewna siebie kobieta trafiła w ręce policji za sprawą jedynej osoby, która wiedziała o jej czynach - córce, które zdecydowała się na ten drastyczny krok. I chociaż dziewczyna trafiła do rodziny zastępczej, otrzymała nową tożsamość i nowe imię - boi się, że to nie koniec problemów. Proces matki już niebawem, a tajemnice z przeszłości domagają się uwolnienia.

Przyznaję, ze fabuła jest mocna i bardzo obrazowa. Autorka wkroczyła do mojego umysłu bez pytania, pomieszała mi w głowie i sprawiła, że stanęłam murem za Annie, która przecież przez cały czas utrzymywała, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jak można jednak nie polubić tak dobrze wykreowanej postaci z dogłębnie przedstawionym profilem psychologicznym? To podstawowy motyw tej powieści: rozkładanie na czynniki pierwsze bohaterów i analizowanie ich zachowa. Zabawa przy tym jest nie mała, ale i strachu sporo - ujawniają się bowiem ludzkie słabostki, brak zahamowań i tendencja do demonicznej postawy. Tym sposobem książka stała się dla mnie przerażającym studium ludzkiej natury.

Czy to dobra powieść? Zdecydowanie. Nie jest idealna, są niedociągnięcia w dialogach czy nie do końca przemyślane przeskoki w fabule, ale za tak dobrą formę bohaterów jestem w stanie wybaczyć autorce wiele. Nie spodziewałam się, że książka tak szybko wciągnie mnie do swojego świata i pozwoli moim myślą podążać tropem córki bezwzględnej morderczyni. Wielkie brawa za klimat, bo to on stanowi tutaj bazę dla wszystkich wydarzeń. Polecam czytać w nocy - efekt będzie murowany!

"Krzywda. Historia moich blizn" Eve Ainsworth

"Krzywda. Historia moich blizn" Eve Ainsworth, Tyt. oryg. Damage. Everybody hurts, Wyd. Zielona Sowa, Str. 280

"Nigdy nie widziałam czegoś równie pięknego."

Powieść dla młodzieży z ważnym przesłaniem i niewielką treścią - oto przepis na mocną i dosadną historię. Nie czytałam wcześniejszych powieści autorki i nie do końca wiedziałam czego się spodziewać, ale z dobrym nastawieniem zdecydowałam się na lekturę i absolutnie nie czuję się zawiedziona.

Motyw powieści jest prosty - historia z życia wzięta, w której główna bohaterka udaje idealną nastolatkę. Pewna siebie, popularna i lubiana przez wszystkich na pierwszy rzut oka nie ma wad. Jednak nikt nie spodziewa się z otaczających ją przyjaciół, że dziewczyna skrywa mrożący krew w żyłach sekret. To tajemnica, która wyniszcza ją od środka, ale dziewczyna wie, że nie może nikomu jej zdradzić. To smutne obserwować jak młoda bohaterka walczy z własną świadomością i próbuje zrobić wszystko co w jej mocy by dostosować się do rówieśników, chociaż zdaje sobie sprawę, że coś ją wyróżnia. Można polubić Gabi, można jej również kibicować w drodze ku lepszemu, ale przede wszystkim czułam wobec jej osoby wielkie współczucie.

Autorka mimo krótkiej fabuły stworzyła powieść pełną emocji. Podczas lektury przelała się przeze mnie fala skrajnych uczuć: od nadziei i szczęścia po przerażenie ludzkimi pomysłami. Eve Ainsworth podjęła temat nie łatwy, ale na pewno bardzo współczesny - samookaleczenia się i brak akceptacji to problemy wielu młodych ludzi. Niestety zamiast porozmawiać i wyrzucić z siebie ból, stawiają na cierpienie fizyczne i psychiczne. Autorka fantastycznie uchwyciła temat na przykładzie zwykłej, zbliżonej do nas młodzieży i pokazała jak ważna jest własna tożsamość. 

Nie jest to łatwa powieść. I na pewno nie dla osób o słabych nerwach. Przyznaję, że byłam zaskoczona konkretną fabułą i dosadnością niektórych scen. W połączeniu z problemami prawdziwego życia czułam się bezradna w stosunku do Gabi. Dziewczyna przestała się dogadywać z matką, zatraciła miłość do pasji, przestała żyć szczęściem a po prostu egzystowała z dnia na dzień. Szczęściem w nieszczęściu okazuje się przypadek, który prowadzi ją w złym kierunku. Jednak tam dowiaduje się, że nie jest jedyną osobą z problemami i znajdując się w samym środku ludzkiego piekła, w końcu odnajduje rozumienie.

"Krzywda. Historia moich blizn" to ponadczasowa powieść pisana w pierwszoosobowej narracji. Budzi wiele skrajnych emocji, zmusza do myślenia i wydaje się idealną - choć jednocześnie brutalną - powieścią dla młodzieży. Według mnie: lepszej książki o tej tematyce nie mogłam przeczytać. Na pewno długo pozostanie w mojej głowie i będę ją polecać, każdemu komu mogę.

środa, 25 października 2017

"Kroniki Jaaru. Czarny amulet" Adam Faber

"Kroniki Jaaru. Czarny amulet" Adam Faber, Wyd. Czwarta Strona, Str. 465

"Kiedy medytuję, nie przeszkadzam motylom."

Okrzyknięta Harry'm Potter'em w spódnicy Kate do niedawna prowadziła zwyczajne życie. Jednak Adam Faber postanowił odmienić jej los i zaangażował ją do roli głównej bohaterki cyklu fantasy w którym wszystko jest możliwe. Pierwszy tom Kronik Jaaru wypadł zaskakująco dobrze i zebrał spore grono fanów, dlatego zetknięcie się z kontynuacją było krokiem oczywistym.

Przy recenzji pierwszego tomu wspominałam Wam, że nie jestem pewna czy Kate faktycznie mogę porównać do HP. Jestem jednak jedną z tych nielicznych osób, które osobowość wykreowaną przez J.K. Rowling znam przede wszystkim z filmowej ekranizacji, więc nie jestem w tym przypadku wiarygodnym źródłem oceniania. Mogę jedynie całkiem subiektywnie określić rolę Kate i uważam, że dziewczyna doskonale obroni się sama, bez porównania do cenionego czarodzieja.

Osobowość młodej czarownicy jest po prostu nie do podrobienia. Książka kierowana przede wszystkim w stronę młodzieżowej publiczności kreuję bohaterkę zakręconą i odważną, która nie boi się wyzwań i z podniesionym czołem stawia wyzwanie potencjalnym zagrożeniom. Odkąd dziewczyna wkroczyła do tajemniczego Jaaru po brzegi wypełnionego magią jej życie się odmieniło - została młodą adeptką szkoły czarodziejskiej. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Jaar ponownie otwiera się na świat zewnętrzy, a kiedyś przecież tak skrzętnie nie dopuszczał do siebie żadnego człowieka. Autor wykonał sporo pracy kreując świat przedstawiony - pozwolił czytelnikowi wkroczyć do miejsca pełnego magii i nowych, czarodziejskich istot. To zawsze cieszy, szczególnie w tak ściśle zamkniętych w ramach nurtu fantasy powieściach przeznaczonych dla koneserów magii i czarodziejstwa.

Motywy książek są połączone ze sobą w konkretny sposób, przez co czytanie poszczególnych tomów bez zachowania chronologii raczej nie wchodzi w grę, jednak każda książka to nowa przygoda. Tym razem Kate otrzymując amulet od swojej nauczycielki może pozwolić sobie na pierwsze czarodziejskie wakacje. Spotyka tam mnóstwo nowych koleżanek, również początkujących młodych wiedźm, dzięki czemu szybko nawiązuje się pomiędzy niektórymi szczera nić przyjaźni. To dobre rokowania na przyszłe tomy - dobrze wykreowany wątek przyjaciół zawsze stanowi centralny punkt powieści, udowadniając że nie ma silniejszego powiązania. Jednak w świecie Kate nie brakuje też zawirowań miłosnych, ponieważ wakacje niosą ze sobą spotkanie Jonathana, szkolnej miłości dziewczyny. Ich relacja nie może się jednak pogłębiać, ponieważ od przyjemności dziewczynę skutecznie odciąga tajemniczy prześladowca - należy jak najszybciej przejrzeć listę potencjalnych sprawców i odkryć tożsamość magicznego cienia.

Jak sami widzicie - książka pełna jest przygód i dobrej zabawy. Nie można się nudzić przy lekturze i nie można również zapomnieć o bohaterkach. Szybko zjednują sobie sympatię czytelnika i sprawiają, że ten bawi się podczas czytania jak małe dziecko - dostrzega same uroki rozgrywanych wydarzeń i podąża drogą razem z Kate by towarzyszyć jej podczas wszystkich przygód. Styl autora przypomina mi trochę serię książek Nie dla chłopaków - wstęp tylko dla czarownic, w której zaczytywałam się jako mała dziewczynka. To połączenie humoru, lekkości i pomysłu, które nigdy się nie kończy. Drugi tom przygód młodej czarownicy to równie dobra zabawa co za pierwszym razem.

"48" Andreas Gruber

"48" Andreas Gruber, Tyt. oryg. Todesfirst, Wyd. Papierowy Księżyc, Str. 500

"Jeżeli w ciągu czterdziestu ośmiu godzin odgadniesz, dlaczego uprowadziłem tę kobietę, zostanie ona przy życiu. W przeciwnym razie - zginie."

Pierwsza zasada czytelnika: nie oceniaj książki po okładce. Pierwsza zasada fana kryminałów: wybieraj najbardziej krwawe okładki. I jak tu nie zwariować? Szczególnie w przypadku tak mrocznej i nietypowej szaty graficznej lektury "48".

To pierwszy tom czteroczęściowej serii, która utrzymana będzie w tematyce kryminalno-psychologicznej z dużą dawką mocnego thrillera. Mocne wrażenia i intensywne oddziaływanie na umysł czytelnika wiodą prym w tej powieści, nic więc dziwnego, że czyta się ją z zapartym tchem. Andreas Gruber prostym językiem potrafił oddać umysł chorego człowieka, który nie cofnie się przed niczym. Zaprosił czytelnika do świata wielkiej intrygi i zmusił go do czytania miedzy wierszami - inaczej przegra, a będzie go to słono kosztować.

Powieść składa się z mnóstwa pomniejszych wątków, które ze strony na stronę zaczynają tworzyć kompletną całość. Przewrotne zwroty akcji, zaskakujące wydarzenia, zagadka, która mrozi krew w żyłach - oto thriller w najlepszym wydaniu. Autor rozpoczął śmiertelnie niebezpieczną grę między mordercą a policją, obiecując gorzki finał gdy postronni obserwatorzy nie będą wypełniać jego próśb. Umysł sprawcy maluje się przed czytelnikiem w pełnej krasie jako coś złego do szpiku kości, bezwzględnego i przepełnionego okrucieństwem. Każda kolejna strona budzi prawdziwy lęk i pytanie, kto wygra tą rozgrywkę. Przyznaję, że dałam się wciągnąć w ten szaleńczy wyścig i z zapartym tchem śledziłam rozwój wydarzeń.

Na pierwszy rzut oka niepozorna historia zmienia się nie do poznania wraz z kolejnymi chorymi pomysłami seryjnego mordercy. Głodzi, wlewa atrament do płuc, zamurowuje żywcem w betonowym słupie - dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. A im bardziej nietypowa śmierć - tym lepie. Człowiek, który nie ma granic jest istotą najokrutniejszą o czym informuje nas autor w naprawdę mocnej fabule. Nie spodziewałam się akcji tak dosadnej i mrocznej, niemal ciężkiej do przyjęcia, a jednak idealnej dla każdego fana mocnych kryminalnych wrażeń. Policjantka Sabine Nemez, która bierze czynny udział w śledztwie szuka motywu i wyjaśnienia całej sytuacji mocno konkurując z uciekającym czasem. I chociaż ma najlepsze intencje a jej charakter szybko przekonuje do siebie czytelnika - malutkie kroki ku wyjaśnieniu zagadki jedynie przygnębiają. Dopiero, gdy do akcji wkracza pewien Holender, działania sprawcy stają się oczywiste. Dlaczego postępuje jak człowiek bez serca? Psychologiczny motyw tej powieści doskonale to wyjaśnia. Przygotujcie się jednak na emocjonalną podróż w głąb ludzkiego człowieczeństwa.

Pierwszy tom z przytupem zapoczątkował naprawdę dobrze rokującą serię. Aż strach pomyśleć co może czekać nas w kolejnej części, bo po lekturze "48" możemy spodziewać się wszystkiego. To lektura dla odważnych, szukających niezapomnianych wrażeń, gdzie dreszcz przerażenia jest czymś zupełnie oczywistym. Nic dziwnego, w końcu już nie pierwszy raz niemieccy pisarze udowadniają, że drzemią w nich niekończące się pokłady talentów. To lektura pełna niezapomnianych wrażeń, przypominająca szaleńczą jazdę bez trzymanki. Nie możecie tego przegapić!

wtorek, 24 października 2017

"Ogień wśród nocy" Teresa Messineo

"Ogień wśród nocy" Teresa Messineo, Tyt. oryg. The Fire by night, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 368

"To była wojna. A Kay Elliott miała zostać jej kolejną ofiarą."

Życie nie zawsze jest sprawiedliwe, ale już nie jeden raz dostrzegłam, że w tych najtrudniejszych czasach możemy dostrzec najpiękniejsze przyjaźnie i miłości. To strach pozwala na to, by człowiek odkrył swoją duszę przed drugim człowiekiem, bo nic mu innego nie pozostaje, gdy w obliczu wojny każdy dzień jest niepewnością.

Teresa Messineo napisała powieść o kobietach w obliczu tragicznych wydarzeń, które różni wszystko a łączy przyjaźń. Kay to nieśmiała, zamknięta w sobie dziewczyna pochodząca z niewielkiej wioski w górach Pensylwanii. Jo to dynamit, który potwierdza jej wybuchowy temperament. Wychowana jak prawdziwa nowojorczanka nie boi się wyzwań ani wielkiego świata. Obie spotykają się podczas wspólnej służby w korpusie medycznym amerykańskiej armii. Dwa fronty i wojenny chaos zmienią obie dziewczyny nie do poznania, gdy przyjdzie się im zmierzyć z wydarzeniami o których nigdy nie myślały.

Bardzo lubię motyw wojenny w powieściach i zawsze sięgam po podobne lektury z dużą przyjemnością. Nie spodziewałam się jednak, że powyższa lektura dostarczy mi tak dużej dawki emocji - za sprawą prawdziwych, pełnowymiarowych bohaterek spojrzałam na obliczę wojny tak samo jak one: trochę naiwnie, jako osoba nieświadoma całego towarzyszącemu tego tragizmowi, która ma duże chęci, ale nikłe doświadczenie. Kay trafiła do służby na wyspach Pacyfiku i początkowo sądziła, ze znalazła się w raju - mnóstwo oficerów, bajeczne widoki i ciepłe promienie słońca. Zapominając na moment o ważnych wydarzeniach rzuciła się w wir młodzieńczych zabaw i uciech, a w obliczu niespodziewanego znalazła miłość: głęboką i wyjątkową, taką która zdarza się raz na całe życie. Jo nie miała tyle szczęścia - na Froncie Zachodnim ocalała jako jedyna pielęgniarka, gdy zbombardowano szpital w którym pracowała. Wraz z sześcioma ciężko rannymi żołnierzami funkcjonuje pod presją ostrzałów i przemożnego głodu.

Autorka ukazała życie w pełnym jego znaczeniu - obrazowo przedstawiła kontrast charakterów i samych wydarzeń, gdzie los rzucił dwie różne od siebie dziewczyny w dwa zupełnie inne światy, a jednak każdy nacechowany obliczem wojny. Nie jestem pewna, którą z nich polubiłam bardziej, bo obie wykazały się na swój sposób zaskakującym podejściem do sprawy. Można by przypuszczać, że Kay nie wiedziała co robi, gdy wojna trzymała się od niej z daleka i w porównaniu do Jo dostała lepsze karty od losu, jednak czy na pewno? Która z tych chwil w książce pozwala jednoznacznie określić bohaterki i przypiąć im konkretne łatki? Autorka doskonale przedstawiła ludzkie charaktery w obliczu prawdziwej tragedii i uważam, że lepiej nie mogła sobie poradzić z obranym tematem.

Jetem zachwycona lekturą powieści Messineo i przesłaniem jakie z niej płynie. Wojna często pojawia się pod postacią wielkiej, masowej tragedii a zapominamy o pojedynczych jednostkach, które walczyły z prawdziwymi demonami. To przejmujący obraz miłości na tle nieoczekiwanych zwrotów akcji, przyjaźni która narodziła się z nieoczekiwanego i wojny, która na zawsze zmieniła losy dwóch kobiet. "Ogień wśród nocy" to lektura jakich mało, zdecydowanie warta poznania.

"Bądź przy mnie zawsze" Agata Przybyłek

"Bądź przy mnie zawsze" Agata Przybyłek, Wyd. Czwarta Strona, Str. 447

"A jakieś ukryte aspiracje? Każdy je przecież ma."

Miałam przyjemność śledzić rozwój literackiej kariery Agaty Przybyłek od pierwszej jej powieści. Widziałam jak na moich oczach zmienia się z debiutantki i w powieściopisarkę cenioną przez wielu czytelników. Także we mnie ma swojego fana, ponieważ jej książki śmieszą mnie kiedy trzeba i smucą gdy na to pora - są zatem idealnym lekarstwem na każdą chwilę.

Najnowsza powieść autorki to ukłon w stronę literatury obyczajowej, bardziej emocjonalnej a mniej humorystycznej jak do tej pory. Autorka tworzyła już fabuły z motywem angażującym uczucia i bardziej poważne tematy, ale tym razem to coś pomiędzy - subtelna strona historii pokoleniowej, w której prym wiedzie przeszłość oraz nawiązanie do miłości jaka by ona nie była: cennej, choć czasami wymagającej większego zaangażowania, walecznej i dojrzałej.

W "Bądź przy mnie zawsze" dostrzegłam urok i piękno, jakiego jeszcze nie wiedziałam w wykonaniu autorki. Postawiła ona tym razem na dojrzalsze uczucia, w którym nie zawsze wszystko wychodzi tak ja należy. Jednak na równi z fabułą tym razem stanęli także bohaterowie. Dopracowani, wartościowy, przypominający każdego z nas, dzięki czemu szybko można się z nimi utożsamić. Tym samym poszczególne rozdziały zostały podzielone na nawiązanie do historii wybranej postaci, by uwzględnić, że to oni są tutaj najważniejsi. A bohaterów w tej książce nie brakuje, ponieważ miałam przyjemność poznać Laurę, która studiując psychologię nie myślała, że pozna prostolinijnego chłopaka ze wsi o wielkim sercu. A jednak niewielkie różnice pozwoliły na zbudowanie angażującego obie strony związku. Tylko jak pogodzić swoje priorytety, gdy dziewczyna marzy o wielkim świecie a chłopak chce pozostać w miejscu, w którym się wychował? To odpowiedź, która dręczy wielu z nas, a dzięki przygodzie bohaterów możemy poznać potencjalne i bardzo dobrze przemyślane rozwiązanie.

Jednak by wzbogacić swoją opowieść autorka nie zakończyła historii wyłącznie na perypetiach Laury. Do swojej książki zaprosiła również postać Róży, dojrzałej starszej pani powracającej do domu po latach emigracji. W domu, w którym się zatrzymuje poznaje nastoletniego chłopca, a więź jaka ich łączy pozwala Róży wyjawić od dawna skrywaną historię. Tym samym czytelnik staje się niemym świadkiem opowieści pełnej nieoczekiwanych zwrotów akcji, bólu i cierpienia przeplatanego z chwilami szczęścia i miłością tak wielką, że na pierwszy rzut oka niemożliwą. Opowieść Róży przypomniała mi opowieści babci, która przez lata swoich życiowych doświadczeń bez żadnego moralizatorstwa szczerze opowiadała o swoim życiu. Także w piórze Agaty Przybyłek jest ta sama prawda - pozwala czytelnikowi poczuć się jak w domu, poznać smak prawdziwej historii, na długo zapadającej w pamięć.

Uważam, że to jedna z lepszych propozycji zaserwowanych przez autorkę. Piękna, dojrzała powieść o bólu i miłości, w której prawdziwe życie maluje się jak na dłoni. Dzięki tej lekturze otrzymałam wielopłaszczyznowy obraz prawdziwego życia, w którym dwie na pozór nic nie znaczące dla siebie opowieści stanowią w punkcie kulminacyjnym kompletną całość. Można spędzić przy lekturze tej książki długie godziny a i tak będzie mało - to piękny obraz miłości wymagającej cierpliwości i zaangażowania, w której życie pisze własną historię a emocje nie mają końca.

poniedziałek, 23 października 2017

"Wraz z upływem czasu..." Mary Higgins Clark

"Wraz z upływem czasu..." Mary Higgins Clark, Tyt. oryg. As Time Goes By, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 304

"Gdy jest zbyt dobrze, kłopoty czają się za rogiem."

Mary Higgins Clark od dawna jest na mojej liście autorów, po których książki warto sięgać. Wielokrotnie już przekonałam się, że nie trzeba wiele by zaciekawić czytelnika i przyciągnąć go do fabuły pozornie lekkim tematem, by następnie wprowadzić kilka dobrych zwrotów akcji.

Nie jest to książka, która przyspiesza bicie serca, zmusza do nadmiernego myślenia i przyglądania się dociekliwie każdemu szczegółowi. To nie w stylu autorki - tutaj mamy lekkość i konkret w połączeniu z wiarygodnym, życiowym tematem. Na pierwszym planie pojawia się dziennikarka Delaney Wrigh, która otrzymuje szansę o której zawsze marzyła - jako współprowadząca wieczornych wiadomości telewizyjnych będzie jednocześnie relacjonować głośny proces o morderstwo. Oskarżona, Betsy Grant, uparcie twierdzi, że nigdy nie skrzywdziłaby swojego męża. I odmawia zawarcia ugody - chce by cały świat dowiedział się o jej niewinności. Czy słusznie? 

Fabuła wprowadza czytelnika do świata plotkarskiego obiegu, w którym tragedia zmienia się w kartę przetargową do osiągnięcia sukcesu. Jednocześnie śledziłam przebieg śledztwa, w którym oskarżona robiła wszystko by udowodnić swoją niewinność i podążałam drogą Delaney, która nie tylko zaangażowała się w sprawę, ale postanowiła pójść własną drogą przeszłości i odszukać biologiczną matkę. Niewinna próba poukładania swojego życia zmienia się w walkę z niewidzialnym zagrożeniem, bo gdy bohaterka nie zaprzestaje poszukiwań okazuje się, że przez to jej życie staje się zagrożone. Okazuje się, że za tajemnicą adopcji kryje się szokująca prawda, która zaskakuje wszystkich dookoła. 

Lekkość stylu autorki przemawia na jej korzyść - mimo motywu przewodniego akcja prowadzona jest swobodnie i prowadzi czytelnika od wydarzenia do wydarzenia bez przejmujących zwrotów akcji. Owszem, jest w fabule kilka zaskakujących momentów, które dobrze komponują się z rozgrywanymi wydarzeniami, ale prowadzona akcja dużo podpowiada i szybko można domyślić się w którą stronę podążą wydarzenia. Jednak nie wpływa to negatywnie na odbiór książki - wręcz przeciwnie, można się przy niej zrelaksować i swobodnie podążać tropem subtelnej tajemnicy.

Poszukując idealnej książki na wczesne początki okresu jesiennego postawiłam na sensację i nie czuję się rozczarowana. Książka Mary Higgins Clark doskonale łączy się z chłodnym i deszczowym dniem w duecie z kukiem gorącej herbaty. Powieść wprowadza odpowiednią atmosferę i angażuje czytelnika mimo możliwej do przewidzenia fabuły. Nie mniej fani autorki na pewno nie poczują się zawiedzeni, a ci czytelnicy którzy dopiero planują przygodę z twórczością tej pani śmiało mogą zacząć właśnie od powyższej lektury.

"Bez uczuć" Mia Sheridan

"Bez uczuć" Mia Sheridan, Tyt. oryg. Ramsay, Wyd. Otwarte, Str. 360

"Pokaż mi osobę, której nie obchodzi, co inni o niej myślą, a ja Ci powiem, że jest bardzo samotna. Sęk w tym, by wiedzieć, czyja opinia się liczy."

Mia Sheridan wielokrotnie udowodniła mi, że potrafi pisać powieści o miłości z zaangażowaniem i pewnością siebie. Z zamiłowaniem tworzy kolejne książki oparte na nurcie Newa Adult, a każda kolejna lektura to dawka potężnych wrażeń jak wszystkie nowości od autorki.

"Bez uczuć" to kolejna propozycja po brzegi wypełniona skrajnymi emocjami - od chęci zatracenia się w nieograniczonej miłości po niepohamowaną żądzę zemsty, aż w końcu pojedynek przebaczenia z próbą odzyskania zaufania. To znak rozpoznawszy Sheridan - jak mało kto potrafi wzbudzić w czytelniku skrajne emocje i jednocześnie nie zanudzić go kolejną dawką podobnych wrażeń. Z precyzją maluje kolejną pokręconą nić miłości i nienawiści pomiędzy dwójką głównych bohaterów: Broganem i Lydią.

Poznanie i zrozumienie bohaterów ułatwia prowadzona dwutorowo narracja. Z jednej strony poznałam Brogana, chłopaka zdeterminowanego by walczyć o swoje racje, który przeszedł w życiu naprawdę długą drogę. Zdecydował się na to by bronić utraconej przed laty dumy i przywrócić sprawiedliwość za wyrządzone krzywdy. Po drugiej stronie stanęła Lydia - dziedziczka magnata, która walczy o to by dorobek jej ojca nie został jej odebrany.Na pierwszy rzut oka ta dwójka stanowi swoje kompletne przeciwieństwo. Wzajemne prześciganie się w walce o własne racje zapominają o tym co liczy się najbardziej. Więc gdy w ramach podstępu Brogan osiąga swój cel wszystko powinno się zakończyć - on zwyciężył, ona nieświadomie przegrała podwójnie. Jednak to dopiero początek, ponieważ chłopak wychodzi z propozycją intrygującą i niemożliwą do odrzucenia. Tylko czy zraniona dziewczyna może pozwolić sobie na taki krok?

Tytuł nie jest adekwatny do samej powieści, bo uczuć w fabule nie brakuje. Kłębiące się emocje uderzają w czytelnika już na wstępie i ten na własnej skórze odczuwa skutki emocjonalnego bałaganu w głowie bohaterów. Autorka ma wielki talent do swobodnego przedstawiania stanów bohaterów i bawi się ich uczuciami bez względu na sytuację - niemal na każdej stronie wyczuwałam napięcie niemożliwe do zniesienia, najpierw: gdy Brogan pałał żądzą zemsty, następnie: gdy zrozumiał, że miłość nie jest łatwa do zapomnienie. Jednak to nie jedyny pozytyw tej historii. Sheridan słynie z tego, że poza wyjątkowymi obrazami burzliwych namiętności kreuje sceny wartościowe i wpływające w pewien sposób na czytelnika. Nie zapomina, że świat to miejsce wielu innych niesprawiedliwości, więc w konkurencji do motywu miłości porusza inne, ponadczasowe problemy. Tym razem postanowiła wplątać do swojej powieści brudne oblicza prawdziwego życia - narkomanię, prostytucję, alkoholizm. Z wprawom cenionego pisarza i z sercem na dłoni pokazała czytelnikowi bezwzględność odtaczających nas pokus i ich konsekwencji.

"Bez uczuć" to powieść, która zapada w pamięć. Niepozorna lektura o burzliwej miłości niesie ze sobą wartości o których nie powinniśmy zapominać. Tym sposobem dobra akcja zmienia się również w mądrą fabułę, a co za tym idzie - książka zaczyna prześcigać inne jej podobne w konkurencji o uwagę czytelnika. Mnóstwo emocji, pełnowymiarowi bohaterowie i realne dialogi to przepis na sukces, który Mia Sheridan osiągnęła już po raz kolejny. Znajdziecie w tej powieści wszystko co niezbędne: definicję przyjaźni, miłości, rodzinnych wartości oraz siłę nienawiści, która z czasem zaczyna budzić wątpliwości. To kolejna książka do kolekcji twórczości Sheridan, równa swoim poprzedniczkom.

niedziela, 22 października 2017

"Na krawędzi wszystkiego" Jeff Giles

"Na krawędzi wszystkiego" Jeff Giles, Tyt. oryg. The Edge of Everything, Wyd. Iuvi, Str. 384

"Ci ludzie nie są normalni."

Życie Zoe to pasmo niekończących się nieszczęść. W wieku zaledwie siedemnastu lat straciła ojca i przyszywanych dziadków. Jednak największym ciosem dla dziewczyny okazuje się zaginięcie młodszego braciszka, który w obecnej sytuacji jest całą jej rodziną. Dziewczyna wyrusza na poszukiwania i znajduje chłopca w śnieżycy, na krok przed niechybna tragedią. To jednak pierwsze ogniwo łączące ze sobą szereg tajemniczych, nieoczekiwanych wydarzeń. 

Trzecioosobowa narracja wyklucza całkowite poznanie skrytych emocji bohaterów, jednak nie przeszkadza w interpretowaniu zachowań postaci. Łatwo można doszukać się ich zależności i przekonać czy w danej sytuacji sami odnaleźlibyśmy się na ich miejscu. Zoe wraz z bratem trafia do opuszczonej chaty by przeczekać zamieć śnieżną, jednak padają ofiarą ataku - a z opresji ratuje ich tajemniczy chłopak. Iks, jak nazywa go Zoe, pojawia się znikąd i trudno jednoznacznie ocenić na początku z jakim bohaterem mamy do czynienia. Łatwiej polubić Zoe, która wykazuje się odwagą i pewnością siebie w obliczu trudnych wydarzeń. Jednak tajemnicza postać chłopaka kusi i intryguje, prowadząc do rozwiązania zagadki jego istnienia.

Biorąc do ręki powyższą powieść miałam przekonanie, że czeka na mnie młodzieżowy thriller. Nie byłam nawet blisko tej teorii, bo jak się okazało powieść mocno konkuruje z gatunkiem fantasy i paranormal romance. Według mnie lepiej być nie mogło, bo dzięki temu książka po za tajemniczą atmosferą i aurą niepewności wprowadziła niecodzienność, w postaci Łowców głów, którzy polują na tych złych by odebrać im duszę. Jednak to bohaterowie, którzy pokazywać mogą się wyłącznie swoim ofiarom. Co więc spowodowało, że Iks staje twarzą w twarz z Zoe? Narażając swoje dobre imię i podpadając Lordom Niziny chłopak ratuje dziewczynę z drastycznej sytuacji i rozpoczyna wyścig z czasem.

To bardzo nietypowa powieść. Zaskakująca, ciekawa, ogromnie wciągająca. Nie jest stylizowana na historię typowo młodzieżową, dzięki czemu w lekturze odnajdzie się każdy czytelnik niezależnie od swojego wieku. A to zawsze jest dla mnie najkorzystniejszy plus lektury. Jednak w przypadku książki Jeff'a Giles'a mogę pisać o samych superlatywach, bo dawno nie byłam tak pozytywnie zaskoczona żadną lekturą. Bohaterowie otwierają przed czytelnikiem swoje sekrety pokazując przede wszystkim towarzyszące im każdego dnia ból i samotność. To ich łączy, bo do tej pory sądzili, że z podobnymi uczuciami są sami na świecie. Krok po kroku ujawniając tajemnice swoich światów odpowiadają na wcześniej niezadane pytania i szukają w sobie wzajemnego zrozumienia. Prostym, niemal surowym językiem autor oddał wszelkie troski i marzenia bohaterów porzuconych na pastwę samego życia.

Śmiech, radość, mądrość i zrozumienie - oto najprostsza interpretacja powieści "Na krawędzi wszystkiego". To propozycja lektury innej niż wszystkie. Nie doszukujcie się w niej typowego romansu pomiędzy bohaterami, bo to nie to do czego dążył autor - na pierwszym planie pojawiają się ponadczasowe wartości o których warto zawsze pamiętać, nawiązanie do rodziny, przyjaźni i miłości. To trzymająca do ostatniej strony w napięciu historia pełna ukrytych znaczeń, jedna z lepszych jakie ostatnio czytałam.

"Gwiazdy, które spłonęły" Melissa Falcon Field

"Gwiazdy, które spłonęły" Melissa Falcon Field, Tyt. oryg. What Burns Away, Wyd. Kobiece, Str. 373

"Ja też jestem samotny. Nie pozwól, by ta samotność pochłonęła nas oboje."

W poszukiwaniu kobiecej literatury sięgnęłam po powieść Melissy Falcon Field. Obiecująca zapowiedź dobrej historii i - nie będę ukrywać - piękna okładka, wydał mi się połączeniem idealnym. Zaopatrzona w kubek gorącej herbaty, późnym wieczorem kiedy nie miałam już żadnych obowiązków zasiadłam do lektury i przyznaję, że przeczytałam ją na raz. 

Fabuła tej powieści nie jest skomplikowana, ale za to życiowa i bardzo wciągająca. Claire, bohaterka i jednocześnie narratorka powieści z którą szybko można się utożsamić. Podjęła jedną, ale ważącą na całym jej życiu decyzję - kariera porzucona na rzecz rodziny. Sprawa nie łatwa i wymagająca zastanawiania, a jednak dla bohaterki oczywista. Niestety monotonia codziennego życia sprawia, że kobieta zaczyna czuć się co raz bardziej samotna i zagubiona. Dostrzega również, że jej małżeństwo wcale nie jest tak idealne na jakie się zapowiadało. Gdy dopadają ją realia życia także czytelnik zaczyna się zastanawiać nad własnymi wyborami - a czy nie takie powieści obyczajowe warte są poznania?

Jest w tej historii również pewna nuta miłości. A właściwie wątku romantyczno - romansowego. Claire pewnego dnia otrzymuje wiadomość od Deana - pierwszej, wielkiej miłości. W ferworze internetowego romansu i pod wpływem chwili postanawia zaryzykować. Niestety to nowe uczucie niesie ze sobą również pewne, nieprzyjemne konsekwencje. Field w swojej powieści przedstawiła całą prawdę - niewinnie kiełkujące uczucie, które nie powinno mieć miejsca zmienia się na oczach czytelnika w emocjonalną wojnę umysłu i serca. Claire nie przemyślała swojego wyboru, pozwoliła porwać się namiętności, która już dawno wygasła w jej małżeństwie i tym samym naraziła szczęście swoich najbliższych. Jednak czy możemy ją za to winić? Autorka doskonale przedstawiła targające kobietą uczucia, pokazała że człowiek nie jest idealny i ma prawo do błędów. Przyznaję, że z dużym zaangażowaniem śledziłam kolejne losy bohaterki, bo była ciekawa do jakiego punktu w życiu doprowadzą ją jej decyzje.

Bohaterka zaskakuje i to nie jeden raz. Jej życie nie było łatwe od samego początku, nic więc dziwnego, że gubi się w dorosłym życiu. Jednak to co zaskakuje w powieści najbardziej to szczera prawda płynąca z każdej strony. Autorka w swojej debiutanckiej powieści osiągnęła wysoki poziom styli i klasy, pokazując że pierwsza miłość może zaważyć na naszym życiu nawet długo po tym, gdy wydawało się, że to już niemożliwe. Obserwując obraz typowej rodziny przeskakiwałam ze strony na stronę z zapartym tchem śledząc rozwój dalszych, zaskakujących (!) wydarzeń, które nie dawały mi spokoju. Szukałam w tej powieści cząstki siebie i jestem pewna, że to nie tylko moja reakcja.

"Gwiazdy, które spłonęły" to dojrzała i bardzo emocjonalna powieść. Zbliża czytelnika do życia o którym nie chce myśleć - pokazuje rutynę, ponurą codzienność i wypalenie uczuć, które przecież miały trwać wiecznie. Wybory niosą ze sobą konsekwencje niemal niemożliwe do zniesienia, a jednak zmuszające do podejmowania kolejnych - równie trudnych i ważnych. Ta powieść to ciąg przyczynowo skutkowy z uwzględnieniem prawdziwego życia. Nie można się od niej oderwać do ostatniej strony!

sobota, 21 października 2017

"Zdobyć Rosie. Początek gry" Kirsty Moseley

"Zdobyć Rosie. Początek gry" Kirsty Moseley, Tyt. oryg. Enjoying the Chasr, Wyd. Harper Collins, Str. 319

"Kluczem był upór, a ja jeszcze w życiu z niczego nie zrezygnowałem."

Kirsty Moseley to autorka, która bardzo szybko pojawiła się w świecie powieści młodzieżowych. Jej pierwsza książka "Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno" okazała się idealną lekturą dla każdego czytelnika poszukującego powieści nie tylko o miłości, ale również o bólu, stracie i w pewnym sensie także o cierpieniu. A wiadomo - książki pełne emocji są ciekawsze niż te, które nie angażują czytelnika.

Autorka pozostała w tym nurcie. Każda jej powieść to krok w powieści New Adult, gdzie czytelnik może dostrzec bohaterów po traumatycznych przeżyciach lub właśnie wręcz przeciwnie - postacie w rękach Moseley równie dobrze mogą natknąć się na trudną przeszłość w teraźniejszości. Jeśli śledzicie karierę tej autorki możecie dostrzec pewien powtarzalny cykl - dobry chłopak, zła dziewczyna i w odwrocie: zły chłopak, dobra dziewczyna. Jest to motyw powtarzalny w wielu literackich motywach, ale dobrze wykorzystany wciąż może intrygować.

W przypadku najnowszej powieści okazało się, że zarówno damska jak i męska postać ma w sobie cząstkę złej natry. Nate, główny bohater to podrywacz i łamacz kobiecych serc. Potrafi przekonać do siebie każdą dziewczyną i doskonale się przy tym bawi. Jednak coś wewnętrznie zaczyna podpowiadać mu, że to już najwyższy czas się ustatkować. Tylko, że nie jest to takie łatwe, kiedy serce wciąż wyrywa się ku zabawie i beztroskim dniom. Na drodze Nate'a staje Rosie - dziewczyna o tyle zła z punktu widzenia czytelnika, że w swoim ręku trzyma już chłopaka. Dlaczego zatem rozkochuje w sobie pierwszoplanowego playboya? Trudno powiedzieć czy w tym przypadku rozum dopuszczony zostaje do słowa, gdy serce podszeptuje coś zgoła przeciwnego. Nie mniej polubiłam tych bohaterów i chociaż wiem, że z dopracowaniem postaci u Moseley bywa różnie - tym razem nie mam im nic do zarzucenia. Ciekawi, wymiarowi, zabawni i emocjonalni gdy trzeba przekonali mnie do swoich ról.

Jak to w życiu bywa - pisze ono swoje własne scenariusze. Nate'a możecie pamiętać ze wcześniejszych książek autorki, bo to nie kto inny jak przyjaciel Anny i Ashtona. Pojawiał się wcześniej przez chwilowe momenty w fabule, a dziś otrzymując pierwszoplanową rolę wywiązał się z zadania lepiej niż sądziłam. Razem z Rosie otrzymał także rolę narratora. Lubię takie rozwiązania, bo dzięki temu mogę zajrzeć do głowy bohaterów i zobaczyć w jaki sposób patrzą na dane wydarzenia. To też lepsze rozwiązanie ku temu by bliżej poznać bohaterów i dostrzec targające nimi uczucia.

Kirsty Moseley po raz kolejny zaserwowała nam słodko-gorzką powieść o szczęściu w nieszczęściu, gdzie motyw miłosny gra główne skrzypce. Podczas tej lektury przekonacie się jak silne jest prawdziwe uczucie i ile znaczy dla tych bohaterów. Według mnie to jedna z ciekawszych propozycji tej autorki, którą śmiało możecie czytać bez znajomości wcześniejszych tomów. Jesteście gotowi na kolejne miłosne perypetie? W takim razie zapraszam!

"Czasami kłamię" Alice Feeney

"Czasami kłamię" Alice Feeney, Tyt. oryg. Sometimes I Lie, Wyd. W.A.B., Str. 350

"Wspomnienia nie mogą nikogo skrzywdzić, chyba że przywołuje się je we dwoje."

Niewiele trzeba by powieść wzbudziła moje wielkie zainteresowanie. Najczęściej - wstyd się przyznać - najlepszym wabikiem jest dla mnie okładka. Jednak zdarza się opis na okładce, który sprawia, że moja podświadomość krzyczy: "to powieść idealna dla ciebie!". Wówczas sięgam po taką książkę i dokładnie tak jak w przypadku lektury "Czasami kłamię" jestem w pełni usatysfakcjonowana swoją decyzją.

Autorka udowodniła, że drzemię w niej wielka wyobraźnia. Napisać tak bystrą i jednocześnie zaskakującą lekturę nie jest łatwo. Alice Feeney oparła motyw swojej powieści na bazie kłamstwa. To zdarzenie częstsze niż myślimy - kłamstwo jest w obiegu przez cały czas i nie znam osoby, której nie zdarzyłoby się nie skłamać. Niestety - zatajanie prawdy, niezależnie od powodów takiej decyzji, zawsze wiąże się z konsekwencjami. Gdy prawda wychodzi na jaw, pojawia się ból i poczucie braku zaufania. Amber Reynolds, główna bohaterka stanęła w obliczu takiego wyzwania. Jak potoczyły się jej losy? I dlaczego dokonała takiego wyboru? W mrocznym świecie historii stworzonej przez autorkę poznałam zaskakującą prawdę ukrytą na dnie zmyślnie przedstawionego kłamstwa.

W dniu Bożego Narodzenia, główna bohaterka otwiera przed czytelnikiem swój pracujący na najwyższych obrotach umysł. Tylko to obecnie jest w stanie podarować, ponieważ przebywając w stanie śpiączki nie opuszcza szpitalnego łóżka. Chociaż jej ciało odmówiło posłuszeństwa - umysł zaciekle walczy i analizuje wydarzenia z ostatnich tygodni. Muszę przyznać, że autorka w ciekawy sposób przedstawiła postać Amber. Nie mogłam oderwać się od historii, którą zaczęła opowiadać, ani nie mogłam nie oddać jej faktu, że jak na swoją sytuację myślała nadzwyczaj jasno. Dzięki temu wartościowa bohaterka połączyła się z równie dobrą fabułą.

Akcja rozgrywa się w połączeniu licznych wątków, które ujawniają się wraz z rozwojem fabuły. Nie mam najmniejszego zarzutu do żadnego z nich, ponieważ autorka wykonała kawał dobrej roboty - nie tylko w przemyślany sposób wprowadziła mnóstwo ślepych zaułków i fałszywych tropów, ale w dodatku każdy z nich szczegółowo dopracowała. Wielokrotnie łudziłam się podczas lektury, że wiem o co w tym wszystkim chodzi i w jakim kierunku zmierza akcja, ale  za każdym razem otrzymywałam garść świeżych informacji, które kompletnie rozbijały mój pierwotny zamysł. Sprawy nie ułatwiała także główna bohaterka, która czasami przekłamywała rzeczywistość. To jednocześnie złożyło się na zaskakującą i pomysłową fabułę, w której błądzi się z czystą przyjemnością ku ostatecznemu rozwiązaniu.

Powieść napisana klarownym i dostępnym dla każdego językiem jest jednocześnie doskonałą rozrywką. Skoki w czasie od obecnych przemyśleń kobiety w śpiączce ku przeszłości i wydarzeniom sprzed wypadku wprowadzają odpowiednie napięcie, które idealnie buduje wstęp do pomysłowego zakończenia. Ludzkie sylwetki bohaterów, cechy charakteru umożliwiające postaciom ucieczkę od idealizacji i popełnianie błędów oraz pierwszoosobowa narracja to jedynie podstawowe atuty w morzu doskonałości. Oto thriller psychologiczny z prawdziwego zdarzenia - trzyma w napięciu do ostatniej strony, odsłania doskonały profil psychologiczny głównej bohaterki i pokazuje, że kłamstwo nie zawsze jest kłamstwem.

piątek, 20 października 2017

"Mroczne zakamarki" Kara Thomas

"Mroczne zakamarki" Kara Thomas, Tyt. oryg. Darkest Corners, Wyd. Akurat. Str. 416

"Jest na tym świecie coś gorszego od potworów i jakoś zawsze potrafi mnie dopaść."

Tessa Lowellpowraca do swojej rodzinnej miejscowości po dziewięciu latach. Fayette w Pensylwanii miało być dla niej przeszłością, ale zmuszona wizytą u ciężko chorego ojca decyduje się na drastyczny kroku w tył. Miasteczko porusza u Tess tą stronę jej osobowości o której wolałaby zapomnieć.  Budzą się drastyczne wspomnienia, gdy ginie kolejna dziewczyna. Okazuje się, że być może w przeszłości popełniono błąd i ukarane nie tego mężczyznę. 

W miasteczku zaczyna dochodzić do kolejnych zaginięć, a klimat małej społeczności i przekonania, że każdy wie wszystko o wszystkich rzuca się na postrzeganie fabuły. Kto jest sprawcą wydarzeń obecnych i tych, które miały miejsce w przeszłości? Czytelnik z miejsca rozpoczyna przygodę z książką Kary Thomas i wciągnięty w wir wydarzeń nie ma ochoty porzucić lektury aż do jej finału.

Dużą zasługą wciągającej fabuły jest pierwszoosobowa narracja. Nie często zdarza się by w thrillerze bohaterka przedstawiała rozgrywane wydarzenia ze swojej indywidualnej perspektywy, okraszając je dodatkowo własnymi emocjonalnymi przekonaniami. Tessa kryje w sobie mrok będący wynikiem przeszłych wydarzeń i trudno ją za to winić. Odwiedzając ojca w zakładzie karnym zaczyna przypominać sobie wszystko to co ją spotkało i chociaż chciałaby o tym zapomnieć - decyduje się podjąć prywatne śledztwo. To wielki krok ku wyzwoleniu się spod jarzma miejscowych uprzedzeń i zerwania z własną interpretacją tragicznych zdarzeń.

Bohaterka nie miała łatwego dzieciństwa. Tylko babcia okazała się jasnym punktem jej rodzinnych powiązań. W jej domu na Florydzie znalazła spokój, jednak choroba ojca zmusiła ją do powrotu, gdzie przypomniała sobie o zaginionej siostrze i matce, z którą już od dawna nie utrzymuje żadnego kontaktu. Tutaj ujawnia się ciekawy motyw powieści - naderwanie rodzinnych więzi, ukryty w nich tragizm i cios ze strony źle podjętych decyzji. Kobieta decydując się na krok w nieznane twardo stawia czoła największym lękom i obok prowadzonego śledztwa związanego z morderstwami pojawia się drugi, naprawdę ważny wątek: poszukiwanie rodziny o której już dawno się zapomniało.

Szybko można dostrzec rozległość tajemnicy kryjącej się na stronach powieści. Krąg podejrzanych zamiast zacieśniać swoje kręgi jedynie rzuca cień podejrzenia na kolejne osoby i już nie wiadomo, kto w tej powieści jest sprawcą a kto tylko poszkodowanym. Tajemnice mnożą się na potęgę, a im dalej Tessa pogrąża się w swoim śledztwie - tym więcej dostrzega sekretów własnej rodziny. Dzięki temu "Mroczne zakamarki" zmieniają się w powieść o ukrytym znaczeniu, zaskakującą i z dobrym finałem. To idealna propozycja dla czytelników, którzy nie boją się wkroczyć do świata pełnego kłamstw i intryg, w którym ludzka natura pokazuje swoje prawdziwe oblicze a klimat subtelnej grozy dopełnia uroku.

"Podtrzymując wszechświat" Jennifer Niven

"Podtrzymując wszechświat" Jennifer Niven, Tyt. oryg. Holding Up the Universe, Wyd. Bukowy Las, Str. 408

"Och, serce! Ty zdrajco."

Libby Strout nie ma łatwo. Żyje w świecie, w którym dopasowanie się do rówieśników i społeczeństwa jest misją przewodnią szerokiego grona nastolatków. Ona jednak jest dziewczyną inną niż wszystkie - wyróżniona na tle znajomych w dosłownym znaczeniu słowa przez swoją tuszę w przeszłości była najgrubszą dziewczyną Ameryki. Dosłownie. Nikt nie zadał sobie trudu by poznać ją od środka i zrozumieć targające nią uczucia - a szkoda, bo to bardzo ciekawa postać. Polubiłam Libby już od pierwszych stron za jej charyzmę oraz siłę, która pomogła jej stanąć na nogi.

Nie jest łatwo odzyskać równowagę w świecie, który uległ zniszczeniu. Po śmierci mamy główna bohaterka przestała na moment logicznie myśleć - pozwoliła by serce pękło jej na kawałki i pogrążona w rozpaczy zajadała się zamknięta w czterech ścianach swojego pokoju. To temat często poruszany w literaturze, zagubiona nastolatka tarci grunt pod nogami i zostaje z tragedią sama. A jednak - autorka pokazała w dojrzały i bardzo uczuciowy sposób powolny proces stawiania na nogi: Libby decyduje się na krok ku lepszemu, wraca do szkoły i jest gotowa na wszystko co lepsze.

Naprzeciw Libby stanął Jack. To ta dwójka stała się twarzą powieści i jednocześnie otrzymała rolę głównych narratorów. Posunięcie trafione, ponieważ uwielbiam gdy mogę poznać perspektywę rozgrywanych wydarzeń z pierwszoosobowego punktu widzenia, szczególnie bohaterów tak różnych od siebie i niezwykle intrygujących. I choć wydawałoby się, że to Libby stanie się pierwszym bohaterem, którego się dostrzega, Jack mocno z nią konkuruje - kochają go wszyscy, wychwalają pod niebiosa jego talent i każdy chciałby się z nim przyjaźnić. Jednak podobnie jak z dziewczyną, nikt nie zauważa wnętrza chłopaka. Każdy walczy o uznanie w powierzchownej wersji zapominając o tym co liczy się najbardziej. A życie Jacka wcale nie jest łatwe - nie odróżniając twarzy przyjaciół czy rodziny przez cały czas czuje się jakby żył pośród obcych ludzi. Nieoczekiwany zwrot akcji sprawia, że dwójka bohaterów staje twarzą w twarz. Wzajemne emocje kierowane w zupełnie inne strony łączą tych dwoje na sposób jaki nawet oni sami nie rozumieją - zaczynają dostrzegać, że razem wcale nie czują się samotni.

Jennifer Niven słynie z bliskości do czytelnika. Otwiera się na swoich fanów, słucha ich potrzeb i kibicuje w trudnych chwilach. To czuje się w jej książkach. "Wszystkie jasne miejsca" to historia piękna i poruszająca - pierwsza, którą poznałam, ale uważam, że "Podtrzymując wszechświat" wychodzi o krok dalej, jakby ciężar doświadczeń czytelników autorki przelał w jej talent wszystkie troski i nadzieje. Za sprawą lekko napisanej a jednak wartościowej treści na początku dostrzegamy tylko dwójkę zagubionych bohaterów. Jednak z czasem łącząc wzajemnie poszczególne fakty mogłam dostrzec ogrom przesłania jaki niesie ze sobą najnowsza powieść autorki. To jej wielki talent - w prostej fabule ukazuje wielkie, ponadczasowe przesłanie. Dzięki temu każdy czytelnik może utożsamić się z bohaterami i dostrzec, że nie jest sam z danym problemem.

Dwoje, z pozoru różnych bohaterów łączy jedna potrzeba - odnalezienia osoby, która wesprze go w cierpieniu i wyobcowaniu. Po raz kolejny Jennifer Niven udowodniła, że jest powieściopisarką z wielkim sercem otwartą na potrzeby swoich czytelników. Jej najnowsza powieść to historia pełna pasji, z mądrym i niezwykle wartościowym przesłaniem. Okazuje się, że każdy z nas jest indywidualną, wartościową osobą ważną i potrzebną. Uwielbiam Niven i cenię ją za szczerość jaka płynie z jej książek - po raz kolejny przelała się przeze mnie lawina emocji o których na pewno szybko nie zapomnę.

czwartek, 19 października 2017

"Czerwone słońce" Paulina Hendel

"Czerwone słońce" Paulina Hendel, Wyd. Czwarta Strona, Str. 431

"Trochę czasu zajęło zanim pożarł to, co zostało w trumnie, a potem wyszedł."

Jeśli szukacie ciekawej, nietypowej i zaskakującej serii fantasy - oto propozycja od Pauliny Hendel. Żniwiarz pozytywnie mnie zaskoczył, nawet bardziej niż myślałam i dzięki temu rozpoczęłam przygodę z bardzo dziwną (pozytywnie!) serią.

Historia mimo swojej pomysłowości jest banalna. Oparta na motywach słowiańskich wierzeń w duchy, zjawy i demony prowadzi czytelnika przez mroczny świat istot niemożliwych na pierwszy rzut oka do zaakceptowania. Pierwszy, potwór najgorszy z możliwych zaczyna rosnąć w siłę i zrobi wszystko by nie dać się złapać. Kto wygra walkę z czasem, zjawa która nie cofnie się przed niczym czy Magda z Feliksem, gotowi stawić czoła największym wyzwaniom? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa, ponieważ książka kryje w sobie mnóstwo zaskoczeń i nieoczekiwanych zwrotów akcji.

Bohaterowie to postacie z krwi i kości (nawet demony), które bardzo szybko zapadają w pamięć i zjednują sobie sympatię czytelnika. Dobrze wykreowani, wiarygodni, możliwi do zaakceptowania. Z wielką przyjemnością śledzi się losy Magdy, która jeszcze do niedawna wiodła życie zwykłej dziewczyny a dziś ugania się za nadprzyrodzonymi istotami. A bohaterów tej historii jest co nie miara - pierwszoplanowi i poboczni oraz tacy, którzy pojawiają się tylko raz - charyzmatyczni i obdarzeni bagażem indywidualnych cech co jedynie dowodzi jak wiele czasu i uwagi autorka poświęciła swojemu dziełu.

"Czerwona słońce" to drugi tom serii, ale jestem zdania, że znacznie lepszy. Paulina Hendel widocznie wyszła naprzeciw oczekiwaniom swoich czytelników, dopracowała fabułę, podciągnęła to co było niedokończone w pierwszym tomie (także dobrym!) i stworzyła tak dobry klimat historii, że trudno porzucić ją na rzecz codziennych obowiązków. Jestem zachwycona pędzącą na złamanie karku akcją, ciągłymi wydarzeniami, których w powieści odnaleźć można naprawdę sporo oraz mrocznym, wręcz dusznym klimatem niepewności. 

To dobra historia, mocna, dosadna, rewelacyjnie napisana. Jedna z lepszych serii polskiego fantasy jakie mogłam czytać. I już z utęsknieniem wypatruję kolejnego tomu, ponieważ finał "Czerwonego słońca" mocno mną wstrząsnął. Bawiłam się w czasie lektury doskonale i cieszę się, że powstają tak pomysłowe, sympatyczne i jednocześnie tajemnicze książki. Klimat trzyma czytelnika w napięciu do ostatniej strony i chociaż chciałoby się powiedzieć - tak banalna historia nie może być aż tak dobra! to chylę czoła przed autorką, bo dokonała rzeczy zgoła niemożliwej: w plastyczny i obrazowy sposób udowodniła mi, że można zbudować coś z niczego. Gorąco polecam!