Kobieta jest miarą wszechrzeczy.
Przyznaję, że skusiła mnie okładka. Zatrzymała natomiast treść. Liczyłam na banalny, idealny na letnie dni romans a jednak otrzymałam historię z subtelnym przesłaniem, która miała coś konkretnego do powiedzenia.
To książka inna niż wszystkie, zdecydowanie! Bardzo oryginalna, o nietypowej tematyce a to oznacza, że nie każdemu przypadnie do gustu. Dedykowana raczej otwartym czytelnikom, którzy nie boją się eksperymentować i poruszać nowe tematy, ponieważ autorka rzuca nam wyzwanie i testuje nasze poglądy. Nie ma tutaj narzucania treści, nie ma zmuszania do postrzegania świata w innym sposób, ale jednocześnie pojawia się balansowanie na krawędzi, zupełnie nietypowe dla powieści obyczajowej.
Bohaterkami są trzy kobiety, które po latach toksycznych związków w końcu wyzwoliły się z prywatnego terroru. Sylwia, Malwina i Wiktoria doskonale rozumieją się nawzajem, ponieważ przeszły przez podobne piekło, więc miło patrzyło się na wsparcie jakie wzajemnie sobie dawały. Jednak kobiety poza odkrywaniem życia na nowo zaczęły wnikliwie obserwować otoczenie i kwestionować duchowość, zarzucając religii antyfeministyczne poglądy. Nie każdemu z ich otoczenia spodobały się te prywatne studia, szczególnie gdy bohaterki zaczęły głośno pytać czy Bóg na pewno był mężczyzną. To doprowadziło do niecodziennych wydarzeń o których musicie przeczytać już sami, ale przyznaję, że pomysł na fabułę okazał się bardzo intrygujący a sama treść ciekawie poprowadzona.
Nie jestem fanką motywów religijnych, ale mam kilka ulubionych książek nawiązujących do takiej tematyki, więc nigdy na nic się nie zamykam. Nie zawsze zgadzałam się również z bohaterkami powieści Milewskiej, bo czasami ich teorie wydawały się nazbyt wydumane, ale przyznaję, że kobiety zaimponowały mi odwagą oraz śmiałością w wyrażaniu własnego zdania. Najbardziej doceniam jednak zmiany jakie w nich zaszły po uwolnieniu się spod męskiego terrory, ponieważ poznałam postacie silne i niezależne a nie zamknięte w sobie czy nieśmiałe jakby można było sądzić że będą po latach tak trudnych doświadczeń. Autorka stawia więc przed nami pytanie czy to mężczyźni wymusili na Malwinie, Sylwii i Wiktorii podobne odważne tezy czy może one same w końcu zaczęły ujawniać swoją naturę niehamowaną w końcu przez partnerów a przy tym okazało się, że płeć piękna jest jednostką niezależną i otwartą na nowe doświadczenia.
Bardzo trudno ocenić mi "Mazurkę". Z jednej strony jestem pod wrażeniem podjętego tematu oraz poprowadzenia fabuły, z drugiej nie do końca przekonuje mnie takie postrzeganie świata. Nie mam na myśli kwestii religijnych, bo to odrębny temat, indywidualny dla każdego, ale myślę o samej przemianie zachodzącej w bohaterkach, bo te zbyt mocno skupiły się na samej duchowości a przestały oceniać pozostałe czynniki. Popadły ze skrajności w skrajność, jakby zbyt długo trzymane musiały znaleźć nowe podparcie. Nie mniej przyznaję, że powieść wywołała u mnie lawinę sprzecznych emocji i bardzo mocno mnie zaangażowała co zawsze sobie cenię w powieściach, więc mimo pewnych uwag polecam Wam samemu zmierzyć się z pomysłem autorki. Bardzo jestem ciekawa jak Wy odbierzecie "Mazurkę", ponieważ to idealna lektura do dyskusji!
Sama nie wiem. Chyba jednak się nie skuszę na tę książkę w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńLubię książki skłaniające do dyskusji. Już mam w planach przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńNa razie nie mam w planach tej książki. Fajną okładkę ma.
OdpowiedzUsuńPóki co nie mam napędu do czytanie tego typu książek.
OdpowiedzUsuń