poniedziałek, 31 lipca 2017

"Rozłąka" Dinah Jefferies

"Rozłąka" Dinah Jefferies, Tyt. oryg. The Separation, Wyd. Harper Collins, Str. 448

"Czy mój ojciec nigdy nie zrobił nic złego? Czy on nie może mnie zrozumieć?"

Pierwsze moje spotkanie z twórczością autorki odbyło się przy książce "Córka handlarza jedwabiem", która może nie okazała się lekturą doskonałą, ale zaciekawiła mnie swoją historią. Postanowiłam ponownie zatrzymać się przy powieści Jefferies, tym razem najnowszej - "Rozłąka".

Fabuła nie jest szczególnie skomplikowaną historią. Właściwie powieść rozpoczyna się spokojną akcją, która kontynuowana jest przez całą fabułę. Oparta na historii kolonii brytyjskich snuje swoją przygodę w stonowanym stylu, który nie nudzi, ale jednocześnie nie przyspiesza też bicia serca. To tak, jakbyśmy trzymali w rękach dobrą, intrygującą lekturę z gatunku obyczajowo-historycznych, w której wystarczy dobrze nakreślona akcja i nawet powolne tempo nie ma większego znaczenia.

"Rozłąka" to lektura, która porusza głęboki temat poszukiwania własnej rodziny. Główna bohaterka wyrusza w podróż za utraconymi dziećmi i zrobi wszystko by je odnaleźć. Dzięki temu bohaterka bardzo szybko zyskuje w oczach czytelnika - maluje się przed nim jako zwykła kobieta z dużym bagażem życiowych doświadczeń, która mimo wszystko się nie poddaje. Podczas lektury widziałam jak zmaga się z kłodami rzuconymi pod jej nogi przez los i kibicowałam jej w drodze ku zdobyciu celu. Jej podróż to nie tylko sama świadomość poszukiwania utraconej, ukochanej rodziny, ale także emocjonalna wyprawa w głąb samego siebie. Pokazuje jakimi wartościami kieruje się w życiu ten, kto nie ma nic wspólnego z egoizmem.

Lydia, bohaterka "Rozłąki" - żona brytyjskiego urzędnika, dowiaduje się że jej mąż wraz z dziećmi wyjechał na północ. Bez słowa pożegnania i bez wiadomości o miejscu ich nowego pobytu. Podążając tropem rodziny Lydia zaczyna dostrzegać zawiłą sieć kłamstw w której żyła od dawna. Na jaw wychodzą sekrety, które doprowadzają kobietę do rozpaczy i zdają jedno podstawowe pytanie - kim tak naprawdę jest jej mąż? Podążając wraz z Lydią drogą ku odbiciu córek zaczęłam dostrzegać jak szybko można skomplikować sobie życie - wystarczy tylko jedno kłamstwo, które w efekcie domina pociągnie za sobą kolejne. Nie spodziewałam się, że autorka w tak ciekawy sposób pociągnie historię rodziny bohaterki, ale przyznaję - jestem naprawdę zadowolona z otrzymanej fabuły.

Dobry styl, ciekawa akcja i historia rodziny przepełniona sekretami - tak wygląda "Rozłąka", powieść naprawdę wzruszająca i warta uwagi. Wystarczy zagłębić się w kilka pierwszych stron by dostrzec urok tej lektury - jak się okazuje, ze swoim klimatem idealnie pasującej na letnie popołudnie. W tle - wojenne rozterki społeczności i problemy współczesnego świata. Jak się okazało niepozorna lektura dostarczyła mi nieoczekiwanych, pozytywnych wrażeń. Jednak to co zaskoczyło mnie najbardziej, to realistyczne odczucia matki walczącej o swoje dzieci. Choćby dla tych emocji warto sięgnąć po najnowszą powieść autorki.

niedziela, 30 lipca 2017

"Nie myśl, że znikną" Marcin Grygier

"Nie myśl, że znikną" Marcin Grygier, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 448

"Ten zapach przywołał wspomnienia i obudził coś przyjemnego, czego nie mógł zidentyfikować, ale pomyślał, że chyba chce więcej. Może… Kto wie?"

Cykl Marcina Grygiera otwiera "Nie patrz w tamtą stronę" - dobra historia kryminalna z dreszczykiem w tle. Drugi tom to kolejna porcja intrygującego pościgu za mordercą i choć fabuła jest zupełnie inna od poprzedniczki, te dwie książki mają ze sobą jedną wspólną cechę: głównego bohatera, który przejawia się jako pierwszoplanowa postać cyklu. 

Komisarz Walter to człowiek, którego nie da się nie lubić. Tak naprawdę bardzo nie lubię podobnych charakterów - nałogowy alkoholik, który ledwo przyznaje się do tego, że ma problem, zamknięty w sobie nudziarz i siejący melodramat po stracie rodziny facet bez ambicji. A jednak potrafi rozwiązać każdą zagadkę - drąży i drąży tak, że czytelnik wierci się na kanapie, bo odczuwa niemożną potrzebę uciekania wzrokiem w bok, jakby sam czuł się podejrzanym. Za to właśnie lubię tego bohatera, ale tak naprawdę nie mam mu za złe żadnej z wyżej wymienionych cech. Jest jaki jest, trochę drażniący, ale przy tym bardziej ludzki. Duży wpływ ma na niego partnerka zawodowa, która nie spuszcza go z oka i motywuje do bycia lepszą wersją siebie. I choć Walter wciąż cierpi po stracie ukochanej żony i córki zaczyna wyczuwać w powietrzu delikatną nutę głębszego uczucia. 

"Nie myśl, że znikną" to kolejna historia z morderstwem na pierwszej stronie. Autor lubi rozpoczynać swoje książki z przytupem i chwała mu za to, bo ja bardzo podobne książki lubię czytać. Szczególnie, gdy znalezione ciało nie pozostawia po sobie niemal żadnych poszlak. Podobnie jak w tym przypadku, gdzie grupa chłopców odnalazła zmasakrowane ciało biznesmena, który za życia wiódł dostatnie chwile, ale po śmierci został naprawdę upokorzony. Czy zatem pieniądze są coś warte? Jak się okazuje - niewiele, gdy śmierć puka do drzwi z uśmiechem na ustach.

To już druga książka autora a ja martwię się tym, by cykl zbyt szybko się nie zakończył. Marcin Grygier ma pomysł na to o czym pisze i wie jak zakręcić czytelnikiem by ten zbyt szybko nie rozwiązał zagadki. Jego książki czyta się z czystą przyjemnością, bo wiele ślepych zaułków stanowi główną atrakcje cyklu.W dodatku już drugi raz przekonałam się, że z pozoru nic nieznacząca relacja na linii poszukiwany-morderca, bardzo szybko może przerodzić się w chorą zależność. To wzmacnia napięcie w książce, bo czytelnik przede wszystkim podąża tropem seryjnego mordercy a dopiero później myśli o głównym bohaterze, który tego mordercę śledzi.

Po raz kolejny mogę śmiało napisać, że to naprawdę dobrze rokujący cykl. Widać, że autor pnie się w górę nie tylko z pomysłem, ale i stylem. Poprawił niewielkie błędy widoczne w pierwszym tomie i dopracował swoją drugą historię, więc pozostaje mi mieć nadzieje, że trzecia część będzie jeszcze lepsza. To typowa seria kryminalna: ścigany i szukający, a jednak warta uwagi i idealna dla wszystkich fanów rasowych książek swojego gatunku.

sobota, 29 lipca 2017

"Przyszłość ma twoje imię" Elżbieta Rodzeń

"Przyszłość ma twoje imię" Elżbieta Rodzeń, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 544

"Twoja przyszłość jest biała jak śnieg."

Jestem zdania, że jeśli ktoś robi coś dobrze - powinien to kontynuować. Elżbieta Rodzeń udowodniła, że doskonale radzi sobie z pisaniem powieści o miłości dlatego ogromnie ucieszyła mnie wiadomość o jej najnowszej książce. 

Historia oparta została na fasadach New Adult, gdzie młoda bohaterka wchodzi w dorosłość z bagażem doświadczeń. Bianka to dziewczyna przyjemna w odbiorze i chociaż ciągną się za nią demony przeszłości nie miałam nic przeciwko jej dygresjom na temat przeżytej tragedii. Wręcz przeciwnie - bardzo łatwo przyszło mi zrozumienie jej wewnętrznych rozterek. W przeszłości dziewczyna podła ofiarą napadu, ale to co wydarzyło się kiedyś - dziś wciąż przypomina o sobie równie mocno. Wydawałoby się, że życie bohaterki zmieni się w momencie pojawienia się w jej życiu Mateusza - chłopaka równie skomplikowanego co Bianka. Jednak czy takie połączenie ma szansę przetrwać?

Autorka postanowiła zbudować kreację swoich bohaterów na tragediach nakręcających ich przyszłe życie. Każdy z nich walczył z osobistymi demonami przeszłości, a gdy ich drogi się spotkały - przyszło im wziąć na swoje barki także problemy drugiej połówki. Bianka walcząca z tragicznymi skutkami napadu na pierwszy rzut oka skupia na sobie całą uwagę czytelnika. Jednak uważam, że to Mateusz jest tutaj centralnym punktem powieści - pokazuje swoje oblicze podrywacza i łamacza kobiecych serc, tego który igra sobie z cudzymi uczuciami. Ale tak naprawdę od dawna walczy o dobro swojej rodziny i właśnie to buduje jego wartość - świadomość, że chłopak wcale nie oznajmia wszem i wobec jak ciężkie jest jego życie. Po prostu walczy, bo tylko to mu pozostało. Taka kreacja głównych bohaterów ogromnie mnie zaskoczyła - nie spodziewałam się, że postacie będą tak głęboko nakreślone i jednocześnie tak skomplikowane. Odkrywanie ich emocji i myśli okazało się dla mnie najlepszą przygodą. 

Możecie powiedzieć, że to historia jakich wiele. Już nie jeden raz pojawiła się przecież podobna lektura, która opowiada prosta historię: dwójka nieznajomych po początkowych niechęciach zaczyna pałać do siebie wielką sympatią. Jednak odpowiedzcie sobie na pytanie - ile z tych książek, które znacie okazały się oryginalne i jedyne w swoim rodzaju? Mogę Was zapewnić, że i ja czytałam podobnych historii mnóstwo, ale powieść Elżbiety Rodzeń to coś naprawdę wartego uwagi i przede wszystkim: wyjątkowego. Sekrety przeszłości w tej historii namieszały znacznie bardziej niż mogłam przypuszczać - przepadłam w tej lekturze podążając tropem wydarzeń dotyczących Bianki i Mateusza i żyła przez moment ich życiem. Nie byłam w stanie oderwać się od lektury do samego końca, bo wciąż kusiła mnie tajemnicą i możliwością nieoczekiwanych zwrotów akcji.

Masa kłębiących się na każdej stronie emocji, realni i pełnowymiarowi bohaterowie oraz opowieść, która chwyta za serce - oto skład idealny do tego, by rozkochać w sobie czytelnika. Autorka pozwoliła mi spojrzeć na miłość z zupełnie nowej perspektywy i przyznaję - jestem pod wielkim wrażeniem pomysłowości i samego wykonania. "Przyszłość ma twoje imię" to wyjątkowa lekcja życia, historia z której można garściami czerpać wartości i przede wszystkim emocjonalna podróż w głąb prawdziwej miłości. Równie pięknej historii dawno nie czytałam. Przygotujcie się na niezwykle błyskotliwą i głęboką opowieść o drugich szansach, miłości i nadziei oraz o przeszłości, która może przytłaczać tragizmem a jednak nieść ze sobą przyszłe poczucie szczęścia.

piątek, 28 lipca 2017

"Księżyc nad przylądkiem" Colleen Coble

"Księżyc nad przylądkiem" Colleen Coble, Tyt. oryg. Mermaid Moon, Wyd. Dreams, Str. 400

Mallory nigdy nie przypuszczała, że jej życie w tak prosty sposób wywróci się do góry nogami. Piętnaście lat temu straciła matkę i chociaż po dziś dzień za nią tęskni - na swój sposób pogodziła się z bólem. A jednak tuż przed śmiercią ojciec przekazuje jej tylko dwa słowa: "znajdź matkę". Czy na pewno miał na myśli to co wypowiedział na głos? 

Do tej pory nie spotkałam się z twórczością Colleen Coble i nie poznałam także pierwszego tomu serii Nad Zatoką, "Hotel nad oceanem". Obawiałam się trochę czy przez to obraz fabuły nie zostanie zaburzony, ale na całe szczęście trafiłam na kolejną serię, którą śmiało można czytać bez znajomości wcześniejszych tomów. Samym tym faktem autorka mocno u mnie zapunktowała. Jednak to co przykuło moją uwagę to historia sama w sobie - prosta, nieskomplikowana a jednak z nutą tajemnicy i niepewności. To kolejna propozycja powieści młodzieżowo-obyczajowej, w której na pierwszy plan wychodzą emocje a dopiero później sama akcja. Mogłabym trochę ponarzekać, że to już utarty schemat, ale właściwie nie mam nic do zarzucenia autorce - poradziła sobie z tematem, zaintrygowała mnie akcją i przekonała do siebie kreacją bohaterów. 

Mallory, główna bohaterka, to postać z przeszłością. Piętnaście lat temu wydarzyło się coś, co zmieniło ją nie do poznania. Uciekła z rodzinnej miejscowości i zdecydowała się rozpocząć życie od nowa. Teraz, po tragicznej i niewyjaśnionej śmierci ojca wraca do domu, by na własną rękę rozpocząć poszukiwania mordercy. Jest przekonana, że ta śmierć nie była przypadkowa. To całkiem zgrabny zabieg w fabule - wplecenie trochę niepewności, subtelnego pościgu za tajemniczym sprawcą i jednocześnie powrót do rodzinnych stron, z którymi przecież wiąże się tak dużo wspomnień i emocji jednocześnie. Mallory przekonała mnie do siebie charakterem i decyzjami, przez co z przyjemnością śledziłam jej poczynania i po cichu liczyłam na to, że w końcu odnajdzie drogę do szczęścia.

Motyw tajemnicy nie jest jedynym przewodnikiem tej historii. Podobna lektura nie byłaby sobą, gdyby nie nawiązywała do miłości. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by w podobnych sprawach angażować także serce, więc gdy pojawił się strażak Kevin - dawny przyjaciel z dziecinnych lat i porzucony okrutnie chłopak Mallory wiedziałam, że w ruch pójdą także głębsze uczucia. Nie spodziewałam się jednak, że Kevin będzie tak oporny - coś w jego zachowaniu nie dawało mi spokoju, bo przecież liczyłam na kolejny płomienny romans a mężczyzna wciąż się dystansował. Sprawy przybrały nowy obrót w momencie pojawienia się pogróżek - nie tylko Kevin zaczął się bardziej angażować, ale i sprawa śmierci ojca Mallory zaczęła nabierać na znaczeniu. Oba te motywy wzajemnie ze sobą przeplecione nieoczekiwanie zaprowadziły mnie do ciekawego rozwiązania, które w pełni mnie usatysfakcjonowało.

"Księżyc nad przylądkiem" to lektura intrygująca i dobrze napisana. Spędziłam przy niej kilka pozytywnych godzin i myślę, że nie poprzestanę tylko na tej jednej książce autorki. Colleen Coble ma potencjał, który przelała na karty swojej książki - okazało się, że prosta historia wcale nie musi być taka prosta. A właśnie o to w tym chodzi, prawda? By książki nas zaskakiwały pozytywnie. Dlatego z czystym sumieniem - polecam.

czwartek, 27 lipca 2017

"Na pastwiska zielone" Anne B. Ragde

"Na pastwiska zielone" Anne B. Ragde, Tyt. oryg. Ligge i grønne enger, Wyd. Smak Słowa, Str. 312

Rodzinna saga skandynawska w rękach Anne B. Ragde okazała się niezwykle plastyczną scenerią do kreowania nowych wydarzeń i jedynie utrzymywania starych bohaterów. Wartościowa, mądra i pełna emocji historia o ludzkich problemach, od której nie sposób się oderwać.

Zauroczyła mnie historia rodziny Neshov i przyznaję, że dałam się porwać ich dramatom. Dawno nie czytałam tak prostej a jednocześnie głębokiej lektury, która kusiłaby mnie tajemnicą z pozoru prostą do rozwiązania. Jednak trzymając w rękach trzeci już tom serii wiedziałam, że w tym przypadku nic nie jest takie proste. A w połączeniu z niebanalnym klimatem Norwegii, przyciężkawą atmosferą chwili i dramatem zwykłej rodziny historia nabrała znaczenia i zatrzymała mnie przy lekturze kontynuacji na moment nie tylko zaangażowania się w fabułę, ale także chwilę refleksji.

Autorka w pewien sposób pogrywa sobie z czytelnikiem, ponieważ najpierw angażuje go emocjonalnie w rozgrywane wydarzenia a następnie kończy wybrany tom w taki sposób, że po prostu nie sposób nie sięgnąć po ciąg dalszy. Z zapartym tchem śledziłam losy braci Neshov w drugim tomie i kiedy przyszło już do finału myślałam, że mam w głowie poukładaną każdą emocję. Nie spodziewałam się jednak, że losy bohaterów przyjmą zupełnie nieoczekiwany obrót. Tak właśnie trafiłam do trzeciej części serii - historii ponownie opisanej z perspektywy braci i Torunn.

Autorka w swojej sadze skupiła się na jednym motywie przewodnim - życiu rodziny bardzo pokiereszowanej przez los, która niemal każdego dnia zmaga się z problemami. To zbliża ją do czytelnika, który emocjonalnie angażuje się w życie bohaterów i dzięki bogatej analizie psychologicznej braci zrozumieć ich wybory. Wejście do głowy wybranego bohatera i dostrzeżenie mechanizmu decydującego o jego życiu to wielka zaleta książek, jednak udostępniają ją tylko nieliczni autorzy, którzy mają naturalny talent do pokazywania swoich postaci od kulis. Ragde potrafi to doskonale, dlatego jej książki są takie wartościowe - nie tylko opis miejsc, akcji czy wydarzeń są tutaj dopracowane w każdym detalu, ale właśnie bohaterowie odzwierciedlają wszystkie ludzkie problemy, dzięki czemu bardzo łatwo odnaleźć w ich sylwetkach samego siebie. Szczególnie, że seria dotyka problemów jednej konkretnej rodziny - walczą oni z mrokiem życia i demonami przeszłości żyjąc chwilą obecną i próbując radzić sobie z wydarzeniami na swój własny sposób. Ale przez wszystkie tomy obserwujemy tych samych bohaterów, przez co przywiązujemy się do nich emocjonalnie i jak na sagi rodzinne przystało - zaczynamy żyć ich życiem.

Chociaż saga jest wyjątkową i piękną historią - nie miejcie złudzeń. Tak naprawdę to smutna opowieść o życiu i jego trudach. To pouczająca i wartościowa lekcja życia w której dostrzec można wiele dylematów moralnych - na temat uprzedzeń, rodziny czy miłości. Uczy, angażuje, ale wciąż pozostawia po sobie posmak smutku i tragedii, która stanowi nieodzowny element tej rodziny. Autorka po raz trzeci już udowodniła, że ma wielki talent i cieszę się, że jeden spontaniczny wybór zaprowadził mnie do tak wartościowej serii, która wciąż dotyka jednego, głównego problemu - wyborów i decyzji, które zmuszają nas żyć pod ich dyktando.

środa, 26 lipca 2017

"Czereśnie zawsze muszą być dwie" Magdalena Witkiewicz

"Czereśnie zawsze muszą być dwie" Magdalena Witkiewicz, Wyd. Filia, Str. 496

"Czekanie na coś, co ma się wydarzyć, niesie ze sobą więcej emocji niż samo wydarzenie, które może nawet okazać się rozczarowaniem."

Długo czekałam na najnowszą powieść Magdaleny Witkiewicz. W między czasie udało mi się nadrobić jej pozostałe lektury i przeczytać w końcu jedną z piękniejszych książek jakie czytałam - "Cześć, co słychać?". Wiedząc już na co stać autorkę nie mogłam doczekać się dnia premiery, by móc sprawdzić czy i tym razem powieść mnie oczaruje oraz wyróżni się na tle pozostałych nowości.

Tym razem przeniosłam się do Łodzi, gdzie mieści się malowniczy dworek z urokliwą historią w tle. To on w pewnym sensie przejął rolę bohatera lektury, bo choć stanowił jedynie tło dla rozgrywanych wydarzeń - był obecny wszędzie, w historii, w pamięci bohaterów i w przeszłości, którą właściwie sam zapoczątkował. Uwielbiam podobne motywy w literaturze, gdzie występują stare domostwa skrywające liczne sekrety, dlatego ucieszyłam się, że autorka po niego sięgnęła. Wiedziałam, że w jej rękach może to przerodzić się w historię wyjątkową i faktycznie tak się stało. Stary dworek w dawnych czasach był niemym świadkiem miłosnej tragedii i niezwykle emocjonalnego uczucia, które po dziś dzień  jest widmem w posiadłości. 

Tajemnicę przeszłości odkrywa powoli Zosia, główna bohaterka powieści, która otrzymała w spadku od pani Stefanii podupadającą posiadłość. Dziewczyna uciekła tutaj z Gdańska by leczyć złamane serce, ale nie martwcie się - nie zalewa się łzami i nie tonie w rozpaczy. To dziewczyna bardzo rezolutna, ciekawska świata i chętna do odkrywania tajemnic. Polubiłam Zosię za jej podejście do sytuacji, bo zamiast załamywać ręce, zakasała rękawy i ruszyła do działania. Historia dworku zajęła myśli dziewczyny i sprawiła, że ta powoli zaczęła zapominać o swoich problemach. Angażując się w odkrywanie tajemnicy z dawnych lat nie zauważyła także, że na jej drodze powoli zaczął pojawiać się Szymon - człowiek pełen sprzeczności, który pokazał jej jak naprawdę powinna wyglądać miłość.

Magdalena Witkiewicz po raz kolejny udowodniła, że zwykła historia miłosna w jej rękach zmienia się w coś zupełnie niezwykłego. Od jej najnowszej książki - podobnie jak od pozostałych - po prostu nie można się oderwać. Wszystko w tej lekturze wydaje się być na swoim miejscu: dopracowani, bardzo wiarygodnie bohaterowie, emocje pojawiające się na każdej stronie i akcja, która z miejsca intryguje i wciąga na tyle, że czytelnik od razu chciałby poznać zakończenie tej historii. Jednak to powrót do przeszłości stał się dla mnie najciekawszym motywem tej powieści - autorka w bardzo obrazowy i jednocześnie subtelny sposób pokazała przeszłą historię o miłości, która wydarzyła się w dawnych czasach a jednak żyje do dziś. Powrót wstecz okazał się zbawienny nie tylko dla Zosi, bo jak się okazało jest w tej opowieści pewna lekcja, warta wykorzystania.

"Czereśnie zawsze muszą być dwie" to dojrzała, pełnowymiarowa powieść o emocjach. To one wiodą tutaj prym i to od nich czytelnik uzależnia się od pierwszych stron. Wydaje mi się, że to jedna z lepszych książek w dorobku autorki. Bohaterowie swoimi postawami odzwierciedlają podejście do świata wielu z nas a na ich przykładzie możemy odnaleźć prawdę kryjącą się między wierszami. I choć jest to przede wszystkim powieść o wyjątkowo pięknej miłości, nie zapominajmy, że autorka wplata w treść swoich książek także mnóstwo ponadczasowych prawd. Co w życiu najważniejsze? Odpowiedź znajdziecie w lekturze najnowszej książki Magdaleny Witkiewicz, a pewne jest jedno - na pewno się nie zawiedziecie.

wtorek, 25 lipca 2017

"Raki pustelniki" Anne B. Ragde

"Raki pustelniki" Anne B. Ragde, Tyt. oryg. Eremittkrepsene, Wyd. Smak Słowa,Str. 312

Wielokrotnie pisałam jak bardzo cenię sagi rodzinne. To książki, które są mi niesamowicie bliskie, szczególnie te mocno nacechowane emocjami. Dlatego nigdy nie odmawiam żadnej książce z tego gatunku - tak właśnie trafiłam na serię Anne B. Ragde. Przez zupełny przypadek i po części nieświadomie, ale uważam, że był to jeden z lepszych wyborów. 

"Raki pustelniki" to drugi tom cyklu, którego czytanie wyjątkowo odradzam bez znajomości wcześniejszych tomów. W tym przypadku historie zazębiają się ze sobą i stanowią kompletną całość, dlatego by zrozumieć i docenić fabułę - musicie rozpocząć od pierwszej części. Ale to fantastyczna przygoda i jestem pewna, że wielu doceni bogaty styl autorki czy jej potężną wyobraźnię. Szczególnie, że seria oparta została na typowym klimacie skandynawskim, który od latu udowadnia, że nie ma sobie równych.

Fabuła rozpoczyna się tuż po dramatycznych wydarzeniach z pierwszej części. Bracia po pogrzebie decydują się na powrót do swoich dawnych wcieleń i nie zamierzają nic zmieniać w obecnym życiu. Jednak przewrotny los ma wobec nich swoje plany i nie pozwala im na chwile wytchnienia. Pojawiają się problemy a wraz z nimi - nieoczekiwana miłość, która mocno namiesza w życiu głównych bohaterów. Kto stanie przed najważniejszym wyborem, a kto nie pozwoli by los decydował o jego życiu? Nie zdradzę Wam odpowiedzi, bo sekret tkwi w szczegółach, które poznać możecie wyłącznie na własnej skórze decydując się na kontynuację cyklu.

Powieść bardzo mocno opiera się na motywie rodzinnej tajemnicy. Po części została ona odkryta już w pierwszym tomie, ale klimat niepewności i sekretne znaczenie niektórych zachowań postaci świadczy o tym, że autorka nie odkryła jeszcze wszystkich kart. Dziś bracia bogatsi o nowe życiowe doświadczenia i przeświadczeni o tym, że już nic ich nie zaskoczy ponownie stają w obliczu trudnej sytuacji. A cała sytuacja wpływa na samego czytelnika, który od pierwszej strony żyje życiem głównych postaci - ludzkich, wiarygodnie wykreowanych, których po prostu nie sposób nie zrozumieć czy nie kibicować im w wędrówce przez życia.

Do tej pory nie czytałam jeszcze tak czystej sagi rodzinnej, nie przekreślonej innymi, pobocznymi wątkami Tutaj na pierwszym planie stoi rodzina ze wszystkimi swoimi tajemnicami i wiedzie czytelnika przez akcję ściśle dotykającą członków rodziny Neshov. Autorka w fantastyczny sposób ukazała zależność braci, którzy odwrócili się od siebie i wybrali inne drogi w życiu, a jednak wciąż potrzebują siebie nawzajem. Prym wiodą tutaj sylwetki psychologiczne postaci - jest w tej książce miejsce na wszystko co dotyczy tej rodziny, dlatego czytelnik bardzo mocno angażuje się w ich życie. Otrzymałam drobiazgową wiedzę na temat wszystkich pierwszoplanowych postaci i jestem za to niezwykle wdzięczna autorce - nie spodziewałam się, że stworzy ona tak wiarygodny i realistyczny świat a jednak pociągnęła go także przez drugi tom. Okazuje się, że wyłącznie stylem i wyobraźnią, bez mnóstwa niepotrzebnych wątków, można stworzyć historię doskonałą. Seria Anne B. Ragde jest tego idealnym przykładem.

poniedziałek, 24 lipca 2017

"Powtórka z miłości" Clare Swatman

"Powtórka z miłości" Clare Swatman, Tyt. oryg. Before you go, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 392

"Otula mnie mocniej i stoimy tak, podczas gdy w powietrze buchają kłęby pary z czajnika, jakbyśmy mieli nigdy się od siebie nie oderwać. Bardzo żałuję, że to niemożliwe."

Zbyt szybko utracona miłość, zbyt szybko zagubione nadzieje. Jeden dzień wywrócił świat głównej bohaterki do góry nogami. Czy można żyć bez drugiej połowy siebie?

Zoe i Ed połączyła miłość wyjątkowa. Zakochali się w sobie niemal od pierwszego wejrzenia. Poznali się w najważniejszym dla siebie momencie - gdy wkraczali w dorosłość i poszukiwali własnej drogi. Razem szli przez życie i chociaż mieli różne marzenia, nie przeszkadzali sobie w ich realizacji. Kochali się miłością prawdziwą i szczerą. Ale pewnego dnia los postanowił to przerwać. Ed zginął w wypadku, a Zoe pozostała sama.

Clare Swatman napisała bardzo emocjonalną historię. To uczucia stanowią tutaj kluczowy element powieści, bo chociaż sama historia Eda i Zoe jest przejmująca to słowa, jakimi posłużyła się autorka stworzyły w mojej głowie piękny obraz utraconej miłości. Przyznaję, że kilkakrotnie podczas całej lektury nie mogłam ukryć wzruszenia. Powieści o miłości są różne - czasami nieszczęśliwe, innym razem wręcz przeciwnie. Ale rzadko się zdarza, by love story były właśnie takimi historiami - czystą formą miłości ukrytą pod postacią prostego życia.

Zoe i Ed budowali wspólną przyszłość na niełatwym gruncie i przeżyli wszystko co możliwe. Jednak wzloty i upadki umocniły ich miłość, która z wiekiem rozkwitła. Nic więc dziwnego, że kobieta tak mocno przeżyła śmierć ukochanego. Także w czytelniku pojawiła się nuta nostalgicznego smutku za utraconą miłością, która przecież tak dobrze rokowała. Autorka w bardzo umiejętny sposób zebrała wszystkie niezbędne emocje do zagrania na duszy czytelnika i sprawiła, że ten nieświadomie zaangażował się w losu tej dwójki i zaczął śledzić akcję ze sporym zaangażowaniem.

Rozdziały podzielone na konkretne daty, niekoniecznie uporządkowane w porządku chronologicznym przedstawiają wydarzenia z konkretnego dnia. Na początku widziałam tylko niespójny obraz, jednak ze strony na stronę zaczęłam dostrzegać łączącą je nić i kiedy udało mi się złożyć w całość wszystkie elementy układanki - byłam pod sporym wrażeniem. "Powtórka z miłości" jest książką z duszą, w której zatracona w nieszczęściu żona ponownie opisuje swojemu mężowi te najpiękniejsze chwile. Czy jest coś piękniejszego? Mimo bólu, mimo zagubienia Zoe z lekkością opisuje dni, relacjonuje chwile spędzone z mężem a czytelnik po prostu płynie na tej fali pełnej uczuć i czeka, co przyniesie ostatnia strona. Bo niestety, finał jest pewny - a jednak - zaskakujący.

niedziela, 23 lipca 2017

"Klauni" Odys Korczyński

"Klauni" Odys Korczyński, Wyd. Novae Res, Str. 318

Wyobraźcie sobie możliwość przeprowadzenia nieograniczonych eksperymentów genetycznych. Co można nimi osiągnąć? Odpowiedź jest tylko jedna: wszystko.

Powieść Odysa Korczyńskiego to historia oparta na gatunku fantastycznym, w którym eksperymenty na ludzkich genach wiodą prym. Korporacja Gutriedo tej pory zajmowała się dochodową produkcją, która niewiele miała wspólnego ze zmianą ludzkich zachowań. Jednak wciąż myśląc o rozwoju odkryła nowe źródło dochodu - wytwarzanie "lepszych" ludzi. Bardziej wytrzymałych, odpornych i przede wszystkim - pozbawionych strachu przed śmiercią. Tylko czy wkroczenie w obszar działań DNA jest bezpiecznym sposobem na wzbogacenie się?

Autor podjął trudny temat, którego rozwinięcie umożliwiające zaciekawienie czytelnika wcale nie było takie łatwe. Przyznaję, że i ja na początku nie potrafiłam się odnaleźć w fabule. Myślę jednak, że to przede wszystkim dlatego, że ten temat jest mi zupełnie obcy. Dlatego podążając drogą rozumowania autora i pilnie śledząc jego wyjaśnienia zaczęłam dostrzegać jasne punkty tej historii. A przede wszystkim zrozumiałam jej sens. Lubię,gdy książki mnie zaskakują a w przypadku tej lektury pojawił się właśnie taki moment przełomowy - najpierw obawiałam się, że to zły wybór a następnie zaintrygowana śledziłam rozwój wydarzeń.

Ingerencja w genetykę to temat nie dla każdego. Jednak nie on jest tutaj ważny. To eksperymenty na ludziach i dążenie do powstania lepszej rasy mają zwrócić na siebie uwagę. Czy to nie jest tak, że każdy chciałby być idealny? Główny bohater tej historii prowadzi czytelnika przez zawiły labirynt ludzkich pragnień i dążenia do doskonałości w świecie, który absolutnie doskonały nie jest. Mężczyzna gubi własną tożsamość i próbując ją odbudować na nowo zaczyna odkrywać sekrety otaczającego go świata. Czytelnik wraz z nim podąża tą samą drogą i dowiaduje się całkiem ciekawych wyjaśnień. Jakich? Tego Wam nie zdradzę, bo to największy atut tej historii.

"Klauni" to tajemnica, niepewność i brak władzy nad fabułą. Tak właśnie czułam się czytając tą książkę - podążałam drogą wyznaczoną przez autora, ale zupełnie nie wiedziałam czego spodziewać się na kolejnych stronach. Jednak muszę przyznać, że spodobała mi się taka forma wodzenia za nos czytelnika. Styl autora i pomysł na jego książkę zaowocowały ciekawym debiutem nie tylko dla fanów gatunku.

sobota, 22 lipca 2017

"Opiekunka do dzieci" Elisabeth Herrmann

"Opiekunka do dzieci" Elisabeth Herrmann, Tyt. oryg. Das Kindermädchen, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 542

"– Obietnica? Jak miałabym w nią uwierzyć?"

Przepadam za niemieckimi autorami. Wiele razy przekonałam się, że literatura niemiecka zaskakuje dbałością o szczegóły i pomysłowością. I chociaż kryminały skandynawskie zawsze będą moim numerem jeden, to tuż za nimi znajdują się książki Herrmann - historie, które wciągają od pierwszych stron.

Najnowsza powieść Elisabeth Herrmann rozpoczyna się w bardzo typowy dla niej sposób - subtelnie, niemal dystyngowanie, jakby nic nie zwiastowało wiszącej w powietrzu tragedii. Główny bohater Joachim Vernau szykuje się do spektakularnego ślubu, który otworzy mu drogę do wszystkich najbogatszych sfer wyższych klas. Czy zatem może oprzeć się takiej możliwości? Ojciec Sigrun, jego przyszłej żony pozwoli mu osiągnąć wymarzony sukces w renomowanej kancelarii. Jednak z pozoru idealna rodzina zaczyna ujawniać co raz to nowe, straszne tajemnice. Czy warto zatem angażować się w ich życie, skoro wcale nie jest ono takie idealne?

Autorka potrafi zmrozić krew w żyłach i to nie jeden raz. Jej powieści dotykają strun ludzkiej natury, przenikają człowieka na wylot i rozkładają na czynniki pierwsze portrety psychologiczne wszystkich bohaterów. Za to lubię jej książki, bo mogę zabawić się wraz z autorką w grę kto szybciej zgadnie kto jest winny. Jej najnowsza książka również dostarczyła mi dużo mocnych wrażeń - wszystko zaczęło się na przyjęciu, gdy Joachim miał zostać wprowadzony do nowej rodziny. Poznaje tam tajemniczą kobietę, która ujawnia pierwszy sekret szanowanej rodziny i tutaj w czytelnik pojawia się już podejrzenie, że coś jest bardzo nie w porządku. Co to jednak za zabawa, gdy nie brnie się z pełną świadomością w zapowiadające się kłopoty?

W fabułę wmieszany został wątek przeszłości sięgającej czasów wojennych co całkowicie przekonało mnie do lektury. Uwielbiam takie skoki w czasie, szperanie w demonach przeszłości i sięganie pamięcią dalekich wydarzeń. Jeśli autor potrafi całą fabułę ubrać w słowa i zaczarować nimi czytelnika - nie ma lepszej historii. W tym przypadku nie było inaczej: zaledwie po kilku stronach dałam się wciągnąć do fabuły i z zapartym tchem śledziłam rozwój wydarzeń, bo byłam ogromnie ciekawa jak zakończy się cała - w gruncie rzeczy - chora sytuacja. Tajemnicza Ukrainka zjawiająca się na przyjęciu żąda od ojca Sigrun poświadczenia, że w czasach wojny jego rodzina zatrudniała do opieki nad dzieckiem przymusową robotnicę. Nikt jednak nie bierze kobiety na poważnie. Do czasu, gdy jej ciało nie zostaje wydobyte z Landwehrkanal. Joachim zaczyna podejrzewać, że coś jest nie w porządku i zadaje trudne pytania. Czy nie narazi się tym w rodzinie, która miała go wielbić?

Powieść Herrmann nie jest historią, która gna na złamanie karku. Toczy się swoim spokojnym, dystyngowanym rytmem z mocnym klimatem tajemnicy w tle. Jednak to jej urok i absolutnie nie wpływa to na dynamikę akcji - od wydarzeń trudno jest się oderwać a rozgryzienie zagadki z przeszłości staje się dla czytelnika priorytetem. Mam wrażenie, że autorka zaczęła tworzyć nowy nurt w powieściach kryminalnych - bardziej społeczny, mniej drastyczny. Dla mnie to pomysł zdecydowanie trafiony, który naprawdę polecam.

Deutsch Aktuell #82 | English Matters #64 | English Matters #wydanie specjalne


Deutsch Aktuell #82
W numerze: klasycznie i tradycyjnie - kultura, czyli film, książka i muzyka na czasie. W artykule o ludziach - Die Prinzen der deutschen Musiksene. Dla tych, którzy lubią kulturę, trochę o wynalazkach, dziełach sztuki w formie filharmonii, a nawet trochę o wzorowych chłopcach. O świecie trochę inaczej, czyli szok kulturowy. Artykuł podróżniczy tym razem o Lipsku. Dodatkowo - masa słówek z nowych tematyk, nauka i artykuły dla każdego.


English Matters #64
Kultura sięgnie tematu Dream Company. Po angielsku trochę o Polsce. Dla ciekawskich świata i nowych tematów - trochę o Afryce, ciekawie o mowie nienawiści, historia znanego domu w Anglii. Poza tematycznymi artykułami oczywiście cała masa nowych słów, tematyczne teksty dla każdego i dobra zabawa pobudzająca nasze szare komórki.

 

English Matters #wydanie specjalne
Wydania specjalne lubię najbardziej, bo mam wrażenie, że jest w nich znacznie więcej słówek. Według mnie są również pomocniejsze w nauce. W tym wydaniu kilka dobrych tematów - Adele, czyli gwiazda muzyki pop od kuchni. Money Mistakes, nowe zawody oraz odpowiedź na kluczowe pytanie - czy jesteśmy szczęśliwi? Pojawił się także uroczy Sherlok Holmes oraz liczne ćwiczenia!








Czytaliście już nowe numery? Pochwalcie się wrażeniami!

piątek, 21 lipca 2017

"Wyskok" Elisa Carbone

"Wyskok" Elisa Carbone, Tyt. oryg. Jump, Wyd. Media Rodzina, Str. 264

"
"- Pamiętaj, wypuść chomika na wolność. – Poruszając rękami, udaje, że otwiera klatkę i uwalnia zwierzątko. – Kołowrotek.
Obejmuję dłońmi głowę.
- Och, Boże, gryzonie w mojej głowie, gryzonie w mojej kolacji."

Poznajcie P.K., dziewczynę, która lubi być sobą. I nieszczególnie wiąże swoją przyszłość z dobrymi stopniami .Ignorując szkolne zasady poświęca się temu co kocha najbardziej - wspinaczce. Życie ją przytłacza, a ciągłe zakazy i nakazy doprowadzają do szału. Jak żyć pośród ograniczeń? W gęstwinie poszukiwań własnej siebie odnajduje Zwierzaka - towarzysza swojej niedoli, trochę pokręconego a jednak hipnotyzującego chłopaka, który przeżył zdecydowanie za dużo. Czy tych dwoje ma szansę odnaleźć wspólną drogę? I czy jest ona im pisana?

Na pierwszy rzut oka powieść wydaje się banalna. Te same, powielane w nieskończoność schematy, problemy nastolatków i zbłąkana, niedojrzała miłość. Nie ukrywam, że i ja tak pomyślałam, gdy zabrałam się do lektury powieści Carbone. Jednak ze strony na stronę moje uprzedzenia zaczęły uciekać w niepamięć. Fabuła mocno bazuje na wątku młodzieńczych dylematów, jednak są one prawdziwe i wiarygodne - pomagają zdefiniować własne potrzeby i ukazują ludzkie relacje w prawdziwym świetle. Jest to możliwe za sprawą spotkania dwójki głównych bohaterów, gdzie na pierwszy rzut oka połączenie ich w jednej historii wydaje się zupełnie pozbawione sensu. A jednak wraz z rozwojem fabuły wszystko zaczyna idealnie do siebie pasować i czytelnik nie ma już żadnych pytań.

Przede wszystkim musicie wiedzieć, że historia nie opiera się konkretnie na wątku miłosnym. Jest on w pewnym sensie motywem przewodnim w tej książce, ale tak naprawdę liczy się najmniej. Za sprawą dojrzałości głównych bohaterów, ich doświadczeń i problemów autorka pokazała jak ważny dla człowieka jest drugi człowiek i na przykładzie zwykłej, ludzkiej relacji ukazała przebieg problemu w momencie, gdy mamy w kimś oparcie. Być może brzmi to dla Was górnolotnie, melodramatycznie czy zbyt wyniośle, ale wcale takie nie wydaje się podczas poznawania lektury - to w gruncie rzeczy prosta akcja z bardzo ważnym przesłaniem, które zostaje w głowie czytelnika także po skończonej fabule. Docenicie i zrozumiecie to dopiero, gdy pozwolicie sobie na poznanie akcji "Wyskoku".

Pasja, marzenia, wielkie plany i przewrotny los - to w dużym skrócie składniki tej lektury. Każdy z nich dopracowany w detalu i ukazany z sercem nie wzbudza żadnych pytań o realność rozgrywanych wydarzeń. Wspinaczka nie jest moją mocną stroną, a jednak poprzez zaangażowanie autorki mogłam zrozumieć pasje bohaterów - ich siłę do tego by piąć się wyżej, ich zaangażowanie i brak lęku przed niebezpieczeństwem. Carbone w niezwykle obrazowy sposób pokazała mi, że każda pasja jest wyjątkowa i ukazała jej piękno laikowi, który do tej pory nawet nie myślał, by zając się wspinaczką. To jednocześnie świadczy o dużym warsztacie literackim autorki, która umiejętnie posługując się słownictwem i stylem przekona do siebie każdego czytelnika.

Książki uczą życia i to nie pierwsza lektura, która to udowadnia. A jednak każda taka historia zmienia mnie choćby w niewielkim stopniu. Bardzo się cieszę, że mogłam poświęcić swój czas lekturze "Wyskoku", bo okazała się ona dla mnie cenną lekcją. Przez pryzmat swobody i lekkości spojrzałam na problemy życia codziennego z zupełnie innej perspektywy, mogłabym nawet napisać - z innej wysokości. To naprawdę dobra książka i zdecydowanie warta uwagi - polecam!

Przedpremierowo: "Pędzle w kieliszku" Patryk Beniamin Grabiec

"Pędzle w kieliszku" Patryk Beniamin Grabiec, Wyd. Novae Res, Str. 175

"Długo nie mógł zasnąć zastanawiając się nad swoim życiem, które ulegało co raz poważniejszym zmianom."

Czasami niepozorna objętościowo historia może nieść ze sobą większe przesłanie niż najgrubsza powieść. Przekonałam się o tym na przykładzie powieści "Pędzle w kieliszku", która okazała się przestrogą ku przyszłości dla wielu czytelników.

Główny bohater, Janek to mężczyzna z przeszłością. Traumatyczne wydarzenia z młodości rzutują na jego obecne życie, bo problemy z ojcem zaprowadziły go na skraj rozpaczy. Radząc sobie nieudolnie ze wciąż powracającymi wspomnieniami pije i pozwala, by życie przelatywało mi między palcami. Można by przez to pomyśleć, że to negatywna, nieciekawa postać antybohatera, który zatracił się w swoim nieszczęściu i zapomniał, że o życie należy walczyć. Przyznaję, że sama na początku miałam takie myśli, ale im dalej w lekturę tym bardziej poznawałam bohatera i zaczęłam dostrzegać wszystko to co go otacza teraz oraz to co miał kiedyś. Przez to też rozumiałam jego wybory i nie oceniałam go wyłącznie po pozorach.

Autor stworzył powieść opartą na współczesnych motywach, bardzo wiarygodnych i możliwych do przełożenia na życie wielu czytelników. Wbrew pozorom podobne problemy to chleb powszedni dla wielu, bo trudne relacje rodzinne są motywem ponadczasowym. Ten kto nie radzi sobie z natłokiem myśli próbuje je zagłuszyć i decyduje się nie rzadko na desperacki krok - tak też zrobił Janek, który sięgnął po alkohol. Na całe szczęście w pewnym momencie się opamiętał dzięki - nie inaczej - miłości, która pozwoliła mu spojrzeć na siebie z innej perspektywy. Wiktoria pozwala mu odrodzić się na nowo, a praca i pasja pozwalają mu w końcu porzucić nałóg. Jednak czy demony przeszłości tak łatwo odchodzą?

"Pędzle w kieliszku" to ludzka opowieść o bólu, cierpieniu i złudnej nadziei, która przez jakiś czas daje nam możliwość szczęścia. Autor w prostym stylu pokazał życie swojego bohatera, ale tak naprawdę na jego miejscu mógłby znaleźć się nie jeden czytelnik. To mądra, życiowa powieść z lekkim językiem i prostym przesłaniem. Często zdarza się, że stoimy na zakręcie, jednak to wyłącznie od nas zależy czy podejmiemy dalszą walkę. Miłość, pasja, determinacja - to trzy czynniki przełomowe w życiu głównego bohatera, które odnajdziecie na stronach tej powieści. Myślę, że wielu z Was dostrzeże w niej urok ludzkiego przesłania o którym nie powinno się zapominać.

"Pędzie w kieliszku" Patryka Beniamina Grabca pod patronatem ThievingBooks

Kolejna już książka trafiła do grona lektur którym patronuję. Tym razem to powieść o prawdziwym życiu, bardziej obyczajowa i mniej młodzieżowa. Otwiera drogę do demonów przeszłości i pokazuje jak trudna może być teraźniejszość.


PATRONAT MEDIALNY: ThievingBooks

"Pędzle w kieliszku" Patryk Beniamin Grabiec

Janek nie może uwolnić się od traumy przeszłości i bolesnych relacji z ojcem, które kładą się cieniem na jego losach. Pije i pozwala, by życie przepływało obok. Znów traci pracę.

Gdy dostaje etat w magazynie, rozumie, że to szansa, być może ostatnia, na zmianę. Pełen nadziei obiecuje sobie solennie, że odstawi butelkę i zacznie przyzwoicie żyć. Udaje się! Z poznaną w pracy Wiktorią połączą go dobre i silne uczucia, młodzi stają się dla siebie całym światem i podporą. Po latach Janek wraca też do malowania – wreszcie czuje się wolny i wyzwolony z objęć demonów. Znów robi to, co kocha i co potrafi najlepiej, jest doskonałym artystą. Zostaje zauważony i dostaje propozycję wernisażu. Gdy przyszłość stoi przed nim otworem, w blasku i spokoju, nałóg i demony ponownie dają o sobie znać…


Jesteście ciekawi tego tytułu? Niedługo pojawi się przedpremierowa recenzja powieści :)

czwartek, 20 lipca 2017

"Gra miłości" Huntley Fitzpatrick

"Gra miłości" Huntley Fitzpatrick, Tyt. oryg. The Boy Most Likely To, Wyd. Zysk  i S-ka, Str. 464

Lubię, gdy książki mnie zaskakują. Mam wtedy poczucie, że nie sięgnęłam po wybraną lekturę na darmo. Twórczość Huntley Fitzpatrick odkryłam niedawno, gdy przeczytałam cudowna opowieść "Moje życie obok", ale już po jednej jej książce przekonałam się do twórczości autorki - przez jej pomysł na fabułę i przede wszystkim wspomniany wcześniej i jakże kluczowy element zaskoczenia. 

Autorka zdecydowała się pójść w kierunku powieści młodzieżowej z przesłaniem wynikającym z zasad jakimi kierujemy się w życiu. To już druga jej książka, która pokazuje, że pozory to rzecz złudna a świat wcale nie jest taki kolorowy jak nam się wydaje. Na całe szczęście jest w tym wszystkim miłość - ta utarta już, znana przecież z niemal wszystkich książkowych motywów, a jednak jakby inna. W rękach Fitzpatrick miłosne perypetie bohaterów zmieniają się nie do poznania w nieoczywiste sprawy do rozwiązania, gdzie uczucie nie wydaje się wcale takie proste jak każdy przypuszczał. To właśnie największy atut tej historii - miłość na pierwszym planie, która nie jest słodka, nie jest nawet słodko-gorzka, jest po prostu szczera i prawdziwa, bez żadnych upiększeń.

A jeśli już wspominam o pozytywnych aspektach historii, nie mogę zapomnieć o bohaterach - dopracowanych i jakże wiarygodnych, których dylematy stały się także moimi rozterkami. Na moment znalazłam się w ciele głównej bohaterki i śledziłam jej poczynania od tej najważniejszej strony. To wszystko za sprawą dużego warsztatu autorki, która poprzez kreację swoich postaci w bardzo prosty sposób umożliwiła mi utożsamienie się z nimi, wejście do ich głowy i zrozumienie decyzji jakie podejmowali. Szczególnie, że dwójka czołowych bohaterów to postacie barwne i naznaczone przez życie bagażem doświadczeń. Pamiętacie Alice Garret z "Moje życie obok"? Tam była bohaterką drugoplanową, tutaj natomiast stała się centralnym punktem historii. Dziewczyna poświęciła swoje życie rodzinie i z wielkim zaangażowaniem dbała o rodzeństwo. W pierwszym tomie historii mocno mi zaimponowała, ale dopiero teraz bliżej przyjrzałam się jej charakterowi i przyznaję - o takich bohaterkach mogłabym czytać przez cały czas. Czy właśnie nie o to chodzi by postacie były mądre, dojrzałe, błyskotliwe i swobodne zarazem? Alice absolutnie niczego nie brakowało, okazała się dziewczyną pełną ukrytych cech charakteru i których nie miałam pojęcia, a których poznanie okazało się jednym z pozytywnych aspektów tej lektury. Nie powinnam jednak przy tym zapominać o Timie - młodocianym członku grupy AA, zagubionym, pokiereszowanym przez życie chłopaku z ogromnym bagażem doświadczeń i bólu. Nigdy bym nie pomyślała, że Alice którą znam, ta sama, która bawiła się chłopakami i kpiła z miłości znajdzie w Timie odbicie samej siebie. A jednak - mimo tego, że broniła się do ostatniego tchu - uczucie wygrało. Jednak czy faktycznie ma ono możliwość przetrwania?

Autorka doskonale żongluje emocjami w tej powieści i trzyma czytelnika w napięciu. Do ostatniej strony nie byłam w stanie przewidzieć jak potoczą się losy tej dwójki. Kibicowałam im ze wszystkich sił, ale miałam też świadomość przewrotności losu, który w przypadku tej dwójki okazywał się często bezlitosny. To książka z charakterem, pewna siebie, taka która nie gubi rytmu. Doskonała fabuła, świetny styl i dojrzałość akcji to nic w porównaniu z bohaterami - zabawnymi, błyskotliwymi, a głębokich duszach. Uwielbiam tą książkę i uwielbiam Garretów - takich historii po prostu się nie zapomina.

środa, 19 lipca 2017

Przedpremierowo: "Mroczna tajemnica Bieszczad" Paweł Ślusarczyk

"Mroczna tajemnica Bieszczad" Paweł Ślusarczyk, Wyd. Novae Res, Str. 303

"- Nie wstyd ci, że jesteś taką świnią? [...]
- Czasem wstyd, ale co ja tu mogę?"

Lokalna społeczność, górski klimat, tajemnica i morderstwa - oto przepis na powieść Pawła Ślusarczyka. Czy udany? Postanowiłam przekonać się o tym na własnej skórze.

Lubię, gdy kryminał mnie zaskakuje i niesie ze sobą obietnicę dobrego klimatu. To dwa podstawowe elementy, które muszą być w tym gatunku zawarte. Nawet gdy zagadka jest do rozwiązania łatwa i możliwa jeszcze przed finałem to dobrze skonstruowane napięcie jest w stanie poradzić sobie z każdym niedociągnięciem fabuły. Pomyślałam sobie zatem, że skoro mamy Bieszczady w tle naszej rozgrywki będę miała to zapewnione, bo w końcu górski klimat niesie ze sobą powiew tajemnicy i sekretów. Nie trzymając Was dłużej w niepewności potwierdzę - właśnie to otrzymałam. Bardzo dobrą, subtelnie nakreśloną aurę nieodstępującą czytelnika do ostatniej strony.

Fabuła jak na powieść kryminalną ie jest szczególnie skomplikowana. W Bieszczady powraca człowiek, który od lat terroryzował społeczność. Piętnaście lat temu został oskarżony o morderstwo, ale nigdy nie trafił do więzienia. Wraz z powrotem Ryszarda ginie kolejna młoda dziewczyna a wszystko wskazuje, że to jego sprawka, bo zgadzają się wszystkie okoliczności. Czy to naprawdę on jest mordercą, teraz już seryjnym? Sprawą zajmie się młoda policjantka i student medycyny - razem tworzą świeży duet, który być może współczesnym okiem podejdzie do sprawy bez uprzedzeń i nakierowań.

Autor pisze lekko i bardzo przyjemnie. Nie dopatrzyłam się w tekście żadnego zbędnego opisu, który mógłby wydłużyć fabułę. Wręcz przeciwnie, akcja jest szybka i dynamiczna, bohaterowie ciekawi i - uwaga! - młodzi, dzięki czemu wnoszą do historii powiew świeżości a dialogi płynne i konkretne. To atut tej historii, bo dzięki temu wszystko wydaje się na właściwym miejscu. Autor miał pomysł na swoją książkę i w pełni go wykorzystał. W dodatku wątki detektywistyczne zostały połączone z prozą poetycką a dobrze wykreowane napięcie związane z tajemnicą wiszącą nad postacią Ryszarda i martwych dziewczyn miejscami ustępuje miejsca zmysłowości wybranych scen i nawet chwilami humoru. Czy taki misz-masz literacki jest możliwy, szczególnie w przypadku kryminału, gdy ten nie powinien odwracać w żaden sposób uwagi czytelnika. Jak się okazuje - to możliwe, a jeśli poświeci się temu uwagi, może się to nawet udać, czego dowodem jest powyższa książka.

"Mroczna tajemnica Bieszczad" to dobry pomysł i jeszcze lepsze wykonanie. Uwagę czytelnika przykuwa każdy detal a literacki misz-masz zapewnia naprawdę dobrą zabawę. Takie książki są potrzebne - nie ukierunkowane na konkretny gatunek, ale po prostu płynące z pasji pisania. Cieszę się, że mogłam ją przeczytać i mam nadzieję, że wielu z Was zdecyduje się na tą historię. Jestem pewna, że nie poczujecie się rozczarowani.

"Indeks szczęścia Juniper Lemon" Julie Israel

"Indeks szczęścia Juniper Lemon" Julie Israel, Tyt. oryg. Juniper Lemon's Happiness Index, Wyd. IUVI, Str. 372

"Może tak naprawdę chowam się przed prawdą."

Każda kolorowa okładka przyciąga mnie do siebie jak magnes. Wiem, nie powinnam oceniać książki w ten sposób. Tylko nie jest to takie łatwe, gdy minimalistyczny styl kusi oko a następnie opis z okładki intryguje na całego. Czy w takiej sytuacji można się oprzeć lekturze?

"Indeks szczęścia" to lektura, która przede wszystkim zapewnia czytelnikowi atrakcję. Pominę już samą dobrze napisaną i przemyślaną akcję, bo forma powieści ma tutaj równie ważne znaczenie. Tekst to nie tylko powieść fabularna, ale i karteczki, maile, cytaty, wypunktowane informacje. Nie trzeba długo czekać by taka forma zbliżyła czytelnika do fabuły i pomogła mu lepiej zrozumieć rozgrywane wydarzenia.

Czasami mam wrażenie, że autorom brakuje pomysłu na książki. Sięgają po utarte schematy i nie wymyślają niczego nowego. Także tym razem miałam pewien moment zawahania, bo choć okładka niemal syrenim śpiewem kusiła mnie nucąc "chodź do mnie", to z tyłu głowy miałam przekonanie, że otrzymam kolejną smętną historyjkę o bólu i stracie, której podobne wersje czytałam już wiele razy. Na całe szczęście bardzo miło się rozczarowałam gdy zaczęłam podążać za fabułą - poznałam Juniper Lemon, tytułową i jednocześnie główną bohaterkę, której charakter i osobowość świeciły wewnętrznym blaskiem. O podobnych postaciach sługo się nie zapomina, bo chociaż na pierwszy rzut oka ich historie są smutne, to przy bliższym spotkaniu dają czytelnikowi wiele radości.

Minęło sześćdziesiąt pięć dni od śmierci Camilli - starszej siostry Juniper. To wielki cios dla dziewczyny, bo życie bez siostry stało się szare i nic nie znaczące. Jednak pewnego dnia odkrywa list Cam do tajemniczego "Ty", datowany na dzień wypadku. W sercu głównej bohaterki zaczyna rodzić się jeszcze większa pustka i żal do siostry za tajemnice, jakie przed nią miała. By ponownie zrozumieć Camillę i dowiedzieć się o niej całej prawdy Junpier decyduje się podążyć tropem pozostawionego listu i pozwolić, by obraz jej siostry na nowo powstał w jej umyśle

Tak wygląda historia, która na pierwszy rzut oka wydaje się niepozorna a przy bliższym spotkaniu bardzo zyskuje. Mnóstwo emocji przewinęło się przez fabułę i to nie tylko tych smutnych. Juniper to centralny punkt powieści przez wzgląd na jej barwną osobowość - notuje swoje myśli, podąża trochę innym torem rozumowania i ma głęboką duszę. Gdy pewnego dnia gubi najcenniejszą kartkę ze swoimi zapiskami zaczyna powoli dostrzegać różnicę w konfrontacji z cudzą tajemnicą. Jak to jest, że z naszego punktu widzenia wszystko co nas nie dotyczy wydaje się takie proste? "Indeks szczęścia" dzięki temu nabiera znaczenia - to książka mądra i przyjemna, która swoim przesłaniem trafi do nie jednego czytelnika zapewniając mu przy tym naprawdę dobrą historię. O tym jak szybko potrafi komplikować się życie Israel napisała wyśmienicie. Polecam!

wtorek, 18 lipca 2017

"Nie zapomnij mnie" Anna Bellon

"Nie zapomnij mnie" Anna Bellon, Wyd. OMGBooks, Str. 320

"Nina zostawiła po sobie otwartą furtkę, Ollie. Ten rozdział nie jest zamknięty. Nie zapomnisz jej. Ale możesz mimo wszystko ułożyć sobie życie bez niej."

Pamiętacie głośną premierę "Uratuj mnie" Anny Bellon, która na Wattpadzie zdobyła rzeszę fanów? Dziś autorka powraca z kontynuacją swojej serii, gdzie drugi tom przyniósł jeszcze więcej perypetii głównych bohaterów.

The Last Regretto centralny punkt powieści. Zespół powstał na oczach czytelnika, gdy w pierwszym tomie pojawił się w formie pomysłu a następnie przerodził w projekt. Nikt tak naprawdę nie spodziewał się, że osiągną taki sukces. Teraz cały świat zna ich utwory, fanów przybywa z każdą minutą a nominacja do Grammy jest tylko kwestią czasu. To nie pierwsza powieść, która tak mocno angażuje w swoją fabułę muzykę, a przecież jak wiadomo - łagodzi ona obyczaje. Dlatego tak bardzo lubię gdy autorzy decydują się na jej wykorzystanie. Jednak ważne jest to by wykorzystano ten motyw z pomysłem, inaczej na pewno nic z tego nie wyjdzie.

Myślę, że autorce udało się wykorzystać ten motyw przede wszystkim w rozplanowaniu fabuły dla swojej serii. Zamknęła ona przygodę Mai i Kylera w pierwszym tomie, a teraz drugą część rozpoczęła perypetiami miłosnymi kolejnego członka zespołu - Olliego. Bo tak naprawdę seria The Last Regret nie jest niczym innym jak powieścią młodzieżową z serii New Adult, w której królują uczucia. Poprzez przykład pierwszej książki wiem, że Anna Bellon lubi poprowadzić swoich bohaterów przez kilka życiowych problemów, by mogli docenić co mają, ale to akurat uczy ich trochę prawdziwego świata. 

Ciekawi bohaterowie i równa im akcja - to czeka na Was w kontynuacji serii Bellon. Odnoszę również wrażenie, że druga książka została bardziej dopracowana. Zmienił się na pewno styl autorki - z niemal aż za prostego na swobodny i lekki, dzięki czemu tą powieść czytało mi się znacznie lepiej. To pocieszający fakt, bo widać, że autorka się stara. Również opowieść Olliego przypadła mi do gustu bardziej niż Kylera. Kolejny członek zespołu okazał się złożonym bohaterem o trochę przytłaczającym podejściu do świata - trwał w związku z dziewczyną, której nawet nie kochał. I co najgorsze w tym wszystkim, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dlaczego zatem tkwił w całej tej chorej sytuacji? Trudno odpowiedzieć mi na to pytanie, bo Ollie to zamknięty chłopak i nie bardzo mogłam pozwolić sobie na to by wejść do jego umysłu. Widziałam jednak jak męczyła go tęsknota za pierwszą prawdziwą miłością i dziewczyną, która nagle odeszła. Czy zatem odnalezienie Niny pozwoli mu znaleźć odpowiedzi na niezadane pytania?

"Nie zapomnij mnie" jest historią z subtelną tajemnicą. Inną od swojej poprzedniczki, trochę bardziej dopracowaną, ale też bardzo młodzieżową. Przypadnie do gustu wszystkim miłośniczkom miłosnych uniesień, bo tych w historii Olliego na pewno nie zabraknie. Poszukiwanie ukochanej osoby zawsze wiąże się z mnóstwem atrakcji. Jesteście zatem przygotowani na emocjonalną podróż?

poniedziałek, 17 lipca 2017

"Bad Mommy. Zła mama" Tarryn Fisher

"Bad Mommy. Zła mama" Tarryn Fisher, Tyt. oryg. Bad Mommy, Wyd. SQN, Str. 320

"Jesteśmy sumą naszych wczesnych doświadczeń, naśladujemy sposób, w jaki nauczono nas kochać, uprawiać seks i nawiązywać kontakty z ludźmi. Niektórzy z nas zrywają z przeszłością, innym nigdy się to nie udaje."

Książki Tarryn Fisher przekonały mnie do siebie nietypowością. Po lekturze "Margo" długo nie wiedziałam co myśleć o pomyśle na fabułę, a jednak śmiało mogę napisać, że była to jedna z lepszych książek jakie czytałam. Uwielbiam, gdy książka w bardzo intensywny sposób działa na psychikę czytelnika w przypadku tej autorki nie może być inaczej. Dlatego sięgnęłam po "Bad Mommy" - z nadzieją, że i tym razem mocno namiesza mi w głowie.

Mogłabym pomyśleć, że autorka ma głowę przepełnioną mocno destrukcyjnymi myślami, które nie powinny oglądać światła dziennego, ale gdy przelewa to na papier - nie mam nic przeciwko. Jej najnowsza książka zaskakiwała mnie niemal na każdej stronie, może nie tyle rozgrywanymi wydarzeniami co przemyśleniami jakimi dzieliła się autorka ze swoimi czytelnikami. Fisher wplotła do fabuły wiele sentencyjnych myśli - uwaga! - mocno psychopatycznych. Niemal cały tekst oparty został na zaskakującym motywie mrożącej krew w żyłach obłąkanej historii, która będąc w stylu autorki po raz kolejny pokazała mi, że oryginalność w literaturze jest jeszcze możliwa.

Nie mam pojęcia co siedzi w głowie autorki, ale kolejną jej powieść biorę w ciemno - uwielbiam ten psychodeliczny klimat niepewności, chorej satysfakcji umysłu, gdy rozgryzie zagadkę maniakalności wiszącej w powietrzu niemal od pierwszych słów. Zaczynam wyczuwać tutaj znak rozpoznawczy Fisher - poprzez szaloną fabułę wzbudza w czytelniku całą masę pędzących emocji od których nie sposób się oderwać. Przepadłam w drugiej już dziwnej i nieskrępowanej żadnymi zasadami moralnymi historii i jestem zaskoczona jak bardzo przypadła mi ona do gustu - coś nowego, coś dziwnego, czego jeszcze do tej pory nie było.

Powieść podzielona została na trzy części, które pozwoliły wyjść na pierwszy plan trzem głównym bohaterom. Ukazali się oni przed czytelnikiem w całej krasie i ze swoim pokręconym światopoglądem wzbudzili moim światem nie na żarty. Autorka z precyzją chirurga rozłożyła ich psychikę na czynniki pierwsze i krok po kroku ujawniała siedzące w ich głowach tajemnice. A kiedy zaczęły one wychodzić na światło dnia - mnie odbierały mowę. Nie byłam przygotowana na wszystkie to smaczki wyłapywane ze strony na stronę a jednak delektowałam się wszelkimi odchyleniami od normalności. To kluczowy motywie tej powieści - dziwność, która ogarnia czytelnika i tak mocno miesza mu w umyśle, że gdy ten przewraca ostatnią stronę, nie ma pojęcia co myśleć ani co powiedzieć.

"Bad Mommy" ma w sobie moc powieści zupełnie nietypowej, niezwykle zaskakującej, o nietypowym zakończeniu. Wszystkie atuty twórczości autorki skumulowały się właśnie w tej powieści dzięki czemu otrzymaliśmy wyjątkowo dobrze napisaną historię. Nie jest to jednak lektura dla każdego - czytanie jej wymaga odwagi, która jest wyznacznikiem dla zrozumienia i dostrzeżenia uroku tej historii. Według mnie: takiej książki jeszcze nie było i mam nadzieję, że na tym autorka nie poprzestanie, bo jak się okazało "Margo" to historia która była tylko wstępem do rozwinięcia talentu autorki. "Bad Mommy" po prostu odbiera mowę - jednak czy nie jest tak, że bestsellery bronią się same?

niedziela, 16 lipca 2017

"Dziewczyna na miesiąc. Lipiec - Sierpień - Wrzesień" Audrey Carlan

"Dziewczyna na miesiąc. Lipiec - Sierpień - Wrzesień" Audrey Carlan, Tyt. oryg. Calendar Girl Volume Three, Wyd. Edipresse, Str. 430

"Skarbie ja też cię kocham. Tylko ty. Tylko ty i ja."

Znacie taki rodzaj książek, które wybiera się w przerwie między bardziej poważniejszymi by na moment się odstresować i zrelaksować? Niezobowiązujące, dobre lektury na jeden wieczór, które szybko wciągają do fabuły? Ja odnalazłam się w ten sposób, w serii Audrey Carlan - lekkiej, sympatycznej historii miłosnej.

Seria obejmuje cztery tomy połączone ze sobą główną bohaterką, która - nie inaczej - jest dziewczyną do towarzystwa. Każda książek to kontynuacja swojej poprzedniczki, więc warto rozpocząć serię od pierwszego tomu, szczególnie że w startowej części Mia Saunders, główna bohaterka, wyjawia czytelnikowi od czego wszystko się zaczęło. Chciała żyć normalnie i nigdy nie pomyślałaby, że jej zawód zmieni się w ten, który jest obecnie. Jednak długi ojca i groźba śmiertelnych porachunków zmusiły dziewczynę do szybkiego podjęcia decyzji. Sprawę ułatwiła jej ciotka, ale jeśli przyjrzymy się bliżej Mii dostrzeżemy, że nawet się jej to podoba.

Mia co miesiąc jest kobietą do towarzystwa dla innego mężczyzny. Umowa nie obejmuje żadnych seksualnych uniesień, jeśli o tym myślicie - tylko towarzystwo, dla umilenia czasu. Jednak czy spędzanie wszystkich kalendarzowych dni miesiąca z bogatymi, niezależnymi i bardzo przystojnymi mężczyznami nie pobudza hormonów i nie zobowiązuje do czegoś? Mia jest bohaterką, której charakter nie jest szczególnie zarysowany - ciekawska świata, ale nie z pazurem, choć nie mogę napisać by nie wiedziała w co się pakuje. Nie drażni czytelnika, nie denerwuje swoim zachowaniem a to dla mnie najważniejsze.

Historia choć obejmuje tylko jeden główny wątek jest też dobrym przykładem trochę pokręconej wersji motywu drogi. Dziewczyna w każdym miesiącu przebywa gdzie indziej, dzięki czemu czytelnik może podróżować razem z nią - był między innymi Boston czy Hawaje, ale trzecia część nie odbiega od reszty. Tym razem przeniosłam się do Miami, Teksasu i Vegas. Czy to nie idealny wybór na gorące lato? Druga połowa roku Mii to kolejna dawka intensywnych wrażeń, szczególnie że jej nowi partnerzy to kolejne obiekty westchnień wielu pań. Anton - popularny muzyk angażuje naszą bohaterkę do swojego najnowszego teledysku, Maxwell - potentat naftowy zaprasza ją do roli swojej zaginionej siostry by zdobyć upragniony majątek. Nie można zatem powiedzieć by życie naszej głównej bohaterki było nudne.

Seria Dziewczyna na miesiąc to niezobowiązujący, lekki cykl, który naprawdę potrafi umilić czas. Sodko-gorzka historia miłosna z nutą podtekstu erotycznego to nie tylko klasyczny romans, ale i zupełnie nietypowe historie. Każdy miesiąc niesie ze sobą obietnicę czegoś nowego, zaskakującego, bo nie wiemy gdzie trafi Mia ani jaką rolę przyjdzie jej odegrać. Każdy z mężczyzn gwarantuje jej życie jak w bajce poprzez pieniądze, ale ma również swoje za uszami zdeprawowany żądzą władzy. Czy w całym tym pokręconym świecie Mia znajdzie ratunek dla siebie i swojego ojca oraz odgrodzi się emocjonalnie od każdego z klientów? Przekonajcie się sami!

"Spalone mosty" Izabella Frączyk

"Spalone mosty" Izabella Frączyk, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 288

"Tyle że nadszedł już czas. Właściwy, żeby zmierzyć się z tym, co boli, i na dobre rozprawić się z przeszłością."

Nowa seria Izabelli Frączyk to niepozorna lektura dla każdego. Utrzymana w charakterystycznym stylu powieści obyczajowej z tomu na tom opisuje o perypetiach Magdy, która odziedziczyła starą stadninę koni. To już druga część serii i jedno co mnie zaskakuje - kolejna która w zasadzie liczy sobie niewiele stron. Zazwyczaj podobne serie pisane są po kilkaset stron w grubych wydaniach i chociaż jestem właśnie zwolenniczką potężnych tomów, tutaj nie przejmuję się objętością. Wydaje mi się, że gdyby autorka dodała coś jeszcze, książki nie byłyby tak dobre.

Magda już w poprzedniej części pokazała mi się od dobrej strony. To kobieta, która swoje przeszła w życiu i chociaż myślała, że wyszła już na prostą - los się odwrócił. Okazało się, że w spadku po swojej babci otrzymała stajnię, która wymagała od niej sporych zmian. Podjęła je bez zbędnych narzekań i to spodobało mi się w niej najbardziej - poddała się chwili i stworzyła swoje miejsce na ziemi. Teraz wydaje się, że wszystko jest tak jak być powinno. Tylko czy spokój nie jest zazwyczaj zwiastunem burzy?

Izabella Frączyk napisała bardzo pasjonującą historię o spełnianiu marzeń. Znacie wszystkie te utwory muzyczne, które zmuszają do chwytania chwili? Podobnie jest z tą książką, tylko zamiast muzyki mamy papier, ale wciąż pozostaje kluczowy aspekt - słowa. Przez swoją barwną i jednocześnie lekką formę autorka przekazała jak ważna jest siła przyjaźni, determinacji i wspólnoty. Jestem pewna, że wieli czytelników po przeczytaniu kolejnego tomu serii dojdzie do wniosku, że niezwykle miło byłoby zamieszkać w podobnej posiadłości, w otoczeniu koniu i świętego spokoju. Bo chociaż na przykładzie Magdy widzimy jak bardzo zafascynowany jest los rzucaniem kłód pod nogi, to razem można pokonać wszelkie niedogodności.

Jest w tej książce wszystko co powinna mieć powieść obyczajowa - historia prostego życia, która zmusza do chwili zatrzymania się i refleksji. Są bohaterowie: pełnowymiarowi i ciekawi, bardzo podobni do nas. Są także nieoczekiwane zwroty akcji i prostota zwykłych chwil. Ale to co przekonuje najbardziej to emocje. Poznałam prawdziwą definicję przyjaźni, w której bohaterowie wspólnymi siłami stawiali czoła wszelkim przeciwnością i - przyznaję - po cichu im tego zazdrościłam, bo autorka bardzo wiarygodnie opisała łączącą bohaterów relację.

"Spalone mosty" to niczym niewymuszona, prosta historia o życiu z jednoczesnym przesłaniem - w pełni korzystaj z każdego dnia. Nie zabrakło w tej powieści poczucia humoru, który szybko rozładowywał wszelkie wybuchy smutku. Nie zabrakło też nadziei, która w życiu jak się okazuje jest niezwykle potrzebna. Drugi tom to kolejna dobra historia i przede wszystkim świetna kontynuacja losów kobiety takiej jak my, a jednak w pewien sposób niezwykłej. Idealna lektura na upalny dzień!

"Pójdę do jedynej" Kasia Bulicz-Kasprzak

"Pójdę do jedynej" Kasia Bulicz-Kasprzak, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 376

"Jednak co innego wiedzieć, a co innego tęsknić za czasami, gdy się było dla matki najważniejszą osobą na ziemi."

Było ich dwóch - Karol i Paweł. To oni zostali wyznaczeni do roli głównych bohaterów w najnowszej powieści Kasi Bulicz-Kasprzak. Czy odnaleźli się w powierzonym zadaniu? Zdecydowanie.

Powieść opowiada o dwóch młodych chłopach, którzy znaleźli się w centralnym punkcie swojego życia. Stając u progu dorosłości musieli podjąć decyzje, które zmieniły ich nie do poznania. Karol i Paweł wywodzili się z dwóch różnych światów, dzieliły ich bariery społeczne i poglądowe a jednak połączyła jedna najważniejsza rzecz - kariera zawodowego żołnierza. Czy ta decyzja pozwoli im ukształtować charaktery skoro zdecydowali się każdego dnia wykonywać czyjeś rozkazy? Czy w ten sposób odnajdą siebie?

Jestem pod wrażeniem pomysłowości autorki. Pokazała w swojej najnowszej książce, że drzemie w niej duży talent i wielka wyobraźnia. Kto by pomyślał, że na zasadzie tak dużej skrajności charakterów można napisać piękną i przejmującą powieść? Autorka zestawiła ze sobą temperamentnego Karola, który do tej pory niewiele myślał ale zawsze rzucał się w wir przygody i Pawła, którego zadaniem było myślenie wyłącznie o swojej rodzinie. Wychował się na wsi, pośród całego grona rodzeństwa a decyzja którą podjął zmusiła go do opuszczenia rodzinnego domu. Śledząc zachowania tych dwojga mogłabym z miejsca uprzedzić się do Karola i poświecić całą swoją uwagę Pawłowi, ale wcale tak nie było. Przedstawienie ich charakterów w umiejętny sposób pokazało mi, że tych dwoje wcale nie różni się od siebie aż tak bardzo przez to mogłam pozwolić sobie na przyjrzenie się obu młodzieńcom i wyciągnąć wnioski o nich dopiero na podstawie życia jako zawodowy żołnierz.

Temat trudny i niełatwy do napisania, ale autorka świetnie sobie z nim poradziła. Jestem pod wrażeniem zaangażowania i poświęconej uwagi jeśli chodzi o bohaterów. To oni wiedli prym w historii, więc na ich barki spadło przyciągnięcie uwagi czytelnika. Połączyła ich żołnierska przyjaźń, która mimo częstej rozłąki przez wykonywane zadania, wciąż trwałą. Przekonałam się, że nie trzeba wiele by zdobyć sojusznika na dobre i złe. 

Tak naprawdę powieść opowiada o zwykłym życiu. Może w trochę niecodziennej formie, bo w końcu nie każdy przechodzi na zawodowe żołnierstwo, ale to tylko przykład. Bohaterowie powieści "Pójdę do jedynej" to bardzo wiarygodny obraz prostego człowieka, w którego żyłach krąży całą masa nieodgadnionych emocji. Trudne wybory, życiowe decyzje i walka dobra ze złem to kluczowe motywy tej powieści. Jednak to co w niej najistotniejsze to życie, widziane w dialogach, opisach i  na podstawie rozgrywanych wydarzeń. Kasia Bulicz-Kasprzak napisała piękną, wartościową powieść od której nie sposób się oderwać.

sobota, 15 lipca 2017

"Odległość między tobą a mną" Jennifer E. Smith

"Odległość między tobą a mną" Jennifer E. Smith, Tyt. oryg. The Geography of You and Me, Wyd. Bukowy Las, Str. 304

"- Nie martw się - powiedziała tuż przed wejściem do otwartej windy. - Wyślę ci kartkę."

Jennifer E. Smith pisze lekko i przyjemnie. Sięgając po jej książki wiem, że nie zawiodę się bohaterami ani tym bardziej fabułą, bo choć postacie są nieskomplikowane a akcja prosta - lektury tej autorki idealnie nadają się jako historie na późny wieczór czy dzień bez zobowiązań.

"Odległość między tobą a mną" to książka, do której ciągnęło mnie od dnia pierwszej zapowiedzi. Uwielbiam takie swobodne, niezobowiązujące historie przy których mogę odpocząć i które dostarczają mi czystej przyjemności. Mając w pamięci historię z "Serce w chmurach" tej autorki spodziewałam się równie emocjonującej przygody i wcale się nie zawiodłam. Nowy Jork przywitał mnie w niezwykle upalnym dniu, feralnej godzinie i popsutej windzie, gdy główna bohaterka mając za towarzysza zupełnie obcego chłopaka zatrzymała się między dziewiątym a dziesiątym piętrem.

Prosta historia z na pierwszy rzut oka przewidywalnym zakończeniem nie wydaje się lekturą, której można byłoby poświęcić więcej uwagi. Jednak jest coś takiego w twórczości autorki co zatrzymuje na dłużej. Być może to bardzo lekki i jednocześnie plastyczny styl a może sami bohaterowie, którzy chociaż prości, mają również wielkie serca, duże marzenia i cały bagaż doświadczeń. W tym przypadku prym wiódł Owen, tajemniczy towarzysz Lucy, który musiał poradzić sobie z trudnym życiem. Pokazał się czytelnikowi z najlepszej strony - bohatera bez etykiety, który walczył o szczęście swojej rodziny, chociaż poskładanie wszystkiego w jedną złudną całość było naprawdę trudne. Takiego problemu z kolei nie miała główna bohaterka. Lucy pochodząc z zamożnej rodziny otrzymała od życia wszystko o czym marzyła. Dlaczego więc ta dwójka stanęła naprzeciw siebie? Zapewne dla zasady kontrastu by pokazać, że życie nie jest czarno-białe. 

Może Was zaskoczę, ale fabuła wcale nie jest taka oczywista. Silna więź, która rodzi się pomiędzy tą dwójką na przestrzeni małej windy zostaje wystawiona na wielką próbę, bo bohaterowie rozchodzą się w dwie odległe strony. Opuszczając Nowy Jork Lucy osiedla się w Szkocji a i Owen nie pozostaje w miejscu spotkania. Rozrzuceni w różnych miejscach w świecie utrzymują kontakt na zasadzie pocztówek, ale czy to naprawdę dobry pomysł w momencie, gdy powinno walczyć się o miłość? Głównym motywem powieści E. Smith jest próba odnalezienia własnej tożsamości w świecie pełnym nieplanowanych wydarzeń. To nie motyw romantyczny jest tutaj główną drogą i bardzo się z tego cieszę - dzięki temu otrzymałam lekką powieść a jednak z wartościowym tłem, gdzie z kolei perypetie miłosne okazały się przyjemnym dodatkiem.

Przyjemna historia dwójki zagubionych ludzi w połączeniu z prostym stylem zaowocowało lekką i przyjemną powieścią dla każdego. Dobrze napisana, ciekawa i warta nawet chwili zatrzymania się nad losem głównych bohaterów. "Odległość między tobą a mną" to idealny wybór na wakacje - z tą książką nie da się nudzić, a urokliwa historia długo nie pozwoli o sobie zapomnieć. Polecam!

"Co zdarzyło się w Lake Falls" Artur K. Dormann

"Co zdarzyło się w Lake Falls" Artur K. Dormann, Wyd. Lemoniada, Str. 400

"Jego długie palce budziły do życia dawno zapomniane rozkosze i te nowe, których dopiero stawała się świadkiem."

Ten kto lubi dziwne, zaskakujące historie na pewno poczuje się mile zaskoczony historią "Co zdarzyło się w Lake Falls", książce w której tak naprawdę wszystko jest możliwe.

Victoria przenosi się do Lake Falls by uciec od tragicznych wspomnień rozwodu. Wraz z córeczką próbuje rozpocząć wszystko od nowa i wydaje się jej, że znalazła do tego idealne miejsce. Jednak pewnego dnia kobieta otrzymuje druzgocącą wiadomość - jej dziecko jest śmiertelnie chore. Kobieta próbując odnaleźć się w nowej sytuacji planuje ostatnie chwile życia córki spędzić w szczęściu i spokoju, do czasu gdy na progu jej domu staje nieznajomy z ofertą nie do odrzucenia. Do czego zdolna jest zrozpaczona matka?

Nie miałam żadnego pojęcia co czeka mnie w fabule. Zdecydowałam się na lekturę ej powieści przez wzgląd na naprawdę intrygujący opis i nutę tajemniczości, która przyciągała mnie do siebie jak magnes. Już od pierwszych stron dałam się porwać dziwnego, niemal mrocznemu klimatowi historii, który swoją przyciężkawą aurą niepewności wodził mnie od słowa do słowa, by rozwiązanie tajemnicy nieznajomego wzbudziło u mnie pewne zaskoczenie. Muszę przyznać, że zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, ale pomysłowość autora sprawiła, że w pełni kupiłam jego propozycję. Kim jest mężczyzna z propozycją dla Victorii? Tego nie mogę Wam zdradzić, bo popsuję całą zabawę, ale myślę że tak jak ja najpierw poczujecie zaskoczenie, a później śmiało przytakniecie zgadzając się na to co otrzymaliście.

Artur K. Dormann ma lekkie pióro i duży pomysł na swoją książkę. Wspomniana wcześniej aura niewiedzy, nuta niepewności wisząca w powietrzu bardzo dobrze łączą się z rozgrywanymi wydarzeniami. Choć tak naprawdę fabuła nie jest szczególnie skomplikowana to panujący w lekturze nastrój i stopniowane przez autora napięcie zmieniają historię w dreszczowiec na dobrym poziomie. Dopracowani bohaterowie sprawnie odgrywają swoje role i intrygują czytelnika zachowaniami, bo w książce od niemal pierwszych słów można wyczuć drugie dno - jestem pod wrażeniem gry prowadzonej między tajemniczym przybyszem i główną bohaterką co w istocie stanowi główny punkt powieści. 

Spokojne miasteczko, w którym na pierwszy rzut oka nie dzieje się nic nietypowego zmienia się w zaskakującą rozgrywkę słów i czynów. "Co zdarzyło się w Lake Falls" to książka z potencjałem, którą polecam czytać późnym wieczorem - doda to historii uroku i zwiększy klimat dreszczowca. Bez wątpienia prym wiodą tutaj mroczne tajemnice i zagadka, jakiej nikt się nie spodziewał. Jak się okazało jedna propozycja może pociągnąć za sobą szereg konsekwencji niemal nie możliwych do rozwiązania. A jednak - z dobrymi bohaterami i ciekawą propozycją na rozwiązanie fabuły nie sposób się nudzić.

piątek, 14 lipca 2017

"Powtórka" Marcel Woźniak

"Powtórka" Marcel Woźniak, Wyd. Czwarta Strona, Str. 459

"Ludzkie życie podlega cykliczności od narodzin do śmierci. Jest nieskończoną spiralą życia tych, co byli przed nami, by potem i nasze życie powtarzane było przez tych, co następują po nas. Jest powtórką."

Kiedyś zaczytywałam się tylko w kryminałach. Teraz w obliczu tak wielu różnych tematyk trudno jest mi skupiać się tylko na jednym motywie a poza tym lubię eksperymentować. Dlatego kryminały, sensacje i thrillery przestały już tak często gościć na moich półkach, ale kiedy już mam okazję przeczytać - liczę na naprawdę dobrą przygodę.

Tak właśnie zapowiadała się książka Marcela Woźniaka, która miała szansę okazać się naprawdę dobrym polskim kryminałem. Postanowiłam sama sprawdzić co z tego wyniknie, bo doświadczenie autora podpowiadało mi, że choć książka jest jego prozatorskim debiutem, to pomysłowości mu nie brakuje. Poza tym kto nie lubi morderczej gry i pościgu na czas z mordercą na pierwszy rzut oka niemożliwym do schwytania?

Leon Brodzki, czołowa postać w książce to bohater z charakterem. Chociaż wyczuwałam w nim pewien dystans, polubiłam go od razu. Mam już przesyt bohaterów sarkastycznych, ironicznych i wymyślnych - pośród grona moich ulubionych postaci tego typu nie ma już zbyt wiele miejsca na nowych towarzyszy. Leon jest zupełnie inny - dojrzały, pewny siebie, który nie sądzi że zjadł wszystkie rozumy. Angażuje się w akcję, choć miał już zakończyć policyjną karierę i wychodzi mu tu na dobre - zapewne gdyby nie on, nikt nie poradził by sobie z tak trudnym wyzwaniem.

Toruń staje się miejscem idealnym dla niewyjaśnionych zbrodni. Morderca, samozwańczy Heraklit, rozpoczyna grę z Leonem, w której powrót do przeszłości odegra tutaj kluczową rolę. Brodzki będzie musiał przypomnieć sobie wszystkie swoje najtrudniejsze zagadki, bo jak się okazuje - są one ze sobą powiązane. Teraz, w obecnym czasie także dochodzi do makabrycznych zbrodni, tylko jakby gorszych, bo przecież Heraklit robi wszystko, by były one doskonałe. Gdy w sprawę zostaje zamieszana córka policjanta, ten nie cofnie się przed niczym. Wyścig z czasem został rozpoczęty - nadszedł czas dowiedzieć się kto kryje się pod tajemniczym numerem i kto brutalnie okalecza ofiary.

Lubię kryminały z pazurem a nie zabrakło go w "Powtórce". Autor dołożył wszelkich starań by jego książka była nie tylko ciekawa, ale też zaskakująca i naprawdę mu się udało. Przyznaję, że czytałam poczynania Leona z dużym zaangażowaniem, bo byłam ciekawa kto też kryje się pod z pozoru tak błyskotliwym umysłem, jakim wykazał się tajemniczy Heraklit. Dobrą zabawę zapewniły mi przede wszystkim zwroty akcji, które w połączeniu z dobrze przemyślaną fabułą, realnymi bohaterami i wymieszaniem przeszłych wydarzeń z tymi w teraźniejszości stworzyły naprawdę intrygującą całość.

Chociaż książka jest debiutem - wcale tego nie widać. To dobrze napisany kryminał, w którym widać spore zaangażowanie autora. Cieszę się, że "Powtórka" rozpoczyna serię, bo przeczuwam naprawdę intrygujące historie. Mnie książka Marcela Woźniaka do siebie przekonała a jako fanka kryminałów wszelakich - myślę, że trochę się na tym znam. To doza tajemnicy dodała tej powieści uroku, ale osadzenie książki w Toruniu też dodało swoje. Bo w końcu to bardzo klimatyczne miasto, prawda?