Położony na krańcu świata Instytut Północny jest otoczony rozległym obszarem wiecznego śniegu i lodu.
Sięgając po powieść Seana Adams zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Okładka sugerowała minimalizm i kameralną opowieść, natomiast opis przywoływał na myśl sceny z thrillera. Co w rezultacie otrzymałam? Intrygującą powieść mocno dająca do myślenia.
To pomysłowa historia, inna niż wszystkie i mocno psychologiczna. Angażująca, więc warta poświęconego jej czasu. Stosunkowo krótka, więc możliwa do przeczytania w jeden wieczór. Przygotujcie się jednak, że mocny wątek psychologiczny namiesza Wam w głowie a wyobraźnia będzie pracować na najwyższych obrotach. O to tutaj chodzi – nie liczy się sama treść a wydźwięk jaki ze sobą niesie, ponieważ autor bawi się z czytelnikiem, żongluje domysłami, buduje mroczny i gęsty klimat a także podsyca atmosferę niepewnością otaczającą nas swoimi ramionami do ostatniej strony.
Przenosimy się do Instytutu Północnego, odciętego od świata i położonego w zapomnianym miejscu. Otoczonego lodem, zimnem i samotnością. To właśnie tam rozegra się akcja powieści a losy postaci staną pod znakiem zapytania. Dziś to miejsce jest opuszczone a w Instytucie mieszka zaledwie czwórka osób, która ma doglądać wnętrz i czekać na dalsze polecenia. Wykonują swoją pracę, ale nikt nie spodziewa się tego co już niebawem nadszarpnie ich zdrową psychikę. Za oknami, w gęstym śniegu pojawi się coś co zburzy ich porządek. Czy się porusza? A może stoi w miejscu? Na te pytania nikt nie zna odpowiedzi.
Muszę przyznać, że to była naprawdę dobra historia. Nietuzinkowa i być może przez to nie każdemu przypadnie do gustu, ale ja bawiłam się naprawdę dobrze. Kameralne grono bohaterów zamknięte w czterech ścianach, z zakazem wyjścia na zewnątrz a także mrozem budzącym grozę to jedynie wstęp do kolejnych wydarzeń. Autor snuł swoją opowieść w powolnym tempie, ale zachował dynamikę, skupił się na szczegółowych opisach i igrał sobie z naszymi szarymi komórkami, ponieważ do samego końca trudno było mi odpowiedzieć na zadane podczas czytania pytania. Właśnie to w tym wszystkim podobało mi się najbardziej – interakcja między czytelnikiem a czytaną historią, podczas której wszystko mogło się wydarzyć.
"To coś w śniegu" to minimalizm i skrajne emocje w jednym. Historia przemyślana, napisana, by szokować i dawać do myślenia. Niepozorna, krótka i wydawałoby się, że możliwa do szybkiego zapomnienia a jednak tak mocno zapadająca w pamięć, że być może jeszcze kiedyś do niej powrócę. Na pewno będę polecać ją tym, którzy poszukują książki wymykającej się spoza wszelkich schematów, gdzie kryminał łączy się z thrillerem, wątki psychologiczne są silniejsze niż cokolwiek innego a kreacje postaci rozłożono na czynniki pierwsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz