"Królestwo popiołów" Sarah J. Maas, Tyt. oryg. Kingdom of Ash, Wyd. Uroboros, Str. 736 + 512
"Ten świat zostanie ocalony i przebudowany przez marzycieli."
Nie ma znaczenia to co było, gdy pojawia się to co jest teraz. Oto nadchodzi rozwiązanie wszystkich wydarzeń z naciskiem na to co będzie w przyszłości. Tylko czy udźwigniemy to co ma się dopiero wydarzyć?
To chyba najbardziej wyczekiwany finał serii tego roku nie tylko przeze mnie. Sarah J. Maas napisała wspaniały cykl, wyjątkowy, bogaty w detale i zaskakujący dojrzałą kreacją bohaterów. Właściwie bez końca można byłoby wymieniać zalety Szklanego Tronu, czyli serii w której każdy tom był równy sobie o ile nie lepszy. Zatem pojawiło się wiele pytań: czym autorka zaskoczy nas w finale? Co przygotuje? Jaki ostatecznie los czeka naszych ulubionych bohaterów? I na każde z nich otrzymałam konkretną odpowiedź, chociaż przyznaję, że wciąż pozostaję pod wrażeniem mnogości faktów oraz zakończenia do którego jeszcze wiele razy będę powracać.
Przy lekturze każdego tomu towarzyszyły mi zawsze wiele emocji. Tym razem było ich znacznie więcej, ponieważ nadszedł kres losów mojej ukochanej bohaterki. Ani mnogość stron, których było aż tyle, że zdecydowano się na podział finalnej części na dwa zależne od siebie tomy, ani tym bardziej poczucie nieuchronnego końca nie odstraszyły mnie od fabuły. Wręcz przeciwnie - miałam ochotę na więcej i więcej. W końcu to Maas! I jej wielkie dzieło, któremu - jak sądzę - nikt nie dorówna. Muszę jednak przyznać, że to co otrzymałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Aelin powróciła a wraz z nią podróż przez którą przeszła. Od niewolnicy do królowej. Przebyła długą drogę, by znaleźć się w miejscu, którym była obecnie. Nie mogę zdradzić zbyt wiele z fabuły, nie w tym momencie, gdy wszyscy oczekują nadchodzącego finału. Mogę śmiało jednak stwierdzić, że seria kończy się w idealnym momencie, idealnym zakończeniem. Nie zawsze zgodnym z moimi oczekiwaniami, wielokrotnie wzruszającym przez fakt tego jak mocno zżyłam się z bohaterami oraz emocjonującym i pełnym skrajnych uczuć w wielu kwestiach. Ale za każdym razem wyjątkowym tak bardzo jak to tylko możliwe.
Powróciłam do moich ulubionych bohaterów z nadzieją, że jeszcze mnie czymś zaskoczyć i wcale się nie pomyliłam. W ostatecznej rozgrywce zmienili się w sposób bardzo subtelny, ale widoczny z perspektywy wszystkich tomów. Widziałam jak radzą sobie z problemami, dążą do celów i walczą z osobistymi demonami, ale to Aeiln w tej części skradła niemal całą uwagę. W końcu nadszedł czas, by rozliczyła się z przeszłością i stanęła oko w oko z sama sobą. A przecież znamy ją jako postać wyjątkową, ale nie idealną: arogancka i sarkastyczna skłania się ku bogactwu jednocześnie kochając trywialne ludzkie przyjemności. To stawia ją na równi z nami, pozwala sądzić że jest bardziej ludzka niż chce pokazać i zbliża jej kreacje do serca czytelnika tak mocno, że nie potrafię powiedzieć na temat jej kreacji złego słowa. Jednak obok niej stają także inni: Manon, Dorian, Charol, Evangeline i inni - każdy z nich doczekał się trafnego zakończenia swoich losów oraz maksymalnego rozwinięcia kreacji czy zamknięcia poszczególnych spraw.
Wciąż pozostaję pod urokiem finalnego tomu Szklanego Tronu. Może to sentyment, może niegasnące uwielbienie, które kieruję w stronę Maas, ale to jedna z najlepszych serii jakie kiedykolwiek czytałam. "Królestwo popiołów" natomiast jest zakończeniem, którego nie mogłam sobie lepiej wymarzyć. Ostateczna bitwa, ofiary, łzy i niedowierzanie łączą się z zamknięciem wszystkich podjętych wątków, mnogością emocji targających bohaterami oraz zwrotami akcji, których jakby nie było końca. Nie można nie kochać tej serii, nie można przejść obok niej obojętnie. Pozostaje jedynie żal, że to już koniec, bo zawsze pęka serce, gdy rozstajemy się z ukochanymi bohaterami. Gwarantuję jednak, że Sarah J. Maas z nawiązką rekompensuje nam tą stratę szóstym, finalnym tomem utrzymanym na najwyższym poziomie w każdym możliwym aspekcie.