Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, wielokrotnie nagradzana powieść, która porusza równie mocno, jak Chłopiec w pasiastej piżamie i Złodziejka książek.
Uwielbiam powieści inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. Jest w nich coś takiego, że mocno na mnie wpływają, trafiają prosto do mojego serca i dwa razy bardziej poruszają wyobraźnię. Gdy tylko pomyślę sobie, że dana fabuła mogła mieć miejsce w prawdziwym życiu a kreacje bohaterów są zbliżone do prawdziwych ludzi - czuję się jakbym była tam razem z nimi. A tak porywające i silnie w przekazie książki jak "Tak naprawdę mam na imię Hanna" już całkowicie sprawiają, że się rozklejam nad lekturą.
Piękna, mądra i dojrzała. Tak w skrócie można określić opowieść Tary Lynn Mashi, która napisała powieść dedykowaną bardziej nastoletniemu czytelnikowi, ale to nie znaczy, że ktoś starszy nie odnajdzie się w fabule. Wręcz przeciwnie, uważam, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie, doceni rozgrywane wydarzenia i zakocha się w bohaterach, szczególnie tytułowej Hannie, która emanuje wewnętrzną siłą i sprawia, że czytelnik ma ochotę postawić ją sobie jako wzór do naśladowania.
Książka pisana jest bardzo lekkim stylem, fabuła jest konkretna, nie rozdrabnia się na szczegóły a prym wiodą losy bohaterów. Lektura sama w sobie liczy niewiele stron, ale to nie znaczy, że nie jest treściwa. Właściwie to kolejny przykład na to, że nie trzeba pisać wielu stron, by zachwycić czytelnika, zmusić go do myślenia oraz do przewartościowania swojego postrzegania świata.
Hanna Śliwka, zaledwie czternastolatka, będzie musiała stawić czoła Sowietom okupującym Ukrainę. Przed nastaniem niemieckiej okupacji Hanna wraz z rodzeństwem oraz rodzicami postanawia uciekać ze sztetla. Znajdują schronienie w jaskiniach pod falującymi łąkami, w których podobno mieszkają złe duchy. Czy życie pod powierzchnią okaże się lepsze niż tam, gdzie panują naziści? Jak się okaże walka z chorobami i głodem będzie równie niebezpieczna.
"Tak naprawdę mam na imię Hanna" jest powieścią delikatną wbrew podjętego tematu, ale chyba właśnie to tak mocno wpływa na psychikę czytelnika. Jestem zachwycona lekturą i nawet nie podejrzewałam, że wpłynie ona na mnie tak silnie, że po przeczytaniu ostatniej strony przez kilka dni nie będę miała ochoty sięgać po inne powieści. Wojna widziana oczami dziecka jest najsilniej emocjonalnym obrazem ówczesnych czasów, w tej powieści przedstawione wzorowo poprzez masę emocji.