Zastanawialiście się jak to jest, kiedy życie podsyła Wam prawidłowe rozwiązanie problemu? Czy to trwały element, czy należy go podtrzymać, by okazał się znaczący w przyszłości? Tak samo jest ze szczęściem - ulotnym, chwilowym, bardzo subiektywnym?
W powieści Eweliny Kościelniak poznałam smaki prawdziwego życia. Autorka przedstawiła mi bohaterów ustabilizowanych życiowo, którzy wiedzieli doskonale do czego dążą. Brakowało im wyłącznie miłości, która przez natłok innych obowiązków omijała ich z daleka. Dlatego w przypływie szczęścia chwycili ulotną chwilę i pozwolili sobie na nawiązanie nici wzajemnego porozumienia, które miało im pozwolić zrealizować ten ostatni podpunkt prowadzący prosto do szczęścia.
Ania i Daniel poznali się na wakacjach. Ona jako nauczycielka zajmowała się swoimi uczniami, on jako lekarz trafił przypadkiem na jej obóz. Dbając o dobro innych realizują się w swoich zawodach. To ich łączy, ta cząstka zwiększonego człowieczeństwa, która każe im najpierw myśleć o innych, dopiero później o sobie. Dlatego, gdy pewnego dnia los popycha ich w swoje ramiona nie wahają się przed nowym uczuciem i szukając wzajemnego zrozumienia są przekonani, że czeka ich wspólny happy end. Niestety, nie taki był plan. Okazuje się, że to wyłącznie gra złudzeń i pozorów, bo wzajemne postrzeganie wartości różni się kolosalnie.
Autorka pozwoliła mi poznać dwie różne strony przestrzegania tych samych wartości. Z jednej strony miałam Anię, którą polubiłam i chętnie czytałam o jej dalszych przychodach. Z drugiej jednak był Daniel, mało ciekawy człowiek, który kompletnie nie przypadł mi do gustu. Niestety, nie dość że chłopak okazał się typem człowieka, którego charakter absolutnie nie akceptuję, to i sama jego kreacja nie wypadła tak dobrze jakby chciała. Czasami jest tak, że negatywną postać również można w książce docenić, ale tym razem to się nie udało. Mam wrażenie, że autorka skupiając się na dopracowaniu Ani zapomniała trochę o Danielu, który wydał mi się płaski i nieciekawy, jakby zabrakło na jego postać pomysłu.
Nie mniej muszę oddać Pani Ewelinie, że książka jest ciekawa i wciągająca. Dużo się nadenerwowałam podczas lektury, a to zawsze cenię. Lubię odczuwać różne emocje i kiedy mam ochotę krzyczeć na bohaterów - w tedy uznaję, że lektura dostarczyła mi najlepszej rozrywki. "Nowe życie" to pewnego rodzaju lekcja, w której bardzo dobrze chwycona została perspektywa postrzegania człowieczeństwa w dwóch zupełnie odmiennych wersjach. Czasami takie wyzwanie potrafi zmienić najzagorzalszego fana zasakujących wyznań. Co wygra w tej rozgrywce, miłość czy rozum?
Najważniejsze, że były emocje. To się liczy.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że nie słyszałam wcześniej o tej książce, ale jeśli będę miała okazję myślę, że po nią sięgnę.:)
OdpowiedzUsuńRównież lubię odczuwać emocje podczas czytania książki :) więc tym chętniej poznam ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńNie jestem całkowicie przekonana, ale będę miała na uwadze:)
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje mi się być kolejną z tego gatunku, dodatkowo nie przekonunje mnie do siebie ten "płaski" bohater, dlatego mimo wszystko podziękuję. Jednak dobrze, że tobie się ta książka spodobała!
OdpowiedzUsuń