Wkrótce po erupcji odkrywają, że w rozległych lasach otaczających ich osadę nie są sami.
Lubię literackie eksperymenty i często sięgam po lektury, które próbują odbiegać od schematów. Szukam niebanalnych treści i fabuł, w których wszystko może się wydarzyć. Max Brooks wyszedł do swoich czytelników z propozycją czegoś nietuzinkowego, więc postanowiłam przetestować jego twórczość na własnej skórze.
Co z tego wyszło? Nienajgorsza historia przygodowa, co prawda zakwalifikowana jako horror, ale niewiele mająca wspólnego z tym gatunkiem. Polecam również podejść do niej jako do historii pomysłowej i innej niż wszystkie, ale na pewno nie przerażającej. Jeśli więc porzucicie wstępne założenia jestem przekonana, że książka umili Wam leniwe popołudnie, ponieważ wciąga już od pierwszych stron i nieustannie intryguje tym co może wydarzyć się na kolejnych stronach. Autor wykorzystując potencjał swojego pomysłu stworzył plastyczną fabułę opartą na gęstym klimacie oraz różnorodnych emocjach, dzięki czemu nieustannie coś się działo a ja czułam się w pełni zaopiekowana oraz zaangażowana.
Stworzenie znane jako sasquatch, Wielka Stopa, żyje i zaburza spokój mieszkańców Greenloop odizolowanych od świata. Po wybuchu wulkanu Mount Rainier spada na nich przerażająca prawda - w otaczających ich lasach żyją niebezpieczne istoty. Katastrofa naturalna odcina ich od internetu, więc zdanie tylko na siebie będą musieli podjąć najtrudniejsze decyzje, by stanąć oko w oko z mistycznymi istotami. Sasquatche nie chcą pokoju o czym przekonała się Kate Holland relacjonując w pamiętnikarskiej formie to czego doświadczyła.
Trochę z przymrużeniem oka, trochę z uśmiechem na ustach, ale za to naprawdę szczerze - bardzo mi się to wszystko podobało! Złożona sylwetka licznych bohaterów przedstawiła obraz odizolowanego społeczeństwa wystawionego na ciężką próbę i pozwoliła nam przeanalizować decyzje bohaterów podyktowane narażeniem na niebezpieczeństwo. Trudno jest postawić się w ich sytuacji, ale nie zmienia to faktu, że podczas przerzucania kolejnych stron czułam się jak jeden z uczestników misji, bowiem autor uwiarygodnił swoje wydarzenia jak tylko mógł. Z każdej strony otulał mnie gęsty klimat, zaskoczenia dopełniały dzieła a dynamiczny bieg wydarzeń ciekawie łączył się z formą książki, ponieważ całość relacjonowała Kate na zasadzie pamiętnika. To podbiło emocje, pokazało ludzi w prawdziwym świetle, gdy przyszło im walczyć o przetrwanie i napiętą do granic możliwości determinację.
"Dewolucja" bardzo miło mnie zaskoczyła i uważam, że to historia zdecydowanie warta uwagi. Idealnie angażuje myśli, otwiera drzwi do nieznanego świata i ujawnia tajniki ludzkiej natury. Autor pokazał się od dobrej strony, wymknął się schematom i wprowadził powiew świeżości, nie bał się napisać kilku krwawych scen, ale jednocześnie nie było w tym wszystkim przesady czy czegokolwiek wymuszonego. To rozrywka na naprawdę wysokim poziomie obok której nie powinniście przejść obojętnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz