Kim naprawdę jest Syn? Czy możliwe, że też należy do świata fae – istot, których tak nienawidzi?
Lubię, gdy autorzy eksperymentują z gatunkami i wprowadzają na scenę nieszablonowe połączenia. To wpływa na wyobraźnię, zachęca do lektury i pozwala mocniej zaangażować się w treść, ponieważ nie wiemy czego możemy się spodziewać. Amelia Hutchins zabiera nas w podróż przez fantastyczne światy i sięga po romantyczne chwile dopełniające wydarzenia. Łączymy więc przygodę z mocnym erotyzmem, doszukując się ukrytych znaczeń oraz bawiąc się lepiej niż dobrze.
Książka dedykowana jest czytelnikom w starszym wieku, ponieważ zawiera treści, które balansują na granicy. Na początku sama niekoniecznie byłam przekonana do aż tak intensywnych wrażeń, ale przyznaję, że ostatecznie autorka ładnie ubrała je w słowa i pokazała mroczny świat istot fae, w którym tak naprawdę wszystko mogło się wydarzyć. Przygotujcie się więc na intensywną fabułę, która rozłożona na niemal pięciuset stronach, barwi wyobraźnię i zaskakuje pomysłowością.
Fabuła jest w pewien sposób schematyczna, ale nie rzuca się to mocno w oczy. Zauważyłam po prostu nawiązania do kilku znanych mi powieści, ale Hutchins wybrnęła z tego po swojemu i warto to pochwalić. Opowiada historię Synthii, która trafiła pod opiekę Gildii, gdy będąc dzieckiem jej rodzice padli ofiarą fae. Dziś uczy się jak odróżniać dobro od zła, i jak walczyć z istotami, które próbują zaburzyć równowagę. Podejmuje się także szaleńczej misji stając do konfrontacji z Mrocznym Księciem fae, nie wiedząc, że jego emocjonalne tortury będą miały odmienny skutek.
Dwójka bohaterów staje po przeciwnych stronach barykady. Posypią się iskry a emocje dojdą do wrzenia, ponieważ przepychanki słowne będą najmniejszym zmartwieniem. Postacie nie będą chciały odpuścić, do samego końca zawalczą o swoje, nawet jeśli przyciąganie między nimi zamieni się w zabójczy magnetyzm. I właśnie to napędzało całą akcję, nie wojna w tle, nie fae, które sieją postrach a udowodnienie swojej racji oraz manipulacja sięgająca najwyższego poziomu. Intensywność wrażeń zapewniają więc uczucia i czyny bohaterów, które z czasem łączą się w spójną całość.
To ciekawe wprowadzenie do serii oraz obietnica jeszcze lepszego rozwinięcia akcji. Przyznaję jednak, że podczas czytania "Mrocznego księcia fae" bardzo dobrze się bawiłam. Nie spodziewałam się takiego zaangażowania ze strony autorki i chociaż książka należy raczej do tych lekkich, idealnych na leniwe popołudnie to napływ emocji zdecydowanie odegrał tutaj kluczową rolę. Nie bójcie się więc gatunkowego pomieszania i razem ze swoją romantyczną duszą wkroczcie do świata, w którym wszystko może się wydarzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz