Kiedyś syreny chodziły pomiędzy śmiertelnikami. Pamiątką tych czasów jest przepis na truciznę, na którą nie ma lekarstwa.
Biorę w ciemno wszystko co oparte na baśniach, bajkach i mitach. Uwielbiam ten motyw w literaturze i zawsze jestem ciekawa jak dany autor poradził sobie z wyzwaniem. Tym razem to Magdalena Kubasiewicz postanowiła oczarować nas swoją interpretacją a kluczowe pytanie brzmi - czy jej się udało?
Wielkim plusem dla tej historii jest klimat. Czuć gęstą atmosferę niemal od samego początku i tutaj autorka spisała się naprawdę dobrze. W towarzystwie nieuchronnego przeczucia, że niebawem wydarzy się coś złego, atmosferze strachu przed popełnieniem błędu widzimy zmagania bohaterów oraz ich walkę z czasem, by uratować otrutego przez Pocałunek Syreny księcia. Pomysł na fabułę był więc jak najbardziej udany, potencjał był z tego ogromny a samo wykonanie okazało się bardzo dobre choć nie idealne.
Może zacznę od tego co niekoniecznie mi się podobało, żeby dalej już tylko zachwalać. Mam poczucie, że zabrakło w tej historii głębi oraz emocji. Były one widoczne, owszem, ale czasami pojawiały się przestoje w fabule a także wydarzenia mniej plastyczne niż wymagała od nich tego fabuła. Trochę po macoszemu został również pokazany świat przedstawiony, ponieważ było tutaj ogromne wręcz pole do manewru i chciało by się poznać jak najwięcej miejsc, opisów, detali związanych z zasadami magii, całego systemu funkcjonowania społeczeństwa czy konkretniejszego podziału między syrenami a śmiertelnikami.
Jednak prawda jest taka, że cała historia i tak robi dobre wrażenie i czyta się ją od deski do deski. Syreny, często niebezpieczne, wielka miłość, walka o przetrwanie. Alchemiczka Aletha orz arystokrata Leto łączą siły, by wybudzić otrutego księcia, ale na drodze napotykają liczne przeciwności. Są to bohaterowie ciekawi, interesująco wykreowani, tacy którym z przyjemnością towarzyszy się w tej przygodzie. A jest w czym, ponieważ Aletha i Leto będą musieli zmierzyć się z upiorami, teoriami spiskowymi i licznymi wrogami, będzie więc dynamicznie, niebezpiecznie a czasami także zaskakująco - nie mogę powiedzieć abym nudziła się podczas czytania, ponieważ do samego końca ciekawiło mnie jak autorka zamknie wątek bohaterów.
"Wszystko pochłonie morze" jest więc książką, która ma w sobie spory potencjał. Magdalena Kubasiewicz nie oczarowała mnie tak jakbym tego chciała, ale nie czuję się również rozczarowana. O nie! Bawiłam się fantastycznie podczas czytania i po chichu liczę jedynie na ciąg dalszy tej historii w której być może autorka pokusi się o dopracowanie kilku wątków. Wtedy będę zachwycona, ponieważ jak na razie wystawiam autorce solidną piątkę z malutkim minusikiem a Was zapraszam do Sieldige gdzie czeka Was wielka przygoda i liczne atrakcje.
Brzmi naprawdę ciekawie! :)
OdpowiedzUsuńNa razie sobie odpuszczę tę książkę.
OdpowiedzUsuńSyreny są fascynujące, a "Mała syrenka" Andersena to jednak z moich ukochanych baśni z dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńMam dużą ochotę na lekturę tej książki :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że nie czujesz rozczarowania. Może się skuszę na tę książkę.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że cię rozczarowała, choć ja dalej zamierzam ją przeczytać. Może, z mniejszym nastawieniem.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Szkoda, że potencjał książki nie został w pełni wykorzystany, ale najważniejsze jest, że mimo wszystko nie czujesz się rozczarowana.
OdpowiedzUsuńRaczej nie odnalazła bym się w tej książce.
OdpowiedzUsuń