Czy na pewno wiesz, komu podajesz pomocną dłoń?
Na moment zapominając o kryminałach, które czytam na potęgę oraz o romansach od których czuję się już zbyt słodko postanowiłam sięgnąć po debiut Aleksandry Konefał a co za tym idzie oryginalny horror. Liczyłam, że mocno mną wstrząśnie i jeszcze bardziej zaskoczy. Czy tak było w rzeczywistości?
Muszę przyznać, że brakuję mi porządnych horrorów. Nie mówię tu o twórczości Kinga u którego nie ma duchów taki nadnaturalnej materii (a przynajmniej nie tyle ile bym oczekiwała po królu horrorów) i nie mam na myśli Koontza, który buduje niezłe napięcie, ale jak dla mnie kompletnie psuje finały swoich powieści. Dlatego wciąż szukam powieści z dreszczykiem, która sprawi, że nie zasnę w nocy a jeśli już - będę miała koszmary. Przyznam, że nie oczekiwałam aż takich zawrotnych wydarzeń w debiucie Konefał, ale po cichu liczyłam, że może będzie to moje małe odkrycie.
Główna bohaterka, Alicja, szybko złapała ze mną wspólny język chociaż nie ukrywam, że czasami była też trochę irytująca. Przymykałam jednak oko na momenty, kiedy lubiła stawiać siebie w centrum uwagi, bo podobała mi się jej ogólna pozycja wobec świata, jej chart ducha czy poczucie swobody w świecie, który ciągle zarzucał ją problemami. Autorka poradziła sobie z kreacją tej dziewczyny w sam raz, szczególnie że to na niej oparła całą fabułę. Wszystko zaczęło się od tego, że jej ojciec zmusił ją do powrotu do wielkiej posiadłości, nakazał domowe nauczanie i odciął od przyjaciół. Nie chciał, by uczyła się w swoim dawnym liceum, wolał by non stop przebywała w nawiedzonej posiadłości. Nic więc dziwnego, że cała opowieść potoczyła się tak a nie inaczej.
Może opowieść sama w sobie nie była straszna, ale brawa za klimat oraz napięcie utrzymujące się w powietrzu aż do końca. Poczucie klaustrofobii, dziwne miasteczko, nawiedzona posiadłość, nietypowe zjawiska - wszystko to dodało historii uroku i kolorytu, sprawiło, że czasami dziwnie czułam się czytając i nie będąc pewna co czai się na kolejnej stronie odczuwałam subtelny dreszczyk. Autorka ma dobry styl, pisze z lekkością i bardzo obrazowo, więc to na pewno duża zasługa pisania, ale ogólnie klimat książki robi tutaj wiele i oddaje ten charakterystyczny posmak książkowej grozy.
Skąd taki tytuł? Skąd "Lee Schubienik"? To bohater tajemniczy do ostatniej strony, którego losy nie są jasne niemal do końca. Niby jest a jednak go nie ma, niby zaprząta myśli Alicji, ale czy ona na pewno go poznała? Dlaczego chciał się powiesić na samotnej gałęzi? I dlaczego, gdy dziewczyna odwiodła go od tej myśli on przezornie pozostawił tam sznur? Tyle pytań pojawia się podczas lektury, że czystą przyjemnością jest odkrywanie kolejnych jej aspektów.
Jestem miło zaskoczona lekturą "Lee Schubienik" i cieszę się, że wpadła w moje ręce. Plus za klimat, kreację bohaterów oraz sam pomysł na fabułę, chociaż nie mogę zdradzić zbyt wiele, by nie popsuć Wam radości czytania. Mam nadzieję, że dacie tej książce szansę, ponieważ warta jest przeczytania, szczególnie gdy lubicie czytać do poduszki! Liczę również na to, że pojawi się kontynuacja, ponieważ finał pozostawił mnie w lekkiej konsternacji.
Oby kontynuacja pojawiła się jak najszybciej.
OdpowiedzUsuń