Historia rodzinna nie definiuje twojej przyszłości.
Czasami wystarczy niewielka ilość stron, by przekazać wszystkie niezbędne emocje. Czasami kameralna historia wydaje się głośniejsza niż wszystkie inne. Przygotujcie się zatem na prozę Jany Innej, jak na intensywną podróż ku zrozumieniu siebie.
To niełatwa opowieść o trudach życia. O ludzkich słabościach, niesprecyzowanych celach, marzeniach, które wydają się nieosiągalne. Książka do przeczytania w jeden wieczór przez wzgląd na swoją objętość, ale wartości jakie się w niej zamykają pozostają w naszej głowie na długo po zamknięciu ostatniej strony. Autorka poruszyła ważne kwestie w niezwykle osobisty sposób, sprawiła, że fabuła jej powieści trafia do nas bardzo personalnie i nawet jeśli na co dzień nie mierzymy się z podobnymi problemami - w pełni potrafimy utożsamić się z losami głównej bohaterki.
Zosia marzy o tym, by zacząć lepsze życie. Kocha swoją liczną rodzinę, ale wie, że wykształcenie pomoże jej w przyszłości. Nie chce żyć tak jak jej najbliżsi, pogrążeni w alkoholowym nałogu. Pewnego dnia poznaje Mateusza z którym wydaje się mieć wiele wspólnego. I chociaż obydwoje szybko zaczynają czuć do siebie coś więcej, demony przeszłości nie pozwalają w pełni rozwinąć się miłości.
Ciężko było podążać tą wyboistą drogą, ponieważ autorka nie oszczędzała Zosi. Na niewiele ponad dwustu stronach rozegrała się pełna emocji opowieść o bólu i stracie, o rodzinie, która nie myśli o swoich bliskich, pogrążając się we własnej depresji oraz uzależnieniu. Dziewczyna będąca w samym środku tego chaosu okazała się wyjątkową osobą, która relacjonowała zdarzenia w logiczny sposób, nie poddawała się niepotrzebnym emocjom, nie wpadała w rozpacz - kochała swoją rodzinę, ale jednocześnie wiedziała, że jeśli jej nie opuści, sama popadnie w stagnację. Obecność Mateusza była wsparciem, ale ich wątek nie był typowo romantyczny i chyba to podobało mi się najbardziej. Owszem, obydwoje czuli do siebie coś więcej, ale fabuła przede wszystkim toczyła wojnę z alkoholizmem, pokazywała opłakane skutki uzależnienia i chociaż definiowała całość jako chorobę to w bardzo trafny sposób udowadniała wielkie pole rażenia.
"Co by było, gdyby..." wzrusza, intryguje i daje do myślenia. Książka jest krótka i niewiele można o niej napisać, poza faktem, że w bardzo emocjonalny sposób odnosi się do podjętego tematu. Autorka nie bała się ujawnić wszystkie tajniki uzależnienia, pokazała jak trudno jest sobie z nim radzić i jak bolesne kroki czasami potrzeba podjąć, by przed tym uciec. Cieszę się, że miałam okazję trafić na powyższą lekturę i mam nadzieję, że Wy również dacie jej szansę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz