Finałowy tom zapierającej dech w piersiach trylogii Mroczne umysły. Idealna lektura dla fanów Niezgodnej i Igrzysk Śmierci.
Świat powieści dystopijnych zawsze kusił mnie swoją tajemniczością i nieprzewidywalnością. Uwielbiam sięgać po książki z tego gatunku - dają mi wewnętrzną siłę do działania i karmią mojego ducha walki. Seria "Mroczne umysły" tym samym stała się mi bliska, polubiłam bohaterów a akcja wciągnęła mnie do swojego świata w mgnieniu oka. Dlatego spotkanie z finałowym tomem przekładałam od dawna, bo ciekawość mieszała się ze smutkiem, że wielkimi krokami zbliża się koniec. Jednak im częściej zerkałam w stronę samotnego tomu, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że muszę znać zakończenie tej historii.
Ruby to bohaterka, którą najbardziej cenię w całej fabule. Miałam przyjemność śledzić jej zmianę od samego początku, dzięki czemu zauważyłam, że to jedna z najbardziej dynamicznych postaci jakie poznałam. W pierwszym tomie przedstawiła się jako krucha i zagubiona dziewczyna, w drugim powoli stawała na nogi i podejmowała własne decyzje a już w finale - jako pełnokrwista bohaterka - stanęła na czele potężnej grupy. Kiedyś Ruby bałaby się własnego cienia, a teraz podejmuje ryzykowne decyzje i z czasem nawet wraca do miejsca swoich największych koszmarów. A co zaskakujące, nie jest przy tym bohaterką idealną. Ma swoje wady, nawet całkiem sporo, podejmuje decyzje, które nie podobają się większości, ale silnie kroczy na przód, bo wie, że nie ma już nic do stracenia.
Po Ruby pojawił się Liam, który jest zupełnym przeciwieństwem bohaterów, których ceniłam - jako główny uczestnik wątku romantycznego wypada na pierwszy rzut oka raczej słabo, bo jest taki milutki, przyjemny i życzliwy, że czasem aż zastanawiałam się czy ta jego empatia nie jest przesadzona. Jednak w przypadku relacji z Ruby wszystkie moje obawy gdzieś się ulatniały, a czułość, która irytowała mnie w stosunku do całego świata, w przypadku jego dziewczyny całkowicie mnie rozbrajała. Można zarzucić mu wiele - niestosowanie się do zasad, dumę i przesadzone zaufanie - ale miłość, którą w sobie pielęgnuje i podejście do Ruby burzą wszystkie mury. Wątek romantyczny w tej opowieści to, zaraz po motywie dystopii, najlepsza część książki.
Bracken ma to do siebie, że lubi zagłębiać się w szczegóły. Nie są one szczególnie drobiazgowe, ale sceny potrafią być solidnie opisane i czasami przekraczają granicę zainteresowania, i wkraczają na niebezpieczne tory przeciągania fabuły. Finał powieści przyniósł odpowiedzi na wszystkie pytania, zarówno te obecne jak i pojawiające się przy dwóch wcześniejszych częściach, więc siłą rzeczy fabuła musiała okazać się bardziej rozbudowana. Ale dzięki temu poznałam świat mrocznych umysłów od podszewki, zrozumiałam skąd wzięła się przypadłość i jak można jej zaradzić. Zajrzałam również do świata bohaterów, którzy w końcu odnaleźli swoje życiowe drogi. Wszystko zamknęło się w kompletnej całości, która wywarła na mnie spore wrażenie.
Lektura "Po zmierzchu" okazała się dla mnie najlepszym zakończeniem serii. Ogromnie żałuję, że to koniec. Nadszedł czas rozstania z ulubionymi bohaterami i poznanie wielkiego finału ich przygód. Ale gorzki posmak pożegnania osłodziło mi zakończenie, które spełniło wszystkie moje oczekiwania - dobitne a jednocześnie nieprzekombinowane i możliwe do zrozumienia. Zdecydowanie warte uwagi. Seria nie jest bez wad, ale ma w sobie urok, który przyciąga i hipnotyzuje. A o tym nie da się zapomnieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz