"Keela" L.A. Casey, Tyt. oryg. Keela a Slater Brothers novel, Wyd. Kobiece, Str. 176
"Mimochodem uśmiechnęłam się jak przystało na wiedźmę, którą byłam. Zamierzałyśmy ich zniszczyć."
Przy recenzji drugiego tomu serii o braciach Slater wspominałam Wam, że nie trzeba zachować chronologii czytania by móc poznawać losy bohaterów, jednak autorka w ramach uznania dla swoich czytelników napisała dopełnienia do każdego tomu. "Keela" to kontynuacja książki "Alec" po którą mogą sięgnąć ci czytelnicy, którzy czuli niedosyt przygód Keely i Aleca.
Lubię takie dodatki i nie ukrywam, że to również wpływa na pozytywne patrzenie przeze mnie na autorów. Wiem, że nie tylko wychodzą naprzeciw oczekiwaniom sowich czytelników, ale głębiej angażują się w powieści przez co książki wydają się bardziej wiarygodne. Pamiętajcie jednak, że jest to literatura z pogranicza kobiecości i erotyzmu, więc nie możemy oczekiwać po niej czegoś wyszukanego - ma bawić i cieszyć, a bez wątpienia książki od L.A. Casey odnajdą się w tej roli.
Króciutka kontynuacja losów dwójki nieznośnych bohaterów po raz kolejny udostępnia pierwszoosobową narrację Keely, która sprawdziła się w tej roli, w przypadku drugiego tomu. Dziewczynę bardzo łatwo polubić i zrozumieć, podobnie jak Aleca, który ma swoje humoru i wybuchowy temperament. Jednak pod wpływem głównej bohaterki zmienia się nie do poznania co widać szczególnie w powyższej lekturze. A warto zajrzeć trochę głębiej niż na samą powierzchowność fabuły, ponieważ autorka pokusiła się o lekkie nawiązanie do gatunku New Adult - wplątując w wydarzenia tragedię, która dotknęła główną bohaterkę. Dziewczyna marząc o spokoju i zapomnieniu przeszłości mierzy się z koszmarami, które nękają ją każdej nocy. I chociaż ma u boku narzeczonego, który kocha ją bez opamiętania nie może czuć się w pełni szczęśliwa.
Alec to dobry chłopa, chce dla swojej dziewczyny jak najlepiej, jednak nie zawsze wychodzi mu to co zaplanował. Jednak z jego niespodzianek zmienia się w porażkę a chaos wita fabułę z otwartymi ramionami. Przez niewielką objętość stron przewinęło się zaskakująco dużo wydarzeń czego - przyznaję - zupełnie się nie spodziewałam. Liczyłam na jedną dopełniającą historię a tak naprawdę autorka próbowała poprowadzić nowe wydarzenia. Moim zdaniem, trochę niepotrzebnie, bo zrobił się zbyt duży natłok bohaterów i wydarzeń, które spokojnie można było okroić do połowy. Nie mniej przemówiło to w pewnym sensie na korzyść akcji, która dynamicznie poruszała się do przodu.
"Keela" to lektura przede wszystkim dla tych, którzy czytali już "Aleca". Ponownie przywitali mnie ci sami bohaterowie i ich wybuchowe charaktery, które pozytywnie zaskoczyły mnie w drugim tomie serii o braciach Slater. Słodko-gorzki wypełniacz wydarzeń po finale, który trochę nie wyszedł autorce w stosunku liczby stron do rozgrywanych wydarzeń. Nie mniej myślę, że fani nie poczują się rozczarowani, bo o to chodziło, prawda? By bohaterowie wrócili z przytupem a to na pewno się im udało.
Szkoda, że finał trochę nie wyszedł, ale i tak dam szansę tej serii za jakiś czas. ;)
OdpowiedzUsuńMam w planach ten cykl, jako odskocznia od trudnej literatury.
OdpowiedzUsuńWidzę, że szybko brniesz z serią :) Bardzo ciekawa jestem tego dopełnienia. Jak przeczytam "Aleca", to na pewno zapoznam się z "Keelą" :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze "Aleca". Wszystko przede mną.
OdpowiedzUsuńMuszę zatem przeczytać najpierw "Aleca" :) pozdrawiam. Świetna recenzja.
OdpowiedzUsuńNie czytałam poprzedniej i w tej chwili chyba podziękuję.
OdpowiedzUsuńZnowu trzeba będzie nadrabiać :)
OdpowiedzUsuńJak pisałam pod recenzją "Aleca" - nie wiem czy po niego sięgnę, więc co do powyższego dodatku mam takie samo zdanie.
OdpowiedzUsuń