czwartek, 30 listopada 2017

"Dziewczyna, która wiedziała za dużo" Jayne Ann Krentz

"Dziewczyna, która wiedziała za dużo" Jayne Ann Krentz, Tyt. oryg. The Girl Who Knew Too Much, Wyd. Amber, Str.  352

Jayne Ann Krentz to autorka powieści sensacyjnych, w których kryminał miesza się z nutą thrillera. Każda jej książka to obietnica dobrej przygody, od których nie chce się odchodzić aż do ostatniej strony.

Najnowsza propozycja utrzymana jest w charakterystycznym dla autorki stylu - ciekawi, budzi subtelną niepewność co do wydarzeń na kolejnych stronach oraz odwołuje się do ludzkich instynktów, niekoniecznie tych dobrych. Dzięki temu obraz zbrodni widoczny jest jak na dłoni - wydarzyło się coś strasznego i potrzebny jest sprawca, który odpowie za całe zło. W tym miejscu rozpoczyna się pogoń za niedoścignionym i próba rozgryzienia zagadki. Za ta właśnie lubię twórczość tej autorki - mogę się zabawić w detektywa i dociec kto stoi za wydarzeniami a finał, zależnie od akcji potwierdza moje przypuszczenia lub zaskakuje obrotem wydarzeń.

Fabuła przenosi nas do niesamowitego Hollywood z lat 30., gdzie blichtr widoczny jest jak na dłoni w hotelu będącym tłem dla wydarzeń. Burning Cove mieści się na kalifornijskim wybrzeżu i zapewnia prywatność wszystkim gwiazdom kina oraz tym, którzy z pieniędzmi się nie rozstają. Splendor i blask wylewa się z hotelu niczym rozlewany tam szampan a obsługa jest na każde skinienie, by realizować zachcianki obecnych gości - nawet te zaskakujące i niebywałe. Także w tym miejscu dziennikarka Irene Glasson odkrywa na dnie basenu ciało młodej aktorki. To zbieg okoliczności czy ktoś postarał się by uciszyć dziewczynę?

Autorka całkiem zgrabnie prowadzi czytelnika przez dużą porcję niedomówień i sekretów, które odkrywane są ze strony na stronę. Początkowo trudno odnaleźć się w całej sytuacji i zrozumieć co jest pierwotnym zamysłem, a co tylko wypadkiem przy pracy. To jednak typowe dla Jayne Ann Krenzt - mimo, że nie tworzy ona szalenie poplątanych wątków tak prowadzi akcję, że czytelnik nie nudzi się podczas lektury i z wielką przyjemnością angażuje się w to co czyta. Szczególnie tym razem historia okazała się intrygująca, ponieważ akcja wkroczyła do świata, który cenimy od lat - w Hollywood wszystko jest przecież możliwe. Dwa wydarzenia pozornie nie mające ze sobą nic wspólnego zaczynają się łączyć w kompletną całość. Co wspólnego ma zaszyfrowany notatnik, plotkarska gazeta i aktorka na dnie basenu? Pozwólcie porwać się przygodzie i odkryjcie prawdę sami!

"Dziewczyna, która wiedziała za dużo" to idealna propozycja na relaks z książką i kubkiem gorącej herbaty. Lekkie pióro autorki zapewnia wiarygodnych bohaterów, bogate tło wydarzeń i wiele wątków - a w tym wszystkim tajemnice, sekrety i niedoścignionych sprawców. Bardzo lubię książki Krentz i nie ukrywam, że na każdą jej nową lekturę czekam z niecierpliwością. Jej najnowsza propozycja jest jedną z lepszych jakie czytałam, dlatego gorąco polecam.

"Magia kąsa" Ilona Andrews

"Magia kąsa" Ilona Andrews, Tyt. oryg. Magic Bites, Wyd. Fabryka Słów, Str. 438

"Czy mogłabyś powtórzyć? Przegapiłem tę część, która miała zrobić na mnie wrażenie."

Powieść fantasy to nie lada wyzwanie. Połączenie nowego świata z barwnymi opisami, pomysłem na bohaterów oraz wartką akcją od której nie można się oderwać - to wszystko wymaga sporego zaangażowania autora i nieograniczonej wyobraźni. Ilona Andrews zdecydowała się na ten niepewny krok i połączyła propozycję świata technologii z magią, która w to ingeruje. Na początku taki zamysł wydał mi się nieszczególnie intrygujący, ale po przeczytaniu pierwszej serii Z Kate Daniels mogę napisać tylko jedno - chcę więcej.

Wielkie miasto zmienia się nie do poznania, gdy łączy się z nim magia. Pojawiają się istoty, w których żyłach płynie nie tylko krew. Atlanta nie jest już taka jak miasto z przeszłości. Teraz królują tutaj zupełnie nowe zasady. Magiczne fale zmiotły z powierzchni wielkie budynki i pozostawiły za sobą zapomniane gruzowiska. A jak wiadomo, gdy w grę wchodzą nadprzyrodzone zjawiska - może zrobić się niebezpiecznie. Szczególnie, gdy do gry wkraczają zapomniane starożytne bóstwa, które upominają się o uwagę. W tym pokręconym i mocno niepewnym przyszłości świecie przyszło żyć Kate Daniels - dziewczynie, która walczy ze skutkami źle zastosowanej magii. I wszystko byłoby nawet dobrze, gdyby nie śmierć jej opiekuna, która obudziła w Kate chęć pomszczenia Grega i odkrycia prawdy o jego śmierci.

Bez dwóch zdań Kate Daniels to bohaterka, która wyróżnia się z tłumu. Chętna do angażowania się w każde kłopoty, przyciągająca wzrok czytelnika i charyzmatyczna na całego. Inteligentne bohaterki w fabule zawsze są miłą niespodzianką przede wszystkim dlatego, że dialogi z ich udziałem pozostawiają w głowie czytelnika mnóstwo emocji. W przypadku Kate z ciętym językiem, bohaterki występującej w roli narratora - wszystko jest możliwe. Płynąca z jej słów ironia nie rzadko przywoływała u mnie szczery uśmiech a cechy charakteru tej dziewczyny sprawiły, że z miejsca ją polubiłam. Odnalazła się w świecie trudnym i skomplikowanym a sam ten fakt zasługuje na zauważenie, szczególnie w przypadku impulsywnej bohaterki, która czasami najpierw robi a dopiero później myśli.

Chciałoby się napisać, że Ilona Andrews to autorka z wielką wyobraźnią i talentem. Ale to nie do końca prawda - owszem, drzemie tutaj wielka zapowiedź dobrze napisanego cyklu - ale nie za sprawą jednej a dwóch osób. Pod pseudonimem pisze małżeństwo – Ilona i Andrew Gordon, które wspólnie przeplata ze sobą realizm świata i magiczne przygody głównej bohaterki. Dzięki takiemu połączeniu akcja płynie przed siebie dynamicznie i zachęcająco, przez co nie można oderwać się od rozgrywanych wydarzeń a przemyślane (podwójnie!) elementy powieści - bohaterowie, fabuła, dialogi - tak naprawdę są wielką zaletą tej powieści. Na zmianę przeplatane są między sobą ważne motywy powieści z zabawnymi sytuacjami i jeszcze lepszymi dialogami, w których nie brakuje zaczepek i ironicznego poczucia humoru. 

"Magia kąsa" to powieść, którą wyróżnia z tłumu nietypowy klimat. Połączenie techniki z magią i wplecenie w to wszystko przemyślanych chwil z poczuciem humoru zapewnia lekturę inną niż wszystkie. Trudno się oderwać od świata wampirów i zmiennokształtnych, gdzie nie ma konkretnie nakreślonych zasad. To pomysłowa, przyjemna propozycja książki nie tylko dla fanów fantasty - czyta się ją z dużą przyjemnością i jeszcze większym zaangażowaniem. W tle dobrej akcji i przygód bohaterów ukryte zostało także przesłanie do samodzielnego odkrycia - czy magia i technika mają ze sobą faktycznie tak wiele wspólnego? Współczesność pozostawia otwarte drzwi a ludzie są gotowi na świat ułatwiający życie. "Magia kąsa" to ciekawa, dobrze napisana historia z pełnowymiarowymi bohaterami - Polecam!

"Przed wszystkim" Victoria Redel

"Przed wszystkim" Victoria Redel, Tyt. oryg. Before Everything, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 336

"– Wszystko mi się kićka – powiedziała do Molly. – Jestem do niczego.
Przyjaciółka się roześmiała.
– Chodź, kochana. Teraz wszystkie jesteśmy do niczego."

Definicja przyjaźni nie jest jednoznaczna. Interpretujemy ją na własną korzyść, by żyć w nadziei, ze to co nas otacza jest uczuciem szczerym i pełnowartościowym. Nie zawsze jest to zgodne z prawdą, ale ten kto odnajdzie tego typu przyjaźń jest prawdziwym szczęściarzem. Przekonały się o tym bohaterki powieści Victorii Redel "Przede wszystkim", które zaskoczyły czytelnika wzajemną nicią porozumienia i przyjaźnią tak silną, że idealną do stawiania jako wzorzec.

Bohaterkami historii jest pięć kobiet, które połączyła wzajemna przyjaźń już od najmłodszych lat. Nic więc dziwnego, że dziś, w dojrzałym wieku znają się lepiej niż ktokolwiek inny. Razem przeżywały szalone młodzieńcze lata i wspierały się przy wejściu w dorosłość i podejmowaniu pierwszych istotnych decyzji. Dziś, kiedy jedna z nich - Anna, odbiera wynik lekarski z konkretną diagnozą: nowotwór, przyjaciółki zbierają się wspólnie i wspominają dawne czasy. To miejsce na szczery śmiech i planowanie wspólnych decyzji, bo w końcu nikt nie zrozumie ich tak dobrze jak przyjaciółka.

Victoria Redel stworzyła wielobarwną paletę postaci, które różnią się od siebie w skrajny sposób, a jednak wzajemnie uzupełniają swoje osobowości. Trudno jednoznacznie stwierdzić, która z bohaterek była mniej lub bardziej ciekawą postacią, bo każda z nich - pełna charyzmy- otwiera się na czytelnika i zaprasza go do swojego świata. Kobiety mają swoje prywatne, choć przyziemne problemy. Podczas wspólnego spotkania ważą się losy Ming, która nie radzi sobie z połączeniem praktyki prawniczej, dzieci i miłości. Molly walczy z buntem nastoletniej córki. Caroline opiekuje się chorą psychicznie siostrą. A Helen, która jest najbliżej Anny planuje przyszły ślub. We wspólnym gronie przekładają za i przeciw swoim argumentom, by wspólnie wypracować najlepsze rozwiązanie.

Autorka stworzyła piękny obraz kobiecego świata w którym królują śmiech i łzy. Teraz, kiedy każda z nich patrzy na swoje życie inaczej, pod pryzmatem choroby Anny powracają we wspomnieniach do przeszłości i inaczej interpretują zapamiętane wydarzenia. Uczą się na błędach, szukają własnej tożsamości, a przede wszystkim - wspierają siebie nawzajem. Ta powieść stanowi wielką i niezaprzeczalną definicję przyjaźni, w której poczucie bezpieczeństwa jest na honorowym miejscu. Napisana w słodko-gorzkim stylu wywołuje na twarzy szczery uśmiech i w błyskotliwy sposób ukazuje młodzieńcze lata przeplatane z dorosłym życiem.

"Przede wszystkim" to powieść poruszająca trudny temat życia i śmierci. Jednak nawiązuje do tego w niebanalny, prosty sposób, który łatwo przywołuje na myśl realne wydarzenia być może rozgrywane gdzieś w realnym życiu. Mądra i niezwykle poruszająca powieść (bez chusteczek ani rusz) o przyjaźni tak wielkiej, że trwającej ponad życiem i śmiercią. Prosta, a jednocześnie cudownie skomplikowana. Niezwykła powieść chwytająca za serce.

środa, 29 listopada 2017

"Wszystko razem" Ann Brashares

"Wszystko razem" Ann Brashares, Tyt. oryg. The Whole Thing Together, Wyd. YA!, Str. 320

"Wyczuwał, że oboje są więźniami: swojej rozpaczy swoich rodzin, rozpaczy swoich rodzin."

Rodzina to wartość, która nie ma granic. Wzajemne zrozumienie, poczucie bezpieczeństwa, komfort potrzeby i akceptacji - to tylko nieliczne z pośród morza pozytywów aspekty, które uszczęśliwiają człowieka. Co jeśli jednak wartość rodziny zostaje przewrócona do góry nogami i zaburza się w pewien sposób stan jej świadomości? Ann Brashares postanowiła odpowiedzieć na to pytanie w swojej najnowszej powieści.

Rodzina Thomas-Harrison od lat żyje skłócona. Niemal do perfekcji doprowadzili wzajemne wymienianie się domem, w którym zamieszkują według ściśle określonego grafiku. Również podział opieki nad dziećmi nie okazał się żadnym problemem. Jednak ich wspólna relacja jest dla wszystkich krzywdząca. Siedemnastoletni Ray wie to najlepiej, bo chociaż dzieli swój pokój z Sashą, nigdy tak naprawdę jej nie poznał. Od najmłodszych lat dzielili łóżeczko i zabawki, czytali te same książki i budowali wspólnie miasto z klocków lego a nigdy nie było im dane dzielić tego wszystkiego w tej samej chwili. I chociaż czuli pomiędzy sobą wzajemną nić porozumienia - dopiero po siedemnastu latach stanęli ze sobą twarzą w twarz. Jednak ich rodziny nie ułatwiały im przyjaźni, bo cicha wojna toczona pomiędzy Thomasami i Harrisonami nie miała końca.

Nie jest to na pewno powieść, która rozgrywa się w kameralnym gronie. Mnogość bohaterów czasami przyprawiała mnie o zawrót głowy. Gdyby nie to, że autorka już na wstępie spisała wzajemne powiązania między bohaterami prawdopodobnie do samego końca nie byłabym pewna kto jest kim. Na początku byłam zła na autorkę, przytłaczała mnie ilość postaci i brak możliwości konkretnego rozeznania się w tym wszystkim. Szczególnie, że sam styl autorki nie ułatwiaj mi sprawy - chociaż Ann Brashares pisze lekko i przyjemnie, to jej historia była do połowy kompletnie pozbawiona głębszych emocji. Przeplatające się między sobą wydarzenia były migawką z życia całej tej pokręconej rodziny a świadomość o czym w danej chwili czytam przychodziła mi czasami dopiero po pierwszym zdaniu. Dopiero druga część historii nabrała znaczenia - coś zaczęło się dziać, bohaterowie zaczęli odróżniać się od siebie nawzajem a i akcja nabrała tempa.

Fabuła to prosty przekaz - albo szanujesz rodzinę, albo cierpisz. Bo chociaż autorka próbowała wpleść kilka słów o wątkach pobocznych, to jedynie motyw wartości rodzinnych wiódł w tej książce prym. To ciężka, trudna do zrozumienia relacja przepełniona bólem dzieci i wzajemną nienawiścią rodziców aż kuła w oczy. To jedyne emocje, które pojawiają się w książce od samego początku i przytłaczają - nie mogłam zrozumieć skąd ta wszechobecna złość na linii Thomas-Harrison. Przez całą historię praktycznie nie czytałam o niczym innym jak o tym, ile złości i żalu wobec siebie mają te dwie rodziny. A to wszystko za sprawą jednego rozwodu. Kosztem tej relacji był finał, najlepsza i jednocześnie najsmutniejsza część tej książki, w której byłam nawet bliska płaczu. Trudno jest nie zaangażować się w historię, która przedstawia cierpienie dziecka przez brak wzajemnego zrozumienia się rodziców. Mimo, że Ray i Sasha mieli po siedemnaście lat autorka potraktowała ich bardziej jako dzieci niż młodych dorosłych, przez co bardziej kibicowałam im w drodze ku szczęściu. Przez cały czas myślałam, że to do nich należy ta historia, mimo że trzecioosobowa narracja opisywała losy wszystkich zaangażowanych po kolei. Dopiero w finale zrozumiałam pełny sens, który chciała przekazać autorka i moje uczucia wobec tej książki całkowicie się zmieniły.

Na początku nie byłam pewna co myśleć o tej historii. Napisana poprawie, zdecydowanie za mało przekazywała emocji. Chciałam czegoś więcej, oczekiwałam, że ta powieść mnie porwie. Poprawność była w tym przypadku niską miarą. Jednak z drugiej strony wystarczył jeden wieczór abym przeczytała całą książkę, bo nie mogłam się od niej oderwać. Miałam przez to w głowie mnóstwo sprzecznych emocji. Ale dotarłam do finału i właściwie nie wiedziałam już co mam myśleć - nagle wszystko się wyjaśniło (chociaż nieliczne wątki dalej pozostały bez rozwiązania) a ja byłam bliska płaczu. Jak to wyjaśnić, skoro książka właściwie nie przypadła mi do gustu? Odpowiedź jest jedna: to jedna z tych lektur, które nabierają znaczenia przy znajomości całej treści. Wiem, że nie spodoba się ona wielu czytelnikom, ale jednocześnie mam świadomość, że znajdzie kilka a nawet więcej osób, które bez wahania zaliczą ją do grona swoich ulubionych książek. Ja już do niej nie wrócę, ale chętnie będę polecała ją innym. Dlatego wybór pozostawiam Wam, chociaż chciałabym abyście dali jej szanse, bo to opowieść z morałem, w której wartość rodziny widoczna jest jak na dłoni. Pomijając wszystkie niedociągnięcia i zapominając na moment o jej nie do końca wykorzystanym potencjale będziecie mogli dostrzec coś więcej, coś co być może odmieni Wasz punkt widzenia pewnych spraw.

wtorek, 28 listopada 2017

"Cztery płatki śniegu" Joanna Szarańska

"Cztery płatki śniegu" Joanna Szarańska, Wyd. Czwarta Strona, Str. 334

"[...] daleko było do podniosłości dnia, który właśnie się rozpoczął."


Pamiętacie niesamowicie sympatyczną serię Kalina w malinach? Tą zabawną, przebojową, pełną zaskoczeń historię dziewczyny, która nie cofnie się przed niczym by zdobyć serce ukochanego? I przy okazji wpakować się w niemałe kłopoty? Ja pamiętam doskonale, bo takie książki trudno zapomnieć. Dziś autorka powraca z najnowszą, tym razem bardzo świąteczną powieścią.

Miejscem akcji jest małe miasteczko, zapomniane, przysypane śniegiem. A jednak jego mieszkańcy nie zapominają, że nadchodzi najpiękniejszy czas w roku. W szaleńczych przygotowaniach, poszukiwaniu choinki i ciekawych prezentów zapominają, że w życiu liczy się coś więcej. Na szczęście ktoś pamięta i niedługo przypomni wszystkim. Także czytelnikom, bo autorka zabrała mnie w barwną, bardzo klimatyczną podróż.

Fabuła rozpoczyna się w Wigilie a każdy rozdział zatytułowany imieniem danego bohatera opowiada o jego perypetiach. Trzecioosobowa narracja zbliża czytelnika do zwykłych, ludzkich problemów, które są na wyciągnięcie ręki. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że bohaterowie nie maja ze sobą wiele wspólnego. Żyją własnym życiem, przeżywają chwile pełne szczęścia i smutku, ale nie zawsze mają to z kim dzielić. W historii pojawia się małżeństwo, zagubione we własnych oczekiwaniach, które wzajemnie oskarża się o zdradzę. Jest młoda mama i sknera, którego żona marzy o dziecku oraz inni - życiowi, dojrzali bohaterowie, których chwile przeplatają się ze sobą, by w końcowym rezultacie stworzyć jedną, piękną całość.

Zaletą książek Joanny Szarańskiej jest wiarygodność postaci i wydarzeń. Tym razem autorka nie postawiła na humorystyczną akcję, ale zdecydowała się z przesłaniem i subtelnym morałem (idealnym dla tych, którzy lubią czytać między wierszami) opisać o wydarzeniach, które tak naprawdę mogą przydarzyć się każdemu. Jak się okazało Wigilia - dzień magiczny, jest tak naprawdę powszechnością w której dzieją się małe, pozornie nieznaczące cuda. Wystarczy tylko bardzo czegoś chcieć, intensywnie o tym myśleć i działać. 

Wyjątkowy czas niesie ze sobą wyjątkowe książki. Warto czasami odłożyć fantastykę, thriller czy powieść młodzieżową na rzecz zwykłej historii obyczajowej zabarwionej wyjątkowym klimatem świąt. Szczególnie w okresie Gwiazdki, bo wtedy podobne lektury czyta się najlepiej. Zwłaszcza w tak dobrym wykonaniu. Autorka udowadnia z nutą melancholii i prawdziwego życia, że czasami przypadek może okazać się najlepszą lekcją. "Cztery płatki śniegu" to idealnie klimatyczna, pomysłowa powieść świąteczna, którą warto przeczytać.

"Ciemna strona" Tarryn Fisher

"Ciemna strona" Tarryn Fisher, Tyt. oryg. Mud Vein, Wyd. SQN, Str. 320

"Jesteś o wiele brzydszy niż myślisz, dużo bardziej egoistyczny, niż jesteś w stanie przyznać. Więc ignorujesz to, co jest w twoim wnętrzu. Myśląc, że jeśli tego nie uznasz, to tego nie będzie. Dopóki ktoś nie przychodzi i nie łamie cię. Dostrzega każdy ciemny kąt i rozumie go. I mówi ci, że dobrze jest mieć ciemne kąty, zamiast sprawiać, że się ich wstydzisz."

Jeszcze nie spotkałam autora, który tworzyłby tak nietypowe powieści jakie wychodzą spod pióra Tarryn Fisher. To jedyna pisarka, która potrafi mnie zaintrygować, oczarować i śmiertelnie przerazić. Każda jej nowa lektura budzi we mnie szok, ale nie jestem pewna czy spowodowany pokręconą fabułą, czy świadomością, że tak bardzo przypadła mi ona do gustu.

Tym razem uważam, że autorka przeszła samą siebie. Stworzyła powieść mroczną, dziwną i bardzo kuszącą. Już początek zwiastuje wydarzenia mrożące krew w żyłach. Senna Richards w dniu swoich trzydziestych trzecich urodzin budzi się z przekonaniem, że została porwana. Uwięziona w obcym domu nie ma pojęcia co dzieje się dookoła. I choć jest przekonana, że w domu nie ma nikogo innego - szybko odnajduje mężczyznę, który kiedyś był dla niej ważny. Rozpoczyna się gra w której nikt nie potrafi zrozumieć panujących w niej zasad. Czy ktoś pomoże wyrwać się Sennie z tej chorej zasadzki? A może tylko ona jest w stanie się uwolnić?

Jestem zdania, że aby pisać thrillery psychologiczne należy mieć do nich nieskrępowany talent. Sam pomysł nie wystarczy, należy go odpowiednio przelać na papier, przedstawić czytelnikowi i jeszcze opowiedzieć to w odpowiedniej formie. Fisher posiada taki naturalny dar. To w pewnym sensie przerażające, ale z drugiej strony - dla wielbicieli podobnego gatunku nie ma lepszej autorki. Jak mało kto Tarryn Fisher potrafi rozłożyć na czynniki pierwsze analizę psychologiczną swoich postaci, wejść im do głowy i jak na dłoni przedstawić ich lęki. "Ciemna strona" to najlepsza powieść w dorobku autorki, najmroczniejsza i najbardziej przerażająca. Jednocześnie intryguje od początku do samego końca i udowadnia, że największy mrok kryje się w nas samych.

Fabuła na początku wydaje się banalna, prosta powieść o uwięzionych w nieznanym domu, która może zaskoczy, a może zanudzi. Jednak im dalej w rozgrywane wydarzenia tym więcej tajemnic, sekretów i niedomówień. Mroki przeszłości wychodzą na jaw i zmuszają Sennę do tego by powoli zaczęła analizować swoje życie. Tylko to pozwoli jej wyrwać się z niebezpieczeństwa w którym się znalazła. Wisząca w powietrzu niepewność nastraja na możliwie nieoczekiwane zwroty akcji i napięcie pod koniec lektury niemal sięga zenitu. A tak naprawdę historia jest banalna, jednowątkowa, nawet z nutą romansy w tle. To klimat jest tutaj kluczowy aspektem i nawet nie mogę zarzucić nic spokojnie prowadzonej akcji czy wielu retrospekcjom - wszystko w tej powieści jest na swoim miejscu by stworzyć kompletną całość z misternie utkaną siecią tajemnic i niedopowiedzeń.

"Ciemna strona" trzyma w napięciu i przywołuje mrok. To historia niepokojąca, jakiej jeszcze nie czytałam, która hipnotyzuje już od pierwszej strony. Właśnie takie książki chciałabym czytać - w których nic nie jest takie jakie wydaje się na pierwszy rzut oka, tajemnicze i niepewne, z zakończeniem idealnie dopełniającym dzieła. Losy zwykłej pisarki zmieniły się w grę o zachowanie choćby resztek jasności umysłu. Polecam!

poniedziałek, 27 listopada 2017

"Skazani na sukces" Jennifer Echols

"Skazani na sukces" Jennifer Echols, Tyt. oryg. Most Likely to Succeed, Wyd. Jaguar, Str. 312

"Nie chcę, byś oglądała się za siebie z żalem."

Kiedy potrzebuję powieści relaksującej, pozytywnej i pełnej dobrego humoru - szukam jej pośród grona moich niezawodnych autorów. Jest w nim twórczość Jennifer Echols, która wielokrotni udowodniła mi, że jest mistrzynią w pisaniu powieści młodzieżowych, które może nie są głębokie, ale na pewno niesamowicie przyjemne.

"Skazani na sukces" to trzeci tom powiązanej ze sobą bohaterami serii. Śmiało można czytać ją nie po kolei, bo każda część opowiada o perypetiach innych bohaterów. Tym razem na pierwszym planie pojawiła się dwójka najbardziej wyczekiwanych przeze mnie bohaterów: Kaye i Sawyer. Ona - perfekcyjna w każdym wydaniu stoi na czele grupy cheerleaderek i samorządu. W dodatku idzie jak burza w rankingu jak najlepszych ocen. A gdyby tego było mało, jest w związku z najcudowniejszym chłopakiem jakiego mogła sobie wymarzyć i już teraz planuje z nim wspólną przyszłość. On natomiast jest jej wielkim przeciwieństwem - ale tylko Sawyer wyciąga do niej pomocną dłoń w czasie, kiedy cały idealny świat trzęsie się w posadach.

To opowieść o miłości pojawiającej się niespodziewanie, kiełkującej gdzieś poza świadomością głównych bohaterów a jednak uderzającą w nich jak grom z jasnego nieba. Stoi za tym autorka, która świetnie się bawi pisząc podobne historie. Jennifer Echols odnajduje się w tematyce powieści bardzo schematycznych a jednak zdecydowanie wartych uwagi. Pisze o uczuciach swoich bohaterów z równym im zaangażowaniem - nie koloryzuje a jedynie pozwala wypowiedzieć się najbardziej zainteresowanym, którzy mimo swojego młodego wieku popełniają błędy, ale wychodzą z nich cało ucząc się unikać porażek. Echols udowadnia, że schematyczność wcale nie musi być zła, gdy tylko ruszy się głową i napisze o niej ze smakiem. 

Znany już motyw perfekcyjnej bohaterki skazanej na chłopaka z nieciekawą przeszłością. A jednak nie mogłam oderwać się od powieści i z przyjemnością podążałam drogą wyznaczoną przez autorkę. Idealny świat Kaye okazał się tylko ułudą wytyczającą granicę przez jej nazbyt ambitną matkę. Dziewczyna pozbawiona prawa do własnego zdania realizowała cudze marzenia zapominając o swoich. Przykro było mi na to patrzeć szczególnie biorąc pod uwagę, że leżąca w jej rękach narracja szybko zaskarbiła sobie moją sympatię do dziewczyny. Ale i Sawyer okazał się inny niż wszyscy mówili. Wzajemne porozumienie jakie zaczęli między sobą wypracowywać bohaterowie otworzyło im oczy i pozwoliło spojrzeć na całą sytuację z nowej perspektywy. Tym samym okazało się, że jedne motyw miłosny może śmiało trwać przez całą powieść i nie nudzić, tylko ciekawić i zaskakiwać.

Akcja nie jest szybka ani skomplikowana a jednak warta każdego przeczytanego słowa. "Skazani na sukces" to przykład typowej powieści młodzieżowej w najlepszym wydaniu. Jennifer Echols po raz kolejny pokazała, że nie ma sobie równych i lekkością oraz pozytywnymi dialogami zaskarbia sobie kolejne serca czytelników. Jednak wciąż pozostaje w tematyce powieści młodzieżowej i nie schodzi na drogę znanego nam nurtu New Adult - chociaż w tle życia bohaterów widoczne są warte poznania trudne tematy są one jedynie motywem pobocznym, a prym wciąż wiedzie miłość tak oczywista, pozytywna i szczęśliwa, że o lepszą trudno. Polecam!

"Goodbye days" Jeff Zentner

"Goodbye days" Jeff Zentner, Tyt. oryg. Goodbye Days, Wyd. Jaguar, Str. 416

"Godność jest stanowczo przeceniana. Spokojnie można się bez niej obejść. Wiem, bo sam miałem taki okres. Za to bez śmiechu nikt nie może żyć. Z radością przehandluję godność za śmiech, bo godność jest tania, a śmiech bezcenny."

Carver Briggs został łaskawie potraktowany przez los. Idealne życie układało się z dokładnością każdego szczegółu. Wspierająca rodzina nie umniejszała wagi paczce zgranych przyjaciół a talent pisarski jaki w nim drzemał miał być wyznacznikiem do kolejnego doskonałego życia, tym razem z w jednym z najlepszych collegów. Jednak jedna nieprzemyślana wiadomość zaprzepaściła szanse na wyjątkowe życie. Przez nią zginęli jego przyjaciele, a dotychczasowi znajomi postanowili odwrócić się do niego plecami. Carver uznany współwinnym wypadkowi został zmuszony przewartościować swoje życie i zbudować je od nowa. Porzucając szczęście.

Tamta "Goodbye days" nie jest łatwo. Czytanie o śmierci nastolatków zawsze powoduje pewien wstrząs, ale tym razem to tylko efekt uboczny, motyw w tle, który stanowi podporę dla głównego motywu - drogi w poszukiwaniu samego siebie. Główny bohater został pozbawiony wszystkiego co do tej pory osiągnął. Wywrócone do góry nogami życie przypominało kiepski film a nie prawdziwe realia. A jednak zmuszony brać udział w farsie jakiej się dopuścił i zrozumieniu winy w wypadku, który właściwie nie wydarzył się konkretnie przez niego postawił przed czytelnikiem kilka ważnych pytań.

Obserwując wydarzenia w powieści byłam ciekawa w jakim kierunku podąży autor. Obrał sobie mądry temat przewodni i ustawił na honorowym miejscu bohatera zagubionego, wystawionego na lincz społeczeństwa. Nagle, jedno wydarzeni spowodowało, że samozwańczy przyjaciele Carvera podążyli za głosem innych, by bez zagłębienia się w temat oskarżyć tego kto pozostał przy życiu. Bo ktoś przecież musiał być winny wypadkowi. To w pewnym sensie absurdalność tej powieści, bo wątpię czy w prawdziwym życiu ludzie tak szybko hurtem odwróciliby bieg swoich myśli. Wyglądało to niemal jak parodia, śledzenie naiwnie wzrokiem odbijającej się piłeczki tenisowej. Nie ukrywam, że absurdalność tych wydarzeń mocno podziałała na mnie w kwestii uczuć i wielokrotnie miałam ochotę potrząsnąć bohaterami. 

Nie mniej jednak motyw śmierci, zagubienia i życia z poczuciem winy udał się autorowi doskonale. Wystąpił do młodzieży z ważnym przesłaniem o którym warto pamiętać. Na przykładzie Carvera pokazał ogrom tragedii jaka spływa na człowieka podczas nieprzemyślanych czynów a konsekwencje jakie się za tym ciągną niemal nie mają końca. Kibicowałam głównemu bohaterowi w jego niełatwej drodze, szczególnie że walczył na tyle ile dał radę i nie poddawał się, a przecież naprawdę nie było mu łatwo. To on ratował powieść jeśli chodzi o samą świadomość racjonalnych zachowań, bo walcząc z własnym sumieniem musiał uczestniczyć w trzech pogrzebach przyjaciół i rówieśników.

"Goodbye days" to powieść, która budzi mnóstwo skrajnych emocji. Absurdalne zachowanie bohaterów przerodziło się w nagonkę na zagubionego nastolatka, któremu samodzielnie przyszło zmagać się z wielką tragedią. Tylko on sam wiedział ile go to kosztuje, a jednak nie poddał się i walczył o własną tożsamość do samego końca. Wbrew wszystkiemu to niesamowicie mądra i inteligentna powieść o konkretnym przesłaniu. Cała historia związana z wypadkiem pozwoliła lepiej przyjrzeć się wydarzeniom i łatwiej opowiedzieć się po jednej ze stron. To pobudziło wyobraźnie, zmusiło do chwili refleksji więc nie dziwię się, że autor postanowił przerysować swoją historię. Odsuwając na bok wszystkie nieracjonalne oskarżenia wobec głównego bohatera możemy dostrzec sedno sprawy - tragedię, z którą każdy walczy na swój sposób.

"Wieczór taki jak ten" Gabriela Gargaś

"Wieczór taki jak ten" Gabriela Gargaś, Wyd. Czwarta Strona, Str. 360

"Więcej wiary Miśka, więcej wiary."

Tegoroczne lektury świąteczne po raz kolejny mnie zaskakują. Dawno nie czytałam już tylku pozytywnych, świątecznych książek w jednym czasie. A tu proszę - nie dość, że jedna po drugiej zaskakuje i czaruje, to w dodatku śmiało mogę napisać, że niemal wszystkie wyszły spod ręki naszych rodzimych autorów!

Gabriela Gargaś ma wielki talent do pisania powieści emocjonalnych i wie to każdy, kto choć raz zdecydował się na jej powieść. Kieruje cudownych bohaterów, tworzy wiarygodne sceny, buduje atmosferę miłości i bezpieczeństwa. Nic więc dziwnego, że postanowiła oczarować swoich czytelników powieścią bożonarodzeniową. W końcu to czas, kiedy można pozwolić sobie na wszystko, nawet cuda mają swoje uzasadnienie.

Główną bohaterką najnowszej historii autorki jest Michalina. Dwudziestosiedmioletnia dziewczyna sama wychowuje młodszego brata. Na szczęście nie jest sama, ponieważ wspiera ją cudowna babcia Zosia właścicielka cukierni „Cynamonowe serca”. Także życie bohaterów nie jest takie złe, bo mieszkają w malowniczej miejscowości u podnóża Tatr, w której czują się naprawdę szczęśliwi. Niestety pogoń za pieniędzmi okazuje się trywialnym problemem, którego nie można uniknąć. Michalina za sprawą babci Zosi decyduje się wynająć pokoje w okresie świąt Bożego Narodzenia i w tym momencie rozpoczyna się dla bohaterów - chociaż jeszcze o tym nie wiedzą - wielka przygoda.

Autorka zaplanowała opowieść w każdym szczególe. Stworzyła barwnych bohaterów, wyróżniających się indywidualnym zbiorem cech charakteru i umieściła ich w fabule dla kontrastu. Chociaż pensjonat odwiedziła czwórka przyjezdnych, wystarczyło by powieść nabrała barw. Pojawił się ekscentryczny rozwodnik, który najchętniej wymazałby Święta z kalendarza oraz starsza pani, tęskniąca za przeszłością. A z dala od wszystkich, trzymające się na uboczu matka z córką widocznie skrywały pewną tajemnicę. Jednak to nie wszystko, bo na wigilijnym stole nie może zabraknąć pustego naczynia dla wędrowca, prawda? Tuż przed tym dniem w drzwiach pensjonatu pojawia się jeszcze jeden gość, który będzie miał największy wpływ na życie Michaliny. Okazuje się, że prosta bohaterka a jednak waleczna kobieta z charakterem stanie w obliczu życiowego wyzwania i będzie musiała zmierzyć się z mnóstwem pytań bez odpowiedzi. Trudno jej w tym nie kibicować, bo jej sympatia szybko zaskarbia sobie uznanie czytelnika. Ale wybór leży wyłącznie w jej rękach i możemy jedynie z zapartym tchem śledzić przebieg akcji kibicując jej w drodze do szczęścia ile sił.

"Wieczór taki jak ten" to ciepła powieść wypełniona po brzegi klimatem świąt. Nie da się od niego uciec w obecnym czasie, ale to dobrze. Takie historie są potrzebne, bo wydaje się, że w pędzie codzienności zatraciliśmy ducha Bożego Narodzenia. Podobne lektury przypominają mi, że warto na chwilę się zatrzymać w tym magicznym okresie i poczuć, że marzenia mogą naprawdę się spełniać. Po raz kolejny Gabriela Gargaś nie zwalnia tempa i w klimacie gwiazdkowych wydarzeń ukazuje całą paletę barwnych emocji, od których nie sposób się oderwać.

niedziela, 26 listopada 2017

"Reguła nr 1" Marta Guzowska

"Reguła nr 1" Marta Guzowska, Wyd. Marginesy, Str. 372

"- A może byśmy poszukali jakiegoś ustronnego miejsca, hm?"

Jakiś czas temu miałam przyjemność przeczytać pierwszą książkę w serii Simona Brenner Marty Guzowskiej, która zaskoczyła mnie pomysłem na kreację głównej bohaterki. I chociaż bawiłam się dobrze podczas lektury - w natłoku innych książek zapomniałam o perypetiach kobiety o nietypowym zawodzie. Do czasu aż nie ukazała się druga część w serii - od razu wiedziałam, że nie mogę jej nie przeczytać.

Simona Brenner to bohaterka intrygująca pod wieloma względami. Jak mało kto potrafi zlać się z otoczeniem i bawić grą pozorów. Z wykształcenia i zamiłowania jest archeologiem, który poszukuje cennej biżuterii. Jednak w nocy, za sprawą innej profesji zmienia się nie do poznania - w złodziejkę, której nigdy nic nie stoi na przeszkodzie. Pech chce, że nieoczekiwanie przypomina sobie o niej dawna znajomość, mężczyzna z którym dzieliła swoje zdobycze. Proponuje jej zadanie, które wzbudza w Simonie jej prawdziwą naturę złodziejki - czas odnaleźć złote runo, które jak się okazuje, wcale nie jest mitem. Tak rozpoczyna się jej kolejna przygoda przez Grecję, Turcję i Rosję, gdzie wszystko jest możliwe a na każdym kroku czają się tajemnice i niepowodzenia.

Reguła numer jeden głównej bohaterki to ponadczasowa prawda - nie ufaj nikomu. Nie ma co się dziwić, w końcu złodziej złodziejowi nie równy. A Simona jest najlepsza w tym co robi. To trochę tak, jakby Indiana Jones przebrał się w spódnicę i rozpoczął swoją kolejną przygodę - tylko bardziej zadziorną, bo główna bohaterka ma swój nieocenionych charakterek. To najcenniejszy aspekt tej powieści: bohaterka, która w zasadzie nie cofnie się przed niczym a wszystkie porażki obraca w możliwość odbicia się od dna. Tam gdzie ja widziałam niepowodzenie w misji i konieczność wrócenia do domu Simona odnajdywała rozwiązanie raz dwa i nie było czasu na to, by odwlekać wszystko w nieskończoność - jeśli coś się dłużyło, oznaczało tylko jedno: czas zmienić podejście.

Autorka stworzyła postać niebanalną i na pewno inną niż te, które znamy z typowych kryminałów. Dzięki temu do jej książki wkradł się powiew świeżości i nuta dobrego humoru. Nie rzadko perypetie głównej bohaterki były pozytywnie zakręcone, chociaż nie zabrakło również elementów strachu, kiedy już myślałam, że nic z danego przedsięwzięcia nie wyjdzie. Bo chociaż w całej powieści chodziło przede wszystkim o dobrą zabawę, nie mogę zapominać, że powieść osadzona jest w ramach typowej powieści przygodowo-sensacyjnej. Legendarny skarb przyciąga do siebie bardziej niż można by przypuszczać, a im bliżej się wydaje: ty więcej niepowodzeń na swojej drodze spotyka główna bohaterka.  Na całej szczęście autorka doskonale zna się na fachu swojej postaci (nie złodziejki, tylko archeolog) przez co nie odnalazłam w fabule momentów trudnych do przebrnięcia. Wszystko fachowo wytłumaczone prowadziło mnie od przygody do przygody, podczas której nie było czasu na nudę.

"Reguła nr 1" to książka, którą czyta się z przyjemnością. Napisana lekkim i obrazowym językiem zaprasza w pościg za mitologicznym złotym runem, które podobno istnieje naprawdę. Barwne postacie, dynamiczna akcja i zabawne dialogi dodają wydarzeniom uroku a przygoda nie ma końca. Doskonale bawiłam się podczas lektury i mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec, bo żal było mi rozstawać się z Simoną i jej pokręconym światopoglądem. Wszystkich chętnych na wielką przygodę odsyłam do najnowszej powieści Marty Guzowskiej - warto.

"Mali ludzie" Michael Hughes

"Mali ludzie" Michael Hughes, Tyt. oryg. The Countenance Divine, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 336

"Przekonał się, że jeśli jest się miłym i cierpliwym, inni niemal zawsze rewanżują się tym samym. Z wyjątkiem Lucy. Patrzyła tylko na niego albo całkowicie go ignorowała."

Technologia to współczesność. Pozwala nam na krok ku lepszej przyszłości, ułatwia życie, chroni przed niebezpieczeństwem. A jednak zawód informatyka uważany jest przez wielu za nudny i nie wymagający wielkiego zaangażowania. Czy to prawda? A może pozory ponownie nas zwodzą?

Akcja powieści rozgrywa się w roku 1999. To czas, kiedy ludzkość na moment przestała racjonalnie myśleć i spodziewała się wszystkiego co złe - nowy rok i przełom daty miał przynieść ze sobą niezdefiniowaną apokalipsę. Chris, ceniony informatyk ma zrobić wszystko by przeciwdziałać pluskwie milenijnej, która z założenia będzie miała wyłączyć komputery na całym świecie. Nikt nie zadaje pytań, wszyscy zakładają, że właśnie tak się stanie.

To jednak nie koniec wydarzeń z tej powieści. Tak naprawdę to dopiero nic nie znaczący początek Chris jest bohaterem wycofanym, bez szerokiego grona przyjaciół. Małomówny młody człowiek znajduje sojusznika jedynie w koleżance z pracy - Lucy, która różni się od swoich rówieśników. Łączy ich zasada kontrastu: on wycofany, ona walcząca ze światem osobowością i niebanalnym wyglądem. To tworzy z nich ciekawe postacie, na pewno inne i wyróżniające się na tle pozostałych bohaterów, które zachęcają do poznania ich historii.

Główny bohater pewnego dnia na targu staroci kupuje dziwną układankę. To przełom w jego życiu, ponieważ od dnia zakupu zaczynają się trudne do wyjaśnienia wypadki. Układanka rozpoczyna podróże w czasie, w których ogrom wydarzeń jest niesamowity. Autor dołożył wszelkich starań by każda podróż okazała się niezapomnianą lekcją, opisał wszelkie drobiazgi i poprzez obrazowy styl umieścił w głowie czytelnika nie tylko miejsca, ale i ludzi. Na początku historia przypomina surowy, nie do końca zrozumiały styl - przypominający bardziej szkic niż definitywnie zamkniętą całość. Potrzeba czasu by odnaleźć się w fabule i dać jej szansę, więc to książka dla wytrwałych, ale jeśli nie pozwolicie zgubić się na wstępie: czeka Was niezapomniana przygoda.

Wizje Williama Blake’a, twórczość ślepego poety Johna Miltona, bezwzględne morderstwa na na West Endzie - oto Londyn z przeszłości, w którym tak naprawdę wszystko może się wydarzyć. Autor zaskakuje pomysłowością i nieoczekiwanymi skokami w fabule, które dodają uroku jego debiutanckiej powieści. Skoki pomiędzy czterema stuleciami niosą obietnicę czegoś wielkiego, chociaż w powietrzy wciąż tkwi przekonanie, że niedługo czas się skończy. Nie będę ukrywać: to dziwna powieść i na pewno nie dla każdego, ale ten, kto zaryzykuje doceni twórczość autora. Kto wie, może w kolejnej swojej powieści jeszcze bardziej nas zaskoczy?

sobota, 25 listopada 2017

"Dziesięć tysięcy słońc nad tobą" Claudia Gray

"Dziesięć tysięcy słońc nad tobą" Claudia Gray, Tyt. oryg. Ten Thousand Skies Above You, Wyd. Jaguar, Str. 430

"Tym razem zranię ich naprawdę."

Po pozytywnym zaskoczeniu związanym z pierwszym tomem serii, nie mogłam przejść obojętnie obok kontynuacji. Nie byłam pewna co może mnie w niej czekać i czy być może autorka nie pogorszy historii zamiast ją ulepszyć, ale - świeżo po lekturze - myślę, że niepotrzebnie się martwiłam. Otrzymałam historię na równym poziomie co jej poprzedniczka, a być może nawet odrobinę lepszą.

W kontynuacji bohaterowie ponownie będą musieli zmierzyć się z podróżami między wymiarami, ale w dużej mierze będą to zupełnie nowe światy. Autorka by uniknąć monotonii i rutyny otworzyła nie tylko przed swoimi bohaterami, ale także przed czytelnikami nowe wersje miejsc, które były nam znane do tej pory tylko z rzeczywistości. W porównaniu do pierwszego tomu Claudia Gray znacząco rozwinęła alternatywne wersje miejsc, w których znaleźli się bohaterowie i na zasadzie kontrastu przedstawiła nowe powiązania rodzinne między wybranymi osobami. Także alternatywne czasy znacznie się pogłębiły, ponieważ wędrówka przez światy okazała się również podróżą przez stulecia, a co za tym idzie - odkrywaniem światów w czasach różnych zaawansowań technologicznych. To pokazało jak wielkie znaczenie dla społeczeństwa ma wpływ udogodnień i jakie - niestety - ciągnie to czasem za sobą konsekwencje.

Poprawę stylu mogłam również dostrzec na podstawie kreacji bohaterów. O ile w pierwszym tomie polubiłam główną bohaterkę, o tyle kontynuacji wręcz kibicowałam jej w dalszych przygodach. Marguerite - bohaterka i narratorka jednocześnie - otwarcie dzieli się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami i opowieścią. Jest młoda, więc i jej poglądy nie zawsze były odzwierciedleniem moich, ale jak na typową nastoletnią bohaterkę dobrze spisała się w swojej roli i dzielnie szła do przodu w historii, która właściwie nie była jej przychylna. Jednak największą zmianę jeśli chodzi o kreację bohaterów dostrzegłam na podstawie wątku romantycznego, który w poprzedniej części był motywem drugoplanowymi, a obecnie mocno konkurował ze skokami w czasie. Otwartość bohaterów na nowe doświadczenia miłosne, opisy ich uczuć i wzajemne szukanie szczęścia mogłyby budzić obawy, czy to aby nie zaszkodzi głównej historii z poszukiwaniem alternatywnych wersji światów, ale autorka smacznie poplątała ze sobą oba motywy, dzięki czemu nie mam wobec nich żadnych zarzutów.

Tym razem bawiłam się znacznie lepiej śledząc losy Marguerite przede wszystkim za sprawą podziału pobytu dziewczyny w nowych miejscach na równe części. W poprzednim tomie autorka pod koniec ślizgała się po nowych miejscach i poza pierwszym, nie poświęciła im większej uwagi, ale obecnie odbudowała swój błąd - światy przedstawione były pełniejsze, a czas jaki spędziła w nich bohaterka wyglądał mniej więcej tak samo. Dzięki temu sama fabuła nabrała barw, znacznie więcej się w niej działo, akcja ponownie nie zwalniała tempa a w końcowym rezultacie emocjonujący finał zapewnił mi wyczekiwanie ostatniej części z zapartym tchem,

"Dziesięć tysięcy słońc nad tobą" to kontynuacja powieści młodzieżowej. Bardzo ciekawej i przyjemnie napisanej, ale wciąż jest to historia z pewnymi niedociągnięciami. Patrząc jednak z dystansu na obie części serii uważam, że autorka z tomu na tom poprawia się w stylu i przemyśleniach, przez co mogę przypuszczać, że trzecia część zaskoczy mnie jeszcze lepszą formą. Nie mogę również napisać, że czytało mi się obie historie źle - wręcz przeciwnie, dwa moje ulubione motywy (podróże w czasie i romans) zostały w pełni wykorzystane, bohaterowie spisali się na medal a sama akcja pędziła do przodu tak, by nie pozostawić czasu na nudę. Dzięki temu nie tylko zwiedziła nowe światy, poznałam ich alternatywne wersje, ale również miałam przyjemność poznać miłe rozwinięcie zauroczenia Marguerite chłopakiem, który okazał się spełnieniem jej miłosnych oczekiwań.

piątek, 24 listopada 2017

"Mgnienie" Marcel Woźniak

"Mgnienie" Marcel Woźniak, Wyd. Czwarta Strona, Str. 416

"I naraz woda znów stała się nieprzenikniona. A wraz z nią także niebo, księżyc i gwiazdy."

Jesień to idealna pora dla kryminałów. Chociaż czytam je przez cały rok to w obecnym okresie wybieram je znacznie częściej i mam wrażenie, że podczas lektury bawię się lepiej. Szybko robi się ciemno, wiec klimat mam zapewniony, dzień przez swoją wszechobecną szarość jest bardziej przytłaczający a rozwiązanie w postaci poszukiwania tajemniczego mordercy jest najbardziej kuszącą formą relaksu. Dlatego zdecydowałam się na kontynuację serii Marcela Woźniaka, która miło zaskoczyła mnie pierwszym tomem.

Autor ma pomysł na cykl z Leonem Brodzkim w roli głównej. W pierwszej części zagadka okazała się warta uwagi, więc miałam spore oczekiwania wobec drugiego tomu. To właśnie potwierdziło wartość książek autora, bo tym razem również dałam się wciągnąć w sam środek poszukiwania mordercy, który nie pozwala na chwilę wytchnienia.

Serię śmiało możecie czytać bez zachowania chronologii, bo jedyne co łączy wszystkie tomy to prywatne życie Leona Brodzkiego. To główny bohater, emerytowana gwiazda lokalnej policji, który wraca do pracy na prośbę przełożonych. Wszyscy dookoła doceniają jego zaangażowanie w sprawę i przeczucie co do wydarzeń. Leon jest niezawodny, a udowodnił to już w pierwszym tomie. Potrafi jak mało kto rozłożyć na czynniki pierwsze psychikę podejrzanego i po nitce do kłębka rozwiązać sprawę. Tym razem również nie będzie miał wytchnienia, bo chociaż Heraklit znalazł się w więzieniu, kolejne wydarzenia mrożące krew w żyłach dają o sobie znać. Brutalne morderstwo i porwanie młodej dziewczyny nie dają nikomu spokoju. Tym razem jednak sprawa okaże się bardziej emocjonalna dla Leona - morderca będzie zabijał kolejne ofiary, dopóki nie zostanie złapany, a jak się okazuje całość związana jest z prywatnym życiem policjanta.

Marcel Woźniak potrafi wyciszyć czytelnika spokojnym opisem rozgrywanych wydarzeń, by w kluczowym momencie zmusić go do intensywnego myślenia. Wyścig z czasem rozpoczyna się po raz drugi, więc mogę przypuszczać, że będzie to znak rozpoznawczy wszystkich części - dynamika akcji rośnie wraz z rozwojem fabuły, a bohaterowie krok po kroku zaczynają doszukiwać się powiązań pomiędzy z pozoru nic nie znaczącymi szczegółami. Trzecioosobowa narracja ułatwia sprawę, bo dzięki niej czytelnik może przyjrzeć się każdemu z osobna, czy to Leonowi prowadzącemu śledztwo i sięgającemu w nieprzyjemną przeszłość by rozwiązać zagadkę, czy to mordercy, który zawsze budzi lawinę wątpliwości.

Drugi tom serii to równa porcja przygód co w poprzednim tomie. Spokojna fabuła nabiera rozpędu im dalej Leon posuwa się w śledztwie a morderca ponownie zaskakuje pomysłami dla swoich ofiar. Nie jest łatwo śledzić akcję i nie móc podpowiadać głównemu bohaterowi swoich domysłów, ale może to dobre rozwiązanie, bo autor tak prowadzi fabułę, by nie można było do końca przewidzieć co nastąpi. Myślę, że fani autora nie będą rozczarowani.

"Para idealna" Jennifer Echols

"Para idealna" Jennifer Echols, Tyt. oryg. Perfect Couple, Wyd. Jaguar, Str. 304

"Zamknij się i podziwiaj widoki."

Na twórczość Jennifer Echols trafiłam przez przypadek. Kiedy jeszcze nurt New Adult nie miał swojej nazwy i był po prostu powieścią dla młodzieży, pojawiła się książka "Dziewczyna, która chciała zbyt wiele" właśnie tej autorki. Zdecydowałam się na jej lekturę, ponieważ szukałam czegoś lekkiego, przyjemnego, gdzie miłość będzie grała pierwsze skrzypce i poczułam się pozytywnie zaskoczona wprawą z jaką autorka poprowadziła mnie przez jeden wątek za sprawą całej masy sprzecznych emocji. Od tamtej pory wszystkie książki Echols biorę w ciemno.

Lubię styl Jennifer Echols za lekkość i swobodę. Wiem, że nie muszę szczególnie skupiać się na rozgrywanych wydarzeniach i przedzierać przez zawiłe sieci nieporozumień między bohaterami, bo tak naprawdę wszystko zaczyna się i wyjaśnia na moich oczach. Autorka stawia wyłącznie na jeden główny motyw - miłość w jej książkach wiedzie prym, dostarcza mnóstwa pozytywnych wrażeń i zapewnia pocieszenie dla rozbitego serca. Nie trzeba włożyć wiele trudu w jej książki, by móc czerpać z nich maksymalną radość.

Także tym razem otrzymałam dokładnie to co oczekiwałam - piękna historię miłosną, w której różne perypetie bohaterów budziły we mnie zaciekawienie. Harper, uczennica ostatniej klasy liceum - narratorka i główna bohaterka - przedstawia się przed czytelnikiem jako niezwykle barwna osobowość. Wyróżnia się na tle swoich rówieśników charyzmą i indywidualnym podejściem do każdej sprawy. Nie boi się wyrażać swoich opinii i mieć własnego stylu a to zawsze wielki atut podobnych bohaterów, którzy nie giną gdzieś w schematyczności i monotonii własnych kreacji. Pech chciał, że jej spokojne i w miarę poukładane życie zaczęły przecinać pasma nieoczekiwanych niepowodzeń. Okazało się, że tytuł Idealnej Pary przypadł jej i Brody'emu, chłopakowi trudnemu w kontakcie, typowemu sportowcowi, który lubi bawić się dziewczynami. Różni ich wszystko, ale łączy jedno: obydwoje są już w związkach. Czy kontrast pomiędzy nimi zmieni wzajemne postrzeganie bohaterów czy wręcz przeciwnie, poróżni ich jeszcze bardziej?

Licealne perypetie młodych bohaterów to utarty już schemat. A jednak jeden z moich ulubionych. Gdy szukam odprężenia i lektury niezobowiązującej a jednak przyjemnej i wartej poznania - wybieram właśnie taką, gdzie wiem, że pozytywne emocje nie będą miały końca. "Para idealna" jest idealnym przykładem - dziewczyna z zasadami trafia na chłopaka, który nie ma żadnych i w plątaninie sporów oraz nieporozumień zaczyna nawiązywać się pomiędzy nimi nić porozumienia. W tle pojawiają się smutne odniesienia do rozwodu rodziców Harper, by nadać równowagę dla pozytywnych chwil, ale to jedynie ukłon w stronę stylu NA, a nie konkretny motyw tej powieści. Tutaj chodzi o to, by polubić bohaterów i zrobić wszystko, by życie ułożyło im się po ich myśli a właśnie tak jest - nie mogłam oprzeć się poczuciu, że muszę im kibicować, bo chociaż kreacja Harper i Brody'ego była typowym przedstawieniem bohaterów nastoletnich, którzy trochę naiwnie patrzą na niektóre sprawy, to obydwoje miało swoją własną historię i nieoceniony charakter czego nie mogłam pominąć.

"Para idealna" to drugi tom serii, ale historia dwójki bohaterów zamyka się w jednym tomie. Jennifer Echols napisała trylogię o przyjaciołach, a każdemu z nich poświeciła inny tom serii, dzięki czemu nie trzeba zachowywać chronologii by móc cieszyć się lekturą. A zabawy jest co nie miara, bo lekkość stylu autorki pozwala przeczytać lekturę w jeden wieczór i nie zapomnieć o niej szybko. Przede wszystkim za sprawą humoru i pozytywnego rozwoju wydarzeń. Może nie zaskakuje, nie pędzi akcją na złamanie karku, ale na pewno relaksuje i dostarcza mnóstwa pozytywnych wrażeń. A za to właśnie uwielbiam Jennifer Echols.

"Zamarznięte serca" Karolina Wilczyńska

"Zamarznięte serca" Karolina Wilczyńska, Wyd. Czwarta Strona, Str. 310

"Jedynym pragnieniem, jakie czułam, była chęć zniknięcia. Rozpłynięcia się, przestania istnieć."

Pierwszy śnieg już za nami, więc śmiało mogę sięgać po zimowe propozycje książkowe. Już czuję w powietrzu ten okres, kiedy idealnie sprawdzą się fabuły przyprószone śniegiem i topiące serca mimo panującego zimna. Bo jak wiadomo tam gdzie mróz na pierwszych stronach - z czasem przychodzi również ocieplenie klimatu.

Jeśli ciekawi Was chronologia serii Rok na kwiatowej, przyznam że sama rozpoczęłam swoją przygodę od drugiego tomu nie znając wcześniejszych wydarzeń. Czy słusznie postąpiłam - nie wiem, ale nie czułam się szczególnie poszkodowana podczas lektury. Serię łączą cztery bohaterki: Malwina, Róża, Wioletta i Liliana, którym jak przypuszczam, autorka postanowiła poświęcić osobne tomy. W pierwszej części czytelnik ma szansę poznać perypetię Malwiny, a w obecnej części - Liliany. I chociaż wszystkie kobiety przewijają się przez fabułę, każda z nich charakteryzuje się odmienną opowieścią.

Bardzo polubiłam postać Liliany. Zwyczajna kobieta, z własnymi słabostkami i nadziejami. Patrząca na świat z perspektywy realizmu i niekoniecznie realizująca własne marzenia. Obecnie stanęła w trudnej sytuacji, gdy w jej domu zagościła nastoletnia kuzynka. Kiedy kłopoty związane z dziewczyną zaczynają ją przerastać, Liliana postanawia przeprowadzić z kuzynką poważną rozmowę. Z niej dowiaduje się szokujących faktów - traumatyczne przeżycia dziewczyny widoczne są teraz jak na dłoni. Okazuje się nagle, że obie łączy tragedia. Czas zatem cofnąć się wstecz i wrócić do przeszłości by na nowo odpowiedzieć sobie na pytania, czy ich obecne decyzje zostały mądrze podjęte.

Chociaż Karolina Wilczyńska postawiła na powieść obyczajową nie zapomniała nawiązać również do trudnego tematu. Autorka klarownie ukazała cały tragizm sytuacji, w której nikomu nie było łatwo, ale należało w końcu stanąć przed obliczem wyzwania. Przeszłość upomniała się o uwagę i zmusiła także czytelnika do tego, by zaangażował się w rozgrywane wydarzenia. Na całe szczęście mogłam spojrzeć również na historię z pewnego dystansu, bo chociaż autorka wybrała pierwszoosobową narrację - podzieliła ją na przyjaciółki. Dzięki czemu nie tylko Liliana miała głos do wypowiedzenia się.

Zima zawsze zaskakuje, bo chociaż wiemy, że jest już niedaleko, przychodzi przeważnie w złym momencie. Podobnie jest z wydarzeniami z "Zamarzniętych serc". Mimo, że wyczuć można było, że coś wisi w powietrzu, nie spodziewałam się strony w jaką zmierzała fabuła. Uważam jednak, że to bardzo dobre nawiązanie do trudnego tematu w sposób bardzo ludzki i realny. Powieść jest idealną propozycją jako lektura na późny wieczór, kiedy marzymy wyłącznie o dobrej historii i kubku gorącej herabty.

czwartek, 23 listopada 2017

"Tysiąc odłamków ciebie" Claudia Gray

"Tysiąc odłamków ciebie" Claudia Gray, Tyt. oryg. A Thousand Pieces of You, Wyd. Jaguar, Str. 366

"Wiem teraz, że żałoba jest jak osełka. Szlifuje całą twoją miłość, wszystkie szczęśliwe wspomnienia, I czyni z nich ostrza, które rozrywają Cię od środka."

Tak, jeśli zdajecie sobie pytanie dlaczego zdecydowałam się na lekturę tej powieści, odpowiedź na pewno znajdziecie sami. Dla okładki, magicznej, przyciągającej wzrok, bardzo kuszącej. Nie będę ukrywać, że wizualna wersja książek nie jest dla mnie ważna, bo zawsze pierwsze wrażenie może czynić cuda. Być może, gdyby nie tak dobrze przemyślana szata graficzna przeszłabym obojętnie obok tej historii - a szkoda, bo jak się okazało spędziłam wraz z nią kilka miłych godzin.

Bohaterką książki jest Marguerite Caine, dziewczyna wychowywana przez zaangażowanych fizyków. Jej mama wynalazła cudowny wynalazek umożliwiający skoki do innych rzeczywistości i wcielanie się w alternatywne wersje samego siebie. Jednak wysoka technologia niesie ze sobą pewne ryzyko i zagrożenie. Przekonał się o tym ojciec dziewczyny, który zginął z rąk - przypuszczalnie - Paula Markova, a ten by ratować się przed sprawiedliwością uciekł do innego wymiaru. Chłopak nie zdaje sobie sprawy, że Marguerite zrobi wszystko by pomścić śmierć swojego ojca.

W tym miejscu rozpoczyna się wyścig z czasem, szalona wędrówka poprzez nieznane światy, w których nic nie jest takie oczywiste. Autorka miała doskonały pomysł na fabułę i uważam, że w pełni go wykorzystała - stworzyła masę odległych światów, a jednak takich, które wydają się być na wyciągnięcie ręki. Gdy Marguerite wraz z asystentem ojca wyrusza na poszukiwania mordercy przemierza nieznane światy i przedstawia czytelnikowi ogrom zaskakującej wiedzy. Nigdy nie byłam zwolenniczką nauk ścisłych, ale nie czułam się pominięta w tej historii - objaśnione zagadnienia były klarowne i oczywiste, tak by powieść nie męczyła, a jedynie niosła radość.

Powieść oparta jest na zasadzie wątku fantastycznego, z nurtem przygody, pościgu, sensacji i nawet motywu romantycznego w tle. Dzięki temu autorka zapewniła swoim czytelnikom dynamiczną, pędzącą przygodę od której trudno się oderwać, a i akcja nie zwalania nawet na minutę. W wir swojej przygody Claudia Gray wrzuciła ciekawe postacie, barwne i intrygujące. Marguerite szybko przekonała mnie do siebie swoją odwagą i walką wobec dobrego imienia rodziny, a pierwszoosobowa narracja z jej strony idealnie oddawała wszystkie targające nią emocje. Jednak musicie pamiętać, że jest to przede wszystkim powieść typowo młodzieżowa - z ciekawymi wydarzeniami i wartymi poznania bohaterami, ale czuć gdzieś w oddali młodzieżową naiwność. Nie uważam tego za minus, wręcz przeciwnie - skoki w różne wymiary, odkrywane nowych, niebezpiecznych światów, tajemnice i sekrety czające się na każdym kroku nie dawały mi wytchnienia i bawiłam się podczas lektury zaskakująco dobrze.

Claudia Gray napisała książkę niebanalną. Alternatywne światy zmusiły główną bohaterkę do poznawania siebie na nowo, a wraz z tym - własnej rodziny. Każdy nowy świat niósł ze sobą wiedzę, która do tej pory była dla Marguerite tajemnicą. Dzięki temu w powieści uformował się piękny wątek rodziny, nawiązywania wzajemnych relacji i ukazania wartości prawdziwego domowego ciepła. "Tysiąc odłamków ciebie" intryguje od początku do końca, prowadzi czytelnika od Londynu przez Rosję po podwodny świat. Nie da się przy tej powieści nudzić!

środa, 22 listopada 2017

"Bardzo biała wrona" Ewa Nowak

"Bardzo biała wrona" Ewa Nowak, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 304

"„Jakie to wspaniałe mieć nad kimś władzę” – pomyślał Norbert i natychmiast przyszła mu do głowy kolejna refleksja: „Jakie to łatwe”"

Myślę, że Ewy Nowak nie muszę Wam przedstawiać. Autorka podbiła serca czytelników miętową serią i historiami o młodzieży z życia wziętymi. Każda książka autorki to lekcja życia dla dzieci i ich rodziców, po którą warto sięgać.

"Bardzo biała wrona" to jedna z moich ulubionych powieści Ewy Nowak. Trochę inna niż wszystkie inne, ponieważ utrzymana w subtelnie mrocznym klimacie destrukcji i bólu. Nie po raz pierwszy autorka udowodniła, że potrafi pisać o prawdziwym życiu tak, jakby sama przeżyła daną historię na własnej skórze. Dzięki temu jej książki są realistyczne, a bohaterowie - możliwi do zaakceptowania, pełnowymiarowi, z wadami i zaletami.

Tym razem historia zmienia się jak w kalejdoskopie. Najpierw bajka niesie ze sobą szczęście i spełnienie marzeń, gdy Natalia - nieśmiała dziewczyna z kompleksami spotyka chłopaka. Szaleńczo zakochany w niej Norbert wydaje się księciem z bajki do czasu, gdy pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Idealny związek licealistów zmienia się w koszmar, gdy chłopak zmienia się w manipulanta i zazdrośnika, niemal budzącego lęk. To straszne jak szybko czarujący chłopak zmienia się w demona, który zaskakuje swoją porywczością i bezwzględnością. Natalia - dziewczyna która bardzo szybko zdobywa sympatię czytelnika trafia w towarzystwo, które nigdy nie powinno być blisko niej. Cicha, spokojna dziewczyna ma przecież prawdo do realizacji skrywanych marzeń o wielkiej miłości. A jednak gra pozorów ze strony Norberta wszystko rujnuje.

Książka budzi wiele mocji, bo wydarzenia niekoniecznie idą po myśli czytelnika. Dziewczyna zamiast uciekać od oprawcy jak najdalej - tłumaczy jego chore zachowania. Rozumiem ją i nie mam jej tego za złe: szukała miłości i gdy dostała złudne emocje, chciała się ich trzymać jak najdłużej. To Norbert stał się dla mnie emocjonalnym katem i to jego osobę uważam za jedyny czarny charakter w powieści. Stworzył on toksyczny związek, w którym zajął miejsce głównodowodzącego i pokazał czytelnikowi machinę relacji opartej na uzależnieniu i przemocy psychicznej. Dzięki temu powstała bardzo mądra, przejmująca i wartościowa powieść.

"Bardzo biała wrona" to historia dla młodzieży i dla dorosłych. Chwyta za serce, zmusza do myślenia i budzi mnóstwo skrajnych emocji. Czyta się ją z zapartym tchem i w błyskawicznym tempie, bo szalejące w powieści uczucia nie pozwalają odejść od lektury ani na moment. To jedna z lepszych - moim zdaniem - propozycji od Ewy Nowak, która idealnie podkreśla talent autorki do tworzenia powieści ważnych i ponadczasowych.

"Dla niego wszystko" Alexa Riley

"Dla niego wszystko" Alexa Riley, Tyt. oryg. His Alone, Wyd. Burda Książki, Str. 284

"Naprawdę myślałaś, że oni nie wiedzą, że już od dawna jesteś moja? To urocze."

Miłość to nie jest prosta sprawa. Burzliwe emocje, niespokojne chwile, walka o ukochaną osobę do ostatniego tchu. To znana tematyka wśród powieści romantycznych, bo w końcu jeśli dzieje się wiele - to znaczy, że akcja warta jest uwagi. W przypadku serii Riley nie jest to do końca odpowiednie stwierdzenie, ponieważ burzliwa relacja między bohaterami na pewno jest obecna to fabuła wcale nie jest taka skomplikowana. Nie skreśla to jednak powieści z góry, warto się przekonać czy to książka dla Was.

To drugi tom serii. Osobiście rozpoczęłam swoją przygodę z twórczością autorki właśnie od niego, więc trudno mi powiedzieć jak to wygląda z chronologią, ale mi osobiście dobrze się czytało drugi tom. Odnalazłam się również w rozgrywanych wydarzeniach a to dlatego, że nie są one szczególnie skomplikowane. To połączenie romansu z domieszką tajemnicy do rozgryzienia, dzięki czemu wydarzenia są bardziej wciągające.

Alexa Riley to tak naprawdę pseudonim dwóch przyjaciółek tworzących pod jednym nazwiskiem. Widać, że razem doskonale się bawią, bo powieść wyszła im naprawdę dobrze. Ciekawi bohaterowie wciągają do swojego problematycznego świata namiętności i przeprowadzają przez cienką linię erotycznego napięcia. Jest to co prawda typowa powieść kobieca, w której aż wrze od przeżywanych w bohaterach emocji, ale szybko można zaangażować się w akcję za sprawą pierwszoosobowej narracji podzielonej na dwójkę bohaterów. 

Główną postacią jest Paige Turner, która mocno przeżywa swoją przeszłość. Wciąż wraca myślami do wydarzeń, które zaważyły na jej szczęściu i nie pozwalają pójść naprzód. To mocna bohaterka, wyrazista, która nie boi się angażować w działania wyższe uczucia. A mam na myśli tutaj chęć zemsty, która jest jednym z najmocniejszych bodźców do działania. Wszystko jednak staje pod znakiem zapytania, kiedy na jej drodze staje Ryan - to mężczyzna silny, dorównujący charakterem Paige, który pasuje do niej idealnie. Szybko zajmuje honorowe miejsce w sercu dziewczyny, ale ich wzajemna relacja wcale nie będzie łatwa, bo los przygotował dla nich burzliwe wydarzenia.

"Dla niego wszystko" to ciekawa propozycja dla każdej kobiety poszukującej miłosnego uniesienia. Ciekawie napisana, wciągająca, umilająca późny jesienny wieczór. Rozgrzewa na moment serce i zaskakuje ukrytą tajemnicą, bo w końcu nie ma nic lepszego jak podążanie drogą bohaterów którzy maja coś do ukrycia. A gdy wszystko wychodzi na jaw - robi się naprawdę gorąco. Dla miłośniczek podobnej tematyki książka będzie jak znalazł.

wtorek, 21 listopada 2017

"Teatr snów" Iwona Anna Dylewicz

"Teatr snów" Iwona Anna Dylewicz, Wyd. Dygresje, Str. 341

"Snem jesteś mi i zapomnieniem, Kefasie. Twoja miłość... Dlaczego ona tak boli?"

Nietypowe propozycje lektur są zawsze kuszące. Szczególnie gdy są to nasze rodzime książki, w których być może akcja nas zaskoczyć i zapewni, że polskie debiuty rosną w siłę. Jako ryzykantka i fanka powieści wszelakich postanowiłam postawić na powieść "Teatr snów" i zaryzykować wejście do magicznego świata.

Skusiła mnie historia obiecana przez autorkę. Niedopowiedzenia, klimatyczne szaleństwo, akcja nietypowa i jedyna w swoim rodzaju. Z nadzieją zasiadłam do lektury i oczekiwałam wrażeń, które wcisną mnie w fotel. Być może moje oczekiwania były nazbyt wysokie w stosunku do debiutu, ale już nie jeden raz utwierdziłam się w przekonaniu, że pierwsza książka może być doskonała, jeśli poświęci się jej dużo uwagi i połączy z naturalnym talentem autorki. Jak się okazało - w tym wypadku wszystko zgrało się idealnie, ponieważ otrzymała to co oczekiwałam: mądrą i błyskotliwą akcją z naprawdę wartym poznania stylem literackim.

Autorka z lekkością i naturalną swobodą prowadzi czytelnika przez zaskakujący świat, który wykreowała. Na pierwszym planie stanęły nieoczywiste zdarzenia, magiczne cuda, które mieszały w mojej głowie i wzbudzały wiele pytań, pozostawionych nie rzadko bez odpowiedzi. To czytelnik postawiony w sytuacji bez wyjścia podąża tą mroczną drogą w głąb ciemnego korytarza, bo nie może - i przede wszystkim nie chce - już wrócić. Autorka kusi pomysłowością stylu, barwną kreacja głównej bohaterki i przeświadczeniem, że na każdym kroku może wydarzyć się coś zaskakującego. Uwielbiam takiem motywy w książkach - lubię czuć się niepewna co do dalszych wydarzeń, czuć subtelny dreszczyk przerażenia i bawić się wydarzeniami zawartymi w książce.

Główna bohaterka jest jasnym punktem tej historii. Ruda czarownica wiedzie życie pełne niespodzianek. Na scenie Teatru snów odgrywa własną indywidualną rolę, bo sny jakie śni zaczynają mieszać jawę ze snem. Za sprawą pozytywnej, charakternej głównej bohaterki akcja nabiera barw, przeplatają się światy i miejsca, a Ruda podąża z dumnie uniesioną głową do góry wytyczonymi przez nieznane ścieżkami. Nie poddaje się i prowadzi czytelnika przez liczne wątki w których przyjaźń, miłość i wspomnienia z przeszłości zaczynają z czasem tworzyć kompletną całość.

Na pewno nie jest to książka łatwa. Należy wczytać się w treść, by z czasem dostrzec jej konkretne przesłanie. Tym samym nie jest to lektura dla każdego. Uważam jednak, że ci którzy zdecydują się zaryzykować nie będę żałować swojego wyboru. Iwona Anna Dylewicz z precyzją dojrzałego gracza rozdaje zaskakujące karty w książce, w której wszystko jest możliwe. Pomysłowa, przenikająca rzeczywistość z fikcją prowadzi przez warte poznania połączenie gatunkowe - fantastykę, smaczną komedię, powieść obyczajową i nutę grozy. Moim zdaniem - bardzo udany debiut.

"Zapach domów innych ludzi" Bonnie-Sue Hitchcock

"Zapach domów innych ludzi" Bonnie-Sue Hitchcock, Tyt. oryg. The Smell of Other People's Houses, Wyd. Jaguar, Str. 380

"Czasami człowiek potrzebuje choćby i drobiazgów."

"Zapach domów innych ludzi" to powieść, która od pierwszych zapowiedzi była dla mnie intrygująca. Cudowna okładka, niemal poetycki tytuł oraz przekonanie, że czeka na mnie opowieść inna niż wszystkie w końcu namówiły mnie na zapoznanie się z lekturą. 

Ruth, Dora, Alyce i Hank to bohaterowie tej powieści. Młodzież, która w niej zagościła trochę mnie zaskoczyła, bo - nie ukrywam - byłam przekonana, że będzie to historia o dorosłych. Z tym większym zaciekawieniem zaczęłam czytać o losach całej czwórki, która znała się wzajemnie w mniejszym lub większym stopniu, ale wydarzenia rozgrywane w książce krok po kroku prowadziły do ich wzajemnego powiązania. 

Bonnie-Sue Hitchcock stworzyła cztery odmienne kreacje bohaterów, w których nie oszczędziła im trosk oraz zmartwień. Mimo młodego wieku przyszło im zmierzyć się z trudami życia. Ruth wychowywana przez babcię po tragicznej stracie rodziców nie może odnaleźć się w surowym świecie kobiety, która nie okazuje swoich uczuć. Dora natomiast nie może pogodzić się z tym, że nie znosi swojego ojca. I bardzo żałuje, że musi z nim żyć. Alyce pragnąć spełnić marzenia rozwiedzionych rodziców, przestaje realizować własne cele. Hank ucieka z domu wraz z rodzeństwem, bo nie jest w stanie pogodzić się z nowym wyborem swojej mamy. Wszystkie te historie przywodzą na myśl jedno - trudy życia w rodzinie, gdzie brakuje wzajemnego zrozumienia, rozmów i prawidłowych emocji. Nie ma lepszego tematu do manewrowania emocjami czytelnika niż relacje na linii rodzic dziecko, gdzie tak naprawdę autorka ma wielkie pole do popisu jeśli chodzi o rozgrywane wydarzenia.

Nie tego spodziewałam się sięgając po powieść. Wydawało mi się, że decydując się na lekturę otrzymam powieść obyczajową o... o czym dokładnie - nie mam pojęcia. A jednak autorka zaskoczyła mnie wyborem fabuły, wiekiem bohaterów i dojrzałym tematem. To debiut Bonnie-Sue Hitchcock co można wyczuć choćby w stylu czy pewnej naiwności płynącej z tekstu, ale nie mogę napisać by ta historia była zła. Do ostatniej strony czerpałam radość z lektury i chociaż dopracowanie jej wyniosłoby ją zdecydowanie na wyższy poziom - i tak uważam, że jest jedną z ciekawszych propozycji dla młodzieży.

Autorka przede wszystkim wykazała się dużą wrażliwością w stosunku do kreacji swoich bohaterów oraz wydarzeń w ich rodzinach. Opisała wzajemne powiązania, brak emocji lub ich nadmiar i potrzebę młodych ludzi do kochania i poszukiwania poczucia bezpieczeństwa. Początkowo niepowiązane ze sobą cztery historie z biegiem fabuły zaczynają łączyć się ze sobą w kompletną całość i tym samym ukazują ogrom przesłania jakie postanowiła pokazać autorka. 

Dzika, odległa Alaska wydaje się idealnym tłem dla fabuły. Uważam jednak, że "Zapach domów innych ludzi" to książka, która nabiera na wartości dopiero po przeczytani. Podchodząc do niej z dystansem, mając w głowie pełen obraz wydarzeń czytelnik może dostrzec wszystkie ważne motywy jakie chciała przekazać autorka. Na pierwszy rzut oka powieść wydaje się nierównomierna do pięknej okładki, nawet odrobinę naiwna i dziecinna. Ale z biegiem czasu ukazują się w treści ważne wartości, które dawkują emocje i zapadają w pamięć.

"Wszystkie moje kobiety. Przebudzenie" Janusz Leon Wiśniewski

"Wszystkie moje kobiety. Przebudzenie" Janusz Leon Wiśniewski, Wyd. Znak, Str. 576

"Nie można się umówić na przyjaźń. Ona jest albo jej nie ma."

Do niedawna mogłam jedynie na temat twórczości Janusza Leona Wiśniewskiego powiedzieć, że słyszałam mnóstwo pozytywnych opinii, ale nigdy sama nie sięgnęłam po jego książkę. Dlaczego? Trudno mi powiedzieć, ale mądrze byłoby zaznaczyć, że otacza nas zdecydowanie za dużo książek w porównaniu do czasu jaki możemy im poświęcić. Chciałam coś zmienić, miałam ochotę powiedzieć - czytałam i również uważam, że... Co takiego uważam na temat twórczości autorka? Przekonajcie się sami.

Nie jestem pewna czy dobrze zrobiłam sięgając właśnie po powyższą powieść jako pierwszą. Może powinnam zacząć od innej, wcześniejszej autora, ale tego już nie zmienię. Moja decyzja jednak sprawiła, że trudno jednoznacznie ocenić mi powieść - z jednej strony oczarowała mnie, urzekła, zmieniła postrzeganie miłości i kobiecości. Ale z drugiej czytając miałam świadomość, że nie powinnam zaglądać do tej książki, bo jest to niezwykle osobisty obraz historii autora. Czułam się trochę tak, jakbym była nieproszonym gościem, obserwatorem niepotrzebnym i wkraczającym w prywatną strefę. Nie mogłam jednak oderwać się od książki, więc niezależnie od sprzecznych myśli kłębiących się w mojej głowie czytałam przez cały czas, do ostatniej strony.

Prostota stylu i fabuły przywodzi na myśl prostą powieść obyczajową. Jednak przepełniona zmysłowością i kobiecością w wydaniu najciekawszym, bo interpretowanym oczami mężczyzny. Kiedyś myślał, że życiem rządzi logika, że wszystko można łatwo wytłumaczyć i poukładać po swojemu. Naukowiec z krwi i kości musiał zmienić swoje postrzeganie świata gdy otarł się o śmierć. Spędził kilka miesięcy w klinice w Amsterdamie i tam mógł spojrzeć na swoje życie z nowej perspektywy. Co mu w tym pomogło? Kobiety jego życia, które nie opuściły go w najważniejszej dla niego chwili.

Trzecioosobowy narrator, przekładany na język mężczyzny, opisuje nie tylko zewnętrze wydarzenia fabuły, ponieważ pozwala sobie na opisy wewnętrznych rozterek. Nie martwcie się, nie jest to nużąca kwestia tej powieści. Autor doskonale wiedział na ile może sobie pozwolić by jego powieść stała się osobista i emocjonalna, ale przy tym nie była nudna i przesadzona. Łatwy do przyswojenia język prowadzi czytelnika przez podróż życia bohatera - człowieka, który poznał mnóstwo kobiet: Natalię, Milenę, Ludmiłę i wiele innych. A każda odegrała inną rolę w jego historii. Poznałam jak się poznali, ile dla siebie znaczyli, jak zbudowali własną historię. I przyznaję, że spodobała mi się taka interpretacja relacji damsko-męskiej, w której głównym czynnikiem okazało się samo życie.

Dojrzała, emocjonalna i bardzo prawdziwa. Tak prezentuje się propozycja książki od Janusza Leona Wiśniewskiego. Jestem pewna, że osobiście nie poprzestanę tylko na niej, bo chętnie wrócę do jego wcześniejszych dzieł. Zdaję sobie jednak sprawę, że mogą nie być one tak intensywne jak "Wszystkie moje kobiety", bo w końcu w tej powieści kryje się najwięcej prawdy. Dla poszukiwaczy książek innych niż wszystkie i fanom autora - polecam.

poniedziałek, 20 listopada 2017

Przedpremierowo: "Cinder" Marissa Meyer

"Cinder" Marissa Meyer, Tyt. oryg. Cinder, Wyd. Szósty Zmysł, Str. 420
PREMIERA: 24 listopada 2017r.

"Łatwiej jest przekonać innych o swojej urodzie, jeśli samemu nie ma się co do niej wątpliwości. Lustra mają jednak nieprzyjemny zwyczaj przekazywania prawdy."

Saga Księżycowa to jedna z najpiękniejszych serii jakie mogłam czytać. Mam na swojej półce niewiele książek, które mogłabym w stu procentach nazwać najlepszymi i niepowtarzalnymi, ale powieść Meyer stoi na honorowym miejscu. To jedna z tych powieści, które chwytają za serce, zapadają w pamięć i pozostają w głowie czytelnika nawet na długo po skończonej lekturze.

Interpretacje różnych bajek w literaturze to jeden z moich ulubionych motywów. Marissa Meyer wykorzystała go by w nieoczywisty i zupełnie pozbawiony schematów sposób przedstawić historię Kopciuszka. Opowiedziana na nowo stała się dla mnie inspiracją i zapomniałam na moment o pierwowzorze - zdecydowanie lepiej wypadła współczesna interpretacja baśni o wielkiej miłości i niespełnionych marzeniach. 

Pomysł na fabułę to jedno, a wykonanie - drugie. Autorka w wielkim stylu stworzyła pełen zachwytu świat, w którym przyszło żyć nietypowym bohaterom. Na pół mechaniczni ludzie, odrzuceni przez społeczeństwo wiedli marny żywot gdzieś poza granicami królestwa, w którym żył piękny, ludzki książę. Nowy Pekin okazał się inspirującym miejscem, w którym rozpoczęła się cała historia. Cinder, dziewczyna cyborg mieszkająca wraz z podstępną macochą i jej dwiema córkami, prowadziła mały warsztat na uboczu. Nigdy nie pomyślałaby, że to miejsce odmieni jej życie aż do czasu, gdy zjawił się u niej Kaito - książę, z prośbą o pomoc. Tak rozpoczęła się nowa interpretacja bajki o Kopciuszku, w której Cinder: dziewczyna tak dobra i szczera, że od razu chwytająca czytelnika za serce otrzymała rolę samotnej sieroty, a Kai - książę o dwóch twarzach nie musiał niczego odgrywać.

Pokochałam bohaterów całym sercem - tak barwnej palety osobowości dawno nie spotkałam. Cinder zerwała ze schematycznością naiwnej dziewczynki i zawalczyła o własną godność dobrocią oraz pewnością siebie. Silna i odważna przeżyła chwile zawahania, ale nie pozwoliła się złamać. Kai z  kolei budził we mnie mnóstwo sprzecznych emocji: czasami kibicowałam mu ile sił, innym razem miałam ochotę zepchnąć go na bok i zapomnieć o jego istnieniu przez wybory, które nie zawsze były przez niego przemyślane. Jednak jak mogłabym zrobić to Cinder, która trafiła na prawdziwą miłość? W bajce o Kopciuszku przychodzi ona niespodziewanie i pozostaje na zawsze wraz z happy endem. W przypadku powieści Meyer nie jest to takie oczywiste - pięknie poprowadzony wątek romantyczny niemal rozrywa serce, bo losy tej dwójki są niepewne a ich rozwiązanie leży wyłącznie w rękach autorki, która nie cofnie się przed niczym.

Fabuła, postacie i pomysł to jedynie pomniejsze atuty tej powieści. Jest w niej wszystko a ona sama jest idealna. Nie wiem czy jestem w pełni obiektywna, bo kocham tę książkę całym sercem, ale dystansując się widzę mądrość płynącą z fabuły, wartką akcję, która niespodziewanie zmienia bieg i zaskakuje czytelnika oraz emocje: prawdziwe i chwytające za serce, które budują obraz jednej z piękniejszych powieści. "Cinder" to kunszt i klasa, bajka dla dzieci opowiedziana w całkowicie nowej interpretacji. Marissa Meyer spisała się na medal!

"Dziesięć tysięcy żyć" Michael Poore

"Dziesięć tysięcy żyć" Michael Poore, Tyt. oryg. Reincarnation Blues, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 512

"Nie był przystojnym mężczyzną. Czasami widziała ryby z jego twarzą."

Spoglądając na powyższą powieść pojawiło się w mojej głowie tylko jedno pytanie - czy tak piękna okładka skrywa równą jej treść? Wiem, nie powinno się oceniać... ale czy jesteśmy w stanie wizualnie odrzucić tak wyjątkowe zalety?

Nie wiedziałam czego spodziewać się po tej historii. Przygotowałam się na słodko-gorzki romans, a okazało się, że to nie takie proste. Pierwsze strony historii skutecznie rozwiały wszelkie moje podejrzenia i przestałam już zadawać pytania - zajęłam się tylko czytaniem. To wyszło mi na dobre, bo kiedy wczytałam się w treść otrzymałam książkę niebywałą, trochę inną niż wszystkie i na pewno wciągającą.

Fabuła nawiązuje do życia, które daje nam drugą szansę. A właściwie dziesięć tysięcy szans. Wszystko po to, by przeżyć życie dokładnie tak jak należy.  To pozwoli na to by osiągnąć pełnię mądrości i stać się Jednym ze Wszystkich. Milo - główny bohater powieści - miał do tej pory dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt pięć takich szans. Teraz pozostało mu jedynie pięć żywotów na to, by zrobić wszystko idealnie. Nie udało mu się tak wiele razy, więc pojawia się pytanie czy te kilka cokolwiek zmieni? To bohater specyficzny, trochę niepewny swego a przy bliższym spotkaniu niemal indywidualista. A jednak śledzenie jego historii przychodzi bardzo łatwo - czytelnik ma nieopisaną chęć poznania tej wielkiej nagrody czekającej na szczęśliwców.

Problem polega na tym, że jeśli Milo nie spełni wyznaczonych oczekiwań, zamieni się w nicość. Zatem rozgrywka warta jest swojej ceny. Tylko, że panujące zasady w świecie bohatera nie są dla niego tak ważne jak dla pozostałych rywali. Pragnie on jedynie wytchnienia, odpoczynku w ramionach Śmierci - lub Suzie, jak woli ją nazywać. Każde kolejne życie stanowi rozłąkę z ukochaną, do której wraca po zakończeniu danego życia i jedyne czego oczekuje - to w końcu zatrzymanie się w miejscu i możliwość spędzenia czasu z ukochaną. Nie jest to jednak motyw łatwy, bo kto by pomyślał, że kosmiczna przestrzeń może wyglądać na nietypowo - do tej pory malowała się w zupełnie innych kategoriach a Michael Poore postanowił to zmienić. Stworzył świat niebanalny, pozbawiony granic, w którym niemal wszystko jest możliwe. Włożył w o ogrom pracy, ale wyszło mu to na dobre, bo powieść dzięki temu nabrała głębi i ważnego przesłania.

Przed Milo i czytelnikiem pojawia się ważne zadanie - zrozumienie czym jest "coś wielkiego" i z czego jest to zbudowane. Każde życie rozpoczęte od narodzin do śmierci to inny zbiór doświadczeń, wartości z których warto czerpać odpowiednie lekcje. "Dziesięć tysięcy żyć" to nietypowa lektura, utrzymana w stylu nostalgicznym, niemal magicznym, opisuje wydarzenia pełne emocji i ukrytych znaczeń. To głęboka powieść z ukrytym dnem, którego odkrywanie stanowi największą zagadkę. Jeśli liczycie na historię o miłości - nie tym razem, to coś znacznie ważniejszego.