"Toxyczne dziewczyny" Rory Power, Tyt. oryg. Wilder Girls, Wyd. Niezwykłe, Str. 315
Powieść, niepodobna do niczego, co już znasz.
Odcięci od świata, skazani na samych siebie. Czy walka z niewidzialnym przeciwnikiem jest możliwa?
Współczesna wersja "Władcy much" w wykonaniu Rory Power. To chyba najlepsze skrótowe określenie tej powieści. Przypomina klasykę, chociaż tak naprawdę różni się od niej diametralnie. "Toxyczne dziewczyny" to przede wszystkim ciekawy pomysł na przedstawienie młodzieżowej historii balansującej na granicy fantastyki, antyutopii czy nawet powieści społecznej jeśli chcemy zagłębiać się w podejmowane przez bohaterów problemy. Jednak mimo natłoku różnych gatunków nie jest to książka ciężka a wręcz - czyta się ją zaskakująco szybko.
Piękna okładka, niewiele zdradzające zapowiedzi i historia przy której warto na moment się zatrzymać. Na małej wyspie odciętej od świata zaczynają bowiem dziać się zaskakujące rzeczy. Wszystko dookoła zaczęła ogarniać niezidentyfikowana choroba, pogrążająca ludność, zwierzęta czy nawet rośliny w stanie przypominającym szaleństwo. W powietrzu wisi poczucie śmierci i nikt nie jest w stanie uciec od okrucieństwa, które drepcze niczym cień za mieszkańcami wyspy. A w tym wszystkim Hetty, Byatt i Reese - trzy bohaterki i uczennice szkoły, która już dawno przestała sprawiać pozory placówki wychowawczej.
Dużą rolę odgrywa w tej historii niewątpliwie klimat. Jest ciężki i zwiastujący nieuchronną tragedię, więc ciężko nie odczuwać na własnej skórze problemów z którymi radzą sobie bohaterowie. Nieustannie czuje się na karku oddech choroby, która masakruje wszystko co spotka na swojej drodze a niewypowiedziane pytanie jak można jej zaradzić jest kluczowym wyznacznikiem fabuły. Autorka miała naprawdę ciekawy pomysł dla swojej powieści chociaż jak na debiut przystało nie każdy rozdział czy podjęty wątek był rozbudowany tak jakbym tego chciała. Miejscami brakowało mi zagłębienia się w temat czy dodania do tego trochę więcej emocji.
Jeśli jest klimat mroku, musi być też tajemnica. I owszem, jest obecna. Dwie główne bohaterki przyjmują na siebie rolę narratorek w wymiennych rozdziałach i chociaż można łatwo przejrzeć ich intencje, podczas czytania na jaw wychodzą zaskakujące fakty. Nie każdy jest bowiem tym za kogo się podaje i w kryzysowych sytuacjach bohaterki powoli odkrywają swoją prawdziwą twarz. To wszystko osadzone w nietypowym świecie, niemal kameralnej wyspie i przy akompaniamencie sporej przygody. Otrzymujemy więc debiut godny uwagi i warty poświęconemu mu czasu.
"Toxyczne dziewczyny" skusiły mnie okładką a zatrzymały przy sobie treścią. Lubię takie świeże podejście do fabuły, lubię także oryginalność dlatego dobrze bawiłam się podczas czytania. Przymykam oko na kilka niedociągnięć będąc świadoma debiutu autorki i liczę, że to nie jej ostatnia lektura. Tymczasem polecam zajrzeć do świata dziewcząt z Raxter i rozwiązać zagadkę tajemniczej choroby.
Brzmi naprawdę zachęcająco. 😊
OdpowiedzUsuńTo świetna, klimatyczna książka. Gorąco polecam.
OdpowiedzUsuńOkładka aż przyprawia o dreszcze! :) Czuję, że książka by mi się spodobała ;)
OdpowiedzUsuńOkładka faktyczne przyciąga, ale ta fantastyka mnie odrzuca. [Kreatywna-alternatywa]
OdpowiedzUsuńTeż tak myślałam, że książka na pewno będzie wnosić powiew świeżości. Ostatnio wszędzie widzę tę okładkę. Chyba będę musiała po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńMnie też skusiła okładka i zachwyty zagranicznych czytelników, ale skończyłam lekturę z uczuciem zawodu. Czytało się fajnie, akcja wciągała, ale nie potrafię zrozumieć skąd to zakończenie, które nie wyjaśniło niczego...
OdpowiedzUsuńZastanowię się jeszcze nad tą książką, bo jak na razie to nie jestem zbytnio przekonana.
OdpowiedzUsuńWydaje się ciekawa :)
OdpowiedzUsuńKusisz :)
OdpowiedzUsuńBrzmi naprawdę interesująco, będę musiała ją sobie zapisać, do już okropnie długiej listy książek, które chcę przeczytać :D
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się okładka tej książki, ale sama opowieść to niekoniecznie moje klimaty, więc mimo tak pozytywnych opinii, które czytam, nie sięgnę po nią ;)
OdpowiedzUsuń