wtorek, 21 lutego 2017

"Tłumacząc Hannah" Ronaldo Wrobel

"Tłumacząc Hannah" Ronaldo Wrobel, Tyt. oryg. Traduzindo Hannah, Wyd. Bukowy Las, Str. 234

Przenieśmy się na moment do lat 30. XXw. Inne zasady, inne wartości moralne, czasy zupełnie inne niż te, które mamy obecnie. Max Kutner, pochodzący z Polski szewc, otrzymuje pracę, która ma swoje dobre strony. Choć tak naprawdę niesie ze sobą niebezpieczeństwo, o którym główny bohater przekona się już niebawem.

Osadzenie fabuły w przeszłych czasach, szczególnie tych, które znane są nam najlepiej z licznych powieści czy nawet filmów to ryzykowny ruch. Jeśli nie zna się konkretnych zasad rządzących ówczesnymi społecznościami, możemy przekłamać fakty. Możemy też je pominąć, żeby stworzyć klimat przeszłości, a jednocześnie nie zagłębiać się za mocno w panujące reguły. Taki krok ku swojej powieści wybrał autor i niestety nie wyszło mu to na dobre. Przede wszystkim popełnił jeden podstawowy błąd - prześlizgnął się po temacie, gdy ten okazał się jednym z najciekawszych momentów w fabule. Czasy w okolicach II wojny światowej są ostatnio tematem na topie, a i ja chętnie zagłębiam się w takie historie, by móc poznać perspektywę z każdej możliwej strony. Tutaj otrzymałam zapowiedź wojny widzianej ze strony Brazylijczyków, ale w rezultacie motyw potrzebny był wyłącznie do tego, by zapoczątkować pracę Maxa i wyjaśnić dlaczego musiał czytać cudzą korespondencję. Szkoda, bo można było zagłębić się w temat i oprzeć fabułę na wojennym tle. Niestety - mała wzmianka nie okazała się dla mnie wystarczająca.

Jednak, żeby nie wspominać o tych mniej ciekawych aspektach powieści - przyznaję - sam pomysł na fabułę okazał się bardzo ciekawy. Max Kutner podejmuje się cenzury korespondencji narzuconej w Brazylii, by uciec od komunistycznego spisku i odnaleźć szpiegów czy sabotażystów. Z jednej strony: ruch bardzo przemyślany, ale z drugiej - kto nie miałby oporów przed czytaniem cudzej korespondencji? Powieść opiera się na tej drugiej kwestii, zasadzie moralnej, którą przyszło złamać Maxowi. Nie jestem przekonana do jego postaci, nie polubiłam go na początku powieści i nie zmieniło się to pod koniec, bo jak na mój gust wydał się całkiem nijaką postacią. Jednak tłumacząc z jidysz na portugalski listy żydowskich imigrantów odnalazł listy Hannah. Tutaj też rozpoczęła się ta ciekawsza wersja historii - pomijając oczywiście samą ciekawską naturę głównego bohatera. Co prawda do tej pory wykonywał swoją pracę na chłodno i nie angażował się szczególnie w żaden tłumaczony list, ale przeszłość jaką ma za sobą zaczęła ujawniać się w momencie poznania listów kobiety. Hannah snuje swoją opowieść w epistolarnej formie kierowanej do siostry i robi to zaskakująco ciekawie. 

Styl autora ma swoje dobre i złe strony. Na przykładzie postaci Hannah widać, że gdyby tylko chciał, mógłby napisać powieść bardzo emocjonującą. Postać kobiety łatwo trafia do czytelnika, a jej historia jest na tyle ciekawa i tajemnicza, że chce się odkrywać jej sekret krok po kroku. Jednak to jedyne dobre strony historii, bo reszta jest tylko tłem: wiele momentów częściej nudzi niż ciekawi, a cała fabuła wypada blado na tle obietnic tego, co mogliśmy otrzymać. Żałuję, bo potencjał bije z każdej strony i aż prosi, żeby go wykorzystać. Nie mniej byłabym niesprawiedliwa skreślając tą historię całkowicie - nie jest ona idealna, ale listy w rękach Maxa nabrały mocy i to zminimalizowało błędy.

Patrząc z dystansem na całą powieść, przyznaję: tylko listy Hannah wzbudziły moje zainteresowanie. "Tłumacząc Hannah" to lektura, która wymaga dopracowania, bo warunki do bycia dobrą powieścią ma naprawdę dobre. Niestety autor pokpił sprawę i nie zaangażował się w pisaną historię na tyle, by skupić całą uwagę czytelnika. Atuty fabuły zostały wymieszane z widocznymi negatywami, ale mimo wszystko nie żałuję czasu poświęconego tej powieści. Wybór lektury pozostawiam Wam. Dacie jej szansę?

12 komentarzy:

  1. nie jestem fanką takich ksiązek, na dodatek jeśli piszesz że fabuła została wymieszana z negatywami, a sama ksiązka nie skupia uwagi czytelnika.. nie sądzę żebym po nią sięgnęła ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że powieść taka niedopracowana. Raczej po nią nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię niedopracowanych powieści. Czas akcji też nie należy do moich ulubionych - małe szanse, że się skusze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż zrobiło mi się szkoda, bo uwielbiam powieści osadzone w latach trzydziestych i taki zmarnowany potencjał tego wątku smuci. Nie do końca jestem przekonana do tej powieści, elementy, które najbardziej mnie interesowały, okazały się dość słabe. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja mam wielkie oczekiwania co do tej lektury, a Twoja recenzja trochę ostudziła mój entuzjazm ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szansę dam, zobaczymy czy będzie wykorzystana czy stracona ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda, że autor nie zaangażował się bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, że jednak książka nudzi i ma wiele niedociągnięć. ;/ Ja sobie raczej odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mimo że ostatnio, odpoczywam od tematyki wojennej myślę, że dałabym szansę tej książce. Strasznie zaciekawiło mnie miejsce osadzenia historii. Jak dotąd czytałam o wojnie z perspektywy mieszkańców Francji, Niemiec albo Polski, ale nie perspektywy osoby, która przebywa w Brazylii. No i same listy, też stanowią smakowity kąsek :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Skoro powieść nie należy do grona tych pasjonujących, będę jej unikać. Myślę, że też drażniłoby mnie jedynie zasygnalizowanie wątku wojennego.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeszcze przemyślę, czy sięgnę po tę książkę, trochę mnie do niej zniechęciłaś, równocześnie tajemniczość historii kusi. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń