Nowa seria niesamowitej T.L. Swan, autorki „Braci Miles”!
To miało być tylko niewinne kłamstwo, które pozwoli jej znaleźć lepiej płatną pracę. Nie spodziewała się, że pociągnie to za sobą szereg konsekwencji. Zrodziło się uczucie, które istnieć nie powinno. Tylko czy na sekretach oraz niedomówieniach można budować przyszłość?
T.L. Swan zauroczyła mnie swoją wcześniejszą serią, w której pełno było emocji i dobrej zabawy. Autorka potrafi zrównoważyć poważne chwile z radosnymi wydarzeniami i równie często można śmiać się pochylonym nad jej fabułą co kibicować bohaterom w drodze ku realizacji celów. Nie inaczej było w przypadku pierwszego tomu najnowszej serii Swan, ponieważ "Pan Masters" okazał się lekturą dopracowaną i wciągającą, znacznie wyżej podnoszącą poprzeczkę niż dobra seria Bracia Miles.
Zaczęło się od kłamstwa, ponieważ Brielle trochę podkoloryzowała swoje CV, by dostać pracę opiekunki. Liczyła na lepszy start w życiu oraz perspektywę większych zarobków. Nie spodziewała się, że przyjdzie jej mierzyć się z aż tak niesfornymi dziećmi, których ojcem w dodatku jest pewien bardzo wpływowy i seksowny mężczyzna. Brielle powinno zatrzymać to, że jest jej pracodawcą a w dodatku widział ją w wielu krępujących sytuacjach, ale wydaje się, że to tylko zagęszcza atmosferę.
To historia utrzymana pomiędzy motywem zbliżonym do romansu biurowego oraz komedii pomyłek, ponieważ autorka sięgnęła po kilka motywów i bardzo pomysłowo je zmieszała. Zmieniamy biuro na dom, ale wszystko pozostałe jest bez zmian: bohaterowie popełniają sporo gaf, próbują omijać się szerokim łukiem a i tak wciąż pojawiają się sytuacje, które zmuszają ich do konfrontacji. Są to jednak postacie w pełni wiarygodne, wielowymiarowe, o których można czytać i czytać, ponieważ od samego początku ich los nie był mi obojętny a nawet po cichu miałam nadzieję, że autorka nie będzie dla nich zbyt surowa.
"Pan Masters" to urocza, ale na pewno nie naiwnie słodka opowieść, w której można znaleźć coś więcej niż banalny romans. Autorka pisze o drugich szansach, szukaniu swojego miejsca w świecie a nawet niełatwym macierzyństwie. Ważne wartości zostały jednak ujęte w lekki i pomysłowy sposób, więc historia nie była za ciężka a za to od pierwszej do ostatniej strony bardzo emocjonalna i dojrzała. Bardzo lubię całą twórczość T.L. Swan, ale muszę przyznać, że jej najnowsza seria dużo wyżej podnosi poprzeczkę. Wszystkim romantyczkom zdecydowanie polecam!
Jaka klimatyczna okładka. Bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuń