Grupa maturzystów gubi szlak w czasie zamieci śnieżnej w Bieszczadach.
Jesień i zima to najlepsza pora roku dla czytania kryminałów. Przynajmniej dla mnie. Uwielbiam ten czas, kiedy szybko robi się ciemno, bo to idealny klimat dla tego typu historii. Dlatego skusiłam się na pierwszy tom nowej kryminalnej serii M.M. Perr z nadzieją, że pozytywnie mnie zaskoczy.
Muszę przyznać, że to bardzo klimatyczna historia i chyba właśnie to urzekło mnie w niej najbardziej. Intrygująca, gęsta atmosfera nabiera rozpędu wraz z nowymi odkryciami a czytelnik czuje się w pełni zaangażowany w każdy kolejny szczegół akcji. W końcu to kryminał z bardzo niebezpiecznym rozwojem sytuacji, niemal namacalnie rzeczywisty i możliwy do przełożenia na rzeczywistość, więc potęgujący wyobrażenia czytelnika i budzący wiele skrajnych emocji.
Śnieżyca w Bieszczadach zmusza grupę maturzystów do zejścia ze szlaku. Trafiają do chaty na uboczu, w której odkrywają makabryczne zbrodnie. Ktoś przez kilkadziesiąt lat skrupulatnie mordował i chował w drewnianych skrzyniach ludzi. I nikt tego nie zauważył. W dodatku morderca pisał dzienniki na temat każdej ze swoich ofiar. Prowadzący śledztwo podkomisarz Robert Lew wie, że trafiła mu się najtrudniejsza sprawa w jego karierze.
Zbrodnie opisane są szczegółowo, a właściwie same szczątki, które ktoś zakonserwował w dziwnych chemicznych substancjach. Pojawia się wiele wątpliwości, śledztwo powoli porusza się do przodu, ale sama historia nie jest absolutnie nudna. Wręcz przeciwnie! Wpadłam w wir wydarzeń i z zaciekawieniem śledziłam kolejne poczynania Roberta Lwa, bo byłam ogromnie ciekawa co też wydarzyło się w tej chacie na uboczu i kto był za to wszystko odpowiedzialny. Odkrycie okazało się budzić wiele wątpliwości, w tym społeczne oburzenie, więc presja na prowadzących śledztwo była ogromna.
"629 kości" to lektura w sam raz do poczytania późnym popołudniem, pod kocem i z kubkiem gorącej herbaty w dłoni. Fabuła może nie jest szczególnie szybka, ale za to wciągająca i pełna ukrytych detali. Bawiłam się wspaniale podczas czytania i bardzo chętnie sięgnę po kolejną powieść z Robertem Lwem na czele, gdy tylko się ukaże.
TY to wynajdujesz książki... :) nie mogę się doczekać kiedy przeczytam! Okładka nieziemska.
OdpowiedzUsuńBędę miała tę książkę na uwadze. 😊
OdpowiedzUsuńTym razem spasuję, bo tematycznie chyba byśmy się z książką nie polubiły. A przynajmniej teraz, kiedy kompletnie nie mam ochoty na śledztwa. :)
OdpowiedzUsuńSama okładka jest zniewalająca. Będę miała tę książkę na uwadze.
OdpowiedzUsuńGdybym miała więcej czasu sięgnęłabym po nią bez zastanowienia.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Brzmi bardzo zachęcająco!
OdpowiedzUsuńRzadko kiedy zwracam uwagę na okładki, ale w tym przypadku już ona mnie zaintrygowała :)
OdpowiedzUsuńJest już druga część!
OdpowiedzUsuń